Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 8 października 2015

"ODPOWIEDZIALNOŚĆ" - rozdział 9

 

15 wrzesień 2015
ROZDZIAŁ 9

Wjechali na czwarte piętro. Ula podeszła do drzwi i przekręciła w zamku klucz. Otworzyła je na oścież.
- Proszę, wejdźcie i rozgośćcie się. Ja za chwilę będę do dyspozycji – wskazała im kanapę w swoim małym saloniku a sama poszła do łazienki. Kiedy spojrzała w lustro stwierdziła, że wygląda okropnie. Na zapuchnięte od płaczu oczy niewiele mogła poradzić. Przemyła tylko twarz wodą i wróciła do swoich gości.
- Napije się pan kawy? Amelka, Kacper chcecie pomarańczowego soczku?
- Kawy bardzo chętnie, a i dzieci też się napiją, prawda? – Potaknęły główkami.
Nastawiła ekspres. Marek rozglądał się ciekawie. Dziwił się, że jeszcze istnieją takie mikroskopijne mieszkania. To, mimo że małe było niezwykle przytulne. Ciepłe kolory ścian i mnóstwo kolorowych poduszek. Wszędzie bardzo czysto. – Pedantka – pomyślał z uznaniem.
Kiedy już postawiła przed nim aromatyczne espresso i podała dzieciom sok, usiadła naprzeciw.
- Dlaczego mnie szukaliście? – Marek uśmiechnął się do niej z sympatią ukazując w całej krasie dołeczki w policzkach. - To po nim je mają. Są naprawdę urocze – pomyślała.
- Źle się zaczęła nasza znajomość. Oboje powiedzieliśmy sobie zbyt wiele przykrych słów…
- Za to chciałam pana bardzo przeprosić – weszła mu w słowo. - Miał pan rację. Nie miałam prawa tak na pana naskakiwać tym bardziej, że nie znam pana prawie wcale i nie mnie osądzać pańskie postępowanie.
- Ja też chcę przeprosić. Zirytowałem się wtedy, ale kiedy analizowałem naszą rozmowę po raz któryś z kolei, musiałem przyznać pani rację w kilku kwestiach. A przyjechaliśmy tutaj, bo mama naprawdę się o panią martwi i pluje sobie w brodę, że nie spisała pani numeru telefonu. Sądziła, że zadzwoni pani do niej, a pani milczała jak grób.
- Tak, zostawiła mi wizytówkę mówiąc, że gdybym czegoś potrzebowała, to mam zadzwonić, ale to nie było koniecznie, bo wypisano mnie ze szpitala po tygodniu. Poza tym ona ma tyle obowiązków, że nie chciałam jej absorbować swoją osobą.
Marek przyglądał jej się z ciekawością. Była niezwykle skromna. Jej łagodny głos działał na niego kojąco i te oczy… Mimo opuchniętych powiek były niezwykłe. Intensywnie błękitne i przede wszystkim dobre.
- Pyszna kawa. Naprawdę pyszna. A my przyjechaliśmy z misją. Za kilka dni rodzice wyjeżdżają do Szwajcarii. Jak pani zapewne wie, mój ojciec ma poważne problemy z sercem i koniecznie wymaga kuracji.
- Tak… Pani Helena coś wspominała…
- Ona nie zazna spokoju i będzie się dręczyć, że nie ma o pani żadnych wieści. Byłbym wdzięczny, gdyby zechciała pani z nami pojechać. Obiecuję, że odwiozę panią do domu po tej wizycie.
Zaskoczył ją i to bardzo. Nie była w nastroju do wizyt. Ciągle miała przed oczami widmo bezrobocia.
- Naprawdę nie wiem… Mam dzisiaj ciężki dzień i chyba nie jestem dobrym towarzyszem do rozmowy.
- Proszę nam nie odmawiać. Dzieciaki nie mogły się doczekać spotkania z panią, a mama pewnie siedzi jak na szpilkach.
Jednak nie mogła odmówić głównie ze względu na Helenę. Polubiła tę kobietę i to bardzo. Nie chciała jej rozczarować.
- No dobrze… Muszę się tylko przebrać.
- Zaczekamy.

Ogrom tego domu przytłoczył ją. To nie był dom, ale prawdziwa posiadłość. Szeroko otwartymi oczami podziwiała pięknie utrzymane iglaki stojące w szeregu wzdłuż podjazdu i morze kolorowych kwiatów.
- Pięknie tu… - wyszeptała. – Zachwycająco.
- To jeszcze nic. Po obiedzie oprowadzę panią po ogrodzie. Na pewno się pani spodoba. – Odwróciła do niego twarz.
- Czy mógłby mi pan mówić po imieniu? Ten zwrot „pani” trochę mnie drażni.
Ujął jej dłoń i przycisnął do ust.
- Będzie mi bardzo miło i proszę o to samo. Wysiadamy, bo pewnie babcia już się niecierpliwi.
Pomogła mu wypiąć dzieci z fotelików i wziąwszy Amelkę za rękę poszła za Markiem prowadzącym Kacperka. Po chwili już tonęła w ramionach Heleny.
- Uleńko, tak bardzo martwiłam się o ciebie. Dlaczego nie zadzwoniłaś? Myślałam, że chociaż dasz znać, kiedy wypuszczą cię ze szpitala. Tak się cieszę, że Markowi udało się ciebie odnaleźć. Zapraszam. Wejdź proszę i poznaj mojego męża.
Uścisnęła dłoń siedzącego na kanapie mężczyzny.
- Bardzo mi miło poznać pana panie Krzysztofie.

Po obiedzie wyszli wszyscy na patio. Pogoda była wymarzona. Dzieci bawiły się piłką. Usadowiony w fotelu Krzysztof okryty kocem przyglądał się z uśmiechem tym harcom. Marek zabrał Ulę do ogrodu. Była pod wrażeniem jak bardzo jest wypielęgnowany i zadbany. W Rysiowie też mieli ogród, a raczej ogródek, bo w porównaniu z tym był bardzo mały. Napawała się tym pięknym widokiem idąc w milczeniu obok Marka i chłonąc słodkie zapachy róż, lilii innych kwiatów.
- Chciałem cię o coś zapytać – przerwał ciszę Marek – i mam nadzieję, że nie uznasz tego za wścibstwo z mojej strony. - Milczała więc kontynuował. – Dlaczego dzisiaj płakałaś? Stało się coś niedobrego? Znowu zalśniły jej w oczach łzy.
- Dla mnie bardzo niedobrego. Dzisiaj dostałam wypowiedzenie w pracy ze skutkiem natychmiastowym. Mamy redukcję etatów. To zwolnienia grupowe, bo firma cienko przędzie. Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Okazało się, że w pierwszym rzędzie zwalniali tych, którzy mają najmniejszy staż pracy. Mój wynosi trochę ponad trzy lata. Nie miałam szans przy takim założeniu. Najgorsze jest to, że nawet nie mogę poszukać sobie nowej z tym gipsem. Nie wiem z czego będę żyć… - ukryła w dłoniach twarz i rozpłakała się rozpaczliwie. Zrobiło mu się jej żal. Nie lubił patrzeć na kobiece łzy.
- Nie płacz Ula, – pocieszał ją – może nie będzie tak źle. Jakie masz wykształcenie?
- Wyższe… - chlipnęła.
- No dobrze. A jaką uczelnię kończyłaś?
- SGH…
- Serio? Ja też. A jaki kierunek?
- Ekonomię i jeszcze drugi Zarządzanie i marketing.
Aż przystanął zdumiony. Schwycił ją za ramiona i zmusił, żeby na niego spojrzała.
- Żartujesz… - Potrząsnęła głową
- Daleko mi do żartów…
- Dziewczyno! Spadasz mi jak z nieba. Masz odpowiednie wykształcenie i praktykę. Co robiłaś w poprzedniej pracy?
- Różne wyliczenia. Pracowałam w dziale finansowym. – Marek złożył ręce jak do modlitwy i wyglądał komicznie. Patrzyła na niego i chyba nie bardzo rozumiała, czym się tak ekscytuje. Zdjęła okulary i wytarła mokre powieki.
- Jak tylko dojdziesz do sprawności z tą ręką masz u mnie zatrudnienie. Od dawna szukam kompetentnej asystentki. Idealnie się nadajesz. Płaca pięć tysięcy brutto plus premia kwartalna.
Teraz to ona wyglądała komicznie z tymi szklącymi się jeszcze od łez wielkimi oczami i otwartymi ustami. Była w wyraźnym szoku.
Zachichotał.
- To nie żart Ula. Zatrudniam cię. Zgadzasz się? – Otrząsnęła się wreszcie.
- Nigdy nie dostałam lepszej propozycji pracy – wykrztusiła przez ściśnięte gardło. – Oczywiście, że się zgadzam i dziękuję. Myślałam, że ten dzień jest najgorszy w moim życiu, a okazał się najlepszy.
- Myślę, że jeszcze niejeden najlepszy ci się trafi. Wracajmy.
Pokrótce streścił rodzicom rozmowę z Ulą. Nie mieli pojęcia, a zwłaszcza Helena, że Ula posiada takie gruntowne wykształcenie. Ucieszyli się, że przyjęła propozycję Marka i pogratulowali jej.

Wieczorem żegnała się z Heleną bardzo wylewnie. Życzyła Krzysztofowi powrotu do zdrowia wyrażając nadzieję, że poprawa szybko nastąpi. Ucałowała bliźniaki i ruszyła z Markiem do samochodu. Przed jej domem wymienili jeszcze numery telefonów i mówiąc sobie „dobranoc” rozstali się.
Zasypiała z uśmiechem na ustach. Była już spokojna i nie musiała się obawiać bezrobocia. Miała pracę i to bardzo dobrą pracę. W dodatku do niej też nie musiała dojeżdżać, bo ulica Lwowska przy której stał budynek Febo&Dobrzański była bardzo blisko miejsca, w którym mieszkała. Pomyślała, że w tym nieszczęściu miała jednak wielkie szczęście.

Leniuchowała niemal do dziesiątej. Potem wstała i zrobiła sobie śniadanie. Stojąc przed łazienkowym lustrem doszła do wniosku, że powinna trochę o siebie zadbać. Włosy zdecydowanie były za długie i miały zniszczone końcówki. Przypomniała sobie, że dzisiaj ma wizytę u ortodonty. Chyba najwyższy już czas pozbyć się tego aparatu. Najpierw więc fryzjer, potem ortodonta. Na weekend miała zaplanowany wyjazd do Rysiowa.
U fryzjera zmitrężyła cztery długie godziny, ale efekt był porażający. Podobała się sama sobie. Włosy zostały przystrzyżone, ale nadal były długie. Wokół twarzy zostały wycieniowane i przez to nabrały objętości. Zdecydowała się też na zmianę koloru. Z brązowych stały się miedziano rude i dodawały jej uroku.
Przed wizytą u ortodonty weszła jeszcze do optyka. Okulary, które nosiła do tej pory były niemodne, duże i ciężkie. Zastąpiła je małymi i lekkimi, których nawet nie czuła na nosie.
To był drugi dzień, który uznała za udany. Zniknęło żelastwo z zębów, a w łazienkowym lustrze odbijała się twarz naprawdę pięknej kobiety o głęboko chabrowych oczach i zmysłowych ustach podkreślonych delikatną szminką. Uśmiechnęła się do swojego odbicia. – No Cieplak, jeszcze nigdy nie wyglądałaś tak dobrze.

Od rana wydzwaniał do agencji zajmujących się zatrudnianiem opiekunek do dzieci. Czas wylotu rodziców zbliżał się nieubłaganie więc tym bardziej musiał się sprężać. Tym razem miał naprawdę wysokie wymagania. Szukał kobiety w wieku czterdziestu, czterdziestu pięciu lat, w miarę zdrowej i sprawnej, mającej profesjonalne podejście do dzieci. Nie musiała dla nich gotować, bo była przecież Zosia.
Wreszcie po długich rozmowach zaproponowano mu trzy kobiety i umówiono spotkanie na następny dzień po południu. Ucieszył się, że i mama będzie mogła wziąć w nich udział. Ona najlepiej wiedziała, czego potrzebują jej wnuki.
Faktycznie jedna z nich, Maria zrobiła bardzo dobre wrażenie i na Marku i na Helenie. Miała świetne referencje. Nie posiadała nałogów, była dyspozycyjna, bo i rodziny też nie miała. Dzieci zdążyła odchować i wykształcić. Teraz były już na swoim. Markowi zaimponowała także tym, że bardzo wcześnie owdowiała i wychowywała dzieci sama. Wiedział, że takich kobiet, które samotnie wychowują potomstwo jest mnóstwo, ale uznał, że to dodatkowy powód, żeby przyjąć Marię do pracy.
Helena odetchnęła. Już bez przeszkód mogła zacząć pakować siebie i Krzysztofa. Dwa dni później Marek wraz z dziećmi żegnał ich na warszawskim Okęciu. Zanim przeszli do odprawy długo ściskali maluchy mówiąc, że będą za nimi tęsknić. Helena ucałowała policzek syna.
- Wyjeżdżam spokojna, bo wiem, że teraz poradzisz sobie doskonale. Pani Maria i Zosia na pewno pomogą. Dziękuję ci też za Ulę. Myślę synku, że będzie znakomitą asystentką, bo wydaje się osobą niezwykle uczciwą i rzetelną.
Przeszedł wraz z bliźniakami na taras widokowy, by móc zobaczyć odlatujące samoloty w tym ten, na którego pokładzie byli jego rodzice. Po wyjściu z lotniska usadził je w fotelikach.
- To co szkraby? Jedziemy do parku?
- Jedziemy!
Zaparkował w stałym miejscu. Zanim wysiadł, rzekł.
- Pamiętacie co robić? Zaraz was wypuszczę. Stoicie i czekacie grzecznie aż zamknę samochód. Nie wychodzicie na ulicę, tak?
- Tak tatusiu.
- No to wychodzimy. - Z bagażnika wyciągnął jeszcze zabawki do piaskownicy, orzechy i mieszankę ziarna. Tę ostatnią kaczki jadły chętniej niż suche pieczywo. Podał dłonie dzieciom, które uchwyciły się ich mocno. – To gdzie chcecie iść najpierw?
- Do wiewiórek, a potem do kaczek.
Stał z dziećmi przy stawie rozpakowując torbę z mieszanką ziarna.
- Tego jedzenia nie można rzucać do wody, bo pójdzie na dno i kaczki się nie najedzą. Spójrzcie. Wysypiemy je tu na brzegu. Widzicie? Już podpływają i wychodzą na trawę. Dużo ich, prawda?
Dzieci przykucnęły przyglądając się w milczeniu jak wiecznie głodne ptaki łakomie rzucają się na jedzenie. Marek wciąż powtarzał Amelce i Kacprowi, że nie mogą piszczeć i podskakiwać, bo spłoszą kaczki. Teraz widział już postęp i cieszył się, że zapamiętały. Przykucnął przy nich.
- To co? Teraz piaskownica. Postawicie kilka babek z piasku.
- Ja wolę huśtawki tatusiu – Amelka odgarnęła długie włosy z twarzy. Pomyślał, że powinien nauczyć się ją czesać i jakoś spinać te niesforne, gęste pasma.
- A ty Kacper?
Mały nie odpowiedział tylko wyprostował się i z okrzykiem – Pani Ulaaa! – pobiegł przez trawnik w kierunku ścieżki.

 
lectrice (gość) 2015.09.15 21:58
Wpadlamprzypadkiem , a tu taaka niespodzianka. Duzo sie dzieje... sa coraz blizej... fajnie ... I dzieci ja lubia... to pewnie dodatkowo ich zblizy ...
Pozdrawiam... i zycze szybkiego powrotu do nas :)
MalgorzataSz1 2015.09.15 22:23
Dzięki Lectrice za Twój szósty zmysł. Jutro nie miałabym kiedy dodać, bo mam jeszcze wizyty u lekarzy i wrócę bardzo późno. Być może w niedzielę uda mi się coś wrzucić, ale to wszystko będzie zależało od paru czynników.
A jeśli chodzi o rozdział, to faktycznie powoli zbliżają się do siebie. Marek jest miły i proponuje jej pracę, ona to bardzo docenia. Ich stosunki będą układać się coraz lepiej.

Pozdrawiam Cię serdecznie. :)
 
Gaja (gość) 2015.09.16 00:03
Witaj Małgosiu,
ale wspaniała niespodzianka:) Wzajemne przeprosiny wypadły bardzo naturalnie i szczerze. No i wreszcie też przestali sobie paniować i panować:) Marek podziwiał mieszkanko Uli, ale Ula to dopiero miała pole do zachwytów nad posiadłością Dobrzańskich - fajnie pokazałaś dwa światy, które potrafią się wzajemnie szanować i przyciągać:) Zabawnie przedstawiłaś rozmowę dotyczącą wykształcenia Uli i propozycji zatrudnienia jej w FD. Niewątpliwie bardzo miła wizyta u Dobrzańskich odpędziła wszystkie smutki od Uli, tego jej było trzeba. Zastanawiam się czy Marek rozpozna Ulę po przemianie, chociaż Kacperek jak widać nie miał z tym żadnego problemu:) Niewątpliwie maluszki bardzo lubią Ulę, zresztą ona jest też pod ich urokiem. A swoją drogą, jakie te szkraby są teraz spokojne i posłuszne, kto by pomyślał:) Rozczuliło mnie stwierdzenie Marka, że powinien nauczyć się czesać Amelkę i jakoś spinać te niesforne, gęste pasma - dla mnie to kolejny dowód jak bardzo kocha swoje pociechy:) Bardzo dziękuję za dzisiaj i wyczekuję kolejnego rozdziału. Życzę Ci przyjemnego odpoczynku bez wietrznych i deszczowych dni:) Wracaj do nas szybko i maksymalnie zrelaksowana:) Serdecznie pozdrawiam,
Gaja
B (gość) 2015.09.16 08:24
Ulka to ma jednak szczęście, tez chciałabym znaleźć pracę za pięć tysięcy brutto, ale niestety jak się nie ma co się lubi to się lubi..., jest już przemiana i będzie wspólne spędzanie czasu w pracy i poza nią , więc musi nadejść to co nieuniknione , nie mają szans aby temu zapobiec, dzieciaki już uwielbiają Ulę a teraz czas na Marka, fajnie byłoby gdybyś dodała rozdział w niedzielę, życzę udanego urlopu, ładuj akumulatory i wracaj szybko, pozdrawiam B.
 
MalgorzataSz1 2015.09.16 08:42
Gaju

Byłam ciekawa jak odbierzecie tę rozmowę o wykształceniu Uli i o ewentualnej pracy w F&D. Chciałam, że3by to zabrzmiało zabawnie i Twój odbiór to potwierdza.
Ula wypiękniała, ale nie zmieniła się aż tak bardzo, żeby nie można było jej rozpoznać. Poza tym przecież ma nadal rękę w gipsie.
Dzieci są już całkiem inne, grzeczniejsze, mniej nerwowe. Opieka Marka daje im poczucie bezpieczeństwa i nie muszą już głośno upominać się o uwagę dorosłych, bo i tak pozostają w centrum ich zainteresowania.


B

Nie mam pojęcia jak to będzie z kolejnym rozdziałem. Jeżeli będę czuła się dobrze i nie będzie zbyt późno rozdział na pewno się pojawi, chociaż niedziela zapowiada mi się bardzo intensywnie.
Szczerze powiedziawszy ja tez chciałabym zarabiać takie pieniądze. Niestety, pracuję w firmie państwowej i tu nie ma niestety tak dobrze. Oferując Uli taką kwotę Marek najwyraźniej chce ją docenić i być może nieco pocieszyć. Faktycznie jest szczególnie wyczulony na kobiecy płacz, a Ula potrafi zalewać się łzami bez końca.

Bardzo Wam dziękuję za wpisy i mam nadzieję, że spełni się to, czego mi życzycie. Naładuję akumulatory, a przynajmniej się postaram, bo jadę tam też po zdrowie.
Pozdrawiam Was najserdeczniej. :)
 
justynka29 (gość) 2015.09.16 16:08
Wszystko idzie w dobrym kierunku. Były wzajemne przeprosiny i propozycja pracy. Lubię jak też jest trochę humoru w opowiadaniach. Maluchy ją uwielbiają. Ale nie dziwie się bo Ula jest dobra,mądra i ma podejście do dzieci. Pewnie niedługo zbliżą się do siebie. Pierwszy krok mają za sobą . Przejście na ,,Ty''. Życzę udanego urlopu abyś wróciła pełna sił i energii. Pozdrawiam
 
MalgorzataSz1 2015.09.16 19:15
Justyna

Dziękuję. Taki mam właśnie zamiar. Zapomnieć o pracy i oddychać pełną piersią.Mam też nadzieję, że wrócę zdrowsza i silniejsza.

A jeśli chodzi o Ulę i Marka, to już z górki. Czas na miłość i szczęście.
Pozdrawiam Cię serdecznie. :)
 
UiM (gość) 2015.09.17 16:57
Ula i Marek w końcu oczyścili sytuację między sobą. Każde z nich powiedział o kilka słów za dużo. Na szczęście szczera rozmowa zażegnała ten mały konflikt. Dzieci bardzo lgną do Uli, czyżby szukały w niej matczynej miłości? Bardzo ubolewam nad tym, że Marek i Ula nie będą mieli wspólnych dzieci, mówi się trudno :) Ula zmieniła się fizycznie. Teraz jest piękną kobietą, a Marek chyba też zaliczył przemianę. On zmienił się mentalnie. Jest dobrym ojcem dla swoich dzieci. Pozdrawiam, UiM
Udanego wyjazdu.
 
MalgorzataSz1 2015.09.17 19:07
UiM

Przemiana jest zawsze nieodzowna, bo nawiązuje do serialu. To taki constans, który zawsze występuje w moich opowiadaniach. To czy Marek i Ula będą mieli wspólne dzieci zostawiam właściwie wyobraźni czytelników. To tylko ja w tej akurat historii nie obdarzam ich wspólnym potomstwem.

Dziękuję bardzo za wpis i serdecznie Cię pozdrawiam. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz