Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 27 czerwca 2019

ZDRADZONA - rozdział 3

ROZDZIAŁ 3


Dzisiaj świętowała swoje trzydzieste drugie urodziny. Od odejścia Kacpra minęło kilka miesięcy i przestała wierzyć, że doczeka dnia jego powrotu. Z trudem, ale pogodziła się z tym. Rzuciła się w wir pracy i żyła życiem firmy, i swojego syna. Chciała, żeby te urodziny były wyjątkowe, dlatego przygotowywała się do nich solidnie. Zamówiła wspaniały catering z dobrej restauracji, wielki tort i różne rodzaje ciast.


Kupiła dobre gatunki alkoholi. Zaprosiła ludzi z firmy i kilku znajomych ze studiów. Zabawa trwała w najlepsze a ona brylowała w towarzystwie. Pięcioletni Piotruś wytrzymał do dwudziestej trzeciej i padł. Przyciszyła muzykę i wniosła ciepłe dania. Towarzystwo bawiło się do białego rana. Kiedy zamknęła drzwi za ostatnim gościem usłyszała dźwięk swojej komórki. W skrzynce miała mnóstwo sms-ów z życzeniami urodzinowymi. Był także ten od Neli, który nie czytając skasowała od razu. Telefon zadzwonił raz jeszcze. Tym razem był to sygnał połączenia. Numer nie był jej znany więc pomyślała, że znowu Nela usiłuje się do niej dodzwonić. Odrzuciła połączenie i zabrała się za sprzątanie. Po relaksującej kąpieli wskoczyła do łóżka, żeby załapać choć kilka godzin snu. Spała niecałe dwie godziny, gdy tym razem zadzwoniono na domofon. Wściekła zerwała się z łóżka.
 - Kto tam? – warknęła.
 - Pani Anetko to ja Kwaśniewska, sąsiadka mamy. Nie odbiera pani telefonów, a stało się nieszczęście.
Natychmiast nacisnęła guzik domofonu i otworzyła drzwi wpuszczając kobietę do środka.
 - Co się stało pani Kwaśniewska?
 - Musiałam przyjechać, bo pani nie odbierała telefonu a do siostry nie znam. Mama umarła dziś w nocy. Powiadomiono mnie, bo podała mój numer telefonu. Odwiedzałam ją przez ostatni miesiąc, ale nikła w oczach. Okazało się, że miała zaawansowanego raka piersi i liczne przerzuty. Nie było już dla niej ratunku – dokończyła z wyraźną przykrością. – Któraś z was musi zająć się pogrzebem.
Aneta była w szoku. Od tej pamiętnej, telefonicznej rozmowy nie miała kontaktu z matką. Odcięła się od niej tak jak od siostry. Nie miała pojęcia, że matka jest tak poważnie chora. Zalśniły jej w oczach łzy.
 - Oczywiście, zajmę się wszystkim. Bardzo dziękuję, że się pani fatygowała. Jeśli zaczeka pani chwilkę, to ogarnę się i odwiozę panią do domu, a potem pojadę do szpitala. Który to?
 - Centrum Onkologii przy Wawelskiej piętnaście „B”. W rejestracji panią pokierują.
Obudziła Piotrusia i ubrała go szybko. Potem zajęła się sobą. Po niespełna pół godzinie wyjechały z domu. Po odwiezieniu Kwaśniewskiej pomyślała, żeby może zadzwonić do Jacka, ale uzmysłowiła sobie, że przecież i on obchodził hucznie jej urodziny i pewnie miał jeszcze w sobie trochę promili alkoholu. Zrezygnowała więc z tego pomysłu i postanowiła załatwić wszystko sama. Na szczęście była sobota i liczyła na to, że być może uda jej się załatwić akt zgonu i formalności związane z pogrzebem.
Poszło lepiej niż się spodziewała. Tu też natknęła się na zakład pogrzebowy funkcjonujący w pobliżu szpitala i pomyślała, że to chyba teraz standard. Obiecali zająć się wszystkim łącznie z trumną, którą wybrała na miejscu i kwiatami. Proboszcza parafii, do której należała mama dopadła, kiedy wychodził z kościoła po mszy i pośpiesznie wyjaśniła mu w czym rzecz.
 - Rodzinny grobowiec mamy na tutejszym cmentarzu i spoczywa w nim mój ojciec. Chodzi o to, żeby otworzyli płytę i wsunęli trumnę.
 - Chodźmy do kancelarii i tam załatwimy wszystko.
Do domu wróciła skonana niosąc śpiącego Piotrusia na rękach. Zrobiła sobie kawy i zadzwoniła do Jacka informując go o śmierci mamy i dacie pogrzebu. Do Neli nie chciała dzwonić. Napisała jej tylko krótkiego sms-a. Oczywiście siostra nie byłaby sobą, gdyby natychmiast nie oddzwoniła i to z nieznanego numeru.
 - Halo…
 - Aneta nie odkładaj słuchaw… - rozłączyła rozmowę. W dalszym ciągu miała zamiar ignorować kontakty z Nelą. Po pogrzebie ta ostatnia próbowała do niej podejść i porozmawiać, ale Aneta odwróciła się od niej z pogardą. Podziękowała sąsiadom mamy za udział w jej ostatniej drodze i zabrawszy Piotrka odjechała pośpiesznie do domu.


