Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 31 maja 2020

Z CZYSTEJ DESPERACJI - rozdział 3


KOCHANI
PONIEWAŻ OD BARDZO DAWNA NIE BYŁO ŻADNEGO ROZPIESZCZANIA WIĘC W JEGO RAMACH SERWUJEMY WAM KOLEJNY ROZDZIAŁ OPOWIADANIA.
PRZYJEMNEGO CZYTANIA.


ROZDZIAŁ 3


Siedziały w przytulnej, hotelowej kawiarence przy aromatycznym espresso i rozmawiały cicho. Właściwie to Paulina mówiła a Kiara słuchała z uwagą.
 - Już nie wiem co mam wymyślić, żeby uspokoić Marka. Kocham go bardzo, ale nie mam zamiaru urodzić mu jakiegoś rozwydrzonego bachora. Wiesz jak bardzo nie lubię dzieci. Denerwują mnie i drażnią. Poza tym nie zamierzam psuć sobie figury. Za ciężko pracuję, żeby wyglądać atrakcyjnie. Od dwóch lat nie słyszę nic innego tylko dziecko i dziecko. W końcu załatwiłam sobie za odpowiednią cenę zaświadczenie, że jestem bezpłodna i dał mi spokój, ale jednocześnie wpadł na pomysł, żebyśmy adoptowali jakieś. Kuriozum, nie uważasz? Ja miałabym wychowywać jakiegoś obcego smarka? Fakt jest jednak faktem, że on oddalił się ode mnie. Czuję to. Już w sypialni nie jest taki spontaniczny i kreatywny. Często odwraca się do mnie plecami udając, że śpi. Marek uwielbia seks a ja uwielbiam się z nim kochać i to mnie tak bardzo uwiera. On wprawdzie nie obwinia mnie o to, że nie mogę mu dać dziecka, ale jednak nie traktuje mnie już tak jak kiedyś. Może popełniłam błąd dając mu to zaświadczenie o bezpłodności?
 - Słuchaj, zawsze jest jakieś trzecie wyjście. Jeśli nie chcesz go stracić, będziesz musiała się zgodzić na dziecko, które niekoniecznie musisz urodzić. Nie wiem jak tu, ale na przykład w Hiszpanii jest to całkowicie legalne. Zastępcze matki dostają tam nawet zadośćuczynienie za uciążliwy proces, który muszą przejść a który wymaga czasu i terapii hormonalnej. W internecie są fora surogatek, które wynajmują swój brzuch oczywiście odpłatnie. Może dla was to byłoby jakieś rozwiązanie? Ty wciąż będziesz kochającą żoną a potem matką, a on zostanie dumnym tatusiem. Poza tym nawet jak pojawi się dziecko zawsze możesz wynająć opiekunkę i nie będziesz musiała się nim zajmować.


Paulina z zaciekawieniem słuchała słów kuzynki. Ona podawała jej gotowe rozwiązanie na tacy. Ono mogłoby uszczęśliwić Marka i jednocześnie rozwiązać problem adopcji.
 - Myślę, że ta opcja chyba najbardziej przypadłaby do gustu Markowi. Dziewczyna wynajmuje brzuch i zostaje zapłodniona nasieniem Marka. Dziecko będzie miało jego geny a o to mu właśnie chodzi. Bardzo chce mieć potomka.

Kiedy Kiara wyjechała do Mediolanu Paulina nie traciła już czasu. Przez trzy dni przekopywała się przez fora dla surogatek usiłując znaleźć tę najodpowiedniejszą. Wreszcie natknęła się na ogłoszenie, które wydało jej się najbardziej poważne z tych które przejrzała. Wydrukowała je i z zadowoloną miną udała się do gabinetu męża.
 - Kochanie, chyba znalazłam rozwiązanie naszych problemów. Spójrz – podsunęła mu wydruk przed nos. – To ogłoszenie kobiety, która może urodzić nam dziecko. Czytaj.
Szybko przebiegł wzrokiem po tekście i zdumiony podniósł głowę.


 - Ty mówisz poważnie?
 - Śmiertelnie poważnie. To najlepsze wyjście z sytuacji. Ja nie chcę adoptowanego dziecka, a to, które urodzi ta kobieta, będzie cząstką ciebie, będzie miało twoje geny. Wprawdzie w Polsce nie jest to legalne, ale z dużą łatwością można ominąć ten zakaz. Ona rzecz jasna nie zrobi tego za darmo. Wyczytałam, że zrzeczenie się praw kosztuje średnio ponad sto tysięcy złotych. Stać nas, żeby jej tyle zapłacić. To cena naszego szczęścia. Wystarczy tylko do niej napisać i umówić się z nią. Zgódź się. To dla nas jedyna i ogromna szansa.
Czy mógł się nie zgodzić? Czy mógł nie skorzystać z tej możliwości? Byłby ostatnim głupcem. Jego oczy pojaśniały ze szczęścia a na twarz wypłynął szeroki uśmiech.
 - Zgadzam się. Napisz do niej i poproś o spotkanie. Niech to ona zadecyduje gdzie, my się dostosujemy.
 - Zaraz to zrobię. Bardzo się cieszę, że się zdecydowałeś – podeszła do niego wyciskając na jego ustach pocałunek. – Kocham cię.
Kiedy zamknęły się za nią drzwi wypuścił powietrze z płuc. Musiał przyznać, że bardzo go zaskoczyła. Od momentu, gdy nie zgodziła się na adopcję odnosił wrażenie, że wcale jej nie zależy na dziecku a bynajmniej zachowywała się tak, jakby wcale ją nie obszedł fakt bezpłodności. Teraz dała mu dowód, że jest dokładnie odwrotnie. Nie zostawiła sprawy odłogiem i wciąż szukała rozwiązania a co najważniejsze – znalazła.
Zaczął szperać w internecie. Cena za taką „usługę” faktycznie przyprawiała o zawrót głowy, ale pieniądze nie były ważne. Czytał na forach relacje szczęśliwych rodziców. Czytał, że przez cały czas opiekowali się ciężarną od samego zapłodnienia po rozwiązanie i opłacali rachunki za ewentualną pomoc lekarską i kontrolę. To było istotne, żeby pilnować młodej matki i ustrzec ją przed pokusami, na przykład przed nałogami. Ta z ogłoszenia deklarowała, że ich nie posiada, ale kto wie, może nie napisała prawdy? Jeśli się zgodzi, jeśli ich wybierze, będzie musiała się do nich wprowadzić. Nie ma innej opcji. W ten sposób będą mieć ją cały czas na oku. Dziecko musi urodzić się całkowicie zdrowe.


Była sobota. Od bladego świtu sprzątała dom i prała odzież. Jasiek pobiegł do Szymczykowej, bo obiecał jej, że wypieli grządki i zrobi porządek w niewielkim sadzie. Dzisiaj też było u niej świniobicie. Pod topór szedł jeden ze świniaków, który zdążył się upaść do stu czterdziestu kilo. Wynajęty przez sąsiadkę rzeźnik już ostrzył noże na podwórku. Jasiek uwijał się z robotą a kiedy skończył pomagał jeszcze sprzątać obejście. Rzeźnik w tym czasie robił kaszanki, kiełbasy i salcesony. Młody Cieplak nie wrócił do domu z pustymi rękami. Hojna Szymczykowa wypełniła kosz tymi wyrobami dorzucając jeszcze porąbane kości ze schabu i karczku a także kawał słoniny na smalec i płat surowego boczku wraz z kawałkiem wątroby na pasztet. W całym domu pachniało świniną. Ula poporcjowała to wszystko i włożyła do lodówki. Na pewno przez jakiś czas nie będą jeść byle czego. Nie omieszkała też pójść wraz z ojcem podziękować za wszystko.
 - Nie ma za co. Jasiek tak pięknie pomalował mi plot i wysprzątał całe obejście. Coś za coś. Niech wam będzie na zdrowie.

Narobiła pasztetu i rozdzieliła go w słoiki. Wytopiła słoninę i nastawiła zupę na jutrzejszy obiad. Czuła się zmęczona po długim, pracowitym dniu. Mimo to postanowiła sprawdzić pocztę. Wciąż liczyła na to, że ktoś przeczyta jej ogłoszenie i odpowie na nie.


Zasiadła do komputera i zalogowała się. Ktoś jednak odpowiedział. Czuła podekscytowanie. Szybko kliknęła w wiadomość.

Dzień dobry Pani
Przeczytaliśmy Pani wiadomość na forum dla surogatek i jesteśmy poważnie zainteresowani Pani ofertą. Jeśli wciąż jest aktualna to bardzo prosimy o spotkanie w celu omówienia szczegółów. Do Pani należy wybór miejsca i czasu spotkania, choć nie ukrywamy, że bardzo nam na tym czasie zależy i pragnęlibyśmy, aby stało się to jak najszybciej. Czekamy na odpowiedź. Z poważaniem.
Paulina i Marek Dobrzańscy
 - Dobrzańscy? Jakbym już gdzieś słyszała to nazwisko… A może mi się tylko wydaje?
Wiedziona impulsem zaczęła odpisywać.

Szanowni Państwo
Bardzo dziękuję za odpowiedź na mój anons. Jesteście Państwo pierwszymi, którzy na niego odpowiedzieli. Jestem gotowa spotkać się z Państwem choćby jutro o godzinie szesnastej przed wejściem do „STUDIO teatrgaleria” obok Pałacu Kultury. Noszę duże okulary w czerwonych oprawkach i włosy spięte w kucyk. Myślę, że na pewno mnie Państwo rozpoznają.
Pozdrawiam i do zobaczenia jutro.
Ula Cieplak

 - Klamka więc zapadła. Jak się powiedziało „A” to trzeba powiedzieć „B”. Odwagi Ula. Pamiętaj, że robisz to dla swojej rodziny.

Następnego dnia przygotowała rodzinie obiad. Przy nim poinformowała ojca, że ma spotkanie w Warszawie o szesnastej i musi jechać. Nałożywszy na siebie najlepszą sukienkę jaką miała, ruszyła na przystanek. Na miejsce przybyła dziesięć minut przed czasem. Była zdenerwowana. Stanęła przed wejściem do galerii tak, żeby Dobrzańscy mogli ją dostrzec. Oni sami zaparkowali tuż przy Placu Defilad. Marek pomógł wysiąść Paulinie, podał jej ramię i rozejrzał się. Ulę dostrzegł z daleka. Bez trudu zauważył te wielkie, czerwone okulary. Podeszli do niej i przedstawili się.
 - To jest Paulina Febo-Dobrzańska a ja jestem Marek Dobrzański.
Wyciągnęła do nich dłoń.
 - Bardzo miło mi państwa poznać. Urszula Cieplak.


 - Powinniśmy porozmawiać w jakiejś kawiarni a nie tutaj. Tu nie ma za bardzo warunków na taką rozmowę. Podjedźmy może do Baccaro. To bardzo klimatyczna restauracja i na pewno tam będzie nam wygodnie. Zapraszam – Marek wskazał ręką samochód.
Drogę do restauracji przebyli w milczeniu i dopiero jak już zajęli stolik Marek zapytał – pani Urszulo, zanim przejdziemy do omawiania najważniejszej dla nas kwestii chciałbym wiedzieć, dlaczego pani to robi i jakie motywy panią kierują. Musi pani przyznać, że to niecodzienna sytuacja.
 - To prawda i proszę mi wierzyć, że gdyby nie tragiczna sytuacja mojej rodziny a także poważna choroba serca mojego ojca ja na pewno bym się nie zdecydowała na ten krok. Robię to z czystej desperacji, bo nie mam już pomysłu jak zapewnić moim bliskim godziwe życie. Okazuje się, że w moim przypadku fakt, iż skończyłam dwa kierunki studiów i znam języki jest bez znaczenia, bo każdy, kto przeprowadzał ze mną rozmowę kwalifikacyjną patrzył na mnie przez pryzmat moich biednych ubrań a nie tego, co mam w głowie. Od prawie roku szukam bezskutecznie pracy w swoim zawodzie i imam się zajęć znacznie poniżej moich możliwości. Mój ojciec powoli umiera. Wymaga poważnej operacji i dobrych, skutecznych leków. To już dwa powody. Trzeci to taki, że skoro jestem zdrowa, mogę uszczęśliwić jakąś rodzinę. Tu są moje wyniki badań, o których pisałam w ogłoszeniu. Proszę przejrzeć. Jest też zaświadczenie od ginekologa, że nie ma przeciwskazań do zajścia w ciążę. Ja jestem zdecydowana. Reszta zależy od państwa.
 - Posiadanie dziecka, to nasze niespełnione marzenie. My również jesteśmy zdecydowani. Jesteśmy gotowi zaopiekować się panią, pokryć wszelkie koszty zabiegów i utrzymania. Proponujemy pani także nasz dom. Jest dość komfortowy i duży. Jestem przekonany, że będzie pani w nim wygodnie. Proponujemy sumę stu tysięcy rozłożoną na raty. Każdego miesiąca będę robił przelew na pani konto w kwocie pięciu tysięcy aż do rozwiązania. Po załatwieniu adopcji otrzyma pani resztę kwoty. Myślę, że to uczciwa cena.
 - Bardzo uczciwa. Niezręcznie mówić o pieniądzach, gdy w grę wchodzi szlachetny cel. Ja nie chciałabym informować mojej rodziny o tej decyzji, bo myślę, że potępiliby ją, zwłaszcza ojciec. Na czas zapłodnienia i ciąży muszę zniknąć z domu i wrócić jak już będzie po wszystkim.
 - To bardzo dobry pomysł – odezwała się milcząca do tej pory Paulina. – Tu jest nasza wizytówka z adresem i telefonami komórkowymi. Czy mogłaby pani spakować się i przyjechać do nas jutro o godzinie osiemnastej?
 - Oczywiście. Na pewno będę.

czwartek, 28 maja 2020

Z CZYSTEJ DESPERACJI - rozdział 2

ROZDZIAŁ 2


Dzisiaj była druga rocznica ich ślubu. Marek pragnął skromnej uroczystości tylko w rodzinnym gronie, ale Paulina się uparła. Odkąd pamiętał, zawsze stawiała na swoim. Była despotyczna i jeśli sobie coś postanowiła, to nie tolerowała sprzeciwu. Cierpiało trochę na tym jego męskie ego szczególnie wówczas, gdy dochodziły do niego słuchy, że jest niereformowalnym pantoflarzem. Nawet jego najlepszy przyjaciel Sebastian tak uważał.


Nie byli zgodnym małżeństwem. Kłótnie zdarzały się często. Po nich Paulinie wracał zdrowy rozsądek i próbowała łagodzić sytuację zwłaszcza w łóżku, ale i tak pozostawała przy swoim zdaniu.
Przed ślubem snuli plany o tym, że się pobiorą, będą mieć co najmniej dwójkę dzieci. Koniecznie chłopca i dziewczynkę. Jeszcze rok temu sądził, że to ich wspólne marzenie. Teraz nie był już tego taki pewien. Najpierw powziął wątpliwości, czy Paulina faktycznie jest gotowa zostać matką. Przez pięć lat narzeczeństwa i dwa lata małżeństwa nigdy nie zaszła w ciążę, chociaż wcale nie uważali i liczyli się z konsekwencjami często uprawianego seksu.
 - Paulina, czy ty naprawdę chcesz mieć dzieci? - wielokrotnie zadawał jej to pytanie a ona nieodmiennie potwierdzała.
 - Oczywiście, że chcę kochanie? Przecież oboje tego pragniemy. Mam przeczucie, że wkrótce nam się uda – uspokajała jego obawy.
Zaczynał się kolejny rok ich pożycia a oni nadal byli bezdzietnym małżeństwem. Już nie tylko Marek wywierał na Paulinę naciski, ale i jej teściowie. Przy okazji urodzin czy świąt nieodmiennie składali im życzenia w stylu „w każdym kątku po dzieciątku” dając im obojgu do zrozumienia, że latka lecą, a oni wciąż bez potomka.
 - Obijacie się dzieci – perorował senior – a my nie młodniejemy. Chcielibyśmy jeszcze przed śmiercią nacieszyć się wnukami.
 - Zdążycie, na pewno zdążycie – uspokajała Paulina. – My usilnie nad tym pracujemy, prawda kochanie? - patrzyła przymilnie Markowi w oczy pieszczotliwie gładząc jego szorstki policzek.
Krótko po tej rozmowie Marek przeszedł badania na płodność, bo pomyślał, że to może z nim jest coś nie tak. Kiedy jednak konsultował wyniki badań z lekarzem ten zapewniał go, że wszystko jest w najlepszym porządku.
 - Plemniki są bardzo liczne, silne i ruchliwe. Nie widzę najmniejszych przeszkód w tym, by mógł pan zostać ojcem.
Skoro więc nie w nim tkwiła przyczyna ich bezdzietności, to może jednak było coś na rzeczy z Pauliną?
Od tej chwili nie dawał jej spokoju. Tłumaczył jak silna jest w nim potrzeba zostania ojcem.
 - Nie chcę umrzeć bezpotomnie. Chcę spłodzić syna a nawet dwóch. Byłem na badaniach i nie stoi nic na przeszkodzie, bym mógł się spełnić jako tata. Właściwie jest tylko jedna przeszkoda – ty. Kiedy ostatni raz się badałaś? Chcę żebyśmy wybrali dobrego ginekologa. Niech cię przebada i ustali co jest nie tak.
 - Nigdzie nie będę chodzić. Mam dobrego lekarza i jeśli zajdzie taka konieczność poddam się badaniom. Za bardzo mnie naciskasz, a to nie pomaga. – Jej głos początkowo spokojny szybko osiągał wysoki ton. Nie panowała nad sobą wyrzucając z siebie niekontrolowany potok słów. Nie pozostawał jej dłużny głośno odpierając jej argumenty.
 - Czy ty mnie jeszcze kochasz? – pytał z rozpaczą w oczach widząc, że jej nie przekona.
 - Oczywiście, że cię kocham. Jak w ogóle możesz o to pytać?
 - To dlaczego nie chcesz dla mnie zrobić tego badania? Ono rozwiałoby wszystkie wątpliwości i zażegnało zupełnie niepotrzebne kłótnie.
 - No dobrze… - niespodziewanie zgodziła się. – Pójdę do lekarza i zrobię wszystkie badania, jeśli ma cię to uspokoić, chociaż uważam to za stratę czasu, bo jestem pewna, że ze mną wszystko w porządku.
Ta kłótnia tak jak wszystkie poprzednie znalazła swój finał w łóżku, w którym godzili się długo i namiętnie.


Kilka tygodni później Paulina z niewesołą miną weszła do prezesowskiego gabinetu Marka i usiadła na kanapie mnąc w dłoniach jakiś papier. Oderwał oczy od monitora i spojrzał zaniepokojony na posępną twarz żony.
 - A co ty tam tak gnieciesz? Co to jest?
 - Odebrałam właśnie wyniki badań i jestem załamana. Nie sądziłam, że jest aż tak źle. Spójrz – wstała i podała mu wydruki.
Przebiegł wzrokiem po treści i nerwowo przełknął ślinę.
 - Ale to oznacza, że…
 - Tak. To właśnie oznacza, że nigdy nie będę mogła dać ci dziecka. Jestem bezpłodna i nic nie da się zrobić.
Był zdruzgotany. Ten kawałek papieru rozwiewał w pył jego szansę na ojcostwo. Paulina też wyglądała na zdołowaną. Usiadł obok niej i objął ją ramieniem.
 - Paulina…, zawsze jest jakieś wyjście. W ostateczności możemy zaadoptować jakieś niemowlę lub nawet dwa niemowlęta.
 - To już nie będzie to samo, bo to dziecko nie będzie miało z nas nic. Nie chcę wychowywać cudzych dzieci. Jestem pewna, że nie byłabym w stanie pokochać ich tak jak własnych. Nie możesz tego ode mnie wymagać – wyrzuciła z siebie płaczliwym głosem.
 - Nie…, oczywiście, że nie… Póki co nic na razie nie mówmy rodzicom, chociaż uważam, że powinni o tym wiedzieć. Najpierw sami musimy oswoić się z tą myślą, że nigdy nie będziemy rodzicami.


Kiedy Paulina wyszła z gabinetu Marek ukrył w dłoniach twarz. Nie podejrzewał, że jego żona będzie bezpłodna. Liczył, że być może lekarz znajdzie u niej jakiś drobny defekt, który łatwo da się wyleczyć. W dodatku Paula była taka pewna, że z nią wszystko dobrze, że i on uwierzył, że tak jest. Może to kara za to, że za bardzo mu zależało? - Nonsens… - żachnął się. – Przecież to normalne, że jak się osiągnie odpowiedni wiek, to chce się mieć następcę. On zarządzał firmą modową, którą przekazał mu ojciec. To była jego sukcesja po seniorze, który nie był w stanie już pracować. Komu on ma przekazać tę schedę? Ma pójść w obce ręce? Paulina nie wyraziła zgody na adopcję. Faktycznie jeśli miałaby nie pokochać przysposobionego dziecka to adopcja nie miała najmniejszego sensu. Przez moment miał wrażenie, że to w nim jest więcej instynktu macierzyńskiego niż w jego żonie i to mogła być prawda. Już dawno dostrzegł, że to w nim przeważa pierwiastek kobiecy i na pewno ma więcej wrażliwości niż zimna jak lód Paulina Febo. Były sytuacje, w których okazywała się kobietą bez serca zupełnie niewrażliwą na cierpienie czy ból. To były takie ulotne wrażenia, ale mogły dawać do myślenia. Jemu nie dały aż do teraz. Wprawdzie nie chciał jej krzywdzić niesprawiedliwym osądem, ale gdy przypominał sobie różne rzeczy nabierał pewności, że jego żona czasami wydaje się kimś innym niż kobietą, z którą się ożenił.
Wygładził zmięty papier z wynikami badań i wsadził go do koperty, którą ukrył w czeluściach biurka. Zastanawiał się jak przekazać te hiobowe wieści rodzicom.

 - I tak to mniej więcej wygląda – zakończył cicho spuszczając głowę. Miesiąc później siedział u rodziców w ogrodzie opowiadając im o swoich zawiedzionych nadziejach na zostanie ojcem. Oni trwając w bezruchu wbijali w niego wzrok przepełniony niedowierzaniem.
 - Te badania ona powinna była zrobić już dawno temu. Jeszcze przed ślubem. Przez swój upór pozbawiła nas szansy zostania dziadkami a ciebie ojcem. Tak się nie robi. Żyliście ze sobą przez pięć lat zanim pobraliście się i to już powinno wam dać do myślenia. Wyrzucam sobie, że tak bardzo naciskaliśmy z ojcem na ciebie, żebyś się wreszcie zdeklarował – mówiła rozgoryczona Helena. – Nie powinniśmy byli tego robić zwłaszcza, że mieliśmy świadomość niedoskonałości tego związku.
 - Nie obwiniaj się mamo. Co się stało, to się nie odstanie. Paulina też cierpi. Była zdruzgotana, kiedy przyszła do mnie z wynikami badań. To nie jej wina, że nie może mi dać dziecka. Trudno tu mówić o czyjejkolwiek winie – podniósł się z wiklinowego fotela. – Będę jechał. Mam jeszcze trochę pracy.


Sala bankietowa w hotelu Marriott jaśniała od świateł zapełniając się wolno gośćmi zaproszonymi na dzisiejszą uroczystość. Byli to goście z najwyższej półki. Lekarze, dziennikarze, właściciele firm modowych i inni przedstawiciele warszawskiego establishmentu.


Marek z niechęcią obserwował to towarzystwo i nie miał najszczęśliwszej miny. Paulina za to brylowała za nich oboje. To był jej żywioł. Uwielbiała stać na świeczniku, być w centrum zainteresowania, udzielać wywiadów, by móc się potem delektować swoją celebrycką sławą.
Przybyli rodzice Marka i Alex - brat Pauliny. Dobrzańscy już nie życzyli im standardowo „w każdym kątku po dzieciątku”, ale bez zbytniego entuzjazmu złożyli zupełnie zwyczajne życzenia szczęścia na dalsze lata życia. Od kiedy dowiedzieli się o bezpłodności swojej synowej jakoś zupełnie stracili do niej serce i zaufanie chyba też.
Na tej uroczystości pojawiła się także bliska kuzynka Pauliny. Przyleciała specjalnie z Mediolanu wraz z mężem, by uczcić rocznicę ślubu. Obie rzuciły się sobie w ramiona. To było takie nietypowe dla Pauliny, która raczej nie była zbyt wylewna, jednak w stosunku do kuzynki ostentacyjnie tę wylewność okazywała. Marek nie przepadał za Kiarą. Nie lubił wyrazu jej lisiej twarzy, bo miał wrażenie, że ta kobieta wciąż coś knuje. Każdorazowy pobyt w Mediolanie kończył się tym, że on większość czasu spędzał sam, podczas gdy te dwie najlepiej bawiły się we własnym towarzystwie.
 - Jesteś coraz piękniejsza Paula – usłyszał słowa Kiary wypowiadane po włosku. – Po prostu kwitniesz z roku na rok. Strasznie stęskniłam się za tobą. Mam nadzieje, że znajdziesz czas na pogaduszki?
 - Z tobą zawsze kochana. A teraz chodźcie. Zaprowadzę was do stołu. Siedzimy razem.

Mimo niechęci Marka do takich wielkich spędów ten wieczór jednak był bardzo udany. Znakomite jedzenie i świetny zespół muzyczny zachwyciły gości i nikt nie wyszedł z tej imprezy zawiedziony. Paulina i Kiara umówiły się na następny dzień w hotelu, w którym zatrzymała się ta ostatnia.

czwartek, 21 maja 2020

Z CZYSTEJ DESPERACJI - rozdział 1

„Z CZYSTEJ DESPERACJI…”



ROZDZIAŁ 1


Kolejna rozmowa kwalifikacyjna znowu zakończyła się dla niej fiaskiem i była bardzo upokarzająca. Mężczyzna, z którym umówiła się w sprawie pracy już od wejścia otaksował ją krytycznym spojrzeniem a na jego twarzy momentalnie wymalowała się niechęć do przybyłej. Nawet nie podał jej ręki udając, że nie widzi skierowanej do niego jej dłoni. W jednej chwili zrobiła się purpurowa i usiadła niepewnie na skraju krzesła obserwując jak mężczyzna studiuje jej CV.
 - Naprawdę skończyła pani dwa kierunki studiów? – zapytał z niedowierzaniem. Ono wzrosło jeszcze bardziej, kiedy doczytał, że zna trzy języki obce. – To jakiś szwindel – pomyślał. – Wygląda jakby była bezdomna… Nie wiem, na co ona liczy? Jak mógłbym przyjąć do pracy kogoś takiego? – pokręcił głową i westchnął. – No dobrze… Za trzy dni ktoś odezwie się do pani i poinformuje o naszej decyzji. Dziękuję, że znalazła pani dla nas czas.
Rozmowa skończona a właściwie monolog, bo mężczyzna nawet nie dał jej szansy na to, by opowiedziała mu o sobie. Wolno podniosła się z krzesła i pożegnawszy się cicho wyszła z gabinetu. Opuściła budynek i już na zewnątrz zawładnęła nią czarna rozpacz. Oparła się z bezsilności o mur i rozpłakała.


Nawet nie potrafiła zliczyć w ilu firmach złożyła swoje CV. W każdej bez wyjątku potraktowano ją podobnie. Nie liczyło się to, co ma w głowie, ale to jak wygląda. Wyglądała nieszczególnie. Zawsze ledwo wiązali koniec z końcem. Nie miała środków na to, żeby ubierać się i wyglądać lepiej. Jej odzież pochodziła z drugiej ręki, bo tylko na takie rzeczy było ją stać. Grube, niemodne okulary i niedbale związane w kucyk włosy na nikim nie robiły dobrego wrażenia.  
Po ukończeniu studiów sądziła, że wreszcie odmieni swój los i los swojej rodziny. Znajdzie dobrą pracę i zacznie porządnie zarabiać a jej bliscy przestaną biedować. Minęło osiem miesięcy a ona nadal pozostawała bez zajęcia. Najbardziej bolało ją to, że czuła się jak darmozjad będąc wciąż na utrzymaniu ojca. Skromna renta nie wystarczała na długo a przecież oprócz niej w domu była jeszcze dwójka młodszego rodzeństwa. Żeby chociaż trochę uciszyć w sobie wyrzuty sumienia niedojadała i rezygnowała z wielu rzeczy dla dobra brata i najmłodszej siostry. Martwiła się o ojca. Od śmierci żony mocno podupadł na zdrowiu. Wymagał skutecznych i drogich leków, na które nie było ich stać. Zaczęli popadać w długi. Kobieta ze sklepu już nie chciała im nic dawać na zeszyt, bo spóźniali się ze spłatą zaległości. Sytuacja stawała się coraz bardziej dramatyczna. Bywały dni, że nawet nie mieli na chleb. Dorastający Jasiek imał się różnych zajęć i czasem przynosił do domu trochę pieniędzy ratując w ten sposób rodzinny budżet. Ona też nie gardziła żadną pracą. Szukając uparcie tej w wyuczonym zawodzie dawała w tak zwanym międzyczasie korepetycje z matematyki i języków uczniom tutejszej podstawówki. Nie było z tego dużego zarobku, ale każdy grosz był ważny.  

Wytarła chusteczką zapłakaną twarz. Oderwała się od ściany biurowca i wolno ruszyła w stronę przystanku. Autobus, który nadjechał był prawie pusty. Zajęła miejsce przy oknie opierając głowę o szybę. Przymknęła powieki. Pomyślała, że ojciec znowu będzie rozczarowany, że nic nie załatwiła, chociaż na pewno jej o tym nie powie i jeszcze będzie pocieszał. Zupełnie nie wiedziała, co ma robić. W Warszawie nie było dla niej pracy i nie zanosiło się na to, że spełni się w wyuczonym zawodzie. Znowu zebrało jej się na płacz. Ukryła twarz we włosach. Rozgoryczenie i rozżalenie wzięły górę. Tyle lat nauki poszło na marne a zapewnienie dobrobytu swojej rodzinie jawiło się jak niemożliwy do zrealizowania plan.
Nieśpiesznie wysiadła z autobusu i powlekła się noga za nogą w stronę domu. W połowie drogi zatrzymała się usłyszawszy, że ktoś woła jej imię. Odwróciła się wolno jakby obudziła się z ciężkiego letargu.
 - Ula! Wołam cię i wołam! Ogłuchłaś, czy co? - Obok niej zmaterializowała się mieszkająca naprzeciwko Szymczykowa. Stanęła przed nią zasapana. - Z Warszawy wracasz? I jak z pracą?
 - Tak jak zwykle. Nie przyjęli mnie – powiedziała cicho łykając łzy. Sąsiadka popatrzyła na nią ze współczuciem.
 - To nie koniec świata. Jeszcze poznają się na tobie. Chodź do mnie. Mam dla was kilka jajek i trochę warzyw z ogródka. Zrobisz dzieciom jarzynówki.
 - Dziękuję pani Marysiu. Zginęlibyśmy bez pani.
Z wielkim koszem wypełnionym marchwią, kapustą i ziemniakami wtoczyła się do domu, i z wysiłkiem postawiła go na stole. Tuż za nią do kuchni wszedł Józef ciekawy nowin, ale zobaczywszy smutek na twarzy córki nie miał sumienia zapytać jak poszło w stolicy.
 - Nie dostałam pracy tatusiu – powiedziała drżącym od płaczu głosem. – Przepraszam, że znowu nic z tego nie wyszło.
Przytulił ją mocno gładząc jej gęste, kasztanowe włosy.
 - Nie przepraszaj Ula, przecież to nie twoja wina. Jakoś sobie poradzimy, chociaż robi się coraz trudniej. Przyszedł rachunek za prąd. Astronomiczny. Do siódmego następnego miesiąca musimy zapłacić prawie dwa tysiące inaczej odetną…
Oderwała się od niego przerażona. Nie miała pojęcia skąd wezmą tyle pieniędzy.
 - Trochę się ogarnę i pomyślę. Marysia Szymczykowa dała nam sporo jarzyn i jajka. Zaraz ugotuję zupę i zrobię wam trochę naleśników. Po obiedzie siądę do komputera i przejrzę ogłoszenia. Muszę wreszcie zacząć zarabiać, choćby jako sprzątaczka. Nie będę wybrzydzać.

Krzątała się w kuchni pilnując gotującej się jarzynówki i smażąc jednocześnie naleśniki kiedy zjawił się Jasiek pokazując z triumfem wypełnioną jabłkami reklamówkę.
 - Przydadzą się? Byliśmy z Robsonem koło starej cegielni. Rośnie tam sporo na wpół zdziczałych jabłoni. Uzbieraliśmy trochę owoców. Nie są ładne, ale zdrowe.
Ula uśmiechnęła się szeroko.
 - No jasne, że się przydadzą. Zaraz przesmażę kilka. Będą do naleśników. Zajmiesz się Betti? Jest w ogrodzie. Obiad będzie za godzinkę. Zawołam was.

Dawno nie mieli takiej uczty. Zupa ze świeżych warzyw smakowała bosko a naleśniki to była poezja. Józef z zadowoleniem wytarł serwetką usta i uśmiechnął się do córki.
 - To był królewski obiad córcia. Przy okazji podziękuję Marysi za jarzynki. Dobra z niej kobieta. Zawsze nas ratuje w ciężkich chwilach.
 - Obiecałem, że pomaluję jej płot – odezwał się Jasiek. – Pójdę jutro z rana, to uwinę się w kilka godzin. Przynajmniej tak się jej odwdzięczę.
 - Najpierw pomóż mi pozmywać. Ja też chcę jeszcze prześledzić ogłoszenia o pracy – Ula wstała od stołu i rzuciła bratu ścierkę do wycierania naczyń. – Tak będzie szybciej, nie?
Jeszcze przez pół godziny towarzyszyła rodzinie przy stole zabawiając małą Betti. W końcu podsunęła jej kredki i blok rysunkowy a sama zaszyła się we własnym pokoju odpalając wiekowy komputer.


Ogłoszenia, które przeglądała do późnego wieczora ponownie rozwiały w niej nadzieję na znalezienie czegoś, co dałoby realny dochód i pomogło rodzinie wyjść na prostą. Wynotowała kilka adresów i telefonów. Przez kolejne trzy dni objeżdżała okoliczne miasteczka aż w końcu przyjęto ją w pobliskich Radliszkach do pracy w pieczarkarni. Takich jak ona pracowało w tym prywatnym kombinacie mnóstwo. Idealnie wpisała się w obraz taniej siły roboczej. Harowała jak wół za naprawdę psie pieniądze. Nie skarżyła się jednak, chociaż zatrudnienie było niepewne a rotacja pracowników ogromna. Ludzie odchodzili po miesiącu lub dwóch zorientowawszy się, że są obrzydliwie wykorzystywani. Jasiek też starał się pomóc i szedł do każdej roboty nawet tej najgorszej. Koniecznie trzeba było zapłacić ten wysoki rachunek za prąd.
Jakoś uzbierali pieniądze, chociaż sytuacja przez to nie stała się lepsza. Wciąż balansowali na krawędzi.
W pieczarkarni Ula przepracowała dwa miesiące. Po tym czasie odeszła, bo w miejscowym dyskoncie zaproponowano jej trochę lepsze warunki. Pracowała na zmiany układając i sortując towar. Ten, który zdaniem szefowej nie nadawał się na półki miała wyrzucać do kontenera, ale często nie stosowała się do poleceń przełożonej. Jeśli uznała, że coś nadaje się jeszcze do zjedzenia ukrywała to skrzętnie w kontenerze i zabierała wówczas, gdy kończyła pracę. Miała świadomość, że łamie przepisy. Często była świadkiem jak przeganiano śmietnikowych szperaczy zabraniając im zabrać cokolwiek. Po kilku miesiącach przyłapano i ją. Szefowa nie miała litości, nie chciała słuchać tłumaczeń i zwolniła ją bez pardonu. Znowu była bez pracy. Czas niepowodzeń odcisnął na niej swoje piętno. Coraz częściej załamywała ręce widząc beznadziejność położenia, w którym tkwili jej bliscy i ona sama. Tato wciąż dopingował, ale ten doping nie motywował jej już tak jak dawniej. Ponownie doszły do głosu wyrzuty sumienia, że nie spełniła oczekiwań jakie w niej pokładała rodzina. Zamykała się w sobie przesiadując po całych dniach przed komputerem, śledząc ogłoszenia lub czytając artykuły niekoniecznie traktujące o pracy.
Któregoś jednak wieczora natknęła się na coś, co dało jej do myślenia, bo było czymś dla niej kompletnie nowym a jednocześnie dawało szansę na w miarę szybkie zdobycie pieniędzy. Artykuł nosił tytuł: „Surogatka urodzi dziecko za pieniądze”. Doczytała, że to jest nielegalny biznes w Polsce, ale istnieje surogackie podziemie i chętnych najwyraźniej nie brakuje. Niektórzy są w stanie zapłacić ponad kilkadziesiąt tysięcy złotych. za upragnione dziecko. Wynajęcie surogatki w Polsce jest niezgodne z prawem, bo według nowelizacji kodeksu rodzinnego macierzyństwo zastępcze jest wykluczone. Przepisy jako matkę jednoznacznie wskazują kobietę, która nosiła dziecko, nawet jeśli genetycznie nie miała z nim nic wspólnego a umowy zawierane między rodzicami a surogatką są zwykłą próbą obejścia prawa a tym samym są nieważne. To trochę Ulę przeraziło. Ostatnią rzeczą jakiej pragnęła, to iść za coś takiego do więzienia. Jednak pragnienie, by polepszyć byt swoich bliskich przeważyło.
Ten artykuł pobudził jej zmysły i nowe nadzieje. Pomyślała, że właściwie dlaczego nie? Jest sama i niezależna, niezwiązana z żadnym mężczyzną. Oprócz swojej rodziny nie ma wobec nikogo żadnych zobowiązań. Mogła by zarobić naprawdę niezłe pieniądze a przy okazji uszczęśliwić jakąś bezdzietną parę.
Postanowiła iść za ciosem. Otwierając link za linkiem natknęła się na forum surogatek a na nim na ogromną ilość ogłoszeń. Niektóre były naprawdę infantylne w stylu: „Urodzę dzidzię wynajmując brzusio”, albo „Brzuszek szczęścia wynajmę”. Nie sądziła, żeby na podstawie takich naiwnych, mało inteligentnych ogłoszeń te dziewczyny miały szansę znaleźć jakąś zdesperowaną, bezdzietną parę. Jej ogłoszenie miało być konkretne i wzruszające. Takie, które dawałoby nadzieję i było w stu procentach wiarygodne.
Od tego dnia ten pomysł, by komuś urodzić dziecko zaprzątał jej głowę bez reszty. Przez prawie dwa tygodnie chodziła od przychodni do przychodni poddając się wszystkim możliwym badaniom. Uważała, że powinna być całkowicie zdrowa, aby potencjalni, przyszli rodzice mogli jej zaufać.
Mając w ręku komplet badań i pewność, że na nic nie choruje usiadła któregoś wieczora do komputera z zamiarem ułożenia sensownego ogłoszenia, które wyróżniłoby ją na tle innych.

25 lat, bez nałogów, 172 cm wzrostu, 52 kg wagi, kasztanowe włosy, niebieskie oczy, grupa krwi ABRh+, zdrowa (komplet badań do wglądu), wykształcenie wyższe (ukończone dwa kierunki studiów). Poszukuję chętnych rodzin, które borykają się z bezpłodnością i szukają matki zastępczej dla swojego przyszłego maleństwa. Jeśli jest to Wasze największe marzenie ja jestem gotowa je spełnić. Oczekuję wyłącznie poważnych zgłoszeń od osób, w których pragnienie zostania rodzicami jest naprawdę silne.

To ogłoszenie nie było jednak tak wzruszające jak chciała, ale na pewno było konkretne, zawierało sporo danych a co za tym idzie według niej było wiarygodne. Przeczytała je kilka razy i dopisała jeszcze nowo założony adres mailowy. Teraz pozostało jej tylko czekać.