Łączna liczba wyświetleń

środa, 30 grudnia 2020

wtorek, 29 grudnia 2020

KONFLIKT WEWNĘTRZNY - rozdział 1

 

Kochani

Społeczność LGBT jest dość zróżnicowana i poprzez swoje preferencje nie zawsze postrzegana i traktowana pozytywnie. Świadczą o tym choćby ostatnie wydarzenia w postaci strajków a także nakręcana przez rząd i samego prezydenta (kampania wyborcza) spirala nienawiści i szczucia na członków tej społeczności. Ta krótka historia opowiada o osobie transpłciowej i jej zmaganiach z nietolerancją i wielką determinacją, by żyć zgodnie ze sobą samą. Zapraszam serdecznie wszystkich do lektury. Pozdrawiam. Gośka.



„KONFLIKT WEWNĘTRZNY”

 

 

ROZDZIAŁ 1

 

Antoś był najstarszy z rodzeństwa. Miał pięć lat, gdy jego rodzicielka powiła bliźniaczki. Po ich pojawieniu się na świecie chłopiec odszedł niejako na drugi plan, chociaż nie można powiedzieć, by jego ojciec nie cieszył się z narodzin pierworodnego. Jednak bliźniaczki zawojowały jego serce. Mały wiedziony instynktem usuwał się w cień, gdy matka pieściła swoje córeczki a ojciec uwielbiał sadzać je na kolanach, na których podrygiwały komicznie. Antek był teraz starszym bratem i spełniał jedynie funkcję usługową to znaczy podawał pieluchy, zasypkę lub butelki z jedzeniem. Jego nikt nie pytał czy jest głodny dopóki sam się nie upomniał. Był zazdrosny o siostry i z biegiem czasu stał się kompletnie wycofany, nieśmiały i milczący. Ojciec rzadko zapędzał go do jakichś męskich zajęć. Chłopak z natury był dość wrażliwy i anemiczny. Nie bardzo garnął się do takiej roboty. Nie radził sobie z młotkiem czy kombinerkami. Zniechęcony jego marnymi postępami ojciec odpuścił. W zamian lubił pogderać, że nie ma pojęcia co z chłopaka wyrośnie, bo słaby i niezaradny.

 - Skąd on ma mieć siłę jak je tyle co wróbel. Chude to takie a bicepsy ma jak bocian pięty.

Antoś zupełnie nie brał sobie do serca słów ojca. Był jaki był a z całą pewnością był kimś zupełnie innym wewnątrz niż na zewnątrz.

 



To, że jest inny zrozumiał dość wcześnie. Może nie rozumiał mechanizmu tej inności, ale czuł, że coś z nim nie tak. Jako trzylatek wkładał matki buty na obcasie i przechadzał się w nich po domu wywołując u rodzicieli salwy śmiechu. Matka wciskała mu jeszcze swój kapelusz na głowę i apaszkę pod szyję.

 - Zobacz Stachu jaka z niego panienka – zaśmiewała się do rozpuku a mały Antoś stawał przed lustrem krygując się i uśmiechając błogo. – Jestem dziewczynką, jestem dziewczynką… – nucił w myślach.

Kiedy został starszym bratem zazdrościł siostrom wszystkiego. Różowych, falbaniastych spódniczek, bluzeczek z koronkowymi kołnierzami i pięknych lalek, których posiadały bez liku. Z czasem doszedł do przekonania, że zamiast im zazdrościć, może się z nimi tymi lalkami bawić. Siadywał z nimi na dywanie i bawił się w dom, którego pilnował pies o kudłatym futrze, i w którym mieszkały piękne lalki. Wraz z siostrami przebierał je w coraz to inne ubranka a nawet szył je nieudolnie. Dziewczynki były zachwycone. Z bratem było zawsze fajnie, bo potrafił za każdym razem wymyślić coś ciekawego. Ani matce, ani ojcu to nie podpadło. Oboje byli zadowoleni, że zajmuje się rodzeństwem zwalniając ich z tej części obowiązków.

Antoś bez wątpienia posiadał talent. Jeszcze nie zdawał sobie z tego sprawy, ale każdego dnia w bloku rysunkowym malował oczy. To nie były takie zwykłe oczy, bo ich rysunek wzbogacony był pięknym makijażem. Do tego dorysowywał pełne usta pomalowane czerwoną farbką udającą szminkę. Być może nie miał talentu na miarę artysty malarza, ale z pewnością potrafił zrobić profesjonalny makijaż.

Któregoś dnia, kiedy nikogo nie było w domu postanowił wykonać go na sobie. Wyciągnął kosmetyki z toaletki matki i z wielkim pietyzmem zaczął nakładać na twarz najpierw podkład a potem cienie na powieki. Precyzyjnie pociągnął cienkim pędzelkiem misterne kreski i wytuszował rzęsy. Makijaż zmienił kompletnie jego rysy twarzy. Wyglądał zdecydowanie na więcej lat. Wyglądał jak młoda kobieta.

 



Usłyszał głosy i szybkie kroki a potem gwałtownie otwierane drzwi. Odwrócił się w ich kierunku. Na progu stał ojciec i surowym spojrzeniem omiatał go od stóp do głów.

- Co to ma być!? Co to znaczy!? – jego pytania cięły jak miecze. – Antek! Możesz mi to wyjaśnić?!

 - Ja tylko próbowałem na sobie zrobić makijaż - tłumaczył się odzyskawszy głos. – Ciągle rysuję go na papierze, chciałem spróbować jak to jest na skórze.

 - Wysmarowałeś mi połowę kosmetyków – matka podeszła do lustra oglądając marne resztki szminki i cieni do powiek. – Kompletnie ci odbiło. Naprawdę nie wiem, co ty masz w głowie. Natychmiast to zetrzyj i przyjdź na obiad. Do grobu mnie kiedyś wpędzisz… - rzuciła na odchodne.

Popędził do łazienki i starł wszystko z twarzy. Szkoda, że rodzice nie docenili jego pracy. Sam z siebie był zadowolony, bo wyszło pięknie.

Po obiedzie musiał jeszcze wysłuchać reprymendy ojca. Stał przed nim ze spuszczoną głową słuchając jego słów.

 



 - Naprawdę cię nie rozumiem. Nie uprawiasz żadnych sportów, nie spotykasz się z kolegami. Zamiast do sekcji piłkarskiej zapisałeś się na kółko plastyczne i baletowe. Nie wstyd ci, że są tam tylko dziewczyny i ty jeden? Nie czujesz dyskomfortu?

 - Czuję się wspaniale tato – odpowiedział mu w myślach. – Nawet nie masz pojęcia jak wspaniale. Tam jestem sobą i niczego nie muszę udawać. – Ale ja to lubię… - powiedział na głos. – Zabronisz mi tego, co lubię?

 - Nie, nie zabronię ci, ale nie będziesz mi wyczyniał takich fanaberii w domu – powiedział ojciec z ciężkim sercem. – Zły przykład dajesz dziewczynkom.

 - Zły przykład? Tylko dlatego, że zobaczą jak zrobić ładny makijaż? Na kółku plastycznym uczyliśmy się robić na drutach. Zamierzam dziewczynom zrobić czapki i szaliki na zimę. To też uznasz za zły przykład?

Ojciec popatrzył na niego ze zgrozą.

 - Kim ty jesteś chłopaku? Nie poznaję własnego syna.

 - Może nie powinienem nim być…?

Ojciec zamachnął się i strzelił go otwartą dłonią w twarz.

 - Uważaj na to co mówisz, bo może się spełnić – wysyczał i wycelował w niego wskazujący palec. – Masz dwanaście lat. Jesteś bezczelny i za dużo sobie pozwalasz. Co wolno wojewodzie, to nie tobie smrodzie. Szoruj do swojego pokoju.

Odwrócił się na pięcie i przełykając łzy zamknął się u siebie na cztery spusty. W słowach, które usłyszał od ojca pobrzmiewała gorycz, rozczarowanie ale też i wielka pogarda dla tego co robił. W miarę upływu czasu uświadamiał sobie boleśnie, że czuje się coraz gorzej w ciele, które posiada. Brzydziła go okolica łonowa i pierwsze włosy, które zaczęły ją porastać. Brzydził go powiększający się penis, którego ze wstrętem brał w rękę, żeby się wypróżnić. – To nie tak miało być, nie tak… Miałem być dziewczyną, chodzić w sukienkach i splatać włosy w warkocze

Im był starszy tym bardziej obsesyjnie myślał o swoim niedoskonałym ciele. Któregoś dnia opiekował się dziewczynkami, bo rodzice wychodzili na jakieś spotkanie. Wtedy od jednej z sióstr usłyszał coś znamiennego. Bawił się z nimi lalkami i wtedy Ewa powiedziała, że on jest ich starszą siostrą nie bratem.

 - Starsi bracia nie bawią się z siostrami lalkami i nie robią im czapek na drutach – skwitowała. – Powinnyśmy mówić do ciebie Antosia.

Nie żartowała i mówiła to wszystko śmiertelnie poważnie. Wyartykułowała coś o czym Antek nie śmiał pisnąć słowa od wielu lat. Ona była ośmioletnim dzieciakiem, który z prostotą i wielką szczerością tak właściwą dzieciom wypowiedział głośno to, co dla niego było takie oczywiste i naturalne. Zrozumiał, że nie powinien wstydzić się tego, że nie jest taki jak ojciec czy jego szkolni koledzy. Obiecał sobie, że jak tylko osiągnie pełnoletność wszystko opowie rodzicom. Jeśli będzie z nimi szczery to z pewnością znajdzie u nich zrozumienie i wsparcie.

 

W ogólniaku zapisał się do kółka teatralnego. Nie był może wybitnym aktorem – amatorem, za to makijaże robił całej ekipie. Podziwiano go za talent. Chwalono za kreatywność. Pedagog mająca pieczę nad tą szkolną trupą powtarzała mu, że posiada wielką wrażliwość.

 



- Jesteś szczególnym przypadkiem Antosiu. Twoja wrażliwość jest na poziomie kobiecej. Mężczyźni nie są aż tak subtelni i czuli.

Antek uśmiechał się słysząc te słowa i dziękował kobiecie za nie. One utwierdzały go w przekonaniu, że tam w środku jest kobietą z krwi i kości a to zewnętrze, to tylko okrutny żart od losu. – Nadejdzie kiedyś dzień, że to się zmieni. Nie zmarnuję sobie życia posiadając ciało, którego nienawidzę.

 

Nie miał wsparcia w swojej rodzinie. Jego dziwna, dorywcza praca polegająca na robieniu artystycznego makijażu dziewczynom na studniówki i bale maturalne, na pokazy fryzjerstwa i częstych fuchach w teatrze budziła w matce i ojcu wyraźny sprzeciw. Ich syn miał mieć w ręku konkretny fach. Miał być lekarzem lub prawnikiem. Tymczasem ich marzenia najwyraźniej miały się nigdy nie ziścić. Matka, zagorzała katoliczka niemalże nie wychodziła z kościoła. Klęczała na zimnej posadzce i modliła się żarliwie o nawrócenie syna na dobrą drogę. Stwórca jakby był głuchy na te błagania. Za to Antoś skrupulatnie zbierał każdy grosz. Czuł przez skórę, że jego pobyt w rodzinnym domu nie potrwa już długo. Obiecał sobie, że tuż po maturze dokona coming out’u na razie przed swoją rodziną.

 

środa, 23 grudnia 2020

Świąteczne życzenia AD 2020r.

 

Niech po białym obrusie potoczą się słowa czułe, najczulsze, a przy pustym talerzu zasiądzie pamięć o człowieku i nadzieja na nowy rok. Niech ten piękny, wolny od zajęć czas przyniesie Wam radość, chwilę zadumy i najpiękniejszy uśmiech. Niech da nadzieję na spełnienie marzeń, o które warto walczyć, wiarę w lepsze jutro, radość, którą warto się dzielić, przyjaciół, z którymi warto być, spokój i dobre zdrowie. Niech obsypie Was deszczem wspaniałych, życiowych momentów przynosząc odrobinę ciepła w środku zimy i pokrzepienia dla serca.
Wszystkiego najlepszego i najpiękniejszego życzy Wam Gośka i Gaja. 🙂

wtorek, 22 grudnia 2020

AZYL - rozdział 16 ostatni

 

KOCHANI

Z uwagi na to, że zarówno wigilia jak i Sylwester przypadają w tym roku w czwartki, postanowiłyśmy trochę zmienić „rozkład jazdy”. W związku z powyższym już dzisiaj publikujemy ostatnią część opowiadania pt. „AZYL”, natomiast pierwszy rozdział krótkiej historii pt. „KONFLIKT WEWNĘTRZNY” zostanie opublikowany we wtorek 29 grudnia. Po Nowym Roku wszystko wraca do normy.

Serdecznie pozdrawiamy. :)

Gośka i Gaja

 

 

 

ROZDZIAŁ 16               +18

ostatni

 

 

Przy stole zasiedli wszyscy goście w komplecie. Wcześniej połamali się opłatkiem i złożyli sobie życzenia. Zaczęto świętować. Pshemko jak zwykle rozwodził się nad smakiem potraw, a było ich naprawdę sporo. Dwa rodzaje zupy, postna kapusta, pierogi, smażone różne gatunki ryb na czele z królewskim karpiem, duży wybór śledzi i sałatek. Wspominano tych, którzy odeszli a nadal są w sercach krewnych. Po kolacji mała Betti rozdała wszystkim świąteczne prezenty i kiedy każdy odpakował już swoje Marek wstał i zwrócił się do gości.

 - Moi kochani, te święta są dla mnie szczególnie wyjątkowe. Ten rok był dla mnie szczególnie wyjątkowy, bo poznałem kobietę mojego życia, kobietę, w której zakochałem się bez pamięci, wreszcie kobietę, z którą chcę spędzić resztę moich dni. Dlatego pozwólcie, że uklęknę przed moim kochaniem i zapytam – wyciągnął z kieszeni małe puzderko i otworzył wieczko. Klęcząc spojrzał głęboko w błękitne oczy Uli – Kochanie wiesz, że jesteś dla mnie wszystkim, sensem i treścią mojego życia, powietrzem, którym oddycham, moim szczęściem, nadzieją, miłością. Moim aniołem. Klęczę tu przed tobą i pytam, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?

Była tak zaskoczona, że początkowo nie potrafiła wykrztusić z siebie słowa. Zamiast niej odezwała się Beatka.

 - Ulcia zgódź się. Mareczek nas kocha. Jest dobry, najlepszy.

Uli zwilgotniały oczy. Czy mogła dać inną odpowiedź od twierdzącej, skoro tak wielkim uczuciem go darzyła? Popatrzyła mu w oczy, w których ujrzała całe pokłady oddania i wielkiej miłości.

 - Bardzo cię kocham – powiedziała cicho. – Zostanę twoją żoną.

Wsunął jej skromny pierścionek z brylancikiem na palec, podniósł się z klęczek i przywarł do jej ust.

 - Słyszeliście wszyscy. Zgodziła się. Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.

Gratulacjom nie było końca. Pshemko już deklarował uszycie sukni ślubnej i garnituru. Seniorzy wciąż powtarzali, że o takiej żonie marzyli dla syna a Betti zawisła na szyi Marka całując jego policzki i mówiąc w kółko „kochamy cię bardzo, bardzo, bardzo”.

Kolacja skończyła się późno, ale nikt nie zwracał na to uwagi. Rodzice i Pshemko zostawali w mieszkaniu Marka a on wraz z Betti i Ulą poszedł do jej mieszkania. Beatka wykąpana, przebrana w piżamę w towarzystwie wszystkich swoich prezentów zasnęła natychmiast. Ula zabrawszy koszulę nocną pierwsza poszła pod prysznic. Była szczęśliwa. Jej życie zmieniło się diametralnie. Życie Betti także, a wszystko to dzięki temu szlachetnemu i dobremu człowiekowi. Stanęła pod prysznicem nalewając na głowę nieco szamponu. Usłyszała skrzyp otwierających się drzwi od kabiny i nerwowo zasłoniła dłońmi łono i piersi.

 - Marek… - wyszeptała. – Co ty tu robisz?

Stał przed nią nagi i uśmiechał się łagodnie.

 - Ja chciałem ci tylko umyć plecy. Mogę? – Nie czekając na jej odpowiedź wszedł do kabiny zasuwając za sobą drzwi. Przytulił ją do siebie wpijając się w jej usta. - Tak naprawdę, to bardzo cię pragnę. Pragnę jak wariat. Od dawna marzę, żeby się z tobą kochać aż do utraty tchu. Pozwól mi się sobą nacieszyć.

Czuła się zawstydzona. Jej policzki płonęły, ale czyż i ona nie pragnęła go całym sercem? Opuściła dłonie, co uznał za przyzwolenie. Kolejny raz całował ją zachłannie, pożądliwie znacząc ślad pocałunków na całym jej ciele. Pomyślała tylko, czy to dzieje się naprawdę? Czy naprawdę doświadcza tego wszystkiego, co przyprawia ją o utratę zmysłów? Jęknęła cicho, gdy dłonią wdarł się w jej płeć nie przestając drażnić językiem nabrzmiałych z podniecenia sutków. Zarzucił jej nogi na swoje biodra opierając ją o ścianę brodzika i delikatnie w nią wszedł. Pisnęła cicho przygryzając zębami wargi. Dostrzegł grymas bólu na jej twarzy. Obsypał ją pocałunkami i przyciskając mocno do siebie zaczął wykonywać ostrożne ruchy moszcząc się w niej. Jedno pchnięcie i drugie. Odetchnęła głęboko łapiąc oddech. Objęła go za szyję rękami przytulając twarz do jego policzka. Kolejne pchnięcie wolne i głębokie, i jeszcze jedno. Zaczął nabierać rytmu. Twarz Uli wygładziła się i nabrała łagodnego wyrazu. Teraz poruszał się szybko i płynnie zagłębiając się w niej raz po raz. Czuł, że ona traci siły i wolno wysuwa mu się z dłoni. Nie wychodząc z niej przeniósł ją na siedzisko. Zarzucił jej nogi na swoje ramiona nie tracąc tempa penetracji. Całował ją namiętnie drażniąc to najczulsze miejsce kobiety. Nie wytrzymała. Napięcie było tak duże, że niemal rozsadzało ją od środka. Chciała krzyknąć, ale pocałunkiem zamknął jej usta. Nagle poczuła wstrząs. Był tak silny, że miotał jej ciałem w sposób zupełnie niekontrolowany. Po chwili zawładnęła nią fala błogich skurczy. Poczuła jak w jej podbrzuszu rozlewa się miłe ciepło i wypełnia ją sobą. Marek zwolnił. W końcu zatrzymał się tkwiąc w niej nadal. Otworzyła zaciśnięte powieki. Scałowywał rozkosz z jej twarzy szepcząc między jednym pocałunkiem a drugim najpiękniejsze słowa o miłości.

 - To było wspaniałe – powiedziała cicho. – Wspaniałe i piękne. Nigdy czegoś podobnego nie przeżyłam. Kocham cię.

Zasypiała w jego ramionach nieprzyzwoicie szczęśliwa i spełniona. Kiedyś mogła tylko marzyć o takim szczęściu, dzisiaj marzenia się spełniły.

 

Sylwestra podobnie jak święta spędzili u Marka, ale oprócz nich na imprezę został zaproszony Sebastian i Dorota. Maciek bawił się gdzieś na domówce z nowo poznaną dziewczyną. Nad ranem okazało się, że ta dwójka jakoś przylgnęła do siebie i już umawiali się na randkę. Ula była trochę zdziwiona tym tempem, bo odkąd znała Dorotę, ta zawsze powtarzała, że jest zdeklarowaną singielką, a tu taka niespodzianka. Sebastian bez wątpienia leczył rany po Violetcie, chociaż zastrzegał się, że i tak zerwałby z nią wcześniej czy później, bo swoim zachowaniem wzbudzała w nim wyłącznie negatywne emocje.

 

Po nowym roku zaczęła się standardowa rutyna. Znowu wpadli w kierat pracy. Pierwsze przymiarki do nowej kolekcji, pierwsze szkice Pshemko i wybór materiałów. Dobrą nowiną była informacja od psychologa Beatki, że nie ma już potrzeby jej uczestniczenia w sesjach.

 - Z całą odpowiedzialnością mogę stwierdzić, że dziewczynka jest zdrowa. Nie ma lęków, sypia dobrze, jest w niej radość życia. Moja pomoc już nie będzie potrzebna.

Ulę bardzo ucieszyła ta wiadomość Najważniejszy problem zdjęto jej z głowy a Marek coraz częściej zaczął przebąkiwać o ślubie.

 - Powinniśmy przynajmniej ustalić jakąś datę. Ja pomyślałem o świętach wielkanocnych. Jest dość czasu, żebyśmy przygotowali się do wesela. Pshemko czeka tylko na hasło, żeby zacząć szyć. Teraz jest dobry czas, bo nie ma jeszcze takiego nawału zajęć. Po obrączki możemy jechać choćby dziś. Zaproszenia to też żaden problem, a wesele spokojnie można urządzić w oranżerii rodziców, bo gości nie będzie wielu. Już nawet rozmawiałem na ten temat z mamą. Pobralibyśmy się jeszcze przed pokazem wiosenno-letniej a potem wyjechalibyśmy na Mazury na dwa tygodnie. Oboje kochamy to miejsce a Betti czuje się tam wspaniale. Za świadków wzięlibyśmy Dorotę i Sebastiana. Plusem jest też to, że nasz ślub odbyłby się przed początkiem sezonu w Rynie. Przemyślisz to kochanie?

 



- Tu nie ma nad czym myśleć, bo właśnie przedstawiłeś mi gotowy plan. Idę do Pshemko pogadać o sukni i garniturze, a po obrączki faktycznie możemy jechać dzisiaj.

 - Uwielbiam cię – omiótł jej twarz oddechem i słodko cmoknął w usta.

 

Kościół pw. Wszystkich Świętych na Placu Grzybowskim donośnym biciem dzwonów obwieszczał światu radosną nowinę. To właśnie dzisiaj w ten piękny, wiosenny i słoneczny dzień mieli wstąpić w święty związek małżeński Urszula Cieplak i Marek Dobrzański. Na szerokich stopniach przed wejściowymi drzwiami do tego przybytku stali już goście trochę się niecierpliwiąc i wypatrując białej limuzyny. Sebastian Olszański ścisnął dłoń Dorocie pochylając się do jej ucha.

 - Mam nadzieję, że nie rozmyślą się w ostatniej chwili?

 - Żartujesz? – Dorota parsknęła śmiechem. – Widziałeś kiedykolwiek większą miłość od tej jaką oni się darzą? Poszliby za sobą w ogień. Właśnie nadjeżdżają.

 

 

Rzeczywiście biała limuzyna wolno podjechała pod wejście główne i zatrzymała się. Wyskoczył z niej zgrabnie pan młody podając rękę pannie młodej i małej Betti. Dziewczynka trzymała w dłoniach koszyczek z płatkami herbacianych róż. Marek podał Uli ramię i wolno poprowadził ją do wnętrza kościoła. Zatrzymali się na chwilę i przywitali ze świadkami. Beatka wysforowała się naprzód i usłyszawszy Marsz Mendelsona ruszyła wolno sypiąc płatki. Goście zajęli miejsca w ławkach. Nie byli zbyt liczni. Maciek z dziewczyną, jego rodzice, państwo Dobrzańscy, Pshemko, Sebastian z Dorotą, oboje Febo i dwóch kuzynów Marka z żonami.

Zaczęła się ceremonia. Dla Marka trwała wieki. On już chciałby powiedzieć „tak” i zacząć imprezę. Na to jednak musiał trochę zaczekać, bo ślub był konkordatowy i trwał około godziny. W końcu usłyszał to zbawienne „a teraz możesz pocałować pannę młodą”. To była zdecydowanie najlepsza i najmilsza część celebry.

 



Po niej wszyscy wylegli przed kościół i zaczęli składać życzenia młodej parze.

To wesele miało charakter bardzo kameralny. W oranżerii było dość miejsca, żeby ustawić stoły i wygospodarować przestrzeń do zabawy. Helena zamówiła znakomity catering i obsługę. Kelnerzy poruszali się niemal bezszelestnie. Marek i Ula byli zadowoleni. Żadne z nich nie chciało wesela z pompą. Miało być skromnie i rodzinnie. Dzięki zachowaniu dyskrecji żaden z paparazzich nie zakłócił im ceremonii.

Mimo, że gości było niewielu nikt nie mógł się skarżyć, bo wszyscy wybawili się świetnie. Ula i Marek opuścili oranżerię jako jedni z ostatnich. Była już czwarta nad ranem. Przed północą Helena zabrała Beatkę do przygotowanego dla niej pokoju. Oni wolno szli po schodach na pierwsze piętro, gdzie czekał na nich dawny pokój Marka. Byli zmęczeni po całonocnych hulankach, ale Marek nie odpuścił sobie prawa do nocy poślubnej.

 - Wiem kochanie, że masz dość, ale dzisiaj jest wyjątkowy dzień, a ja mam obok takie ciało. Uważasz, że mógłbym sobie odpuścić, kiedy w środku cały płonę z pożądania? – odpiął jej błyskawiczny zamek i zsunął sukienkę pozostawiając ją w samej bieliźnie. – Mam potężną erekcję skarbie i jeśli zaraz czegoś nie zrobię, to rozerwie mnie na kawałki.

Ula spojrzała na niego przerażona. Parsknął śmiechem uwalniając ją z bielizny. Stała przed nim kompletnie naga.

 - Żartowałem. Mam gigantyczną erekcję i nie zawaham się jej użyć – porwał ją na ręce i ułożył na łóżku. Zerwał z siebie resztę ubrań i ułożył się na niej rozsiewając na jej skórze najczulsze pocałunki. Wdarł się językiem w jej płeć i poczuł, że zwilgotniała. Rozsunął jej nogi i pieszczotliwie pogładził łono.

 - Jest piękne – szepnął – i całe moje.

Już nie czekał, bo pożądanie wzięło górę. Wszedł w nią celebrując każdy ruch. Wiła się pod jego dłonią cichutko jęcząc. Seks z nim był zawsze czymś wyjątkowym, bo za każdym razem odkrywała w nim inny rodzaj przyjemności. Przyspieszył nagle tak mocno, że aż krzyknęła. Złapała go za pośladki przyciskając do siebie z całej siły. Jeszcze bardziej zintensyfikował ruchy. Nie myślała już o niczym. Pragnęła tylko spełnić się w tym szaleństwie do samego końca. Poczuła to. Poczuła tę zniewalającą falę, która przetoczyła się przez jej ciało. Zesztywniała wyginając się niemal w łuk. Marek szczytował w niej długo rozsiewając w jej trzewiach błogie ciepło. Opadła na prześcieradło dysząc ciężko.

 - Kiedyś seks z tobą mnie zabije, – wyszeptała mu prosto w usta – bo za każdym razem umieram z rozkoszy.

 - Mam podobnie kochanie i wcale nie chcę, żeby było inaczej – ułożył się obok niej przytulając do siebie. Śpij dobrze a jutro, a właściwie już dzisiaj pomyślimy jak rozwiązać sprawę naszych mieszkań. Ja już wprawdzie mam pewien pomysł, ale nie wiem, czy zgodzisz się ze mną.

 - Zawsze się z tobą zgadzam więc pewnie i tym razem tak będzie. Najlepiej jak sprzedamy obydwa i zainwestujemy w jakiś dom.

 - Wyjęłaś mi to z ust. Czytasz mi w myślach rusałko. Boże jak ja cię kocham… – ziewnął szeroko i wtuliwszy się w jej plecy smacznie zasnął.

 



 K O N I E C

środa, 16 grudnia 2020

AZYL - rozdział 15

 Nasi drodzy

Z uwagi na to, że wigilia przypada w czwartek, ostatni rozdział tego opowiadania zostanie opublikowany we wtorek 22-go grudnia. 

Pozdrawiamy.

Gośka i Gaja

 

 

ROZDZIAŁ 15

 

 

Współpraca Uli z Violettą układała się fatalnie. Dziewczyna zachowywała się tak, jakby była umysłowo opóźniona. Nic nie rozumiała z tego, co Ula tłumaczyła po dziesięć razy. Nie było dnia, żeby nie dochodziło między nimi do jakichś spięć.

Kolejne miało miejsce na początku grudnia. Ula była przeziębiona, ale zażywając lekarstwa uparcie chodziła do pracy. Mimo, że nie szykował się żaden pokaz to koniec roku zawsze był gorący i pracowity. Trzeba było pozamykać wszystkie przedsięwzięcia, zsumować ich koszty i zyski, a także sporządzić raporty niezbędne dyrektorowi finansowemu do opracowania sprawozdania na posiedzenie zarządu, które miało się odbyć jeszcze przed świętami. Ula nie oszczędzała się. Zakatarzona i kaszląca sumiennie wpisywała w tabele wszystkie dane. Marek niepokoił się i martwił, ale wciąż uspokajała go, że da radę.

Tego dnia była jakoś wyjątkowo rozdrażniona i rozkojarzona. Za wszelką cenę usiłowała się skupić na wykonywanej pracy. Tymczasem wszystko szło nie tak. Violetta już wczoraj miała jej dostarczyć wykazy sprzedaży z poszczególnych butików, a także spis zwrotów. Dzisiaj jeszcze nie zjawiła się w pracy chociaż dochodziła dziesiąta, a Ula niecierpliwie czekała na dane do raportów. W końcu wstała od biurka i poszła do Sebastiana. Przywitała się z nim i nie wchodząc do pokoju a jedynie stając w drzwiach zapytała, gdzie jest Kubasińska. Kadrowego zdziwiło to pytanie, bo sądził, że jego dziewczyna od dawna już pracuje.

 - Ja nie wiem Ula. Wczoraj zawiozłem ją do Pomiechówka do rodziców. Jeśli cię to uspokoi, to zadzwonię do niej i zapytam.

 - Będę wdzięczna. Mamy kupę roboty do zrobienia i niech nie myśli, że będę odwalać ją za nią. Z całym szacunkiem Sebastian, to twoja dziewczyna, ale jeśli nadal będzie miała takie marne wyniki swojej pracy, bez skrupułów pozbędę się jej. Wszystko robi bezmyślnie i byle jak. Ciągle muszę ją sprawdzać i po niej poprawiać. Co ona sobie wyobraża, że mam za mało roboty? Załatw to, bo jutro może przyjść jedynie po wypowiedzenie. Nie będę więcej tolerować jej głupoty.

Jak tylko za Ulą zamknęły się drzwi sięgnął po telefon i wybrał numer Violetty. Odebrała a jakże tryskając szampańskim humorem.

 - Sebulku, stęskniłeś się za mną?

 - Ja nie, ale za to Ula i Marek bardzo. Gdzie ty jesteś do cholery!? Ula czeka na jakieś wykazy, które miałaś zrobić już wczoraj. Zrobiłaś? Jeśli tak, to powiedz, gdzie są. Dam jej.

 - Nie zrobiłam… - Violetcie nagle dobry humor prysł. – No, nie miałam kiedy.

 - To nikogo nie obchodzi. Dostałaś polecenie służbowe i miałaś się z niego wywiązać. To gdzie jesteś?

 - Umówiłam się rano z Pauliną w solarium. Przed nami jeszcze godzina zabiegów.

 

 

 - Czyś ty zgłupiała już do reszty? Ula ci tego nie daruje. W takim razie dokończ te zabiegi i przyjdź do firmy. Po wypowiedzenie. Masz to jak w banku. Ula ma ciebie serdecznie dość i ja chyba też – wściekły rozłączył się. Już nie miał siły do tej kobiety. Ciągle świecił za nią oczami i żebrał u Marka, żeby wybaczył jej i nie zwalniał. Już dość. Nie będzie za nią więcej nadstawiał karku. Wstał od biurka i poszedł do sekretariatu Marka.

 - Ula… rozmawiałem z nią. Nie sądziłem, że jest aż tak głupia. Właśnie relaksuje się w jakimś SPA z Pauliną. Nie zrobiła tych raportów. Twierdzi, że nie miała wczoraj czasu.

 - No skoro tak, to od teraz będzie miała go aż nadto. Proszę cię, żebyś wypisał jej zwolnienie dyscyplinarne. Mam jej dość. Nic nie ogarnia i nic nie przyswaja, jakbym rozmawiała ze ścianą. Chodźmy do Marka.

Nie zdążyli tego zrobić, bo sam prezes wyszedł z gabinetu i zdziwiony nieobecnością Violetty i obecnością Sebastiana od razu zapytał, co jest grane.

 - Właśnie prosiłam Sebę, żeby wypisał zwolnienie dyscyplinarne Violetcie. Mam po dziurki w nosie jej nieróbstwa i olewania moich poleceń. Od rana czekam na wykazy, które miała zrobić już wczoraj. Oczywiście ich nie zrobiła, a dzisiaj jest w SPA z panną Febo. Dasz wiarę? – posłużyła się ulubionym powiedzonkiem sekretarki. W Marku zaczęło się gotować. Spojrzał na swojego przyjaciela.

 - A ty co? Nie masz na nią żadnego wpływu? Nadal będziesz jej bronił?

 - No jak widzisz, nie. Mam jej tak samo dosyć jak wy i z wielką przyjemnością zaraz pójdę wypisać jej zwolnienie. Nie będę się więcej z nią użerał.

Godzinę później w sekretariacie pojawiła się Paulina z Violettą. Zapytała Ulę, czy jest Marek.

 - Jest. Proszę wejść, a ty zacznij się pakować – zwróciła się do Kubasińskiej.

Paulina otworzyła szeroko drzwi i nie zamykając ich podeszła do biurka Marka.

 - Marek, ja cię bardzo przepraszam, ale Viola powiedziała mi, że wzięła dzień urlopu. Nie miałam pojęcia, że kłamie. Jak wiesz, ja mam urlop do końca tygodnia. Zgodziłam się, żeby poszła ze mną, bo akurat miałam jeden wolny karnet.

 



- W porządku Paula. Nie mam do ciebie pretensji – wstał zza biurka i przeszedł do sekretariatu. Zmarszczył czoło, co świadczyło u niego o wysokim poziomie irytacji i obrzucił wzrokiem Kubasińską od stóp do głów.

 - Przez trzy lata od momentu zatrudnienia cię tutaj znosiłem twoje lenistwo, kompletną nieodpowiedzialność, brak elementarnej wiedzy i zwykłą głupotę. Nieustannie wpędzałaś mnie w kłopoty, z których musiałem się tłumaczyć ludziom spoza firmy. Robiłem to i łykałem wstyd. Twój wstyd. Na tym jednak koniec. Jesteś krnąbrna, łżesz jak pies i nie wywiązujesz się ze swoich obowiązków. Nie licz też na to, że Sebastian ci pomoże – sięgnął po słuchawkę telefonu i wybrał wewnętrzny kadrowego. – Przyjdź tu do mnie i przynieś wypowiedzenie Violetty – odłożył słuchawkę i ponownie zwrócił się do Kubasińskiej. – Ula od kilku dni jest mocno przeziębiona. Gdyby miała solidną sekretarkę uczciwie wykonującą swoją pracę, mogłaby wychorować się w domu. Niestety na ciebie liczyć nie może, bo ty masz wszystko w dupie i tylko patrzysz, żeby to ona odwalała za ciebie całą robotę. Zwalniam cię dyscyplinarnie i natychmiast wydaję zakaz wpuszczania cię do tej firmy. Dla mnie nadajesz się tylko do mycia ulicznych szaletów, chociaż i to nie jest takie pewne, bo i tam czasem trzeba używać mózgu. Daj mi to zwolnienie Seba – odebrał od kadrowego druk. – Proszę bardzo – wręczył go Violetcie – i żegnam raz na zawsze. Z pensji za te kilka dni grudnia zostanie ci odliczony dzisiejszy dzień jako nieobecność nieusprawiedliwiona. Oczywiście odprawa też ci się nie należy. Do firmowej kasy masz wpłacić resztę należności za niezgodne z prawem używanie firmowej karty. O ile się nie mylę zostało ci do spłacenia około piętnastu tysięcy. Jeśli tego nie zrobisz, sprawa trafi do sądu, a ja bardzo się postaram, żeby sędzia do tej sumy doliczył należne firmie odszkodowanie. To wszystko, co miałem ci do powiedzenia. Masz godzinę na spakowanie się.

Kubasińska stała jak słup soli i nie potrafiła wykrztusić z siebie słowa. Wokół sekretariatu na korytarzu zebrał się spory tłumek pracowników, których przyciągnął podniesiony głos prezesa. Kiedy za Markiem zamknęły się drzwi, tłum zaczął rzednąć. Paulina bez słowa wyminęła Violettę i zamknęła się w sali konferencyjnej. Sebastian też zniknął z pola widzenia. W końcu jego niedawna dziewczyna ruszyła za nim. Wparowała do jego gabinetu krzycząc już od progu.

 - I ty na to pozwolisz? Dzieje się niesprawiedliwość, a ty nie zrobisz z tym nic?

 - Ależ zrobię moja droga. Zrobię. Spakujesz swoje rzeczy i pojedziemy do mnie. Tam opróżnisz komody, które zajmujesz, oddasz mi klucze do mieszkania, a ja w przyjacielskim geście odwiozę cię do Pomiechówka. To wszystko na co w tej chwili mnie stać. No, chyba że wolisz sama…

 



 - Wiesz co? Jesteś zwykłym chamem.

 - Może i jestem, ale do twoich wyczynów jeszcze mi daleko. To jak będzie?

Nie odpowiedziała mu. Wyparowała z pokoju, po drodze dorwała jakiś pusty karton i zaczęła pakować rzeczy. Kiedy wyniosła się z sekretariatu, Ula odetchnęła z ulgą.

 

Pracy wciąż było dużo. Marek chcąc odciążyć swoją ukochaną usiadł na miejscu Violetty i przez parę dni harował w pocie czoła, żeby zdążyć na czas. Ulę wciąż męczyło przeziębienie i w piątek po odebraniu Betti z przedszkola zapakował swoją asystentkę do łóżka a sam zajął się posiłkiem.

 - Musisz to wyleżeć, bo w przeciwnym wypadku doprowadzisz się do zapalenia płuc. Ja zajmę się małą i tobą.

Nagotował jej esencjonalnego rosołu z manną i poił ją nim przez trzy dni podsuwając przy okazji aspirynę, sok z malin na wygrzanie i syropy. W niedzielę wieczorem napadowy kaszel ustąpił i wreszcie poczuła się lepiej.

W połowie grudnia wpadli do firmy Dobrzańscy. Wiedzieli już, że Ula jest obiektem westchnień ich syna. Ona od początku zrobiła na nich bardzo dobre wrażenie. Podziwiali ją za jej zaradność a przede wszystkim za to, że zastępowała Betti matkę. Znali historię obu „Cieplaczek”, bo zanim poznali je osobiście, Marek o wszystkim im przecież opowiedział, gdy szukał psychologa dla małej. Helena niezwykle uwrażliwiona na takie dramatyczne historie natychmiast zaangażowała się całym sercem. Od tej pory Ula widywała czasem państwa Dobrzańskich w firmie i zamieniała z obojgiem kilka uprzejmych słów. Tym razem nie było inaczej. Zaproponowała seniorom kawę i po kilku minutach wniosła do gabinetu Marka parujące filiżanki. Chciała wyjść, ale Marek zatrzymał ją.

 - Usiądź kochanie, bo mam pewną propozycję dotyczącą świąt. Zawsze było tak, że wigilię i pierwszy dzień świąt spędzaliśmy u rodziców. Mam tu na myśli siebie, Paulinę i Alexa. Z tego co wiem oboje Febo wyjeżdżają w tym roku do Włoch i zostają tam do Sylwestra. Pomyślałem więc, żeby tym razem święta urządzić u mnie. Moglibyście zostać na całe trzy dni, bo jest gdzie spać. Ja przysięgam Ula, że pomogę w zakupach i gotowaniu. Co wy na to?

 - Ja bardzo chętnie – odezwała się Ula. – Dawno nie miałyśmy takich świąt z prawdziwego zdarzenia. Z przyjemnością przygotuję coś smacznego.

 

 

 - Trochę nas zaskoczyliście, bo my właśnie przyjechaliśmy w tej sprawie. Pomyśleliśmy, że trzeba coś ustalić w związku ze spędzeniem wspólnych świąt. Skoro jednak ty pierwszy wyszedłeś z taką propozycją, to my zgadzamy się na wszystko. W wigilię możemy nawet przyjechać wcześniej, żeby pomóc w przygotowaniach.

Marek uśmiechnął się szeroko.

 - Kochani, to będą wspaniałe święta. Zobaczycie.

 

Nie tracili cennego czasu na przygotowania do świąt. Ula zaopatrzona w kartkę zawierającą spis wszystkich niezbędnych produktów buszowała wraz z małą Betti i Markiem po galeriach. Pamiętała o prezentach dla wszystkich i choinkowych ozdobach. Marek obiecał małej wielką, żywą choinkę i słowa dotrzymał. Stanęła któregoś dnia w rogu ogromnego salonu czekając już tylko na strojenie. Kilka dni przed wigilią Ula zawitała do pracowni Pshemko. Uzgodnili, że zaproszą go na wigilię. Nie darowaliby sobie, gdyby ten dzień musiał spędzać samotnie. On sam przyjął to zaproszenie z wielkim entuzjazmem. Wyściskał ich oboje zapewniając, że na pewno się zjawi, bo już na samą myśl o tych świątecznych pysznościach cieknie mu ślinka.

 



Święta zapowiadały się na biało. Tuż przed wigilią szczodrze sypnęło śniegiem i Warszawa przybrała bajkową szatę. Seniorzy zgodnie z obietnicą pojawili się u Marka kilka minut po dziesiątej. Mężczyźni wraz z Beatką ubierali choinkę i nakrywali świąteczny stół, natomiast Ula wraz z Heleną szykowały świąteczne przysmaki.

Nastrój był podniosły. Czekano tylko na Pshemko.