Dwa lata później, pierwszego września odprowadzała swoje dziecko do szkoły. Nawet nie zauważyła, kiedy minęło te siedem lat. Patrzyła na synka pełnym miłości wzrokiem i wzdychała, że umknęło jej tyle rzeczy z nim związanych. Był taki podobny do Sławka… Z biegiem lat pogodziła się z tą bolesną stratą, także z jego zdradą. Może nie wybaczyła mu, ale znacznie spokojniej podchodziła do przeszłości.

Część oficjalna i organizacyjna skończyła się. Dzieci uzbrojone w plany lekcji wraz z rodzicami wyszły ze szkoły. Aneta zabrała syna na lody a potem na spacer do parku. Przyjemnie spędzili ten dzień tylko we dwoje. Od jutra miało się dla niego zacząć wczesne wstawanie, pakowanie plecaka i odrabianie lekcji.
Wieczorem weszła pod prysznic. Namydlając ciało dotarła do pachy. Między nią a lewą piersią wyraźnie wyczuła spory guz. Przeraziła się. Potem z dziesięć razy dotykała tego miejsca chcąc się upewnić, czy nie ma jakichś omamów. Guz jednak był i nie chciał zniknąć.
Następnego dnia odprowadziła Piotrka do szkoły i pojechała do przychodni onkologicznej. Była zdenerwowana. Od kobiety w rejestracji dowiedziała się, że na konsultacje trzeba czekać trzy tygodnie. Nie mogła sobie na to pozwolić. Musiała wiedzieć jak najszybciej, czy to jest zwykły tłuszczak, włókniak, czy coś złośliwego. Niewykluczone, że po mamie odziedziczyła skłonność do takich chorób. Zapisano ją, ale wychodząc z przychodni postanowiła dotrzeć na prywatną wizytę. W internecie znalazła nawet kilku lekarzy, o których internauci wypowiadali się w samych superlatywach. Wybrała jednego z nich zaznaczając pod dzisiejszą datą godzinę wizyty.

Szła na tę wizytę jak na ścięcie. Bała się tego, co może usłyszeć. Lekarz okazał się bardzo miły i dzięki niemu odprężyła się trochę. Powiedziała mu, że odkryła ten guz wczoraj i jest śmiertelnie przerażona. Lekarz zbadał ją. Wyczuł wielkość i twardość guza. Zauważył zmieniony kolor brodawki i słabą, podbarwioną krwią wydzielinę z niej. Od razu wykonał jej USG. Trochę się zmartwił tym, co ujrzał na ekranie.
 - Zaraz zrobię biopsję. Wtedy będę miał stuprocentową pewność.
Bolało, ale zacisnęła zęby i jakoś wytrzymała to nieprzyjemne badanie. Lekarz kazał jej się ubrać i usiąść naprzeciwko siebie.
Spojrzał Anecie w oczy. Były przerażone i patrzyły na niego z wyczekiwaniem.
 - Nie będę owijał w bawełnę. Podejrzewam, że to złośliwa zmiana w dodatku bardzo duża. Trzeba działać szybko. Z całą pewnością nie jest to tłuszczak ani włókniak. Guz umiejscowił się w pobliżu węzłów chłonnych i sądzę, że już je zaatakował. Jutro będę znał wynik biopsji i wtedy zadzwonię do pani, żeby umówić się na kolejną wizytę. Niestety trzeba będzie operować. Pracuje pani? – Kiwnęła twierdząco głową. – W takim razie koniecznie musi pani porozmawiać ze swoim szefem o dłuższej absencji w pracy. Najpierw wykonamy zabieg a potem będziemy musieli wprowadzić chemio i radioterapię.


 - Ale ja mam małe dziecko… - wykrztusiła z dezaprobatą jakby miał to być argument przed uniknięciem operacji.
 - W takim razie ma pani dla kogo żyć i musi walczyć. Postaram się zadzwonić do pani jutro do południa.
Wyszła od lekarza zdruzgotana. Nie sądziła, że to jest aż tak poważne. Miała mętlik w głowie, bo nie wiedziała co robić. W firmie na pewno zrozumieją jej sytuację, ale z kim zostawi Piotrusia? Jest jeszcze za mały, żeby samodzielnie chodzić do szkoły. Ktoś musi go zaprowadzać i przyprowadzać. Nie miała w pobliżu nikogo z rodziny a raczej miała tylko Nelę. Przez trzy dni biła się z myślami nie wiedząc co zrobić. Znała już wynik biopsji, która potwierdziła podejrzenia lekarza. Miała też skierowanie na oddział szpitalny z wyznaczonym terminem zabiegu. W końcu zdawszy sobie sprawę z dramatyzmu całej sytuacji wybrała numer Neli. Nie mogła dopuścić, żeby siostra po raz nie wiadomo który zarzucała ją błaganiami o wybaczenie, bezsensownym kajaniem się i biciem w piersi. Ta rozmowa miała być bardzo konkretna i przeraźliwie rzeczowa. Jak tylko usłyszała jej zdziwiony głos od razu przejęła inicjatywę.
 - Dzwonię do ciebie, bo jestem pod ścianą i nie bardzo wiem jak z tego wybrnąć.
 - A coś się stało?
 - Nie chodzi tu właściwie o mnie, ale o Piotrka.
 - A co z nim? – najwyraźniej mocno się przejęła a w jej głosie brzmiało zaniepokojenie.
 - Nic mu się nie stało… Chodzi o to, czy mogłabyś go zabrać do siebie na kilka dni. Muszę iść na jakiś czas do szpitala i nie mam go z kim zostawić – zadrżał jej głos. Już wiedziała, że ta rozmowa nie będzie ani chłodna, ani rzeczowa. Nie panowała nad emocjami i rozpłakała się. – Muszę się poddać całkowitej mastektomii. Mam ogromnego guza, którego muszą wyciąć, a potem jeszcze czeka mnie chemia.
Nela nie wypytywała już o nic więcej. Zadała tylko jedno pytanie.
 - Mogę do ciebie przyjechać? – słyszała ciężki oddech siostry i pociąganie nosem. Aneta była tak oszołomiona tym pytaniem, że nie miała siły jej odmówić. Była przerażona tym, co miało ją czekać.
 - Tak…
Nela rozłączyła się. Pół godziny później naciskała guzik domofonu. Aneta wpuściła ją ale wciąż trzymała się na dystans. Nie chciała żadnego rzucania się na szyję, obściskiwania i przeprosin. Nela przywitała się tylko krótkim „cześć”, zdjęła buty i weszła do salonu.
 - Zaparzę nam melisy. To nas trochę uspokoi. A gdzie Piotruś?
 - W swoim pokoju. Zaraz go zawołam.
Piotr szarmancko przywitał się z Nelą uświadomiony, że to jego ciocia, siostra mamy. Był zbyt mały, żeby ją zapamiętać.
 - Od jutra Piotruś ciocia będzie cię zaprowadzać i przyprowadzać ze szkoły. Ja muszę na kilka dni pójść do szpitala na badania i nie mogę cię zostawić samego. Bądź grzeczny i słuchaj się cioci Neli. Możesz zostać na noc?
 - Zostanę i jutro zawiozę cię do szpitala. Teraz może odpocznij a ja tu trochę ogarnę. 
Aneta ułożyła się na kanapie i nakryła kocem. Była zestresowana i czuła się słabo. Spod przymrużonych powiek obserwowała myjącą górę brudnych naczyń Nelę. Robiła to szybko i sprawnie. Wytarła blaty i stół, by za chwilę zmyć podłogę. Ostatni raz Aneta widziała ją na pogrzebie mamy. Od tego czasu bardzo się zmieniła i to na gorsze. Była dwa lata młodsza, ale przez to, że jej twarz pokrywała teraz siateczka zmarszczek, ciężkie powieki zmniejszyły znacznie jej ładne kiedyś oczy i sporo przybrała na wadze, wydawała się o co najmniej dziesięć lat starsza. Jej skromny ubiór i zaniedbane, dłuższe niż zwykle włosy świadczyły o tym, że nie przelewa jej się zbytnio.
Przeszła z kuchni do łazienki i nastawiła pranie. Potem przysiadła w fotelu upijając łyk przestygłej już melisy.
 - Pracujesz gdzieś? Jeśli tak, to chyba nie było dobrym pomysłem obarczanie cię opieką nad Piotrusiem.
 - Nie pracuję niestety. Od jakiegoś czasu jestem na zasiłku dla bezrobotnych. Wciąż szukam i rozsyłam CV. Nie mam szczęścia. Rynek nasycił się już informatykami.
 - Jeśli z tego wyjdę… - głos uwiązł Anecie w gardle a w oczach pokazały się łzy. – Jeśli z tego wyjdę, na pewno będę mogła ci pomóc. Zatrudnię cię we własnej firmie. Dobry informatyk zawsze się przyda.
 - Nie musisz tego robić. Nie musisz mi się za nic odwdzięczać. Jestem pewna, że leczenie przyniesie pozytywne skutki. Ty tylko musisz chcieć żyć i walczyć.



czwartek, 20 czerwca 2019

ZDRADZONA - rozdział 2



ROZDZIAŁ 2


Aneta słuchała słów siostry z przerażeniem. Nie mogła uwierzyć, że Sławek, jej Sławek zdradził ją z jej własną siostrą. Ta właśnie doprowadziła ją do totalnej rozpaczy. Nawet nie miała siły, żeby przerwać tę tyradę.
 - Jesteś zwykłą dziwką. Nawet nie zdajesz sobie sprawy czego się dopuściłaś. On był moją pierwszą, największą i jedyną miłością. Był najwspanialszym mężem i ojcem. W każdą sobotę i niedzielę dostawałam śniadanie do łóżka, które przygotowywał wkładając w każdą czynność swoje serce. Każdego dnia sprawiał, że kochałam go coraz mocniej. Nigdy się ze mną nie kłócił, nie podnosił głosu. Wciąż podkreślał, że jest prawdziwym farciarzem, bo poślubił miłość swojego życia. Jakim trzeba być człowiekiem, żeby zniszczyć coś tak pięknego?! – poderwała się ze szpitalnego krzesła i wzięła na ręce Piotrusia.
 - Aneta, błagam cię, wysłuchaj mnie do końca, spróbuj zrozumieć, może wybaczyć… Przecież jestem twoją siostrą…
 - Ja mam ci wybaczyć? Zdrady nie można wybaczyć. Okłamywaliście mnie oboje. Ja siedziałam z dzieckiem, a wy jeździliście sobie w „delegacje” i urządzali schadzki w SPA. Wtedy nie pomyślałaś, że robisz to wszystko własnej siostrze? Ja już nie mam siostry. Umarła wczoraj w nocy we wraku samochodu razem ze swoim kochankiem – wyrzuciła z siebie łykając łzy. – Jeśli pojawisz się na pogrzebie Sławka zrobię ci taką awanturę, że zapamiętasz na całe życie. Nie chcę cię znać. Nienawidzę cię! – odwróciła się na pięcie i trzymając dziecko w ramionach wybiegła ze szpitalnej sali.


Była rozdygotana. Zapięła Piotrusia w foteliku dając mu jakiś soczek i sama usiadła za kierownicą, ale nie uruchomiła samochodu od razu. Musiała się uspokoić. Wzięła kilka głębszych wdechów i po kilku minutach wolno ruszyła skupiając się na drodze. Zatrzymała się przed jakąś restauracją. Była głodna i Piotruś pewnie też. Zamówiła zupę krem z pieczarek i pulpety z kurczaka. Nakarmiła małego i sama też zaspokoiła głód. Teraz mogła wracać.
Prosto z trasy zajechała do matki. Piotruś zasnął i żeby go nie budzić, delikatnie wzięła go na ręce i ułożyła na kanapie w pokoju gościnnym. Sama usiadła z mamą w kuchni i przy filiżance parującej kawy relacjonowała jej wszystko od początku do końca. Kiedy opowiadała o pobycie w kostnicy popłakały się obie. Mama Witkowska poczuła się tak jakby straciła własne dziecko. Aneta opowiedziała jej o zdradzie Sławka i Neli.
 - Za jednym zamachem straciłam dwie najbliższe memu sercu osoby. Byłam u Neli w szpitalu. Przyznała, że była kochanką Sławka od co najmniej trzech lat. Zapowiedziałam jej, że jeśli pokaże się na jego pogrzebie zrobię jej karczemną awanturę i przy okazji kupę wstydu. Jeśli weźmiesz jej stronę uprzedzam cię lojalnie, że nigdy więcej nie zobaczysz ani mnie, ani Piotrusia. Przestaniecie obie dla mnie istnieć.
 - Nie obawiaj się. To co zrobiła jest karygodne. Gdyby Sławek nie zginął, to nadal zdradzaliby cię oboje. Nie popieram takich zachowań, bo są podłe.
 - Jutro mam do załatwienia jeszcze mnóstwo spraw. Chciałam cię prosić, żebyś zaopiekowała się Piotrkiem jeśli możesz. Nie chcę go ciągać po urzędach i cmentarzu. Już i tak wymęczyła go ta długa droga. Zostawię ci jego ubranka i kilka ulubionych zabawek. Wrócę po niego jutro wieczorem. Może już będę znała termin pogrzebu. 

Zanim ruszyła spod domu mamy wykonała telefon do Jacka. Zapytała, czy jeszcze dzisiaj mogą się spotkać.
 - Nie ma sprawy. Przyjdę. Jesteś już w domu?
 - Właśnie odjeżdżam spod domu mamy. Będę za jakieś dwadzieścia minut.
Czekał na nią przed klatką schodową. Kiedy zaparkowała podszedł do samochodu otwierając drzwi.
 - Trzymasz się jakoś? – zapytał z troską patrząc na jej wymęczoną i bladą twarz.
 - Muszę, prawda? – uśmiechnęła się smutno. – Pomożesz mi z bagażami?
Zabrał torbę podróżną i jej torbę podręczną. Otworzyła drzwi do klatki i przepuściła go przodem. Już w mieszkaniu pierwsze co zrobiła, to nastawiła expres. Przy kawie powtórzyła to samo, o czym opowiadała matce. Jacek słuchał tego z wielkim niedowierzaniem, bo to co mówiła brzmiało zupełnie abstrakcyjnie. Zawsze stanowili taką ładną i niezwykle zgodną parę. Nigdy nie był świadkiem jakiejkolwiek sprzeczki między nimi. Kochali się i rozumieli bez słów. Zdrada byłaby ostatnią rzeczą, o którą mógłby posądzić przyjaciela.
 - Nie mieści mi się to w głowie… - powiedział cicho. – Przede wszystkim dlatego, że to kompletnie do niego niepodobne a poza tym, że zrobił to z twoją rodzoną siostrą. Wyrzuty sumienia powinny ją zagryźć na śmierć.
 - Nigdy jej tego nie wybaczę. Mieliśmy naprawdę dobre życie Jacek, a ona to wszystko zniszczyła. Oboje to zniszczyli… On mógł żyć… Oto do czego doprowadza kłamstwo… Ściągnęłam cię tu dlatego, bo mam do ciebie prośbę. Chciałabym, żebyś pomógł mi załatwić resztę formalności związanych z pogrzebem. Piotrusia zostawiłam u mamy więc będę mieć swobodę działania. Poza tym postanowiłam, że zapiszę go do żłobka i wrócę do pracy. Nie chcę siedzieć w domu i rozpamiętywać po całych dniach „co by było, gdyby”.
 - Dla firmy to dobra wiadomość. Wszyscy ucieszą się, że wracasz. Szkoda tylko, że w takich przykrych okolicznościach. Ja jutro rano zadzwonię do Witka i uprzedzę go o swojej nieobecności. O której mam być tutaj?
 - Myślę, że o dziewiątej będzie w sam raz.
 - W takim razie do jutra – Jacek podniósł się z kanapy. – Prześpij się choć trochę, bo wyglądasz na padniętą.
 - I tak się też czuję.
Po jego wyjściu napuściła pełną wannę wody i z przyjemnością zanurzyła się w niej. Zaczynała od teraz nowe życie. Życie bez Sławka. Okazał się jej największym rozczarowaniem i porażką.

Następnego dnia wraz z Jackiem ruszyli do zarządu cmentarza, gdzie Aneta wykupiła miejsce pochówku, a następnie podjechali do kościoła. Tam uzgodnili termin pogrzebu i opłacili wszystko. Ceremonia miała się odbyć w cmentarnej kaplicy. Uzbrojona w tę wiedzę Aneta natychmiast wykonała telefon do zakładu pogrzebowego w Sopocie informując kiedy i o której godzinie mają przywieźć ciało. Potem powiadomiła swoich teściów mieszkających w Cieszynie. Poprosiła, by zawiadomili resztę rodziny. Jacek obdzwaniał wspólnych znajomych. To co najważniejsze mieli ogarnięte. Było już po trzynastej więc zaprosił Anetę na porządny obiad, bo i sam poczuł głód.
 - Musisz coś zjeść, bo nikniesz w oczach z dnia na dzień. Teraz musisz być silna i dla siebie i dla Piotrka. Dla firmy również. Sławka już nie ma, ale ty jesteś równie ważna dla nas. Praca zawsze jest dobra na wszystkie smutki, bo pozwala zapomnieć.

Pogrzeb Sławka zgromadził mnóstwo ludzi. Przyjechało sporo jego rodziny, ale też nie zawiedli przyjaciele i znajomi. Aneta trzymała się dzielnie. Była tak bardzo dotknięta jego zdradą, że podczas ceremonii nie uroniła ani jednej łzy. To nietypowe zachowanie zaniepokoiło jej teściów. Jednak dopiero na stypie zapytali ją o to. Nie zamierzała nic przed nimi ukrywać i opowiedziała, że przez ostatnie trzy lata zdradzał ją z jej własną siostrą. To wywołało u ich wielki szok. Podobnie jak wszyscy inni sądzili, że ich syn i Aneta są wspaniałym przykładem zgodnego małżeństwa.
 - I tak właśnie było – potwierdziła Aneta. – W życiu bym się nie domyśliła, że oboje wywiną mi taki numer. Tyle lat wspólnego życia i poznawania się nawzajem nie było żadną gwarancją wierności a jego słowa o tym, że jestem miłością jego życia okazały się nic nie warte. Gdybym była wredna i tak zepsuta jak moja siostra, nigdy w życiu nie podjęłabym się pochowania go. Nie zasłużył na to. Nela przeżyła i skoro tak bardzo się kochali, to ona powinna być tu teraz na moim miejscu. To mój ostatni wysiłek względem niego. Nigdy więcej już tu nie przyjdę i nigdy więcej nie złożę kwiatów na jego grobie.

Przez kolejne tygodnie oswajała się ze swoim statusem młodej wdowy. Nie rozpaczała, nie płakała w poduszkę a mimo to gdzieś z tyłu głowy wciąż dźwięczały jej słowa Neli o tej podłej zdradzie. Udawała twardą a w środku wciąż przeżywała ten koszmar.
Żłobek dla Piotrusia udało jej się załatwić właściwie cudem. Nie sądziła, że to może być aż tak trudne. Pomogły jej koleżanki ze studiów. Dzięki nim mogła wreszcie zaprowadzać Piotrka na kilka godzin do żłobka a sama zająć się pracą w firmie. Wdrożyła się dość szybko i wkrótce już samodzielnie realizowała zlecenia.
Nela próbowała się z nią kontaktować wielokrotnie, ale za każdym razem odrzucała połączenia.


Matka też próbowała na nią wpływać prosząc, żeby się przełamała i porozmawiała z siostrą. Była nieugięta.
 - Przestań – mówiła do rodzicielki. – Sama potępiałaś to, co zrobiła i nagle masz napływ rodzicielskiej miłości? Szybko jej wybaczyłaś. Ja tego nigdy nie zrobię.
 - Zapiekłaś się w tym bólu. Wciąż chodzisz zdenerwowana i wściekła. Człowiek może wybaczyć gorsze rzeczy nie tylko zdradę.
 - Chcesz trzymać jej stronę? Proszę bardzo, ale na mnie już nie licz. Skończyłam z wami obiema.
Przestała odbierać również telefony od matki. Miała dość użerania się z nią i wysłuchiwania, co powinna zrobić, a co nie.
Nela w końcu wzięła się na sposób i zaczęła wydzwaniać do niej z telefonów znajomych. Aneta odbierała, bo numery nie były jej znane. Jednak jak tylko słyszała głos siostry rozłączała się automatycznie. Pomyślała, że to już zakrawa na nękanie i jeśli Nela się nie uspokoi, naśle na nią policję lub odda sprawę do sądu.

Starała się żyć normalnie. Podczas realizacji jednego ze zleceń poznała Kacpra. Był inżynierem budownictwa i nadzorował stronę techniczną jej projektu. Był starszy od niej o dwa lata, niezwykle szarmancki i przystojny. Spodobał jej się, dlatego chętnie przyjęła jego zaproszenie na kawę. Potem były randki, wspólne obiady, kolacje i wreszcie wspólne noce. Po roku znajomości wprowadził się do niej i stał się ojcem dla Piotrusia. Nic przed nim nie ukrywała. Znał historię jej pierwszego małżeństwa, wielokrotnie słyszał jak z gniewem odrzuca kolejne połączenie od Neli. Martwił się o nią.
 - Ta historia bardzo cię niszczy. Nie widzisz tego, ale ilekroć odbierasz telefon od Neli, cała się trzęsiesz. To nie jest normalne. Może już czas rozważyć możliwość wybaczenia i pogodzenia się z nią? W końcu to twoja siostra.
 - Nie chcę tego słuchać. Nie mam pojęcia jakim cudem zdobywa moje adresy mailowe i numery telefonów. Już nie zliczę jak wiele razy je zmieniałam. Zlikwidowałam wszystkie konta na portalach społecznościowych, a ona wciąż wynajduje nowe sposoby kontaktu. Jest namolna i naprawdę poważnie się zastanawiam, czy nie złożyć w sądzie pozwu o nękanie.
 - Naprawdę byś to zrobiła? Własnej siostrze?
 - Ona nie miała skrupułów, gdy zdradzała mnie z moim mężem i spędzała z nim upojne noce w pięknych zakątkach tego kraju. Podaj mi choć jeden dobry powód, dlaczego ja miałabym nie podać jej do sądu.
To zacietrzewienie Anety nie tylko martwiło Kacpra, ale psuło stosunki między nimi. Sprawa zdrady wielokrotnie przewijała się w ich sprzeczkach. Aneta w zapamiętaniu wyrzucała mu, że być może to on dostarcza Kornelii informacje o kolejnej zmianie numeru, czy maila, chociaż dobrze wiedziała, że Kacper nigdy na oczy nie widział jej siostry i nigdy z nią nie rozmawiał. Kiedy się uspokajała, przepraszała go za te absurdalne oskarżenia ale uraza w nim pozostała.
Po kolejnym roku nie potrafił już tego znieść. Po ostrej wymianie zdań spakował się i wyprowadził. Zanim opuścił mieszkanie powiedział jej, że ma dość tej emocjonalnej huśtawki i że powinna pójść do lekarza, bo potrzebuje pomocy.
 - Nie znoszę cię takiej i muszę od ciebie odpocząć. Może za kilka miesięcy znowu spróbujemy posklejać to do kupy, ale przedtem wiele musisz w sobie zmienić. Pielęgnujesz w sercu złość już nie tylko na Nelę, ale na każdego, kto usiłuje ci pomóc. Nie tędy droga. Zastanów się nad tym.

czwartek, 13 czerwca 2019

ZDRADZONA - rozdział 1

ZDRADZONA


ROZDZIAŁ 1


Natrętnie dzwoniący telefon obudził ją w środku nocy, a przynajmniej tak się jej wydawało. Szybkie zerknięcie na budzik zweryfikowało czas. Okazało się, że jest kilka minut po dwudziestej trzeciej. Co gorsza obudził się też Piotruś jej dwuletni syn. Potykając się o sprzęty dobrnęła do komody, na której stał aparat i z wściekłością złapała za słuchawkę.
 - Halo… - odezwała się ochrypłym głosem.
 - Pani Aneta Żychowicz?
 - Tak…
 - Tu starszy aspirant Marian Olech. Chciałem panią powiadomić, że godzinę temu na sopockiej wylotówce miał miejsce wypadek. Z dokumentów jakie znaleźliśmy u kierowcy wynika, że to pani mąż, Sławomir Żychowicz. Niestety nie przeżył. Przeżyła tylko pasażerka, którą odwieziono już do szpitala.
Słowa tego człowieka namieszały jej w głowie. Przecież Sławek pojechał do Wrocławia na delegację a nie do Sopotu.
 - To niemożliwe proszę pana. Mąż wprawdzie wyjechał, ale nie na Wybrzeże tylko do Wrocławia.
 - Czy numer rejestracyjny samochodu marki Opel Astra koloru białego to WB63339?
 - Tak…, to się zgadza…
 - W takim razie nie ma mowy o pomyłce. Jeśli pani może, proszę jak najszybciej przyjechać. Wszelkich informacji udzieli sopocka komenda policji.
Zdruzgotana odłożyła słuchawkę i wybuchła płaczem. Poszła do pokoju synka i wziąwszy go na ręce tuliła usiłując go uspokoić. Sama czuła się kompletnie bezradna i przytłoczona tym nagłym wdowieństwem.
Ze Sławkiem znali się już od czasów technikum. Byli równolatkami. Zaczęli chodzić ze sobą od drugiej klasy i stali się nierozłączni. Potem były studia a po obronie prac wreszcie ślub. Jej rodzina uwielbiała go. Był dobrym, porządnym facetem, niezwykle opiekuńczym i rodzinnym. Gdy na świecie pojawił się Piotruś, Sławek po prostu oszalał na jego punkcie. Jej mama wciąż powtarzała, że taki zięć to prawdziwy skarb i drugiego takiego ze świecą szukać, a jej dwa lata młodsza siostra Nela przepadała za jego towarzystwem.


Przy tym wszystkim miała wrażenie, że jego miłość do niej nie osłabła ani trochę, choć od momentu, gdy urodziła Piotrusia miała zdecydowanie mniej czasu dla Sławka i częściej była zmęczona. Rozumiał to i nie wymigiwał się od obowiązków, które znacznie ją odciążały.
Tuż po studiach wraz z dwoma kolegami postanowili założyć własną działalność. Tak powstała firma „Archi-projekt”. Mieli szczęście, bo niemal od początku nie narzekali na brak zleceń. Głównie były to projekty niewielkich willi, ale pozwalały przeżyć. Z czasem podejmowali się i większych przedsięwzięć, które ustabilizowały sytuację materialną wszystkich wspólników. Kiedy Aneta urodziła dziecko postanowili zgodnie, że weźmie trzyletni urlop wychowawczy. Od dwóch lat siedziała w domu z Piotrusiem a Sławek zarabiał na chleb. Czasem odwiedzała ją Nela znosząc ploteczki zasłyszane od mamy. Ona też okres studencki miała już za sobą i pracowała w jakiejś firmie jako informatyk.

Otworzyła zapłakane powieki. Piotruś uspokoił się i słodko spał w jej ramionach. Za oknem świtało. Ułożyła dziecko w łóżeczku i zaparzyła mocnej kawy. Powoli docierało do niej, że nigdy nie zobaczy już Sławka, nie utonie w jego ramionach a Piotruś w ogóle nie będzie go pamiętał. Sięgnęła po komórkę i wybrała numer Jacka, przyjaciela Sławka i jednocześnie jego wspólnika. Odebrał najwyraźniej zaskoczony jej telefonem.
 - Cześć Aneta. Co ty spać nie możesz?
 - No nie mogę – odpowiedziała zmęczonym głosem. – Sławek nie żyje… - rozpłakała się. – W nocy zadzwonili do mnie z Sopotu i powiedzieli, że dachował na wylotówce. Nie przeżył… - słyszała jak Jacek przełyka ślinę. Nie mógł wykrztusić słowa. – Posłuchaj… Ja muszę tam jechać i muszę zabrać ze sobą Piotrusia, bo nie mam go z kim zostawić. Nela też wyjechała z Warszawy na jakieś sympozjum informatyczne do Lublina i nie wiem, kiedy wróci. Chciałam cię prosić, żebyś zajął się firmą i przekazał wieści Witkowi i reszcie.
 - Oczywiście przekażę i wszystkim się zajmę. To okropna wiadomość i strasznie ci współczuję. Sam jestem w szoku i nie mogę w to uwierzyć. Zastanawia mnie tylko, co on robił w Sopocie. Nam mówił, że jedzie do Wrocławia w sprawie projektu jakiegoś pawilonu i miał nadzieję, że jak rozmowy pójdą po jego myśli, to będziemy mieli robotę na następne pół roku.
 - Mnie też tak mówił i też tego nie rozumiem. Być może na miejscu dowiem się więcej. Kończę już, bo muszę spakować siebie i dziecko.
 - Jedź ostrożnie i bezpiecznie. Gdybyś potrzebowała pomocy, to nie krępuj się i dzwoń. Do zobaczenia.

Spakowała najpotrzebniejsze rzeczy i zaniosła do samochodu. Usadowiła syna w foteliku i ustawiła GPS wprowadzając adres sopockiej komendy policji. Najpierw kierowała się na Łódź by potem odbić w prawo na trasę szybkiego ruchu A-1. Po czterech godzinach wjeżdżała do Sopotu. Zaparkowała pod budynkiem komendy i wyciągnęła Piotrusia z fotelika.


Weszła do środka i zapytała o starszego aspiranta Olecha. Po chwili witała się z nim mówiąc kim jest i że to z nią rozmawiał o wypadku męża. Zaprosił ją do jednego z pokoi, w którym stały trzy biurka. Usiadła przy jednym z nich. Olech zaproponował kawę widząc jak bardzo jest zmęczona. Nie odmówiła. Popijając małymi łykami gorący napój poprosiła go o wyjaśnienia.
 - Proszę mi powiedzieć coś więcej. Ja nadal nie mogę uwierzyć w tę tragedię. Nie rozumiem dlaczego mój mąż znalazł się w Sopocie skoro interesy miał załatwiać we Wrocławiu.
 - Na to pytanie nie odpowiem pani. Być może więcej światła na ten temat rzuci kobieta, którą wyciągnęliśmy z wraku. Miała naprawdę dużo szczęścia. Cały czas była przytomna, a później po oględzinach lekarskich okazało się, że ma tylko trochę zadrapań i żadnych złamań. To prawdziwy cud wziąwszy pod uwagę, że cięliśmy blachę.
 - Ale jak w ogóle doszło do tego, że dachowali? O ile wiem, jezdnia chyba nie była śliska. Wczoraj w całym kraju była dobra pogoda.
 - Tego też nie udało nam się ustalić. Sprawdzaliśmy nawierzchnię pod kątem jakiejś rozlanej substancji, ale nic takiego nie znaleźliśmy. Prawdopodobnie zajęci rozmową nawet nie zauważyli, że zjechali na skraj jezdni. Potem musiało się już potoczyć bardzo szybko. Skasowali barierki i zjechali w dół skarpy. To jej stromizna spowodowała nagłe dachowanie auta.
 - Gdzie jest teraz ciało męża? – zapytała drżącym głosem.
 - Jest w szpitalnej kostnicy. Przebadano męża pod kątem toksyn, zawartości alkoholu we krwi i wykonano kilka innych badań. Okazało się, że był trzeźwy i nic nie zażywał. Doznał wielu uszkodzeń ciała i wolałbym, żeby pani oszczędziła sobie tego widoku, ale oczywiście nie mogę pani zabronić.
 - Ja muszę go zobaczyć…, po prostu muszę.
 - W takim razie zawiozę panią do szpitala. Trzeba załatwić formalności, bo jak rozumiem zechce pani go przewieźć do Warszawy. Obok szpitalnej kostnicy funkcjonuje zakład pogrzebowy. Oni zajmują się także transportem zwłok. Mają do tego odpowiednie samochody. Jeśli to pani ułatwi sprawę, to może pani z nimi dograć szczegóły.
 - A co z tą kobietą? Kto to właściwie jest?
Aspirant przerzucił kilka dokumentów i pochylił się nad jednym z nich.
 - Kobieta nazywa się Kornelia Witkowska i leży na oddziale urazowym tego szpitala.
Anetę zatkało. Wytrzeszczyła oczy na aspiranta, który przez to jej spojrzenie poczuł się niezręcznie.
 - Wygląda na to, że to nazwisko nie jest pani obce? – zaryzykował przypuszczenie. Pokiwała twierdząco głową.
 - Kornelia Witkowska jest moją młodszą siostrą. Mniej więcej w tym samym czasie co mój mąż wyjechała na jakieś sympozjum informatyczne do Lublina. Kolejna zagadka. Mam nadzieję, że przynajmniej to uda się wyjaśnić. Czy moglibyśmy już jechać? Ja pojadę za panem, bo przyjechałam własnym samochodem.

Starszy Aspirant Olech okazał się niezwykle miłym i uczynnym człowiekiem. Bardzo jej pomógł w załatwieniu formalności. Zajął się nawet Piotrusiem podczas gdy ona oglądała ciało męża. Jego widok wstrząsnął nią i zaniosła się płaczem. Był straszliwie zmieniony. Miał opuchniętą i pokiereszowaną twarz. Zamiast ust wykwitały w ich miejscu dwie nienaturalnych rozmiarów sino czarne plamy. Gdyby nie towarzyszący jej pracownik kostnicy pewnie by zemdlała. Ten straszliwy obraz zapadł jej w serce. Minęło dobre pół godziny nim przestało walić jak młot i zaczęło bić spokojniej. Olech zaprowadził ją do drzwi obok, gdzie mieścił się zakład pogrzebowy. Spędzili tam blisko godzinę, ale ustalili wszystko. Termin przywozu ciała i koszt.
Olech zanim się pożegnał wręczył jej jeszcze wszystkie dokumenty w tym również te męża. Podziękowała mu za wszystko i kiedy odszedł weszła z synkiem do windy i nacisnęła dwójkę. Na drugim piętrze mieścił się oddział urazowy. Miała nadzieję, że Nela wyjaśni jej jakim cudem znalazła się razem ze Sławkiem w Sopocie. Trzymając Piotrusia za rękę weszła cicho do sali, w której umieszczono Nelę. Zauważyła ją od razu. Leżała na plecach gapiąc się bezmyślnie w sufit. Aneta podeszła do łóżka i pochyliła się nad siostrą całując ją w policzek. Odwróciła do niej twarz. Jej oczy patrzyły na Anetę rozszerzone przerażeniem. Wyglądała jakby zamiast gałek ocznych miała dwie, martwe, szklane kulki. Rzeczywiście nie sprawiała wrażenia kogoś, kto mocno ucierpiał w tak poważnym wypadku. Miała kilka zadrapań na twarzy, dłoniach i nogach. Na jednej z nich założono solidniejszy opatrunek z powodu głębokiej rany ciętej.


 - Jak się czujesz? – zapytała cicho Aneta.
 - Nie wiem jak mam ci to powiedzieć… Boję się a jednocześnie wiem, że powinnaś poznać prawdę – mówiła z trudem składając zdania. – Nie wiem, czy kiedykolwiek mi wybaczysz…
Aneta wbiła w nią wzrok. Czuła przez skórę, że to, co za chwilę usłyszy, przewróci jej świat do góry nogami.
 - Dlaczego mnie okłamałaś? – zapytała cicho. – Dlaczego powiedziałaś mi, że jedziesz do Lublina a wylądowałaś w Sopocie razem ze Sławkiem, który w tym czasie miał być we Wrocławiu?
 - Aneta… On cię nie kochał… Od paru lat mieliśmy romans… Od momentu jak zaszłaś w ciążę…
Kobieta pokręciła z niedowierzaniem głową. To, co usłyszała od siostry zakrawało na jakiś okrutny żart.
 - To nieprawda… Kłamiesz! Byłam miłością jego życia i udowadniał mi to na każdym kroku. Nad życie kochał Piotrusia. Uwiodłaś go suko i to jest jedyne wytłumaczenie tej sytuacji. 
 - Nie kłamię… i nie uwiodłam go. Zakochaliśmy się w sobie.
 - Przestań! Po prostu przestań! On nigdy nie zakochałby się w kimś takim jak ty.
 - A jednak… - Nela była gotowa wyznać siostrze wszystko i zrobiła to z najdrobniejszymi szczegółami, nie oszczędzając jej niczego i nie zważając, że Aneta wcale nie chce tego słuchać.