Łączna liczba wyświetleń

środa, 31 maja 2017

"TA TRZECIA" - rozdział 11 ostatni

Moi drodzy

Z uwagi na sporo zajęć w dniu jutrzejszym wstawiam ostatni rozdział nieco wcześniej. Miłej lektury.
Pozdrawiam. :) 


ROZDZIAŁ 11
ostatni

Skrzyp zawiasów oderwał Alexa od pracy. Podniósł zmęczony wzrok i zamarł. W drzwiach stała Paulina. Przeleciało mu przez głowę, że nic się nie zmieniła. Jej wzrok ciskał pioruny a zaciśnięte usta niemal zbielały z wściekłości.
 - Paulina? Co ty tutaj robisz? – wyrzucił niemal szeptem. – O ile wiem…



 - Co, myślałeś, że gniję nadal w mediolańskim więzieniu? – przerwała mu brutalnie. - Jak mogłeś?! Jak mogłeś na to pozwolić, by mnie tak upokorzono?!
 - O nie, nie, nie. Nie pozwolę na to, żebyś oskarżała mnie o takie rzeczy. Sama jesteś sobie winna. O ile pamiętam, to nie ja zdemolowałem najlepszą knajpę w Mediolanie, nie ja się upijałem, nie ja się łajdaczyłem z facetami, którzy mają żony. Nie sądziłem, że możesz być do tego stopnia głupia. To była nauczka dla ciebie, chociaż widzę, że mimo iż miałaś mnóstwo czasu na przemyślenia, to jednak nie wyciągnęłaś z niej żadnych wniosków. Zapamiętaj sobie raz na zawsze, że już nigdy nie pomogę ci w niczym, bo na to nie zasługujesz. Ty potrafisz tylko żerować jak najgorszy pasożyt na kimś i wyciągać od niego pieniądze. Najpierw Marek stał się twoją ofiarą a potem ja. Nie sądziłem, że to kiedyś powiem, ale w świetle ostatnich wydarzeń zdecydowanie wolałbym nie mieć siostry. Splugawiłaś nasze nazwisko, babcia przez ciebie płacze, a rodzice przewracają się w grobie. Nie mam pojęcia, dlaczego tu jesteś. Marek wyraźnie chyba dał ci do zrozumienia, że nie chce cię więcej widzieć w firmie.
 - Jesteś podły. Zamiast mnie wspierać stajesz przeciwko mnie i to w dodatku po stronie Marka. Ale właściwie mam to już gdzieś. Przez ciebie jestem kompletnie spłukana. Zapłaciłam horrendalne odszkodowanie i wyzerowałam konto. Potrzebuję pieniędzy i dlatego chciałam sprzedać ci swoje udziały.
Alex spojrzał na nią kpiąco.
 - Jeszcze pół roku temu chciałaś mi je dać w prezencie – przypomniał jej niedawną deklarację.
 - Owszem, bo myślałam, że jesteś inny, ale sytuacja się zmieniła.
 - Przykro mi, ale nawet gdybym policzył poniżej kursu nie mam takich pieniędzy, które pokryłyby ich zakup. Jedyne wyjście, to pójść do Marka i jemu zaproponować kupno. Nawet jeśli nie dysponuje taką gotówką, to Dobrzańscy mu pożyczą.
Paulina podniosła się z krzesła. Nie przypuszczała, że brat odmówi kupna jednej czwartej udziałów F&D. Kiedyś dla niego ten pakiet był łakomym kąskiem. Czyżby priorytety mu się zmieniły?
 - Nie bardzo mam ochotę widzieć się z nim, ale nie mam wyjścia. Idę.
W przeciwieństwie do Alexa Marek uprzedzony przez Violettę nie był zdziwiony, gdy Paulina weszła do jego gabinetu. Ba, nawet trafnie podejrzewał w jakim celu zawitała do firmy. Złożył dwa do dwóch i jak nic mu wyszło, że ona jest bez kasy i przyjechała sprzedać udziały. Bezceremonialnie usiadła na kanapie zakładając nogę na nogę i wypluła z siebie.
 - Interesuje cię mój pakiet udziałów? Są na sprzedaż. – Uśmiechnął się szeroko widząc, że nie owija w bawełnę i od razu przystępuje do rzeczy.
 - A gdybym ci powiedział, że nie mam takich pieniędzy, które mógłbym wydać na twój pakiet?
 - Ty nie masz pieniędzy? Słyszałam, że sprzedałeś dom więc chyba nie jest tak źle.
 - Masz rację. Jest nawet znakomicie, ale nie kupię ich po kursie. Przez te wszystkie lata nie wniosłaś do tej firmy nic, nie zabiegałaś, żeby pięła się do góry. Nie robiłaś tutaj kompletnie nic. Mogę zaoferować dwa i pół miliona i ani grosza więcej.
 - Oszalałeś?! Dobrze wiesz, że są warte trzy razy tyle.
 - Oczywiście, że wiem. Mam nadzieję, że pamiętasz aneks do umowy dotyczący sprzedaży kapitałowi obcemu? Doskonale wiesz, że nie wolno ci tego zrobić, więc albo przyjmiesz moje warunki, albo zostaniesz z tymi udziałami i będziesz czerpać z nich dywidendy, które jednak nie zapewnią ci życia na odpowiednim poziomie.
Widział jak gotuje się w niej, jak wrze. Była na granicy wybuchu, ale opanowała się jednak. Zrozumiała, że krzykiem już nic nie wskóra i że to on ma rację.
 - Dobrze. Niech będzie moja strata. Możesz to jakoś zorganizować?
 - Jutro o jedenastej tutaj w gabinecie podpiszemy akt notarialny. To wszystko co mogę dla ciebie zrobić. Liczę na to, że jutrzejszego dnia będę cię widział po raz ostatni.
 - Bez obawy. Nie mam zamiaru wracać tu nigdy więcej. Ty i Alex jesteście siebie warci – zerwała się z kanapy i stukając wysokimi obcasami wymaszerowała z gabinetu Marka. On natychmiast zadzwonił do rodziców i opowiedział o całej sprawie.
 - Nie mam takiej sumy i potrzebuję pożyczyć przynajmniej siedemset tysięcy. Możecie pomóc? To jedyna okazja, żeby siedemdziesiąt pięć procent udziałów znalazło się w naszych rękach.
 - Nie ma sprawy synu. Ja zaraz przeleję pieniądze na twoje konto. Cieszę się, że zbiłeś cenę o niemal dwie trzecie – pochwalił go Krzysztof. – Dobra robota.


Wieczorem przy kolacji opowiedział Uli całą historię Pauliny. Była wstrząśnięta zwłaszcza tym mediolańskim epizodem i tym, że Paulina podrywała z premedytacją żonatych mężczyzn z zasobnym portfelem. – W końcu się doigrała. Nie wszystkie żony wierzą w zdradę mężów, a jeśli mają dowody, to mszczą się najpierw na ich kochankach, a potem na nich samych. A co by było, gdyby Irena okazała się taka asertywna i taka mściwa? Gdyby za wszelką cenę chciała wierności Piotra? Czy byłaby w stanie mnie pobić? Byłabym drugą Pauliną
 - Kochanie słuchasz mnie?
 - Tak, tak… Przepraszam, zamyśliłam się.
 - Jutro definitywnie kończę z Pauliną. Zamówiłem notariusza. Podpiszemy akt i przeleję jej pieniądze. Niech znika z mojego życia. W końcu trzeba skupić się na pokazie. To teraz priorytet.

Pokaz okazał się wielkim przebojem. Pshemko triumfował, a Marek wciąż zawierał nowe kontrakty na sprzedaż kolekcji. Wszyscy byli zachwyceni Pomarańczarnią. Zwłaszcza seniorzy nie kryli podziwu dla pomysłowości Uli i gratulowali Markowi wspaniałej organizacji.

To był jeden z tych pięknych, ciepłych, słonecznych dni, kiedy wiosna stała w pełnym rozkwicie mamiąc soczystą zielenią młodych liści i barwnymi klombami różnokolorowych kwiatów. Ula idąc obok Marka przymknęła oczy i wystawiła twarz do słońca.
 - Pięknie tu. Te wszystkie zapachy przyprawiają o zawrót głowy. Pokochałam ten park, choć wcześniej kojarzył mi się wyjątkowo źle. Chodźmy do kaczek. Usiądziemy na tej ławce blisko stawu – ściągnęła apaszkę i do końca rozpięła cienki płaszczyk. Pomyślała, że jeszcze tak niedawno była wrakiem człowieka, strzępem nerwów obsesyjnie myślącym o utraconej miłości. Jak mogła się wtedy tak zadręczać? Piotr nie był wart ani jednej jej łzy. Niemal popadła przez niego w depresję. Dorota okazała się o wiele silniejsza i lepiej to zniosła. Obie spotkała nagroda, chociaż wcale na nią nie liczyły. Obie są już na innym etapie. Ona kocha Marka nad życie. Ta miłość jest inna niż ta do Piotra. Jest uczciwa, szlachetna i czysta. Jest też niezwykle silna. Marek odpłaca jej tym samym. W jego oczach znajduje ogromne pokłady tej miłości. A Dorota zakochała się w Alexie. Oboje świata poza sobą nie widzą. Powiedziała jej kiedyś, że nie rozumie, jak mogła zadurzyć się w Piotrze. Ula też tego nie rozumiała. Marek i Alex w porównaniu do niego, to dobrzy, opiekuńczy faceci, a przede wszystkim zupełnie pozbawieni obłudy, uczciwi do szpiku kości.
Marek ujął jej dłoń i przycisnął do ust. Nie mógł oderwać oczu od jej ładnego profilu.
 - Kocham cię Ula – wyszeptał. – Wiesz, że jesteś dla mnie wszystkim i nie wyobrażam już sobie, że miałoby cię przy mnie nie być – wyjął z kieszeni aksamitne pudełko i uniósł wieczko. Na czerwonym atłasie spoczywał najpiękniejszy pierścionek, jaki kiedykolwiek w życiu widziała. Jej oczy zrobiły się ogromne. – Nie chcę już tracić czasu. Nie chcę dłużej czekać. Wyjdź za mnie Ula i zacznijmy razem dzielić życie. To przecież takie naturalne, że jeśli dwoje ludzi tak bardzo się kocha jak my, to pragną być razem, pragną założyć rodzinę i mieć dzieci. Byłbym najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, gdybyś się zgodziła.
 - Oczywiście, że się zgadzam – zalśniły jej w oczach łzy. – Nie mogłabym się nie zgodzić, bo jesteś miłością mojego życia.
Uszczęśliwiony wsunął jej to jubilerskie cacko na palec a na jej ustach wycisnął słodki pocałunek.
 - Musimy powiedzieć rodzicom i szybko zacząć planować ślub. Mam też dla ciebie niespodziankę. Jutro jestem umówiony z pośrednikiem. Pokaże mi dom, który sobie upatrzyłem i bardzo bym chciał, żebyś mi towarzyszyła. Nie ukrywam, że kupno uzależniam od twojej opinii.
 - Pojadę. Bardzo jestem ciekawa, co to za dom.

Wracali. Wysiadając z windy na piątym piętrze Marek zauważył przy recepcji Alexa.
 - Dobrze, że cię widzę. Mam sprawę, ale nie tutaj. Chodźmy do ciebie. - Marek przyjrzał mu się z ciekawością. Febo był ewidentnie podekscytowany i sprawiał wrażenie, jakby nie mógł sobie znaleźć miejsca. Zanim przysiadł na kanapie wyjął z kieszeni mały pakunek i rozwinął go. – Spójrz. Widziałeś kiedyś takie cudo?
 - Widziałem wiele takich cudów, ale to cudo jest chyba dość stare.
 - To prawda. Należał do mojej matki. Myślisz, że będzie w sam raz dla Doroty?
 - Aaa, teraz rozumiem. Chcesz się oświadczyć…
 - No chcę. Kocham ją, na co mam czekać? Na pierwszą siwiznę? Poza tym do dla nas chyba już najwyższy czas, prawda?
 - Prawda. Ja oświadczyłem się przed chwilą i zostałem przyjęty. Wyciągnij Dorotę do parku i zrób to samo. Dzisiejszy dzień jest idealny na oświadczyny, wierz mi.
Alex zrobił wielkie oczy.
 - Nie wiem, czy rzeczywiście tak uważasz, czy jaja sobie robisz. Naprawę oświadczyłeś się?
 - Naprawdę. Wyszedłem z podobnego założenia, że dość już się naczekałem.
 - W takim razie i ja tak zrobię i to zaraz.
Po jego wyjściu Marek roześmiał się na całe gardło. Lubił takiego spontanicznego Alexa. Kiedyś takie zachowanie było nie do pomyślenia. Po raz drugi pomyślał, że Dorota dokonała cudu.

Dorota jak burza wpadła do Uli gabinetu. Miała rozwiane włosy, czerwone policzki i załzawione oczy.
 - Stało się coś? – widok koleżanki nieco przeraził Ulę.
 - Stało się, ale coś bardzo dobrego i wyjątkowego – Dorota ciężko opadła na fotel. – Wyobraź sobie, że Alex mi się oświadczył! – Ula roześmiała się serdecznie.
 - No to witaj w klubie, bo przed dwoma godzinami Marek zrobił to samo. Spójrz – podsunęła jej przed oczy dłoń uzbrojoną w pierścionek. Dorota wyciągnęła swoją.
 - Mój podobno należał do mamy Alexa, ale pasuje idealnie. Wychodzimy za mąż moja droga i to w dodatku z miłości. Ale jestem szczęśliwa!

Piętnastego sierpnia odbyły się dwa śluby. Tak postanowili. Skoro do tej pory szli łeb w łeb, to i ślub powinni wziąć w tym samym dniu. Gości nie było zbyt wielu. Seniorzy Dobrzańscy reprezentowali obu swoich synów, a dodatkowo Krzysztof prowadził do ołtarza Ulę w zastępstwie jej nieżyjącego ojca. Doroty rodzina też nie była zbyt liczna, ale oboje rodzice żyli, a jej ojciec z dumą wiódł córkę pod sam ołtarz. Uroczystość była bardzo wzruszająca. Obie panny młode miały zalane łzami policzki a i panom młodym zwilgotniały oczy. Obie wyglądały zjawiskowo w pięknych, białych sukniach wybranych w najbardziej ekskluzywnym salonie w mieście. Obaj panowie prezentowali się niezwykle przystojnie wzbudzając ogólny zachwyt. Po zaślubinach już przed kościołem składano im życzenia. W pewnym momencie podeszła do Doroty elegancko ubrana kobieta. Dorota z trudem rozpoznała w niej Irenę Sosnowską.
 - Dziękuję pięknie za życzenia pani Ireno. Wspaniale pani wygląda.
 - To głównie dzięki pani. To pani otworzyła mi oczy. Zostawiłam tego drania i po raz drugi rozwiodłam się z nim już definitywnie. Wywalczyłam możliwie największe alimenty dla dziecka. Nie będzie żadnych powrotów do przeszłości. Zmieniłam pracę na lepiej płatną w prywatnej klinice i zwyczajnie odżyłam. Już nigdy więcej Piotra w naszym życiu.
 - Amen – roześmiała się Dorota. – Bardzo dziękuję za życzenia. Wszystkiego najlepszego i dla pani.
Kiedy opowiadała Uli o tej metamorfozie Ireny obie nie mogły uwierzyć, że ta kobieta przyszła podziękować. Dorota wstrząsnęła nią i chyba faktycznie otworzyła jej oczy na to, że nie musi żyć z nie potrafiącym dotrzymać wierności dupkiem.
 - Ja też życzę jej jak najlepiej. Ona także zasłużyła na szczęście i porządnego faceta – podsumowała Ula.

Wesele odbywało się w jednym z lepszych hoteli. Nie oszczędzali na niczym. To miał być dla całej czwórki wyjątkowy dzień i koszty podzielili po połowie.


Na szczęście nie było żadnych przykrych niespodzianek, chociaż Alex obawiał się nalotu Pauliny, ale chyba nie dotarły do niej wieści o ślubie. On zawiadomił babcię, ale prosił staruszkę o dyskrecję. Obiecał też, że odwiedzi ją wraz z Dorotą już po ślubie, zanim rozpoczną miesiąc miodowy na południu Włoch. Marek i Ula postanowili spędzić trochę czasu nad polskim morzem. Marek po zakupie domu i urządzeniu go musiał nieco spasować z wydatkami. Obiecał sobie jednak, że w następnym roku zabierze żonę w jakieś egzotyczne miejsce.
Pobyt nad morzem zaowocował ciążą i wkrótce rodzina Dobrzańskich powiększyła się o nowego członka – małą, słodką Zuzię. Dwa lata później i Alex przywitał na świecie potomka, z którego był bardzo dumny. Potem jeszcze Dorota urodziła córkę podobnie jak Ula. Alex naśmiewał się czasem z Marka, że ma w domu babiniec, ale on uparcie twierdził, że nieprzytomnie kocha wszystkie swoje dziewczyny i nie zamieniłby tego na nic.
Obie przyjaciółki były kiedyś tymi trzecimi, ale teraz ich mężczyźni wynieśli je na piedestał i traktowali tak, jak na to zasługiwały otaczając szacunkiem, wielkim przywiązaniem i ogromną miłością.

K O N I E C


czwartek, 25 maja 2017

"TA TRZECIA" - rozdział 10

ROZDZIAŁ 10


Niemal biegiem przemierzył odległość z Lwowskiej na Koszykową. Zdyszany wpadł do oficyny z okrzykiem – już jestem! Ula podeszła do niego i cmoknęła go w policzek.
 - Bardzo się cieszę, ale uspokój się trochę, bo mi jeszcze zawału dostaniesz. Naprawdę niewiele już zostało. Tu pod ścianą są pudła z dokumentami. Wszystkie opisane. Meble opróżniłam i można zabierać. Przy kserokopiarce pewnie się namęczą, bo wielka i ciężka.
 - Poradzą sobie. Odwaliłaś kawał dobrej roboty – rzekł z podziwem. – Jestem pod wrażeniem. Ja też nie próżnowałem. Kazałem wysprzątać pomieszczenia i wybrałem meble z magazynu. Z czasem jak się dorobisz, to wymienisz na nowocześniejsze. Dzwoniłaś do właściciela oficyny?
 - Tak. Umówiłam się na jutro, żeby rozwiązać umowę najmu. Odkręcisz szyld? – podała mu długi śrubokręt – a ja dokończę pakowanie.
Piętnaście minut później pojawił się samochód. Marek podszedł do kierowcy witając się z nim i dwoma ludźmi do pomocy. Objaśnił im co i jak i poprosił o ostrożność.
 - Głównie chodzi o dokumenty, bo te nie mogą się pomieszać i o ksero. Do roboty panowie.
Mebli nie było dużo więc uporali się z nimi bardzo szybko. Równie sprawnie zapakowano resztę pudeł. Już na Lwowskiej wszystkim zarządził Władek. Ula wysprzątała puste już pomieszczenia i wraz z Markiem ruszyła do nowego lokum. Była mile zaskoczona. Szeroki korytarz i sześć przestronnych, jasnych i ustawnych pokoi. Meble, które wybrał z magazynu Marek też przypadły jej do gustu.
 - Wybierz sobie pokój kochanie. Dorota też dostanie swój własny. Pomyślałem także, że ten największy mógłby posłużyć za salę spotkań ze zleceniodawcami. Nawet znalazłem duży stół i sześć jednakowych krzeseł. Na razie więcej pomieszczeń nie potrzebujesz, chociaż myślę, że nie było by źle przyjąć jeszcze ze dwie osoby. Mogłabyś rozszerzyć działalność i mieć dodatkową pomoc, ale to już później. Tak czy owak zagospodarujemy wszystkie pokoje na wszelki wypadek, bo mebli jest dość.
Ula była pod ogromnym wrażeniem operatywności Marka. Nie minęło jeszcze południe, a ona już była przewieziona na Lwowską i rozdysponowywała meble. Pomyślała, że nie bez powodu został prezesem. Bez wątpienia posiadał talent logistyczny. Przytuliła się do niego.
 - Naprawdę nie wiem jak ja ci się odwdzięczę za to wszystko, co dla mnie zrobiłeś. To wspaniały gest i bardzo, bardzo go doceniam. Nawet w snach nie wyobrażałam sobie, że tu jest tak wspaniale.
 - Za nic nie musisz mi się odwdzięczać. Kocham cię przecież jak wariat i zrobiłem to z czysto egoistycznych pobudek, bo jak tylko zatęsknię pokonam kilka schodów i już będę cię miał na wyciągnięcie ręki.




Spojrzała mu z miłością w oczy.
 - Jesteś najlepszym prezentem jaki dostałam od losu… Kocham cię – przylgnęła do jego ust.
 - Ula? – usłyszała swoje imię i oderwała się od Marka. To Dorota wróciła. Podeszła do nich i przywitała się.
 - Pozwól Marek, to jest właśnie Dorota z którą znamy się właściwie od przedszkola, a to Dorotko jest Marek Dobrzański, prezes tej firmy i mój chłopak. – Marek pochylił się i ucałował Dorocie dłoń.
 - Bardzo mi miło. Dobrze, że dotarłaś, bo Ula właśnie rozdysponowuje pokoje i już jeden z nich wybrała dla ciebie. Mam nadzieję, że ci się spodoba. Właśnie go urządzają. Pokażemy ci. - Po drodze do pokoju Doroty Marek pokazał im jeszcze toalety i mały aneks kuchenny. – A oto twój pokój. Uli jest tuż obok. Podoba ci się?
Dorota omiotła wzrokiem całkiem spore pomieszczenie i pokiwała głową.
 - Jest idealny. Nie spodziewałam się czegoś takiego. Myślałam, że będziemy się gniotły w tej oficynie. Zrobiłeś nam ogromną niespodziankę. Ja dla Uli też mam niespodziankę, bo załatwiłam wszystko co trzeba. Wprawdzie mówię to trochę na wyrost, bo w tym kraju nie można niczego załatwić od ręki i trzeba czekać, ale możemy już zamówić nowy szyld dodając na nim moje nazwisko. Przelałam też swój wkład na konto firmy.
Usłyszawszy to Ula strapiona popatrzyła na Marka. Wiedziała o czym myślał.
 - Przepraszam cię kochanie, że kazałam ci odkręcać ten stary. Zupełnie wyleciała mi z głowy ta zmiana a ty nieźle się namęczyłeś, żebyśmy go mogli zabrać. Niestety trzeba będzie zamówić nowy.
 - To już nie ważne. Najważniejsze, że tu…
 - Dzień dobry – nie dane mu było skończyć, bo w drzwiach zobaczył Alexandra Febo we własnej osobie.
 - Alex? A co ty tu robisz?
 - Wszędzie cię szukam. Koniecznie muszę z tobą pogadać. Masz chwilę?


 - Bardzo to pilne? Mam tu trochę roboty. Pozwól, że ci przedstawię. To Urszula Cieplak, moja dziewczyna i współwłaścicielka firmy Pro-S i Dorota Muszyńska – druga współwłaścicielka tej firmy. Właśnie przeprowadzam je tutaj.
Alex przywitał się bardzo kurtuazyjnie nieco dłużej ściskając dłoń Doroty. I ona była pod wrażeniem tego przystojnego, choć dość posępnego mężczyzny.
 - Marek idź przecież my damy tu sobie radę. Jak załatwisz sprawę z panem, to przyjdziesz.
 - Alex. Proszę mówić mi po imieniu.
Ula spłonęła rumieńcem i uśmiechnęła się do Febo nieśmiało. Fizycznie bardzo przypominał siostrę, ale zdecydowanie był milszy.
 - W porządku – Marek zapiął środkowy guzik marynarki. - W takim razie zostawiam was, a my chodźmy do mnie – wskazał Alexowi dłonią drzwi i sam za nim wyszedł. Nim dotarli do prezesowskiego gabinetu Marek zamówił u Violetty dwie kawy.
 - Czarne i bez cukru, tylko pospiesz się – pogonił ją. Tym razem faktycznie się uwinęła i już wkrótce obaj siedzieli nad parującymi filiżankami.
 - No to opowiadaj – zachęcił Alexa Marek. – Nie masz zbyt szczęśliwej miny więc mniemam, że chodzi o moją byłą narzeczoną. Co u niej? – strzepnął niewidzialny pyłek z rękawa.
 - Chyba nie najlepiej…
 - Chyba? To ty nie wiesz, co dzieje się z twoją siostrą?
 - Wiem…, trochę wiem… - obruszył się. - Pamiętasz jak rozmawialiśmy tuż po waszym rozstaniu? Zrobiłem tak jak sugerowałeś. Jeszcze tego samego dnia rozmawiałem z nią i powiedziałem, że jest u mnie zawsze mile widzianym gościem, ale utrzymywał jej nie będę. Albo będzie się dokładać do opłat, albo będzie musiała poszukać czegoś tańszego. Powiedziałem też, że musi sobie znaleźć jakąś pracę. Nie chcesz wiedzieć jak zareagowała.
 - Nooo, wyobrażam sobie. Najpierw był rozpaczliwy, udawany płacz. Użalanie się nad sobą, jaka to ona biedna i nieszczęśliwa i nawet własny brat jej nie rozumie, a potem zaczęła ci robić awanturę i wyzywać od najgorszych.
Alex spojrzał na Marka z uznaniem.
 - Jednak dobrze ją znasz… Było dokładnie tak jak to przedstawiłeś. Koniec końców spakowała swój majdan i wyniosła się. Pojęcia nie miałem, dokąd. Kilka dni później zadzwoniła Sofia, wiesz…, ta opiekunka babci i powiadomiła mnie, że Paulina przyleciała do Milano i zaanektowała pierwsze piętro domu. Po całych dniach zbija bąki a wieczorami wychodzi zabalować. Oczywiście nic babci nie płaci a Sofii każe usługiwać. Obie są na nią wściekłe. Babcia powiedziała, że nie chce jej w tym domu, ale ta zignorowała ją zupełnie. Powiedziała, że to dom jej rodziców i ma takie samo prawo do niego jak babcia. Staruszka niemal padła na zawał. Wczoraj Sofia znowu zadzwoniła. Powiedziała mi, że Paulina prowadza się z jakimiś żonatymi typami. Łajdaczy się i wielokrotnie była policzkowana przez żony tych facetów. Przedwczoraj jednak doszło do prawdziwej afery w jakiejś modnej mediolańskiej knajpie. Żona jednego z tych gachów okazała się być dość krewką kobitką i zaczęła się z Pauliną szarpać. Zdemolowały cały lokal. Ponoć wytrzaskały jakieś drogie weneckie lustra, którymi były wyłożone ściany. Tak, czy owak właściciel lokalu wezwał policję i obie zabrano na komisariat. Ponieważ mąż tej zdradzanej kobiety okazał się kimś ważnym, jego żonę wypuszczono po dwóch godzinach. Paulina niestety nadal siedzi. Czeka ją rozprawa i grube odszkodowanie za zniszczenia w tej knajpie. Ponoć jest załamana. Powiedz mi co ja mam robić?
Marek otworzył usta ze zdumienia.
 - A co? Chcesz jechać do Mediolanu i wyciągnąć ją z ciupy? Ja na twoim miejscu nie kiwnąłbym palcem. Ma to na co zasłużyła. Jeśli spowodujesz, że wyjdzie z więzienia za kaucją, którą ty oczywiście zapłacisz, to nie licz na to, że ona poczuje jakąś skruchę i wdzięczność. Przeciwnie. Będzie uważała, że na gorsze rzeczy może sobie pozwolić, bo ty zawsze pomożesz. Nic nie rób Alex i nie miej wyrzutów sumienia. Ona będąc na twoim miejscu nie miałaby najmniejszych. Ja wiem, że ona jest Febo, ale przekroczyła już chyba wszystkie dopuszczalne granice. Ja ci dobrze radzę, skup się na pracy, albo zajmij głowę czymś innym. Na przykład chodź z nami na obiad do Baccaro. Dziewczyny na pewno są już głodne a i mnie burczy w brzuchu. Rozerwiesz się trochę i przestaniesz myśleć o Paulinie. Pójdziesz?
Możliwość spędzenia czasu w towarzystwie Doroty podziałała na Alexa mobilizująco. Bardzo chciał poznać bliżej tę intrygującą dziewczynę.
 - To o której mam być gotowy?
Marek uśmiechnął się szeroko.
 - I tak mi śpiewaj. Leć po płaszcz, a ja już dzwonię do Uli. Niech zjadą na parter i tam się spotkamy.


W drodze do restauracji rozmawiali z ożywieniem. Ula uczepiła się ramienia Marka, a Dorota co rusz ślizgała się na nieposypanym solą chodniku. Wreszcie Alex zareagował podając jej ramię.
 - Złap się, bo za chwilę połamiesz nogi. Jak można chodzić w zimie na tak wysokich obcasach?
 - Weź pod uwagę fakt, że zazwyczaj poruszam się samochodem i nie uskuteczniam pieszych wędrówek – odgryzła się.
 - Dużo wam jeszcze zostało? – zapytał Marek. – Jak wrócimy do firmy obaj możemy pomóc.
 - To nie będzie konieczne, bo twoi ludzie byli bardzo uczynni i poustawiali nam meble tak jak chciałyśmy. Od jutra możemy zacząć pracować pełną parą.

Powoli sprawy zaczęły wychodzić na prostą. Na szóstym piętrze, na drzwiach lewego skrzydła zawisł nowy szyld. Identyczny zamontowano przy wejściu do biurowca. Ula obdzwoniła wszystkich zleceniodawców informując ich o zmianie lokalu firmy i podając dokładny adres. Obie podzieliły się też obowiązkami. Dorota zajęła się zleceniami dla małych firm, a Ula przejęła te większe z najważniejszą dla niej F&D. Nie wchodziły sobie w paradę i może dlatego zaczęły stanowić zgrany tandem. W przerwie na lunch spotykały się w pomieszczeniu socjalnym lub wychodziły razem z Markiem i Alexem. Stosunki między tym ostatnim i Dorotą zaczęły się powoli zacieśniać. Już na pewno można było powiedzieć, że są bardzo przyjacielskie i wkraczają na wyższy poziom. Alex zauroczony eteryczną blondynką coraz częściej organizował im czas po pracy. Zabierał ją na koncerty do filharmonii, gdzie odkryła zamiłowanie do Straussa, Vivaldiego i Mozarta. Bywali w kinie na sprawdzonych wcześniej przez Alexa filmach, lub też chodzili do eleganckich restauracji. Z całą pewnością mroczny do niedawna Febo odżył przy Dorocie i już nie myślał o Paulinie. Od tak dawna nie miał żadnej dziewczyny, że każda chwila spędzona z Dorotą była jak gwiazdkowy prezent. Marek tylko kiwał z podziwu głową.
 - Dorota dokonała cudu. Znam Alexa całe życie. Wychowałem się z nim, ale nigdy nie widziałem, żeby był tak szczęśliwy.
 - Ona też promienieje. Jeśli jeszcze nie zakochała się w nim to na pewno pozostaje pod jego urokiem. Bardzo lubię ich oboje i wiem, że zasługują na szczęście – odpowiadała Ula.

Powoli na świat pchała się wiosna. Dni stawały się coraz dłuższe i coraz cieplejsze. Marek sprzedał dom i na czas kupna nowego przeniósł się do kawalerki Uli zostawiając wszystkie swoje meble w domu rodziców. Powoli szykowali się do pokazu wiosna-lato. Marek właśnie po raz kolejny zliczał faktury, żeby mieć jasność ile do tej pory wydali pieniędzy na przygotowania do pokazu. Bardzo pilnował i trzymał się założeń budżetu sporządzonego przez Ulę. Do gabinetu wsunęła się Violetta. Spojrzał na nią pytającym wzrokiem.
 - Co jest Viola?
 - Nie uwierzysz… Paulina jest w recepcji… Właśnie rozmawia z Anią.
Wytrzeszczył oczy i głośno przełknął ślinę.
 - Paulina?