Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 28 września 2023

"GDZIEŚ NA SERCA DNIE... - rozdział 5

ROZDZIAŁ 5

 

Podniosła się z fotela kiwając na córkę.

 - Zuzia, chodź. Nie jesteś głodna? Ja muszę coś zjeść, bo burczy mi w brzuchu. Zostajecie jeszcze? – zwróciła się do Dobrzańskich.

 


 - Zostajemy. Taki ładny dzień, że szkoda nie skorzystać. Posiedzimy trochę na powietrzu.

Ula weszła do domu i poprosiła Zosię, gosposię Dobrzańskich o obiad. Wraz z córką usiadła przy stole gładząc jej długie włosy.

 - Muszę ci coś powiedzieć, coś naprawdę ważnego. Dzisiaj widziałam się z tatą.

Oczy dziewczynki rozszerzyły się ze zdumienia.

 - Z tatą? Z moim tatą? Mówiłaś, że wyjechał dawno temu.

 - To prawda, ale wrócił. Mówił mi dzisiaj, że bardzo za tobą tęsknił i chciałby się z tobą widywać. Nie wiem, czy zechcesz, bo przecież w ogóle go nie pamiętasz.

 - Trochę pamiętam. Miał ciemne włosy takie jak moje i dołeczki w policzkach. Ja też je mam. Babcia pokazywała mi kiedyś album ze zdjęciami taty, jak był mały. Poza tym przecież wiem jak wygląda, bo pełno tu jego fotografii. Wiem, że dziadkowie są o coś na niego źli, ale ja nie jestem zła i bardzo, bardzo chcę go zobaczyć. Jest mi smutno, jak dzieci w przedszkolu opowiadają o swoich tatusiach, a ja o moim własnym nic nie wiem. Przyjedzie tutaj?

 - Przyjedzie. W sobotę. Będziesz miała okazję z nim porozmawiać i wypytać o wszystko. Jeśli się zgodzisz, będzie cię zabierał w różne ciekawe miejsca.

 - No pewnie, że się zgodzę. Zamieszka tutaj?

 - Raczej nie. Wiesz przecież, że cztery lata temu rozwiedliśmy się. Nie jesteśmy już małżeństwem.

 - Szkoda… Fajnie byłoby mieć znowu tatę.

 - Będzie fajnie mimo, że nie pod jednym dachem. Tata będzie przyjeżdżał tak często jak to tylko możliwe. A teraz pokaż mi te laurki.

 

Przed siódmą rano Marek podjechał pod swój nowy zakład pracy. Wykonał kilka manewrów i w końcu zaparkował. Po drugiej stronie parkingu zauważył Ulę wysiadającą z seledynowego Picassa. Zdziwił się, bo kiedy się rozstawali Ula nie miała prawa jazdy.

 


 - Witaj, Ula – podszedł do niej i przywitał się. – Nie wiedziałem, że zrobiłaś prawo jazdy.

 - Kiedy zostałam sama musiałam się wielu rzeczy nauczyć, ale nie żałuję, bo to procentuje do tej pory – powiedziała nie patrząc na niego. Zrobiło mu się przykro. Zawsze mogła na niego liczyć, a on wypiął się na nią i na córkę, i pognał za jakąś mrzonką. To wyglądało tak, jakby wpuścił ją na głęboką wodę i powiedział „radź sobie sama”. No i poradziła sobie.

 - Bardzo cię za to przepraszam – powiedział cicho. - Z wielu rzeczy wówczas nie zdawałem sobie sprawy… Daj te torby, wyglądają na ciężkie.

 - I takie są. Nadal zabieram robotę do domu. Przyjęliśmy cztery nowe osoby i mam nadzieję, że wkrótce się to skończy – z ulgą oddała mu wypełnione segregatorami reklamówki. – Rozmawiałam wczoraj z twoimi rodzicami i z Zuzią. Jeśli chcesz, możesz przyjechać do nas w sobotę. Najpierw pomyślałam o godzinach popołudniowych, ale chyba lepiej będzie, jak przyjedziesz do południa. Będziesz miał więcej czasu dla rodziców i córki. Możesz nawet ją gdzieś zabrać pod warunkiem, że wrócicie na obiad. Sobota jest dniem dla was, ale nie każda. Czasem w soboty jeżdżę do taty i wtedy zabieram Zuzię ze sobą. Jeśli tak będzie, odpowiednio wcześniej dam ci znać. Generalnie nie mam nic przeciwko temu, abyś widywał ją też w tygodniu. Rodzice chcą cię zobaczyć, ale nie spodziewaj się wylewności. Musisz dać im czas, żeby oswoili się z twoim powrotem.

 - Dziękuję, Ula i naprawdę jestem ci bardzo wdzięczny. To więcej niż mogłem się spodziewać i bardzo doceniam to, co dla mnie robisz.

 - To nie tak, Marek. Nie robię tego dla ciebie. Nadal jest we mnie mnóstwo żalu i wciąż uwiera mnie myśl, że mogłeś zdradzić mnie i tę wielką miłość, która nas łączyła. To ogromne rozczarowanie, bo od zawsze sądziłam, że pisane jest nam wspólne życie do późnej starości. Chciałam mieć jeszcze jedno dziecko, ale i to marzenie musiałam pogrzebać. Mimo to uważam, że nasza córka powinna mieć kontakt z ojcem, poznać go i pokochać. Ona bardzo cieszy się na to spotkanie więc nie zawiedź jej.

 



 - Na pewno nie zawiodę. Nie zawiodę już nigdy więcej. Przysięgam.

 

Pokój, który mu przydzielono był całkiem spory. Kilka wysokich regałów zajmowało całą ścianę, a bokiem do okna ustawiono nowoczesne biurko z obrotowym, wyściełanym krzesłem. Na biurku leżał dobrej klasy laptop. Marek zajął miejsce i zalogował się. Pierwszego dnia miał zapoznać się ze specyfiką pracy i zagadnieniami, którymi miał się zajmować. Wprawdzie Ula mówiła mu, że gdyby miał jakieś pytania może zwrócić się bezpośrednio do niej, ale nie chciał jej zawracać głowy. Zrobiła dla niego bardzo wiele mimo, że bez wątpienia wciąż miała do niego żal za przeszłość. Siedział w niej głęboko. Wyczuł to. Nie uśmiechała się już tak jak dawniej. Wciąż była łagodna, wyrozumiała i dobra, ale jej szczery uśmiech chyba zniknął bezpowrotnie i to przez niego. Ścisnęło mu się serce, gdy zwizualizował sobie jej smutną, poważną twarz i równie smutne spojrzenie błękitnych oczu. Nie sądził, by mogła do niego wrócić. Nie po tym, czego od niego doświadczyła. Zranił ją tak bardzo, że nigdy mu tego nie wybaczy. A skoro tak, to pragnął, żeby przynajmniej ich relacje były na przyzwoitym poziomie. Zuzia była kluczem do poprawnych stosunków między nimi. Przysiągł sobie, że już nigdy nie zawiedzie swojej córki i słowa dotrzyma. Teraz to ona jest najważniejsza.

 

Odliczał dni do soboty. Te dni wypełnione były ciężką pracą, w którą zaangażował się bez reszty. W czwartek Ula dostała pierwsze analizy i naprawdę nie miała się do czego przyczepić, bo sporządzone były rzetelnie i przejrzyście. W piątek miał pierwsze spotkanie w sprawie doradztwa finansowego. Na szczęście nie musiał się ruszać z biura, bo przedstawiciel firmy przyjechał do niego. Po dwugodzinnym spotkaniu wszedł do firmowej kuchenki, żeby wspomóc się kawą i natknął się na Ulę.

 - I jak spotkanie? – zapytała.

 - Dobrze. Wytłumaczyłem wszystko jak należy, teraz jego ruch. Myślę jednak, że poradzi sobie, bo wyglądał na dość bystrego faceta. Sobota aktualna? – zmienił temat.

 - Nic w tej kwestii się nie zmieniło. Będziesz ją gdzieś zabierał?

 - Chciałbym do ZOO. Myślisz, że się ucieszy?

 - Na pewno. Kocha zwierzęta więc będzie miała frajdę – chciała już odejść, ale zatrzymała się jeszcze. – Od kiedy przeczytałam adres zamieszkania w twoim CV zastanawiam się, jakim cudem odzyskałeś mieszkanie na Siennej.

Uśmiechnął się kręcąc głową.

 - Nie doczytałaś dokładnie. Nie odzyskałem tego mieszkania. My mieszkaliśmy pod ósemką, a to mieszkanie jest pod szóstką i jest bardzo skromne. Ma zaledwie czterdzieści dwa metry i nie ma takiego ładnego widoku z okien. Na razie mam umowę na rok.

 - Wynajmujesz? – Ula wydawała się zaskoczona. – Myślałam, że kupiłeś…

 - Nie było mnie stać, a nie chciałem mieszkać u Olszańskiego dłużej niż to konieczne.

 - A co u nich? Dawno ich nie widziałam. Violka nadal taka roztrzepana?

Marek roześmiał się na całe gardło.

 - Zdziwiłabyś się. To stateczna żona i matka. Wychowuje czteroletniego syna Tomasza, a Seba nadal pracuje w F&D – zerknął na zegarek. – Wracam do pracy. Chciałbym zamknąć tę dzisiejszą sprawę. Na razie.

 

W sobotę wstał wcześnie. Umył samochód i zamocował na tylnym siedzeniu fotelik dla małej, który kupił wracając wczoraj z pracy. Miał jeszcze sporo czasu więc zjadł solidne śniadanie popijając mocną kawą. Był spięty. Bał się rozmowy z rodzicami i spotkania z córką, choć tego drugiego chyba trochę mniej. O dziewiątej trzydzieści wyjechał z domu.

Brama na posesję Dobrzańskich była otwarta na oścież. Wjechał na podjazd i z duszą na ramieniu zadzwonił do drzwi. Otworzyła mu Zosia i uściskała go mocno.

 - Jak to dobrze, że wróciłeś. Rodzice trochę pokrytykują, ale wybaczą. Bądź dobrej myśli – wyszeptała mu do ucha. Cmoknął ją w policzek.

 - Dziękuję, Zosiu. Ty zawsze wiedziałaś, jak mnie pocieszyć. Są w salonie?

 - Tak. Odwagi – rzuciła jeszcze na koniec.

Wolno przeszedł do salonu i stanął w jego progu. Na kolanach ojca siedziała jego córka, a matka zajęta była czytaniem jakiejś książki. Uli nie było.

 - Dzień dobry… - przywitał się niepewnie. Jak na komendę podnieśli głowy, a Zuzia błyskawicznie zsunęła się z kolan Krzysztofa krzycząc – tata! – Podbiegła do niego. Przykucnął, a ona wpadła wprost w jego ramiona.

 


Ta reakcja zupełnie go rozczuliła. Momentalnie w oczach pojawiły się łzy. Przytulił dziewczynkę mocno szepcząc jej drżącym głosem: - Przepraszam córeczko, bardzo cię przepraszam, że nie było mnie tak długo. Strasznie tęskniłem i wróciłem. Wróciłem na dobre. Już nigdy cię nie zostawię, przysięgam. Nigdy.

W salonie pojawiła się Ula równie zaskoczona jak Marek zachowaniem swojego dziecka. Sądziła, że mała będzie początkowo nieśmiała, a tu nic takiego nie miało miejsca.

Marek oderwał się od córki i spojrzał na nią z zachwytem.

 - Jesteś taka duża i taka śliczna jak aniołek.

Sebastian nie miał racji. Ona nie była podobna wyłącznie do niego. Była cudowną mieszanką ich obojga.

środa, 20 września 2023

"GDZIEŚ NA SERCA DNIE... - rozdział 4

ROZDZIAŁ 4

 

Był w trakcie szykowania sobie śniadania, gdy usłyszał natarczywy dźwięk komórki. Spojrzał na wyświetlacz, lecz numer był mu nieznany. Miał ochotę odrzucić połączenie, ale pomyślał, że może to ktoś, kto dzwoni w sprawie jego CV.

 - Halo?

 - Pan Marek Dobrzański?

 - Przy telefonie. Słucham.

 - Ja nazywam się Ewa Kral i chciałam pana zaprosić jutro na godzinę ósmą do naszej firmy „Wektor” na rozmowę kwalifikacyjną. Adres, to Jana Pawła sześćdziesiąt osiem, drugie piętro. Proszę być punktualnie.

 - Na pewno będę i bardzo pani dziękuję.

Rozłączył się wykonując dziki taniec radości. Miał nadzieję, że rozmowa przebiegnie gładko i uda mu się zdobyć tę pracę.

 

Następnego dnia zerwał się z łóżka skoro świt jeszcze przed budzikiem. Wziął przyjemny prysznic, zjadł śniadanie i ubrał elegancki garnitur. Grunt, to zrobić dobre wrażenie już od wejścia. Pamiętał też, by zabrać jeszcze dokumenty, których mogą wymagać tak na wszelki wypadek. Był nieco zdenerwowany, ale pozytywnie nastawiony.

Podjechał pod budynek, w którym mieściła się firma i zaparkował niedaleko wejścia. Już na parterze słyszał gwar rozmów i pomyślał, że chyba sporo ludzi aplikuje na to stanowisko. Kiedy wszedł na drugie piętro, oniemiał. Pod jednym z pokoi, zapewne sekretariatem, aż się kotłowało. Nieco strapiony stanął na końcu. – Niepotrzebnie wszystkich zwołano na jedną godzinę – pomyślał. Mimo tych chwilowych czarnych myśli kolejka przesuwała się dość szybko, co mocno go zaskoczyło. Jedna rozmowa nie trwała dłużej niż trzy, cztery minuty. – To nie wróży dobrze – pomyślał.

Wszedł, jako ostatni. Za nim nie było już nikogo. Przedstawił się, a kobieta siedząca przy biurku wskazała mu drzwi do gabinetu prezesa. Wszedł do środka i zamarł wpół kroku nie wierząc własnym oczom. Przy biurku siedziała jego była żona. Piękna, delikatna i krucha jak porcelanowa lalka. Zadrżało mu serce i znowu poczuł do niej to, co kiedyś. Ogromną miłość, która rozlała się po jego ciele ciepłą falą i spowodowała drżenie.

 


Popatrzył na nią z obawą, ale i z wielką czułością, bo nie wiedział, jak zareaguje.

 - Ula? To twoja firma? Nie, nie wiedziałem…, nie spodziewałem się… Gdybym wiedział chyba nie miałbym odwagi, żeby składać tu swoją aplikację.

 - Dlaczego? – patrzyły na niego wielkie, cudownie błękitne oczy wyrażające zdziwienie.

 - Pomyślałbym, że nie chcesz mnie znać, a co dopiero pracować ze mną.

 - Usiądź. Nie będę z tobą przeprowadzać żadnej rozmowy kwalifikacyjnej i nie będę pytać o twoje kompetencje, bo dobrze cię znam. Jesteś przyjęty na stanowisko łączone analityka rynkowego i specjalisty do spraw przetwarzania danych. Pracy będzie mnóstwo, ale mam nadzieję, że poradzisz sobie. Pensja, to dziesięć tysięcy netto plus premia uznaniowa, jeśli się wykażesz. Od kiedy mógłbyś zacząć? Nie ukrywam, że brakuje mi pracowników i każda para rąk się przyda od zaraz.

 - W takim razie mogę zacząć choćby od jutra.

 - Świetnie. Pójdziesz teraz do kadr. Ewa, moja sekretarka powie ci, który to pokój i objaśni wszystko inne.

Marek był zszokowany błyskawicznym rozwojem wypadków. Skoro jednak nadarzyła się okazja, chciał załatwić jeszcze sprawę widywania córki.

 - Wiem, że zachowałem się wobec was egoistycznie i podle. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie choć Bóg mi świadkiem, jak bardzo pragnąłbym, żeby to wszystko nigdy się nie wydarzyło. Potępiam się za to i biję w piersi, bo postąpiłem jak ostatni drań. Mimo to chciałbym cię zapytać i wręcz błagać, żebyś pozwoliła mi widywać się z Zuzią. Ja wiem, że jestem najgorszym ze wszystkich ojców, ale chcę choć w części nadrobić te stracone bez niej lata.

 - Miałeś moją zgodę na widywanie jej. Nie skorzystałeś ani raz. Nawet nie chcę wiedzieć, dlaczego. Teraz zjawiasz się po czterech latach i chcesz ją widywać, choć ona kompletnie cię nie pamięta? Uważasz, że to w porządku?

 - Na pewno nie… Ja tylko próbuję naprawić choć trochę to, co kiedyś spieprzyłem koncertowo. Nie spodziewałem się tego, że cię tu spotkam. W sobotę chciałem jechać do Anina i porozmawiać z tobą i z rodzicami, o ile by się zgodzili. Wiem, że nie chcą mnie znać. Ula, ja bardzo żałuję tego, co się stało. Żałuję, że tak łatwo odpuściłem i zgodziłem się na rozwód, żałuję, że poznałem Monikę, żałuję każdego spędzonego z nią dnia, a najbardziej żałuję, że dałem się tak omotać jak sztubak. Nawet nie potrafię nazwać tych uczuć, które mną miotają na samą myśl o tej kobiecie. Wiem, że proszę o wiele, ale to przecież moje dziecko, moja krew. Może kiedyś mi wybaczy, że nie było mnie tak długo w jej życiu? Może kiedyś ty mi wybaczysz? Ciężko żyć ze świadomością, że najbliższym, najukochańszym osobom wyrządziło się tak wiele złego. Daj mi szansę Ula, bym mógł to naprawić. Proszę… - jego oczy wyrażały tak wiele rozpaczy i beznadziei, że poruszyły jej serce. Znała go przecież bardzo dobrze, a w jego szarych oczach czytała jak w otwartej księdze.

 - Dobrze. Pozwolę ci widywać Zuzię. Warunki ustalimy  później. Co do twoich rodziców, to nie mam pewności, czy nie chcą z tobą porozmawiać. Wiedzą, że jesteś w Warszawie.

Marek głośno przełknął ślinę i wybałuszył oczy.

 - Jak się dowiedzieli? Od Sebastiana?

 - Ode mnie. Moja asystentka powiedziała mi przedwczoraj, że ktoś o takim samym nazwisku aplikuje do firmy i dała do przejrzenia twoje CV.

 - Myślisz, że zechcą ze mną porozmawiać?

 - Nie mam pojęcia, ale chyba warto spróbować. Całe życie nie będą się gniewać na jedyne dziecko jakie mają, chociaż na pewno nie pogłaszczą cię po głowie. Wiele osób skrzywdziłeś Marek, zbyt wiele, a mnie i Zuzię najbardziej. Po co wróciłeś i rozdrapujesz stare rany?

 - Monika zamieniła moje życie w piekło. Niczym nie różni się od Pauliny i chyba jest jeszcze gorsza. Myślałem początkowo, że to miłość, ale pomyliłem się. Zrozumiałem to dość szybko, bo jeszcze tu w Warszawie, ale rozwód był w toku. Rozwód, którego wcale nie chciałem, rozwód, który okazał się moją wielką porażką i klęską. Nie rozumiałem sam siebie. Co we mnie takiego jest, że przyciągam takie podłe kobiety? Ty byłaś wspaniałym wyjątkiem. Prawdziwą perłą, którą przecież kochałem nad życie, a jednak nie potrafiłem docenić i szukałem nie wiadomo czego. Płacę za to wysoką cenę, ale zasłużyłem na wszystko co mnie spotkało. Nie oczekuję litości i nie użalam się nad sobą. Chcę jedynie coś zmienić w swoim życiu. Naprawić je i wyprostować to, co się da. Dziękuję ci za tę posadę. Znalezienie pracy było dla mnie priorytetem. Nie mogłem doprowadzić do sytuacji, że miałbym nie mieć na alimenty dla Zuzi. Przy Monice zostałem niemal bankrutem, ale to też kara za moje uczynki – podniósł się z fotela. – Porozmawiasz ze mną jutro? Chciałbym wiedzieć na czym stoję.

 - Porozmawiamy, a teraz idź i załatw sprawy w kadrach.

 

Kiedy opuszczał budynek firmy dygotał na całym ciele.

 


Wsiadł do samochodu i długo ściskał kierownicę próbując się uspokoić. Co za przypadek, że trafił do firmy Uli. Wciąż nie mógł w to uwierzyć. Będzie widywał się ze swoją córką. Tego pragnął najbardziej. Równie mocno pragnął być znowu z Ulą, jedyną kobietą, którą kochał naprawdę. Był pełen podziwu dla niej. Mimo, że tak bardzo ją skrzywdził potrafiła się z tego podnieść i stawić czoło rzeczywistości. – Jest taka opanowana jak wtedy, gdy dowiedziała się o mojej zdradzie. Jej słowa takie stonowane, bez cienia emocji. Ot, zwykła rozmowa pracodawcy z potencjalnym pracownikiem, rzeczowa, konkretna, a przede wszystkim spokojna. Ula to nie Paulina ani Monika. To ona jest pełna klasy i udowadnia to na każdym kroku. Jestem naprawdę psychicznie upośledzony skoro poleciałem na taką sucz, a mogłem być taki szczęśliwy z Ulą…

Zanim odpalił silnik wykonał jeszcze telefon do Sebastiana informując go, że od jutra pracuje. Opowiedział mu o Uli i streścił przebieg rozmowy. Olszański był zdziwiony.

 - Co ty masz za przekorne szczęście, że ze wszystkich firm, do których aplikowałeś trafia ci się firma byłej żony. Ale może to i dobrze? Może z czasem dojdziecie do jakiegoś porozumienia? Najważniejsze, że nie zabrania ci kontaktu z Zuzią.

 

Otworzyła pilotem wielką, kutą bramę i wjechała na podjazd posesji Dobrzańskich. Już z daleka zauważyła Helenę bawiącą się z jej córką i Krzysztofa siedzącego na patio. Zatrzymała samochód i ruszyła w ich kierunku. Zuzia, jak tylko ją dostrzegła, podbiegła do niej z otwartymi ramionami przytulając się mocno.

 - No, wróciłaś wreszcie… Już nie mogłam się doczekać. W przedszkolu rysowałyśmy laurki dla mamy, a ja narysowałam jeszcze dwie dla babci i dziadka. Pokażę ci.

 - Dobrze kochanie, ale daj mi chwilkę. Muszę porozmawiać z dziadkami, a ty tymczasem idź się pohuśtać na huśtawce. Zawołam cię, jak skończymy.

Przywitała się z teściami i ciężko opadła na wiklinowy fotel.

 - Zmęczona jesteś, co? Ciężki miałaś dzień?

 - Lekki nie był, bo miałam dzisiaj rozmowy kwalifikacyjne. Marek się pojawił i wszedł jako ostatni. Przyjęłam go. Zaczyna od jutra.

 - Pewnie się zdziwił, kiedy cię zobaczył.

 - Bardzo. Nie miał pojęcia, że aplikuje do mojej firmy. Poza tym rozmawialiśmy trochę. Bardzo się zmienił. Odniosłam wrażenie, że stał się jakiś… wrażliwszy? Chyba przez te cztery lata nie było mu lekko i swoje przeszedł. Prosił mnie żebym pozwoliła mu widywać się z Zuzią. Przyznał, że był najgorszym z ojców, ale chce to wszystko naprawić. Zgodziłam się, bo uważam, że Zuzia powinna go znać. Trzeba też z nią o tym porozmawiać i przygotować ją na to. On chce tu przyjechać i zobaczyć się z wami, o ile się zgodzicie. Czuje się winny wobec nas wszystkich.

 


 - I słusznie – Krzysztof upił łyk smolistej kawy. – Narozrabiał jak pijany zając. Oczywiście możemy z nim porozmawiać, ale chyba nie liczy na to, że rzuci nam się w ramiona jak syn marnotrawny, a my wybaczymy mu przeszłość? To tak nie działa.

 - Ponieważ muszę omówić z nim sprawę widywania Zuzi, może dobrze byłoby go zaprosić na sobotnie popołudnie. Nie chciałabym takich spraw załatwiać z nim w biurze.

 - Taaak… myślę, że to dobry pomysł, prawda Helenko?

 - Mam jeszcze jedną prośbę. Nie bądźcie dla niego zbyt surowi. On zrozumiał swój błąd i nie może sobie tego wybaczyć. Ma znękaną twarz i posiwiałe skronie. Ma twarz człowieka owładniętego rozpaczą i jak sam mówi, żałuje wszystkiego, co zrobił w przeszłości, a najbardziej rozwodu. Uważa, że nie powinien był się na niego zgadzać tak łatwo.

Helena wytrzeszczyła na Ulę oczy. Krzysztof też zamarł słysząc te słowa.

 - Ty go jeszcze bronisz? Ula! Przecież to ciebie skrzywdził najbardziej.

 - Wiem, mamo, ale nie potrafię inaczej. Porozmawiam teraz z moją córką i przygotuję ją do tej soboty. Mam nadzieję, że dobrze przyjmie wieści o ojcu.

czwartek, 14 września 2023

"GDZIEŚ NA SERCA DNIE... - rozdział 3

ROZDZIAŁ 3

 

Obudził się dość późno i to tylko dlatego, że dotarł do niego śmiech Tomka i zapach świeżo parzonej kawy. Wyskoczył z łóżka i po przywitaniu się z Violą i małym ruszył do łazienki. Tu doprowadził się do ładu. Zgolił kilkudniowy zarost i wreszcie wyglądał jak człowiek. Ubrany zasiadł do śniadania rozglądając się za Sebastianem.

 - Gdzie Seba?

 - Zaraz przyjdzie. Dzisiaj handlowa niedziela i pojechał kupić kilka rzeczy. Po śniadaniu pomożemy ci szukać mieszkania. Ja przejrzę gazety i wynotuję co ciekawsze ogłoszenia, a wy będziecie przetrząsać internet.

Marek uśmiechnął się z sympatią do swojej dawnej sekretarki.

 - Nie mogę wyjść z podziwu, jak bardzo się zmieniłaś. Gdzie się podziała ta roztrzepana i wiecznie paplająca Violetta? Małżeństwo i macierzyństwo odmieniło cię zupełnie. Jesteś taka opanowana i zrównoważona… Naprawdę jestem pod wrażeniem.

 - Człowiek z czasem dojrzewa. Przybywa mu obowiązków i trosk. U nas też ich nie brakuje. Na szczęście Tomasz chowa się zdrowo i nie choruje nam tak często. Ciekawa jestem, jak Ula sobie radzi. Mnie zniknęła z oczu tuż przed porodem. To już będzie sześć lat. Tomasz dwa lata młodszy od twojej Zuzi. Od Seby wiem, że to śliczna dziewczynka i mądra. Pewnie ma to po mamie. Bardzo mi żal ich obu. Skrzywdziłeś je, Marek. Nie wiem, czy na miejscu Uli wybaczyłabym ci, ale trzymam mocno kciuki, żeby tak się stało. Musisz nadrobić ten czas, kiedy nie było cię przy córce. Ta obsesja na punkcie Moniki sprawiła, że nie miałeś czasu dla własnego dziecka. Straciłeś coś bardzo istotnego z jej życia. Coś, czego już nie da się nadrobić. Jej pierwsze zęby, pierwsze słowa, pierwsze kroki…

 - Viola, akurat tego nie straciłem. Kiedy odchodziłem Zuzia miała już mleczaki, trochę mówiła i całkiem nieźle chodziła. Miała przecież dwa lata. Boję się tylko, że ona mnie zupełnie nie pamięta i to boli mnie najbardziej.

 


W salonie zmaterializował się Sebastian objuczony siatkami. Ułożył wszystko na blacie i dosiadł się do Marka.

 - Wyspałeś się? – zapytał przyglądając się jego bladej twarzy.

 - Nie za bardzo. Zasnąłem dopiero nad ranem. Za dużo myśli w głowie…, rozumiesz?

 - Rozumiem. Mam nadzieję, że przynajmniej jeden kłopot sobie z niej zdejmiesz. Viola zaraz idzie z Tomkiem na plac zabaw. Ładna pogoda więc szkoda dzieciaka trzymać w domu. Weźmie ze sobą gazety i poprzegląda. My siądziemy zaraz do laptopa. Myślę, że możemy nawet zadzwonić jeśli będzie coś wartego uwagi. No to, do roboty…

 

Przeczesywali internet aż do obiadu. Viola zdążyła wrócić i zajęła się nim. Zanim go podała oni wykonali jeszcze kilka telefonów umawiając się na oględziny mieszkań. Sebastian wprawdzie szedł w poniedziałek do pracy, ale obiecał, że poprosi o kilka dni urlopu seniora Dobrzańskiego.

 - Nie jestem za bardzo obłożony robotą i prezes powinien się zgodzić. Ty do południa mógłbyś pojeździć sam i obejrzeć te najbliżej centrum.

Zrobił tak, jak radził mu Sebastian, jednak mieszkania były w starym budownictwie, wysokie i z piecami. Nie chciał nic takiego i chociaż czynsz wydawał się atrakcyjny, to zbyt wiele rzeczy musiałby w nich zmodyfikować, a na to było mu szkoda pieniędzy. W końcu trafił na Sienną. Znał tu wszystkie kąty i dobrze mu się tu mieszkało, kiedy jeszcze był z Ulą. Oni mieli niemal apartament, bo mieszkanie było ogromne. Teraz ktoś miał do wynajęcia dwa pokoje z kuchnią na zaledwie czterdziestu dwóch metrach. Podjechał pod blok z numerem szóstym i odruchowo zadarł głowę patrząc na budynek z ósemką. Z mieszkania, które posadowione było na ostatnim piętrze mieli cudny widok na panoramę Warszawy i Wisłę wijącą się zakolami. To, które chciał wynająć było na piątym piętrze i wiedział, że już takiego widoku mieć w nim nie będzie, bo okna wychodziły na drugą stronę budynku. Nie zniechęcił się jednak. Przywitał się ze stojącym przed klatką schodową mężczyzną, który poprowadził go do windy opowiadając o mieszkaniu.

 - Jest przerobione. Zwaliłem ścianę dzielącą kuchnię od pokoju gościnnego i zrobiłem mały salon z otwartym aneksem kuchennym. To wygodniejsze i powinno się panu spodobać. Mieszkanie jest świeżo po remoncie i nic nie trzeba w nim robić. Na jak długo chce pan wynająć?

 - Co najmniej na rok, a kto wie, czy nie na dłużej. Sam jeszcze nie wiem, jak mi się życie poukłada. Mam nadzieję, że będę mógł przedłużyć umowę?

 - Oczywiście, nie ma problemu – mężczyzna przekręcił w zamku klucz i przepuścił Marka przodem. On rozejrzał się ciekawie. Było schludnie i czysto. Pomysł na otwarcie kuchni na salon trafiony w dziesiątkę.

 - Tu jest łazienka, tu ubikacja, – człowiek otworzył dwoje drzwi - a na lewo drugi pokój. Bardzo proszę.

 - Naprawdę ładne mieszkanie – podsumował Marek. Podoba mi się. Czynsz taki, jak ustaliliśmy przez telefon?

 - Nic się nie zmieniło od wczoraj – mężczyzna uśmiechnął się szeroko. – Jeśli pan chce spiszemy umowę od ręki i będzie się pan mógł wprowadzić.

Po formalnościach i otrzymaniu kluczy do mieszkania zadzwonił do Seby z dobrymi wieściami.

 - Nie bierz urlopu na razie, bo znalazłem lokum, podpisałem umowę na rok i dostałem klucze. Mieszkanie jest małe, ale ładne i dla mnie wystarczające. W dodatku na Siennej, dasz wiarę? Mogę się wprowadzać choćby zaraz. Jest umeblowane. Kupię tylko kilka drobiazgów na przykład pościel, żebym miał na czym spać. Spotkamy się po twoim powrocie z pracy.

Rozłączył się i pojechał na zakupy najpotrzebniejszych rzeczy.

Wrócił tuż przed Sebastianem. Uczynna Viola zrobiła mu kawy pytając o poszukiwania lokalu.

 - Już znalazłem, Viola i mogę się wprowadzać. Mieszkanie jest na Siennej pod szóstką. Nawet zawiozłem tam rzeczy, które kupiłem, a których brakowało. Jak przyjdzie Seba, pokażę wam zdjęcia.

 


Następnego dnia zabrał się za przeglądanie ofert pracy. Nie było ich zbyt wiele, ale do kilku firm wysłał swoje CV. Teraz pozostało mu tylko czekać. Psychicznie też starał się przygotować do rozmowy z rodzicami i Ulą. Miał nadzieję, że go nie wyrzucą i pozwolą sobie wszystko wyjaśnić.

 

Ula złożyła parasolkę i otrzepała ją z wody. Padało dzisiaj od rana, a ona nie lubiła takiej pogody. Weszła do budynku, w którym na drugim piętrze od trzech lat funkcjonowała jej firma. Od początku miała szczęście, bo wynajęto jej połowę piętra, która obejmowała osiem pokoi. Przez kilka miesięcy, zanim nie rozkręciła zupełnie działalności, pomagał jej Krzysztof Dobrzański finansując wynajem. Później radziła już sobie sama spłacając przy okazji zaciągnięty dług. Nie wiedziała tylko, że Krzysztof te raty wpłaca na konto swojej wnuczki. On nie przyznał się do tego znając już dobrze swoją synową i wiedząc, że jest bardzo honorową osóbką.

Weszła do sekretariatu witając się ze swoją asystentką i prosząc o filiżankę gorącej kawy.

 - Strasznie wilgotno dzisiaj – mruknęła. – Jak tam nabór na nasze wakaty? Zgłosili się jacyś ludzie? Jeśli nie, to żyły sobie wyprujemy, żeby to wszystko ogarnąć.

 - Chyba nie będzie tak źle. Jest kilka osób. Jest nawet ktoś, kto nazywa się tak jak pani – kobieta przerzuciła kilka stron dokumentów i znalazłszy ten właściwy wyciągnęła go ze sterty. – Ooo…, mam… Nazywa się Marek Dobrzański.

Ula wytrzeszczyła na asystentkę oczy i nerwowo przełknęła ślinę.

 - To niemożliwe… To musi być jakiś zbieg okoliczności. Pokaż mi to.

Przebiegła wzrokiem po dokumencie i zerknęła na dołączone zdjęcie. Nie było wątpliwości. To był jej były mąż. Tylko skąd się tu wziął? Przecież mieszkał i pracował w Gdańsku. Skoro jednak szukał pracy, to musiał być w niezbyt wesołej sytuacji finansowej, a jeśli tak, to istniało niebezpieczeństwo, że przestanie dostawać od niego alimenty. Dlaczego wrócił? Na pewno rozstał się z tą Moniką, bo inaczej po co miałby wracać?

 


 - Na kiedy umawiacie rozmowy kwalifikacyjne?

 - Na pojutrze. Od ósmej rano. Oprócz pani prezes będzie w nich uczestniczył ktoś jeszcze?

 - Nie sądzę. Wszyscy mają co robić i są zajęci. Sama to załatwię. Zadzwoń do tych ludzi i poinformuj o rozmowach kwalifikacyjnych. Niech wszyscy przyjdą na ósmą.

 

Po obejrzeniu i przeczytaniu obszernego CV Marka nie potrafiła się na niczym skupić. Wciąż zastanawiała się dlaczego wrócił? To pytanie dręczyło ją przez cały dzień. Nawet, jak przyjechała do domu i przywitała się ze wszystkimi, nie mogła o niczym innym myśleć.

 - Jakaś nieswoja jesteś dzisiaj – Helena popatrzyła z troską na skupioną twarz synowej. – Wyglądasz jakbyś błądziła myślami nie wiadomo gdzie.

Ula podniosła głowę znad talerza i wbiła wzrok w byłą teściową.

 - Marek jest w Warszawie – wykrztusiła z trudem.

 - Jak to w Warszawie? – zdziwiła się Dobrzańska. – Krzysiu słyszałeś? Ula mówi, że nasz syn wrócił.

 - Jak to wrócił? – zaintrygowany Krzysztof przysiadł przy Uli. – Skąd wiesz? Widziałaś się z nim?

 - Nie widziałam, ale pojutrze będę się widzieć. Aplikował do mojej firmy i jest umówiony na rozmowę kwalifikacyjną. Początkowo chciałam odrzucić jego CV, ale pomyślałam sobie, że skoro on szuka pracy, to musi mieć kłopoty finansowe. Jeśli je ma, to wkrótce może nie być w stanie płacić alimentów na Zuzię. Tak naprawdę nie musiałby płacić, bo przecież świetnie stoję finansowo i nie potrzebuję jego pieniędzy. Z drugiej strony regularnie płacone alimenty, to jakiś środek dyscyplinujący, który tylko wyjdzie mu na zdrowie. Ma takie dobre CV, że trudno je odrzucić. W Gdańsku pracował w jakimś towarzystwie ubezpieczeniowym i zajmował się doradztwem finansowym dla małych i średnich przedsiębiorstw. Taki ktoś jest mi właśnie potrzebny. To nic osobistego, bo ja naprawdę potrzebuję ludzi do pracy. Zleceń przybywa, rozwijamy się, a nie ma komu pracować. O specjalistów wysokiej klasy naprawdę jest trudno, a ja wiem, co on potrafi.

 - Kochanie, – Krzysztof pogładził jej dłoń – naprawdę byłabyś w stanie z nim pracować? Trochę się martwię. Mimo to uważam, że postępujesz bardzo szlachetnie.

 - Praca, którą chcę mu zaproponować, to stanowisko łączone analityka rynkowego i specjalisty do spraw przetwarzania danych. Obie funkcje łatwo dają się pogodzić i obie wchodzą w zakres doradztwa finansowego. Jeśli nie przerazi go nadmiar roboty, to ją ma.

czwartek, 7 września 2023

„GDZIEŚ NA SERCA DNIE…” - rozdział 2

 

ROZDZIAŁ 2

 

 - Nie cofniesz czasu, bo to niemożliwe. Co się stało, to się już nie odstanie. Sporo rzeczy zawaliłeś, przyjacielu i myślę, że długo będziesz żałował. Mimo to wierzę, że któregoś dnia się otrząśniesz, a los będzie dla ciebie łaskawszy. Gdybyś nie wyjechał, zapewne byłbyś nadal prezesem i udziałowcem firmy. Niestety po twoim wyjeździe wszystko zmieniło się na gorsze. Febo, mimo że taki zawsze pewny siebie, nie potrafi zarządzać firmą i gdyby nie Turek, a także twój ojciec, dawno poszlibyśmy na dno.

 - Febo nadal pracują w firmie?

 - Niestety… Oboje mają przecież po dwadzieścia pięć procent udziałów. Nadal są bezczelni i podli więc pod tym względem mamy constans.

 

 

Twój ojciec dwa lata temu przeszedł kolejny zawał. Ma wszczepione by-passy podobnie, jak twój były teść. Doszedł do siebie i czuje się znacznie lepiej. O mamie wiem właściwie niewiele, bo rzadko pojawia się w firmie. Ula po urlopie wychowawczym nie wróciła już do pracy. Wiem tylko, że twoi rodzice zaproponowali jej, by przeniosła się do nich. Dzięki temu Zuzia ma stałą opiekę, bo pani Helena jest w dobrej kondycji i zajmuje się małą. Dzięki tej pomocy Ula wzięła sprawy w swoje ręce i chociaż Krzysztof trochę naciskał, to nie zgodziła się wrócić na stare śmieci. Postanowiła rozkręcić własny biznes i chyba jej się udało, tak myślę, chociaż nie mam pojęcia, jak się nazywa firma i czym się zajmuje. Nie śmiałem pytać twojego ojca tak wprost.

 - A co z mieszkaniem na Siennej?

 - Sprzedane i to nie Ula o tym zadecydowała tylko twój ojciec. Pieniądze ze sprzedaży ulokował na jakimś koncie, do którego prawo będzie miała Zuzia, jak osiągnie pełnoletność.

Marek informacji o byłej żonie słuchał ze ściśniętym sercem. To nie tak miało wyglądać. To on miał się zajmować swoją rodziną, a nie jego rodzice. Im więcej zyskiwał nowin od przyjaciela tym bardziej uświadamiał sobie podłość jakiej dopuścił się względem żony i córki. Jak nigdy w życiu żałował, że tak lekkomyślnie zgodził się na ten rozwód. Gdzieś na serca dnie odradzała się i kiełkowała ta wielka miłość do kobiety, którą bezpowrotnie stracił. Poczuł pieczenie pod powiekami i gromadzące się pod nimi łzy. Ula zawsze wierzyła, że jest materiałem na dobrego, porządnego i uczciwego człowieka, a on obdarował ją rozpaczą i wielkim rozczarowaniem. Przetarł twarz i zerknął na zegar. Było późno. Wstał z fotela.

 - Skorzystam z łazienki, jeśli pozwolisz i położę się. Jutro muszę zacząć działać.

 


Podniósł się i Sebastian.

 - Znasz drogę do łazienki, a w tym pokoju będziesz spał – podszedł do jednych z drzwi i otworzył je. – Violka przygotowała ci łóżko. Mam nadzieję, że będzie ci się dobrze spało. Dobranoc.

 

Kiedy zanurzył się już w pachnącą, wykrochmaloną pościel sądził, że zaśnie od razu. Był zmęczony. Najpierw jechał tu pięć, czy sześć godzin, a potem rozmawiał z Sebą niemal do północy. Jednak sen nie nadchodził. W głowie kłębiły się natrętne myśli wymieszane z poczuciem winy i strachem przed przyszłością. Zamierzał spotkać się z Ulą i poprosić ją o możliwość widywania Zuzi. Jednak żeby to zrobić musiał się przełamać i pojechać do swoich rodziców. Wiedział, że rozmowa z nimi nie będzie łatwa i prosta, o ile w ogóle zechcą z nim rozmawiać i nie zamkną mu przed nosem drzwi.

 

 

Przed oczami zwizualizowała mu się scena rozmowy z Ulą, gdy była już pewna jego zdrady. Siedziała naprzeciwko niego z lśniącymi od łez oczami. Była zdenerwowana o czym świadczyły splecione mocno palce dłoni aż pobielały im kostki.

 - A jednak stało się – wyszeptała. – Nie sądziłam, że w ogóle dożyję takiego dnia, w którym dowiem się o twojej zdradzie. Szkoda, że sam mi nie powiedziałeś, że kochasz kogoś innego. Jeszcze przed ślubem prosiłam cię o szczerość, ale ciebie przecież na nią nie stać, bo wolisz kłamać i mataczyć, a ja muszę o takich rzeczach dowiadywać się od obcych, ale „życzliwych” ludzi. Uprzedzałam cię jeszcze przed ślubem, że zdrady nie wybaczę ci nigdy i słowa dotrzymam. Jutro ci powiem co postanowiłam. Chcę cię prosić żebyś przeniósł się na kanapę w salonie. Od teraz śpię osobno.

Co miał jej powiedzieć? Że stosunki małżeńskie znacznie się ochłodziły? Że żar, który palił się w ich sercach w jego własnym znacznie przygasł? Że nadal uważał Ulę za atrakcyjną i bardzo piękną kobietę, ale jej widok mu spowszedniał? Że leżąc obok niej nie czuł się farciarzem, ale wciąż miał dylematy i zadawał sobie pytanie, czy tylko na tyle go stać? Mieli piękne mieszkanie, nigdy nie brakowało im pieniędzy, seks z żoną był wspaniały, a za ścianą spała ich słodka córeczka, a jednak czuł dyskomfort i przerażenie, że w jego życiu nic więcej się nie wydarzy. Czuł potrzebę zmian, potrzebę udowodnienia sobie, że jest pełnowartościowym samcem. Wtedy pojawiła się Monika i przewróciła jego świat do góry nogami.

Ula na wieść o zdradzie zachowała się niezwykle spokojnie, co wprawiło go w rozdrażnienie. Nie płakała ani nie robiła scen. Nie histeryzowała i nie rwała włosów z głowy. Pomyślał nawet, że aż tak bardzo jej na nim nie zależy, skoro jej reakcje są takie obojętne.

Następnego dnia przy śniadaniu powiedziała mu, że ma się wyprowadzić. Była bardzo spokojna i opanowana.

 - Nie naciskam jednak, bo to twoje mieszkanie i równie dobrze mogę wyprowadzić się ja wraz z dzieckiem. Dzisiaj zadzwonię do taty, że wracam do Rysiowa.

 - To nie będzie konieczne. Ja się wyniosę.

 - W takim razie, dziękuję. Na rozwód oczywiście się zgadzam i to ja wniosę pozew. Uprzedzam cię też, że wystąpię o godne alimenty, co najmniej pięć tysięcy. Muszę mieć za co utrzymać Zuzię i siebie, bo jak wiesz, nie mogę jeszcze wrócić do pracy. Nie chcę też podziału majątku. Nie chcę od ciebie nic prócz alimentów. Dziecko możesz widywać kiedy tylko zechcesz, ale uprzedzaj mnie o tym. Wiem, że obecność ojca w życiu takiego malucha jest równie ważna jak obecność matki więc nie zabronię ci kontaktów z córką. Jednak dla mnie przestałeś się już liczyć. To chyba wszystko – wstała od stołu i poszła do pokoju Zuzi. On siedział jeszcze przez chwilę w kuchni i czuł się jak ostatni kretyn.

 

Monika nienawidziła Uli. Miała jej za złe, że wymusiła na Marku takie wysokie alimenty.

 - Na co jej aż tyle? Jest podobno mądra więc poradzi sobie. Spokojnie wystarczyłyby jej trzy tysiące.

 - Ona ma na utrzymaniu naszą córkę, pamiętasz? Tobie wystarczyłyby trzy tysiące? Przecież tyle potrafisz wydać w ciągu jednego dnia – odgryzał się. – W ogóle nie będę z tobą rozmawiał na ten temat, bo to sprawa między mną, a Ulą. Tobie nic do tego. Na ciebie wydaję pięć razy więcej, więc nie odzywaj się, bo też zmniejszę ci dotację.

Nie mógł jej powiedzieć, że tak naprawdę wszystko zawdzięcza Uli. To zawsze ona ratowała go z najgorszych opresji, pomagała wyjść z kłopotów jakie miała firma i chroniła jego tyłek przed Alexem, i ojcem. Monika tego by nie zrozumiała, bo uważała, że Uli nic się nie należy. Musiał jednak obiecać jej, że ich wspólne życie nie będzie gorsze od tego, jakie wiódł z Ulą.

Kilka następnych miesięcy wydawało się Markowi rajem. Monika była wspaniała i bardzo oddana. Postanowili po rozprawie rozwodowej wyjechać z Warszawy. Znaleźli pracę w Gdańsku w jednym z towarzystw ubezpieczeniowych. On miał być konsultantem finansowym dla małych i średnich firm, ona asystentką szefa jednego z działów.

 

Na rozprawę rozwodową pojechali oboje, bo Monika się uparła. Rozwód miał być szybki, bez orzekania o winie. Na to zgodził się zarówno Marek jak i Ula. W pozwie, który złożyła zawarty był zapis o wysokości alimentów i że na wysokość kwoty zgodzili się jednomyślnie.

Kiedy na salę sądową weszła Ula Markowi zaparło w piersiach dech. Nie widział jej przez te kilka miesięcy i nawet córki nie odwiedzał. Tymczasem Ula zadbała o siebie i teraz jej uroda olśniewała wszystkich dookoła. Marek miał taki moment, że zapragnął paść przed nią na kolana i błagać o wybaczenie. Powiedzieć, że wcale tego rozwodu nie chce. Potem przypomniał sobie słowa swojej żony, gdy mówiła, że zdrady nie wybaczy nigdy. Mimo to nie mógł przestać się na nią gapić, co zdenerwowało Monikę.

 


 

Nawet sędzia, który porównał Ulę z obecną partnerką Marka z rozczarowaniem pokręcił głową i wbił w Marka przenikliwe spojrzenie jakby chciał mu powiedzieć „człowieku, co ty robisz? Gdzie zgubiłeś rozum?”

Sąd opuścił jako wolny człowiek, ale nie tryskał entuzjazmem. Wieczorem ruszył w miasto i upił się do nieprzytomności w jednym z klubów stolicy. Zrozumiał, że ten rozwód stał się jego przekleństwem, wielką porażką i klęską. Stał się czymś, czego w ogóle nie chciał.

Westchnął ciężko. Ależ był idiotą. Co on sobie myślał zdradzając Ulę z Moniką? Że to się nie wyda? Przecież w firmie każdego dnia wrzało jak w ulu i najdrobniejsze rzeczy w sekundę stawały się przedmiotem plotek, a co dopiero romans z asystentką.

Kilka dni po rozprawie wyjechał wraz z Moniką do Gdańska i tam urządził sobie nowe życie. Nie miał pojęcia o tym, jak radzi sobie Ula. Wysyłał tylko co miesiąc przelew ze swojego konta na jej i robił to bardzo regularnie. Z dzieckiem od tej pory nie miał żadnego kontaktu. Sądził, że Ula wciąż mieszka w mieszkaniu na Siennej. W życiu by nie przypuszczał, że to jego rodzice zabiorą i ją, i Zuzię pod opiekuńcze skrzydła. Przynajmniej wiedział, gdzie je znaleźć.

Przymknął zmęczone powieki. Może wreszcie uda mu się zasnąć. W głowie natrętnie brzmiał mu teraz refren piosenki, którą słyszał kilkakrotnie podczas swojej podróży do Warszawy.

 

„Gdzieś tam, na serca dnie

Słone łzy utulą cię przed snem

Bo właśnie tam, na serca dnie

Mały znak pokaże ci twój cel.”

 

Zasnął dopiero nad ranem, gdy wczesny świt barwił niebo na różowo.