Łączna liczba wyświetleń

środa, 7 października 2015

"POŻÓŁKŁE KARTKI PAMIĘTNIKA" - rozdział 7

20 listopad 2014
ROZDZIAŁ 7


Koniec mojej przyjaźni z Markiem. Koniec wspólnych wypadów do palmiarni, na lody, czy na zapiekanki. Koniec. Po jego wyznaniu na lodowisku nie umiem się pozbierać, nie umiem traktować go tak jak wcześniej. Nie mam odwagi patrzeć mu w oczy, a jeśli już się na to zdobywam, w jego własnych widzę ogromny smutek, żal i chyba tęsknotę za życiem, jakie mógłby wieść ze mną. Nie cofniemy czasu. Każde z nas musi z pokorą znosić swój własny ból istnienia.
Staram się jak najrzadziej wchodzić do jego gabinetu, ale nie zawsze jest to możliwe, bo sytuacje wymagają często przedyskutowania lub pochylenia się nad jakimś zagadnieniem. Kiedy podnoszę się z kanapy uznając sprawę za przegadaną, on patrząc na mnie mówi cichutko.
- Kocham cię Ula.
W tym wyznaniu jest tyle rozpaczy i beznadziei, że momentalnie moje oczy wypełniają się łzami. To wyznanie zawsze pozostawiam bez odpowiedzi i zawsze wychodzę ze spuszczoną głową maskując słone krople. On powinien się z tym pogodzić, że dla nas nie ma już wspólnej przyszłości, że świat skończył się nam na pewnym etapie. Ja muszę się uporać z tym sama i on też.

***

Nie potrafię się już uśmiechać. Chodzę osowiała i nie mam w sobie za grosz energii. Pracę wykonuję niemal automatycznie. Odcinam się od paplaniny Violetty, nie schodzę już do bufetu, żeby poplotkować z dziewczynami. Wymiguję się nadmiarem obowiązków. Maciek jest w firmie rzadkim gościem, bo zajęcia trzymają go w magazynach. Jeśli jednak się pojawia widzę, że martwi się o mnie. Doskonale mnie zna, a przede wszystkim zna powód mojego smutku.


Powiedział mi kiedyś, że żal mu jest nas obojga, bo zasługujemy na to, żeby być razem. „Razem” nie ma odniesienia w naszej sytuacji. „Razem”, to słowo, które znienawidziłam.

***

Wróciła Paulina. Weszła któregoś dnia do sekretariatu z wielkim brzuchem wyraźnie odcinającym się pod luźną sukienką. Violetta przywitała ją spontanicznie. Nie potrafi inaczej, tylko od razu rzuca się na szyję. Wciąż traktuje Paulinę jak swoją najlepszą przyjaciółkę. Szkoda. Ona nadal nie rozumie, że była tylko narzędziem w jej rękach. Spuszczam głowę i pochylam się nad klawiaturą. Nie mam ochoty na nią patrzeć, a szczególnie na ten brzuch, którego chyba jej zazdroszczę. Zawistnie myślę, że ten brzuch powinien należeć do mnie i do Marka, a nie do kogoś, kto wcale go nie chce. Muszę przyznać jednak, że Paulina wygląda pięknie. Promienieje i uśmiech nie schodzi jej z twarzy, co jest pewnym ewenementem w jej zachowaniu, bo przecież wiem jaka potrafi być. Odwraca się do mnie i przesłodzonym, przyprawiającym o ból zębów tonem pyta, czy zastała Marka. Kiwam głową potakująco i mówię, że jest u siebie. Ona nie zwleka dłużej i wchodzi bez pukania. Siedzę i nasłuchuję, ale nie słyszę radosnych okrzyków powitania ze strony jej męża. Słyszę tylko ją mówiącą, że bardzo jej go brakowało, ale Milano jest takie piękne i mimo, że dopiero wróciła, już za nim tęskni.
Wyszła po pięciu minutach. Dość szybko jak na tak długie niewidzenie się z ukochaną osobą. Wychodząc rzuciła mu tylko, że koniecznie musi spotkać się z Alexem, bo ma dla niego nowiny. Marek nie zatrzymywał jej.

***

Mijamy się, za każdym razem posyłając sobie tęskne spojrzenia. Nie możemy nikomu dać powodu do plotek, bo mimo, że nie jesteśmy razem i nigdy nie będziemy, możemy zdradzić jakimś nieopatrznym gestem, co do siebie czujemy. Czasami ta sytuacja mnie przerasta i wydaje się nie do zniesienia. Któregoś dnia zdobywam się na odwagę i wchodzę do jego gabinetu na rozmowę. Przysiadam na krawędzi kanapy nerwowo zaciskając dłonie.


- Wiesz Marek, pomyślałam sobie, że powinnam poszukać innej pracy. Tak chyba będzie najlepiej dla ciebie i dla mnie.
Jest w głębokim szoku. Nie spodziewał się pewnie, że wyskoczę z czymś takim. Łamiącym się głosem mówi.
- Nie rób mi tego Ula. Nie zniósłbym, gdyby nie było cię obok. To ty dajesz mi siłę. Jeśli ciebie zabraknie, mnie też nie będzie. Czekam tylko aż urodzi się dziecko. Potem wystąpię o rozwód i prawo do kontaktów z nim. Już postanowiłem. Ślub z Pauliną nie był dobrym pomysłem i to w dodatku nie moim, bo już wcześniej zadecydowali o nim nasi rodzice. Ten ślub był po prostu sposobem na dotrzymanie danych sobie nawzajem obietnic przez nasze rodziny. To na pewno się uda, tylko daj mi czas, żebym mógł przeprowadzić to po swojemu. Spróbuj wytrzymać, o to jedno cię proszę.
Na moje dłonie znowu kapią łzy. Jakie to trudne nie móc się nawet do niego przytulić.

***

Dziecko jest w drodze na świat. Rano dzwoniła mama Marka informując go, że Paulinę właśnie zabrało pogotowie. On ubiera się w pośpiechu. Jest podekscytowany. Nie zważając na odsłonięte rolety na szybie oddzielającej gabinet od korytarza przyciąga mnie do siebie i całuje namiętnie. Odrywam się gwałtownie od niego. Nie powinien tego robić. To nie moja zasługa, że to dziecko pcha się na świat.
- Jedź do niej – mówię cicho. – Będziesz jej potrzebny.
- Ona się nie liczy. Liczysz się tylko ty i dziecko. Pamiętaj o tym.
Wracam do domu. Trochę się niepokoję, bo sądziłam, że jak urodzi się maleństwo Marek do mnie zadzwoni. Nie mam odwagi zrobić tego pierwsza. Wieczorem ku mojemu zaskoczeniu pojawia się na progu mojego domu. Parzę kawę i z filiżankami idziemy do mnie. Cierpliwie czekam, aż zacznie mówić i nie ponaglam go, ale on sam chyba nie wie od czego ma zacząć.
- Zacznij od początku – zachęcam go. Kiwa głową.
- Tak… Tak chyba będzie najprościej. Pojechałem do szpitala nastawiony na wielogodzinne czekanie. Na korytarzu zastałem rodziców. Powiedzieli mi, że Paulina nie zgodziła się na naturalny poród i zażądała cesarskiego cięcia. Nie zdziwiło mnie to, bo ona panicznie boi się bólu. Nie minęło pół godziny, a dziecko już było na świecie. To chłopczyk. Widziałem go Ula. Jest chyba do mnie podobny, bo ma gęstą, czarną czuprynę, mój nos i wykrój ust.


Rozmawiałem z Pauliną kiedy przywieźli ją już na salę poporodową. Ona go nie chce… – załamał mu się głos i ukrył w dłoniach twarz. – Naprawdę jej nie rozumiem. Jak matka może tak traktować własne dziecko? Powiedziała mi też, że podczas pobytu w Mediolanie poznała kogoś i zakochała się w nim do szaleństwa. Chce rozwodu i daje mi wolną rękę w sprawie dziecka. To ja mam wybrać mu imię. Wierz mi Ula nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy. Bardzo chciałem rozwodu, ale w życiu nie przyszłoby mi do głowy, że to ona pierwsza rzuci taką propozycję. To oczywiście rozwiąże wiele spraw, ale naprawdę nie wiem jak ja poradzę sobie z takim maluchem. Nawet boję się wziąć go na ręce. Mama nie będzie mogła mi pomóc, bo znowu jadą do Szwajcarii i to na pół roku.
Nawet się nie zastanawiam i wyrzucam z siebie.
- Ja ci pomogę. Wychowałam Betti od niemowlęctwa. Wiem jak postępuje się z oseskami. Trzeba go będzie tylko przyzwyczaić do sztucznego mleka, bo Paulina pewnie nawet nie będzie chciała karmić.
- Nie będzie chciała – rzucił z goryczą. – Powiedziała mi, że nie ma zamiaru deformować sobie piersi. Jutro pojadę do szpitala i poproszę pielęgniarki, żeby zaczęły mu podawać sztuczne mleko. Paulina powiedziała mi też, że po wyjściu ze szpitala przeprowadza się do Alexa i nie wraca do pracy. Postanowiła przepisać na niego swoje udziały. Jak tylko stanie na nogi, wyjeżdża do Włoch. Naprawdę jej nie rozumiem, bo to co robi jest kompletnie pozbawione sensu. Poznała jakiegoś faceta, zakochała się w nim i zaplanowała już ich wspólną przyszłość, a wszystko to w ciągu jednego miesiąca. Chyba nie nadążam.
Z miłością gładzę jego dłoń.
- Poradzimy sobie, nie martw się. Wezmę zaległy urlop i zajmę się małym, a potem zobaczymy. Na pewno coś wymyślimy.
Po jego twarzy płyną łzy. Jest głęboko poruszony moim poświęceniem i bardzo wdzięczny. Ma jednak skrupuły, bo mówi:
- To nie tak miało wyglądać Ula. Nie powinienem obarczać cię opieką nad moim synem. Powinienem zająć się nim sam, ale nie wiem jak pogodzić pracę z opieką nad takim maluchem. On powinien przynajmniej przez te pierwsze miesiące być przy matce. Nie zasługuje na to, by jej nie mieć. Paulina jest naprawdę bez serca.
Przytulam głowę do jego ramienia.
- Nie myśl już o tym. Postaram się dać mu tyle miłości, ile tylko zdołam. Koniecznie trzeba całą sytuację wyjaśnić tacie. On musi o tym wiedzieć.
Całuje moje dłonie i nie potrafi już wykrztusić słowa, bo łzy zaciskają mu gardło. Wreszcie uspokaja się.
- Jeśli się zgodzisz, zamieszkamy razem. Wszystko zorganizowałbym tak, żebyś mogła pracować w domu. Zadbam o twoją rodzinę. Wiem, że to głównie z twoich zarobków się utrzymujecie. Nie zabraknie im niczego. Obiecuję.
Kiwam głową na znak zgody, bo takie rozwiązanie wydaje się najrozsądniejsze.
- Wiesz już jak mały będzie miał na imię?
- Podoba mi się Daniel, Daniel Dobrzański. Myślisz, że to ładne imię?
- Bardzo ładne – potwierdzam. – A teraz zawołajmy tatę i powiedzmy mu o naszych planach.

***

Tata wie już wszystko i co najważniejsze, przyklaskuje naszej miłości. Marek jest wobec niego bardzo szczery. Opowiada mu swoją historię od początku do końca niczego nie pomijając. Opowiada mu, jakie ma plany związane ze mną.
- Bardzo ją kocham panie Józefie i jak tylko otrzymam rozwód chcę jak najszybciej zalegalizować nasz związek. Czuję się winny, że już na samym początku wejdę w życie Uli z balastem w postaci mojego syna. Mówię „balast”, choć tak naprawdę to dziecko jest moim wielkim szczęściem i absolutnie nie jest żadnym ciężarem. Pragnąłem go. Szkoda, że moja żona nie. Ale to już przeszłość.
Tata klepie Marka przyjaźnie po ramieniu i mówi.
- To dziecko będzie miało dobre życie, bo jesteście oboje bardzo odpowiedzialni. Ono będzie też moim wnukiem i zapewniam cię, że będę je rozpieszczał na wszystkie możliwe sposoby.
Marek znowu się wzrusza i uśmiecha przez łzy. Słowa taty działają jak najlepszy balsam. Czuje się nimi pokrzepiony i zaczyna wierzyć, że wszystko uda się nam ogarnąć. Wyjeżdża z Rysiowa szczęśliwy i uspokojony.

***

Dzisiaj wypisują Paulinę ze szpitala. Marek zachowuje się wobec niej bardzo w porządku. Odbiera ją i dziecko, i zawozi do domu. Tam pomaga jej się pakować. Wczoraj wybraliśmy się oboje na zakupy. Zadbaliśmy o zapas pampersów, śpioszków, oliwek i butelek wraz ze smoczkami, a także o mleko. Jeszcze w szpitalu pielęgniarki pokazały mu jak karmić i przewijać takie maleństwo. Ja też udzieliłam mu kilku rad. Dopóki Paulina nie wyniesie się na dobre, on będzie zastępował małemu matkę.
Wracając kupiliśmy też nosidełko i fotelik samochodowy. To rzeczy niezbędne. O wózku i łóżeczku pomyślimy później.

***

Paulina niezwykle szybko odeszła z domu i życia Marka. Bardzo jej zależy, żeby jak najprędzej otrzymać rozwód. Chce się też zrzec prawa do dziecka. Markowi to pasuje. Przynajmniej w przyszłości nie będzie miał kłopotów, gdyby nagle obudził się w niej instynkt macierzyński.

***

Marek dopieszcza pokoik dla Danielka, a ja mam go u siebie w Rysiowie. Jest taki śliczny i tak bardzo podobny do Marka. Pokochałam to dzieciątko całym sercem tak jak reszta mojej rodziny. Tata nie może się od niego oderwać. Nosi go na rękach i huśta. Mały jest dość spokojny i nie absorbuje mnie tak bardzo. Płacze tylko wtedy, gdy jest głodny, lub ma pełny pampers. Jutro przeprowadzka do Marka. Wyremontował dom i urządził go po swojemu. Wyrzucił wszystkie sprzęty nabyte przez Paulinę. Nie chce zatrzymać nic, co by mu ją przypominało.
Postawa pani Febo spotkała się z wielką krytyką w firmie. Tam jeszcze nikt nie wie, co łączy mnie z Markiem. Wiedzą tylko, że zajmowanie się synem spadło na barki prezesa, a jego żonę nazywają wyrodną matką i obrzucają jeszcze gorszymi epitetami. Gdyby teraz przeszła się korytarzami F&D, to zapadłaby się ze wstydu pod ziemię.
Wiem od Marka, że jego rodzice byli wstrząśnięci decyzjami swojej przybranej córki. Ich gniew złagodził jedynie fakt, że Daniel zostaje przy ojcu.

***

Przeprowadzamy się. Marek z Jaśkiem pakują kartony do samochodów. Piszę „do samochodów”, bo i Sebastian jest tu dzisiaj swoim autem i bardzo nas wspiera. On wie o nas i kibicuje nam. Wtajemniczyliśmy też Violettę i zapowiedzieliśmy jej, że ma milczeć jak grób. Kiedy Olszański wita się ze mną mówi mi do ucha.
- Bardzo się cieszę Ula, że jesteście razem. On szaleńczo cię kocha i nie wyobraża sobie życia bez ciebie. Jest od wieków moim najlepszym przyjacielem i dobrym człowiekiem. Zasługuje na szczęście. Przy Paulinie miał istny horror. Dobrze, że zniknęła z jego życia. – Uśmiecham się do niego wdzięcznie.
- Dziękuję Seba za te słowa. Jak się już urządzimy i trochę okrzepniemy, chcemy ochrzcić Danielka. Bardzo liczymy oboje, że zgodzisz się zostać jego ojcem chrzestnym.
- Będę zaszczycony Ula. A kto będzie matką chrzestną?
Wybucham spontanicznym śmiechem.
- Naprawdę nie wiesz? – Spogląda na mnie nieco zbity z tropu. – Twoja Viola przecież.
- Mówisz serio?
- Jak najbardziej serio i aż nie mogę uwierzyć, że ci tego nie powiedziała, bo wie o tym od paru dni. Jednak jak chce, potrafi trzymać język za zębami.

Żegnani przez tatę i moje rodzeństwo ruszamy do Warszawy. Siedzę z tyłu tuż przy małym i czuwam nad jego snem. Uśpiło go kołysanie samochodu. Posapuje cichutko, a ja uśmiecham się do swoich myśli, bo to co wydawało się do niedawna niemożliwe do spełnienia, dzisiaj nabrało realnych kształtów. Jestem z Markiem i w dodatku mamy dziecko. Najpiękniejsze dziecko na ziemi.



K. (gość) 2014.11.20 08:19
Za dużo się dzieje na dzień dobry. Sytuacja z beznadziejnej faktycznie się wyklarowała, ale nadal pozostaje dla mnie niezrozumiała. Ani Marek, ani Paula na rodziców się nie nadają oboje rozchwiani, nieodpowiedzialni, duże dzieci. Chociaż tutaj trochę Marek nabrał ogłady, ale gdyby nie Ula zginąłby jak dziecko we mgle. Trochę jest w czepku urodzony. Jedna kobieta go rzuca. Druga od razu przygarnia i kocha jego dziecko jak swoje. Rezygnuje z pracy i je wychowuje. Jej rodzina jest również zachwycona ma ten Marek niebywałe szczęście - jak na takiego mało rozgarniętego typa. Po poprzednim rozdziale i początku tego nadal uważam go za ślepego głupca. Ale może wreszcie zmądrzeje byleby tylko nie zapominał w tym wszystkim o Uli, nie traktował jej jak Mamę dla dziecka a on się zmyje i całą odpowiedzialność i opiekę zrzuci na nią. A postawy Pauli szkoda nawet komentować. Zero uczuć, zero klasy, zero czegokolwiek.
Na razie jest wstrząśnięta może jak ochłonę to jeszcze coś mi się przypomni. Pozdrawiam.
magdam (gość) 2014.11.20 08:52
Wow! Jestem bardzo zaskoczona tym rozdziałem...zupełnie sie nie spodziewałam takiego obrotu sprawy. Tzn wiadomo było, ze cos bedzie z Paula, ale no nie az tak. Jej zachowania szkoda komentowac...w pierwszym zdaniu gdy Marek powiedział, ze Paula nie chce dziecka pomysałam : moze szok poporodowy? Choc juz na poczatku w sumie go nie chciala....ale potem jak przeczytalam, ze tak po prostu sie zakochała to mnie wcieło... Niestety z zyciu tez zdarzaja sie takie kobiety, choc mi sie to w glowie nie miesci, ze mozna sie tak zachowac.
Nie sadziłam tez, ze sprawa Uli i Marka tak szybko sie rozwiąze. Tak naprawde wszystko idze po mysli Marka....w sensie oczywiscie, nie tego, ze Paula nie chce dziecka, ale rozwod jak najszybszy. Spodziewałam się większych trudnosci zeby zeszli sie z Ula.
No i jestem zaskoczona postawa rodziców Marka... Zawsze tak uwielbiali Paulinke...a tu nawet nie probuja na nia wpłynac. No i ich postawa w sprawie dziecka...gdyby Ula sie nie zglosila do pomocy Markowi, to zostałby sam, bo rodzice jade do Szwajcarii na poł roku...Wiadomo Krzysztof jest chory, ale Helena? Szok.
Czekam na dalszy rozwój akcji! :)
Pozdrawiam :)
Natalia (nieidealna) (gość) 2014.11.20 09:21
Taka dawka emocji z rana. Ojej, nie spodziewałam się, że zadzieje się tak wiele.
Paulina okazała się być prawdziwą egoistką. Ba! Egoistką do kwadratu. Nie wiem jak można być tak podłym i pozbawionym uczuć człowiekiem. Jak można porzucić własne dziecko? Takie maleńkie, niczemu niewinne maleństwo. Chociaż w tej sytuacji to było mniejszym złem dla maluszka. Ula będzie znacznie lepszą matką niżeli Paulina.
Czytałam to i miałam wrażenie, ze to już będzie koniec. Nie widzę nigdzie informacji na ten temat, więc chyba na szczęście się myliłam.
Pozdrawiam serdecznie xd
jute (gość) 2014.11.20 11:14
Witaj Małgosiu.Ty chyba nie masz serca dla mojego serca.Wcale mi nie ulżyło.Dziwna para,mam na myśli Marka i Paulinę. Zero odpowiedzialności,zero empatii,zero miłości.Jedno wielkie NIC.Najchętniej to bym ich posłała na drzewo,ale musieli by z niego najpierw zejść.I niech nikt nie odważy się nazwać Paulinę suką ,bo suki bardzo kochają swoje szczenięta.Ona jest wrednym baboszonem,dziwolągiem, a może kolejna kobieta z klasa,taką która zawsze wie co ktoś powinien zrobić ,ale prawie n8igdy nie robi tego ,co sama powinna.A Mareczek jest idiota,który ma więcej szczęścia niż rozumu.Mareczek kocha swoje dziecko,przynajmniej tyle.Jeżeli jest mu tak obojętne z kim je ma to proponuję następne ze słupem telegraficznym,albo z jeżem ( przez lejek).Szkoda mi Ulki dla takiego cymbała.No trudno wiadomo,ze kocha się nie za coś,ale pomimo wszystko.Małgosiu trzymam kciuki,chciałam zrobić trochę porządku w książkach,ale co tam,przewróciło się,niech leży.Potrzymam kciuki.Będzie dobrze,jesteś pracobiorcą , nie mogą Ci zbuki powiedzieć,że masz zatrudnić kogoś na swoje miejsce.Do potem.Napisz jak Ci poszło.
MalgorzataSz1 2014.11.20 13:11
K., Magdam, Natalia, Jute

Nie sadziłam, że ten rozdział tak bardzo Was zaskoczy. Raczej myślałam, że wreszcie uspokoi emocje, a tymczasem jest dokładnie odwrotnie.
Chciałabym trochę obronić Marka, bo nawieszałyście na nim psów jak diabli. Zarówno w serialu jak i tutaj Marek nie jest silną osobowością. Ten serialowy był dość tchórzliwy i wiecznie niezdecydowany. Tak naprawdę nie wiadomo, czy kochał Paulinę, czy nie, chociaż ja przychylam się do tego drugiego wariantu, a jednak długo nie miał odwagi powiedzieć narzeczonej, że ten związek to nie to. Również tchórzył przed rodzicami. Tu jest trochę podobnie, chociaż on wciąż wierzy, że są sobie przeznaczeni mimo chwilowych wątpliwości. One rozwiewają się dopiero wówczas, gdy lepiej poznaje Ulę, docenia jej charakter i urodę, i zakochuje się w niej. Miłość nie sługa, a on coraz bardziej pragnie uwolnić się od Pauliny, jednak na dziecku zależy mu bardzo. W gruncie rzeczy Marek to dobry i łagodny facet, może nieco się pogubił, ale teraz jest na właściwej ścieżce.
Któraś z Was krytykuje Helenę. Przecież ona zawsze była satelitą Krzysztofa i nigdzie się bez niego nie ruszała, więc dlaczego do Szwajcarii miałby pojechać wyłącznie on? Poza tym o decyzjach Pauliny dowiedzieli się nie przed porodem, ale jakiś czas po. Napisałam, że byli wstrząśnięci tymi decyzjami swojej przybranej córki, więc nie byli obojętni. Paulina już postanowiła i ich interwencja na nic by się zdała. W końcu wszyscy są dorośli, nie?
A Ula? Ula zawsze robiła wszystko dla innych siebie zostawiając na sam koniec, więc nie powinnyście się dziwić, że tak właśnie zareagowała i chce Markowi pomóc. Widzi tez dla siebie szansę życia u jego boku. Kocha go przecież nad życie.
Paulina nie ma w sobie instynktu macierzyńskiego. Jest zimna jak lód i nawet własne dziecko jej nie roztkliwia. Przez nie ma rozstępy na brzuchu, bliznę po cesarce i w ogóle zdeformowaną figurę. Myślę, że niezbyt często trafiają się takie kobiety, ale jednak się trafiają. Ona nie chce mieć z tym dzieckiem nic wspólnego. Również jej nowy partner nie przepada za dziećmi (chociaż nie piszę o tym wprost) i choćby z tego względu Paula niejako porzuca to dziecko.

To siódmy rozdział opowiadania, więc powoli trzeba się zbliżać do finału, który nastąpi chyba w jedenastym rozdziale. koniecznie trzeba było przyspieszyć tę akcję, bo nie miałam ochoty produkować dwa razy więcej rozdziałów.


Jute

Wieści fatalne. Wróciłam wściekła, bo pani orzecznik zdecydowanie zbagatelizowała moje schorzenia i wysyła mnie na kurację, po której według niej odrzucę kule i będę biegać maratony. Przedłużyła mi świadczenie tylko o trzy miesiące i już 5-go stycznia mam się stawić w Ustroniu na Szpitalnej 1 w "Róży", gdzie posiedzę przez 23 dni na rehabilitacji. Dopiero przez jedną przeszłam w sierpniu i w zasadzie nic nie zmieniła. No ale ta zmieni na pewno skoro pani doktor tak twierdzi.

Dziękuję dziewczyny za długie komentarze. Pozdrawiam co do jednej. :)
Gaja (gość) 2014.11.20 13:30
Witaj Małgosiu,
o jejku, ale się porobiło. Zatkało mnie. Do tej pory jestem w szoku. Niby wiadomo było od początku, że Paula nie chciała dziecka, ale ..., a tu nic?!, żadnej depresji, żadnej tragedii, tylko tak po prostu nie chcę dziecka!!!??? Już wcześniej pisałam, że i tak dobrze, że zdecydowała się urodzić, a nie że coś kombinowała. Jakoś, mimo ogromnej chęci, nie umiem zrozumieć takich kobiet, co?, nigdy nie będzie chciała dzieci?, to może niech coś z tym zrobi, a nie podrzuca jak kukułka! Nic nie czuła jak nosiła maluszka przez 9 miesięcy?, straszne! Zgadzam się, że Marek ma niebywałe szczęście z taką Ulą! Całą rodzinę Dobrzańskich i Febo po prostu tylko w ramki oprawić i jako wzór dorosłości prezentować! Jak u przedszkolaków, jak się zakryję, to mnie nie ma, jak jakiś problem, to najlepiej uciec, lub udawać, że go nie ma!? Tylko tacy prości ludzie jak rodzina Cieplaków umieją znaleźć się w sytuacji, niebywałe. Bardzo współczuję Uli, bo miłości ze strony Marka, to tu nie widać nawet pod mikroskopem (mówić można wszystko, a gdzie jakieś czyny?), znalazł sobie naiwniaczkę, która z miłości zrobi dla Niego i Jego synka wszystko. Ula zamieszka w domu u Marka, jako kto?, jako oddana i darmowa opiekunka do dziecka?!, a do tego jeszcze jako zawsze gotowa do pocieszenia kochanka?, chociaż przecież można i tak. Trochę to smutne:( Oczywiście pamiętam, co Marek mówił do Uli i do Józefa, ale jakoś mnie to nie przekonuje, że tak bardzo kocha Ulę!? Swoją drogą jaki Marek jest zapobiegliwy, zorganizuje Uli tak pracę, żeby mogła pracować w domu, jaki dobry pan!, i jeszcze Jej rodziną się zaopiekuje, coś wspaniałego, tylko paść na kolana i dziękować:( Ciekawa jestem jak się to dalej potoczy, czy Ula zawsze będzie tą kochającą bardziej?, czy Marek zmądrzeje i dorośnie?, bo jak nie, to Ula będzie miała niewesoło, a chyba należy Jej się w końcu trochę szczęścia, takiego prawdziwego, do utraty tchu!?
ps. jak napisałam, to zobaczyłam Twoją odpowiedź na komentarze dziewczyn, ale już nie cofam tych swoich wypocin:)
Serdecznie pozdrawiam
Gaja:)
MalgorzataSz1 2014.11.20 15:17
Gaju

Ja chyba Was wszystkie będę musiała odesłać do przeczytania raz jeszcze pierwszego rozdziału opowiadania. Nie ma mowy o tym, że Ula jest tą stroną kochającą bardziej, bo Marek jest równe mocno zaangażowany. Zaproponował Uli wspólne zamieszkanie, bo nie można opiekować się takim małym dzieckiem jeżdżąc z nim każdego dnia w te i z powrotem. Zaproponował jej pracę w domu, bo dobrze ją zna i wie jak bardzo chce pracować. Ma świadomość, że jej zarobki do główne źródło utrzymania Cieplaków. Gdyby zaproponował, że będzie ich utrzymywał z własnych pieniędzy ona nie zgodziłaby się na takie rozwiązanie, bo jest ambitna i honorowa, a przede wszystkim chce Markowi pomóc.

Paulina jest zimna jak lód. Emocje występują u niej tylko wtedy, gdy kłóci się z Markiem. Od samego początku z tą ciążą to była klasyczna wpadka, bo jej było bardzo dobrze bez dziecka i bez obowiązków z nim związanych. Można nawet powiedzieć, że Dobrzańscy wręcz zmusili ją do donoszenia ciąży i urodzenia dziecka. A skoro tak, to wyszła z założenia "chcieliście, to teraz sami się męczcie". Poza tym, jak za chwilę się okaże, kierują nią inne jeszcze, bardziej materialne względy. Przy Marku, można powiedzieć, była kimś, żoną prezesa, ale złapała coś bardziej intratnego i wszystko przestało mieć jakiekolwiek znaczenie, bo teraz będzie mogła żyć na właściwym poziomie i nie zawracać sobie głowy opieką nad niemowlęciem.
Piszesz, że nie rozumiesz takich kobiet. Ja także. Nie rozumiem też kobiet, które pastwią się nad swoimi mężami, chociaż przemoc domowa jest z gruntu zła i godna potępienia, to przeważnie kobiety jej doświadczają, a jednak zdarza się też zamiana ról.

Wracam jeszcze do Uli i Marka. On ma już skonkretyzowane plany, co do ich wspólnej przyszłości. Nie potrwa to długo i Ula zostanie jego żoną jak tylko on uzyska rozwód. Bardzo tego pragnie, ale to Paulina ma znacznie większe parcie na szkło i zrobi wszystko, żeby ten rozwód otrzymać jak najszybciej.
Jedno jest pewne, że Marek jest uczciwy i szczery w intencjach zarówno w stosunku do Uli jak i do jej rodziny. Ma im wiele do zawdzięczenia, bo dzięki nim uwierzył, że podołają w opiece nad synem. Pragnę Cię też uspokoić, że Ula z całą pewnością będzie szczęśliwa tak prawdziwie do utraty tchu, jak piszesz.

Dziękuję Ci Gaju za super wpis i serdecznie pozdrawiam. :)
Gośka (gość) 2014.11.20 15:20
A ja jakoś nie wierzę w to, że to wszystko będzie takie pięknie.
Zapewne prędzej czy później Paulina lub Aleks będą stwarzać problemy.
Przecież, nie może być za dobrze.
Pozdrawiam
PS. Za oknem śnieg, czy tylko bura i zimna jasień?
MalgorzataSz1 2014.11.20 16:20
Gosiu

Nie bądź taką pesymistką. Będzie pięknie, chociaż nie zaprzeczam, że nie ominą ich zwykłe, życiowe problemy. Jednak między nimi nie będzie żadnych zawirowań, bo naprawdę się kochają. A jeśli chodzi o rodzeństwo Febo, to troszkę musisz poczekać, bo i o nich wspominam.

Dzięki wielkie za wizytę na blogu. To już jednak pora szaro bura i ponura. U mnie jeszcze nie padał śnieg, ale deszcz leci co chwilę.
Pozdrawiam. :)
urszulaB (gość) 2014.11.20 17:13
Witaj Małgosiu.
Podoba mi się całe opowiadanie. Dla mnie najlepsze ze wszystkich dotychczasowych opublikowanych. Tylko tak dalej. Co do postępowania Pauliny , to wiadomo było już po pierwszym rozdziale ,ze to nie matka skoro oddała dziecko i w ciągu 24 lat widziała syna tylko dwa razy. I myślę ,że wkrótce akcja wróci do teraźniejszości a Paulina "na stare lata zmądrzeje "może będzie śmiertelnie chora i będzie chciała go przeprosić i pogodzić sie.
PS. chyba szykuje się znowu cywilny ślub Marka i Uli a ja tak lubię gdy pobierają sie w kościele. I gdyby tak uśmiercić Paulię Ula z Markiem mogliby pobrać się w kościele po tylu latach czekania na wydawało by sie niespełnione marzenie. Koniec byłby wtedy romantyczny taki jak lubię.taki
Gaja (gość) 2014.11.20 17:41
Małgosiu,
melduję wykonanie zadania, przeczytałam wszystko jeszcze raz od początku:) Musisz przyznać, że chociaż wszyscy znamy zakończenie, to opowiadanie to wzbudza we mnie, i nie tylko we mnie, wrzenie i podniesienie ciśnienia:) Myślę jednak, że do dobrze dla autora. Pomyśl sobie co by było z Mareczkiem i nie tylko, gdybyśmy nie znały zakończenia, strach się bać:) Po prostu zły splot sytuacji/zdarzeń powoduje, że w dalszym ciągu, ale tak bardzo cichutko i nieśmiało, śmiem twierdzić, że na tym etapie bardzo mało widać miłości Marka do Uli, bo odwrotnie to i owszem:) Na pewno tak bym nie twierdziła, gdyby wyznanie miłości nastąpiło w innym momencie, a nie jak ŻONA jest właśnie w ciąży, nawet przez przypadek?! Zdaję sobie sprawę, że to nie tasiemiec, tylko opowiadanie, a więc wymaga pewnych skrótów, ale ... Naprawdę super, że Ula z Markiem w końcu będą szczęśliwi, bo przecież o to wszystkim chodzi, ale co sobie możemy pomarzyć o wielkim uczuciu i przy okazji ponarzekać na ród męski, to nasze:) Uroczyście oświadczam, że świetnie się czyta to opowiadanie.
Gorąco pozdrawiam i grzecznie oraz cierpliwie czekam na niedzielę,
ps. maluszek cudowny:)
Gaja:)
MalgorzataSz1 2014.11.20 18:36
urszulaB

Nie przypuszczałam, że czytasz mój blog, ale to bardzo miłe z Twojej strony. Ostatnio streemo szwankuje, bez przerwy aktualizacja serwisu i nic nie można dodać.

Jeśli chodzi o Paulinę, to raczej jej nie uśmiercę i ten ślub będzie niestety tylko cywilny. Nie będzie też pojednania między nią a synem, bo w końcu dlaczego miałoby być, skoro on ma najlepszą matkę na świecie, a tej biologicznej kompletnie nie zna i w żaden sposób nie może się z nią czuć emocjonalnie związany. Paulina istotnie zaledwie dwa razy widziała syna i to w niezbyt miłych okolicznościach. Jednak o tym w następnych rozdziałach.
Mimo, że ślubu kościelnego nie będzie, to myślę, że końcówka i tak będzie romantyczna.


Gaju

Naprawdę przeczytałaś ponownie 1 rozdział? Ja sobie tylko tak zażartowałam, chociaż to jak Marek odnosi się do Uli po 24 latach może świadczyć wyłącznie o głębokim uczuciu do niej.
To, że odnosisz takie wrażenie, że Marek nie odwzajemnia w równym stopniu miłości Uli wynika chyba z mojej nieumiejętności ubrania w słowa różnych sytuacji, które miały miejsce do tej pory. Może następne części sprawią, że zmienisz zdanie.

Bardzo Wam dziękuję dziewczyny za wszystkie opinie, które są dla mnie wielce pozytywne.
Cieplutko obie pozdrawiam. :)


PS.
Starałam się wyszukać jak najbardziej adekwatne zdjęcia i ten maluch z tą czarną, gęstą czupryną po prostu mnie urzekł. :)
jute (gość) 2014.11.20 21:45
Witaj Małgosiu,nie jest dobrze.Wezmą Cię w obroty cudotwórcy.Z tego co zauważyłam ,to ZUS wystarczy jakaś minimalna poprawa,której nawet nie odczujesz.Orzecznik stwierdzi,że rokujesz nadzieje na poprawę zdrowia i schowa do kieszonki sporą sumkę za te bzdety.Wtedy zostaje tylko droga sądowa.Chyba ,że trafisz na lekarza,który bywa orzecznikiem.Zwykle jest odwrotnie.A może jednak będzie dobrze? Bardzo Ci tego życzę.Wracając do Marka,to wydaje mi się,ze ten serialowy,był nie tyle "miękki", co wygodny. On się świetnie bawił,życiem i niestety ludżmi..Taki swawolny Dyzio w dłuższych gatkach. Twardy być nie musiał,nie było takiej potrzeby. Pozdrawiam.
MalgorzataSz1 2014.11.20 22:51
Jute

Cudotwórcy już od lipca wzięli mnie w obroty. Okazało się, że ZUS ma taką politykę, że przy pierwszym złożeniu wniosku o rentę, wniosek ten oddala dając w zamian świadczenie rehabilitacyjne. To świadczenie przysługuje komuś, kto rokuje poprawę. U mnie na drugim już wniosku moja lekarka napisała drukowanymi, że nie rokuję poprawy, ale pseudo lekarze z ZUS-u wiedza przecież najlepiej. Nic nie musisz mówić na takiej komisji, bo wystarczy jeden rzut oka fachowca i prześwietli Cię na wskroś. To bardzo upokarzające i właśnie dzisiaj tego doświadczyłam. Już pięć lat temu będąc w sanatorium nie mogłam brać żadnych inwazyjnych zabiegów, a teraz będę mogła? Mówię babie, że mam obrzęk rdzenia kręgowego już od lat, a ona mi odpowiada, że to się może cofnąć. Nie wiem gdzie ona kończyła medycynę, że plecie takie bzdury. Ja jestem laikiem, a chyba wiem więcej od niej. To prawdziwa żenada. Musze się jeszcze zorientować, czy tam w tej "Róży" udostępniają wejścia do internetu, bo jeśli nie, to kaplica. Będziecie musieli czekać prawie miesiąc na publikację.
Gaja (gość) 2014.11.21 17:45
Witaj Małgosiu,
nic się nie martw, wiadomym jest, że zdrowie jest najważniejsze! Jeśli będzie taka konieczność, to zapewniam Cię, że na Twoje opowiadania z pewnością poczekamy, tak jak to było w sierpniu, bo WARTO!!!:) Będę bardzo mocno trzymać kciuki za Twoje zdrowie. Zdaję sobie sprawę, że to co teraz napiszę, to banał, ale pamiętaj, grunt to się nie denerwować na to na co nie mamy wpływu. Z całego serca życzę Ci spokoju, dużo sił i zdrowia do walki z najmądrzejszymi medykami:) Niestety jesteśmy na nich skazani:(
Serdecznie pozdrawiam
Gaja:)
MalgorzataSz1 2014.11.21 18:58
Gaja

Wielkie dzięki za słowa wsparcia. Dzisiaj dzwoniłam do tego sanatorium i okazało się, że mają wi-fi, ale nie w każdym miejscu jest dobry sygnał. Już ja znajdę takie, które umożliwi mi sprawne wklejanie rozdziałów.
Moje zdrowie już się raczej nie poprawi, bo za dużo mam schorzeń, które utrudniają codzienne życie. To poroniony pomysł z tym sanatorium, ale muszę jechać, bo inaczej ZUS spuści mnie na szczaw.
Pozdrowionka. :)
lectrice (gość) 2014.11.22 11:03
WRACAM.... moi jeszcze kimaja, sniadanko trawia, a ja sobie postanowilam wrocic.... bardzo przepraszam za nieobecnosc ale tak jakos wyszlo.... Poczatek roku szkolnego.... troche nowych obowiazkow... czytam na biezaco ale komentarz zostawiam "na zas" i wiadomo... potem jest za bardzo "zas"...
A i byczkow nie znajduje wiec motywacja mi oklapla... ja tak kocham zwierzeta...
To opowiadanie to my juz znamy troszke od konca... Malgosia sie nigdy nie przyzna ale napisala je specjalnie tak by koncoweczka byla na poczatku...
Paulina to mi nawet pasuje, bo skoro i tak ma z ich zycia zniknac, co wiemy od poczatku, to lepiej szybko i bez macenia...
A ten dzidzius to taki "klej"... poskleja Ule i Marka na zawsze, chocby nie chcieli, ale naturalnie chca...
Z tym pamietnikiem to dobry pomysl bo on sie przewija przez caly czas ale nigdy do srodeczka nie zajrzelismy... no i mamy wreszcie okazje....
No i sa zapowiedzi nastepnych publikacji... to mila niespodzianka...

Jute..... zywisz sie musem jablkowym ??? Co porabiasz na goralskiej wsi pod Manhattanem ?

Malgosiu, zdrowka zycze i zeby ten pobyt w sanatorium byl przyjemny... :)

Obiecuje poprawe...
MalgorzataSz1 2014.11.22 14:33
Lectrice

Wprawdzie złożyłam Ci już życzenia na fb, ale czynię to jeszcze raz z wielką przyjemnością tutaj. Żyj nam sto lat kochana w dobrej kondycji fizycznej i intelektualnej. Nie zmieniaj się, bo kochamy Cię taką jaka jesteś.
Ja bardzo się cieszę, że wracasz wreszcie po tak długiej nieobecności, bo strasznie nam tu Ciebie brakowało.

Ja mocno wątpię, że ta kuracja coś zmieni, ale pani z ZUS-u uważa, że zmieni wszystko. Zobaczymy. Tak czy owak będę gdzieś w okolicy, w której mieszka Jute. Zresztą ja byłam tam już kilkanaście razy, bo to blisko. Dla mnie więc to żadna atrakcja, chociaż uwielbiam góry i tamtejsze widoki, ale wtedy, gdy jest ciepło, a nie w zimie.
A wracając do opowiadania, to chyba jest oczywiste, że wstawiając na początku końcóweczkę zrobiłam to wyłącznie dla Ciebie, żebyś nie marudziła i jak widać będę mieć spokój. :D
Pozdrawiam Cię serdecznie i czekam na Twoją wizytę jutro. :)
amicus (gość) 2014.11.22 20:21
Małgosiu, pisałaś, że ten kolejny rozdział pozwoli nam lepiej zrozumieć Marka i spojrzeć na niego nieco przychylniej. Ale ja chyba nie bardzo potrafię. Bo fakty są takie, że Ula wyznaczyła mu granicę, jasno postawiła sytuację. Powinien uszanować jej decyzję i uczucia. Wodzenie za nią tęsknym wzrokiem i powtarzanie na każdym kroku jak bardzo ją kocha z pewnością nie ułatwia jej życia. On wciąż ma na palcu obrączkę i ma zosytać ojcem. Później jej komunikuje, że się rozwodzi, że jest z żoną do czasu rozwiązania. Trochę późno się zdecydował. Latami trwał w związku bez przyszłości, by ostatecznie w kilka tygodni pojąć, że żony nie kocha, że kocha Ulę. Ja wiem, że tu sami zwolennicy związku Uli i Marka, ale uważam, że nowo upieczony małżonek nie ma prawa się zakochać w innej kobiecie. Ja wiem, że Paula jest wybuchowa, że jest trudna i zimna, ale to jednak jest kobieta, którą wybrał, którą poślubił z własnej woli. Nikt go przed ołtarz na smyczy nie zaprowadził. Postanawia się rozwieźć, bo kocha Ulę, a co by było, gdyby Paula po urodzeniu dziecka się zmieniła? Gdyby ta ciąża ją zmieniła? Gdyby dziecka chciała i chciała stowrzyć szczęśliwą rodzinę dla syna... Rozbiłby dziecku rodzinę, skrzywidził żonę, bo się zakochał? Czy po raz kolejny skrzywdziłby Ulę i był z Paulą dla dobra dziecka? Szczęście w nieszczęściu, że Paulina się zakochała, że jest kompletną %$%^&*( (nie będę używać niecenzuranych słów), która porzuca dziecko i nie chce go nawet oglądać. Opisujesz bardzo skomplikowaną sytuację. Ale takie niestety też zdarzają się w prawdziwnym życiu.
Czekam na jutro! Pozdrawiam :)
MalgorzataSz1 2014.11.23 11:24
Amicus

Co do postawy Marka w tej niełatwej sytuacji, to opisałam już chyba wszystko w komentarzach powyżej. Tak sobie właśnie wymyśliłam to opowiadanie i nie zakładałam, co by było gdyby w różnych wariantach. Nie zakładałam, że Paulina się zmieni po urodzeniu dziecka i stanie się ono dla niej najważniejsze. W tym opowiadaniu ona ma być zimną kobietą pozbawioną jakichkolwiek pozytywnych uczuć i tak właśnie ją opisałam.
Piszesz, że młody małżonek, świeżo po ślubie nie ma prawa zakochać się w innej kobiecie. może i nie ma, ale serce nie sługa i właściwie on nie ma na to żadnego wpływu, może jedynie taki, że musiałby stłamsić to uczucie i męczyć się w nieudanym związku do końca życia. Czy ktoś z nas chciałby tak się męczyć? Ludzie popełniają błędy w swoich wyborach. Jedni uczą się na nich inni nie, ale ja nie będę tego oceniać. Takie sytuacje rzeczywiście mają miejsce w realu jednak ja jestem daleka od krytykowania, bo uważam, że jak każdy sobie pościele tak się wyśpi.

Dziękuję za długi wpis i już zapraszam Cię na kolejną część. Pozdrawiam. :)
Shabii (gość) 2014.11.28 16:30
Hej Małgosiu! :*

Pamiętasz mnie jeszcze? Mam nadzieję, że tak...
NIE MAM NIC NA SWOJE USPRAWIEDLIWIENIE.
Zaniedbałam wszystko, ale czasu nie cofnę. Nie chcę też nic obiecywać, bo obawiam się, że mogłabym nie dotrzymać słowa. Jedyne co mogę powiedzieć : Postaram się nadrobić choć część opowiadań. Obym tylko znalazła czas, którego nadal mi brakuje. Czasem chciałabym wrócić do czasów szkoły. Wtedy myślałam, że szkoła zajmuje mój czas, ale teraz jest znacznie gorzej. Pracować jednak muszę. Opowiadaj Gosieńko, co u Ciebie? Jak żyjesz? U mnie jak się pewnie domyślasz po tym co napisałam pracowicie. W wolnej chwili napiszę maila i tam jeśli będziesz chciała poopowiadam więcej. Tymczasem trzymaj się zdrowo. Całusów moc! :*:*
Shabii (gość) 2014.11.28 16:32
Jejku, masę opowiadać (jestem przekonana, że cudownych) dodałaś przez ten czas! Ciekawość co to za cudeńka, mnie zżera. Muszę zagościć tu na dłużej! :*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz