Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 8 października 2015

"ODPOWIEDZIALNOŚĆ" - rozdział 7

 

09 wrzesień 2015
ROZDZIAŁ 7

Chciał wyjść, ale zatrzymała go jeszcze.
- Odpowiem panu. Nie mam własnych dzieci, ale mam pojęcie o ich wychowaniu. Własną siostrę wychowywałam sama od chwili jej narodzin. Mama zmarła przy porodzie. Doskonale wiem, ile trzeba włożyć trudu, troski, miłości i konsekwencji w wychowanie takich maluchów. Ma pan piękne dzieci i takie do pana podobne. Nie szkoda panu marnować tej jedynej, niepowtarzalnej relacji między panem a nimi? Rodzice nie będą żyć wiecznie. Co pan zrobi, kiedy ich zabraknie? Wynajmie kolejną mało doświadczoną opiekunkę? Jeśli czuje się pan urażony to przepraszam. Wiem jednak, że mam rację. Pana matka panu o tym nie powie. Kocha pana i chce panu oszczędzić najgorszego. Niestety robi to kosztem swojego zdrowia. O niej też powinien pan pomyśleć.
- Tak pani uważa? Uważa pani, że ma rację? Powtórzę raz jeszcze. Nic pani o mnie nie wie. Nie ma pojęcia jaki jestem i jak traktuję własne dzieci. Na podstawie strzępów informacji usłyszanych od mojej matki wyrobiła sobie pani bardzo złe zdanie na mój temat. Gdyby nie fakt, że jestem poirytowany przebiegiem tej rozmowy, być może usłyszałaby pani ode mnie jak to naprawdę jest. W obecnej sytuacji nie czuję się w obowiązku, żeby mówić pani o czymkolwiek. Powiem tylko jedno. Niech pani zajmie się własnym życiem i nie babra w cudzym. Żegnam panią.
Szybkim krokiem opuścił salę zamykając za sobą drzwi. – Co za bezczelne babsko. Jak śmiała mi mówić te wszystkie rzeczy. To przechodzi ludzkie pojęcie.
- Marek? – usłyszał głos matki i odwrócił się. – Już po rozmowie? O czym mówiliście?
- O niczym szczególnym mamo. Panna Cieplak wzięła sobie za cel umoralnianie mnie i prawienie mi kazań. Zresztą nie chcę o tym rozmawiać, bo jestem zdenerwowany. Jeśli chcesz jeszcze tam wejść to idź. Ja zabiorę dzieci na zewnątrz. Będziemy na parkingu.
Helena powtórnie weszła do sali, w której leżała Ula. Po tym, co usłyszała od Marka miała mieszane uczucia. Zauważyła, że Ula leży skulona i płacze. Przerażona podeszła do niej.
- Ula, pani Urszulo, dlaczego pani płacze? Co się stało? Boli panią coś?
Wytarła z policzków łzy i pokręciła głową.
- Nie pani Heleno. Nic mnie nie boli. Jestem po prostu beznadziejnie głupia i tyle. Nie powinnam zabierać głosu w kwestiach, które zupełnie mnie nie dotyczą. Nie powinnam się wtrącać. Właśnie zdałam sobie sprawę jak mocno uraziłam pani syna. Nie powinnam była mówić mu tego wszystkiego. Przecież w ogóle go nie znam. Znowu chciałam dobrze, a wyszło jak zwykle. Lepiej było ugryźć się w język i milczeć. Nie chciałam, żeby tak wyszło, naprawdę – rozpłakała się znowu.
- Kochanie, ale ja nie wiem o co chodzi? Co mu takiego powiedziałaś? – Helena nawet nie zdawała sobie sprawy, że zaczęła mówić Uli po imieniu.
- Ja…, ja chciałam tylko, żeby zrozumiał, że nie może zrzucać opieki nad takimi żywymi i ruchliwymi dziećmi na panią. Że pani nie daje sobie rady… Chciałam, żeby zrozumiał, że dzieci potrzebują ojca… Kiedy teraz to mówię, brzmi okropnie. Boże…, jaki on musi być zły na mnie i urażony. Koniecznie muszę go za to przeprosić, tylko nie wiem, czy będę miała ku temu okazję. – Helena pogładziła jej dłoń.
- Jemu na pewno szybko przejdzie. Nie jest zawzięty ani pamiętliwy. A okazja na pewno będzie jeszcze nie jedna, żeby sobie wszystko wyjaśnić. Zostawię ci moją wizytówkę. Jakbyś czegoś potrzebowała, to bardzo cię proszę nie krępuj się i dzwoń. Za miesiąc wyjeżdżam z mężem do Szwajcarii. Koniecznie musi podreperować zdrowie. Dzieci zostają z Markiem. I tak musi wynająć do nich opiekunkę, bo sam nie da rady pracować i ich doglądać. Pożegnam się już. Nie płacz, bo myślę, że kilka słów prawdy, które od ciebie usłyszał na pewno mu nie zaszkodzi. Do widzenia.

Wracali do domu w milczeniu. Marek nadal nie potrafił wyciszyć emocji po rozmowie z Ulą. Do obiadu było jeszcze trochę czasu i Helena zaproponowała spacer. Po trosze chciała też Markowi pokazać jak ciężki może być taki spacer z dziećmi. Jej syn uznał tę propozycję za trafioną. Być może uda mu się przewietrzyć głowę i pogodzić choć z częścią zarzutów, które usłyszał od Uli. Podjechał na parking i wyciągnął dzieci z tylnego siedzenia. Nawet nie spostrzegł jak Kacper biegł już sam do bramy. Zauważył to w ostatniej chwili.
- Pilnuj jej – rzucił do matki wskazując na Amelkę a sam pognał za synem. Dopadł go i szarpnął nim.
- Jeszcze ci mało?! – krzyknął. – Chcesz wpaść pod samochód?! Nie słyszałeś co mówiła pani Ula?! Masz trzymać mnie, albo babcię za rękę. Masz się nie oddalać. Rozumiesz?! Żadnej samowolki. Nie będę latał za tobą jak idiota! Dawaj rękę! – Przestraszony malec posłusznie wsunął dłoń w dłoń ojca i rozpłakał się głośno. Jeszcze nikt tak na niego nie krzyczał. Marek był wściekły. – Jesteś niegrzeczny i nieposłuszny. Ja nie będę tego tolerował, albo więc będziesz się słuchał, albo za każdym razem dostaniesz karę za takie zachowanie.
Podeszła Helena z Amelką i położyła dłoń na jego ramieniu.
- Marek…, Marek…, Tak nie można. On jest jeszcze za mały, żeby odróżnić sytuację, która mu zagraża od tej, która jest bezpieczna. Trzeba mu to wytłumaczyć na spokojnie a nie krzyczeć na niego. Opanuj się.
Dopiero jak przekroczyli bramę parku puścił rękę syna.
- Tu możesz szaleć do woli, ale jak was zawołam macie natychmiast przyjść. Teraz zaprowadźcie nas do wiewiórek. - Kiedy pobiegły przodem zapytał matkę. - Czy ja też taki byłem? Też tak was nie słuchałem? Może to po mnie odziedziczyły tę nadpobudliwość? – Helena pokręciła głową.
- Byłeś inny. Czułeś respekt do ojca. On nigdy cię nie uderzył, ale wystarczyło, że spojrzał groźnie i tym przywracał cię do pionu. On też cały czas pracował. Rozwijał wraz z Francesko firmę i miał naprawdę mnóstwo roboty. Jednak gdy wracał do domu zawsze miał dla ciebie czas, choćby na krótką zabawę. Byłam też ja. Zajmowałam się tobą mimo, że też pracowałam. Zabierałam cię często ze sobą. Dopiero później jak byłeś starszy zatrudniliśmy opiekunkę. Gdyby żyła Wiktoria na pewno miałbyś łatwiej, ale jej nie ma i trzeba poradzić sobie bez niej. Dzieci są do nas przywiązane, ale to nie my jesteśmy ich rodzicami. To ty powinieneś się postarać, żeby zrozumiały, że jednak są przez ciebie kochane. Potrzebują tego. Są jeszcze małe, a przecież widzę jak reagują, gdy inne dzieci przychodzą do piaskownicy ze swoimi rodzicami. Stają jak wryte i patrzą na nie z rozdziawionymi buziami. One nie znają czegoś takiego, bo zawsze przychodzą tu ze mną lub z opiekunką. Przecież nie jesteś złym człowiekiem. Potrafisz kochać i nie wierzę, że nie czujesz nic do własnych dzieci. Są żywiołowe i często nie słuchają, ale potrafią być też słodkie i takie kochane. Sam musisz znaleźć sposób, żeby do nich dotrzeć. Nie krzykiem, ale właśnie łagodnością. Pomyśl o tym. To naprawdę miłe mieć świadomość, że ma się dwójkę cudownych, zdrowych dzieci. Myślę, że za długo jesteś sam. Może powinieneś się rozejrzeć za jakąś kobietą, która będzie w stanie pokochać i ciebie, i dzieciaki? Przecież nie będziesz całe życie wdowcem. Jeszcze jesteś młody i masz pełne prawo, żeby ułożyć sobie życie na nowo.
Roześmiał się gorzko.
- A która będzie mnie chciała z takim przychówkiem? To nierealne mamo.
- Nie bądź taki sceptyczny i zgorzkniały. Świat jest pełen porządnych kobiet i na pewno znajdzie się taka, która zaakceptuje to w pełni. Ja w to wierzę. A tak już zmieniając temat, to jakie masz plany? Jedziesz jutro do firmy? Tam jest totalne bezkrólewie. Jeszcze teraz jak nie ma Sebastiana, nikt nie ma nad tym kontroli.
- Wiem. Zostanę do piątku. Tak się z nim umówiłem. W sobotę rano wylecę i jak tylko spotkam się z Alexem wszystko mu przekażę. Od przyszłego tygodnia Seba będzie tu na miejscu. Myślę, że we Włoszech nie zabawię dłużej niż kilka dni. Wprowadzę tylko Alexa we wszystko i wracam. Potem postaram się o opiekunkę. Kiedy tylko ją załatwię będziecie mogli wyjechać.

Długo nie mogła się uspokoić. Od wyjścia Heleny minęło już sporo czasu, a ona nadal skulona na łóżku płakała mocząc poduszkę. Zrozumiała, że Marek w jednym miał rację. Z dość lakonicznych informacji jakie usłyszała o nim od Heleny wyciągnęła zbyt daleko idące wnioski. Oskarżyła go o nieodpowiedzialność i beztroskę. Źle się z tym czuła. Przecież tak naprawdę wcale nie jest taka i zawsze się stara nie osądzać ludzi zbyt pochopnie.
Po południu przyjechał Maciek przywożąc jej bliskich. To trochę poprawiło jej humor. Ze smakiem zajadała pachnący sernik Alicji popijając go przywiezioną przez nich w termosie gorącą kawą.
Po tygodniu wypisano ją, choć nie doszła jeszcze w pełni do zdrowia. Ręka potrzebowała sześciu tygodni w gipsie a później rehabilitacji. Rana na głowie ładnie się goiła, a wygolone wokół niej włosy zaczęły odrastać. Niezawodny Maciek przyjechał po nią w dniu wypisu i odwiózł do domu. Przyszła też Asia przynosząc jej zakupy, pozdrowienia od kolegów i trochę niepokojących wieści.
- Było zebranie pracowników Ula i dzisiaj mleko się wylało. Dyrektor poinformował nas, że firma jest w kiepskiej kondycji i mamy spodziewać się redukcji etatów. Jesteśmy załamani, bo to głównie chodzi o nasz dział. Mówił, że finansowy jest zbyt rozbudowany i na dzień dzisiejszy nie potrzebują tylu pracowników. Chłopaki już zaczęli drukować swoje CV i rozglądają się za robotą mimo, że jeszcze nie do końca wiadomo, kto zostanie zwolniony. Ja i dziewczyny też chyba zaczniemy działać. Nie spodziewaliśmy się czegoś takiego. W swojej naiwności sądziłyśmy, że to zebranie, na którym powiedzą nam o premiach kwartalnych i ich wysokości. O premiach powiedzieli, ale tylko to, że ich nie będzie. Nie mam pojęcia co dalej. Ty przynajmniej do czasu wyzdrowienia możesz spać spokojnie.
- Co ty mówisz, jakie spokojnie? Przecież zwolnienie lekarskie nie chroni przed utratą pracy. Mają mnie prawo zwolnić po trzech miesiącach choroby. Wprawdzie nie sądzę, żebym miała chorować aż tak długo, ale nigdy nic nie wiadomo. Równie dobrze mogą wykorzystać to, że choruję i dostanę wraz z wypłatą wypowiedzenie. Niedobrze… Nie mogę pozwolić sobie na to, żeby nie pracować.
- Tak jak większość z nas Ula…
Miała o czym myśleć. To był najgorszy scenariusz. Mało czego była pewna w życiu, ale tej pracy jak najbardziej. Zaczęła pracować w tej firmie tuż po studiach i choć zarobki nie były zbyt atrakcyjne, to lubiła tę robotę.
Po wyjściu Joasi włączyła płytę Yasmin Levy. Do tej pory uspakajała ją muzyka flamenco lub portugalskie fado w wykonaniu Misi, ale obecnie nawet to nie przynosiło ukojenia nerwów. Bała się tego, co mogło nastąpić. Bez pracy nie poradzi sobie.

W poniedziałkowy poranek ledwie przekroczył próg swojego gabinetu już zaczął działać. Musiał ogarnąć najważniejsze sprawy. Zaczął od Pshemko. Ku jego zaskoczeniu u mistrza wszystko przebiegało planowo. Nie miał opóźnień i to Marka bardzo ucieszyło. Najbardziej obawiał się, że wystarczy jednodniowa obsuwa, a mistrz wpadnie we wściekłość. Tymczasem wszystko grało tu jak w szwajcarskim zegarku. Zadowolony popijał swoją czekoladę i informował Marka o postępach prac.
- Wiem, że jest ciężko, ale nie rozdwoisz się. Ja mam wszystko na oku. Materiały dostałem i jest z czego szyć. Wiem, że szwalnie też zaopatrzone. Tu na pewno nie będzie żadnych niemiłych niespodzianek. Możesz spokojnie wracać, bo ja wszystkiego dopilnuję.
Adam Turek, dyrektor finansowy F&D też gorliwie go zapewnił, że trzyma rękę na pulsie.
- Faktury płacimy na bieżąco. Nie zalegamy z płatnościami. Płynność finansowa jest. Zresztą jeśli nawet coś by było nie tak, pierwszy bym cię o tym poinformował.
- A jak z premiami kwartalnymi? Damy radę wypłacić?
- Może nie będą jakieś ogromnie wysokie, ale będą. Wiesz, że jestem ostrożny. Staram się oszczędzać. Pieniądze będą potrzebne na jesieni, bo trzeba będzie zamówić materiały do jesienno-zimowej kolekcji. Potem będą święta i lepiej, żeby wtedy ludzie dostali więcej i byli mile zaskoczeni.
Marek mocno uścisnął mu dłoń.
- Tak mi śpiewaj Adam. Zapewniam cię, że po powrocie na pewno docenię twoje zaangażowanie. W firmie będę do końca tygodnia, więc informuj mnie o wszystkim. Na razie.
Wyglądało na to, że niepotrzebnie obawiał się o firmę. Ludzie doskonale znali zakres swoich obowiązków i rzetelnie je wykonywali. Wcale nie było bezkrólewia, o którym mówiła mu matka. Ta pozytywna sytuacja bardzo go podbudowała. Przynajmniej tutaj nie musi gasić żadnych pożarów.
Starał się wykorzystać ten tydzień pobytu w Polsce maksymalnie. Starał się też być lepszym ojcem dla swoich dzieci. Kiedy kolejny raz analizował tę nieprzyjemną rozmowę z Ulą dochodził do wniosku, że rzeczywiście w kilku kwestiach miała rację. Chciał nadrobić te długie miesiące nieobecności w domu i odciążyć swoją matkę. Nie musiał siedzieć do siedemnastej w pracy, bo i bez niego wszystko toczyło się utartym rytmem. Ten wolny czas poświęcał maluchom. Zabierał je na bajki do kina, lub jeździł do ZOO, czy do wesołego miasteczka. Ten tydzień był niezwykle krótki i szybko zleciał, ale pozwolił mu na lepsze poznanie swoich pociech. Pomny słów matki tłumaczył im wszystko w łagodny sposób. Nie irytował się, gdy Amelka lub Kacper zadawali mu po raz dziesiąty to samo pytanie, tylko kolejny raz na nie odpowiadał. Dzieci zaczęły lgnąć do niego i wtedy zrozumiał, że one bardzo go potrzebują, że ani babcia ani dziadek nie zastąpią im jego, bo to zupełnie inna relacja. Nie kochał Wiktorii, miał do niej żal, że nie powiedziała mu o tej bliźniaczej ciąży, ale przecież w tych dzieciach płynęła też jego krew. Tu również musiał przyznać rację Uli.
Kiedy Helena opowiedziała mu o tym jak zastała Ulę płaczącą, mającą wyrzuty sumienia i tak bardzo pragnącą go przeprosić, pomyślał, że powinien się z nią jeszcze spotkać. Źle zaczęli tę znajomość, więc może to drugie spotkanie coś zmieni. Póki co nie miał z nią kontaktu i wkrótce wyjeżdżał. Może po powrocie się uda? Wiedział, że matka zostawiła jej wizytówkę, ale nie wzięła od niej numeru telefonu. Szkoda. Gdyby go miał, na pewno byłoby łatwiej się z nią umówić. Liczył na to, że być może one dwie ponownie spotkają się w parku.
lectrice (gość) 2015.09.09 18:30
No juz coraz blizej im do siebie ... Zdziwilo mnie, ze Marek mowi tak ostro do Uli, to szpital, ona uratowala jego dzieci i powinien znosic jej gadanie chocby bzdury plotla... przeciez to go do niczego nie zobowiazuje...
Rodzinne sie robi :)
lectrice (gość) 2015.09.09 18:30
hle hle...
bylam pierwsza :)
 
UiM (gość) 2015.09.09 18:54
Witaj,
przepraszam, że nie komentowałam ostatnio, ale choroba rozłożyła mnie na łopatki. Leżę w łóżku i nie mam na nic siły, nawet literki mi się zamazują...
Marek bardzo ostro potraktował Ulę... Jego stosunek do dzieci tez nie jest najlepszy. Nie umie się nimi zajmować jest dla nich bardzo surowy, zbyt surowy. Zamiast zajmować się dziećmi lata po świecie, a je ma kompletnie gdzieś. Bardziej interesują go kolejne romanse niż jego potomkowie. Mam nadzieję, że zmieni swoje nastawianie...
Ile zaplanowałaś części?
Pozdrawiam, UiM
 
justynka29 (gość) 2015.09.09 19:31
Niestety tak już jest ,że wypowiedzianych wcześniej słów nie da się cofnąć. Ula żałuje tego co powiedziała. Myślę ,że Marek jej to potem wybaczy. Ale dzięki jej krytyce może spojrzy na dzieci inaczej. Już zauważył ,że poświęca im za mało czasu. Pozdrawiam serdecznie.
 
Gaja (gość) 2015.09.09 19:38
Witaj Małgosiu,
ciąg dalszy rozmowy pomiędzy Ulą i Markiem potwierdza, że w nerwach ludzie często mówią rzeczy, których później żałują. Pewnie najlepiej byłoby gdybyśmy odzywali się tylko wówczas, gdy wszystko dokładnie przemyślimy, ale wtedy byłoby też bardzo nudno:) Malutkie "burze", kłótnie i nieporozumienia niekiedy są bardzo potrzebne:) Rzeczywiście ich wzajemne poznanie daleko odbiega od "normy". Korzyści jednak z tego są:) Marek zaczyna myśleć!!! i nie ucieka już tak bardzo od rodziny w pracę. Nie powiem, najłatwiej nie ma, troszeczkę się pogubił. Tak jak Helena powiedziała jest jeszcze młodym człowiekiem a chyba uważa, że nie ma już przed nim żadnej przyszłości, nie wierzy w możliwość ułożenia sobie życia z inną kobietą. Chyba też znalazł winowajców takiego stanu rzeczy. Do tej pory tkwi w nim ogromny żal do Wiki i do dzieci, że mu zmarnowały beztroskie życie. Smutne to:( Mam nadzieję, że rozmowa z Ulą i mamą oraz spędzanie każdej wolnej chwili z maluszkami z biegiem czasu zmienią jego nastawienie do życia. Zresztą już tak się dzieje, zaczął zauważać, że nie wszystko jest do bani np. w FD wszystko hula jak trzeba, ma fantastycznych i odpowiedzialnych pracowników, wcale nie musi przesiadywać w pracy do późnych godzin. Może w Mediolanie też nie będzie tak źle?, trzeba tylko dać możliwość wykazania się Alexowi i Pauli. Najważniejsze jednak, że zaczął rozumieć swoje dzieci, nie irytuje go odpowiadanie na męczące pytania Kacperka i Amelki, sam z siebie spędza z nimi dużo czasu i nie uważa go za czas stracony:) Czyżby poczuł się wreszcie kochanym tatusiem? Super, oby tak dalej. Ula i Marek mają ogromne wyrzuty sumienia i oboje chętnie wzajemnie by się przepraszali, taż fajnie:) Zastanawiam się kiedy im to umożliwisz i w jakich okolicznościach się spotkają? Mam nadzieję, że jak do tego dojdzie to znowu nie skończy się awanturą? Przecież słowa Heleny odnośnie nowej pani Dobrzańskiej muszą okazać się prorocze, prawda? Serdecznie pozdrawiam i życzę miłego dnia:)
Gaja
Andziok (gość) 2015.09.09 21:53
...I na pewno się spotkają. Może na wiewiórkach? hah
Ulka ma wyrzuty- to normalne. Marek- porywczy nie chciał jej słuchać. Dopiero kiedy emocje opadły zrozumiał, że ona miała dużo racji. Kiedy czytałam opis jak Marek krzyczy na dziecko, myślałam, że nie wytrzymam. Co prawda, mogę puścić nerwy, ale tak nie powinno odzywać się do dziecka, To jeszcze dziecko, jest małe, nie za dużo rozumie, nie potrafi rozróżnić sytuację bezpieczną od niebezpiecznej...
Pozdrawiam Cię serdecznie Andziok
 
MalgorzataSz1 2015.09.09 21:59
lectrice

Faktycznie jesteś pierwsza.
Ula dwukrotnie uratowała dzieci Marka. Jest oburzona, że wychowuje je babcia, a nie ojciec. Nie zna całej historii i zbyt pochopnie go ocenia. Zagrały emocje i ta rozmowa nie wyszła tak jak trzeba. Oczywiście wszystko z czasem się zmieni, bo przecież musi być szczęśliwe zakończenie.

UiM

Trochę tasuję to opowiadanie i mieszam przeszłość z teraźniejszością. Marek kiedyś szalał za kobietami i prowadził beztroskie życie. Teraz po prostu nie ma na to czasu, bo jest zbyt obciążony obowiązkami. Ma dużo pracy. Ojciec jest chory więc na niego spadło zarządzanie firmą w Polsce, a w Mediolanie też nie ma pomocy ze strony rodzeństwa Febo, chociaż ta filia jest dla nich.
W sprawie wychowania swoich dzieci też niewiele ma do powiedzenia. Nie jest ojcem jakim chciałby być i można mu wiele zarzucić, ale mimo to Ula nie miała prawa tak ostro go potraktować nawet ze względu na to, że uratowała jego pociechy. Nie zna go przecież, a wnioski jakie wyciągnęła ze słów Heleny były za daleko idące. Rozdziałów będzie 12.
Mam nadzieję, że szybko wykaraskasz się z choroby, czego życzę Ci z całego serca.

Justyna

To prawda, że często coś chlapniemy a potem żałujemy zbyt pochopnie wypowiedzianych słów. Ula już żałuje i rozumie, że mocno przegięła i nie powinna tak potraktować Marka. Nie zna go i za mało o nim wie, żeby tak krytycznie go osądzać. Nic dziwnego, że poczuł się urażony.

Gaja (gość)

Zawsze jak emocje już opadną i analizujemy powtórnie słowa krytykującej nas osoby, to w niektórych aspektach potrafimy przyznać jej rację. Marek z czasem też tak będzie myślał i przyzna, że Ula nie myliła się w pewnych kwestiach. Mimo wszystko ta burzliwa rozmowa przyniesie pozytywny skutek, bo już inaczej zaczyna postrzegać swoje dzieci. Nie bez znaczenia jest tu też rozmowa z matką, która uświadamia mu znaczenie jego jako ojca w życiu tych maluchów. Teraz jeszcze ma za mało czasu, bo musi zakończyć sprawy w Mediolanie i wrócić na stałe do Polski. Wtedy będzie się mógł poświęcić dzieciom bez reszty.

Oczywiście, że słowa Heleny okażą się prorocze. Inaczej to opowiadanie nie miałoby sensu.

Bardzo dziękuję Wam za komentarze i najserdeczniej wszystkie pozdrawiam. :)
 
MalgorzataSz1 2015.09.09 22:04
Andziok

Marek nie ma pojęcia jak odzywać się do tak małych dzieci. Ciągle w głowie ma rozmowę z Ulą a Kacper kolejny raz ucieka. Po prostu Marek nie wytrzymuje nerwowo, bo maluch prowokuje kolejną, niebezpieczną sytuację. Na szczęście Helena czuwa i stara mu się wytłumaczyć, że to nie są właściwe metody. To skutkuje, bo jednak on zmienia swój stosunek do dzieci. To jest jeszcze dalekie od ideału, ale zmierza w dobrym kierunku.

Bardzo Ci dziękuję za wpis. Pozdrawiam cieplutko. :)
 
B (gość) 2015.09.10 08:11
Jak ja rozumiem Ulę, też tak mam że w emocjach najpierw cos palnę a później myślę, niestety wypowiedzianych słów nie da się cofnąć, ale czasami mogą mieć pozytywny wpływ tak jak w przypadku Marka , cos tam jednak do niego dotarło, oby pod wpływem Uli zmienił się i stał odpowiedzialnym ojcem, pozdrawiam B.
 
MalgorzataSz1 2015.09.10 10:45
B

No to witaj w klubie, bo z tym chlapaniem bez zastanowienia nie jesteś odosobniona. Haha.
Bez obaw. Marek potrzebuje nieco czasu, żeby opamiętać się po tej rozmowie, ale głupi nie jest i jak wszystko przemyśli, w paru kwestiach przyzna Uli rację. Wnioski też wyciągnie właściwe.

Dziękuję za komentarz. Pozdrawiam najserdeczniej. :)
 
Ranczula (gość) 2015.09.11 16:23
Mama dla bliźniąt pilnie poszukiwana. Już się cieszę na tę część opowiadania. Znając Marka to pewnie daleko będzie szukał a będzie tak blisko.
pozdrawiam miło.
 
MalgorzataSz1 2015.09.11 18:52
RanczUla

Jaka Ty jesteś przewidująca! Ula na pewno nadaje się na matkę, bo ma w sobie ogromne pokłady miłości, a do dzieci podejście szczególne. Powiem tylko, że Miłość wyznają sobie w dość specyficznych okolicznościach.
Dzięki za wpis. Pozdrawiam. :)
 
Ranczula (gość) 2015.09.11 19:53
Wiem że ula nadaje sie na matkę nie pisząc macochę. I jest na wyciągniecie ręki .Zastanawiam się czy Marek bedzie szulał inne kandydatki.
 
MalgorzataSz1 2015.09.11 20:42
Marek jest teraz na takim etapie, że w ogóle nie jest zainteresowany kobietami. Za dużo ma pracy i problemów, ale kto wie? Może i on dostrzeże wkrótce wyjątkowość Uli?
 
jute (gość) 2015.09.11 21:06
Witaj Małgosiu.Coś mi się wydaje,że następne spotkanie naszej ulubionej pary zacznie się od słów- "przepraszam, bardzo panią/ pana przepraszam ."..Pewnie wypowiedzianych równocześnie.Fajnie jest,podoba mi się.Jutro wyjeżdżam, będę czytała na "ogryzku". Wracam za dziesięć dni,więc wtedy dopiero się odezwę.Pozdrawiam urlopowo.
 
MalgorzataSz1 2015.09.12 11:15
jute

Muszę się rozczarować, ale to spotkanie zacznie się trochę inaczej. Doczytasz jak wrócisz, a tymczasem życzę Ci udanego wypoczynku. Ja wyjeżdżam 18-go i na pewno będzie przerwa w publikacji, ale o tym już uprzedzałam.

Dzięki, że zdążyłaś dodać komentarz. Pozdrawiam. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz