Łączna liczba wyświetleń

środa, 7 października 2015

"POŻÓŁKŁE KARTKI PAMIĘTNIKA" - rozdział 11

04 grudzień 2014
ROZDZIAŁ 11


Paulina zasiała ziarno niepewności w naszym synku. Po pogrzebie długo nas wypytywał, dlaczego ta pani mówiła, że jest jego mamą. Początkowo chcieliśmy ukryć przed nim prawdę, szczególnie ja, bo uważałam, że jest jeszcze za mały, żeby ją poznać. Marek jednak przekonywał mnie, że Daniel jest bardzo rezolutnym chłopcem i na pewno to zrozumie. W końcu usiedliśmy z nim któregoś dnia w salonie i wytłumaczyliśmy mu, że ta pani naprawdę go urodziła, ale potem wyjechała.
- Ta pani była kiedyś moją żoną, ale przestała mnie kochać, bo pokochała tego pana, którego z nią widziałeś. Ona wyjechała, ale zostawiła mi mój największy skarb. Ciebie synku. Byłeś taki malutki jak Madzia, kiedy się urodziła. To mama zajęła się tobą i robi to do tej pory. To ona jest twoją najprawdziwszą mamą, bo bardzo cię kocha i dba o ciebie. Gdyby ta pani pojawiła się jeszcze kiedyś, to po prostu jej nie słuchaj.
- Nie będę jej słuchał, bo ja nie chcę mieć innej mamy – mówi buńczucznie. - Mam najlepszą mamusię na świecie.
Przytulił się do mnie, a ja ucałowałam jego czółko.
- I ja kocham cię najbardziej na świecie, bo jesteś moim wielkim szczęściem. Ty i Madzia. A teraz nie myśl już o tej pani i biegnij do siostry. Chyba coś zrzuciła i za chwilę zdemoluje pokój.
Daniel roześmiał się i pobiegł w głąb korytarza. Odetchnęliśmy jak na komendę.
- Nasz syn jest naprawdę mądrym chłopcem i cieszę się, że przeprowadziliśmy tę rozmowę. Ona na pewno go uspokoiła.

***

Helena nie chce mieszkać sama w tym wielkim domu. Pustka straszliwie ją przytłacza. Któregoś dnia proponuje, żebyśmy przenieśli się do niej.
- Nie chcę się pozbywać tego domu. Każdy jego kąt przypomina mi o Krzysztofie. To tu chciałabym zamknąć oczy. Wasza obecność ożywiłaby te puste mury. Z ogrodu mogłyby korzystać dzieci. Jest mnóstwo miejsca do zabawy. Obiecajcie mi, że się zastanowicie.
Całą noc debatujemy i w końcu przystajemy na propozycję mojej teściowej. Przeważa argument, że ona jest coraz starsza i za chwilę będzie wymagała permanentnej opieki. Wszystko jakoś szczęśliwie się składa. Marek zwierza się Sebastianowi, że chce sprzedać dom, a on mówi mu, że chce kupić dom i chętnie kupiłby nasz.
Zawierają w krótkim czasie umowę, a po jej podpisaniu zaczynamy się pakować. Violetcie i Sebastianowi podobają się nasze meble. Zostawiamy je. Przecież dom, w którym wychował się Marek jest całkowicie umeblowany. Marek sprowadza tylko ekipę, żeby odświeżyła ściany w naszej części.
Helenę na czas remontu wysyłamy do sanatorium. Powinna trochę odreagować i pobyć wśród ludzi. Wraca odmieniona i jakaś promieniejąca. Ma sporo energii i uśmiechniętą twarz. Powoli chyba przywyka do myśli, że jest wdową.

***

Mówię Markowi, że powinnam zrobić prawo jazdy. Przydałby się drugi samochód z kierowcą. Po wakacjach Daniel idzie do pierwszej klasy i trzeba będzie odwozić go do szkoły.


- Nie sklonujesz się kochanie. Nie dasz rady ogarnąć sam wszystkiego i być na każde nasze zawołanie. Mamę też czasem trzeba zawieźć do lekarza i mogłabym spokojnie robić to ja. Nauczysz mnie jeździć tak, żebym zdała za pierwszym razem.
Obejmuje mnie i śmieje się.
- Masz tyle pracy. Dzieci, dom, mama, firma i jeszcze chcesz robić za kierowcę?
Cmokam go w usta i mówię
- Bardzo chcę i mam nadzieję, że się zgodzisz. Mama zaopiekuje się dziećmi jak będę na kursie. Są grzeczne i nie sprawią jej kłopotu.

***

Mamy w domu pierwszoklasistę. Wykazuje wielką chęć do nauki. Z zapałem pisze pierwsze literki, koloruje obrazki i robi wyklejanki. Magda wiernie mu sekunduje i uczy się razem z nim. Daniel z zapałem i żelazną konsekwencją składa litery w słowa. Czasami przy czymś utknie i wtedy pyta, ale nie robi tego za często.


Ja natomiast wkuwam testy na egzamin. Łatwo nie będzie, ale też łatwo nie oddam skóry. Muszę zdać za pierwszym razem i testy i jazdy. Popołudniami jeździmy z Markiem za miasto i tam uczy mnie manewrów. Początki są fatalne, ale już coraz lepiej czuję nasze autko i radzę sobie.

***

Zdałam! Zdałam! Zdałam! Wyskakuję z samochodu przeszczęśliwa, bo instruktor nie miał zastrzeżeń do mojej jazdy po mieście. Na parkingu przed budynkiem, w którym odbywał się kurs stoi Marek z wielkim bukietem róż i uśmiecha się do mnie szeroko rozpościerając ramiona. Wpadam w nie i obejmuję go mocno. Całuje mnie najczulej.
- Skąd wiedziałeś?
- Nie wiedziałem, ale też nie dopuszczałem myśli, że mogłabyś nie zdać. Jesteś przecież najlepsza. Mam dzisiaj dla ciebie jeszcze jedną niespodziankę, ale żeby ci ją pokazać musimy podjechać w jedno miejsce.
Bez namysłu wskakuję do samochodu i zapinam pas. Marek nie jedzie dłużej jak piętnaście minut i zatrzymuje się przed salonem samochodowym. Już w środku pokazuje mi nieduże, zgrabne autko.
- I jak ci się podoba?
Gładzę lśniący, metaliczny lakier. Jest piękne i na pewno bardzo wygodne. Z zachwytem w oczach patrzę na Marka.
- Kupisz je?
- Oczywiście kochanie, jeśli tylko ci odpowiada, bierzemy.
- Bardzo, bardzo mi się podoba.
Siadam za kierownicą i oglądam deskę rozdzielczą. Ten samochód to marzenie. Marek już wszystko wie i idzie ustalić z dealerem warunki. W drodze do domu mówię mu, że jutro będziemy świętować.
- Jest sobota i zapraszam was wszystkich na obiad do „Bianco”. Ja stawiam oczywiście.

***

Pierwsze święta bez Krzysztofa są smutne mimo, że dom tętni życiem. Na wigilii jest moja rodzina w komplecie. Tata i teściowa wspominają zmarłego. Oboje mają łzy w oczach. Trochę próbują rozweselić ich dzieci. Magda stroi miny, a Daniel figluje z Beatką. Beatka, to już duża pannica. Ma piętnaście lat i rośnie jak na drożdżach. Wzrostem zrównała się ze mną, a ja nie należę do najniższych. Sto sześćdziesiąt dziewięć centymetrów to trochę więcej niż przeciętna. Latem żeni się Jasiek. Ma dwadzieścia siedem lat i najwyższy czas na założenie rodziny tym bardziej, że z Kingą chodzą już dziewięć lat. Skończył studia informatyczne i Marek zatrudnił go w firmie.


Na ferie zimowe Marek zaplanował wyjazd na narty w Beskidy. Jedziemy całą paczką. Jadą Olszańscy ze swoimi dziewczynkami i Szymczykowie z córką. Zabieramy oczywiście Helenę. Nie miałabym sumienia zostawiać jej samej na dwa tygodnie.
Góry w zimie są bardzo urokliwe. Nasi mężczyźni szaleją wraz z dzieciakami na stoku, a my kobiety dużo spacerujemy, wdychamy świeże, górskie powietrze i wpadamy do ulubionej kafejki na smolistą kawę i ciacho.
Ostatniego dnia turnusu spotyka nas nieszczęście. Helena upada tak fatalnie, że łamie obie ręce. Prędko zawozimy ją do najbliższego szpitala. Tam robią prześwietlenie, nastawiają jej kości i pakują w gipsowy pancerz. Jest bardzo obolała. Na drogę dostaje jeszcze zastrzyk przeciwbólowy. Marek usadawia ją z przodu, żeby miała wygodnie. Ja z dziećmi siadam z tyłu. Martwię się o nią, bo przed sobą mamy sześć bitych godzin jazdy i nie wiem jak zniesie tę podróż. Jest bardzo dzielna. Nie narzeka, ale grymas bólu nie schodzi jej z twarzy. Marek zatrzymuje się dwa razy i podaje jej środki przeciwbólowe. Kiedy docieramy do domu jest wykończona. Pomagam jej się rozebrać i wejść do łóżka. Przed nią sześć długich tygodni w gipsie i sporo godzin rehabilitacji.
Doczekała się wreszcie ściągnięcia gipsu. Męczyła się z nim bardzo, bo przez cały ten czas musiała spać na plecach. Ręce są niemrawe i przykurczone. Codziennie wożę ją na rehabilitację. Ciągnę ze sobą Magdę, bo nie mam jej z kim zostawić. Jest pełna współczucia dla babci i bardzo dopinguje ją do ćwiczeń.
- Spróbuj jeszcze raz babciu. Na pewno ci się uda – powtarza w kółko.
Helena zaciska zęby, a po policzkach płyną jej łzy. Z bólu. Stara się jednak i to przynosi wkrótce efekty. Po trzech miesiącach ręce są w miarę sprawne. Może ich używać i wreszcie sama zadbać o siebie. Do tej pory ja to robiłam. Myłam, karmiłam jak dziecko, ubierałam. Jest mi wdzięczna. Nie mówi tego głośno, ale widzę to w jej oczach. Tylko raz podczas rekonwalescencji powiedziała mi coś znamiennego.
- Dziękuję ci Uleńko za wszystko. Paulina nigdy by czegoś takiego dla mnie nie zrobiła.
Ma chyba rację. Paulina nie posiada w sobie empatii ani chęci pomocy komukolwiek. Jest samolubna i uważa się za kogoś lepszego od innych. To koło niej powinno się latać, a nie odwrotnie. Głaszczę Helenę po dłoni .
- Nie ma za co mamo. Najważniejsze, żebyś wyzdrowiała. Tylko to się liczy.

***

Dzisiaj Marek wrócił z pracy bardzo podekscytowany. Zasiadamy do obiadu i przy nim opowiada, co się wydarzyło.
- Wyobraźcie sobie, że przyszedł do mnie Alex z ofertą nie do odrzucenia. Chce, żebym odkupił jego udziały. Szwagier zaproponował mu objęcie szefostwa w jednej z jego fabryk. Powiedział, że dusi się w Polsce i chce wrócić do Milano. Oczywiście nie mam nic przeciwko temu. Niech sobie wraca. Stać nas na wykupienie jego połowy, prawda? Odkupimy i firma będzie już tylko nasza. Co o tym myślicie?
- Ja jestem za – popieram męża.
- Ja też – mówi Helena. – Od kilku lat niemal nie utrzymuje z nami kontaktu. Właściwie od czasu jak Paulina wyjechała. Dam ci synku połowę pieniędzy. Krzyś zabezpieczył mnie na takie ewentualności. Odkupisz te udziały i moje zapiszemy od razu dzieciom. Ja i tak żyję z procentów i to mi wystarcza.
- No to postanowione. Jutro mu przekażę te dobre dla obu stron nowiny. Wreszcie nazwisko Febo zniknie z logo firmy. Jak tylko podpiszemy akt notarialny zmienię nazwę na Dobrzański Fashion. Ładnie, prawda?

***

Letnia, ciepła pogoda potrafi rozleniwić człowieka. Marek pojechał z dziećmi na basen, a ja i Helena leniuchujemy na patio wyciągnięte na leżakach, popijamy słodką lemoniadę i wystawiamy do słońca twarze.
Przymykam oczy i myślę, że czas jest okrutny, bo pędzi do przodu nieubłaganie. Dopiero nasze dzieci były takie małe, a tu Daniel jest już po maturze, którą zdał celująco i po wakacjach wyjedzie do Londynu studiować, a Magda ma już piętnaście lat. Zestarzały nam się dzieci tylko my wiecznie młodzi. Echch…
W marcu moja mała siostrzyczka wyszła za mąż. Nie do wiary. Przecież dopiero zmieniałam jej pieluchy. Wczoraj zadzwoniła i powiedziała, że spodziewa się dziecka. Była taka szczęśliwa. Jaśka syn ma dziewięć lat i jest bardzo do niego podobny. Ma tak jak Jasiek czarne jak węgielki oczy i gęste, czarne włosy. Beatka wyprowadziła się z rodzinnego domu i mieszka razem z mężem u swoich teściów. Jasiek z Kingą doglądają taty. Bardzo się posunął przez ostatnie lata i często niedomaga. Niedołężnieje. Staram się do niego zaglądać najczęściej jak się da, ale czas jest bezwzględny dla każdego z nas.
Z tych rozmyślań wyrywa mnie dzwonek do drzwi. Opuszczam wygodny leżak i biegnę w ich kierunku. Otwieram na całą szerokość i staję jak wmurowana. Przede mną stoi Paulina.
- Dzień dobry Ula. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. Mogę wejść?
Zapraszam ją gestem do środka. Słyszę głos mamy.
- Kto przyszedł Uleńko?
- Paulina przyjechała mamo. Wejdź proszę – zwracam się do niej. - Siedzimy na patio, bo ładny dzień dzisiaj. Napijesz się lemoniady?
- Wolałabym kawę, jeśli to nie kłopot.
- Najmniejszy. - Stawiam po chwili przed nią parującą filiżankę i cukier. – To co cię sprowadza do Polski?
- Franco podpisuje tu jakiś kontrakt. Ja tylko mu towarzyszę. Postanowiłam was odwiedzić. Marka nie ma?
- Pojechał z dziećmi na basen, ale zaraz powinni być.
Na tym właściwie kończy się moja konwersacja z panią Rossi. Pałeczkę przejmuje Helena wypytując ją o różne rzeczy. Na patio pojawia się mój mąż z dzieciakami. Śmieją się z jakiegoś dowcipu taty, ale zauważają Paulinę i milkną. W oczach Daniela widzę ogromne zdziwienie, bo zapamiętał ją doskonale i zachodzi w głowę po co ona tu przyszła. Magda wita się z nią uprzejmie, bo nie zna jej. Była za mała, żeby ją zapamiętać. Zdziwionemu Markowi Paulina mówi, że przyjechała na kilka dni do Polski i chciała nas zobaczyć. Z zainteresowaniem obserwuje nasze dzieci.
- Macie piękne dzieci i takie do Marka podobne.
Marek nie może oprzeć się pokusie, by nie pochwalić się nimi, bo jest z nich bardzo dumny. Mówi jaki Daniel jest zdolny, że tak wspaniale poszedł mu egzamin maturalny.
- Jesteś po maturze? A nie chciałbyś studiować we Włoszech? Zapewniłabym ci najlepsze warunki. – Pyta niewinnie Paulina, ale Daniel wyczuwa jej intencje. Uśmiecha się jednak uprzejmie i odpowiada.
- Bardzo pani dziękuję, ale ja już wybrałem uczelnię w Londynie i to tam będę studiował.


- A cóż ty tam możesz studiować? Włoskie uczelnie są bardzo prestiżowe i uznawane na całym świecie – prychnęła pogardliwie, co bardzo nie spodobało się naszemu synowi.
- Nie sądzę – wycedził przez zaciśnięte zęby. – Będę studiował ekonomię i stosunki społeczne na The London School of Economics and Political Science. Zapewne ta nazwa pani nic nie mówi, ale zapewniam panią, że to jedna z najlepszych uczelni na świecie.
Podnoszę się z leżaka. Muszę przygotować obiad. Pytam Paulinę, czy zje z nami, ale odmawia. Nagle zaczyna się śpieszyć. Dopija szybko kawę i żegna się z nami. Kiedy wychodzi przytulam się mocno do naszego syna. Jest już taki wysoki jak ojciec i tak jak on ma w sobie wiele uroku.
- Bardzo dobrze jej powiedziałeś synku. Jestem z ciebie dumna.
- Nie gniewajcie się, ale ta kobieta wyprowadziła mnie z równowagi. Co ona sobie myśli? Że będzie decydować, gdzie mam studiować? Jakim prawem?
Marek kręci głową.
- Żadnym prawem. Nawet my nie mówiliśmy ci, co masz robić. Wybrałeś sam i wybrałeś mądrze. My zawsze będziemy cię wspierać cokolwiek postanowisz. Pamiętaj o tym.



Gosia (gość) 2014.12.04 16:27
Przeczytałam to od razu po publikacji, więc miałam dużo czasu, aby zastanowić się. Poszukać jakiegoś drugiego dna. I znalazłam! Na pierwszy rzut oka bardzo mi się podobało. Wszystko opisane, wszystko powiedziane, co najważniejsze zaplanowane i przekazane. Po głębszym myśleniu nie podoba mi się. Wszystko jest tak szybko opisane. Tematy tak po "łepkach" tak na szybko w pośpiechu. Tak jakby autorce bardzo chciało się kończyć. I ten pośpiech, skoki czasowe powoduję, że mam świadomość, że to opowiadanie lada moment się skończy. A w tedy nie jest ważna treść, a ważna jest informacja, że już za moment będzie koniec.
MalgorzataSz1 2014.12.04 16:55
Przykro mi Gosiu, że nie spełniłam Twoich oczekiwań, ale ja już dość dawno zapowiadałam, że akcja mocno przyspieszy, bo rozdziałów jest tylko dwanaście. Na swoją obronę powiem jedynie, że kiedyś i ja pisałam pamiętnik i na pewno nie robiłam tego dzień po dniu, a przerwy były nawet kilkumiesięczne, bo zapisywałam w nim tylko wydarzenia dla mnie najważniejsze.
Pisząc to opowiadanie nie zapewniałam, że będzie to pamiętnik pisany rok po roku, bo od pójścia Daniela do szkoły podstawowej, potem średniej aż po okres studiów na pewno nie udałoby mi się wymyślić czegoś na tyle intrygującego w życiu Dobrzańskich, żeby Was nie znudziło. Myślę, że wtedy jeden rok byłby podobny do drugiego i zaznaczyłby się ogólnym ziewaniem czytelników. Już taka zdolna to ja nie jestem, a i pomysły są na wyczerpaniu. Uważam, że to wszystko na co było mnie stać w tym opowiadaniu i ma prawo Ci się nie podobać. Myślę też, że nie spodoba się i innym właśnie ze względu na przyspieszenie akcji, ale nic już na to nie poradzę i czasami bardzo żałuję, że nie posiadam talentu Amicus, która pisze nie dość, że pięknie to jeszcze bardzo pomysłowo.

Dziękuję Ci, że jednak dotrwałaś niemal do końca tej historii i pozdrawiam. :)
Gaja (gość) 2014.12.04 18:07
Witaj Małgosiu,
moim skromnym zdaniem nie ma się do czego doczepić do tego rozdziału:) Fajnie się czyta o szczęśliwym i normalnym życiu. Oczywiście opowiadanie nabrało bardzo dużego rozpędu, ale uważam, że przedstawiłaś tutaj najważniejsze wydarzenia z Ich życia. Podobało mi się jak Marek i Ula w prosty i zrozumiały sposób wyjaśnili małemu Danielowi zagmatwaną sprawę z Pauliną. Dobrze, że nie potwierdziły się moje obawy, iż Daniel będzie miał traumatyczne przeżycia związane z niechceniem Go przez biologiczną mamę:( - jesteś miłościwa:) Myślę, że uniknął tego tylko i wyłącznie dzięki mądrości i miłości Uli i Marka. Naprawdę fajna z Nich rodzina i mają wspaniały kontakt z dziećmi. Ogromną mądrość i miłość do dzieci potwierdza choćby stwierdzenie Marka do Daniela „my zawsze będziemy cię wspierać cokolwiek postanowisz”, to bardzo budujące! Helena w Twoim opowiadaniu też jest o dziwo sympatyczna i niewtrącająca się do niczego:) Bardzo mi się podoba spostrzeżenie, pod którym i ja się podpisuję "zestarzały nam się dzieci tylko my wiecznie młodzi. Echch ...". Podziwiam Ulę za styl z jakim przyjmuje Paulę w domu. Natomiast dorosły Daniel, no, no, no ... koncertowo załatwił włoską bogaczkę, aż Jej w pięty poszło, zuch chłopak:) Cierpliwie poczekam na niedzielę, szkoda tylko, że to będzie już koniec tej ciekawej (pod wieloma względami, czego dowodem były nasze burzliwe komentarze) opowieści.
ps. przepraszam, że tak górnolotnie, ale Miłosz pewnie też porównywał się z Szymborską, co nie oznacza, musisz przyznać, że Któreś z Nich pisało gorzej!
Serdecznie pozdrawiam,
Gaja:)
MalgorzataSz1 2014.12.04 19:34
Gaju

Bardzo Ci jestem wdzięczna za tyle miłych słów. Kiedyś, już dawno temu postanowiłam, że opowiadania nie będą dłuższe niż góra dziesięć, do dwunastu rozdziałów. Było to podyktowane utrzymaniem zainteresowania czytelnika a także tym, by pamiętał, co było na początku opowiadania. Przy dużej ilości rozdziałów pamięć się zaciera szczególnie wówczas, gdy publikuje się raz czy dwa w tygodniu, a nie jednym cięgiem.
W tej części jest duży przeskok czasowy, ale czy naprawdę czytalibyście chętnie, gdybym rozpisała tę historię na okres 24 lat? To co chciałam w niej zawrzeć zostało zawarte, a przynajmniej tak uważam, ale każda z Was ma prawo do własnego zdania.
Dzieci dorosły a życie Marka i Uli znacznie wyhamowało. Teraz wiodą spokojne życie, bez specjalnych burz i zawirowań. Są w średnim wieku i można powiedzieć, że to, co najgorsze mają już za sobą.
Serdecznie Cię pozdrawiam. :)
K. (gość) 2014.12.04 19:54
Bez zawirowań, bez większych smutków i bez Pauli. Ciepłe, rodzinne, pełne miłości życie. Stworzyli fajną rodzinę, gdzie jest zaufanie, miłość i szacunek do drugiej osoby. Świetne relacje dzieci z rodzicami. Marka i Uli z Magdą i Danielem, ale także Dobrzańskich z Heleną. Rodzina jest najważniejsza. Ulka ma na głowie multum spraw, jest zabiegana ale czuje troskę i wsparcie - a wówczas wszystko staje się prostsze. O Pauli szkoda wspominać, najlepszą rzeczą jaką mogła zrobić to opuszczenie Marka i Syna tuż po urodzeniu, tym samym dała im szansę na szczęśliwe życie. Teraz pojawia się jak widmo przeszłości ale nikt nie ma ochoty do niej wracać, bo i po co. Szkoda, że to już koniec bardzo fajnie się czytało. Pozdrawiam.
Gaja (gość) 2014.12.04 20:59
Małgosiu,
tak jak już kiedyś pisałam, całkiem niedawno i do tego przez przypadek (dla mnie to szczęśliwe zrządzenie losu) trafiłam na Twoje opowiadania. Przyznaję, że czytając już gotowe opowiadania bardzo cieszyłam się z ich długości, ciągle mi było mało, nie chciało mi się żegnać z bohaterami, mimo, iż wiedziałam, że czekają na mnie następne zakończone opowieści. Jedynym zmartwieniem było tylko to, że czasu miałam za mało żeby całość ogarnąć za jednym zamachem i np. często zarywałam nocki (ale nic straconego i tak miałam kłopoty ze snem, a tak przynajmniej nie spędzałam ich na liczeniu baranów). Czytając teraz na bieżąco zmieniłam zdanie i uważam, że masz absolutną rację, iż przy dużej ilości rozdziałów pamięć się zaciera szczególnie wówczas, gdy publikowane są one dwa w tygodniu, a nie jednym cięgiem. Poza tym przy długich opowiadaniach często człowiek wychodzi ze skóry, aby dowiedzieć się czy oby na pewno akcja zakończy się szczęśliwie, a to czasami może prowadzić czytelnika do zejścia! A wracając do Uli i Marka, według mnie, tworzą Oni świetną rodzinę i widać, że się kochają, lubią i darzą szacunkiem (mimo, że wcześniej pomstowałam na Mareckiego). W związku z powyższym śmiem mieć nadzieję i tak to sobie wyobrażam, że właśnie teraz, w średnim wieku, po odchowaniu swoich aniołków, znowu mogą poświęcić sobie więcej czasu i uwagi, ponownie wzajemnie się rozkochać tak do utraty tchu i zapomnienia:) Mogą też w końcu spełnić marzenia, na których realizację pewnie nie było czasu w ciągłym biegu za sprawami domowymi czy firmowymi. Oczywiście wiem, że siły już nie te, jak gdy się ma po 20-30 lat, ale liczą się chęci, prawda? (pamiętam, pamiętam, mierz siły na zamiary, ale pomarzyć można). Całe szczęście, że obecnie 40-latkowie są inni niż serialowy Stefan i Magda Karwowscy, swoją drogą, jacy Oni obecnie są "starzy", jak co najmniej 70 latkowie! Miłego dnia,
Gaja:)
MalgorzataSz1 2014.12.04 22:30
K

Cieszę się, że opowiadanie Ci się podobało i sposób narracji. Dobra wiadomość to taka, że masz do przeczytania jeszcze jeden, można powiedzieć podsumowujący rozdział, w którym powracam do narracji trzecioosobowej.Zapraszam więc w niedzielę na zakończenie tej historii.

Gaju

Faktycznie masz rację, że współcześni czterdziestolatkowie są znacznie "młodsi" od serialowych Karwowskich. młodsi duchem i młodsi mentalnie.
A wracając jeszcze do Szymborskiej i Miłosza, to tego ostatniego nie umiałam strawić i nadal tak jest.

Dzięki za wpisy dziewczyny. Bardzo mnie podniosły na duchu. Pozdrawiam obie. :)
Gośka (gość) 2014.12.04 23:58
Napisałam wytłumaczenie, bo trochę to co ja miałam na myśli zostało inaczej zrozumiane, ale niestety przepadło w czeluściach internetu.
Chciałabym powiedzieć tylko, że jako całość opowiadanie bardzo mi się podoba. Chodziło mi o to, że nie lubię odczuwać, że to już koniec opowiadania.
A co do Amicus każdy ma prawo tworzyć inne historie.
Każdy jest inny, więc to co stwarza jest jego indywidualnym pomysłem i dobrze, że jest różnorodność.
kawi ;) (gość) 2014.12.05 10:58
Jakim prawem Paulina dyktuje Danielowi co ma zrobić? Co nagle odezwał się w niej instynkt macierzyński? Jest żałosna.
Dobrze, że Daniel jest rozsądnym chłopakiem i nie daje się jej omamić.
Pozdrawiam i zapraszam do mnie na miniaturkę :)
magdam (gość) 2014.12.05 13:32
Bardzo podoba mi się,ze Daniel tak sie postawil :) naprawde madry z niego chlopak :) szkoda mi Heleny...Ale docenia to co robi dla niej Ula i jak sama zauważa nie otrzymalaby tego od Pauli :) Jejku...Jasiek ojcem, Beatka bedzie matka...:) aż sb ciezko to wyobrazic majac w pamieci serial :) fajnie to wymysliłas, tak z perspektywy czasu :) Pozdrawiam :)
MalgorzataSz1 2014.12.05 16:39
Gosiu

Nie musisz wcale się tłumaczyć, bo każdy odbiera to co napisane bardzo indywidualnie i wcale nie mam Ci za złe Twojej opinii, raczej wręcz przeciwnie. bardzo się cieszę, że ktoś myśli nieco inaczej niż wszyscy. Nie może być tak, że wszystko wszystkim się podoba i przyjmują to bezkrytycznie.

Kawi

A ja czekałam na kolejny rozdział opowiadania, ale cieszy mnie też miniaturka. A jeśli chodzi o ten rozdział, to już pisałam wyżej, że to nie instynkt macierzyński odezwał się w Paulinie a raczej chęć dokopania Markowi, że tak mu się wszystko pomyślnie ułożyło. Szkoda tylko, że chciała to zrobić kosztem własnego dziecka.

Magdam

Czas leci i ci, co kiedyś byli dziećmi dorastają i zakładają własne rodziny. To naturalna kolej rzeczy, choć Ula żałuje, że czas nikogo nie oszczędza i pędzi strasznie. A skoro dorosły jej dzieci, to także Jasiek i Beatka, którzy stali się szczęśliwymi rodzicami.
Ktoś umiera i ktoś się rodzi by wypełnić tę lukę w naturze, prawda?

Bardzo dziękuję dziewczyny za wizytę na blogu. Wszystkie pozdrawiam najserdeczniej. :)
Natalia (gość) 2014.12.05 22:14
Przeczytałam to już dość dawno . Yyyy wczoraj? - tak, to bardzo dawno. Przeczytałam wszystko, przepraszam, że siedziałam cicho, ostatnio jestem totalnie zawalona robotą, nauką, remontem, życiem. Po prostu życiem.

No to krótko i na temat. Bezczelna postawa Pauliny jest niewątpliwa, jakim prawem ona się wtrąca w prywatne sprawy Dobrzańskich? Właściwie to wtrąciła się do życia Daniela, ale to nie zmienia faktu, że nie ma prawa. Przecież się go wyrzekła."ręka jej nie zadrżała przy podpisywaniu dokumentów". Jakim bezczelnym człowiekiem trzeba być, żeby po tym wszystkim najpierw wyjawiać dziecku prawdę w jakże bezczelny sposób, a później włazić w jego życie z buciorami. Na szczęście Daniel to rozsądny dzieciak, a później chłopak. A to wszystko dzięki komu? Dzięki Uli, która była (jest) dla niego zapewne najlepszą mamą na świecie, a na pewno nie gorszą niż dla Magdy.
O Madzi w sumie wiemy najmniej, ale spodziewam się, że jest nie mniej ułożoną dziewczyną niż Daniel.
Czekam do niedzieli :d

http://cieszymordkaa.blogspot.com/ zapraszam
MalgorzataSz1 2014.12.05 22:51
Natalia

Faktycznie jesteś rzadkim gościem. To opowiadanie ma jeszcze tylko jeden rozdział. Cieszę się, że przynajmniej nadrobiłaś.
Twój kolejny blog jest dla mnie zaskoczeniem. Zdziwiłam się też, że na dwóch poprzednich nie wyświetlają mi się Twoje wpisy. Co z opowiadaniem, które zaczęłaś? Co złego było w blogu CysioLove, że nie mogłaś kontynuować na nim wpisów, które dodajesz na tym nowym? Jeśli powiesz mi, że na tym nie koniec i masz zamiar zakładać kolejne blogi, to chyba się pochlastam. Zaczynam się powoli gubić w tych Twoich pomysłach szalona dziewczyno.

Pozdrawiam Cię serdecznie i dzięki wielkie za komentarz.
jute (gość) 2014.12.05 23:11
Witaj Małgosiu.Przepraszam,że tak póżno ale to ustrojstwo znowu mi fika.Paulinka ja widzę tez fika.Dlaczego ona nęka Dobrzańskich ? Nudzi się?Nie ma własnego życia? Zżera ją ciekawość?A może wszystko po trochu.Bo o wyrzuty sumienia jej nie posądzam.Musiała by jakoweś sumienie najpierw posiadać.Ale tupetu ma w nadmiarze.Czy Marek nie powinien jakoś bardziej chronić swojej rodziny przed tą żmiją.Małgosiu,gdzie rozpieszczanie Uli przez Marka ?Dziewczyna zasuwa na kilku frontach jak dzika mrówka,czy on to docenia.Dobra czekam na zaś,Przestaję marudzić, bo znowu mi net się odłączy.Pozdrawiam.
MalgorzataSz1 2014.12.05 23:27
Jute

Jak sama widzisz Paulina nie nęka ich tak często, więc Marek nie odczuwa potrzeby ochrony przed nią. Daniel jest już dorosły i doskonale potrafił obronić się sam.
Nie wiem co miałabym jeszcze napisać na temat bezgranicznego oddania ze strony Marka w stosunku do jego żony, żebyś przestała marudzić. Jeśli chcesz wyuzdanej erotyki ze szczegółami, to nic z tego. Skończyłam z tym już jakiś czas temu i raczej nie mam zamiaru wrócić. Teraz opisuję ich intymne chwile w sposób mało szczegółowy i raczej ogólny bez detali i przeżywanych przez nich emocji towarzyszących. Ja po prostu znudziłam się tematem, bo był czas, że opisywałam taką scenę w niemal każdym rozdziale i chyba miałam prawo tym się zmęczyć.
Nie rozumiem dlaczego czujesz taki niedosyt w tym adorowaniu. Chłop jest już w średnim wieku, nadal nosi swoją kobietę na rękach i każdego dnia udowadnia jej swoją miłość. Po prostu idylla. Jak wiele znasz małżeństw, które zachowują się podobnie? Ja może jedno lub dwa, ale prędzej jedno. Nie marudź więc marudo, tylko skup się na swoim potrzaskanym i poharatanym przez raki tyłku. :D Nawiasem mówiąc mam nadzieję, że możesz siedzieć bez bólu po tym dwukrotnym upadku. Mam też nadzieję, że pana z MPGK nadal mocno boli w kroku po tym szpagacie. Haha.

Dzięki Jute za komentarz. Przesyłam uściski. :)
Natalia (gość) 2014.12.06 11:22
Nieee tylko nie to, nie dopuścimy do tego byś sobie zrobiła krzywdę.
Widzisz, że mną to jest trochę tak, jak z małym dzieckiem. Jeśli je się skrzywdzi to płacze, jeśli mi się coś stanie to uciekam. Pisząc bloga spotykasz różnych ludzi mniej lub bardziej kontrowersyjnych. Ja spotyłam się raczej z mało konstruktywną krytyką, dlatego ciągle uciekam i się przemieszczam. Wiele razy tez zarzekałam się ze to juz koniec, że nie ma sensu, ale co tam. Odebrać mi blogi to tak jakby zabrać dragi narkomanowi i powiedzieć OD DZIŚ PRZESTAJESZ ĆPAĆ. Jestem dosc specyficzna osoba, wiem. Nie wiem w jakim kierinku to zmierza i co chce osiągnąć. Jak juz kiedyś wspominałam, nadal szukam. Mam nadzieje, ze kiedyś znajdę to swoje miejsce na ziemi , a może już znalazłam . Tego nie wie nikt
Pozdrawiam serdecznie i przepraszam za niedogodności
amicus (gość) 2014.12.06 16:51
Witaj Gosiu Mikołajkowo! :)

Paulina to bezczelność nad bezczelnościami. Mamusia się urwała z choinki. Po cholerę się dzieciakowi w ogóle na oczy pokazuje i jeszcze kwestionuje jego decyzje i wybory. Ona to jednak wybitnie tępa w tym opowiadaniu jest. I podła bez dwóch zdań.

Tak zwyczajnie, tak rodzinnie w tej części. Tak życiwo. Pokazujesz ile kobieta mająca rodzinę ma na głowie i swoich barkach. Jednak, nie zrozum mnie źle i nie odbierz tego, jak zarzut, ale za dużo mi w tej części Heleny, za mało Uli i Marka i ich relacji. Niemniej fajnie, że w tej Twojej historii Ula i Hela potrafiły ułożyć sobie relacje, że Helena docenia starania Uli i cieszy się ze związku syna.
Pozdrawiam serdecznie
MalgorzataSz1 2014.12.06 17:48
Amicus

Już na temat Pauliny nie będę się wypowiadać. Jeśli masz czas przeczytaj moje odpowiedzi na komentarze powyżej.
Masz rację. Helenie poświęciłam całkiem sporo miejsca nie tylko w tym rozdziale, ale w całym opowiadaniu. Miałam zamiar ukazać życie rodziny trzypokoleniowej pod jednym dachem, a wtedy obecność Heleny jest tu niezbędna. Chciałam pokazać stosunek młodszego pokolenia do starszego, taki, jaki powinien być, czyli pełen szacunku i uczynności, a Helenie jednak mają coś do zawdzięczenia podobnie jak ona im. Żyją zgodnie mimo różnic wiekowych. Nie bez znaczenia jest tu też relacja babcia - wnuki. Mam nadzieję, że często opisywana przeze mnie Helena jednak nie przeszkadza aż tak bardzo.
Dziękuję, że wpadłaś i dziękuję za komentarz. Pozdrawiam. :)

miki (gość) 2014.12.07 08:31
Paulina bardzo by chciała takiego dużego i mądrego syna jakim jest Daniel.Tylko że tak się nie da,zostawiła go gdy był malutki,gdy potrzebował opieki,gdy trzeba było ponosić trudy wychowania.Paulina chciała by przeskoczyć ten trudny okres dorastania i dostać gotowego dorosłego syna którym można się pochwalić na salonach.Paulina najchętniej by potraktowała Ulę jak służącą której zleciła wychowanie dziecka i oczekuje gotowego produktu jakim jest dorosły ,ukształtowany człowiek,tylko że ten człowiek jej nie zna i nie chce mieć z nią nic wspólnego,opowiadanie jak zwykle świetne.
MalgorzataSz1 2014.12.07 11:19
Miki

Co za niespodzianka. Bardzo dawno się nie odzywałaś. Już myślałam, że zrezygnowałaś z czytania bloga.
Mogę się podpisać pod każdym słowem Twojego komentarza, bo utrafiłaś w sedno. Sama chyba nie potrafiłabym lepiej wyjaśnić takiego zachowania Pauliny.
Już za chwilę ostatnia część tej historii, na którą serdecznie Cię zapraszam.
Bardzo Ci dziękuję za komentarz i najserdeczniej pozdrawiam. :)
Paweł (gość) 2014.12.11 11:44
Witam chciałęm ci powiedzieć lub napisać jak kto woli, że fajnie piszesz te swoje opowiadania. Nieźle dobrana została fabuła i dawkowane emocje, co sprawia, że te opowiadania potrafią wciągać czytelników. Ogólnie znalazłaś bardzo fajny pomysł, na swojego bloga, co mnie bardzo cieszy. Świetnie, że mogłem to wszystko przeczytać.
jute (gość) 2014.12.11 15:32
Małgosiu,zaczynam się martwić.Jest czwartek,już po piętnastej a Ciebie brak!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz