Łączna liczba wyświetleń

środa, 7 października 2015

"POŻÓŁKŁE KARTKI PAMIĘTNIKA" - rozdział 8

23 listopad 2014
ROZDZIAŁ 8


Dom wygląda wspaniale. Marek postawił na łagodne, pastelowe kolory ścian i to sprawiło, że wnętrze nabrało przytulności. Pokoik Daniela jest cudny. Śliczne łóżeczko z kolorowym baldachimem, z którego zwiesza się karuzela z uczepionymi do niej pluszowymi zwierzątkami. Umieszczam tam nasze śpiące szczęście i oglądam każdy kąt.
- Pięknie wszystko urządziłeś – moje zachwycone oczy wpatrują się w Marka. Przyciąga mnie do siebie i przytula mocno.
- Bardzo zależało mi na tym, żebyś czuła się tu dobrze. Wszystkie meble są nowe. Nie ma nic, co przypominałoby mi moje dawne życie. Będziemy tutaj szczęśliwi kochanie, bo ja nie dopuszczę do tego, żeby miało być inaczej.
Obsypuje moją twarz pocałunkami, a ja poddaję się tej pieszczocie z przyjemnością. W końcu tonę w jego opiekuńczych ramionach. Oprowadza mnie po wszystkich zakamarkach domu objaśniając, gdzie co jest. Otwiera jedne z drzwi sąsiadujących z drzwiami do pokoju maleństwa.
- To nasza sypialnie skarbie. Daniel jest tuż za ścianą i będziemy mogli zareagować jak usłyszymy jego płacz.
- Jestem szczęśliwa – szeptam w jego usta, bo tak bardzo boję się wypowiedzieć te słowa głośno. Nie chcę spłoszyć tego co narodziło się w naszych sercach i drżę na samą myśl, że może się za chwilę stać coś niedobrego, co zamieni w ruinę to nasze kruche szczęście. Jednak nic takiego nie ma miejsca. Słyszymy płacz maleństwa i oboje kierujemy się w stronę jego sypialni. Marek pochyla się nad nim i uspokajająco mruczy.


- No już synuchna. Nie trzeba płakać. Zaraz zmienimy śpioszki i będziesz miał wygodnie, i sucho.
Przebiera małego z największą delikatnością. Wiem, że nie ma jeszcze odwagi, żeby go wykąpać, ale dzisiaj zrobimy to razem. Nauczę go wszystkiego, co sama wiem o opiece nad takim maluszkiem.
Niosę butelkę i podaję ją Markowi. Daniel przysysa się do niej i ciągnie ciepłe mleczko ze smakiem. Rozczulamy się. Jeszcze chwila na bezpiecznym ramieniu taty do momentu, aż małemu się odbije. Wieczorem nalewam do wanienki ciepłej wody i łokciem sprawdzam, czy nie jest za gorąca. Rozbieram dziecko ze śpioszków i mówię do asystującego mi Marka.
- Podłuż mu pod główkę dłoń i delikatnie ją obejmij. O właśnie tak. Teraz weź tę namydloną myjkę i wetrzyj mydło w skórę. Zobacz jaki jest szczęśliwy. Nie płacze. To dobry znak, bo chyba polubił kąpiele.
Marek uśmiecha się, a na jego policzkach wykwitają dwa wdzięczne dołeczki. Mały Daniel też się z nimi urodził. Łudząco przypomina Marka i jest jego miniaturką. Cieszę się, że nie ma w nim nic z Pauliny.

***

Daniel za chwilę skończy trzy miesiące. Zaplanowaliśmy już chrzciny i wszystko załatwiliśmy w kościele. Zaprosiliśmy moją rodzinę i przyjaciół. Szkoda, że dziadkowie Dobrzańscy nie będą obecni, ale zdrowie Krzysztofa jest ważniejsze. Często dzwonią i rozmawiają z nami. Pytają o wnuka. Są wreszcie spokojni, bo zapewniamy, że rozwija się prawidłowo i nie choruje. Chyba pogodzili się już z decyzją Pauliny i popierają Marka w wyborze nowej partnerki życiowej, czyli mnie. Są mi też pewnie trochę wdzięczni, że podjęłam się roli matki dla Daniela.
Chrzest przebiegł bardzo spokojnie, a nasz aniołek nawet nie zapłakał, gdy ksiądz polewał mu główkę. Dzielny chłopczyk. Na przyjęciu jest obecny Maciek ze swoimi rodzicami, Ania z recepcji, mistrz Pshemko, który zaprojektował małemu śliczne, białe ubranko i moje przyjaciółki Ala, Iza z mężem i Ela z ochroniarzem Władkiem. Oczywiście moja rodzina jest w komplecie. Betti nie może się oderwać od małego i niańczy go niemal przez cały czas. Tata znalazł wspólne tematy do rozmowy z Alą. O dziwo nawet Maciek konwersuje z Anią i przejęty opowiada jej o czymś.
Napracowałam się przy menu. Chciałam, żeby wszystko było świeże i smaczne. Udało mi się, bo goście chwalą potrawy. Marek ściska moją dłoń i uśmiecha się cudnie.
- Dziękuję ci kochanie – mówi mi do ucha.
Jestem z nim bezgranicznie i nieprzyzwoicie szczęśliwa. Fundujemy sobie upojne noce. Nie zamieniłabym na nic innego dotyku jego ciepłych dłoni, czułych pocałunków, żaru, który potrafi rozpalić we mnie i tego błogiego spełnienia za każdym razem, gdy wypełnia mnie sobą. Moje ciało jest wypieszczone, wygłaskane i wycałowane do ostatniego skrawka, a on niezmiennie upaja się nim i powtarza, że jest piękne i posągowe. Oddaję tę miłość najlepiej jak potrafię i podobnie jak on moje i ja znam jego ciało na pamięć. Kocham każdy jego centymetr. Nie wstydzimy się nagości. Kiedy Daniel zasypia my siedzimy w wielkiej wannie pełnej pachnącej piany i popijamy chianti. To nas odpręża, relaksuje i pobudza nasze zmysły, a ja wiem, że nigdy z żadnym mężczyzną nie byłabym bardziej spełniona i wiem, że Marek jest moją pierwszą, jedyną i największą miłością. Miłością na całe życie.

***

Dzisiaj Marek ma rozprawę rozwodową połączoną z uregulowaniem prawnym sytuacji Daniela. Jest trochę spięty, ale zdeterminowany. I mnie udziela się ta nerwowość. Mam nadzieję, że Paulina nie zmieniła decyzji i rzeczywiście zrzeknie się praw do dziecka.
Poprawiam Markowi krawat i uspokajająco głaszczę jego policzek.
- Wszystko będzie dobrze. Zadzwoń jak rozprawa się skończy. Nie uspokoję się dopóki nie usłyszę dobrych wieści.


Marek całuje mnie i wychodzi, a ja zostaję z małym. Maluszek rośnie w oczach. Jest coraz bardziej ruchliwy i zaczyna interesować się otoczeniem. Gaworzy sobie po swojemu, wierzga radośnie nóżkami, a na widok mojej twarzy pochylającej się nad łóżeczkiem piszczy głośno i wyciąga do mnie rączki. Potrafi się już sam przekręcić na brzuszek i patrzeć na świat z nieco innej perspektywy. Bardzo kocham to dziecko. Kocham jak swoje własne i chociaż prawnie nie jestem jego matką, tak właśnie się czuję, jak jego prawdziwa matka.

Marek nie zadzwonił, ale po dwóch godzinach nieobecności wpadł do domu i porwał mnie na ręce kręcąc się ze mną w kółko.
- Już po wszystkim kochanie. Nie było niespodzianki. Daniel jest wyłącznie mój. Bez skrupułów podpisała dokument, że zrzeka się do niego praw. Rozwód też stał się faktem. Tak się cieszę, że obyło się bez ciągania w nieskończoność po sądach.
Stawia mnie na podłodze i przytula.
- Nie wiem, co ona ma w głowie. Ja nigdy nie zrezygnowałabym z macierzyństwa. Jak można nie kochać takiego słodkiego bobasa?
- Nawet jej ręka nie zadrżała przy podpisywaniu papierów. Poza tym miałem okazję zobaczyć tę jej wielką miłość, bo przyjechała razem z tym facetem. Jest chyba od niej sporo starszy. Szczupły, szpakowaty i prawdopodobnie bajecznie bogaty z czym ostentacyjnie się obnosi. Markowe ciuchy, a na każdym palcu ciężkie, złote sygnety. Jak dla mnie ma wygląd przechodzonego playboya. Mimo wszystko nie życzę jej źle. Niech układa sobie z nim życie i niech będzie szczęśliwa. Zawsze będę jej wdzięczny za Daniela. Odetchnąłem kochanie. Teraz już nic nie stoi na przeszkodzie, żebyśmy mogli zacząć planować nasz ślub. Za dwa miesiące wracają rodzice więc ustalimy taką datę, żeby byli obecni na uroczystości.

***

Mam sporo pracy. Kiedy Daniel śpi, zajmuję się sprawami firmy. Marek zainwestował w router, który przesyła potrzebne mi dane z firmowego serwera. Dzięki temu mam wgląd we wszystko i staram się niczego nie zaniedbywać. Bardzo mi zależy, żeby nasze życie było normalne.


Kiedy Marek wraca z pracy, zawsze czeka na niego gorący obiad. Jemy razem. Przy wspólnych posiłkach jest bez wątpienia dobra okazja, żeby pogadać i omówić sprawy niecierpiące zwłoki. Dzisiaj opowiada mi jak wiele zdziałał już w sprawie ślubu. Załatwił salę weselną i ustalił menu. Odebrał też wydrukowane zaproszenia.
- Chciałbym kochanie, żebyś pojechała jutro ze mną do firmy. Pshemko o to prosił, bo kończy szyć twoją suknię i chce, żebyś ją przymierzyła. Potem pojechalibyśmy po obrączki. Weźmiemy nosidełko, żeby Daniel miał wygodnie, co ty na to?
Uśmiecham się łagodnie i myślę, że mój przyszły mąż jest bardzo zaradnym człowiekiem. Każdego dnia mnie zadziwia jego wielkie zaangażowanie w organizację tego ślubu. Pamiętam przecież jak zachowywał się, gdy Paulina planowała ich ślub. Nie włączał się prawie wcale, o co miała do niego wieczne pretensje.
- Pojadę, oczywiście, że pojadę. Przygotuję Danielowi butelki z jedzeniem, bo pewnie nie wrócimy tak szybko. Zabierzemy też podgrzewacz i pampersy. Poradzimy sobie.

Na nasz widok Violetta wydaje z siebie przeciągły pisk.
- O jeżuniu! Mój chrześniak! - Stawiam nosidełko na biurku, a ona już bierze go na ręce i całuje jego rumiane policzki. – Ależ jesteś już duży i taki śliczny. – Łaskocze go po brzuszku, a mały śmieje się do rozpuku. Dołącza do nas Sebastian i przygląda się Violi z uśmiechem.
- Pasuje ci to maleństwo Viola. I my musimy popracować nad takim.
Atmosfera robi się wesoła szczególnie, że i Maciek pojawia się w drzwiach. Ściska mnie mocno i mówi, że wyglądam pięknie i że ta miłość naprawdę mi służy. Sam wygląda na szczęśliwego, więc dociekam przyczyny tej szczęśliwości.
- Ania – rzuca krótko. Uśmiecham się szeroko.
- Aaa, rozumiem. Ania to wspaniała dziewczyna i bardzo mądra. Ma dobrze poukładane w głowie. Chyba się zakochałeś, a jeśli tak, to naprawdę się cieszę. Zasługujesz na wszystko, co najlepsze Maciuś.


Pshemko wita nas entuzjastycznie. Daniel go rozczula, bo w ogóle się go nie boi i uśmiecha się do niego. Ukryta przed Markiem przymierzam moją ślubną suknię. Jest naprawdę piękna. Uszyta z warstw białego materiału i dopasowana w pasie. Pshemko patrzy na mnie i krytycznym wzrokiem lustruje moją sylwetkę. Upina jeszcze materiał gdzieniegdzie szpilkami, żeby bardziej wyeksponować moją figurę, którą jak twierdzi mam nienaganną.
- Będzie pięknie – mruczy pod nosem zadowolony. – Proponuję jedynie malutki stroik wpięty we włosy. Welon nie pasuje do tej kreacji.
Całkowicie się z nim zgadzam. Stroik będzie skromnym, ale ładnym dodatkiem. Po mnie przymierza garnitur Marek. Ponoć leży jak ulał. W końcu wychodzimy z pracowni. Zamieniamy jeszcze kilka słów z przyjaciółmi, dajemy Danielowi jeść i już jedziemy do jubilera. Wybieramy skromne obrączki i nie za ciężkie. Moja podoba mi się bardzo i ładnie wygląda przy zaręczynowym pierścionku. Kupujemy.
Marek odwozi nas do domu i wraca do firmy. Ja uśpiwszy Daniela zabieram się za obiad. Dzisiaj pierogi z mięsem, które Marek uwielbia.

***
Weekendy przeważnie spędzamy w Rysiowie. Jedziemy już w piątek po południu. Po drodze robimy porządne zakupy, a w sobotę sprzątamy cały dom. Małym w tym czasie zajmuje się tata z Betti a nierzadko i Jasiek dołącza. Robię wielkie pranie i szykuję im jedzenie na cały tydzień. Marek, który już od jakiegoś czasu zwraca się do mojego ojca „tato”, kładzie plik pieniędzy na stole i mówi.
- To na opłaty i na życie tato. Byłeś na kontroli? Mam nadzieję, że z twoim sercem wszystko dobrze. Pamiętasz, żeby się nie forsować i nie nosić ciężko?
Tatę za każdym razem wzrusza troska Marka. Będzie zięciem, o którym zawsze marzył i ma pewność, że też najlepszym mężem dla mnie.
- To za dużo synu, za dużo. Wystarczy połowa tych pieniędzy. Przecież i wam są one potrzebne. Trzeba opłacić tyle rzeczy związanych ze ślubem.
- Już wszystko opłacone, a nam pieniędzy na pewno nie zabraknie. To jak z tym sercem?
- Byłem. Robili mi EKG wysiłkowe, ale wszystko jest w porządku. Nawet ciśnienie mam dobre. Po tych by-passach naprawdę odżyłem, a wszystko dzięki tobie.
Marek gładzi go po ramieniu.
- Dzięki dobrym lekarzom tato. Mam nadzieję, że i mój po pobycie w Szwajcarii będzie w równie dobrej formie.
- Na pewno synku, na pewno.

***

Jedziemy na lotnisko. Dzisiaj wracają rodzice Marka. Z tyłu jak król siedzi w foteliku Daniel i gaworzy w sobie tylko znanym języku. Marek już na miejscu bierze go na ręce i objąwszy mnie wpół prowadzi do sali przylotów. Sporo ludzi czeka na swoich bliskich. Marek wyciąga szyję, bo właśnie zaczęli pojawiać się pierwsi pasażerowie. Wreszcie dostrzega rodziców i macha ręką. Wyglądają naprawdę świetnie.


Krzysztof jakby odmłodniał. Ma dużo energii. Podobnie Helena. Ściskają nas i całują. Potem tego samego doświadcza nasz aniołek. Oboje mają łzy w oczach, bo mały bardzo przypomina Marka. Nie widzieli go pół roku i nie mogą się nadziwić, że tak bardzo urósł. Już wiedzą, że Paulina zrzekła się praw i są naprawdę szczęśliwi.
- Pojedziemy najpierw do nas mamo. Ula przygotowała pyszny obiad. Zjecie, nacieszycie się wnukiem, a wieczorem odwiozę was do domu.
Zgadzają się. Krzysztof siada z przodu, a ja i Helena z tyłu. Trochę nam ciasno, bo fotelik Daniela zajmuje sporo miejsca, ale na szczęście nie mamy tak daleko i po dwudziestu pięciu minutach Marek parkuje już przed domem.
Oboje są pod wrażeniem zmian jakie zaszły w domu podczas ich nieobecności. To prawda, że przeszedł gruntowną transformację. Zapraszam ich do stołu. Umieszczam małego w kojcu i podsuwam mu kilka zabawek. To bezpieczne miejsce, bo właśnie zaczął już samodzielnie siadać. Podaję złocisty rosół ze swojskim makaronem, ziemniaczane pyzy z gęstym sosem, kawałem pieczeni i surówką z czerwonej kapusty. Po ich minach widzę, że smakuje im, a Krzysztof prosi nawet o dokładkę.
Marek opowiada im o ślubie. Mówi, że wszystko jest już załatwione. Wymienia gości, którzy na nim będą.
- To już za niecały miesiąc i mam nadzieję, że wszystko się uda.
- Jestem pod wrażeniem synku, że w tak krótkim czasie udało ci się wszystko pozałatwiać. To będzie piękny ślub. Jesteśmy tego pewni. 
 
 


K. (gość) 2014.11.23 16:08
Nadal twierdzę, że Marek ma więcej szczęścia niż rozumu. Podobnie jak Amicus (która pisała pod poprzednim rozdziałem) sądzę, że ten Marek jest ciut nieodpowiedzialny. Dobrze, że wszystkie zawirowania z Paulą dobrze się skończyły, że ona nie zmieniła zdania, że Maluch wychowuje się w kochającej rodzinie, pełnej miłości i spokoju. Cała rodzina tym szkrabem jest zachwycona. Mało rozgarniętemu Markowi po raz kolejny się udało spaść na cztery łapy. Pokochała go mądra i odpowiedzialna kobieta, która jego dziecko kocha jak swoje. Która potrafi dla niego zrezygnować z pracy, która porzuca dotychczasowe życie dla faceta i jego małego dziecka. Niewiele kobiet byłoby na to stać. Jest gotowa iść z nim przez życie, dodatkowo jej rodzina akceptuje i jego i jego sytuację. Była żona znika i nie robi problemów, rodzice akceptują nowe życie. Szczęściarz. Teraz planuje ślub chyba jednak zapomniał, że dopiero brał poprzedni. Ale wreszcie są szczęśliwi i Marek zaczyna rozumieć co to jest miłość. Sielankowy, rodzinny i spokojny rozdział. Chociaż dla mnie Marek nadal jakiś taki mało rozgarnięty to Ula w tym związku jest facetem :).
Pozdrawiam.

PS. Rewelacyjnie dobre zdjęcia. Piękne.
K. (gość) 2014.11.23 16:10
Miało być dobrane :)
kawi ;) (gość) 2014.11.23 16:14
Ale się cukierkowo zrobiło!
Przeokrutnie się ciesze, że Marek i Ula zeszli się. Nie umiem tylko zrozumieć Pauliny, bo rozumiem, że nie każda kobieta musi umieć gotować i mieć instynkt macierzyński, ale cholera, mogła myśleć o tym, że zajdzie w ciążę, kiedy uprawiała z Markiem seks. Wpadki się zdarzają i nic na to nie poradzimy.
Ale może nawet i lepiej, że Daniel przyszedł na świat i ma teraz kochając rodzinę.
Pozdrawiam i zapraszam do mnie ;)
Gaja (gość) 2014.11.23 16:40
Witaj Małgosiu,
nareszcie z opisu Uli wynika, że jest bezgranicznie i nieprzyzwoicie szczęśliwa. W końcu doczekała się wspólnego bycia z miłością życia (nawet mi się rymnęło?!). Marek faktycznie powinien całować ślady stóp Uli, chociażby za to, że tak szybko potrafiła Mu wybaczyć nietrafione decyzje i ponownie zaufać. Twoja Ula jest niezłą babką, nie dosyć, że piękna kobieta, to do tego niespotykanie spokojna i po prostu dobra. To, że Ula kocha tego cudownego maluszka, nie jest wcale dziwne, wszak takie kruszynki najłatwiej pokochać, chociaż i później jak wyrastają z nich "wredoty", to przecież też Ich kochamy na zabój. Swoją drogą fajnie, że Danielek jest takim spokojnym dzieckiem zważywszy na to, jakimi emocjami była targana jego mama, a i tatuś jakoś do specjalnie spokojnych nie należał, zwłaszcza w kontaktach z żoną. Marek znakomicie sobie radzi z opieką nad swoim synkiem, dobrze, że nie zrzuca wszystkiego na Ulę, tylko sam się mocno angażuje, na pewno te umiejętności przydadzą Mu się przy następnym dziecku:) Zresztą Marecki stał się bardzo zaradnym i zorganizowanym facetem, chyba ta zmiana wyjdzie na dobre wszystkim, Uli, dzieciom, rodzicom, przyjaciołom, firmie, a przede wszystkim Jemu samemu:) Robi się z Niego fajny facet. Świetnie, że nikt nie jest przeciwny ich związkowi i wszyscy starają się młodym zakochanym rodzicom pomagać, nawet Państwo Helena i Krzysztof Dobrzańscy akceptują Ulę jako opiekunkę Ich wnuka i nową wybrankę ukochanego syneczka, coś podobnego!? Bardzo rodzinny i przyjemny rozdział, czekam na to co zgotujesz Im i nam w następnym odcinku?
Gorąco pozdrawiam:)
Gaja
MalgorzataSz1 2014.11.23 16:49
K.

Chyba jednak źle napisałam to opowiadanie, skoro tak wiele z Was uważa Marka za półgłówka. Ja wcale nie chciałam, żebyście go tak odbierały. Miał być facetem, który był początkowo mocno indoktrynowany przez rodziców wmawiających mu przez te wszystkie lata konieczność połączenia poprzez małżeństwo obu rodzin. Oczywiście miewał wątpliwości, ale naciskany przez nich nie buntował się. Bunt nastąpił dopiero w momencie, gdy dowiedział się, że zostanie ojcem niechcianego przez Paulinę dziecka. Na to, że zakochał się w Uli miało wpływ wiele czynników. Stosunek do niego żony, jej wyjazdy do Mediolanu i czas, który spędzał z Ulą podczas nieobecności Pauli.
Liczyłam na to, że będziecie postrzegać Marka jako dość wrażliwego faceta, a przede wszystkim szczerego o łagodnym charakterze. Tymczasem moje wyobrażenie jego postaci całkowicie rozminęło się z Waszym. Nie podejrzewałam, że będziecie poddawać go ciągłej krytyce i nie dostrzeżecie zalet jakie posiada, a wyłącznie wady. Szkoda, bo jego postać wyrasta teraz na kogoś naprawdę złego, samolubnego, kombinującego jak ustawić się w życiu najmniejszym kosztem. Faceta chcącego wykorzystać naiwność Uli i tym samym znacznie gorszego od Pauliny.
I jeszcze gwoli wyjaśnienia. Ula nie zrezygnowała z pracy. Pracuje w domu jak ma wolną chwilę. Nie jeździ jedynie codziennie do biura.

Kawi

Rozdział na pewno cukierkowy, ale skoro miałam pokazać życie dwojga kochających się ludzi to przynajmniej jeden musiał taki być, chociaż myślę, że nieco tej słodyczy wleję jeszcze w treść opowiadania.
Cieszę się, że u Ciebie nowa cześć. Z chęcią przeczytam.

Dziękuję Wam bardzo za wpisy i serdecznie obie pozdrawiam. :)
MalgorzataSz1 2014.11.23 16:57
Gaju

Zapewniam Cię, że Marek jest bardzo wdzięczny Uli za wszystko, co dla niego robi, a co najważniejsze będzie pamiętał o tym jej poświęceniu całe życie. To przełoży się na znakomite relacje między nimi. Ich wzajemny do siebie szacunek i miłość bez wątpienia wpłyną na wychowanie ich dzieci. Przełożą się również na życzliwy stosunek do ludzi starszych. Oczywiście mocno idealizuję tutaj instytucję małżeństwa. Przedstawię ich własne jako niekończącą się sielankę, bo chociaż będą przeżywali zawirowania w swoim życiu, to nie będą one dotyczyły relacji między małżonkami. Prawdziwe, małżeńskie życie oczywiście nie wygląda tak idyllicznie, ale lubię sobie czasem pomarzyć.

Serdecznie dziękuję za wspaniały komentarza i pozdrawiam. :)
MalgorzataSz1 2014.11.23 17:00
Komentarz miało być, a nie komentarza. Sorry. :)
lectrice (gość) 2014.11.23 18:03
Ktos tam wczesniej twierdzil, ze Marek jest nieodpowiedzialny... niby dlaczego... zajmuje sie dzieckiem... gdyby nie Ula bylaby jakas nianka. Ula sie zgadza i z niczego nie rezygnuje bo nadal pracuje i zarabia tylko inaczej... Taka jest potrzeba chwili... trzeba zostac z Malym... przeciez podrosnie i rytm zycia sie zmieni... Ula traktuje Daniela jak swoje dziecko i chyba to naturalne...
Marek jest zaangazowany w slub i w bycie ojcem... nie uwazam zeby mu cos z nieba samo spadalo...
Jest to idealna sytuacja... sa razem, sa szczesliwi... maja wspolne cele i czego sie tu czepiac... nie bardzo widze tu jakies czarne chmury...
I lepiej... czasem dobrze odpoczac od problemow...
Pozdrawiam...
Gaja (gość) 2014.11.23 18:07
Małgosiu,
nawet tak nie myśl, że coś źle napisałaś. Pozwolę sobie na generalizowanie i wypowiedź za twoje fanki - z góry przepraszam jeśli któraś się tym komentarzem poczuje dotknięta nie to jest moją intencją:) Wydaje mi się, że po prostu większość z nas wkurzyło się na brnięcie przez Marka z małżeństwo z rozsądku. Oczywiście wielokrotnie wyjaśniałaś powody takiego postępowania, ale jak widać takie postępowanie Marka niezbyt się spodobało, to chyba dobrze? Nie wiem, może byłoby inaczej, gdyby Im się chociaż chciało powalczyć o to małżeństwo? Do tego, tak jak już wcześniej pisałam, Marek wyskoczył z wyznaniem miłości w momencie jak Paula była w ciąży, to był naprawdę niefajny moment, ale cóż i tak w życiu bywa. W sumie to najważniejsze jak w tym wszystkim czuła się Ula, a czuła się zagubiona i to potęgowało naszą złość na Mareckiego, ale w końcu doprowadziłaś do tego, że Ula obecnie jest bardzo szczęśliwa, czy można oczekiwać więcej? Marek ją bardzo kocha i szanuje, faktycznie po 24 latach wspólnego życia świata poza sobą nie widzą, każda tak by chciała. Poza tym w pierwszym rozdziale fajnie pokazałaś wzajemne relacje nie tylko pomiędzy małżonkami ale również pomiędzy rodzeństwem, pomiędzy dziećmi i rodzicami, pomiędzy babcią a wnukami oraz synem i synową, po prostu super świetna z nich rodzinka! Rzeczywiście taka sielankowa, ale kto by tak nie chciał? Jak widać większość z nas nie jest tak wyrozumiała jak Ula i zdaje się, że Marek by potrzebował dużo więcej czasu aby nas udobruchać. Wychodzi na to, że jesteśmy bardziej nieufne i podejrzliwe. Daj nam czas, a będziemy jak zwykle peany pisać o Mareckim:) Zresztą już teraz widać jak bardzo się zmienił i jakim fajnym jest facetem, prawie takim do schrupania:)
Miłego dnia,
Gaja
MalgorzataSz1 2014.11.23 18:30
Lectrice, Gaju

Fajnie, że chociaż Ty Lectrice zauważasz jakieś pozytywy w tym związku. Gaja może mieć rację, że większość czytelniczek ma żal do Marka, że wyznał Uli miłość w czasie, gdy jego żona była w ciąży. To jednak jednostronne myślenie. Paulina była już w wysokiej ciąży, kiedy poznała w Mediolanie faceta i rzekomo zakochała się w nim. Ja nie piszę o tym wprost, ale przecież oni musieli się dogadać w tym Mediolanie i ustalić pewne rzeczy dotyczące ich wspólnej przyszłości. Ona od początku nie chciała dziecka, a bogaty Włoch pewnie też nie był zwolennikiem niemowląt szczególnie, że był sporo starszy od Pauliny i pewnie uważał, że trochę za późno na ojcostwo. Dlatego zastanawiałam się, czemu nikt nie dostrzegł tej drugiej strony medalu? Marka potępić jest łatwo, a jego żona była w porządku, bo była ciężarna?
Nigdzie w opowiadaniu nie piszę, że np. Marek traktował ją źle. Piszę natomiast, że zachował się wobec niej bardzo w porządku. Pragnął być obecny przy porodzie, ale Paula nie dała mu szansy decydując się na cesarskie cięcie. Potem po porodzie odebrał ją i dziecko ze szpitala i pomagał jej w pakowaniu się. To na niego scedowała nadanie dziecku imienia. Nawet nie chciała wiedzieć jak będzie się nazywał. To "wzór" matki po prostu. Paulina nie dała mu wyboru. Postawiła go przed faktem dokonanym, a on stanął w obliczu swojej bezradności i niewiedzy na temat wychowania takiego malucha. Ula była jego przyjaciółką i kobietą, którą pokochał. Wydawało się więc logiczne, że to ją właśnie poprosi o pomoc.
I to tyle w tym temacie. Byłam naprawdę zaskoczona reakcją czytelniczek na postawę Marka. Ja też chyba nie dostrzegałam tego wszystkiego o czym napisały. Myślę jednak, że to dobrze, bo przynajmniej wywiązała się z tego jakaś dyskusja, a zawsze fajnie jest poznać zdanie innych.

Jeszcze raz wielkie dzięki za Wasze spostrzeżenia i opinie. Pozdrawiam. :)
magdam (gość) 2014.11.23 18:40
Witaj Małgosiu :)
Wreszcie Ula jest naprawde szczesliwa :)) co oczywiscie mnia bardzo cieszy! :) Uwazam podobnie, jak moje poprzedniczki, ze Marek miał wielkie szczescie, ze wszystko poukladało sie po jego mysli :) Ktoś napisał, ze Marek ma tu wiecej szczescia niz rozumu i to chyba troche prawda :) Ale patrze na to przez pryzmat tego,ze sie ożenil nie z milosci, ale z rozsadku, dla swietego spokoju,. Co nie zmienia faktu, ze na pewno bardzo kocha Ule :) Aaaaa i nie mozesz myslec, ze zle napisalas opowiadanie!! Po prostu wyrazamy tu swoja krytyke dla takiego zachowania, a nie dlatego,ze opowiadanie nam sie nie podoba... Własnie w twoich opowiadanich poruszasz zawsze bardzo wazne tematy, co jest bardzo fajne i dlatego rodza sie potem dyskusje :)
Czytałam też,ze wybierasz sie do senatoirum, wiec zycze miłego wypoczynku i zdrowka!! :)
Czekam na kolejna czesc :) Pozdrawiam goraco! :)
MalgorzataSz1 2014.11.23 18:57
Magdam

Oczywiście, że nie mam za złe nikomu krytyki. Ona jest jak najbardziej wskazana, bo dzięki niej i mnie teraz otworzyły się oczy na sprawy, których nie dostrzegałam wcześniej. Człowiek całe życie się uczy. Haha.
To prawda, że Marek ma dużo szczęścia. Gdyby jednak nie było Uli musiałby poradzić sobie inaczej np. zatrudnić jakąś niańkę. Pamiętajmy o tym, że on przyjeżdżając do Uli już po narodzinach syna był zdruzgotany postawą Pauliny, bo do głowy mu nie przyszło, że zostanie z "problemem" sam. Sądził, że to dziecko jednak wyzwoli w Paulinie matczyne uczucia, a tak się nie stało. Pamiętajmy też o tym, że on niczego Uli nie narzucał, do niczego nie zmuszał. To ona sama wyszła z propozycją, że zajmie się niemowlęciem i zrobiła to wyłącznie z miłości do Marka.
Ale było, minęło i teraz trzeba iść dalej. Akcja mocno przyspieszy. W następnym rozdziale wreszcie ślub.

Dziękuję Ci za komentarz i pozdrawiam najserdeczniej. :)
jute (gość) 2014.11.23 19:17
Witaj Małgosiu.Całe szczęście że im się tak poukładało.Jednak dalej z uporem maniaczki ,twierdzę,że nie widzę w tym żadnej zasługi Marka.Ma facet niesamowite szczęście,że los był dla niego bardzo łaskawy i podarował mu Ulę.Co do schrupania Marka, no nie wiem,chyba po wymoczeniu całego w jakimś wybielaczu (mózgu nie trzeba by moczyć,był mało używany).Zresztą w tym opowiadaniu,cała Febo-Dobrzańska pokazuje dużą klasę ( I farmaceutyczną).Bo tak właściwie to winni są seniorzy,usiłowali skasować życie młodym ,wpisując w to miejsce swoje własne "chcenia".Na ich rozkaz powinni się pokochać, pobrać itd.A tu niespodziewanka , wkracza do akcji przypadek ,los czy jak tam zwał i daje po nosie bufonom z dynastycznymi zapędami.Małgosiu nie waż się myśleć,że coś żle napisałaś. ( ale się rządzę ), opowiadanie jest bardzo fajne, a ,że Marek się w nim nie popisał ,trudno.Ma przynajmniej teraz okazję by trochę nadrobić i pokazać się z lepszej strony. Pozdrawiam.
Lectrice, gdzie bywałaś Ty miotlanko.Podobno dokazywałaś na Festzbuku i to fest!.Wszystko u Ciebie ok?
MalgorzataSz1 2014.11.23 19:45
Jute

Dołączyłaś do większości chóru, ale już nie będę się rozpisywać i bronić Marka. Podkreślę, tylko raz jeszcze, że Wasza opinia o nim mocno mnie zaskoczyła, bo spodziewałam się, że inaczej zareagujecie. Teraz zaczyna się w miarę normalne życie. Za chwilę sformalizują swój związek, bo oboje tego bardzo pragną.
Pisałam już wyżej, że akcja trochę przyspieszy. Myliłam się też wcześniej pisząc, że rozdziałów jest jedenaście. Jest dwanaście i to być może niektórych ucieszy.

Lectrice napisała chyba pod poprzednim rozdziałem, że wraca już na dobre i na to właśnie liczę.

Dziękuję i przesyłam buziaki. :)
lectrice (gość) 2014.11.23 20:17
A co to za historia, ze facet musi zostac z zona z powodu dziecka... jak mozna zostac z kobieta, ktora nie chce tego dziecka... to niemozliwe i nienormalne.... Dziecko jest najwyzszym dobrem i Marek to rozumie... a Paulina odrzuca wszystko... dlaczego mialby se przed nia plaszczyc... to nie jest przerazona kobieta w ciazy... zagubiona i potrzebujaca opieki... Paulina sobie swietnie radzi i ma Marka gdzies... i to dziecko tez...
Marek podjal jedyna zdrowa decyzje, poszukal szczescia gdzie indziej... przeciez wszyscy chca byc szczesliwi.... Pauliny nie zapomnial jako matki dziecka... dziecka tez nie odrzucil.... nie mogliby byc razem i dlatego lepiej to przerwac natychmiast niz za piec lat ... po co tracic piec lat ????
MalgorzataSz1 2014.11.23 20:43
Lectrice

Dziewczynom chodzi o to, że Marek zachował się nieodpowiedzialnie, bo brnął w związek z Pauliną zupełnie niepotrzebnie. Wyjaśniałam dlaczego tak się zachowywał. Poza tym chodziło również o to, że wyznał Uli miłość podczas gdy Paula byłą już w zaawansowanej ciąży i tym zdołował Ulę zupełnie, bo nie mogli już cofnąć niczego, co wydarzyło się do tej pory.
jute (gość) 2014.11.23 21:38
Małgosiu, wcale nie powinnaś bronić tego jołopa.Mam nadzieję,że w następnych rozdziałach on sam to załatwi.No kurde niech spróbuje nie! A Dobrzańscy głowę posypać popiołem i do Canossy ( nie mam pojęcia czy napisałam to poprawnie ale jakoś nie chce mi się sprawdzić).Małgosiu jaka u nas pogoda? ja dzisiaj pierwszy raz od chyba tygodnia widziałam gdzie mieszkam.Bo wcześniej ledwo swój własny płot mogłam zobaczyć.Widzę ,ze nasza kobieta z prawdziwą klasą wróciła ,mam nadzieję,że na dobre.
MalgorzataSz1 2014.11.23 21:56
U mnie też jest mglisto, ale nie aż tak. Dzisiaj przynajmniej nie padało. Wiesz, że w styczniu wybieram się w Twoje okolice i nie mam pojęcia, czy wziąć kożuch, czy wystarczy kurtka. Mam nadzieję, że jednak nie będzie śniegu mimo, że turnus zaczyna mi się od 5-go stycznia.
jute (gość) 2014.11.23 22:38
Małgosiu,będziesz dużo chodzić?Bo jeżeli nie ,to kożuch trochę ciężkawy jest.Pewnie na zewnątrz będziesz wychodzić głównie na fajki.Ja w ubiegłą zimę nawet nie wyjmowałam kożucha a w futerku byłam może dwa razy.Jak będzie teraz nie mam pojęcia.A czym przyjedziesz ?.Wydaje mi się,że to sanatorium to tak bardziej na dole jest.Chyba blisko dworca.
lectrice (gość) 2014.11.23 22:54
Jute
Wrocilam z klasa.... mam 25 lebkow, co jeden to nie madrzejszy, a co drugi to nie grzeczniejszy.... Bozia dala inteligencje jakos cholernie wyrywkowo.... Postaram sie pojawiac regularnie, choc pracy duuuzo.... Pozdrawiam.... i korzuszki i futerka... przestancie zima straszyc...
MalgorzataSz1 2014.11.23 22:57
Jute

To "Róża", jedna z piramidek na Szpitalnej. Blisko dworca, ale idąc o dwóch kulach i ciągnąc za sobą walichę może być ciężko. Jeszcze nie wiem czym przyjadę, być może samochodem, bo to jest kwestia do ustalenia i tak byłoby najwygodniej. Podróż pociągiem to ostateczność. Z Katowic jeszcze jeżdżą busy, ale muszę się zorientować w rozkładzie jazdy. Jeśli będzie śnieg, to na pewni za dużo nie pochodzę.
jute (gość) 2014.11.23 23:34
Dziewczyno, w tych busach ,to kolana trzyma się pod brodą,pasażerowie są brani "na stojaka, trochę lepiej jest w Drabasie.Czasem muszę jechać "na już",do dzieci,sama nie prowadzę już od paru lat, syna szkoda mi gonić,więc jeżdżę busami.Nawet nie mam odwagi się przyznać młodemu jak taka podróż wygląda.Chyba,że uda Ci się usiąść przy kierowcy.Inaczej, to czeka Cię, no prawie horror.
MalgorzataSz1 2014.11.23 23:39
No to pozostaje samochód lub pociąg. Właśnie o Drabasie myślałam, ale skoro mówisz, że niewygodnie, to zarzucam ten pomysł.
jute (gość) 2014.11.23 23:44
Lectrice,lepsza jest zima.Niech już będzie śnieg, mróz,obojętnie.Wolę nawet odgarniać śnieg.Tylko niech to coś ,co teraz było się skończy.Lepka,wstrętna breja zamiast powietrza, wilgoć wciskająca się w...wszędzie.Brrr.Chcę porządnej zimy.Jasne, lepsze by było porządne lato.Ale niech to będzie coś zdecydowanego.
jute (gość) 2014.11.23 23:48
Najgorszy jest BusBrothers,Drabas jest troszkę wygodniejszy.
amicus (gość) 2014.11.24 00:51
W tym rozdziale stosunkowo dużo się zdarzyło. Dużo dobrego dla Uli, ale i dla Marka. Najpierw o niej. Czytamy, że jest szczęśliwa. Że czerpie radość z bycia matką, że cieszy się ze związku, że dobrze im się z Markiem układa. Tworzą rodzinę, planują ślub, kochają się. Tego chciała, tego pragnęła i to z każdym dniem staje się faktem. A wszystko dzięki temu, że Paula powiedziała swojemu małżeństwu 'nie', że przekreśliła macierzyństwo, że odrzuciła syna. Patrząc na Marka wciąż mam wrażenie, że 'głupi to ma jednak szczęście', że po raz kolejny okazał się 'cudownym dzieckiem' urodzonym w czepku. Bo gdyby nie zbieg okoliczności, gdyby nie wyjazd Pauli do Mediolanu, gdyby nie poznanie bogatego, starszego pana byłyby kłopoty, trudności i cierpienie wielu osób. Wciąż uważam, że egoistycznie dążył do związku z Ulą. Nie patrząc ani na nią, ani na Paulę. Szczęście, że de facto Paula powiedziała basta, że ona również dążyła do rozwodu. Bo okazałby się ogromnym sukinsynem, gdyby zostawił żonę z małym dzieckiem dla nowej miłości. Zresztą sądzę, że w tej sytuacji Ula skreśliłaby do ostatecznie. Gdyby wiedziała, że Paulina chce ratować ich małżeństwo nie wchodziłaby w ten romans/związek, bo jasno postawiła granicę, że żonaty ją nie interesuje. Może popełniam błąd analizując to opowiadanie, a raczej postawę Marka, w najdrobniejszych szczegółach, że gdybam 'co by było gdyby babcia miała wąsy'. Ty na szczęście założyłaś, że Paula jest podła, że zostawia męża, że odrzuca dziecko. I całe szczeście. Bo gdyby tak nie było, byłby ogromny dramat. Pod poprzednim moim komentarzem napisałaś, że każdy ma prawo do błędów, każdy ma prawo do szczęścia i że młody mąż ma prawo się zakochać. Może tak. Może ma prawo młody mąż, który został niejako wplątany w małżeństwo. Ale w mojej ocenie nie ma prawa zakochać się młody mąż, który zdążył zapłodnić żonę. Tak się niestety zaczynają dramaty wielu kobiet. Ona siedzi w domu z rosnącym brzuchem, a on szuka towarzystwa u koleżanek, nowych znajomych. Zakochuje się i zostawia żonę z malutkim dzieckiem. Być może ten moj komentarz odbierzesz jako krytykę dla swojej wizji. To nie jest moim celem. Uważam, że napisałaś kolejne świetne opwiadanie. Zaskakujące, bo zaczynające się od końca, po raz pierwszy w formie pamiętnika i duże brawa dla Ciebie. Stworzyłaś ciekawych bohaterów, którzy napotykają trudne sytuacje. Ale ja postawy Marka z tego opowiadania kompletnie nie kupuję. Nie kupuję go pomimo tego, że stara się być dobrym ojcem, że kocha Ulę. Ale mógł skrzywdzić kobietę którą kocha (poniekąd to robi wyznając jej miłość mimo tego, że wie, iż Ula nie może i nie chce z nim być w tej sytuacji) i gdyby nie zrządzenie losu mógł skrzywdzić żonę, którą poślubił i której obiecywał 'wierność i że cię nie opuszczę'.
Pozdrawiam serdecznie licząc, że nie będziesz mi miała powyższych słów za złe ;)
MalgorzataSz1 2014.11.24 17:25
Amicus.

Jestem w ciężkim szoku, którego nie powinnaś mi fundować, bo wiesz, że chorowite ze mnie stworzenie. Szok został wywołany długością komentarza jaki napisałaś. Oczywiście nie mam Ci za złe ani jednego zawartego w nim słowa, bo przecież każdy odbiera opowiadanie na swój sposób. I mimo, iż nie takie było moje zamierzenie, żebyście postrzegały Marka jako nieodpowiedzialnego egoistę i jednocześnie faceta, który ma więcej szczęścia niż rozumu, to przeczytawszy po raz pięćdziesiąty te moje wypociny doszłam do wniosku, że właśnie tak go opisałam chociaż chciałam go przedstawić w bardzo pozytywnym świetle. To dlatego w odpowiedzi na komentarz "K" wyraziłam obawę, że chyba źle napisałam to opowiadanie, bo nie przekazałam w nim tego, co było moim zamiarem. Bywa i tak, że nie zawsze można ująć w słowa, to, co chce się przekazać. Jest jednak pozytywna strona całego zamieszania, bo wywołało dyskusję i to cieszy mnie najbardziej. Mam tylko nadzieję, że kolejne rozdziały pozwolą Wam nieco inaczej spojrzeć na Marka.

Kurcze! Nawet nie wiesz jak się cieszę z tego długiego komentarza, a kilka lat temu twierdziłaś, że nie potrafisz ich pisać i najlepiej wychodzą Ci miniatury. Pomyliłaś się, bo wszystko wychodzi Ci świetnie!
Dziękuję Amicus i pozdrawiam Cię najserdeczniej. :)
UiM (gość) 2014.11.24 21:23
Bardzo fajne :D zapraszam do mnie http://ulaimarek.blogspot.com/2014/11/prawda-cie-wyzwoli-czesc-3.html


Mam do Ciebie prośbę, mozesz dodać mój blog do zakładki LINKI?? :D
MalgorzataSz1 2014.11.24 22:21
UiM

Oczywiście, mogę dodać Twój blog do linków. Chciałam skomentować, to co przeczytałam do tej pory, ale to nie jest możliwe, bo żeby dodać u Ciebie komentarz należy rozwinąć listę opcji po prawej stronie, a wśród nich powinna być taka: ADRES/NAZWA/URL. Ja muszę w to kliknąć, żeby podać swój nick i móc dodać komentarz. Bez tego ani rusz i jeśli chcesz, żeby komentowano musisz tę opcję wciągnąć do listy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz