Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 8 października 2015

"ODPOWIEDZIALNOŚĆ" - rozdział 12 ostatni

 

26 wrzesień 2015
ROZDZIAŁ 12                   +18
ostatni


 Kiedy po wyjściu z łazienki wsunęła się do Marka pokoju natychmiast podszedł do niej i zamknął ją w ramionach tuląc do siebie.
- Już dzisiaj mi się nie wymkniesz – szepnął jej zmysłowo do ucha przygryzając je lekko. Zjechał ustami na szyję. Zadrżała, bo to miejsce miała wyjątkowo wrażliwe.
- Nie mam takiego zamiaru… - odpowiedziała. Zsunął jej szlafrok z ramion i wziął na ręce. Ułożył delikatnie na pościeli. Oczy błyszczały mu nienaturalnym blaskiem. Mieszanką miłości, pożądania i niecierpliwości. Przygryzła wargę w oczekiwaniu. Drżącymi dłońmi pozbawił ją bielizny. Widziała, że ledwie nad sobą panuje. Nachalnie wpił się w jej usta. Miażdżył je i ssał. Oddawała te pocałunki równie gwałtownie. Jego dłonie błądziły po całym jej ciele. Pieściły piersi, gładziły płaski brzuch i łono. Palce wdarły się w to najwrażliwsze miejsce kobiety. Wzdrygnęła się poczuwszy błogi skurcz. On nie przestawał, a ona z każdą chwilą wilgotniała. Ułożył się między jej nogami i lekko uniósł pośladki. Wszedł w nią wolno i zatrzymał się. Westchnęła. Kolejny raz przywarł do jej ust i zaczął się poruszać. Podjęła ten rytm, a on z każdą chwilą przyspieszał. Nagle przekręcił się na plecy. Teraz to ona dominowała. Siedziała na nim z zamkniętymi oczami i ustami gotowymi do krzyku, a on obejmując mocno jej biodra kierował nimi w górę i w dół. Nie przestając się poruszać kolejny raz zmienił pozycję. Przywarł do jej pleców obejmując ją wpół i pieszcząc jej nabrzmiałe sutki. To było szaleństwo a on pędził wraz z nią na złamanie karku. Powrócił do pierwszej pozycji. Silne, szybkie pchnięcia pozbawiały ją tchu. Dyszała ciężko i jęczała. Poczuła pierwsze skurcze i krzyknęła. Ta fala rozkoszy, która przyszła po nich była obezwładniająca. Marek wykonał ostatnie pchnięcie i zastygł w niej. Przyjemne ciepło rozlało się w jej podbrzuszu, a on szczytował bez końca. Uspokajali się.
- Byłaś cudowna – wyszeptał w jej usta.
- Ty też… Nigdy nie przeżyłam czegoś tak wspaniałego.
Nadal w niej tkwiąc przekręcił się na plecy układając ją na sobie. Odgarnął jej włosy z twarzy przytulając usta do jej czoła.
- Szkoda, że musimy jutro iść do pracy – powiedział ze smutkiem. – Mógłbym kochać się z tobą bez przerwy.


Którejś soboty wybrali się wszyscy do Rysiowa. Marek uznał, że już najwyższy czas, żeby poznał rodzinę swojej ukochanej. Dzieci też były ciekawe, bo Ula sporo im opowiedziała o Beatce i o jej pasji do rysowania. Jej bliskich też Marek intrygował, bo znali go tylko z opowiadań. Ojciec Uli natychmiast złapał z nim kontakt i bardzo polubił tego szczerego, otwartego chłopaka, a bliźniaki zawojowały serca wszystkich.
- Piękne masz dzieci Marek – rozczulała się Alicja – i takie rezolutne. Amelkę mogłabym schrupać żywcem, a Kacperek jest przesłodki. Spójrz jak grzecznie bawią się z Beatką.
- Mam do ciebie prośbę Alu – Ula podeszła do niej. – Możemy je zostawić na jakieś pół godzinki? Na dworze taka plucha, a ja chciałabym z Markiem pójść na cmentarz. Nie chcemy ich zabierać w taką pogodę.
- Oczywiście, że tak. Myślałaś, że pozwolę wam wziąć dzieciaki, żeby się przeziębiły? Idźcie spokojnie. Ja ich dopilnuję.
Kiedy wyszli z domu trochę wiało i siąpił deszcz.
- Nie wiem, czy znicze będą się palić przy takiej pogodzie. Przynajmniej kwiatom nic się nie stanie, bo siedzą mocno w doniczce.
Jakimś cudem udało im się podpalić knoty w szklanych pojemnikach. Ula zmówiła jeszcze modlitwę. Chwilę stali w milczeniu nad grobem Magdy Cieplak.
- Młodo zmarła – przerwał ciszę Marek. – To niesprawiedliwe, że młode kobiety umierają przy porodach a dzieci wychowują się bez matek. Bezsensowna śmierć.
Od tej pory Marek wraz z dziećmi był częstym gościem w Rysiowie. Dzieciaki tak przylgnęły do Józefa i Ali, że nazywały ich dziadkami.


Była grudniowa sobota. W domu Marka panowało od rana wielkie podekscytowanie. Właśnie dzisiaj wracali do domu państwo Dobrzańscy. Zosia od wczesnych godzin krzątała się już w kuchni przygotowując mnóstwo pyszności na przywitanie seniorów. Marek czekał na Ulę. Obiecała zająć się dziećmi w czasie, gdy on pojedzie po rodziców na lotnisko.
Stawiła się punktualnie. Kiedy zegar wybił godzinę dziesiątą on usłyszał dzwonek do drzwi. Uśmiechnął się. Chyba nigdy nie przestanie go zadziwiać jej punktualność, pedanteria, wielka pieczołowitość i poczucie obowiązku. – Dostał mi się prawdziwy skarb – pomyślał rozmarzony. Po chwili już całował jej różowe policzki i pełne usta. Dzieciaki biegły korytarzem z rozłożonymi rękami, żeby ją uściskać. Ucałowała te dwie słodkie buźki.
- Chyba powinieneś się zbierać. Mam nadzieję, że dolecą bez niemiłych przygód.
- Ja też. Uciekam w takim razie. Będę za jakieś dwie godzinki.
Najbardziej się obawiał, że samolot będzie opóźniony. Warunki nie były najlepsze. Dobrze wiedział, że przy takiej pogodzie zawsze przed wylotem odladzają skrzydła i kadłub, a to zwykle długo trwa. Na szczęście to opóźnienie nie było duże. Zaledwie dwadzieścia minut. Niecierpliwie ich wypatrywał. Wreszcie ukazali się. Nie mógł wyjść z podziwu. Ojciec, który jeszcze nie tak dawno ledwo poruszał się po domu, szedł teraz sprężystym krokiem trzymając matkę pod rękę. Przywitał się z nimi wylewnie. Długo ściskał ojcu dłoń.
- Tak się cieszę tato, że jesteś w takiej świetnej formie. Już dawno cię takiego nie widziałem. Tęskniliśmy za wami bardzo, ale to nieważne, bo ta kuracja podziałała fenomenalnie. Dajcie te bagaże. Zaparkowałem przed terminalem.
- A jak dzieci? Co w firmie? Jak Ula? – zasypali go lawiną pytań.
- Wszystko w porządku. Ula czeka na was w domu wraz z dzieciakami, a Zosia gotuje pyszności od rana. Panią Marię przywitacie dopiero w poniedziałek. Wspaniała kobieta i świetnie sobie radzi z maluchami.
- Widziałeś się z Pauliną i Alexem? Dają sobie radę?
- Myślałem, że będzie gorzej, ale wzięli się w karby. Wystawiali nawet kolekcję na tych targach, w których i my braliśmy udział. W marcu Alex zostanie ojcem. Julia jest w ciąży. A firma nasza stoi świetnie. Podpisaliśmy po targach kilka umów i kooperujemy z sześcioma zagranicznymi domami mody. Głównie dzięki Uli. Jest naprawdę niesamowita i tak bardzo kreatywna. Wierzcie mi, że ma mnóstwo pomysłów na rozwój firmy i powoli wcielamy je w życie.
Krzysztof słuchał tych słów z wielką przyjemnością i serce pękało mu z dumy. Jego syn naprawdę się starał. Zrobił się tak niesamowicie odpowiedzialny.
- Wiem, że to już mówiłem, ale powtórzę raz jeszcze. Jestem z ciebie bardzo dumny Marek. Z twoją zaradnością i z pomysłami Uli jestem pewien, że zaprowadzicie Febo&Dobrzański na sam szczyt. To wielki komfort synu mieć świadomość, że to wszystko, czego dorobiliśmy się przez te długie lata nie zmarnieje, ale jeszcze się pomnoży. Lżej oddychać, zapewniam cię.
Ledwo przekroczyli próg domu obstąpiły ich dzieci. Ewidentnie stęskniły się za dziadkami. Piszczały i podskakiwały z radości, całowały seniorów i tuliły się do nich. Ula stała z boku przyglądając się tej scenie z uśmiechem. Kiedy maluchom pierwsza radość już przeszła przywitała się i ona. Zarówno Helena jak i Krzysztof uściskali ją serdecznie.
- Ależ wypiękniałaś Uleńko. Ta miłość ci służy. Obojgu wam służy. Bardzo się cieszymy, że jesteście razem.
Przy obiedzie rozmowa zeszła na temat zbliżających się świąt.
- Chciałbym mamo zaprosić na wigilię rodzinę Uli. Nie rozdwoimy się i nie chcemy też spędzać jej z dala od siebie. Ja wszystko bym zorganizował, żeby nie zrzucać na Zosię całej roboty. Zresztą, czy ona nie wyjeżdża do rodziny? Nawet nie pamiętałem, żeby ją o to zapytać.
- Pewnie tak jak co roku. Wróci dopiero w styczniu. Ale myślę synku, że damy radę. Ula na pewno pomoże. Zrobimy to co najważniejsze i najwyżej zamówimy catering z tego hotelu co ostatnio. Nie martw się i zaproś ich także w naszym imieniu. Febo pewnie nie przyjadą?
- Raczej nie. Mają sporo roboty i na tym etapie muszą wszystkiego dopilnować.

Już drugi dzień buszowała z Markiem po sklepach. Wczoraj kupili piękną choinkę i mnóstwo lampek, bo Marek, żeby sprawić dzieciom radość chciał przystroić nimi kilka iglaków rosnących przy podjeździe. Dzisiaj z całą litanią wypisanych na kartce produktów zaliczali sklepy spożywcze. Podjechali też do hotelu, o którym mówiła Helena i zamówili tam gotowe dania z ryb i owoców morza. Szczególnie te ostatnie uwielbiali wszyscy Dobrzańscy, choć ich obecność na wigilijnym stole nie była zgodna z polską tradycją. Przy rybach zawsze było sporo roboty i szkoda było czasu na oporządzanie ich zarówno Helenie jak i Uli, bo mogły go poświęcić na przykład na pieczenie ciast.
W wigilię od bladego świtu w kuchni panował już ruch. Zosia wyjechała kilka dni wcześniej zostawiając im to babskie królestwo. Marek przy pomocy Krzysztofa osadzał choinkę na stojaku, a potem już w towarzystwie ciepło ubranych bliźniaków stroił lampkami choinki przed domem. Zapowiadała się naprawdę udana i bardzo rodzinna wigilia.

O siedemnastej Ala przywiozła Józefa i Beatkę. Okazało się, że Jasiek będzie spędzał ten dzień u swoich przyszłych teściów. Zaprosili go i nie chciał zrażać ich odmową, chociaż pewnie zrozumieliby. Nastąpiło wzajemne poznanie się rodzin. Ala zaraz poszła do kuchni wypakowując z siatek pachnące makowce i serniki. Helena złapała się za głowę.
- Alu! A kto to zje! My też upiekłyśmy niemało. Mamy piernik i keks. Zrobiłyśmy makówki i mnóstwo innych rzeczy.
- Bez obawy Helenko. Na pewno dacie radę. Markowi smakuje mój sernik i sam zje całkiem sporo, przekonacie się.
Choinka jaśniała od bombek i barwnych światełek. Pod nią pyszniły się w kolorowych torbach prezenty. Ula nakryła śnieżnobiałym obrusem owalny stół, a Ala ustawiała na nim talerze. Po chwili wniesiono świąteczne potrawy. Zasiedli wszyscy za stołem. Jedynie Krzysztof stał trzymając w ręku opłatek.
- Kochani. Bardzo się cieszę, że tegoroczna wigilię będziemy spędzać w tak przemiłym gronie. To dla nas wielki zaszczyt móc poznać was wszystkich i gościć w naszym domu. Z okazji tych wyjątkowych świąt życzę nam wszystkim żelaznego zdrowia, wszelkiej pomyślności i wielu radości – odwrócił się do Heleny i już indywidualnie składał jej życzenia. Każdy wziął do ręki opłatek i za przykładem Krzysztofa robił to samo. Trochę trwało zanim każdy każdemu pożyczył wesołych świąt, ale wreszcie mogli zasiąść do wieczerzy. Ula zawiązała dzieciom śliniaczki i podsunęła im czerwony barszczyk z uszkami.
- Pomalutku, bo jest jeszcze gorący. Nabierajcie na łyżki i dmuchajcie zanim wsadzicie do buzi.
Wszyscy zajadali z wielkim apetytem. Chwalono umiejętności kulinarne Heleny i Uli. Po kolacji zrobiły jeszcze kawę i pokroiły pachnące ciasta. Krzysztof rozlał do kieliszków swoją ulubioną, wiśniową nalewkę. Dzieci rozpakowywały prezenty. W pewnym momencie Marek wstał.
- Moi drodzy. Chciałbym skorzystać z okazji, że zgromadziliśmy się tu wszyscy i coś powiedzieć. Wiecie, że całym sercem pokochałem tę wyjątkową kobietę – wykonał ukłon w kierunku Uli. - Ma tyle zalet, że brakło by mi dnia, bym mógł wymienić je wszystkie. Jest dobra, łagodna i szczera. Kocha moje dzieci i odwzajemnia moją miłość. Dlatego w obecności was wszystkich chciałbym ją prosić o rękę – ukląkł na jedno kolano i wyciągnąwszy z kieszeni małe puzderko otworzył je. – Ula, wiesz, że kocham cię bardziej niż własne życie. Wprowadziłaś w nie radość, spokój, życzliwość i zdrowy rozsądek. Straciłem nadzieję, że kiedykolwiek się zakocham, że będę kiedyś tak nieprzyzwoicie szczęśliwy. Jeśli naprawdę kochasz naszą trójkę przyjmij ten pierścionek i odpowiedz mi na pytanie, czy zechcesz dzielić ze mną życie na dobre i na złe. Zostaniesz moją żoną?
Wzruszyła ją ta przemowa Marka. Wyjęła pierścionek z pudełeczka i włożyła sobie na palec.
- Tak, zostanę twoją żoną, bo kocham was wszystkich bardzo, bardzo mocno.
Wstał z kolan i przytulił ją całując jej usta.
- Dzisiaj to szczęście buzuje we mnie jak najlepszy szampan. Kocham cię i tak już będzie zawsze.
Dobrzańscy i Cieplakowie wstali od stołu szczerze im gratulując.
- Jesteśmy tacy szczęśliwi Uleńko – mówił wzruszony Krzysztof – Ty i dzieci to najlepsze co dostał Marek od losu. Nie mogliśmy marzyć o lepszej synowej.
- Gratulujemy wam obojgu – Józef Cieplak ocierał z oczu łzy. – To wielkie szczęście, bo Marek jest porządnym i bardzo przyzwoitym człowiekiem.
Mała Betti uściskała ją i całując jej policzki pytała.
- Ulcia, czy to znaczy, że ja teraz będę mogła mówić panu Markowi po imieniu? On będzie moim szwagrem? – Marek roześmiał się.
- Nie ma innej opcji Betti. Przechodzimy na „ty”.
Podeszła do niej Amelka wraz z Kacprem Ula trochę się bała reakcji tych maluchów. Ich miny wyrażały niepewność. Przykucnęła przy nich i przygarnęła do siebie.
- Czemu macie takie minki?
- Bo chcemy cię o coś zapytać.
- Pytajcie. Przecież wiecie, że zawsze odpowiadam na wasze pytania.
- Czy teraz, jak tatuś dał ci pierścionek zostaniesz naszą mamusią? – Zaskoczyło ją to pytanie. Zerknęła na Marka, ale on sprawiał wrażenie, jakby też czekał na jej odpowiedź.
- A chcielibyście?
- Tak, bo jak pójdziemy następnym razem do parku to już z mamą i z tatą. – Przytuliła je mocno. Zaszkliły jej się oczy.
- Bardzo chcę zostać waszą mamą, bo bardzo was kocham i kocham waszego tatę.
Przylgnęły do niej całując jej policzki.
- My też cię kochamy mamusiu.
Wzruszenie ścisnęło jej krtań i rozpłakała się na dobre. Marek też miał mokre oczy, podobnie pozostali. Wieczorem, gdy Cieplakowie już odjechali Marek tuląc ją w ramionach mówił.
- Zawsze będę pamiętał o Wiktorii. Mimo, że jej nie kochałem, ona dała mi dwójkę cudownych dzieci. One są jeszcze za małe, by rozmawiać z nimi na temat jej śmierci. Kiedyś jak podrosną wszystko im opowiem. Mają prawo wiedzieć.
- Też tak uważam Marek. Bardzo je kocham i będę wychowywać jak własne, ale historię biologicznej matki powinny znać, a my powinniśmy pójść na jej grób i podziękować za ten wspaniały dar. – Ujął jej dłoń i przycisnął do ust.
- Bardzo cię kocham wiesz?
- Wiem. Przecież kocham cię równie mocno. Dobranoc.


 K O N I E C

 
B (gość) 2015.09.26 18:21
Piękne riki tiki, ale tylko raz ! Dobrzański mnie zawiódł, po tak długiej abstynencji powinien się więcej postarać, wiem marudzę , dać palec to chcą całą rękę, piękne oświadczyny i pewnie w niedalekiej przyszłości ślub, ale o tym się już nie dowiemy niestety.
Teraz z niecierpliwością czekam na kolejne opowiadanie aż mnie skręca z ciekawości jak dokończysz to co zaczęła inna autorka. Pozdrawiam i dziękuję że pomimo urlopu nie zostawiłaś swoich wiernych czytelniczek. B.
 
MalgorzataSz1 2015.09.26 18:31
B

A ja dziękuję Ci za wierne trwanie na tym blogu i komentarze pod każdym rozdziałem.
Moja wyobraźnia, jeśli chodzi o riki tiki tak już nie pracuje tak jak dawniej, bo cokolwiek bym nie napisała to wciąż wydaje mi się, że już było. Mimo to lepsza jedna scena niż nic.
Kolejny raz kończę szczęśliwie i przynajmniej mam tę satysfakcję, że ani jedno z moich opowiadań nie zakończyło się tragedią. Tak będzie już do samego końca.
A jeśli chodzi o urlop, to jutro już wracam do domu. Miałam nie brać laptopa, ale namówiona przez koleżankę wzięłam i w sumie dobrze się stało.
Dziękuję raz jeszcze i serdecznie Cię pozdrawiam. :)
 
justynka29 (gość) 2015.09.26 18:39
Gorąco się zaczęło. Dzieci jak zawsze przesłodkie i takie kochane. Miłość kwitnie. Aleks zostanie ojcem. Piękne zaręczyny. Marek i Ula stworzą z tymi dziećmi piękną rodzinę. Nie zdziwiło mnie gdy zapytali czy zostanie ich mamą. Od początku lgnęły do niej. Jakoś wyleciało mi co chciałam jeszcze napisać . Czekam na kolejne opowiadanie i zapraszam na kolejną część ,, Cudza Narzeczona'' 28. Wiem ,że smutna notka ale będzie potem lepiej. Pozdrawiam
 
Gaja (gość) 2015.09.26 18:54
Witaj Małgosiu,
Ty to wiesz jak wzruszać, nie mam co do tego żadnych wątpliwości, a mimo to jednocześnie za każdym razem jestem pod ogromnym wrażeniem:) Amelka i Kacperek w końcu będą mieć swoją kochaną mamusię, której bardzo przecież potrzebują:) Wspaniale opisałaś w jak naturalny sposób Ula stała się nierozerwalną częścią rodziny Marka. Jak widać zresztą nie tylko Ula, jej rodzina również:) Cudowni są tutaj nie tylko seniorzy Dobrzańscy, szczególnie Helena, która niestrudzenie pomagała swojemu dziecku pozbierać się po traumatycznych przeżyciach, ale również niesamowici są Ala i Józef. W naturalny sposób przyjęli Marka z Amelką i Kacperkiem do swojego grona:) A przecież różnie to z tym bywa, równie dobrze mogli namawiać Ulę do poszukania sobie kogoś innego, wolnego od zobowiązań, kogoś z kim mogłaby od początku zaczynać budować życie. Wychowanie dwójki maluchów jest dużym wyzwaniem. Być może mają do tej sytuacji taki stosunek, bo przecież Ala też została mamą trójki dzieci Józefa, a może są po prostu bardzo mądrzy życiowo? Tak czy siak, super! Marek po dość ciężkich przeżyciach też w końcu, za sprawą Uli, znalazł właściwą drogę do szczęścia:) Z wiecznego hulaki, a później z pracoholika uciekającego przed domowymi problemami stał się fajnym i właśnie odpowiedzialnym facetem i do tego cudownym tatusiem! Już nie musi się tak miotać. Sam się przyznał, że nie wierzył w takie szczęście jakie zagościło w jego sercu za sprawą Uli i maluszków:) Miło, że Ula w tym opowiadaniu nie musiała tak bardzo walczyć z przeciwnościami losu. Ale ona też szukała swojego miejsca w życiu i swojego szczęścia. I znalazła dzięki słodkim ale trochę niesfornym smykom:) Myślę, że ani Ula, ani tym bardziej Marek nie spodziewaliby się, że po takiej awanturze może zrodzić się między nimi miłość:) Bardzo miło mi się czytało to opowiadanie. Dziękuję bardzo:) Z niecierpliwością czekam na Twoje kolejne opowiadanie. Serdecznie pozdrawiam i życzę jak zwykle miłego dnia. Korzystaj póki jeszcze możesz:) Życzę też przyjemnego i niezbyt męczącego powrotu do domu:) Buziaki,
Gaja
Gaja (gość) 2015.09.26 19:15
Małgosiu,
to jeszcze raz ja:) Zapomniałam podziękować Twojej Koleżance, dzięki Jej namowom nie miałyśmy przerwy urlopowej:) Wspaniała kobieta, uniżenie dziękuję i serdecznie pozdrawiam:)

 Gaja
magdam (gość) 2015.09.26 19:46
Bardzo piękne zakończenie :) aż sie wzruszyłam, gdy dzieci pytały Ulę, czy zostanie ich mama :) madre szkraby spragnione miłosci :) fajnie, że się trochę uspokoiły, widać naprawdę brakowało im opieki i zainteresowania ojca...bardzo ładne opowiadanie Małgosiu :) Pozdrawiam Cię serdecznie :)
 
MalgorzataSz1 2015.09.26 20:06
Justyna, Gaja, Magdam

Bardzo dziękuję dziewczyny za pozytywny odbiór tej historii. Gaju, dobrze wiesz, że gdybyś nie wpadła na taki pomysł ona w ogóle by nie powstała. Podziękowania więc należą się również Tobie.
Justyna, byłam u Ciebie i przeczytałam tę traumę, jaką zgotowałaś Uli i Markowi. Zostawiłam komentarz.
Bardzo dziękuję raz jeszcze dziewczyny i przesyłam uściski znad chłodnego już Bałtyku. :)
 
Andziok (gość) 2015.09.26 20:13
Piękne!
Ich zbliżenie nieziemskie- wiem jak ciężko opisać takie sceny :)
Bardzo się cieszę, że udało im się, że Marek odnalazł swoją miłość, a Ula ma swoją upragnioną rodzinę. Rodzice ich obojga akceptują ich związek. Miłość, radość, pożądanie, ciepło domu rodzinnego- ahh MARZENIE :D
Pozdrawiam Andziok
 
MalgorzataSz1 2015.09.26 20:42
Andziok

Myślałam, że wypoczywasz, a Ty czytasz blogi? To naprawdę miłe, a mnie szczególnie miło, że dałaś radę skomentować. Dziękuję Ci pięknie i czekam teraz na kolejne Twoje opowiadanie.
Pozdrawiam najserdeczniej. :)
 
UiM (gość) 2015.09.26 22:45
Bardzo piękne zakończenie tej historii. Rozdział pochłonęłam od razu :D Wzruszyłam się czytając o tym pytaniu dzieciaczków :) To musiała być piękna scena, szkoda że nie mogłam jej zobaczy, a jedynie mogłam sobie to wyobrażać. Tak prawdę powiedziawszy, myślałam, że Cieplak nie przyjmie tego faktu, że jego córka wiąże się z facetem który ma dzieci, z takim spokojem. Chyba wszyscy rodzice woleliby aby każdy wychowywał biologicznie swoje dzieci. Duży plus dla Uli :) Już oczami wyobraźni widzę kolejne dzieci, ale tym razem Uli i Marka. Teraz czysto teoretycznie :) Jeśli mężczyzna z dziećmi wiąże się z kobietą, powinien być gotowy na to, że ona tez będzie chciała mieć z nim dzieci. Ona może je kochać, ale to poczucie, że one nie są w stu procentach jej zawsze będzie. Nie wyobrażam sobie, żeby miał powiedzieć, "Nie chcę dzieci, bo ja już je mam". To byłoby takie trochę egoistyczne i potraktowanie jej jak opiekunki, która pomaga mu w wychowaniu. To oczywiście nie dotyczy Marka, ale naszyły mnie taki przemyślenia i postanowiłam się z Tobą nimi podzielić.
Czekam na kolejne opowiadanie :) Znów intrygujący tytuł, mam nadzieję że nie padnę :) Ostatnio przyprawiasz mnie o szybsze bicie serca :D
Pozdrawiam gorąco, UiM
 
RanczUla 2015.09.26 22:48
Pieknie. Końcówka najpiekniejsa, gdy bliźnieta lgną do Uli . Tylko tyle bo na weselu bawię się i z tel. piszę.Pozdrawiam miło.
Andziok (gość) 2015.09.27 12:38
Ja nigdzie nie wyjechałam, dlatego blogi są moją odskocznią od nauki do matury i egzaminów prawa jazdy....
A ja mam nadzieję, że to nie są twoje ostatnie opowiadania...hę?? :D
Andziok
 
Aneta (gość) 2015.09.27 16:52
Twój blog jest najlepszy jaki czytam. A jest ich dużo. Zawsze jak przeczytam twój nowy rozdział to uśmiech nie schodzi mi z twarzy. Czasami też są łzy. Ale nie o tym będę pisać. Zajmę się rozdziałem. Koniec opowiadania z happy endem. To jest takie piękne jak dziecko pierwszy raz powie do ciebie mamusiu. A zaręczyny cudowne. Aleks na pewno okazałby się świetnym ojcem. Tak ja sądzę. Czekam na opowiadanie "Zapomnieć". Po tytule, aż się boje jak zaczniesz rozdział, ale będę czekać z niecierpliwością :)))
Pozdrawiam :)
 
MalgorzataSz1 2015.09.27 19:07
UiM

Pisząc ten ostatni rozdział pomyślałam o tym samym, a mianowicie, że Ula też chciałaby się spełnić w roli biologicznej matki. Jednak domysły pozostawiam już Wam, czytelnikom. Myślę, że tu i tak dość mocno wyidealizowałam Marka, że on nie byłby w stanie powiedzieć Uli: "nie chcę już więcej dzieci, bo ma dwoje swoich". To dość wrażliwy facet, kocha Ulę i z całą pewnością chce mieć z nią dzieci.
Jeśli chodzi o następne opowiadanie, to jest to kontynuacja mini Biedronki, chociaż ta jej mini jest dość pokaźną mini, bo u mnie jej tekst zajął chyba trzy lub cztery rozdziały. Reszta to moje wypociny i może akurat przypadną Ci do gustu. Początek jest dość dramatyczny, ale powoli wszystko się klaruje i wychodzi na prostą, jak to zwykle u mnie.


RanczUla

Mam nadzieję, że miałaś przednią zabawę na weselichu i zdarłaś obcasy od tańcowania. Doceniam, że dałaś radę wstawić komentarz.

Andziok

A ja w swojej naiwności sądziłam, że Ty byczysz się w jakichś pięknych okolicznościach przyrody... Ale skoro tak nie jest, to trzymam mocno kciuki za powodzenie na obu egzaminach. Co do opowiadań, to niestety, ale ostatnie. Zupełnie nie mam głowy do pisania a przede wszystkim czasu, który dzielę między pracę i wycieranie się po przychodniach. Teraz ja z przyjemnością będę pochylać się nad Waszymi tekstami i dodawać przemyślane komentarze. :)

Aneta

To naprawdę przemiłe, co piszesz o moim blogu, ale zapewniam Cię, że ja sama wcale nie uważam go za taki świetny i najlepszy. Poczytaj blog Amicus - mistrzostwo świata! Poczytaj blogi UiM-Andziok - obie prowadzą jeden, ale każda z nich dodaje na nim własne teksty. Poczytaj blog RanczUli, czy Justyny - oba znakomite, a dziewczyny mają niesamowite pomysły na opowiadania. Zajrzyj na blog Angeli, bo naprawdę warto.
Ja już niedługo kończę swoją przygodę z pisaniem i bardzo się cieszę, że zostaje jeszcze kilka blogów o Brzyduli, bo uwielbiam je podobnie jak serial.

Następna historia, jak pisałam już wyżej jest rozwinięciem pomysłu Biedronki. Dostałam od niej zielone światło, żeby dokończyć jej opowiadanie. To "Zapomnij" nie będzie takie straszne - zapewniam.

Bardzo dziękuję dziewczyny za Wasze wpisy. Nie ukrywam, że mile połaskotały moje ego. Pozdrawiam serdecznie wszystkie. :)
 
lectrice (gość) 2015.09.27 22:42
No i zrobilo sie cukierkowo.. i dobrze... chociaz troche pozytywow...
A co sie stalo , ze na momenty sie skusilas :)
I mam nadzieje, ze beda zyli dlugo i szczesliwie mimo braku przecinka w jednym zdaniu przed "a"...
A tych ciast to by sie pojadlo... i takie rodzinne swieta tez fajne :)
Pozdrawiam... :-)
 
MalgorzataSz1 2015.09.28 10:09
Dzięki Lectrice za wpis. Skusiłam się tylko na jeden "moment", bo uznałam, że czytelniczki poczują niedosyt. Przecinka nie będę już szukać, bo musiałabym przelecieć ten tekst po raz setny.
Pozdrawiam. :)
 
Ania (gość) 2015.09.28 15:56
Hej Gosiu
Czytam Twoje opowiadania wszystkie. Wybacz ,że ich nie komentuje ,ale odwiedzam Twojego bloga jak mam chwilkę czasu. Ja zawsze będę fanką Twoich opowiadań. Są świetne jak zawsze.
Pozdrawiam Cię Ania
 
MalgorzataSz1 2015.09.28 19:02
Aniu

Bardzo Ci dziękuję, że jednak się ujawniłaś. To dla mnie bardzo pocieszające, że są tacy poza komentującymi, którzy regularnie odwiedzają ten blog. Mam nadzieję, że będziesz tu jeszcze wracać, kiedy ja już zaprzestanę pisania.
Dziękuję i najserdeczniej Cię pozdrawiam. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz