Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 8 października 2015

"ODPOWIEDZIALNOŚĆ" - rozdział 10

 

20 wrzesień 2015
ROZDZIAŁ 10


Kacper dobiegł do niej i objął jej nogi rękami. Przykucnęła przy nim cmokając go w policzek.
- A co wy tu robicie? Przyszliście nakarmić zwierzątka?
- Już nakarmiliśmy, a teraz idziemy z tatusiem na huśtawki. Pójdzie pani z nami?
- Z wielką chęcią Kacperku – podniosła głowę i uśmiechnęła się szeroko do nadchodzącego Marka z Amelką.
- Cześć Marek. Witaj kochanie – pogładziła małą całując jej czółko. Marek jak oniemiały przyglądał się jej. Wyglądała zupełnie inaczej niż ostatnio. Wprawdzie ręka nadal tkwiła w gipsie, ale to było wszystko co zostało z poprzedniej Uli.
- Witaj Ula – jego zachwycone oczy wpatrywały się w te dwa piękne chabry. – Wyglądasz zjawiskowo. – Zarumieniła się pod wpływem komplementu.
- Dziękuję. Właśnie dostałam zaproszenie od twojego syna, żeby towarzyszyć wam na huśtawkach. – Marek uśmiechnął się do niej wdzięcznie.
- Mądry chłopak. Chodźmy zatem.
Usadzili dzieci i pomogli im się rozbujać. Przysiedli na drewnianym obrzeżu piaskownicy nie spuszczając z nich oka. Marek wskazał na gips i spytał.
- Długo będziesz się jeszcze z nim męczyć?
- Niecałe dwa tygodnie. Potem jeszcze będę jeździć na rehabilitację. Na szczęście to lewa ręka nie prawa. Jak tylko ściągną mi gips będę mogła zacząć pracować. A jak rodzice?
- Zanim tu przyjechaliśmy byliśmy na lotnisku. Dzisiaj wylecieli do Szwajcarii. Zatrudniłem też opiekunkę. Wprawdzie nie na cały dzień, ale na czas kiedy będę w firmie. Wydaje się być miła i kompetentna. Postanowiłem popołudniami sam się nimi zajmować. Miałaś rację. One mnie potrzebują. Zauważyłaś, że są bardziej posłuszne niż kiedyś? Staram się im wszystko tłumaczyć i uczę, by odróżniały dobre rzeczy od tych złych. To przynosi już efekty.
- To widać Marek. Są naprawdę grzeczne i słuchają cię. A może macie ochotę na lody? Wczoraj kupiłam i są naprawdę pyszne. Co wy na to? Do tego bita śmietana i słodki, gęsty syrop malinowy.
- Brzmi bardzo kusząco. Chyba nie damy rady odmówić. Chodźcie dzieciaki. Pani Ula przyszykuje dla nas ucztę lodową.
Musiał jej pomóc. Nie bardzo radziła sobie z nakładaniem do pucharków tej zimnej pyszności jedną ręką. Jemu szło to znacznie lepiej.
Przesiedzieli u niej do wieczora. Żeby zająć czymś dzieci wyjęła rysunkowy blok i kredki należące do jej siostry. Ucieszyły się, bo bardzo lubiły rysować. Oni cicho rozmawiali. Zauroczyła go ta skromna i piękna dziewczyna. Trochę opowiedziała mu o sobie. O niezbyt dobrych latach młodzieńczych, kiedy to zmarła mama zostawiając im maleńką Beatkę, której wychowanie spoczęło na jej barkach. O tym jak musiała pogodzić studia na dwóch kierunkach z opieką nad takim maleństwem.
- Byłam z tym wszystkim pozostawiona sama sobie. Młodszy brat Jasiek też wymagał opieki, a ojciec zupełnie się rozsypał po śmierci mamy i w niczym nie był pomocny. To były dla mnie naprawdę ciężkie czasy. Potem było już lżej. Ojciec się otrząsnął i zajął domem, a ja mogłam spokojnie dokończyć studia.
- Miałaś naprawdę nieciekawie. Ja wręcz przeciwnie. Miałem wszystko o czym dzieciak może zamarzyć. Jak wiesz, jestem jedynakiem. W miarę dorastania miałem coraz bardziej pstro w głowie. Przez liceum jakoś się prześlizgnąłem. Potem zdawałem na zarządzanie i też jakoś udało mi się skończyć. Zacząłem pracować w rodzinnej firmie, ale nie bardzo przykładałem się do pracy. Częściej można mnie było spotkać w klubach na popijawie i podrywaniu dziewczyn. To wszystko było jednak do czasu. Kiedyś wraz z przyjacielem szaleliśmy w jednym z takich klubów. Tam poznałem Wiktorię. Byliśmy już dobrze wstawieni, gdy wylądowaliśmy w łóżku. Przyszła do mnie po niespełna czterech miesiącach oznajmiając mi, że dokładnie tyle trwa jej ciąża i że będę tatusiem. Poczułem się tak jakbym dostał obuchem w łeb. Kiedy wyszedłem już z szoku postanowiłem zachować się jak prawdziwy facet. Wziąłem na siebie odpowiedzialność, a przynajmniej tak mi się wydawało. Pobraliśmy się, kiedy była w siódmym miesiącu. Nigdy nie chciała, żebym towarzyszył jej na wizytach u ginekologa. Nie rozumiałem tego. Dopiero później odkryłem dlaczego. Moi rodzice zwłaszcza mama cieszyli się, że będą mieć wnuka. Kiedy Wiki była w dziewiątym miesiącu, a właściwie na jego początku zdarzył się wypadek. Wracała od lekarza wraz z koleżanką. Prawdopodobnie były zajęte rozmową i nie zauważyły, że wjechały na skrzyżowanie na czerwonym świetle. Uderzyła w nie ciężarówka i to od strony pasażera. Wiki była w bardzo ciężkim stanie. Próbowano ją ratować, ale zbyt dużo miała obrażeń. Kiedy zmarła wyszedł z sali lekarz i poinformował mnie o tym. Powiedział też, że na szczęście udało się uratować dzieci. Byłem jak ogłuszony. Dzieci? Przecież ja czekałem na jedno dziecko. Lekarz domyślił się, że nic nie wiedziałem o tej bliźniaczej ciąży. Współczuł mi, a ja nie mogłem zrozumieć, dlaczego to przede mną ukrywała. Może bała się, że ją zostawię? Naprawdę nie wiem. I tak oto zostałem ojcem tej dwójki. Przyznaję, że rzadko miałem dla nich czas. Harowałem jak wół, bo ojciec przekazał mi stery w firmie. Kiedy wracałem, padałem na twarz i nie miałem już siły na zabawy z maluchami. Tak naprawdę wcale ich nie znałem. To dopiero ty otworzyłaś mi oczy i za to bardzo ci dziękuję. Teraz mam zdecydowanie lepsze relacje z tymi urwisami – zerknął na zegarek. – Ależ się zasiedzieliśmy. Pójdziemy już Ula, bo jeszcze muszę wykąpać te dwa brudaski. Dziękujemy za pyszne lody i rozmowę. Będziemy w kontakcie.


Od kiedy zaczęła pracować opiekunka pani Maria, życie Marka nieco zwolniło. Dzieci ją polubiły, bo potrafiła je zająć aż do powrotu taty. On wracał z pracy i wymieniał się z nią. Zjadał obiad podany przez Zosię i całe popołudnie poświęcał dzieciakom. W soboty i niedziele był wyłącznie do ich dyspozycji. Często dzwonił do Uli wyciągając ją a to na wspólny obiad przygotowany przez Zosię, a to na wypady za miasto. Gipsu pozbyła się już jakiś czas temu i teraz kończyła rehabilitować rękę. Rehabilitacja pomogła a ręka stała się niemal tak sprawna jak przed wypadkiem. Zaczęła też pracę w Febo&Dobrzański. Była naprawdę zadowolona, bo pracowała w swoim zawodzie i spełniała się w tej pracy pod każdym względem. Marek doceniał ją. Matka miała rację co do Uli. Rzeczywiście była bardzo rzetelna, zawsze skupiona i cicha. Często podsuwała mu jakieś dobre pomysły na usprawnienie pracy w firmie. Była genialna w negocjacjach. Zawsze z nią chodził na spotkania z nowymi kontrahentami. Miała niesamowity dar przekonywania. Nie bez znaczenia była też jej nietuzinkowa uroda. Kontrahenci płci męskiej zniewoleni spojrzeniem jej błękitnych oczu bez zbytniego zagłębiania się w umowy podpisywali je akceptując wszystkie warunki. Markowi pękało serce z dumy. Była najlepszą asystentką jaką kiedykolwiek miał. Współpraca układała im się wspaniale. Wciąż pozostawał pod jej urokiem. Podziwiał jej elokwencję, komunikatywność, kreatywność i mądre podejście do wszystkich spraw i tych zawodowych i tych prywatnych. Zachwycony jej kompetencjami nie mógł się jej nachwalić przed rodzicami. Dzwonił do nich często, bo musiał wiedzieć jak postępuje leczenie ojca i czy jest jakakolwiek poprawa. Zdawał im relacje odnośnie dzieci.
- One są już zupełnie inne mamo. Są naprawdę posłuszne i nic nie muszę wymuszać krzykiem. Trochę podrosły. Ula nauczyła mnie zaplatać warkocze Amelce i jestem w tym naprawdę dobry.
- Nie gniewasz się, że przedłużyliśmy pobyt synku?
- Oczywiście, że nie. Najważniejsze przecież jest zdrowie taty. Zostańcie tyle ile będzie trzeba. My tutaj doskonale dajemy sobie radę.


Dzisiaj mieli ciężki dzień. Przygotowywali pokaz na targi mody i w związku z nimi było mnóstwo rzeczy do załatwienia. Gorliwie pomagał im Sebastian, ale i tak wychodząc z pracy poczuła się zmęczona. Goniła niemal przez sześć bitych godzin po mieście. Najpierw drukarnia, potem spotkanie z organizatorką targów, załatwienie fotografa i mnóstwo innych drobniejszych spraw. Jak wróciła do firmy pot ściekał jej po plecach, a gardło wyschło do granic możliwości. Butelka lodowatej mineralnej załatwiła sprawę. Opuszczając gmach firmy czuła się kompletnie wyzuta z sił. Po drodze weszła jeszcze do dyskontu na niewielkie zakupy. W lodówce hulał wiatr podobnie jak w chlebaku. Wzięła koszyk na kółkach i ruszyła wzdłuż półek. Była tak zamyślona, że nawet nie zauważyła mężczyzny, który wyrósł przed nią jak spod ziemi i wjechała w niego wózkiem.
- Przepraszam… - uniosła głowę i zobaczyła szczerzącego się do niej Sergiusza.
- Sergiusz!? Skąd się tutaj wziąłeś!? –odwzajemniła uśmiech. Obrzucił ją zachwyconym spojrzeniem od stóp do głów.
- No Ula. Ależ wypiękniałaś. Wyglądasz jak milion dolarów – nie mógł oderwać od niej oczu.
- A co u ciebie? Jak twoja wielka miłość? – Machnął ręką zrezygnowany.
- Niestety to była pomyłka. Nie wyszło nam i od jakiegoś czasu jestem sam. Z tobą jednak było najlepiej i chyba takie życie bez zobowiązań najbardziej mi odpowiada. Może powtórzylibyśmy to? – Pokręciła przecząco głową.
- Przykro mi, ale nie Sergiusz. Ja już jestem na innym etapie i nie chcę wracać do tego co było. Zaangażowałam się w coś, co być może ma szanse skończyć się dla mnie szczęśliwie.
- Zakochałaś się?
- Nooo, można tak powiedzieć.
- A on? Odwzajemnia to uczucie?
- Tego jeszcze nie wiem. Bardzo bym chciała, bo to porządny i dobry człowiek. Czas pokaże.
- Życzę ci Ula z całego serca, żeby docenił tę miłość, bo zasługujesz na to jak nikt inny. Będę uciekał. Trzymaj się maleńka i powodzenia.
Właściwie to nie miała pojęcia, dlaczego tak wywnętrzyła się przed Sergiuszem. Może dlatego, że całkiem niedawno odkryła w sobie tę wielką miłość do Marka i potrzebowała kogoś komu mogłaby się wygadać? Sergiusz zawsze ją rozumiał. Nadawali na tych samych falach i bardziej pasowali do siebie jako przyjaciele niż jako sporadyczni kochankowie. I on i ona wiedzieli o tym doskonale.
Zapłaciła za zakupy i powędrowała w stronę domu. Postanowiła położyć się dzisiaj wcześniej.

Na dźwięk budzika otworzyła powieki. Poczuła suchość w gardle i przełknęła ślinę. Zabolało. Usiłowała wstać, ale zakręciło jej się w głowie i z powrotem opadła na łóżko. – Niedobrze – pomyślała. Sięgnęła do nocnej szafki wyciągając z niej termometr. Po dziesięciu minutach pokazał trzydzieści dziewięć kresek. – Bardzo niedobrze. – Wybrała numer do Marka. Odebrał natychmiast.
- Cześć Ula. Co się stało, że dzwonisz tak wcześnie?
- Chyba nie przyjdę dzisiaj do pracy – powiedziała z wysiłkiem.
- O kurde blaszka! – użył jej ulubionego powiedzonka. - Gdzie ty się tak załatwiłaś?
- Wczoraj wypiłam wodę mineralną prosto z lodówki, a byłam zgrzana i to chyba dlatego.
- Słuchaj, ja zaraz wychodzę do pracy. Zamówię ci lekarza i jak trochę ogarnę w biurze, to przyjdę do ciebie. Nie wychodź z łóżka. Ja jeszcze ci zadzwonię i powiem, o której mniej więcej przyjdzie lekarz. Zostaw otwarte drzwi i nie zamykaj ich na klucz. Trzymaj się. Na razie.
Prosto z windy pobiegł do Sebastiana. Poprosił go o zastępstwo na parę godzin.
- Ula jest chora. Ledwo mówi i ma gorączkę. Zastąp mnie. Zamówiłem jej wizytę domową i muszę do niej iść. Nie zostawię jej przecież w takim stanie samej.
- Leć i o nic się nie martw. Pozdrów ją. Ja wszystkiego dopilnuję.
W drodze do jej domu nakupił mnóstwo owocowych soków i trochę cytrusów. Wjechawszy na czwarte piętro zauważył mężczyznę dzwoniącego do jej drzwi. Domyślił się, że to wezwany przez niego medyk. Przywitał się z nim i przedstawił.
- Prosiłem, żeby zostawiła otwarte drzwi – nacisnął klamkę. Ustąpiły. Przepuścił lekarza przodem wskazując mu drzwi od sypialni.
- Tędy proszę.
Ula leżała z zamkniętymi oczami i oddychała ciężko. Jej mocno zaróżowione policzki świadczyły o wysokiej gorączce. Podszedł do niej i pogłaskał wierzchem dłoni jeden z nich.
- Ula obudź się. Lekarz już jest. - Otworzyła oczy i uśmiechnęła się do Marka blado.
- Dziękuję. Dzień dobry panu - wychrypiała.
- To ja was zostawię. Będę w kuchni.
Podczas gdy lekarz badał Ulę on zaparzył gorącą herbatę i wcisnął do niej sporo cytryny. Przygotował też kilka kanapek pomyślawszy, że pewnie dzisiaj nic jeszcze nie jadła.
Lekarz nie zabawił długo. Osłuchał ją i wypisał tygodniowe zwolnienie. Wychodząc z sypialni wręczył Markowi plik recept.
- To zwykłe przeziębienie. Płuca osłuchowo bez zmian. Boli ją gardło i niewykluczone, że będzie kaszleć, bo infekcja właściwie dopiero się rozwija. Proszę wykupić te recepty i niech zaraz zażyje pierwszą dawkę. Tutaj ma pan rozpisane dawkowanie.
Podziękował medykowi i zapłaciwszy mu za wizytę zamknął za nim drzwi. Wszedł z kubkiem gorącej herbaty do sypialni i talerzykiem pełnym kanapek. Przysiadł na łóżku i z troską spojrzał na Ulę. Przełykała z trudem a oczy błyszczały jej od gorączki.
- Masz tutaj gorącą herbatę. Wypij trochę i spróbuj zjeść chociaż jedną kromkę. Ja za chwilę pójdę do apteki i wykupię recepty. Nie dam ci lekarstw na pusty żołądek, dlatego postaraj się przełknąć chociaż kilka kęsów.
- Dziękuję, że przyszedłeś i zamówiłeś lekarza – powiedziała z trudem. – Powinieneś wrócić do pracy. Mnie nic nie będzie.
- Nie ma mowy Ula. Nie zostawię cię samej w takim stanie. Zadzwonię do domu i poproszę panią Marię, żeby została z dziećmi. To wyjątkowa sytuacja i ona na pewno to zrozumie.
- To bez sensu. Ja nie chcę sprawiać ci kłopotu.
- To żaden kłopot Ula. W innej sytuacji powiedziałbym, że to wyłącznie przyjemność.
RanczUla 2015.09.20 10:20
Dzięki za niespodziankę. I chociaż raz jestem pierwsza w komentarzu.
Takiego Marka lubię dobry i opiekuńczy. I wszystko zmierza ku lepszemu. Ula już zakochana a Marka pewnie już niedługo trafi strzała amora. będą miła rodziną.
Pozdrawiam miło.
 
B (gość) 2015.09.20 10:27
nie spodziewałam się dzisiaj rozdziału, ale niespodzianka.Między Ulą i markiem zaczyna iskrzyć coraz bardziej, teraz Mareczek zaangażuje się w opiekę na chorą i ze zwykłego przeziębienia wyjdzie miłość na całe życie, dzieciaczki słodkie ,a swoją drogą to trzeba mieć pecha , jeden goli od razu trafiony . pozdrawiam B.
 
Gaja (gość) 2015.09.20 10:28
Witaj Małgosiu,
co za cudowna niespodzianka:) A już chciałam napisać, że smutna ta niedziela bez Ciebie, a tu taka siurpryza!!! Od razu kawa lepiej smakuje:) Bardzo sielski i anielski rozdział. Wszystko w końcu wychodzi już na prostą. Ula pokazuje na co ją stać i spełnia się w pracy. Seniorzy zdrowieją. Marek jest wspaniałym tatusiem, a szkraby są po prostu szczęśliwe:) Relacje Uli i Marka powolutku się zacieśniają. Wcale się nie dziwię, że Marek jest pod jej ogromnym wrażeniem:) Najważniejsze jest też to, że Ula zaczyna żywić do Marka cieplejsze uczucia! Nie przeraża ją to, że Marek ma dwójkę dzieci, wręcz przeciwnie bardzo lubi te maluszki i wzajemnie:) Dobrze, że nie spełniły się obawy Marka, że nie znajdzie się kobieta, która zechce go z całym dobrodziejstwem inwentarza:) Fajnie, że sporo już o sobie wiedzą, są bardzo szczerzy wobec siebie:) Dobrze się czują ze sobą. Może choroba Uli i troskliwa opieka Marka ośmieli ich i wyznają sobie, to co do siebie czują? Miło mnie zaskoczyła rozmowa Uli i Sergiusza. Ula nie ma do niego żalu, że nie zaopiekował się nią w czasie rekonwalescencji i w tak nieciekawy sposób skończyli swoją znajomość. Sergiusz też się nie naburmuszył, jak mu odmówiła powrotu do starego układu. Wreszcie rozstali się jak przyjaciele:) Bardzo dziękuję, że pamiętałaś o nas i mimo odpoczynku dodałaś ten rozdział! Serdecznie pozdrawiam i życzę dalszego miłego urlopu:) Ładuj akumulatory!!! Mam nadzieję, że masz chociaż troszeczkę ciepłej i słonecznej pogody, bo u mnie dzisiaj pochmurno i zimno. Ślę gorące uściski:)
Gaja
magdam (gość) 2015.09.20 10:58
Bardzo miło, że udało ci się wstawić kolejny rozdział :) Dzieciaczki się uspokoiły, Marek spedza z nimi wiecej czasu i myslę, ze zrozumial ze szkraby potrzebuja ojca. A Ula i Marek? Miłość się juz narodziła :) czas na rozmowe? :) Pozdrawiam Małgosiu :)
 
justynka29 (gość) 2015.09.20 18:49
Witaj
Nie spodziewałam się ,że dziś dodasz następna cześć. Ula zakochana i niepewna czy Marek czuje to samo. Ale myślę ,że miłość wisi w powietrzu. Zaopiekuje się nią . Ona wróci do zdrowia. Mnie tez wzięło przeziębienie ale na szczęście lekkie. Ale i tak dziś czyje się ciężko bo za dużo tortu urodzinowego mamy zjadłam. I nie wiem czy dziś zasnę bo wypiłam trzy spore czarne kawy. Ale do rzeczy. Dzieci słodkie i widać ,że uwielbiają Ulę. Ona ich pokochała tak jak ich ojca. Teraz pora poczekać aż wyznają sobie uczucia i stworzą piękną rodzinę. Pozdrawiam i miłej niedzieli życzę.
 
Andziok (gość) 2015.09.20 19:12
No no zbliżają się do siebie. Ula juz zrozumiała, ze kocha Marka. On troszczy się o nią. Wszystko idealnie :)
Pozdrawiam Andziok
 
UiM (gość) 2015.09.20 21:32
Gdy przeczytałam o tych objawach Uli, pomyślałam, ze jest w ciąży :) Z Sergiuszem... :) Gdyby to okazało się prawdą, mogłoby być wesoło :P Prawdę powiedziawszy myślałam, że to Marek pierwszy się zakocha, a jedna Ula. A może Marek boi się, że ona nie będzie chciała z nim być bo ma dzieci?
Pozdrawiam serdecznie, UiM
 
MalgorzataSz1 2015.09.21 12:07
Dziewczyny kochane.

Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze. Przepraszam, że nie odpowiadam na każdy z osobna, ale tu jest tyle atrakcji, że już nie starcza czasu.
Wszystkie gorąco pozdrawiam z pięknego Władysławowa i przesyłam buziaki. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz