Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 8 października 2015

"MIŁOŚĆ Z ROZSĄDKU" - rozdział 1

 

30 czerwiec 2015
Kochani
To opowiadanie w znakomitej większości zostało napisane przez RanczUlę. Przynajmniej 70% treści jest jej autorstwa. Ja dopisałam resztę i dokonałam niezbędnej korekty. Obie liczymy na to, że przypadnie czytelnikom do gustu i życzymy miłej lektury.

 


MIŁOŚĆ Z ROZSĄDKU


 
ROZDZIAŁ 1

„Tu Ula, Ula Dobrzańska, zostaw wiadomość”.
Marek Dobrzański trzydziestotrzyletni prezes firmy odzieżowej Febo&Dobrzański był poirytowany i mocno zaniepokojony. Już któryś raz z kolei usiłował połączyć się z żoną, ale wciąż odzywał się ten komunikat. Nie rozumiał co się stało, bo Ula zawsze odbierała połączenia od niego. - Ula, gdzie ty się podziewasz? – Usłyszał skrzyp otwierających się drzwi i podniósł głowę z nadzieją, że ujrzy w nich swoją małżonkę, ale do gabinetu wszedł jego przyjaciel Sebastian.
- A to ty… - mruknął rozczarowany.
- A co, spodziewałeś się kogoś innego?
- Tak, Uli. Powinna już tutaj być…
- Co za problem? Zadzwoń do niej.
- Myślisz, że nie próbowałem? Od dobrej godziny usiłuję się do niej dodzwonić, ale najpierw nie odbierała telefonu, a teraz abonent ciągle jest poza zasięgiem.
- Nie denerwuj się. Pewnie komórka jej się wyładowała, albo poszła do ojca do szpitala, a tam telefon trzeba mieć wyłączony.
- Rano wychodziliśmy razem. Miała tylko odprowadzić Madzię do Klubu Malucha i przyjść do firmy. Obiecała mi pomóc z tą umową dla Terleckiego i jak zaraz się nie pojawi, to będę musiał odwołać dzisiejsze spotkanie. On, jak zapewne wiesz, nie lubi robić interesów z mało rzetelnymi partnerami biznesowymi i jeśli ona za chwilę nie przyjdzie, to Terlecki tak właśnie zacznie nas postrzegać, jako nierzetelnych i mało wiarygodnych - powiedział podniesionym głosem i odruchowo spojrzał na wyświetlacz komórki licząc, że Ula wreszcie oddzwoni.
- Marek nie narzekaj na nią. Masz wspaniałą i bardzo wyrozumiałą żonę. Przymyka oczy na twoje wyjścia, znajomości, kontakty z modelkami… Tylko pozazdrościć takiej kobiety. Ona chyba po raz pierwszy w ciągu trzech lat małżeństwa z tobą spóźnia się, a ty chcesz od razu robić jej awanturę?
- Seba, po pierwsze nie zdradzam Uli, jeśli to masz na myśli, a po drugie, kto powiedział, że chcę robić jej awanturę. Po prostu… - nie dokończył, bo rozległ się dźwięk telefonu. Przyjaciel skinął głową.
- Ula?
- Nie, ojciec. Tak tato? Ale dlaczego? No dobrze. Mówi się trudno – rozłączył rozmowę. – Cudownie – rzucił z przekąsem odsuwając się z impetem od biurka. - Ojciec też się spóźni. Był jakiś wypadek i utknął w korku. Niech to jasny szlag! Jak się wali, to się wali. Czuję w kościach, że zmarnujemy ten dzień, a Terlecki będzie wściekły. Nie znoszę takich sytuacji!
- Skoro on stoi w korku, to może Ula stoi w tym samym i dlatego nie może dojechać.
Pukanie do drzwi przerwało ich rozmowę. Do środka wsunęła się wystraszona Violetta Olszańska, sekretarka Marka, a prywatnie żona Sebastiana.
- Przepraszam, że wam przeszkadzam, ale przyszli państwo z policji. Przyszli do ciebie Marek.
Podniósł ręce w poddańczym geście.
- Jeszcze tylko ich tutaj brakowało. Poproś ich. Przecież nie możemy pozwolić, żeby przedstawiciele naszej władzy mieli czekać – powiedział sarkastycznie.
– Ciekawe czego chcą tym razem – mruknął Olszański podnosząc się z kanapy i zapinając guzik marynarki.
- Nie mam pojęcia. Może chodzi o to włamanie do magazynów sprzed miesiąca? Nie działają zbyt szybko i nie sądzę, żeby kiedykolwiek udało im się odnaleźć sprawców. Są za bardzo opieszali. Zwykłe patałachy. Wprowadź ich Viola i miejmy to już za sobą.
Olszański ruszył za swoją żoną rzucając jeszcze Markowi, że widzą się w klubie wieczorem.
Do gabinetu weszła kobieta i mężczyzna. Mieli tak poważne miny, że Marek się zaniepokoił. Kobieta podała mu dłoń.
- Podinspektor Dorota Lipiec, a to aspirant Jakub Mazurek. Możemy chwilę porozmawiać? To bardzo ważne.
- Marek Dobrzański. Proszę usiąść – wskazał im kanapę a sam zajął miejsce przy biurku. – Państwo pewnie w sprawie tego włamania do magazynów? Wiadomo już, kto za tym stoi?
- Nie panie Dobrzański, my w zupełnie innej sprawie.
Zauważył dwa cienie majaczące za szklanymi drzwiami do gabinetu. Zmarszczył brwi i podniósł się z fotela
- Przepraszam na sekundę – energicznie otworzył jedno ze skrzydeł i usłyszał stłumiony krzyk. – Czy wyście już na głowy poupadali? – wysyczał. - Co wy wyprawiacie? Zjeżdżać mi na korytarz. Zachowujecie się jak dzieci. Pojadę wam po premii za takie numery. - Pozbywszy się dwóch par gumowych uszu ponownie zasiadł za biurkiem i wpił wzrok w kobietę. – Jeśli nie chodzi o kradzież w magazynach, to o co?
- Panie Dobrzański… Dzisiaj na Marszałkowskiej, a właściwie na skrzyżowaniu Marszałkowskiej i Grzybowskiej, nieco ponad godzinę temu miał miejsce tragiczny w skutkach wypadek samochodowy. Jedną z ofiar jest pańska małżonka…
- Moja żona...? Moja Ula…? Nie…, to nie może być prawda…
- Bardzo nam przykro panie prezesie, ale dokumenty, które miała przy sobie to potwierdzają. Bardzo ucierpiała w wypadku jej twarz, ale próbowaliśmy porównać zdjęcie w dowodzie i nie ma żadnych wątpliwości, że to ona. Oczywiście dostanie pan wezwanie na identyfikację zwłok. Bardzo panu współczujemy.
Był w wyraźnym szoku. Jak oniemiały wpatrywał się w policjantkę. Po chwili z jego gardła wydobył się głośny, rozpaczliwy krzyk, który sparaliżował stojących na korytarzu Olszańskich.


CZTERY LATA WCZEŚNIEJ

Helenie Dobrzańskiej prezesowi fundacji „Szczęśliwe dzieciństwo” zaczynało brakować solidnej argumentacji. Siedzący naprzeciwko jej syn skutecznie deprecjonował jej pomysły. To, o co go prosiła nie było kompletnie z jego bajki.
- Mógłbyś Marek chociaż raz poświęcić trochę swojego cennego czasu i wziąć udział w tej licytacji – poprosiła. – To naprawdę jest dla mnie bardzo ważne. Pomóż starej matce. Czy naprawdę odpuszczenie sobie jednego wyjścia do klubu pokrzyżuje twoje życiowe plany?
Młody Dobrzański żachnął się.
- Ale mamo, to są jakieś idiotyzmy. „Kolacja marzeń”? Co to ma być? Podadzą na niej homara i kawior? - spytał ironicznie. – Fakt, dla niektórych to może być spełnienie marzeń, bo pewnie będą to jeść pierwszy raz w życiu.
- Nie bądź cyniczny. To nie żadne idiotyzmy, ale szlachetny cel. Ktoś po prostu wylicytuje kolację w twoim towarzystwie i to wszystko.
- Ktoś, to znaczy jakaś bogata kobieta?
- A co wolałbyś mężczyznę? - odparowała. - Mogę załatwić ci to od ręki. – Marek pokręcił z powątpiewaniem głową.
- Mamo nie chodzi o to kogo bym wolał, ale postaw się w mojej sytuacji. Jak ja się będę tam czuł? Jak aukcyjny eksponat, albo jak jeden z tych biedaków na targu niewolników, którym zaglądano jak koniom w zęby i mierzono muskuły. Dziękuję, ale nie.
- Nie przesadzaj synku. Jakoś Wesołowski, Bobek, czy Lewandowski nie odmówili mi i też wezmą udział, bo wiedzą, że cel jest szczytny i korona z głowy im nie spadnie.
- Mamo z kim ty mnie porównujesz? Oni przynajmniej są sławni. A ja kim jestem? Zwykłym prezesem F&D, nawet nie celebrytą.
- Nie takim znowu zwykłym. Jesteś równie atrakcyjny i przystojny jak oni, a kobiety ciągną do ciebie jak pszczoły do miodu. Nie rób więc z siebie takiej anonimowej osoby. Pomyśl o tych nieszczęśliwych dzieciakach z domu dziecka. One nie miały już na starcie żadnych szans, żeby mieć normalny dom, kochających rodziców i szczęśliwe dzieciństwo. Pomóż im.
Już nie wiedziała jak ma go przekonać, bo cokolwiek by nie powiedziała on z uporem przecząco kręcił głową.
- Mamo nie nalegaj, bo nie ustąpię, ale mam inny pomysł. Wpłacę ci jakąś kwotę, tylko oszczędź mi tej licytacji, dobrze?
- No dobrze Marek, – rozłożyła z bezradności ręce – niech ci będzie. Nie będę cię do niczego zmuszać, ale przynajmniej zawieź mnie tam i zostań na trochę. Tyle chyba możesz zrobić dla matki?
Helena miała rację. Jej syn był wyjątkowo przystojnym i urodziwym mężczyzną. Wysoki, szczupły brunet o stalowo - szarych oczach, w których zawsze igrały figlarne iskierki. Czasami dla zmiany wizerunku i własnego kaprysu zapuszczał zarost, ale i tak mimo brody, która dodawała mu lat nadal był przystojny. Jednak najwięcej uroku zawdzięczał dwóm symetrycznym dołeczkom, które przy najlżejszym uśmiechu wykwitały na jego policzkach uwodząc kobiety w każdym wieku.
Już w przedszkolu i na początku szkoły podstawowej wszystkie dziewczynki chciały iść z Markiem w parze na spacer, siedzieć obok w ławce, czy grać z nim w szkolnym przedstawieniu. Ostatnie klasy podstawówki i szkoła średnia to nieprzerwane pasmo westchnień i marzeń nastolatek, aby choć przez chwilę być w centrum zainteresowań Marka. Studia minęły mu na ciągłej zabawie w klubach i podrywaniu panienek. Kiedy zaczął pracę w rodzinnej firmie, jego nieustające podboje niewieścich serc bijących w piersiach zatrudnionych tu modelek były zawsze tematem numer jeden firmowych plotek. Ten typ już tak miał, że rozkochiwał w sobie naiwne przedstawicielki płci pięknej a sam nigdy nie angażował się uczuciowo i tak już od co najmniej piętnastu lat. Szybkie, jednorazowe randki traktował w kategoriach sportowych.
Była też w swoim czasie i narzeczona, niejaka Paulina Febo, córka zmarłych współwłaścicieli firmy. Po kilku spędzonych z nią latach doszedł jednak do wniosku, że kompletnie im nie po drodze, bo Paulina to jedna wielka pomyłka. Rozstał się z nią, czym bardzo rozczarował swoich rodziców, którzy kibicowali temu związkowi i wierzyli, że zakończy się ślubem. On sam doskonale wiedział, że kiedyś trzeba będzie się ustatkować, ożenić się i mieć dzieci a Paulina wydawała się idealna. Wybaczała mu wszystkie zdrady i wiedział, że po ślubie wcale nie będzie musiał jakoś specjalnie zmieniać swoich przyzwyczajeń. Był łowcą i chęć polowania na piękne i chętne kobiety miał we krwi. Wiedział, że nadal będzie zdradzał Paulinę, a ona nadal będzie mu wybaczać obawiając się skandalu. Jako narzeczeństwo funkcjonowali ze sobą przez sześć lat i tylko przypadek sprawił, że planowany w najdrobniejszych szczegółach ślub nie odbył się. Dwa miesiące przed nim, kiedy katedra w Mediolanie była już zarezerwowana a goście zaproszeni, Marek całkiem przypadkowo podczas pobytu u babci swojej przyszłej żony we Włoszech podsłuchał jej rozmowę z wnuczką. Okazało się, że panna Febo w przeszłości przeszła aborcję, która dyskwalifikowała ją jako potencjalną matkę. I choć wiedziała o tym doskonale, że nigdy nie da Markowi dziecka, nie uznała za stosowne wyjawić mu prawdy. Po tych rewelacjach już nie zwlekał i rozstał się z nią. Od tego czasu minął ponad rok, a on wreszcie poczuł się prawdziwie wolny, że może robić to, co tylko zechce nie narażając się na ciągłe awantury i sceny zazdrości egzaltowanej panny Febo.


