Łączna liczba wyświetleń

środa, 7 października 2015

"CZAS ZACZĄĆ ŻYĆ..." - rozdział 1

22 luty 2015
CZAS ZACZĄĆ ŻYĆ…



ROZDZIAŁ 1



Cmentarz powoli pustoszał. Jeszcze tylko kilka osób podeszło do niej, by złożyć jej kondolencje z powodu śmierci męża. Była tak skamieniała z bólu, że nawet nie słyszała słów wypowiadanych przez żałobników. Na pogrzeb przybyło ich wielu. Byli to głównie ich wspólni znajomi i koledzy ze szpitala, w którym pracował Piotr. Wraz z nim umarła część niej. Nawet nie była w stanie przygotować jakiejś stypy, chociaż pewnie wielu na nią liczyło. Nie miała kompletnie do tego głowy. Poczuła silne, męskie ramię obejmujące ją wpół. Odwróciła się wycierając z policzków łzy. Maciek, jej przyjaciel od dziecięcych lat uśmiechnął się do niej smutno.
- Chyba i my już pójdziemy Ula. Zostaliśmy tu sami. Chodź zawiozę cię do domu i tam porozmawiamy.
Kiwnęła twierdząco głową i ostatni raz spojrzała na niewielki kopczyk, na którym leżało mnóstwo wieńców i wiązanek kwiatów.
Nie nacieszyli się długo małżeńskim szczęściem. Zaledwie trzy lata, w tym siedem długich miesięcy Piotr leżał nieprzytomny w szpitalu. Był świetnie rokującym kardiochirurgiem. Miał niezwykle sprawne ręce i coraz częściej powierzano mu bardziej skomplikowane zabiegi. Poznali się całkiem przypadkiem. Po prostu przyjechała kiedyś z ojcem na badania, bo jego serce było słabe. Piotr zajął się nim niezwykle troskliwie, a przy okazji z błyskiem w oczach patrzył na nią. Nie miała jakiejś powalającej urody, ale najwyraźniej spodobała mu się. I on zrobił na niej wrażenie, bo nie dość, że był przystojny, to jeszcze taki niezwykle zrównoważony i łagodny. Zaczęli się ze sobą spotykać i w niedługim czasie Piotr oświadczył się jej. Potem był cichy, skromny ślub, a po nim śmierć taty, którą ciężko znieśli oboje. Ona oprócz niego nie miała żadnej rodziny, a Piotr miał wyrzuty sumienia, że być może mógł coś zrobić, by jego teść przeżył. Ta śmierć jeszcze bardziej zbliżyła ich do siebie. Wychowany w domu dziecka Piotr doskonale rozumiał to nagłe poczucie osierocenia Uli i fakt, że długo nie mogła się z tym pogodzić. Zawsze ją wspierał i przy niej był. Pocieszał i uspokajał.


Była mu wdzięczna i potrafiła to docenić. Czas pozwolił na to, że wreszcie wyciszyła się i skupiła na szukaniu pracy. Mówiła Piotrowi, że jak zajmie głowę innymi sprawami, to od razu poczuje się lepiej. Nie sprzeciwiał się. Nie zarabiał kokosów i drugi dochód byłby mile widziany. W międzyczasie udało się sprzedać dom w Rysiowie, który przypadł jej w spadku po ojcu. Kłopotliwy był to spadek, bo dom nieremontowany od lat po prostu niszczał, a jej ojciec nie miał siły ani pieniędzy, żeby doprowadzić go do względnej używalności. Ona również nie posiadała takich środków. Sprzedała go bardzo tanio, niemal za bezcen. Ona i Piotr mieszkali w Warszawie, niedaleko szpitala w budynku, w którym znajdowały się mieszkania służbowe dla lekarzy. To było bardzo wygodne, bo Piotr nie musiał dojeżdżać i tracić czas poruszając się komunikacją miejską.

Poszukiwanie pracy okazało się nie lada wyzwaniem. Mimo jej gruntownego wykształcenia w zakresie ekonomii i finansów była zbywana. Rozsyłała miliony CV. Na niektóre otrzymywała odpowiedź zwykle negatywną, a niektóre pozostawały bez odpowiedzi. Ta sytuacja bardzo ją stresowała i po jakimś czasie mocno zniechęciła. Wprawdzie Piotr powtarzał jej, że nie ma tragedii, bo są w stanie utrzymać się z jego pensji, ale ją jednak to uwierało i miała wyrzuty sumienia, że mąż bierze dodatkowe dyżury w pogotowiu, żeby trochę dorobić. Przez to nie mieli zbyt wiele czasu dla siebie. Często myślała, że więcej spędza go z Maćkiem niż z własnym mężem. Szymczyk był częstym gościem w Warszawie i nierzadko wpadał na kawę, lub wyciągał ją do jakiejś knajpki. Był jej najlepszym przyjacielem i potrafił słuchać. Jemu zawsze mogła się wyżalić lub poradzić w jakiejś sprawie.

Cios przyszedł niespodziewanie. Był początek lutego. Zima nieźle dawała się im we znaki. Budynek, w którym mieszkali był stary z nieszczelnymi oknami i ciągle szwankującą kotłownią. Kaloryfery nie dawały spodziewanego ciepła i ciągle dogrzewali się piecykiem elektrycznym. Jak mogli, poutykali okienne futryny, a mimo to temperatura w mieszkaniu oscylowała w granicach siedemnastu stopni. Okutana w gruby sweter i skarpety przykryła się kocem usiłując obejrzeć coś w telewizji. Co jakiś czas jednak z niepokojem zerkała na zegar, bo Piotr już od dwóch godzin powinien był być w domu. Kiedy minęła kolejna godzina schwyciła za słuchawkę telefonu i wykręciła numer SOR-u. Powiedziano jej, że Piotr wyszedł o czasie, bo nie było żadnych nagłych przypadków. Po tej informacji zaniepokoiła się jeszcze bardziej. Nie miała pojęcia, co robić. Nawet jakby chciała pójść na policję to nie przyjmą zgłoszenia, bo za krótki jest czas nieobecności Piotra.
Dźwięk komórki poderwał ją na równe nogi. Odebrała natychmiast. W słuchawce usłyszała głos Rafała, kolegi Piotra, też kardiologa.
- Witaj Ula…
- Rafał? Wiesz może, gdzie jest Piotr? Odchodzę od zmysłów…
- No ja właśnie w jego sprawie… Posłuchaj… Napadnięto go, kiedy szedł do domu. Jest straszliwie pobity. Musiał dość długo leżeć na chodniku, ale w końcu ktoś natknął się na niego i przywiózł go do nas. Jest teraz na urazówce. Niestety nie odzyskał przytomności. Jeśli możesz, to przyjdź…
- Już…, już się zbieram… Dziękuję, że zadzwoniłeś.
Trzęsły jej się ręce, gdy wkładała na siebie ubranie. Płakała też rozpaczliwie modląc się, by wszystko było dobrze.
Na oddziale spotkała się z Rafałem. Zauważyła też dwóch policjantów.
- I co z nim? Wiadomo już coś? – spytała płaczliwym głosem.
- Nadal jest nieprzytomny Ula. Cały czas jestem z nim, bo zszedłem już z dyżuru i też usiłuję się dowiedzieć więcej. Ustaliliśmy razem z policją, że to był napad na tle rabunkowym. Ukradziono mu portfel i wszystkie dokumenty. Całe szczęście, że ten człowiek, który go znalazł przywiózł go tutaj, bo tu wszyscy go znają. Policja twierdzi, że było co najmniej dwóch napastników, bo z jednym Piotr poradziłby sobie na pewno. Oni go skatowali Ula. Ma odbite nerki, a po głowie kopali go tak mocno, że ma pękniętą czaszkę i obrzęk mózgu. Jest też bardzo opuchnięty. Mówię to dlatego, żebyś się nie wystraszyła, gdy do niego wejdziesz, bo w niczym siebie nie przypomina.
Była wstrząśnięta tym co powiedział Rafał jednak najbardziej na świecie chciała już być przy Piotrze. Może przy niej się ocknie?
To co ujrzała po wejściu do sali niemal zwaliło ją z nóg i gdyby nie Rafał, osunęłaby się na ziemię. Piotr miał obandażowaną głowę, a twarz tak opuchniętą, że nie było widać mu oczu. Leżał w plątaninie kabli podłączonych do urządzeń, które utrzymywały go przy życiu. Podeszła do niego i delikatnie pogładziła mu policzek.
- Walcz kochanie - wyszeptała. - Nie możesz mnie teraz zostawić. Ja nie poradzę sobie bez ciebie, przecież wiesz o tym.
- On cię nie słyszy Ula – powiedział cicho Rafał. – Jeśli czujesz się na siłach, to porozmawiaj z policją. Mają kilka pytań. Przed chwilą skończyli przesłuchiwać człowieka, który go tu przywiózł.
Podniosła zapłakaną twarz i spojrzała lekarzowi w oczy.
- Chyba powinnam mu podziękować. Gdyby nie on…
- Nie wiem, czy on jest jeszcze, ale na pewno podadzą Ci jego dane personalne. Chodźmy.
Wraz z policjantami przeszli do gabinetu ordynatora. Funkcjonariusze wypytywali przede wszystkim o to, czy Piotr miał jakichś wrogów, ale zaprzeczyła. Był lubiany zarówno jako lekarz jak i kolega. Nie znała nikogo, kto mógłby mu życzyć źle. Nie pomogła właściwie policjantom w niczym. Jeden z nich powiedział, że powinna się liczyć z tym, że mogą nie odnaleźć sprawców, bo oni nie zostawili żadnych śladów.
- Na miejscu zdarzenia znaleźliśmy sporo krwi, ale podejrzewamy, że należy ona tylko do pani męża, bo sprawcy zazwyczaj działają w rękawiczkach. Było sporo śladów butów na śniegu, lecz z takiej ilości trudno jest wyodrębnić te właściwe, bo sporo ludzi tamtędy przeszło w ciągu dnia. Oczywiście zrobimy wszystko, co w naszej mocy, by ująć winnych, ale sprawa wydaje się być beznadziejna.
- Czy znacie nazwisko człowieka, który przywiózł tutaj mojego męża? To dla mnie bardzo ważne, bo winna mu jestem podziękowanie.
Policjant sięgnął do wewnętrznej kieszeni munduru i wyciągnął z niej wizytówkę.
- Proszę. Może pani ją zatrzymać, bo spisaliśmy wszystkie dane tego pana.
Podziękowała im. Po ich wyjściu rozmawiała jeszcze z ordynatorem urazówki. On nie miał dla niej pomyślnych wieści.
- Nie będę przed panią ukrywał, że stan jest bardzo poważny. Mąż ma pękniętą czaszkę i przemieszczone kości twarzoczaszki. Rezonans głowy pokazał liczne krwiaki w obrębie tkanek miękkich w tym krwiak śródmózgowy oznaczający krwawienie do tkanki mózgowej. Wystąpiło krwawienie podpajęczynówkowe. To nie rokuje dobrze, bo na skutek tych krwawień dochodzić może do nieodwracalnego uszkodzenia tkanki mózgowej, a co za tym idzie, do zaburzeń czucia, równowagi, poruszania się, świadomości, widzenia, mowy, słyszenia, a nawet do śmierci. Jutro zbierze się konsylium i zadecyduje o operacji czaszki. Koniecznie trzeba odbarczyć mózg tym bardziej, że już nastąpił jego obrzęk. Od razu uprzedzę panią, że taki zabieg należy do bardzo trudnych i niebezpiecznych. Wiąże się też z bardzo poważnym rokowaniem dotyczącym życia i zdrowia pacjenta. Chcę, żeby miała pani tego świadomość.
- Chciałabym wiedzieć jakie ma szanse po tym zabiegu. Czy będzie mógł normalnie żyć? – Ordynator spojrzał na nią ze współczuciem i pokręcił głową.
- Na teraz to są szanse najwyżej dwudziestoprocentowe, że przeżyje zabieg. Jeśli tak, one znacznie wzrosną. Nie mam pojęcia czym go okładali, ale dałbym rękę uciąć, że był to bejsbolowy kij lub metalowa rurka. Nawet ciężkimi butami nie narobiliby tylu szkód. Niemal zatłukli go na śmierć.

Ze szpitala wróciła kompletnie wyczerpana, zdruzgotana i załamana. Całe życie wywróciło jej się do góry nogami. Jak ma dalej żyć? Jak ma żyć bez niego? Najpierw tata, teraz on… Czy urodziła się pod jakąś pechową gwiazdą? Za co spotyka ją tyle nieszczęść? Nie wiedziała, czy da radę znieść kolejną śmierć. To za wiele, za wiele…
Ściągnęła czapkę i szalik. Z kieszeni płaszcza wyciągnęła wizytówkę, którą dostała od policjanta. Podeszła do stolika i zapaliła stojącą na nim małą lampkę. Przysunęła do niej kartonik i przeczytała. „Firma odzieżowa Febo&Dobrzański. Marek Dobrzański – prezes. Pod spodem figurowały numery telefonów i numer komórki. Pomyślała, że już dzisiaj nie będzie dzwonić z podziękowaniami. Jest czwarta nad ranem i on pewnie śpi. A ona? Czy ona będzie mogła zasnąć? Wiedziała, że nie. Zbyt wiele myśli kłębiło się jej w głowie. Rano zadzwoni do Maćka i poprosi go, żeby przyjechał. On nigdy jej nie zawiódł i zawsze pomógł w potrzebie.
Nastawiła czajnik i wsypała do kubka trochę kawy. Ta noc zapowiadała się bezsennie tak jak wiele, wiele następnych.

Kolejne miesiące były dla niej jedną, wielką udręką. Pieniądze ze sprzedaży domu, których i tak było niewiele, topniały w zastraszającym tempie. Płaciła za specjalistów, którzy ściągani przez nią do szpitala bezradnie rozkładali ręce. Mimo wielogodzinnej operacji, którą przeszedł Piotr, nie nastąpiła poprawa jego stanu zdrowia. Nadal pozostawał w śpiączce, a ona nie odchodziła od jego łóżka. Gdyby nie Maciek, pewnie nawet by nie jadła. Schudła bardzo. Wcześniej kilka razy próbowała się dodzwonić do Dobrzańskiego chcąc mu podziękować, ale komórka nie odpowiadała. W końcu zadzwoniła na jeden z numerów stacjonarnych, powiedziano jej jednak, że prezes wyjechał do włoskiej filii firmy i będzie dopiero na początku czerwca. Potem jakoś umknęło jej to, ponieważ z Piotrem było różnie. Często zatrzymywał się, bo jego serce przestawało bić. Reanimowano go wielokrotnie. Na początku lipca przeżyła prawdziwy szok. Ordynator poprosił ją do swojego gabinetu i tam powiedział jej, że już nic nie mogą dla Piotra zrobić.
- Wczoraj już po pani wyjściu zebrała się komisja, bo zachodziło uzasadnione podejrzenie śmierci pnia mózgu. Po przeprowadzonych badaniach przez specjalistów ta diagnoza potwierdziła się. On nie żyje pani Urszulo.
Patrzyła na niego z niedowierzaniem w oczach. Jak to w ogóle możliwe? Przecież żył. Był ciepły. Oddychał.
- To wszystko prawda, ale to nie on sam oddycha. To aparatura robi to za niego. Mówiłem pani wcześniej jakie mogą być konsekwencje tak rozległego urazu. On już nic nie czuje. Zatracił odruch oddychania. To będzie bardzo brutalne, co teraz powiem, ale taka już moja niewdzięczna rola. Musi pani rozważyć odłączenie od respiratora. On nie może w nieskończoność pracować i dawać pani złudnych nadziei, że mąż będzie jeszcze funkcjonował. Niestety, nie będzie. To już koniec jego walki i pani. Naszej również. Przegraliśmy ją. Ja daję pani czas do namysłu. Musi pani zadecydować kiedy odłączymy respirator. Proszę też się zastanowić nad przekazaniem organów męża do przeszczepu. Mógłbym o to nawet nie pytać, bo wiem, że mąż składał taką deklarację, ale…
- Tak… Oboje taką składaliśmy. Ja nie mam nic przeciwko temu, bo taka była jego wola – podniosła się z fotela. – A teraz, jeśli pan pozwoli pójdę do niego. O mojej decyzji powiadomię pana. Do widzenia.

Długo nie potrafiła jej podjąć. Każdego dnia przychodziła i tkwiła przytulona do niego zalewając się łzami. W końcu ordynator przeprowadził z nią kolejną rozmowę.
- Ja wiem pani Urszulo, jakie to jest dla pani trudne, ale nie możemy dłużej czekać. Za chwilę organy zaczną obumierać samoistnie i nie będziemy mogli nic pobrać.
Te słowa zmobilizowały ją nieco. Wiedziała, że Piotr był zagorzałym zwolennikiem transplantologii. Dzięki niemu można będzie uratować kilka osób. Umówiła się na poniedziałek dwudziestego siódmego lipca. To tego dnia miała zostać wdową.
Dano jej pół godziny i pozwolono się pożegnać. Potem odłączono respirator. Po pobraniu organów wpuszczono ją jeszcze na chwilę. Zalewała się łzami nie mogąc się uspokoić. Przyjechał Maciek, by ją wesprzeć w tym trudnym dla niej dniu. Miała wrażenie, że zapada się w jakąś otchłań bez dna. Nie miała pojęcia, jak będzie dalej żyć.




RanczUla 2015.02.22 09:02
Początek bardzo smutny i znów bez rodziny Uli i bez Marka. A co może teraz być? Może coś z Piotra trafi do Marka albo to on przywiózł tu Marka. Chociaż Ula powinna już mu zdążyć podziękować, za to i coś byś wspomniała. Obstawiam , to drugie. Pozdrawiam.
MalgorzataSz1 2015.02.22 10:28
RanczUla

Niestety nie trafiłaś. Inaczej, zupełnie inaczej napisałam to opowiadanie i nawet nie brałam pod uwagę takiej możliwości, żeby jakieś organy Piotra były przeznaczone dla Marka.
Kombinuj dalej. :)
Dziękuję za wpis i pozdrawiam. :)
magdam (gość) 2015.02.22 11:10
Witaj Małgosiu :)
Cieszę się, że pojawiło się kolejne opowiadnie, zapewne kolejna niezwykla historia. Bardzo smutny ten pierwszy rozdział... Cierpienie Uli, Piotr, którego zakatowana na śmierć. Na pewno bardzo cieżko się jest podniesc po czyms takim, tym bardziej, że Uli został tylko Maciek. Jednak juz od samego początku czuje,że to opowiadanie bardzo mi sie spodoba. Jak już kiedys pisałam moim ulubionym jest do tej pory "Strata", gdy Marek stracil Paule i powoli budził sie do życa przy Uli. Tu bedzie zapewne zupelnie inaczej, bo oni póki, co się nie znają, nie ma dzieci. Ale czuje, ze mi sie spodoba. Czekam na rozwój wydarzen.
Pozdrawiam serdecznie :)
MalgorzataSz1 2015.02.22 12:13
Magdam

Masz dobre przeczucia, chociaż szczegółów nie zdradzę. Na razie będzie sporo smutku, wewnętrznego rozdarcia i rozpaczy. Takie przeżycia są bardzo traumatyczne zwłaszcza kiedy odchodzi osoba, która darzyło się uczuciem. Ula długo nie będzie potrafiła się pozbierać.

Bardzo Ci dziękuję za wpis i życzę miłej niedzieli. :)
Angela (gość) 2015.02.22 13:03
Witaj Małgosiu,
Bardzo smutny ten rozdział - wypadek i śmierć Piotra. Ula na pewno długo nie będzie mogła się po tym pozbierać. Mam jednak nadzieję, że gdy spotka Marka, wszystko dobrze się ułoży i koniec będzie z happy endem.
Pozdrawiam Angela
MalgorzataSz1 2015.02.22 13:05
Angela

Uprzedzałam, że to opowiadanie będzie dość smutne, ale jeśli czytasz te moje bazgroły to wiesz, że zakończenia są zawsze szczęśliwe.
Dzięki, że wpadłaś. Pozdrawiam. :)
Gaja (gość) 2015.02.22 15:17
Witaj Małgosiu,
o matulu!, co tutaj napisać? Śmierć zawsze jest straszna, chociaż jak wszyscy wiemy, nieunikniona, ale taka, to już do którejś tam potęgi, niepotrzebna i beznadziejna! Odszedł taki młody człowiek, który i tak w życiu nie miał zbyt lekko (dom dziecka), a jednak wyszedł na ludzi. Okropnie musiał być zdeterminowany, ukończenie medycyny, bez niewielkiej choćby pomocy finansowej ze strony rodziny, jest ogromnym sukcesem, chylę czoła. Kiedy wreszcie wychodził na prostą, robił karierę, miał najukochańszą osobę obok siebie i pewnie prędzej, czy później doczekaliby się potomstwa, okazuje się, że to już koniec!!!? Przez jakiś opryszków, których na pewno Policja nie znajdzie:( Strasznie to niesprawiedliwe:( Ja nie potrafię się z czymś takim pogodzić, a co dopiero Ula! Jedyna i najbliższa Jej osoba umiera z takiej bezsensownej przyczyny. Nie wiem, ale może niewielkim ukojeniem w Jej rozpaczy będzie świadomość, że Piotr żyje w innych osobach~? Do tego wszystkiego całkiem niedawno pochowała ukochanego tatusia, bardzo Jej współczuję. Dobrze, że nie zostawiłaś Jej tak zupełnie samej, jest Maciek. Inaczej pewnie oszalałaby albo popadła w ciężką depresję:( Prawie każdy ma receptę na przetrwanie takiej traumy. Jednym pomaga powrót do pracy - w tym przypadku nawet to nie jest możliwe, bo Ula nie mogła jej znaleźć:( Inni gorączkowo rzucają się w objęcia rodziny - tutaj też nie jest to możliwe, Ula nie ma już żadnej rodziny:( Jeszcze inni potrzebują ciągłych wizyt na cmentarzu, bo wydaje im się, że są bliżej ukochanych osób - tutaj zawsze mam przed oczami Barbarę Niechcic po stracie pierwszego synka Piotrusia. Mam nadzieję, że Ula mimo wielkiej rozpaczy nie doprowadzi się do takiego stanu, a przede wszystkim liczę też na ogromną wrażliwość i czujność Maćka. Smutna, ale piękna część opowiadania, dająca wiele do przemyślenia. Czekam na czwarteczek:) Gorąco pozdrawiam,
Gaja
MalgorzataSz1 2015.02.22 15:48
Gaju

Miałam taką nadzieję, że rozdział Was poruszy i z Waszych wpisów wnioskuję, że tak właśnie się stało.
Takie skrajne sytuację są obecne w naszym życiu i nie są wytworem jakiejś wirtualnej rzeczywistości. Degeneraci, ludzie wynaturzeni, pozbawieni jakichkolwiek uczuć i ludzkich odruchów istnieli i istnieć będą. Dla nich zabić to tak jak splunąć i nie zastanawiać się, że komuś zabiera się brata,męża, czy ojca. Ci, co zostają muszą udźwignąć ciężar takiej śmierci, pogodzić się z nią lub nie, ale przede wszystkim muszą nauczyć się żyć dalej bez tej ukochanej osoby i to właśnie jest tematem tego opowiadania.
Bardzo Ci dziękuję za długi komentarz i serdecznie pozdrawiam.

PS.
Dobra wiadomość. Piszę i piszę...
Gaja (gość) 2015.02.22 16:39
Małgosiu,
bardzo się cieszę, mocno kibicuję i pękam z dumy, że masz o czym pisać:)
Gaja
MalgorzataSz1 2015.02.22 16:43
Gaja

Mam o czym pisać dzięki Tobie. Właśnie skończyłam 4 rozdział następnego opowiadania i zaczynam kolejny.
Pozdrawiam.
K. (gość) 2015.02.22 19:32
Witaj Małgosiu,
Zaczyna się bardzo smutno i przejmująco. Ulka jest w cholernie przygnębiającej sytuacji i faktycznie musi się nauczyć żyć od nowa - bez męża, który był wsparciem, opoką, przyjacielem. Wszystkim. Teraz gdy go zabraknie będzie musiała stanąć na nogi, na pewno nie będzie to łatwe zwłaszcza, że nie pracuje więc w prace i obowiązki uciec nie może. Na dodatek nie ma rodziny, dzieci którym poświęciłaby czas zamiast myśleć o tej tragedii. Co prawda walka o zdrowie i życie Piotra trwała kilka miesięcy więc trochę na jego śmierć mogła się przygotować - jeśli w ogóle na coś takiego można być przygotowanym.
Wiesz, przed dwoma dniami skończyłam czytać książkę w której bohaterka też musiała nauczyć się żyć bez męża, który zmarł nagle. Przejmujące ale życie toczy się dalej. Wiem łatwo napisać, jednak tak wygląda życie.
Dodatkowo zdradzę Ci w tajemnicy, że bardzo podobny motyw/pomysł miałam Ci przesłać. Nie wiem na razie jaki ciąg dalszy Ty zaproponujesz i czy miałam podobną "wizję" ale naprawdę coś bardzo podobnego miałam dla Ciebie. Niestety zabrakło mi czasu aby to ładnie obrobić. Ale skoro na razie pomysłów nie brakuje, zapowiedzi przybywa to mam chwilę żeby przemyśleć i może coś przesłać.
Pozdrawiam.
MalgorzataSz1 2015.02.22 19:44
K.

Zaskoczyłaś mnie. Naprawdę chodziło Ci po głowie coś podobnego? Bardzo jestem ciekawa, jak bardzo rozminęłyśmy się w swoich wersjach takiej historii, a może pomyślałyśmy bardzo podobnie?
Oczywistym jest, że nie zdradzę jak dalej potoczą się losy Uli, ale z takich przeżyć trudno się człowiekowi podźwignąć.
Na razie wciąż piszę dzięki Gai, która podesłała mi kilka pomysłów, a co z tego wyjdzie, to się okaże. Pomysły są bardzo dobre, tylko ja obawiam się, czy właściwie oddam je w opowiadaniach i dobrze wykorzystam. Liczę na to, że jednak nie będziecie rozczarowane.
Wielkie podziękowania za komentarz. Serdecznie cię pozdrawiam. :)
Ula i Marek Dobrzańscy (gość) 2015.02.22 21:04
Miałaś rację, zaczyna się smutniej niż poprzednie opowiadanie. Może nie powinnam tego pisać, ale nie jest mi szkoda Piotra.. Nie trawiłam go tak samo jak Pauli. Na pewno nie raz odczuł, że jest jak piąte kołu u wozu, tylko dlaczego chciał zatrzymać przy sobie Ulkę? Dobra, wracając do opowiadania to dobrze, że Ulka się z nim nie rozwiodła, dzięki temu, że jest wdową, po raz kolejny może wziąć ślub kościelny :) To opowiadanie wydaje się łudząco podobne do "Ze smutku nocy w radość dnia". Zastanawia mnie co się stało z Beatką i Jaśkiem i jaki będzie stan cywilny Marka? Ula poszukuje pracy, czy to u Dobrzańskiego ją znajdzie pozdrawiam gorąco, UiM

PS: Jeśli opowiadanie Niewierność jest o zdradzie Uli przez Marka, albo Marka przez Ulę, to się załamię :) Rokosz UiM! HaHaHa :)
MalgorzataSz1 2015.02.22 21:34
UiM

To opowiadanie nie ma nic wspólnego z serialem podobnie jak i serialowy Piotr ma się nijak do Piotra w tym opowiadaniu, dlatego w żaden sposób nie można łączyć tych dwóch postaci. Dlaczego Ula miałaby się rozwodzić z Piotrem skoro kochała go nad życie i jego odejście było kolejną tragedią, po której musi się pozbierać? Ja chyba nie jestem aż tak brutalna, by cieszyć się, że ona została wdową i dzięki temu będzie mogła wziąć ślub kościelny z Markiem. Nawet nie wiadomo, czy w ogóle wezmą ślub.

To opowiadanie kojarzy Ci się z "Ze smutku nocy w radość dnia" dlatego, że obydwa zaczynają się pogrzebem. Poza tym nie mają w ogóle żadnych punktów wspólnych. Po co miałabym napisać dwa opowiadania niemal identyczne? To przecież bez sensu. "Strata" też zaczyna się pochówkiem Pauliny, a jakoś nie pokojarzyłaś.
Na Twoje pytania zamieszczone pod koniec komentarza niestety nie odpowiem. Bądź cierpliwa, a wszystko przeczytasz.

Na koniec uspokoję Cię. Opowiadanie "Niewierność" nie jest o zdradzie Uli przez Marka.

Serdecznie Cię pozdrawiam i dziękuję za komentarz. :)

UiM (gość) 2015.02.22 21:42
Oj, nie denerwuj się tak :) Doskonale zdaję sonie sprawę z tego, że nie napiszesz dwóch takich samych opowiadań czy trzech (bo jeszcze Strata). Bardziej wryło mi się w pamięć Ze smutku nocy w radość dnia, bo czytałam je trzykrotnie :D
MalgorzataSz1 2015.02.22 21:51
UiM

Nie denerwuję się i nawet roześmiałam się czytając o tym trzykrotnym wałkowaniu tematu. Masz zdrowie dziewczyno, bo to wyjątkowo długaśne opowiadanie. Czasem trzeba zacząć od uśmiercenia i pochowania kogoś, żeby móc rozwinąć akcję dalej.
A swoją drogą ja pana "zmięte polo" nie znosiłam organicznie. Bardzo irytująca rola, a i aktor dość bezpłciowy. Wydawał mi się bardzo sztuczny i nie grał w sposób naturalny tylko jakiś wymuszony. Tak czy owak Brzoska nie popisał się w tej roli, bo moim zdaniem był mało wiarygodny.
Buziole. :)
Ula i Marek Dobrzańscy (gość) 2015.02.23 18:42
Wałkowałam tę historię trzykrotnie, bo uwielbiam takie sielankowe opowiadania (nie licząc początku :)), bardzo uspokajają moje zszargane nerwy po ciężkim dniu z korkami miejskimi w gratisie :D Chyba muszę ci się wytłumaczyć dlaczego cały czas pytam o tę zdradę? Otóż, gdy czytam o wątku zdrady naszych głównych bohaterów względem siebie, czuję dziwny ciężar w klatce. :/ Często też o tym rozmyślam, szczególnie nocą, co utrudnia zaśnięcie. Powstaje we mnie też swego rodzaju uraz i te myśli zdrady wracają do mnie gdy pisze swoje opowiadania :( Chyba za bardzo zaangażowałam się 'uczuciowo' w ich związek. :) I za cholerę nie mogę się ogarnąć :D Wolę nie czytać jakiegoś opowiadania i żyć spokojnie. "Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz" :D Pozdrawiam, UiM
PS: Dopiero dzisiaj naszła mnie wena na odpowiedz :)
MalgorzataSz1 2015.02.23 18:48
UiM

Na pewno po przeczytaniu tego opowiadanie nie będziesz miała koszmarów. Mam tu na myśli "Niewierność". Nie chodzi w nim w ogóle o to, że zdradził Marek Ulę, albo Ula Marka. Nic więcej nie powiem, bo nie miałabyś niespodzianki. Tak więc luz blues dziewczyno. Ja cierpię od dawna na bezsenność, ale to akurat nie losy tej dwójki są jej przyczyną. Nie ma to jak wspomagacze. Dzięki temu komuś za to, że wymyślił tabletki nasenne.
Pozdrawiam Cię serdecznie. :)
UiM (gość) 2015.02.23 18:58
https://scontent-ams.xx.fbcdn.net/hphotos-xpf1/v/t1.0-9/s720x720/11011456_812010085534739_3835245174621547208_n.jpg?oh=c84a34d59d8778183701fcc3ff062c01&oe=554D7046

Coś dla Ciebie :*
MalgorzataSz1 2015.02.23 20:37
UiM

Nie cierpię na depresję, choć może powinnam. Bezsenność to jeden z czynników ubocznych cukrzycy, którą posiadam od wielu lat. Z niej już na pewno się nie wyleczę, więc i z bezsenności także. Jeśli nie możesz wyleczyć się z jakiejś choroby, to nie pozostaje ci nic innego jak tylko ją polubić, a przynajmniej nauczyć się ją tolerować. :)
Gośka (gość) 2015.02.23 20:53
Pierwszy akapit tego rozdziału tak mnie zaskoczył, a wręcz poraził, że do przeczytania całości zabierałam się kilka razy. Scena pogrzebu, cmentarz, rozpacz, znieruchomienie - wszystko skierowało moje myśli do tego, że to Marek leży w grobie a nie Piotr. I tak jakoś zawzięłam się w tej swojej myśli, że postanowiłam sobie, że nie będę czytać. Dość. Za dużo jest smutnych i przygnębiający rzeczy na ziemi, aby dodatkowo czytać o śmierci. Nie wiem, dlaczego, czytając o wojnie i śmierci nawet takiej ludzkiej, a tym bardziej śmierci ofiary, za każdym razem się buntuję. Mam wielki problem z czytaniem. Co wręcz jest paradoksalne, ponieważ filmy historyczne, pomimo płynących moich łez, oglądam nadal. A tam jest więcej śmierci i cierpienia niżeli w tym rozdziale.
Jednak jak przystało na czytelnika, odkładając z trzy razy dobrnięcie do końca, przeczytałam. I nie rozczarowałam się - jest tyle innych ważnych ukrytych wartości. Tyle emocjonujących sytuacji. Tyle kotłujących się myśli gotowych do rozpatrzenia refleksyjnego. Ten rozdział na pewno będzie początkiem czegoś wartościowego.
Pozdrawiam... .
PS. Mam nadzieję, że dobrnę do końca, czytając na raty, czytając i rozważając.
PS.2. No i jeszcze transplantologia - jak zawsze wszystko dopracowane.
MalgorzataSz1 2015.02.23 21:33
Gosiu

A ja czytając pierwsze zdania Twojego komentarza przeraziłam się, że sobie odpuścisz tę historię. Cieszę się, że się przemogłaś. Pisałam już wcześniej, że to opowiadanie zacznie się bardzo smutno i przez jakiś czas Ula nie będzie miała powodu do radości. To się zmieni oczywiście, ale dochodzić do tego będzie małymi kroczkami. Pogodzenie się z utratą ukochanej osoby jest niezwykle trudne i ona nie będzie odbiegać tu od normy, a rozpacz będzie jej towarzyszyć na każdym kroku. Postaraj się wytrwać i przebrnąć jednak przez pierwsze rozdziały. Z każdym będzie coraz łatwiej i lżej.

Bardzo dziękują Ci za ten poruszający komentarz i pozdrawiam najserdeczniej. :)
Gaja (gość) 2015.02.23 22:16
Witaj Małgosiu,
jesteś niemożliwa, czyżbyś skończyła już nowe opowiadanie? Rewelacja!!!, ale trzeba przyznać, że tempo masz zabójcze, no po prostu jesteś wielka:) Tytuł też wiele mówiący - Misterny plan?! No, no, no! Fantastycznie, że mamy na co czekać i że będziemy mogły długo się cieszyć Twoimi opowiadaniami:)
Serdecznie pozdrawiam,
Gaja
MalgorzataSz1 2015.02.23 22:59
Gaju


Jesteś bardzo spostrzegawcza. Tytuł wstawiłam, chociaż opowiadanie nie całkiem dokończone. Piszę ostatni rozdział. Chyba...
Trochę pospieszam, bo w czwartek wracam do pracy i już nie będę miała zbyt wiele czasu na pisanie.
Trzymaj kciuki, żeby nie brakło mi polotu na napisanie następnych.
Buziaczki :)
Gaja (gość) 2015.02.24 12:20
Małgosiu,
nieustająco trzymam kciuki nie tylko za Twoją wenę, która wznosi się na wyżyny, ale również za powrót do pracy. Pewnie troszeczkę będzie Ci ciężko wrócić do kieratu:) Jak niedawno pisałaś o powrocie, to wydawało mi się, że to jeszcze dużo czasu, no i proszę, jak ten czas szybko zleciał, to już!? Ciągle mam nadzieję, że po pierwszym "szoku pracowym" tak się zorganizujesz, że znajdziesz również i czas na pisanie oraz, że natchnienie Cię nie opuści:)
Uściski,
Gaja
lilicz74 2015.02.26 11:36
Bardzo wzruszajace , czekam na dalszą cześć . Małgosi gratuluje tej Twojej weny..... rewelacja:) Pozdrawiam serdecznie:)
MalgorzataSz1 2015.02.26 14:42
Dziękuję Lilicz i pozdrawiam. :)
Wiktoria (gość) 2015.02.26 15:53
Witaj Małgosiu! Świetny rozdział, chociaż bardzo smutny. Mam nadzieję, że Ula pokona ból po stracie męża i zmieni swoje nastawienie do świata. Czytałam twoje wszystkie opowiadania, ale pod żadnym nie zostawiłam komentarza. Dlatego czynię to teraz. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, mam nadzieję, że wstawisz go dziś. Pozdrawiam i cieszę się jak poprzednicy, że piszesz dalej.
MalgorzataSz1 2015.02.26 17:19
Wiktorio

A ja bardzo się cieszę, że zdecydowałaś się napisać komentarz i nie ukrywam, że liczę na więcej, bo to bardzo dopinguje do pisania. Za chwilę wstawię drugi rozdział i już Cię na niego zapraszam.
Dziękuję i pozdrawiam najserdeczniej. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz