Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 30 września 2021

PRZESZŁOŚĆ JAK WYRZUT SUMIENIA - rozdział 3

 ROZDZIAŁ 3

 

Kilka dni po tej rozmowie Ula wraz z Alą i ojcem wybrała się na giełdę samochodową. Ojciec znał się na mechanice i mógł okazać się bardzo pomocny. Długo chodzili oglądając różne marki aż wreszcie natrafili na trzyletnią Toyotę Aygo. Uli od razu spodobał się ten samochodzik. Był nieduży w sam raz dla kobiety i w dodatku w przystępnej cenie. Ojciec próbował się trochę targować, bo sprzedawca i pierwszy właściciel w jednym, wystawił autko za dwadzieścia pięć tysięcy. Stanęło na dwudziestu trzech, komplecie opon zimowych i kilku częściach zapasowych. Cieplak nie byłby sobą, gdyby nie zajrzał pod maskę, ale to co zobaczył spodobało mu się. Ewidentnie pojazd był zadbany.

Do mieszkania Ali jechali już dwoma samochodami. Nowy nabytek prowadził się świetnie a Ula czuła się w nim komfortowo.

 



Podjechały pod blok Ali na Szczęśliwickiej i zaparkowały obok siebie. Wraz z Józefem weszły na pierwsze piętro. Ala otworzyła drzwi na oścież i wpuściła ich do mieszkania rozglądając się przy okazji dokoła.

 - Nie najlepiej to wygląda. Dawno mnie tu nie było, dlatego tyle kurzu. Widzisz, pokój prawie pusty – zwróciła się do Uli. – Tę starą komodę można wyrzucić. Wersalkę także. Józio nie może dźwigać a i my też nie powinnyśmy. Poprosimy chłopaków z ekipy remontowej. Za dodatkową opłatą wyczyszczą całe mieszkanie ze sprzętów. W łazience trzeba koniecznie wymienić płytki. Te są już bardzo stare i niemodne. Tu daję ci schemat całego mieszkania – Ala wyciągnęła z torebki złożony plik kartek. – Każde pomieszczenie rozrysowane jest osobno wraz z wymiarami. To pomoże ci przy kupnie kafelek i podłóg. Kuchnię też trzeba doprowadzić do ładu. Niestety wyboru płytek i paneli podłogowych będziesz musiała dokonać sama, chyba że weźmiesz Jaśka do pomocy.

 - Poradzę sobie – zapewniła Ula. – Najbardziej się cieszę, że tak blisko będę miała do pracy. Samochodem to jakieś piętnaście minut. Proponuję, żebyście teraz pojechali do domu. Ja skoczę jeszcze do jakiegoś salonu z glazurą i być może uda mi się coś zamówić. Trzeba też kupić kabinę, bo nie chcę wanny i nową umywalkę. Chodźmy, bo szkoda czasu.

 

Ruszyła do Castoramy, bo uznała, że może tam kupić większość potrzebnych rzeczy. Nie sądziła, że wybór będzie tak trudny. Długo nie mogła się zdecydować. Wreszcie wybrała duże płytki na ściany w łazience i w kuchni, i podobnej wielkości płytki podłogowe do tych dwóch pomieszczeń i przedpokoju. Panele miały być położone tylko w pokoju. Zamówiła też solidne drzwi wejściowe i jedne drzwi wewnętrzne do łazienki. Uznała, że drzwi do kuchni i pokoju są całkiem zbędne. Załatwiła już przy kasie dostawę do domu i opłaciła wszystko włącznie z wniesieniem materiałów. Całość miano dostarczyć za dwa dni.

 

W Rysiowie prace szły już od kilku dni pełną parą. W ciągu jednego dnia pozbyto się toksycznego, eternitowego dachu. Potem wymieniono całą jego konstrukcję, bo padł pomysł, żeby Jaśkowi zagospodarować poddasze. Wycięto otwory na cztery połaciowe okna, żeby strych był dobrze doświetlony. Kiedy wjechała na podwórko i wysiadła z auta aż uśmiechnęła się od ucha do ucha, bo dekarze zaczynali kłaść ogromne arkusze zielonej blachodachówki. – Jak tak dalej pójdzie, to dzisiaj skończą – pomyślała.

Przy późnym obiedzie opowiedziała rodzinie o zakupach jakie poczyniła.

 - Ekipa ma być jutro o dziewiątej. Pojutrze przywiozą materiały. Dobrze idzie, aż boję się o tym mówić głośno. Rozmawiałeś tato o kosztach tego dachu? Ile chcą?

 - Zgodzili się na trzydzieści tysięcy, ale utargowałem jeszcze, że zrobią wnętrze, to znaczy położą płyty i przygotują je do malowania. Pomalujemy sami. Podłogę też damy radę położyć. Uskładaliśmy trochę pieniędzy i pomyśleliśmy, żeby wymienić jeszcze instalację, bo jest już stara i kaloryfery.

 - Zastanów się co jeszcze można byłoby wyremontować. Ja dołożę, jeśli zajdzie taka potrzeba. Pieniędzy na pewno mi wystarczy a poza tym już niedługo zacznę znowu zarabiać, więc nie ma się czym przejmować.

 

Mieszkanko Uli dość szybko nabierało przytulności. Prace remontowe zakończono i teraz mogła się zająć jego urządzaniem. Z przyjemnością wybierała meble do pokoju, śnieżnobiałe firanki i pastelowe zasłony pasujące do koloru ścian. Na początku września przewiozła swoje rzeczy na Szczęśliwicką. Garderoba w przedpokoju była na tyle pojemna, że zmieściła się ze wszystkim. Nadal była na urlopie więc dość często gościła w Rysiowie. Tam też remont dobiegał już końca. Jasiek przeniósł się na strych. Jego stary pokój na piętrze i pokój Beatki połączono wyburzając dzielącą je ścianę. Teraz i ona miała więcej miejsca dla siebie. Do pomalowania został tylko parter. Z uwagi na to, że Ala nadal była czynna zawodowo i dojeżdżała każdego dnia do F&D Ula godnie zastępowała ją w porządkach po malowaniu a w wolnym czasie wraz z Beatką zbierała jabłka i śliwki w sadzie robiąc z nich przetwory. Takie intensywne życie bardziej pasowało do niej niż bezmyślne próżniactwo. Była szczęśliwa i czuła się potrzebna. Kiedy myślała o tych pierwszych miesiącach w Stanach otrząsała się z niesmakiem. Jak Piotr mógł w ogóle pomyśleć, że będzie jej odpowiadała rola kury domowej? Przecież zdążył ją już dobrze poznać i wiedział, że nie znosi bezczynności. Zabrał ją do Ameryki bez konkretnego planu. Mamił atrakcyjnością Bostonu i wmawiał jak piękne życie będą wiedli. Doszła do wniosku, że zrobił to z czystą premedytacją, bo tak naprawdę wiedział, że rzeczywistość będzie zupełnie inna. Przecież już raz tam był. Wprawdzie tylko miesiąc, ale też pewnie spędził go w szpitalu. Miała mu trochę za złe, że nie powiedział jej prawdy a z drugiej strony gdyby nie ten wyjazd, nie mogłaby sobie pozwolić na to, by opłacić remont domu i mieszkania a kupno samochodu stałoby się tylko pobożnym życzeniem.

 

Pod koniec września zapakowała w teczkę dokumenty i pojechała do swojego nowego miejsca pracy. Ku jej zdziwieniu robiono jej trudności i nie chciano wpuścić do gabinetu Rogosza mówiąc, że nie może wejść, bo nie jest umówiona.

 - Proszę nie nalegać. Dyrektor jest bardzo zajęty – spławiała ją sekretarka. Zaczynała Ulę drażnić. Ewidentnie uważała się tu za drugą po Bogu i mogła wszystko.

 - Proszę pani – wyrzuciła z siebie poirytowana. – Proszę natychmiast pójść do pana Rogosza i powiedzieć mu, że przyszła Urszula Cieplak jego zastępca. Jeśli pani tego nie zrobi postaram się jak najszybciej wyciągnąć z tego żałosnego incydentu najdalej idące konsekwencje. Zrozumiała pani?

Kobieta wstała od biurka i wyciągnęła się jak struna. Najwyraźniej pobladła wbijając w Ulę przestraszone spojrzenie.

 - Ja bardzo panią przepraszam… Trzeba było tak od razu… Już panią zapowiem.

Wsunęła się do gabinetu jak duch, by po chwili otworzyć drzwi na oścież zapraszając ją do środka. Siedzący za dębowym biurkiem mężczyzna podniósł się, zapiął guzik marynarki i podszedł do niej z wyciągniętą dłonią.

 



- Witam, witam pani Urszulo. Dyrektor Robinson osobiście dzwonił w pani sprawie. Przyszły też dokumenty. Ja nazywam się Andrzej Rogosz. Zapraszam – wskazał jej wygodny, skórzany fotel. – Anno – zwrócił się do sekretarki – prosimy o dwie kawy. Jaką pani pija?

 - Czarną z odrobiną mleka bez cukru.

 - Zack Robinson bardzo pochlebnie wyrażał się o pani. Wysoce sobie ceni pani umiejętności a ja jestem szczęśliwy, że pozyskaliśmy tak wartościowego pracownika. Mój zastępca odszedł na zasłużoną emeryturę i od kilku miesięcy mieliśmy wakat na tym stanowisku. Podobno zajmowała się pani w Bostonie analizami finansowymi?

 - Zgadza się, ale i inne zagadnienia nie są mi obce.

 - To świetnie się składa. Mam nadzieję, że nasza współpraca będzie się układała bez zarzutu. Jak wypijemy kawę oprowadzę panią.

 

 - To jest pani gabinet – Rogosz otworzył szeroko drzwi od jednego z pokoi i przepuścił ją przodem. - Wydaje się dość wygodny. Pani poprzednik nie narzekał, chyba że chce go pani urządzić inaczej, to proszę powiedzieć.

 - Nie, nie. Nie jestem wymagająca a gabinet zupełnie wystarczający. Skoro wszystko już wiem, to pozwoli pan, że skorzystam jeszcze z tych kilku dni urlopu jakie mi pozostały. Zaczynam, jak pan zapewne wie od pierwszego października.

 - Czekamy na panią i do zobaczenia.

 

Szybko się połapała w swoim zakresie obowiązków. Nie było w nim nic, czego by nie znała lub nie rozumiała. Praca jak zwykle przynosiła jej satysfakcję, bo zaangażowała się w nią całym sercem. W weekendy zazwyczaj jeździła do Rysiowa, żeby pomóc Ali w sprzątaniu. Po remoncie było to znacznie prostsze i nawet sprawiało przyjemność. W sobotnie wieczory pomagała Betti w nauce i prowadziła dyskusje z Jaśkiem. Był na ostatnim roku informatyki i pisał pracę dyplomową.

Którejś soboty zastała rodzinę w minorowych nastrojach a raczej to Ala i Józef nie tryskali jakoś entuzjazmem. Ula od razu wyczuła, że coś się stało i już od progu o to zapytała.

 


 - Martwię się Ula – powiedziała cicho Alicja. – W firmie nie dzieje się dobrze. Krążą plotki o kiepskiej kondycji finansowej i o tym, że będą zwalniać ludzi. Ja jestem tuż przed emeryturą i nie wiadomo czy mnie oszczędzą. W gorszej sytuacji są dziewczyny Ela i Iza. Są młode, ale już mają jakiś staż pracy. Gdzie będą szukać roboty?

 - To niemożliwe Ala. Nie zwolnią żadnej z was. Krzysztof nigdy nie zwalniał ludzi, co najwyżej ciął płace, ale zwolnień nie było. Marek też na to się nie odważy.

 - Marek może nie, ale nad Krzysztofem mocno pracuje Alex. Przedstawia mu jakieś zestawienia pokazujące bilans zysków i strat, a te ostatnie są ponoć wysokie. Naprawdę tego nie rozumiem… Przecież niedawno był pokaz. Sama wiesz, że po pokazie pojawiają się stali kontrahenci i ci nowi. Są zawierane umowy. Gdzie to wszystko jest? Marek ciągle za czymś goni, coś załatwia, wręcz wychodzi ze skóry. Sądziłam, że podpisuje te umowy właśnie. Nawet Pshemko chodzi jak chmura gradowa.

Ula ze współczuciem patrzyła na Alę. Była w tej firmie od samego początku. Pomagała ją rozwijać i żyła dla niej. A co z pozostałymi? To nie mogło się tak po prostu skończyć. Alex knuł od kiedy pamiętała. Wciąż jakieś nasiadówki z Adamem i szeptanie po kątach. Nie miała pojęcia czy robił świństwa w czasie, gdy ona odeszła już z firmy. Niewykluczone, że teraz wrócił do dawnej gry.

 - Ala a jak było przez ostatnie trzy lata? Też robił Markowi pod górkę?

 - O dziwo, nie… Kiedy odeszłaś z firmy w niedługim czasie on i Paulina wyjechali do Włoch. Pamiętam to dobrze, bo to było krótko po tej awanturze, o której ci opowiadałam. Paulina nie mogła znieść pogardliwych spojrzeń pracowników i ich chichotu, gdy przechodziła obok. Namówiła brata i wyjechali na bardzo długo. Cztery miesiące ich nie było. Wrócili dopiero na posiedzenie zarządu. Ten czas trochę wyciszył Marka, pomógł mu spokojniej pracować, co było ewenementem, bo jak sama wiesz, on nie lubił się przepracowywać. A jednak od czasu gdy zniknęłaś i jak wyjechali Febo stał się prawdziwym pracoholikiem. Podźwignął wtedy firmę. Znalazł nowych kooperantów i zawarł z nimi korzystne umowy. Było naprawdę dobrze. Po powrocie Alex trochę spasował. Rzadko pojawiał się na korytarzu jakby dążył do całkowitej izolacji. Wtedy na pewno nie knuł.

 - Knuł Ala, bo to leży w jego naturze. Firma nie może tak sobie upaść z dnia na dzień. To proces, który trwa dłuższy czas. Alex układał plan przejęcia firmy i właśnie wciela go w życie. Dam głowę uciąć, że prowadzi kreatywną księgowość. Ma świadomość, że Krzysztof ma słabe serce, więc sączy mu wolniutko te złe wieści jak jad. Wieści, które sam spreparował. Marek słabo zna się na finansach. Choćby wyszedł ze skóry, nie jest w stanie nic Alexowi udowodnić. Mimo wszystko szkoda mi i jego, i Krzysztofa. Febo dobrze się przygotował. Co by o nim nie powiedzieć, to z pewnością solidny i drobiazgowy facet. Krok po kroku doprowadzi firmę do ruiny a oni będą musieli na to patrzeć.

 - Pomóż mu Ula – wyszeptała Ala a po jej policzkach płynęły łzy. - Pomyśl o tych wszystkich biednych ludziach, którzy mają na utrzymaniu rodziny. Co z nimi będzie?

 - To niemożliwe Ala. Ja etap Febo&Dobrzański mam już daleko za sobą i nie chcę wchodzić dwa razy do tej samej rzeki. Krzysztof jest mądry i może sam w końcu się zorientuje, że jego przybrany syn pcha firmę na skraj przepaści. Nie możesz wymagać ode mnie tego rodzaju przysług. Przepraszam, ale nie mogę ci pomóc.

czwartek, 23 września 2021

PRZESZŁOŚĆ JAK WYRZUT SUMIENIA - rozdział 2

 ROZDZIAŁ 2

 

Przeniosła się do Dorchester. Dzielnicę zamieszkiwało sporo Polonusów i może dlatego poczuła się tu jak w domu. Stąd miała też bliżej do pracy. Mieszkanko było mikroskopijne, ale wystarczające jak na jej potrzeby. Mało w nim przebywała i traktowała jak sypialnię. Jadała na mieście. Po pracy w banku wyprowadzała jeszcze psy wiekowym sąsiadom za symboliczną opłatą. Zabierała to psie towarzystwo do parku przeznaczonego specjalnie dla czworonogów. Tam mogła zebrać myśli i dotlenić umysł z dala od zgiełku miasta. Po upływie roku skończyła jej się wiza, ale na szczęście jej pracodawca zasponsorował ją i tym samym pomógł jej w ubieganiu się o nową wizę pracowniczą na dwa lata. Nie miała zamiaru zostawać w Stanach na stałe. Miała zamiar wrócić do swoich, bo tęsknota za nimi była niszcząca.

 

Ostatni raz omiotła wzrokiem mieszkanie po czym zamknęła drzwi i zapukała jeszcze do sąsiadki, żeby zostawić u niej klucz. Tak umówiła się z właścicielem budynku. Na dole czekała już na nią zamówiona taksówka. Kierowca pomógł jej z bagażem i bez zwłoki ruszył w stronę lotniska. Cieszyła się, że wraca. Trzy lata z dala od najbliższych to dość czasu, żeby zwariować. Piotr zadecydował, że zostaje na stałe i będzie tu robił karierę. Jej zaproponowano pracę w Polsce. Kiedy dyrektor generalny banku Zack Robinson dowiedział się, że kończy się jej wiza i ma zamiar wracać, wezwał ją do siebie.

 - Wie pani, że mamy placówki rozsiane po całym świecie, również w Polsce. W Warszawie przy Alejach Jerozolimskich mam wakat na stanowisku zastępcy dyrektora i chciałbym panią na nie powołać. Udowodniła pani, że analizy finansowe ma w małym palcu i znakomicie zna pani mechanizmy rządzące tą instytucją. Byłbym szczęśliwy, gdyby przyjęła pani ten awans.

Uśmiechnęła się szeroko do otyłego mężczyzny.

 - Panie dyrektorze generalny, to dla mnie ogromny zaszczyt. Z radością przyjmuję ten awans i przysięgam, że nie zawiodę. Zanim jednak się tego podejmę, chciałabym spędzić trochę czasu z rodziną. Nie widziałam ich trzy lata…

 - Ma pani dwa miesiące zaległego urlopu więc proszę je wykorzystać. Umawiamy się, że zacznie pani od pierwszego października. Proszę przed tą datą zgłosić się do dyrektora Rogosza wraz z dokumentami. My prześlemy również nasze i pani nominację. Bardzo się cieszę, że pani się zgodziła. Nie darowałbym sobie, gdybyśmy pozbyli się tak cennego pracownika. Życzę pani szczęśliwego lotu.

 

Zapięła klamrę pasa i rozsiadła się wygodnie w fotelu. Po chwili poczuła jak samolot kołuje i wzbija się w powietrze. Przymknęła oczy. - Nareszcie… - odetchnęła z ulgą.

 

W hali przylotów było ciemno od ludzi. Ala wraz z Józefem przecisnęła się bliżej barierek i wytężając słuch starała się usłyszeć zapowiedź przylotu samolotu z Bostonu.

 - Jest Józiu, jest! Wylądował – ścisnęła ramię męża. Pobrali się prawie dwa lata temu i do dziś żałowali, że najstarsza latorośl Cieplaków nie mogła uczestniczyć w ich ślubie. Rozumieli jednak, że nie może się wyrwać i praca trzyma ją w Stanach. Ślub był bardzo skromny i gości niewielu. Nie wynajmowali żadnej sali, a kameralne przyjęcie zorganizowali w domu.

 



Znamienne było to, że w Urzędzie Stanu Cywilnego pojawił się Marek, jakby liczył na to, że spotka na ślubie Ulę. Rozczarowany wyszedł z budynku jeszcze przed zakończeniem ceremonii, a życzenia złożył Ali już w firmie. Milewska doskonale wiedziała, że szuka Uli od dłuższego już czasu i usiłuje nawiązać z nią kontakt. Początkowo wydzwaniał do niej i kiedy nie odbierała przyjechał nawet do Rysiowa, chociaż w tym czasie Ula odreagowywała swój stres na Mazurach. To rozpaczliwe poszukiwanie byłej asystentki Ala złożyła na karb kiepskiej sytuacji, w której znalazła się firma. Uznała, że Marek po prostu kolejny raz potrzebował pomocy swojej niegdyś prawej ręki. Wprawdzie doskonale znała historię tej nieszczęśliwej miłości Uli do Marka, ale nie sądziła, żeby on kierował się podobnym uczuciem. Znała go niemal od dziecka. Wiedziała jakie życie prowadził wcześniej. Wprawdzie trochę spasował, kiedy umawiał się z Ulą na randki, ale jakby na to nie patrzeć w tym samym czasie był przecież zaręczony z Pauliną Febo i to było grubo nie w porządku, że mamił dziewczynę pustymi obietnicami.

 

W hali pojawili się pierwsi pasażerowie samolotu z Bostonu wlokąc za sobą wypakowane walizy. Cieplakowie wyciągali szyje i stawali na palcach, żeby cokolwiek zobaczyć. Wreszcie dojrzeli ją jak ciągnęła dwie spore walizki a na plecach niosła dwudziestokilogramowy plecak. Podbiegli do niej z piskiem i zamknęli w ramionach. Wzruszony Józef ściskał swoją córkę i całował jej mokre policzki. Sam też się rozpłakał podobnie jak Ala.

 - Tak bardzo tęskniliśmy córcia. Już nie mogliśmy się doczekać. Dzieciaki też cię wypatrują. Jak to dobrze, że do nas wróciłaś.

 - Wróciłam tatusiu i już nigdzie się nie wybieram. Chodźmy. Bardzo chcę uściskać Jaśka i Betti.

 

Ala rozlała do talerzy złocisty rosół i usiadła przy stole życząc wszystkim smacznego.

 - To co teraz Ula? Masz jakieś plany? – zapytała.

Ula uśmiechnęła się tajemniczo.

 - Mam dwa miesiące urlopu, który zamierzam wykorzystać co do dnia i nacieszyć się wami. Pierwszego października obejmuję stanowisko zastępcy dyrektora w Santander Banku tym przy Alejach Jerozolimskich. To jest jego polskie przedstawicielstwo a pracę zaproponował mi sam dyrektor generalny. Poza tym zamierzam poszukać jakiegoś mieszkania w Warszawie, żeby mieć bliżej do pracy i kupić jakiś niedrogi samochód, bo w Stanach zrobiłam prawo jazdy.

 - A może mogłabyś zamieszkać w moim? To wprawdzie tylko pokój z kuchnią, ale jak na początek wystarczy. Nie sprzedawałam go, bo pomyślałam, że być może któremuś z was się przyda jak nie tobie to Jaśkowi. Opłacam je też regularnie, więc nie ma żadnych zadłużeń.

 - To świetny pomysł! Nawet nie pomyślałabym… To mieszkanie jest niewielkie, ale bardzo ustawne. Pamiętam je doskonale. Bardzo ci dziękuję Aluś. Jeśli się zgodzisz, to chciałabym urządzić je po swojemu.

 - Oczywiście, że się zgodzę. Większość mebli i tak przewieźliśmy tutaj. Zresztą bez remontu się nie obędzie.

 - Wyremontuję je i pokryję koszty remontu domu. Najwyższy czas tato wymienić dach, wzmocnić stropy i odświeżyć pomieszczenia. Wszystkim się zajmę, ale teraz muszę się choć trochę przespać. W samolocie nie potrafiłam zasnąć, bo byłam zbyt podekscytowana.

 

Siedziały w ogrodzie delektując się mocną kawą i piękną pogodą. Józef wraz z Jaśkiem poszli zamówić ekipę dekarzy a mała Betti okupowała miejsce pod rozłożystą jabłonią rysując coś zawzięcie. Ala zmrużyła oczy przypatrując się Uli uważnie.

 - Ani słowem nie wspomniałaś o Piotrze. Trochę jestem zdziwiona, bo nic też nie mówiłaś podczas naszych rozmów przez skypa. Co z nim? Skoro wróciłaś bez niego i zamierzasz zostać, to chyba nie układa wam się najlepiej?

Ula milczała przez dłuższą chwilę i wyglądała tak, jakby zbierała myśli i nie wiedziała, co ma Ali odpowiedzieć, albo od czego zacząć.

 - Wyjazd do Bostonu okazał się jednym, wielkim rozczarowaniem. Nawet nie wiesz jak wiele razy żałowałam tej decyzji. Piotr roztaczał przede mną takie piękne perspektywy, że łatwo było mi w nie uwierzyć. Tymczasem okazało się, że wciąż mijaliśmy się i rzadko była okazja, żeby porozmawiać. On pracował a ja siedziałam jak pokutnica w czterech ścianach nie wiedząc, co ze sobą począć. Nie jestem typem próżniaka i lenistwo nie sprawia mi frajdy. Lubię się czymś zająć, popracować, a tymczasem z każdym dniem narastała we mnie frustracja. Przez kilka tygodni poznawałam miasto i jednocześnie szukałam ofert pracy. Zupełnie przez przypadek weszłam do tego banku. Chciałam tylko zasięgnąć informacji, a okazało się, że szukają ludzi do działu analiz. Miałam naprawdę szczęście, że mnie przyjęli. Docenili moją pracę i szybko awansowali. Z Piotrem rozstałam się po kilku miesiącach wspólnego mieszkania pod jednym dachem. Nic nas nie łączyło, choć on oczekiwał ode mnie więcej niż mogłam mu dać. Nie potrafiłam go pokochać i to głównie mi zarzucał.

 



Twierdził, że nadal kocham Marka, chociaż wyrządził mi tyle krzywdy – westchnęła ciężko. – Niestety miał rację… Marek okazał się draniem niewartym ani jednej mojej łzy a jednak nadal go kocham, choć wiem, że to beznadziejne. Myślałam, że tam w dalekiej Ameryce uda mi się zapomnieć, że znajdę jakąś równowagę, wyleczę się z tej głupiej miłości i przestanę o nim myśleć, ale okazało się to trudniejsze niż sądziłam. Póki co mam dość facetów i nowych znajomości. Nie mam na nie ochoty. W jakiś sposób Marek mnie okaleczył, bo jeśli nawet kogoś poznam, to wciąż porównuję do niego, a to nie jest dobre.

Ala popatrzyła na nią ze współczuciem. Traktowała Ulę jak swoje własne dziecko. Serce jej się kroiło, bo ta dobra, uczciwa, wspaniała dziewczyna nie zasłużyła na to wszystko, co ją spotkało. Czy to jej wina, że zakochała się w niewłaściwym facecie?

 - Zmieniłaś się Ula – szepnęła. – Nie tylko zewnętrznie, ale i wewnętrznie. Byłaś takim brzydkim i nieporadnym kaczątkiem, a teraz prawdziwa piękność z ciebie. Smutek, który nosisz w sercu uszlachetnił twoje rysy. Jestem pewna, że jeszcze znajdziesz w życiu taką prawdziwą miłość. Marek narobił wiele złego, choć byłabym nieobiektywna, gdybym nie dostrzegała i dobrych rzeczy w jego działaniu zwłaszcza po twoim wyjeździe. Nie chcieliśmy ci tego mówić, ale on cię szukał. Kiedy wyjechałaś na Mazury przyjechał do Rysiowa i błagał o kontakt z tobą. Tata nic mu nie powiedział, bo był na niego zły. Mnie też wiele razy nękał w pracy i jak zrozumiał, że nic ze mnie nie wyciągnie, to w końcu dał mi spokój. Wtedy też zaczął się zmieniać. Przestał spędzać czas w klubach, odpuścił panienki. Z każdym dniem stawał się bardziej posępny i mroczny. Czasem odnosiłam wrażenie, że upodabnia się do Alexa. Trochę posiwiał, nie uśmiecha się już tak jak dawniej i najczęściej, jeśli nie musi gdzieś wyjść, siedzi w swoim gabinecie i haruje jak wół. Niewiarygodne, prawda? Najważniejsze jednak jest to, że po twoim wyjeździe miał wielką awanturę z Pauliną. Zerwał zaręczyny i odwołał ślub…

 - Odwołał ślub?! Jak to? Myślałam, że jest już szczęśliwym małżonkiem.

 - Kłócili się tak głośno, że cała firma słyszała każde słowo. Wszyscy wylegli na korytarz i w milczeniu przysłuchiwali się tej drace. Powiedział jej, że żadnego ślubu nie będzie, że ma dość jej zazdrości i wiecznych podejrzeń. Prosto w twarz wywrzeszczał jej, że zmarnowała mu życie, że przez nią nie może być z kobietą, którą kocha i że doprowadziła do tego, że znienawidził ją i nie tknąłby jej już nawet kijem, bo budzi w nim wstręt i obrzydzenie. Strzeliła go wtedy w twarz. Widziałam to, bo stałam na korytarzu razem z Izą na wprost tej przeszklonej ściany. Zatoczył się jak pijany, a potem zamachnął się, odbił jej na policzku pięć palców i kazał się wynosić. Nigdy go takiego nie widziałam. Miał swoje wady, ale z całą pewnością nie odważyłby się uderzyć kobiety, bo wychowano go w poszanowaniu do płci pięknej. Skoro jej oddał, to tylko świadczy o tym, że cała ta awantura musiała doprowadzić go do ostateczności. Jego rodzice długo nie mogli mu tego wybaczyć. Przecież naciskali na ten ślub wmawiając mu, że Paulina jest jego drugą połówką. Walczył z nimi i nie dawał się ponownie zmanipulować. W końcu powiedział im, że jeśli pragną jego szczęścia, niech przestaną go nękać Pauliną, bo on jej nie kocha i jest zakochany w kimś innym. Do tej pory nie wiedzą o kogo chodzi. On nigdy im tego nie powiedział. Jeśli ktokolwiek wie, to tylko Sebastian, ale on nie puści pary z ust. Ja mogę się jedynie domyślać, że chodzi o ciebie. Wskazują na to wszystkie jego desperackie działania po twoim wyjeździe.

 - Nie wierzę w to… - Ula przetarła nerwowo załzawione oczy. – Jeśliby mnie kochał, nie oszukiwałby mnie, nie wykorzystywał do własnych celów, nie wysługiwałby się mną i nie uknułby tej podłej intrygi. Mogę go kochać do końca życia, ale nie będę z nim nigdy, bo takie świństwa trudno jest wybaczyć.

 - Nieprawda Ula… Znacznie gorsze świństwa ludzie potrafią wybaczyć zwłaszcza wówczas, gdy człowiek, który je popełniał żałuje każdego dnia i każdego dnia zmienia się na lepsze, a Marek zmienił się na lepsze i wiele zrozumiał. Decyzja należy oczywiście do ciebie. Ja nie jestem zwolenniczką tego, byś to ty pierwsza wyciągnęła dłoń do zgody, ale czasem bywają sytuacje takie jak ta i jeśli nie chcesz cierpieć przez cale życie, musisz się przełamać. Powtarzam jednak, decyzja należy do ciebie.

Nie miała zamiaru nic z tym robić. Marek był jej pierwszą, wielką miłością, ale też ogromnym rozczarowaniem. Nikt w całym jej życiu tak mocno jej nie zawiódł i nikt nigdy tak bardzo jej nie zranił. Ona ma wyciągnąć rękę do zgody? Nie ma mowy. Ala była mądrą kobietą, ale w tym wypadku zupełnie nie miała racji.

sobota, 18 września 2021

PRZESZŁOŚĆ JAK WYRZUT SUMIENIA - rozdział 1

 Kochani

Ponieważ dawno Was nie rozpieszczałyśmy, chcemy się nieco zrehabilitować. Wrzucamy więc pierwszy rozdział nowej historii o Uli i Marku z nadzieją, że trochę Was zaintrygujemy.

Życzymy przyjemnej lektury.

Gośka i Gaja




PRZESZŁOŚĆ JAK WYRZUT SUMIENIA

 

ROZDZIAŁ 1

 

Zasunęła zamek sporej walizki i ściągnęła ją z łóżka. Rozejrzała się jeszcze po mikroskopijnym mieszkanku lustrując je metr po metrze i upewniając się, że o niczym nie zapomniała. Westchnęła z rozrzewnieniem.

 



Spędziła tu prawie trzy lata oderwana od rodziny i miejsca, w którym się urodziła i dorosła. Dzieliło ją od niego ponad sześć i pół tysiąca kilometrów, i prawie dziewięć godzin lotu, ale to było najmniej ważne. Najważniejsze, że wreszcie zobaczy swoich bliskich i przestanie za nimi tak rozpaczliwie tęsknić. Minęło tyle czasu a ona wciąż nie mogła uwierzyć, że zgodziła się wyjechać za ocean z człowiekiem, którego tak naprawdę nie poznała do końca. Wydawał się lekiem na jej złamane serce i dopiero tu w Bostonie przekonała się, że to o czym opowiadał jej przed wyjazdem nie przystawało w żaden sposób do bostońskiej rzeczywistości. Roztoczył przed nią perspektywy, którym trudno było się oprzeć. Oczami wyobraźni widziała to wszystko a Ameryka jawiła jej się jako kraj wielkiej szczęśliwości. Jakże srodze się zawiodła i na tym kraju, i na Piotrze.

W Polsce pracowała jako asystentka prezesa w firmie modowej Febo&Dobrzański. Była gruntownie wykształconą ekonomistką z drugim fakultetem finansów i bankowości a także tytanem pracy. Piastowane przez nią stanowisko było znacznie poniżej jej możliwości, ale nie narzekała. Był jeszcze on. Przystojny prezes uwikłany w toksyczny związek ze współwłaścicielką firmy, zdradzający ją przy każdej, nadarzającej się okazji. Mimo licznych wad posiadał też zalety, a pracownicy uwielbiali go za miłe, wesołe usposobienie, za otwartość i za łagodne podejście do ludzi.

 



Ona też za to go pokochała i choć rozsądek podpowiadał coś innego, to serce rwało się ku niemu jak oszalałe. Miała świadomość, że nie ma u niego żadnych szans. Po pierwsze był człowiekiem zajętym, miał narzeczoną, a po drugie, nie patrzył na swoją asystentkę jak na kobietę, bo była nieatrakcyjna. Doceniał wprawdzie jej wielką pracowitość, wiedzę i kreatywność, ale częściej wykorzystywał te cechy do własnych celów. Czasem rzeczywistość trzeba nazwać po imieniu, a on po prostu wysługiwał się Ulą i obarczał nadmiarem obowiązków.

Zainteresował się nią dopiero w momencie, kiedy firma wpadła w kłopoty. To wydawało jej się nieco podejrzane, że tak nagle wyciąga ją na jakieś randki. Nie była w jego typie, a mimo to godziła się na to lgnąc do niego jak ćma do świecy. Szybko ją awansował. W przeciągu zaledwie kilku miesięcy objęła stanowisko dyrektora finansowego i jak się później okazało, tylko dlatego, żeby sfałszować raport na posiedzenie zarządu. Oszukał ją i wykorzystał. Znacznie później zrozumiała, że to była tylko gra pozorów. Złote drobiazgi, prezenciki, wyjazd do SPA, miliony obietnic i zapewnień, że po zarządzie rozstanie się ze swoją narzeczoną. Żadnej z tych obietnic nie spełnił. Rozgoryczona, upokorzona i bardzo rozczarowana odeszła z firmy. Była strzępem nerwów. Tydzień na Mazurach miał jej pomóc w dojściu do równowagi. Nie zapomniała o Marku, ani nie przestała go kochać, ale przynajmniej starała się o nim nie myśleć, w czym skutecznie pomagał jej poznany tam Piotr. Był młodym, zdolnym lekarzem kardiologiem i pracował w jednym z warszawskich szpitali. Ona podchodziła do tej znajomości raczej z dystansem. Zraniona przez jednego mężczyznę nie potrafiła tak od razu zaufać drugiemu i traktowała go jak przyjaciela. On po kilku spotkaniach uznał, że jest jego dziewczyną. Zrobił wszystko, by uwydatnić kontrast między sobą a Markiem. On był tym dobrym, Marek tym złym. Piotr był uczciwy, zawsze mówił prawdę i był szczery wobec Uli.

 



Marek zawsze kombinował i kręcił. Mydlił oczy, a jego słowa były jak czeki bez pokrycia. Z czasem Ula zaczęła wierzyć, że przy Piotrze uda jej się zapomnieć o tej nieszczęśliwej miłości do Dobrzańskiego zwłaszcza, że pojawiła się szansa wyjazdu i odcięcia się od przeszłości. Piotr dostał propozycję stażu w Bostonie w celu podniesienia swoich kwalifikacji. Ofertę przysłano z Massachusetts General Hospital. Nawet nie zastanawiał się długo i właściwie od razu zaczął pracować nad Ulą, żeby zgodziła się wyjechać razem z nim. Miała ogromne wątpliwości. Musiałaby zostawić ojca i dwójkę swojego rodzeństwa? Jasiek był już prawie dorosły, ale Betti miała zaledwie sześć lat. Długo biła się z myślami, radziła ojca i Alicji, z którą pracowała w F&D, a która od jakiegoś czasu spotykała się z Józefem Cieplakiem. Wszyscy uważali, że powinna wyjechać choćby na rok. Zobaczyć trochę świata, pożyć nieco inaczej i wrócić.

Jeszcze przed wyjazdem zrobiła porządek z włosami. Ścięła je dość mocno. Teraz sięgały do ramion i miały kolor ciemnej czekolady. Ortodonta uwolnił ją od aparatu i nagle okazało się, że jest piękną kobietą. Zmiana okularów na soczewki dodatkowo podkreśliła błękit jej dużych oczu. Piotr był zachwycony.

 

Na Okęciu żegnali ich wszyscy w komplecie łącznie z Alą. Ula obiecała, że będzie dzwonić i rozmawiać z nimi przez skypa. Bała się tego lotu i bała się przyszłości w obcym kraju. Tu zostawiała połowę swojego serca. Tu pogrzebała swoją niespełnioną miłość do człowieka, który ją tak bardzo zranił, a jednak wciąż zaprzątał jej umysł, bo nie potrafiła o nim zapomnieć. Może tam w dalekiej Ameryce to się jej uda?

Lot przebiegł bez zakłóceń. Po dziewięciu godzinach samolot łagodnie osiadł na płycie lotniska Logan International Airport położonego pięć kilometrów od centrum. W hali przylotów zobaczyli człowieka z tabliczką, na której wypisane było nazwisko Piotra. Podeszli do niego i przywitali się. On również to zrobił przedstawiając się jako James Crabb i wręczył im klucze od domu, pismo od dyrekcji szpitala a także zapewnił, że zawiezie ich na miejsce. Z pisma wynikało, że mają zamieszkać na przedmieściach Cambridge.

 - Szpital jest w centrum miasta, więc będziecie państwo musieli dojeżdżać. Komunikacja jednak działa bardzo sprawnie – podpowiedział im James. Po niespełna godzinie zatrzymał się przed jednym z uroczych, małych domków. – To tutaj. Dom posiada kuchnię, salon i dwie sypialnie. Jest bardzo wygodny.

Dom miał wszystko, co potrzeba. Był całkowicie urządzony. James pokazał im, gdzie co jest zapewniając, że o szczegółach poinformują Piotra jutro w dyrekcji szpitala.

 - W sąsiedztwie mieszka personel medyczny, bo ta niewielka dzielnica została wykupiona przez zarząd dla swoich pracowników. Na pewno się poznacie. Powodzenia – uścisnął im dłonie i zniknął jak duch.

Do wieczora rozpakowywali się i urządzali. Choć Piotr nalegał na wspólną sypialnię, nie zgodziła się.

 - Wybacz, ale ja nie jestem jeszcze gotowa. Zajmę ten drugi pokój.

 

Oboje zaczęli odnajdować się w amerykańskiej rzeczywistości, chociaż nie było łatwo. Dzięki temu, że na osiedlu funkcjonował mały sklepik, Ula zaopatrywała się w nim w najbardziej niezbędne rzeczy. Żeby zrobić większe zakupy musieliby posiadać samochód. Życie stało się monotonne. Wbrew temu co przed wyjazdem naobiecywał jej Piotr, cały dzień siedział w szpitalu, a ona zapełniała sobie czas jak mogła najlepiej. Nie znosiła bezczynności.

 



Podczas jego nieobecności z mapą w ręku poznawała miasto. Z każdym dniem jednak narastała w niej niechęć do tego miejsca i do myśli, że tak łatwo dała się Piotrowi zmanipulować i bez głębszego namysłu zgodziła się na ten wyjazd. Rzeczywistość zaczęła ją przytłaczać. Po jakimś czasie miała dość. Zaczęła się rozglądać za jakąkolwiek pracą. Przygotowała sobie wszystkie dokumenty i nie ruszała się bez nich nigdzie. Podczas jednej z wycieczek do centrum natknęła się na Santander Bank. Nazwa brzmiała znajomo więc postanowiła wejść i zapytać o wolne etaty. Dziewczyna siedząca w recepcji skierowała ją na pierwsze piętro do niejakiego Daniela Maetza.

 - To nowy dyrektor działu analiz finansowych. Od kilku dni trwa nabór, bo poszerzają dział. Potrzebują dziesięciu pracowników. Może będzie pani miała szczęście… Powodzenia.

Daniel Maetz okazał się młodym, na pewno przed trzydziestką, sympatycznym mulatem. Uścisnął jej dłoń, wskazał fotel i zaproponował filiżankę kawy, ale podziękowała.

 - Jest więc pani Polką – uśmiechnął się do niej przyjaźnie. - To intrygujące, bo słyszałem, że Polacy są bardzo pracowici. Proszę mi coś opowiedzieć o sobie.

Opowiedziała wszystko. O uczelni, na której ukończyła dwa kierunki studiów, o stażu w jednym z warszawskich banków i o pracy w F&D na stanowisku dyrektora finansowego. Powiedziała też, że doskonale wie, na czym polega praca w dziale analiz finansowych.

 - Robiłam takie wielokrotnie dla przedsiębiorstw w różnej kondycji finansowej, również sporządzałam podobną dla mojego ostatniego pracodawcy.

 - Miło to słyszeć. Dział się rozrasta, bo i klientów przybyło sporo. Dam pani szansę i mam nadzieję, że nie zmarnuje jej pani. Dokumenty proszę zostawić. Przekażę je do działu kadr. Od kiedy mogłaby pani zacząć?

 - Choćby od jutra.

 - Wspaniale – Daniel podniósł się z fotela, ona także. Uścisnęła mu dłoń.

 - Jestem panu ogromnie zobowiązana za tę szansę i postaram się z całych sił nie zawieść.

 - Proszę przyjść jutro na godzinę siódmą trzydzieści. Pracę zaczynamy od ósmej z przerwą na lunch o dwunastej. Kończymy o szesnastej trzydzieści. Za każde nadgodziny płacimy dodatkowo.

Wybiegła z gabinetu jak uskrzydlona. Na dole podeszła jeszcze do recepcjonistki i szepnęła jej, że zasłużyła na wielką kawę i porządne ciacho. Tego dnia czekała do późna na Piotra, bo chciała mu przekazać dobrą nowinę. Nie był zachwycony.

 - Ja tak nie potrafię Piotr siedzieć całymi dniami i nic nie robić. Poza tym chcę mieć też własne pieniądze, żeby móc wesprzeć rodzinę. Sam dobrze wiesz, że nasze życie nie wygląda tak, jak mi opowiadałeś. Mijamy się i nie mamy dla siebie czasu w ogóle. Miałam ogromne szczęście, że dostałam tę pracę w dodatku w wyuczonym przeze mnie zawodzie. To o wiele lepsze niż siedzenie w tych czterech ścianach. Za chwilę zdziczeję tak, że z nikim nie będę się mogła dogadać.

 

Znowu była w swoim żywiole. Jej ukochany konik – cyferki, stał się dla niej sensem życia. Solidnie przyłożyła się do pierwszej analizy. Zawarła w niej wszystko i niczego nie zaniedbała. Podstawą każdej są wskaźniki. Wyliczyła je wszystkie. Zadłużenie, wykorzystanie majątku i kapitału, płynność finansowa, środki pieniężne, rynek kapitałowy i zyskowność. Dokumenty piętrzyły się z każdą godziną coraz bardziej. Na koniec zrobiła jeszcze symulację mającą wykazać, w jaki sposób można byłoby poprawić wyniki finansowe przedsiębiorstwa. Pod koniec dniówki wpięła wszystko do segregatora i poszła do Daniela.

 - Już skończyłam panie dyrektorze – oznajmiła stając nieśmiało w drzwiach – i chciałam panu przekazać całość dokumentacji.

Maetz nie krył zdziwienia. Inni na taką analizę potrzebowali tygodnia i dłużej.

 - Na pewno to jest wszystko?

 - Myślę, że wszystko. Poszczególne zagadnienia oddzielone są od reszty kolorowymi zakładkami, żeby było można łatwo się odnaleźć.

 - Dziękuję pani Ulu. Jestem bardzo mile zaskoczony – zerknął na przegub. – Niech pani zmyka do domu odpocząć. Jutro kolejne wyzwania.

 

Szybko przyzwyczaiła dyrektora Maetza do swojej solidności, rzetelności i kompetencyjności. Wiedział, że nie musi po niej nic sprawdzać, bo ona sama zanim oddała mu materiały, zrobiła to wielokrotnie. Była prawdziwym tytanem pracy. Szybko też awansowała na stanowisko kierownika działu. Z tym wiązała się o wiele większa pensja i premie. Te dostawała często. Nie oszczędzano na niej, bo jej świeże pomysły wdrażane w życie przynosiły bankowi krocie. Jej własne konto też puchło. Na siebie wydawała niewiele. Trochę posyłała do domu. Generalnie żyła na własny rachunek dorzucając się do czynszu i innych opłat. Z Piotrem widywała się rzadko. Kiedy on wracał z dyżuru ona już spała. Coraz bardziej oddalali się od siebie. Któregoś dnia stwierdziła, że nie widzi wspólnej przyszłości z nim.

 - Chcę odejść Piotr. Nie układa się nam i nic nas nie łączy. Może tylko wspólny adres. To bez sensu, żebyśmy nadal tkwili w tym nie wiadomo czym.

 - Nadal go kochasz, prawda? Zrobił ci tyle złego, a ty dalej obdarzasz go uczuciem.

 - Marek z obecną sytuacją nie ma nic wspólnego, choć rzeczywiście nic na to nie poradzę Piotr, że to jego kocham nie ciebie. Jesteś, a raczej byłeś dobrym przyjacielem, ale teraz nawet przyjaźni nie możesz mi dać. To nie ma ani sensu, ani przyszłości. Duszę się tutaj. Jutro rozejrzę się za jakimś mieszkaniem i wyprowadzę się. Tak będzie lepiej, wierz mi.

 - Zrobisz jak zechcesz. Nie będę cię zatrzymywał. Ty akurat nie potrafisz być z kimś, kogo nie kochasz.