Ogród przy budynku należącym do fundacji „Szczęśliwe dzieciństwo” szybko zapełniał się zaproszonymi gośćmi. Ku radości Dobrzańskiego były to głównie młode dziewczyny i trochę dojrzalsze kobiety. Miał więc na co popatrzeć. Oparty o murek trzymając w dłoni szklaneczkę z pomarańczowym sokiem i z uśmiechem wypisanym na twarzy przyglądał się uczestniczkom aukcji. Zaczął nawet trochę żałować, że jednak nie zdecydował się na tę zabawę z kolacją zwłaszcza, że niektóre z licytujących kobiet wydawały mu się atrakcyjne i bardzo interesujące. Jedna z nich ładna, rudowłosa i zielonooka przypatrywała mu się od jakiegoś czasu dość intensywnie, czym ściągnęła na siebie jego wzrok. – Śliczny rudzielec, chociaż chyba już nie taki młody. Jakbym ją skądś znał… – Uśmiechnął się do kobiety, bo właśnie przypomniał ją sobie. – No tak…, przecież to Ilona Weiss- Korzycka, żona Karola Korzyckiego, właściciela firmy deweloperskiej i klubu sportowego. Mieliśmy już okazję się poznać. Jest parę lat starsza ode mnie i ma dorastające dzieci, ale przypomnieć się jej zawsze można.
Tymczasem na scenie w najlepsze trwała aukcja „Kolacji marzeń”. Marek, który wcześniej podszedł do Ilony i przedstawił się, zaczął z nią konwersować obserwując jednocześnie to, co działo się na scenie. Zauważył swoją matkę stojącą nieopodal estrady a obok niej dziewczynę. Zdziwiło go nieco jej zachowanie, bo w przeciwieństwie do tych wszystkich rozemocjonowanych, piszczących i rozkrzyczanych kobiet spod sceny ona była bardzo spokojna i opanowana. Z daleka co prawda nie mógł dokładnie ocenić jej urody, ale zauważył, że ma zgrabną figurę i ładne, długie włosy koloru świeżo wyłuskanego kasztana upięte w koński ogon. Gustował w rudzielcach. Zawsze go pociągały. Blondynki także, ale kobiety z rudymi włosami były zdecydowanie w jego typie. Ta w dodatku różniła się ubiorem od całej reszty. Na modzie znał się jak nikt, więc od razu rozpoznał, że nie były to drogie i markowe rzeczy. Miała na sobie zwykłą przewiewną niebieską sukienkę w drobne kwiatki, wygodne sandały i co jakiś czas jak zauważył, poprawiała sobie spadające ramiączko przy sukience.
Aukcja wkrótce dobiegła końca. Ilona odeszła, a Marek postanowił dowiedzieć się czegoś więcej o nieznajomej, która tak go zaintrygowała. Przecisnął się przez tłumek gości i stanął przy matce.
- O Marek, jesteś... Poznaj proszę Ulę Cieplak moją asystentkę i prawą rękę. Ula pomaga mi w finansach. A to Ula jest właśnie mój syn Marek - przedstawiła Dobrzańska. Ujął dłoń dziewczyny i pochylił się wyciskając na niej pocałunek.
- Witaj Ula. Bardzo mi miło cię poznać. Mamo – zwrócił się do rodzicielki - mogę wiedzieć, co miało oznaczać „to jest właśnie mój syn” z akcentem na „właśnie”? Zdążyłaś już Uli naplotkować o mnie?
- Powiedziałam prawdę synku, tylko prawdę i samą prawdę. Skoro już tu przyszedłeś to może pomógłbyś zanieść mi te pudła do mojego biura? Sporo ich i nie poradzę sobie sama.
- Muszę przyznać, że pani syn jest naprawdę bardzo przystojny - stwierdziła Ula po odejściu Marka. - Dużo przystojniejszy niż na zdjęciu. I nie dziwię się, że łamie kolejne kobiece serca i jest taki niestały w uczuciach.
Dobrzańska roześmiała się.
- On nie jest niestały w uczuciach Uleńko. On w ogóle chyba ich nie posiada jeśli chodzi o kobiety. Kocha je wszystkie, jak twierdzi na swój sposób. Uważaj na niego i nie daj się uwieść jego czułym słówkom i uwodzicielskiemu uśmiechowi. Zmienia dziewczyny jak rękawiczki. I mówię ci to z życzliwości Ula, a nie dlatego, że mam coś do ciebie. Tak naprawdę to chciałabym, żeby Marek zainteresował się taką dziewczyną jak ty. Może w końcu by się ustatkował, a nie fruwał z kwiatka na kwiatek. Nie tak go wychowaliśmy.

Przez resztę popołudnia matka Marka z niepokojem obserwowała poczynania syna z jej asystentką. - Najpierw flirtował z Korzycką, a teraz usiłuje uwodzić Ulę. W drodze do domu będę musiała z nim porozmawiać - pomyślała.
Impreza dobiegła końca. Z racji pełnionej funkcji Dobrzańska opuszczała to miejsce jako ostatnia. Było już dość późno i Marek nieco się niecierpliwił wciąż ją poganiając. Wreszcie zamknęła na cztery spusty drzwi budynku fundacji i żelazną bramę posesji. Mogli wracać. Helena była usatysfakcjonowana, bo zabawa była bardzo udana, a goście zadowoleni i jak się okazało niezwykle hojni. Marek prowadził ostrożnie, chociaż na ulicach nie było już tak dużego ruchu.
- Nie mówiłaś, że masz taką fajną asystentkę. – Poruszyła się niespokojnie i spojrzała na syna.
- Marek ja proszę cię tylko o jedno. Ula nie jest kobietą z kategorii tych, które znasz. To niezwykle kulturalna, inteligentna i spokojna osoba, więc nie waż się jej rozkochać w sobie, wykorzystać i rzucić. Dla ciebie będzie to kolejna zaliczona panienka, a dla niej prawdziwy dramat, bo tylko ją zranisz. I jeszcze ta Korzycka. Widziałam jak na siebie patrzyliście w czasie licytacji. Marek ona ma męża i jest starsza od ciebie. Ja bardzo cię proszę nie angażuj się z nią w żaden romans. Jej mąż wspiera moją fundację i nie chcę kłopotów. Słyszysz co do ciebie mówię?
Marek może i słuchał matki, ale jego myśli były dalekie od przestróg i obietnic. A pani Dobrzańska znając jego charakter i mając świadomość, że już od dziecka robił im na przekór wywnioskowała z jego miny, że i tak jej nie posłucha. Zmartwiła się. - Trzeba będzie z nim koniecznie porozmawiać raz jeszcze, tak na spokojnie na temat Uli i tej Korzyckiej i z Ulą chyba też. Może ona będzie bardziej rozsądna i posłucha moich rad? Z drugiej jednak strony ona byłaby wspaniałą kandydatką na synową – rozmarzyła się.

Odwiózłszy matkę do domu wycofał samochód z podjazdu i ruszył do Klubu 69. Było wprawdzie już dość późno, ale przecież obiecał Sebastianowi, że bez względu na godzinę pojawi się w nim. To było ich ulubione miejsce na nocne szaleństwa. Przychodzili tutaj dla zabicia czasu, w poszukiwaniu mocnych wrażeń, dla dobrych drinków i kręcących się tu chętnych kobiet. Sebastian od czasu, jak poznał Violettę recepcjonistkę z F&D, stał się bardziej wstrzemięźliwy, mimo to czasami nie odmawiał przyjacielowi swojego towarzystwa. Przy drinku dzielili się zwierzeniami o poznanych pannach i dzisiaj nie było inaczej. Sebastian domagał się drobiazgowej relacji z dzisiejszej imprezy, a Marek z szerokim uśmiechem opowiadał szczegółowo przebieg tego udanego dnia.
- Ilona i Ula to dwa zupełnie odmienne typy kobiet. Jedna bezpośrednia i niezwykle ponętna, a druga z gatunku tych spokojnych i porządnych. Ilonę Weiss- Korzycką może znasz? To żona i współwłaścicielka firmy deweloperskiej PRO-URBA Polska. Bardzo piękna i zadbana kobieta. Rude, długie, kręcone włosy, zielone oczy, idealna figura i nogi aż do szyi. Co prawda jest dziesięć lat ode mnie starsza, ale nie wygląda na tyle. Jest też bardzo bezpośrednia, bo umówiła się ze mną w środę na kolację. Ula jest prawą ręką mamy i całkowitym przeciwieństwem Ilony. Kończy właśnie SGH i dla odmiany jest niecałe pięć lat młodsza ode mnie. Pięknością może nie powala, ale ma coś takiego w sobie, że przyciąga mężczyzn. Jest bardzo naturalna. Zero makijażu. Filigranowy rudzielec o niesamowicie błękitnych oczach, długich włosach, szczerym uśmiechu i zmysłowych, pełnych ustach. Nosi aparat na zębach i wielkie okulary, co psuje nieco jej wizerunek, ale ja potrafiłem dostrzec w niej naprawdę uroczą kobietę. Do tego jest skromna, trochę nieśmiała i nosi w sobie jakąś tajemnicę. Aż kusi mnie bliższe poznanie jej i to nawet bardziej niż Ilony. Tylko mama robi mi problemy z Ulą. Zdążyła mnie nawet przestrzec „Synu, Ula jest inna i nie skrzywdź jej”. Zresztą dostałem od matki zakaz na obie. I jak zwykle wygłosiła kazanie o tym, żebym się ustatkował.
- Jak, to matka. Moja mówi mi to samo – wyszczerzył się Olszański. - Widzę Marek, że przez najbliższe tygodnie będziesz mocno zajęty. Czekają cię nowe otwarcia.
- Na to wygląda, ale bez obawy, klubu i swojego przyjaciela nie opuszczę.
 

 
Monisia (gość) 2015.06.30 07:28
O mój Boże prawie się popłakałam czytając początek opowiadania. Mam nadzieję że w jakiś pokręcony sposób okaże się że Ula żyje i po prostu chciała dać Markowi swego rodzaju nauczkę.
B (gość) 2015.06.30 07:39
O jezuniu dziewczyny co wyście wymyśliły, aż mnie zatkało i nie wiem co napisać. Nie dość że rozdział powala długością to jeszcze jego treść zwala z nóg , mam nadzieje że to jednak nie Ula zginęła w tym wypadku , nastąpiła jakaś pomyłka , głupi zbieg okoliczności , zgubione dokumenty a ona nadal żyje. Z niecierpliwością czekam do następnego rozdziału, pozdrawiam B.
(gość) 2015.06.30 08:54
witaj Małgosiu.Ula zginęła w wypadku! NIE PODOBA MI SIĘ!..To będzie retrospekcja z tych czterech lat?..Tylko Lectrice będzie wreszcie usatysfakcjonowana ,bo zaczęłaś od końcóweczki. Tyle na razie.Do potem.Pozdrawiam.Nie mogę zlokalizować tego "gdzieś"
jute (gość) 2015.06.30 08:57
Ten gość to ja.Nie wiem co się stało
Angela (gość) 2015.06.30 09:35
Zaczyna się bardzo intrygująco. Tylko ten początek taki smutny. :( Mam wielką nadzieję, że to nie Ula zginęła w wypadku i pomylili ją z kimś innym. Patrząc na tytuł może się się to okazać niestety prawdą. Ula nie żyje, a Marek został samotnym ojcem i będzie chciał stworzyć dla córki nową rodzinę i poszuka sobie kobiety, z którą zwiąże się z rozsądku. No, ale zastanawia mnie też czy tytuł opowiadania nawiązuje do początku rozdziału, czy do sytuacji sprzed czterech lat. Opowiadanie będzie jak Marek próbuje zdobyć Ulę, a wypadek to zakończenie? Czy może co się stanie po wypadku, a sytuacja sprzed lat to takie uzupełnienie?Uf, tyle pytań :D
Pozdrawiam serdecznie, Angela :)

PS. Mam nadzieję, że będzie happy end!
MalgorzataSz1 2015.06.30 09:44
Monisia, B, Jute, Angela,

Same rozumiecie, że nic nie mogę zdradzić. Wiem, że jest wiele pytań, ale odpowiedzi na nie dostaniecie w kolejnych rozdziałach.
Bardzo Wam dziękuję za wpisy i wszystkie serdecznie pozdrawiam. :)
Gaja (gość) 2015.06.30 10:56
Witaj Małgosiu,
tak dobrze się zaczęło, Ula i Madzia Dobrzańskie:), a później co, ... jakiś melodramat?! Mam tylko nadzieję, że to jakieś nieporozumienie, przecież nie możecie być takie okrutne?! Chociaż w życiu nic nie jest oczywiste, więc może teraz ujawnicie swoją "czarną stronę"? Miło, że przynajmniej nie zmieniło się to, że bez Uli Mareczek jest zagubiony:) Trzeba przyznać, że początek bardzo intrygujący i nasuwający wiele pytań. Z dużym zainteresowaniem będę czkać na następny rozdział:) Serdecznie pozdrawiam Obie autorki i życzę miłego dnia:)
p.s. Jute, pączusie są gdzieś:)
Gaja
MSophie (gość) 2015.06.30 11:42
Małgosiu,
kolejne opowiadanie z miliardem pytań, na które nie ma znikąd odpowiedzi. W serialu to Ula stała w korku z powodu wypadku Marka, teraz senior Dobrzański spóźnia się z powodu wypadku własnej synowej... Wypadku śmiertelnego... Przykry jest ten początek. Na szczęście retrospekcja bardzo intryguje czytelników tak, jak Ula intryguje Marka. Jestem niezwykle ciekawa, jak Marek zdobędzie asystentkę swojej matki.

Pozdrawiam
Spinalonga (gość) 2015.06.30 12:19
Małgosiu, jak u Hitchcocka: zaczyna się od trzęsienia ziemi, a później napięcie jeszcze rośnie ;-)
Podoba mi się. Nie chodzi o śmierć Uli, ale o to, że może być tyle wariacji na temat. znakomite ćwiczenie dla wyobraźni scenarzysty czy też pisarza.
RanczUla 2015.06.30 16:08
Kochane dziewczyny.
Wróciłam właśnie z pracy obiadu nie jadłam nie piłam, bo i pewnie nic bym nie przełknęła. I biegnę do laptopa. Nigdy nie myślałam, że wstęp aż taką burzę rozpęta. Małgosia zostawiła prawie 100% mojego tekstu. Różnica jest właśnie tylko we wstępie, gdy pisze wprost, że Ula zginęła we wypadku a u mnie wstęp zakończył się na tym, że Dobrzański wyrzuca Olszańskich na korytarz i słyszą jego jęk „ Ula TO niemożliwe”. Chciałam potrzymać w napięciu do xy części i dopiero to opisać.
A co do samego opowiadania to będzie mieć wszystko to ,co dobre opowiadanie powinno mieć. Trochę sielanki, czyli ślub i dziecko, trochę zawiłości jak po ślubie Marek zauroczy się inną i dramatyzmu jak zostanie na pewien czas wdowcem ,aby później być szczęśliwy. A , jak to będzie to wyglądać i jaki jest koniec to odpowiedź jest, poniekąd na moim blogu ( jeśli ktoś nie był to zapraszam) a zwłaszcza w komentarzach.
Monisia- nietrafione.
B- Rozdział długi bo Małgosia nie skracała a u mnie tak jakoś wychodzi na ok. 10 stron.
Jute- nie zawsze musi być pięknie a teraz fakt będą wspomnienia.
Angela- musisz czekać cierpliwie na swoje odpowiedzi.
Gaja- co Wy macie z tym nieporozumieniem. Wszystkie skargi i żale to do mnie.
Msophie- zdobędzie tak, że się podobać nie będzie.
Spinalanoga- I pomyśleć , że taki pomysł przyszedł mi do głowy w niecałe półgodziny w drodze do pracy.
DZIĘKI ZA KOMENTARZE I POZDRAWIAM WSZYSTKICH!!!!!!
PS Małgosiu chyba mogę odpowiadać na komentarze?
RanczUla 2015.06.30 16:24
Z tym trzymaniem w napięciu chodziło mi o to że nie do końca wiadomo było czy Ula zginęła czy została ranna.
MalgorzataSz1 2015.06.30 18:09
RanczUla

Oczywiście, że możesz odpowiadać, ale nie zdradzaj za dużo. Myślę, że podczas czytania tego opowiadania dziewczyny będą miały frajdę, bo napisałaś je świetnie.

Gaja, MSophie i Spinalonga, bardzo dziękuję, że nadal zaglądacie i czytacie. Pozdrawiam najserdeczniej. :)
magdam (gość) 2015.06.30 19:30
O kurcze! bardzo fajny pomysl i bardzo ciekawie sie zapowiada, Marek jak zawsze koneser kobiecego piekna... :) tylko Ula...:(:(:(: jakos ciezko mi sb wyobrazić Marka z kims innym. Czekam na c.d i pozdrawiam :)
RanczUla 2015.06.30 20:53
Nie, nie będę zdradzać co dalej.
I dlaczego wszyscy o wstępie głównie piszą a o dalszej części już nie?
Szkoda, że dopiero w sobotę następna częśc. Myślałam, że będzie w czwartek.
Pozdrawiam.
MalgorzataSz1 2015.06.30 21:06
RanczUla

Częstotliwość publikacji uzależniam od Ciebie. Ty decydujesz, ale pamiętaj, że opowiadanie ma tylko 8 części.
RanczUla (gość) 2015.06.30 22:01
Zdecydowanie czwartek i sobota albo niedziela.I znowu wtorek i czwartek i sobota i tak dalej do końca.
MalgorzataSz1 2015.06.30 22:34
RanczUla

Jeśli tak wolisz, to ja się dostosuję i za chwilę zmienię zapowiedź w nagłówku.
MalgorzataSz1 2015.06.30 22:39
Magdam

Wielkie podziękowanie za wizytę na blogu i komentarz.
Pozdrawiam. :)
Ula i Marek Dobrzańscy (gość) 2015.06.30 22:57
Jak mam dzisiaj usnąć? Zostało jeszcze kilka godzin do snu więc może uda mi się wyrzucić to z głowy. Ehh RanczUla mówiła, że będzie smutno, ale że aż tak? Wierzę że Ula żyje... Każde twoje opowiadanie kończy się happy endem więc tu nie może być wyjątku. Znów miliony pytań...

Nie rozpisuję się....
Pamiętaj, że stoję za Tobą i mam nadzieję, że zrobisz tak jak prosiłam Cię w mailu... Pozdrawiam serdecznie UiM
MalgorzataSz1 2015.07.01 11:45
UiM

Maila zachowałam, więc nie sposób zapomnieć. Ta decyzja jest trudniejsza niż przypuszczałam, tym bardziej, że to jeszcze nie koniec.

Dzięki za komentarz. Pozdrawiam. :)
jute (gość) 2015.07.01 12:23
Małgosiu,możesz uściślić to "gdzieś"..Pamiętaj kochana,że masz do czynienia z WIELKĄ MIERNOTĄ KOMPUTEROWĄ.Potrafię co prawda zrobić z kompem parę rzeczy, zalać kawą klawiaturę,wywalić sterowniki do gier,odłączyć Windows itp.,ale z resztą to u mnie raczej kiepsko.
RanczUla.Niby masz rację,nie zawsze może być fajnie,zwłaszcza w życiu.Ale od czego są Wasze opowiadania?Jak jest ,wszyscy wiemy,wystarczy się porozglądać dokoła.Dlatego wolę opcję jak być może lub powinno.Wiem,jestem strasznie marudną zołzą.Samo opowiadanie zapowiada się bardzo ciekawie,ale nie jestem pewna ,czy będę potrafiła Wam wybaczyć uśmiercenie mojej ulubionej postaci.Poza tym już starożytni Indianie wiedzieli,że; "Rozsądek i miłość niedobrze żyją razem; w miarę jak miłość rośnie,rozsądek się kurczy"..Dobra pomarudziłam ,teraz czekam na czwartek.Pozdrawiam.
Andziok (gość) 2015.07.01 14:16
O matko....Jak to ULKA nie żyje?
Z czystej ciekawości- dlaczego publikujesz częściej niż wcześniej? Czyżbyś chciała zakończyć pisanie?
Pozdrawiam Andziok
RanczUla 2015.07.01 16:10
RanczUla do RanczUla to ja JESTEM RANCZULA!!!!!!!!!!!.
Małgosiu ktoś się wycwanił i udało się. Zapowiedź poszła w świat. Ja zazwyczaj, jak piszę to jestem zalogowana. Cofać nie ma co i dzięki za możliwość wyboru publikacji. I mam taka jedną. Szósta część ta przełomowa jak wyliczyłam wypada na 11 lipca w sobote, a ja mam akurat te wyjazdowe wesele i powrót dopiero w poniedziałek. Tam wglądu mieć nie będę, więc jeśli można tylko to chciałabym przełożyć z soboty na wtorek 14.Mam nadzieję, że czytelniczki przetrwają te 5 dni a na pociechę maja teraz częste publikacje.
U i M Dobrzańscy- U Małgosi może i w opowiadaniach koniec jest szczęśliwy Tylko, że u mnie jest często coś na opak. Tu też coś musi być inaczej. A końca Małgosia nie zmieniła.
Jute- Koniec będzie piękny, bo narodzi się miłość.
Andziok- na razie żyje a później zobaczymy w połowie lipca.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie za wpisy i za to , że sie podoba.
MalgorzataSz1 2015.07.01 18:18
RanczUla

Nazwę rzecz po imieniu, bo inaczej nie mogę. Trzeba być podłą świnią, żeby podszyć się pod autorkę opowiadania. Całe szczęście, że czytasz komentarze, bo ja nie zorientowałabym się na pewno.
W tym tygodniu nie będę zmieniać, ale od przyszłego wszystko wraca do dawnej normy.: czwartek i niedziela. Mam nadzieję, że Ci to odpowiada. Szósty rozdział wypadnie 16-go lipca.

Andziok

Taki właśnie mam zamiar. Pisałam już o tym wcześniej. Ostatnie opowiadanie na liście z boku pt. "Narodzona na nowo" zostanie opublikowane i tym samym skończy się moja przygoda z pisaniem.
Pozdrawiam. :)
RanczUla 2015.07.01 19:13
Pewnie, że odpowiada. Najlepiej nic nie zmieniać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz