Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 8 października 2015

"WRÓĆ DO MNIE" - rozdział 4

 

17 maj 2015
ROZDZIAŁ 4


Świat pokrył się białym puchem. Nadal poza tym wzrokowym nie miał kontaktu z synem. Ula wydawała się nieprzejednana. Czy to możliwe, że już na dobre utracił szansę porozumienia się z nią? Nie potrafił się z tym pogodzić. Wciąż każdej soboty jeździł do Otwocka z nadzieją, że coś się odmieni. Mógłby tyle rzeczy robić z małym. Lepić bałwana lub jeździć na sankach… Jak do tej pory od czasu nadejścia zimy jego rodzice zapewniali mu taką rozrywkę.
Wysiadł z samochodu i przeciągnął się. Ubrany w wełnianą czapkę, nowo nabytą kurtkę i ciemne okulary był nie do rozpoznania. Oparł się o maskę i patrzył jak jego syn zjeżdża z górki, u podnóża której stali Dobrzańscy. On znajdował się dokładnie naprzeciwko po drugiej stronie jezdni.
Nagle zaobserwował coś niepokojącego. Oprócz grupki dzieci z górki zjeżdżała też spora liczba wyrostków. W pewnym momencie jeden z nich jadąc na wielkiej, samochodowej oponie znalazł się tuż za Antosiem. Opona miała większy poślizg i w związku z tym większą prędkość. Zahaczyła o sanki malucha i popchnęła je silnie do przodu. Zaniepokojony Marek oderwał się od samochodu i pobiegł na skraj jezdni. Cała sytuacja nie wyglądała dobrze, bo ulica była ruchliwa, a mały zmierzał wprost na nią.
Wszystko wydarzyło się w ułamku sekund. Antek wjechał na jezdnię, a z prawej strony wprost na niego jechał rozpędzony samochód. Marek nawet nie wiedział kiedy znalazł się przy synku. Poderwał go z sanek i odrzucił na miękką zaspę. Sam poczuł silne uderzenie w bok i przekoziołkował kilka metrów do przodu tracąc z bólu przytomność. Kiedy się ocknął klęczał przy nim lekarz i sanitariusz.
- Proszę się nie ruszać. Może pan mieć obrażenia wewnętrzne.
Usłyszał płacz swojego synka i odetchnął z ulgą. – Chyba wszystko z nim w porządku
- Marek? Marek synku, powiedz coś? – usłyszał drżący głos swojej matki. Nie mógł jednak wykrztusić słowa. Uniósł tylko do góry kciuk dając im znak, że jest OK. – Dokąd go zabieracie? – Spytała Helena trzymając na rękach roztrzęsionego Antosia.
- Tu niedaleko mamy szpital urazowo-ortopedyczny. Jeśli państwo chcą, mogą jechać za karetką.
Helena podziękowała i wybrała jeszcze numer do Uli.
- Uleńko, ubierz się dziecko i przyjdź na izbę przyjęć do szpitala urazowego. Nie, nie, z Antosiem wszystko w porządku, ale jest mocno wystraszony i trochę poturbowany. Wjechał niemal pod samochód. Nie wiem jakim cudem znalazł się tu Marek. Gdyby nie on, Antoś nie wyszedłby z tej sytuacji cało.
- Marek…?
- Później wyjaśnię. Pośpiesz się. My jedziemy za karetką.

Zadyszana i bardzo zdenerwowana wpadła na izbę przyjęć rozglądając się nerwowo. Na fotelach zauważyła Dobrzańskich i swojego synka. Podbiegła do niego i wzięła go na ręce. Nadal był w szoku i płakał.
- Już dobrze kochanie, już wszystko dobrze – przytuliła go mocno.
- Wcale nie dobrzeee – rozpłakał się jeszcze bardziej. – Tatusia potrąciło auto. Nie jest dobrze. Czy on umrze? Ja nie chcę, żeby on umarł. Uratował mnie.
- Uspokój się skarbie. Zaraz wszystkiego się dowiemy – spojrzała na Dobrzańskich. – Skąd on się tutaj wziął? Jakim cudem? – Krzysztof pokręcił głową.
- Naprawdę nie mamy pojęcia. Zgodnie z twoją wolą nie podaliśmy twojego adresu. Jedyne wytłumaczenie jest takie, że nas śledził. Jednak gdyby nie zareagował w porę, Antoś mógłby już nie żyć. My sami staliśmy jak sparaliżowani. Widzieliśmy jak ta wielka opona popycha sanki małego, ale nie sądziliśmy, że wypchnie go aż na ulicę. Wszystko stało się bardzo szybko. Marek na jezdni pojawił się nagle, chociaż wtedy nie mieliśmy pojęcia, że to on, bo wyglądał inaczej niż zwykle. Miał czapkę nasuniętą mocno na czoło i ciemne okulary. Porwał małego z sanek i odrzucił na miękki śnieg. Niestety sam został potrącony. Nie wiemy jak bardzo i nie wiemy kogo zapytać. Na razie prawdopodobnie robią mu USG.
Ula po tej relacji wyglądała na wstrząśniętą. Oddała Antosia w ręce Krzysztofa.
- Zaraz spróbuję się czegoś dowiedzieć. Zaczekajcie. - Skierowała się do rejestracji. Wyłuszczyła pielęgniarce, że są mocno zaniepokojeni brakiem informacji o człowieku przywiezionym z wypadku. – Proszę zrozumieć, ten człowiek uratował mojego synka. Są z nami rodzice poszkodowanego. Proszę nam tylko nie mówić, że trzeba zaczekać. Będziemy wdzięczni za każdą informację.
Pielęgniarka ze zrozumieniem potakiwała głową. Wyszła z dyżurki z obietnicą, że zaraz się wszystkiego dowie.
- Poszkodowany nazywa się Marek Dobrzański – rzuciła za nią jeszcze Ula.
Nie minęło pięć minut, gdy ujrzeli ją wychodzącą z jakiejś sali. Podeszła do nich mówiąc:
- W tej chwili pan Dobrzański jest już po prześwietleniu. Nie ma obrażeń wewnętrznych, ale za to ma połamane cztery żebra i lewą rękę. Teraz go gipsują. Za jakieś dwadzieścia minut trafi na oddział chirurgii urazowej. To na trzecim piętrze. Możecie państwo skorzystać z windy.
Ula uśmiechnęła się do kobiety z wdzięcznością.
- Serdecznie pani dziękujemy za te informacje. Bardzo nas uspokoiły.
Kiedy pielęgniarka oddaliła się, sprowadzili windę i wjechali na trzecie piętro. Znowu usiedli w fotelach. Czas się dłużył. Mały w końcu się uspokoił, ale wciąż pytał, czy będzie mógł zobaczyć tatę.
- Zobaczysz kochanie jak tylko go przywiozą – zapewniała Ula. Sama nie była spokojna. Bała się tej konfrontacji. Nie widziała go bardzo dawno i choć Dobrzańscy zapewniali ją o jego dobrych intencjach, czuła strach. Mimo to była mu ogromnie wdzięczna, że uratował życie Antosia, że nie wahał się ani chwili i z taką determinacją rzucił się pod koła samochodu.
Wreszcie się doczekali. Na widok wjeżdżającego mobilnego łóżka wstali z foteli. Antoś natychmiast do niego podbiegł.
- Tatusiu, nie umrzesz, prawda?
- Bez obaw synku. Jestem tylko trochę połamany, ale szybko się zagoi – spojrzał na idącą obok wózka Ulę i zalśniły mu w oczach łzy.
- Witaj Ula. Nie spodziewałem się ciebie tutaj – powiedział niemal szeptem.
- Nie mogłam nie przyjść. Uratowałeś Antosia. Za chwilę porozmawiamy.
Z łóżka przeniesiono go już na to właściwe z pościelą i zostawiono ich samych. Dobrzańscy dyskretnie wycofali się na korytarz. Przysiadła na krześle, a Antek wgramolił się na łóżko tuląc się do Marka. Pogładził zdrową ręką jego głowę.
- Już się nie martw, bo wszystko skończyło się dobrze. Za sześć tygodni będę jak nowonarodzony. A ty bardzo się potłukłeś?
- Nic a nic. Wystraszyłem się tylko, bo myślałem, że to jakiś obcy pan. Jak to dobrze, że to byłeś ty…
- Antoś – odezwała się Ula – zostawisz nas na chwilkę samych? Musimy porozmawiać, a ty w tym czasie zaczekaj z dziadkami. Jak skończymy, zawołam cię.
Mały niechętnie oderwał się od Marka.
- Ale pamiętaj, zawołaj mnie – rzucił jeszcze, zanim zamknął za sobą drzwi.
Przez chwilę panowała niezręczna cisza. W końcu Ula odezwała się pierwsza.
- Jak nas znalazłeś Marek? Wierzę, że twoi rodzice nie mają z tym nic wspólnego.
- Nie mają Ula. Nie mają pojęcia, że od ponad siedmiu miesięcy jestem w Otwocku w każdą sobotę, by chociaż popatrzeć na mojego syna i jak mam szczęście, popatrzeć na ciebie. Jesteś taka piękna… Dowiedziałem się, gdzie mieszkacie, bo śledziłem ojca samochód. Nie mógł o tym, wiedzieć, bo wypożyczyłem auto w wypożyczalni. Lexus nie wchodził w grę. Przepraszam cię za to, ale od kiedy dowiedziałem się, że mam dziecko, nie mogłem tak tego zostawić. Szczególnie, że to dziecko mam z tobą. Nawet nie wiesz jak wiele czasu i energii poświęciłem, żeby cię odnaleźć. Milion razy dzwoniłem, ale nie odbierałaś. Potem pytałem Maćka, ale powiedział mi, że nie mieszkasz już w Rysiowie. Gdzie ja nie byłem i kogo nie pytałem… Widok Antosia niemal zwalił mnie z nóg. Od razu wiedziałem, że on jest twój i mój, bo po tym pamiętnym SPA nie miałem żadnej kobiety. Żyłem jak mnich. Ten weekend Ula był najpiękniejszą rzeczą jakiej kiedykolwiek doświadczyłem, bo po raz pierwszy kochałem się z kobietą z miłości. To tam zrozumiałem, jak bardzo jesteś mi bliska. Zrozumiałem, że jesteś najważniejszą osobą w moim życiu. Tak strasznie żałuję, że nie miałem na tyle odwagi, by wyznać to przy Paulinie. Ubolewam bardzo, że byłaś świadkiem tej rozmowy z Sebastianem. Wyszedł tam na kompletnego debila, choć wiele razy sugerowałem, że nie będzie żadnego ślubu. Wiem, że straciłem twoje zaufanie, wiem, że zraniłem cię jak nigdy w życiu. Ta intryga nie była moim pomysłem, ale moją winą było to, że uległem podszeptom Sebastiana. On nie przewidział tylko, że tak bardzo cię pokocham. Całym sercem i duszą. Jeśli nadal nie potrafisz o tym wszystkim zapomnieć i mi wybaczyć, pozwól mi chociaż widywać Antosia. Ja nie chcę z tobą prowadzić wojny. Niczego nie pragnę bardziej jak pojednania. Nie mogę sobie wybaczyć, że nie wiedziałem nic o ciąży, że nie było mnie wtedy przy tobie, że nie byłem przy narodzinach Antka, a najbardziej mi żal, że nie mogę być przy was teraz, chociaż to akurat zależy wyłącznie od ciebie. Błagam Ula, jeśli czujesz jeszcze odrobinę tej miłości do mnie, nie zabraniaj mi być obecnym w życiu Antosia i twoim. On potrzebuje ojca, a ja potrzebuję was. – Zauważyła, że po policzkach płyną mu łzy. – Nie odtrącaj mnie Ula. Nigdy nikogo nie kochałem tak jak ciebie i nigdy nikogo już tak nie pokocham. Tylko ty możesz nadać sens mojemu życiu. Ty i nasz syn.
- To bardzo trudne Marek, bo zraniłeś mnie bardziej niż ktokolwiek inny. Człowiek, którego tak mocno pokochałam zawiódł mnie na całej linii. To już ponad cztery lata, a ja wciąż pamiętam i wciąż mam przed oczami wściekłą twarz Pauliny i słyszę ironiczny szept Olszańskiego mówiącego „wyślij ją na Malediwy, żeby nie zakłóciła ceremonii ślubnej”. Ciężko po czymś takim przejść do porządku dziennego. Kiedy urodził się Antoś wiedziałam, że już nigdy o tobie nie zapomnę, bo nasz syn będzie mi przypominał ciebie do końca życia. Z wielkim trudem budowałam swój spokój. Tylko ja i Antek. Potem jeszcze twoi rodzice, którzy okazali się wspaniałymi dziadkami i nigdy mnie nie zawiedli. Przez całkowity przypadek znowu straciłam ten spokój i wiem, że już nic nie będzie takie samo. Nie mam pojęcia, czy potrafię ci wybaczyć. Czas robi swoje, a wspomnienia być może się zatrą. Nie mogę ci nic obiecać. Nawet nie mam ci za złe, że śledziłeś ojca, by zdobyć mój adres. Doceniam twoją determinację, że przyjeżdżasz tu przez tyle miesięcy, by przynajmniej popatrzeć na syna. Naprawdę nie spodziewałam się czegoś takiego. Na razie jest za wcześnie, żeby cokolwiek wyrokować. Nie mogę z tobą być, ale nie zabronię ci widywać się z synem. On bardzo cię kocha i nie ma dnia, by nie mówił o tobie. Zasługuje na to, żeby mieć tatę na co dzień a nie okazjonalnie. Musisz jednak zrozumieć, że nadal tkwi we mnie wiele żalu, którego bardzo trudno mi się pozbyć. Niezależnie od tego możesz przyjeżdżać tu kiedy tylko zechcesz i w tygodniu, i w weekendy. Masz na to moją zgodę, bo wiem, że Antek tego właśnie pragnie. Zrobiłeś dzisiaj naprawdę wyjątkową rzecz. Uratowałeś własnemu dziecku życie i za to będę ci zawsze wdzięczna.
- Dziękuję Ula. To więcej niż oczekiwałem, chociaż i tak nie przestanę marzyć o tym, że kiedyś uda nam się stworzyć szczęśliwą rodzinę.
Wstała z krzesła i skierowała się w stronę drzwi.
- Zawołam rodziców. Oni bardzo się martwią, więc uspokój ich. Zaraz przyślę też Antka. Ja już się pożegnam. Zaczekam na nich na korytarzu, a ty zdrowiej jak najszybciej. Do widzenia.
- Do widzenia kochanie – wyszeptał, ale ona już tego nie słyszała.

Wracali do domu. Krzysztof zaparkował samochód i powiedział.
- Co najmniej przez półtora miesiąca Marek nie będzie mógł pracować. Muszę go zastąpić, bo firma nie może być bez szefa. Będziemy przyjeżdżać w sobotę, ale nie wiem, czy damy radę na cały dzień, bo i do Marka trzeba będzie zajrzeć. Musimy przywieźć mu jakąś piżamę i szlafrok. Ja będę tu jutro. Muszę jeszcze zadzwonić do wypożyczalni, żeby ściągnęli samochód, który Marek wypożyczył. Nie mam pojęcia ile będą go tu trzymać i czy w ogóle będzie mógł się poruszać w tym gipsowym pancerzu. Jutro wszystko się okaże. No smyku ucałuj babcię i dziadka. Do widzenia Uleńko.

Następnego dnia Antek nie dawał jej spokoju i już od rana dopytywał się, czy pójdą do taty. Skapitulowała. Ugotowała tradycyjny, niedzielny obiad i przed dwunastą w południe ruszyła z domu. Marek nie spodziewał się, że przyjdzie i jak ujrzał ją w drzwiach uśmiechnął się do niej najpiękniej jak potrafił. Antoś bez pardonu wskoczył na łóżko i wycisnął mu na policzku siarczystego całusa.
- Przynieśliśmy ci obiadek. Mamusia ugotowała.
- Naprawdę? Dziękuję Ula, nie musiałaś…
- To tylko zwykły rosół i kilka klusek z sosem i mięsem. Szpitalne jedzenie pozostawia wiele do życzenia.
- Wiem, właśnie miałem okazję się przekonać przy śniadaniu. Naprawdę doceniam ten gest. Pachnie bosko. A wy już jedliście?
- My zjemy po powrocie do domu. Mieliśmy dzisiaj późne śniadanie.
- Ojciec miał tu być. Może będzie miał szczęście i was tu zastanie. Musi mnie zastąpić w firmie przez te kilka tygodni.
- Tak…, wiem… Mówił mi wczoraj. Próbowałeś chodzić?
- Próbowałem. Nogi mam wprawdzie posiniaczone, ale sprawne. Myślę, że nie będą mnie tu długo trzymać. Trochę bolą mnie żebra przy chodzeniu, ale nie jest to nic, z czym nie mógłbym sobie poradzić. Nie chcę leżeć tutaj dłużej niż to konieczne.
Rzeczywiście nie leżał długo. Po tygodniu wypisano go. Dalszą rekonwalescencję miał przechodzić u rodziców.
Ania K (gość) 2015.05.17 00:13
Dziś powiem tylko, że doczekałam do północy i ... Ula mięknie :)
MalgorzataSz1 2015.05.17 00:28
Aniu K.

Dziękuję, że doczekałaś i gratuluję wytrwałości.
Pozdrawiam. :)
Monisia (gość) 2015.05.17 02:29
Wracam po imprezie. a tu proszę taka niespodzianka:D
super rozdział
B. (gość) 2015.05.17 07:02
Znowu przerywasz w takim momencie, wiem wiem że nie robisz tego specjalnie ale po niedzieli mógłby być czwartek, Ulka mogłaby by wpaść pod ten samochód, uderzyć się w głowę i stracić pamięć przynajmniej wybiórczo, zapomniec to co złe , a pamiętać tylko piękne chwile z Markiem, zaczyna działać mi na nerwy ta kobieta, jeszcze bardziej uparta niż serialowa, ma skubana dobrą pamięć, a swoją drogą Marek wytrzymał 4 lata bez sex-u ,co to za facet ,czy z nim oby na pewno wszystko ok ?pozdrawiam B.
magdam (gość) 2015.05.17 08:37
Bardzo fajnie,ze juz jest kolejny rozdział :) Ula dalej po tych 4 latach jest przepelniona zalem, ale jednak troszke mieknie. Dobrze,ze pozwolila Markowi widywac sie z Antosiem, i tak 7 msc to ogrom czasu, tym bardziej, ze dziecko poznalo ojca i co dzien o niego dopytywalo.
Pozdrawiam i czekam na cd. Udanej niedzieli :)
Andziok (gość) 2015.05.17 08:53
no czekałam do północy i doczekałam się :) ale już byłam na tyle senna, że postanowiłam później dodać komentarz :)
No Ulka mięknie :) Mój szósty zmysł nie zawiódł mnie- okazało się, że Marek był świadkiem incydentu i uratował syna. Myślę, że jednak Ulka wybaczy Markowi, zwłaszcza, że tak pięknie mówił o swojej miłości i nie bał, nie wstydził się przy niej płakać. Widać, że zależy mu na niej. Szkoda, że nie słyszała słowa "kochanie" jak wychodziła z sali. Może wtedy szybciej by zmiękła. Wydaje mi się, że nie pojechałaby do Marka w niedzielę z obiadem, gdyby nie synuś. Teraz już wiem, dlaczego Marek aż przez pół roku musiał jeździć do Otwocka, chciałaś zacząć akcję w tej notce w zimie, mam rację?? :)
Pozdrawiam i miłej niedzieli
Andziok
RanczUla (gość) 2015.05.17 10:03
I gdzie ta zapowiadana smutna historia. Na razie wszystko jest pięknie. Chyba ,że zmieni się coś przez te kolejne sześć części.A dzisiaj duży krok do przodu. Spotkali sie , porozmawiali , a Ula jest opiekuńcza. To dobry moment na to , aby poprawić ich relacje. Szkoda tylko ,że musiało stać się nieszczęście , aby Ula przejrzała na oczy.
Pozdrawiam.
Gaja (gość) 2015.05.17 10:44
Witaj Małgosiu,
myślę, że pomimo dramatycznych wydarzeń, ten dzień przyniósł wszystkim jakąś nadzieję:) Ukradkowe podglądanie syna na coś się przydało i pewnie Marek oddałby więcej niż te połamane żebra i rękę za możliwości jakie się przed nim otworzyły:) Wreszcie spokojnie i bezstresowo oraz najważniejsze, zawsze kiedy tylko będzie miał na to czas i ochotę, będzie mógł widywać synka. To bardzo duży przełom w ich życiu. Marek teraz już na pewno nie odpuści i będzie mógł pokazać Uli jak bardzo się zmienił, jak mocno kocha Antosia i jaką ma nadzieję na przebaczenie swoich szczeniackich wybryków:) Ula widując Marka tak często też nie będzie miała wyjścia, przecież nie jest ślepa ani tym bardziej głupia, z biegiem czasu zaufa Markowi ponownie, przebaczy i może zapomni, przecież w dalszym ciągu go kocha:) No jest uparta i to bardzo, ale każda skała kiedyś pęka, już i tak zrozumiała dużo:) Rodzice Marka wreszcie nie będą między młotem a kowadłem, przecież też im kibicują i zależy im na szczęściu Marka, Antosia oraz Uli:) No i wreszcie mały szkrab - Antoś skorzysta na tym najbardziej, odzyskał upragnionego tatusia:) Tak podejrzewam, że nie da żyć Uli i będzie musiała go wozić do domu Dobrzańskich na spotkanie z tatą - przed Markiem jeszcze 5 tygodni rehabilitacji, a on sam w tym stanie nie może prowadzić samochodu. Krzysztof też odpada, będzie zajęty pracą, a Antoś na pewno nie będzie już tyle czekał na możliwość zabawy z tatą, już i tak był bardzo cierpliwy:) Ale z moimi przypuszczeniami jakoś ostatnio nie trafiłam, czytając Twoje zapowiedzi o dramatycznym zdarzeniu obstawiałam, że to Ula będzie miała kłopoty, np. z "sympatycznymi" panami zbierającymi na "napój życia":) Przypuszczałam, że wówczas Marek przybędzie jej z pomocą, prawie jak "niewidzialna ręka". I jak widać nie mogłabym być wróżbitą, bo trafiłam jak kula w płot:) Zobaczę w czwartek na ile tym razem się pomyliłam:) A tak na marginesie, niewiele osób potrafi działać w stresie, przykładem tego są seniorzy Dobrzańscy, których po prostu wmurowało w ziemię, a Marek nie stracił zimnej krwi i w sekundzie podjął działania - widać jak bardzo kocha małego, bez zastanowienia wbiegł pod jadący samochód. Mógł zginąć, to jeden z najwyższych dowodów miłości jaki można komuś okazać, brawo! Przeczytałam jednym tchem i z niecierpliwością czekam na dalszy rozwój wypadków. Serdecznie pozdrawiam życząc miłej niedzieli:)
p.s. zapomniałabym, bardzo się cieszę, że masz ten urlop:) Dopiero co pojawiła się nowa zapowiedź opowiadania, a dzisiaj widzę kolejną - hura!!! Gratuluję pomysłów i dziękuję, bo będziemy miały co czytać:)
Gaja
MalgorzataSz1 2015.05.17 11:44
Monisia

Dziękuję. Mam nadzieję, że i impreza była udana. Fajnie, że chciało ci się jeszcze po niej tu zajrzeć.

B. i Magdam

Uważasz, że byłoby lepiej dla wszystkich, gdyby to jednak Ula była ofiarą kierowcy? Może rzeczywiście by się opamiętała, albo skończyła na wózku. To na dwoje babka wróżyła. Lepiej już niech Marek trochę pocierpi, bo oprócz bólu ma z tego oczywiste profity, prawda? Ula ma pamięć jak mamut. Cztery lata, a ona pamięta wszystko z detalami. Nie traćmy jednak nadziei, bo już jest lepiej niż było, a będzie jeszcze lepiej.

Andziok

Bez wątpienia Marek swoim wyznaniem dał Uli do myślenia. Sama mówi, że nie spodziewałaby się po nim, że przez tyle miesięcy będzie przyjeżdżał tylko po to, żeby popatrzeć na syna. Docenia bardzo, że uratował mu życie. To nie byle co, a ona będzie musiała zrewidować swoją opinię o Dobrzańskim.
Co do zimy, tak masz rację. Tak to sobie właśnie wykombinowałam.

RanczUla

Dla jednych piękne, dla innych smutne. Naprawdę napisałam gdzieś, że to będzie smutna historia? Jeśli tak, to chodziło mi o pierwsze rozdziały. Teraz nastąpił wstrząs, a następne będzie docieranie się.
Najczęściej jest tak, że musi dojść do wypadku, tragedii, lub innego dramatu, który pozwala nam przejrzeć na oczy, pamiętać się lub zmienić zdanie. Człowiek to ułomna istota.

Gaja

Masz rację. Zawsze należy się dopatrywać i pozytywnych aspektów dramatycznych wydarzeń, których jesteśmy uczestnikami.
Marek jest poturbowany, ale trzyma fason i niespecjalnie narzeka, bo ten wypadek przyniósł więcej dobrego niż złego. Wreszcie po latach udaje mu się porozmawiać z Ulą. Szczerze wyznaje jej wszystko jak na świętej spowiedzi. Niczego nie owija w bawełnę. Chyba po raz pierwszy w życiu jest tak bardzo zdeterminowany a przede wszystkim odważny i szczery. Żałuje, że wtedy, gdy Paulina robiła Uli awanturę taki nie był. W zamian za tę szczerość dostaje więcej, niż mógł się spodziewać. Dostaje zgodę na widywanie się z synem. To zaledwie pierwszy krok, ale jakże ważny. Z całą pewnością będą następne i też takie pozytywne.

A teraz z innej beczki. Jednak zauważyłaś, że po prawej stronie bloga zaszły zmiany. To ostatnie opowiadanie, a właściwie teraz już przedostatnie, to też wynik współpracy z Ranczulą i mam nadzieję, że Wam się spodoba.


Moje kochane dziewczyny. Bardzo Wam dziękuję za wpisy. Wszystkim życze słonecznej niedzieli i miłego wypoczynku przed pracowitym tygodniem. Wszystkie najserdeczniej pozdrawiam i już zapraszam na czwartkowy rozdział. :)
Gośka (gość) 2015.05.17 16:29
Po przeczytaniu rozdziału stwierdziłam, że po każdej burzy musi nadejść słońce. Mam wrażenie, że Marka rekonwalescencja przejdzie bez żadnych komplikacji. Fakt, że powrócił do sił już po tygodniu to dowód na to, że chce mu się żyć. I ma dla kogo żyć. Pomimo początku optymistyczna część, bo czym ma być szansa na kontakt syna z ojcem. Kolejne opowiadanie, które niesie ze sobą dużo wartości.
Pozdrawiam i życzę spokojnego niedzielnego popołudnia.
Ula i Marek Dobrzańscy (gość) 2015.05.17 17:00
Początkowo obstawiałam, że to Ula wyląduje w szpitalu, a Marek zajmie się małym. Takiego obrotu sprawy się nie spodziewałam :) W końcu po siedmiu miesiącach spotkał się z synem - mały sukces. Dostał zgodę na 'widzenia' z synem - duży sukces. Nareszcie, po czterech latach spotkał się z Ulką. Z pewnością nie było to dla niej łatwe spotkanie. podobno stara miłość nie rdzewieje. Może te regularne spotkania z Markiem wpłyną na jej stosunek do niego. Mam nadzieję, że nie będzie to trwać kilka lat świetlnych - co w przypadku tej Uli, jest całkiem możliwe. Tak na koniec - Niech się szybko godzą, bo czekam na rodzeństwo dla Antosia :) Pozdrawiam, UiM
MalgorzataSz1 2015.05.17 17:35
Gosiu

Podzielam Twoje zdanie. Ja też uważam, że po burzy wychodzi słońce, a dla zagubionych z pokręconym życiorysem nowa nadzieja i szansa na dobrą przyszłość.
Marek był pacjentem na chodzie. Miał tylko wielki gipsowy pancerz na tułowiu i ręce. Nie musiał więc przebywać w szpitalu przez sześć kolejnych tygodni. Zresztą w domu, pod troskliwą opieką rodziców z całą pewnością dochodzi się do zdrowia o wiele szybciej. Faktycznie ta rekonwalescencja nie będzie taka znowu nieprzyjemna.

Ula i Marek Dobrzańscy

Postęp w relacjach Ula-Marek na pewno jest i z całą pewnością będzie progres. Niedługo Ula sama odkryje, że "stara miłość nie rdzewieje", chociaż sama uważa, że "nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki". Na pewno proces ich zbliżenia się do siebie nie będzie trwał lata świetlne, wszak mamy jeszcze tylko sześć rozdziałów.
Rodzeństwo dla Antosia? Hmmm... muszę nad tym pomyśleć.

Dziękuję dziewczynki za komentarze, które zawsze czytam z przyjemnością. Serdecznie obie pozdrawiam. :)
K. (gość) 2015.05.17 19:59
Tak w życiu, jak i tutaj żeby przejrzeć na oczy musi się coś stać. Gdyby nie wypadek i postawa Marka - Ulka nadal tkwiłaby w uporze, żalu i przeszłości. A co by było gdyby Marek zginął? Czy potrafiłaby sobie wybaczyć, że nigdy nie dała mu szansy, że przez jej postawę i decyzję jej dziecko wychowuje się bez ojca i nigdy go nie pozna? Pokazujesz tym sposobem, że warto w życiu wykorzystywać każdą chwilę, każdą szansę - każdy dzień nas czegoś uczy i każdy mógłby być inny - lepszy, ale także gorszy. Nie warto tkwić w skorupie żalu i dumy, szczególnie jeśli jakieś przykre zdarzenie miało miejsce lata temu. Ulka niczym taran mknie do przodu, zamknięta w swoich własnych wyobrażeniach przeszłości, nie dając szansy sobie, Markow i ich dziecku. W całej tej sytuacji wypadek zamiast być przykrym wydarzeniem okaże się zbawieniem dla ich relacji, najlepszym wyjściem - czego efekty są już teraz. Przełamała się, pogadali i co? I okazuje się, że to nie boli, że Marek nie gryzie! Po co było marnować cztery lata? Dobrze, że "tylko" cztery, bo przy uporze Ulki to i tak niewiele. Antek odzyskał ojca chociaż na chwilę, chociaż kilka razy się z nim spotka. Ulka jak nie chce nie musi z nim gadać, ale wszyscy wiemy, że będzie chciała. Aż taka zimna nie jest. I ona zmięknie. A Marek oprócz wpadania pod samochody niech się skupi, weźmie w garść i pokaże, że dorósł, że nie jest chłopcem, a mężczyzną, który nadaje się na ojca i partnera. Na razie jest na dobrej drodze. Pozdrawiam :).
MalgorzataSz1 2015.05.17 20:35
K.

Jak to mówią "mądry Polak po szkodzie". Na pewno każdy z nas był w takiej sytuacji, gdy po fakcie żałował, że czegoś nie przekazał, coś zaniedbał, coś przeoczył i nie pozostaje nic innego jak tylko żałować, bo sytuacji nie da się już odwrócić. Oczywiście wszystko jest możliwe i Marek spokojnie mógłby zginąć pod kołami samochodu. Wtedy byłby koniec bajki, a ja nie lubię kończyć w połowie i wtedy, gdy mam pomysł na ciąg dalszy. Przecież Antoś musi się nacieszyć tatą, a Ula powinna dogadać się z Markiem. Na pewno im to umożliwię i to już niedługo. Ula wreszcie przyjdzie po rozum do głowy i nawet będzie żałować, że była taka nieprzystępna. Czasem ludzie mądrzeją chociaż niektórym zabiera to mnóstwo czasu. Ważne jednak, że odzyskują rozum.

Kolejny bardzo długi komentarz, za który ogromnie Ci dziękuję. Pozdrawiam Najserdeczniej. :)
jute (gość) 2015.05.17 21:48
Witaj Małgosiu.Nareszcie.Co prawda Marka pchnął samochód ,nie głowa czy serce,ważne ,że jest trochę bliżej Uli i syna.Szczęście w nieszczęściu.Dobra,strasznie jestem ciekawa,jak Marek będzie się starał nadrobić stracony czas.Mam nadzieję,że trochę jeszcze będzie się musiał nagimnastykować.Pewnie w zdobywaniu Uli od nowa jego wielkim sojusznikiem będzie Antoś.Tak na marginesie czytam o tych dzieciaczkach u Ciebie i u Amicus jakie one grzeczne i poukładane.Mój syn, w wieku od trzech do ośmiu lat był ....nie taki grzeczny,powiedzmy.A teksty miewał,takie,że niektóre pamiętam do dziś.Pamiętaj jak tłumaczył,dlaczego popchnął kuzynkę w pokrzywy -"Bo ona szła,szła i przestała SZŁAĆ ...Miał wtedy tak około czterech lat.A jak miał sześć to domalował swojemu dalmatyńczykowi (żywemu psu) czerwone kropki mazakiem.Bo on (pies) był smutny ,bo miał tylko czarne kropki.Ale przynajmniej wiem,dlaczego tak wcześnie posiwiałam.Wracając do tematu,bardzo realistycznie i prawdopodobnie opisałaś wypadek Antosia, widziałaś coś takiego w realu?..Widzę nowe zapowiedzi.Super.Co do poprzedniego komentarza,mam nadzieję,że nie wkurzyły Cię zbytnio moje złośliwości.Jędzą jestem zawsze,ale złośliwą jędzą tylko bywam..No i na koniec od Trybuny lepsze było chyba radio Erewań.Pozdrawiam.
MalgorzataSz1 2015.05.17 22:49
Jute

Ubawiłam się setnie. Dzieci w realu z całą pewnością nie są takie ułożone jak dzieci przez nas opisywane. Nasze to ideały, a w rzeczywistości raczej takie nie występują. Musiałaś mieć niezły ubaw ze swojego syna. Poza tym on na pewno jest bardzo zdolny skoro już w wieku czterech lat wymyślał nowe słownictwo. Wracając do opowiadania to chyba nie da się nadrobić straconego czasu szczególnie, że zaczną się piętrzyć przeszkody tym razem nie przed Ulą i Markiem, ale przeszkody innego rodzaju.
Nigdy nie byłam świadkiem wypadku jaki tutaj opisałam. Od czego bujna wyobraźnie, nie?

Poprzedni komentarz podobnie jak ten tak mnie rozbawił, że musiałam odpowiedzieć w żartobliwym tonie i też mam nadzieję, że nie odebrałaś go jako złośliwości z mojej strony. Takie komentarze mi pisz, żebym mogła śmiać się do rozpuku, bo życie jest jak papier toaletowy. Za długie i do dupy. Jedyne co nam pozostało to pośmiać się tak od serca. Głośno i szczerze.
Dziękuję Jute. Pozdrawiam i przesyłam buziaki. :)
B (gość) 2015.05.19 07:47
Małgosiu mam nadzieję , że to co napisałaś na blogu Amicus pod jej notką to chyba jakis żart z twojej strony, normalnie zmroziło mnie , dziewczyny nie dajcie się zwariować!!!!! Jeszcze jak ty przestaniesz pisać to pozostanie palnąć sobie w łeb, wasza znajomość trwa już długo może uda Ci się ja jakoś przekonać do zmiany decyzji, może ty masz na nią jakiś wpływ, bo że ty przestaniesz pisać nawet nie przyjmuję do wiadomości !!!!!! Przepraszam że nie na temat, ale nie mam innej możliwości kontaktu z Tobą, Pozdrawiam B.
(gość) 2015.05.19 09:27
Małgosiu proszę nie zawieszaj bloga nie rób to nam ja i fanki wasze nie możemy doczekać się następnego wpisu ,a ty też chcesz zrezygnowac ,wasze opowiadania są tak cudowne fascynujące,romantyczne przenoszą nas w choć na chwilę w swiat marzeń,nie zabierajcie nam tego bardzo proszę.Pozdrawiam wierna czytelniczka i zagorzała fanka D.
MalgorzataSz1 2015.05.19 09:33
B.

Amicus została bardzo obrażona. Mnie samej czytając posty hejterek stawały włosy dęba, bo ją opluwano, a mnie posądzano, że to ja za tym stoję. Znamy się od tylu lat. Wspieramy się. Dlaczego nagle miałabym robić coś tak ohydnego? Nie rozumiem w jakim celu wyświadczano mi tę niedźwiedzią przysługę. Na pewno czytałaś dwa moje komentarze pod notką Amicus. Nie wiem jak mogłabym jeszcze wpłynąć na zmianę jej decyzji. Jest mi tak strasznie przykro, że nawet sobie nie wyobrażasz. Wciąż jednak mam nadzieję, że emocje Amicus opadną. Nie bez znaczenia jest też ta ogromna ilość komentarzy. Może jak je przeczyta zrozumie, że niektórzy nie potrafią żyć bez jej opowiadań. Nie można się dać zdominować chamstwu i nienawiści.
To jednak nie zmienia faktu, że ja jestem w ciężkim szoku. Póki co publikuję dalej.
Pozdrawiam. :)
MalgorzataSz1 2015.05.19 09:35
D.

Przeczytaj odpowiedź powyżej na komentarz B. Na razie nie wpadajcie w panikę, bo rozdziały będę nadal publikować. Wciąż liczę, że Amicus przemyśli sprawę, uspokoi emocje i nabierze do całej sprawy odpowiedniego dystansu.
Pozdrawiam. :)
B (gość) 2015.05.19 10:15
wiem , ze Amicus została obrażona bo czytałam całą tą bezsensowną dyskusję i ty też zostałaś obrażona ale jakoś mniej uległaś emocjom, motywowałaś Amicus do założenia bloga , więc może teraz nakłonisz ja do powrotu. B.
MalgorzataSz1 2015.05.19 11:45
Wysłałam maila i czekam z nadzieją, że odpisze.
B (gość) 2015.05.19 12:52
dziękuję, że próbujesz w naszym imieniu, pozdrawiam B
jute (gość) 2015.05.20 20:14
Witaj Małgosiu,proszę Cię przestań.Wszystkim nam jest przykro,że jedna małolata,z ograniczonym słownictwem,narozrabiała tak,że głowa puchnie.Mam tylko nadzieję,ze młoda się opamięta i wróci do pionu.Szkoda by było ,gdyby nie wróciła do pisania.Nie jestem krytykiem literackim,ale uważam ,że macie talent.czytam od zawsze,sama mam w domu,około dwóch tysięcy tomów makulatury.Tyle zostało bo sporo oddałam do biblioteki.I wierz mi dużo razy czytałam dużo gorsze teksty,wydane w formie książkowej.Amicus,ma przewagę, bo jest młoda,ma świeże spojrzenie na życie ,jest bardziej odważna i może jej się bardziej chcieć.Taki blog,to dobra próba,czy wprawka do czegoś bardziej poważnego.Kurde,przyznam,ze przez chwilę myślałam,czy nie skasować tego wpisu,ale mam nadzieje,że wiesz o co mi chodzi.Pewnie w księgarniach wasze książki wybierały by inne wiekowo grupy czytelniczek.Chyba się jakaś mądralińska we mnie odezwała.przepraszam.I przestań się smęcić,bo jeszcze Twój wen strzeli ci focha.Pozdrawiam deszczowo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz