Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 30 grudnia 2021

MAGIA ŚWIĄT - ROZDZIAŁ 6

 SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU DLA WAS WSZYSTKICH 

ŻYCZĄ GOŚKA I GAJA


ROZDZIAŁ 6

 

Mijały lata. Dzieci rosły przechodząc z klasy do klasy. Wychowawczyni z ośrodka nie miała powodu do narzekań, bo cała trójka uczyła się wzorowo. Kasia nie rozstawała się z pędzlem i farbami. Często wychodziła na zewnątrz, przysiadała na trawie i szkicowała widok przed sobą.

 


Mirka tak przylgnęła do szefowej kuchni, że wciąż przesiadywała w pomieszczeniu z całą załogą słuchając i ucząc się przepisów. Była już w szóstej klasie i wiele mogła pomóc. Świat smaków i zapachów po prostu ją uwiódł. Nie miała zbyt wielu możliwości, żeby wypróbować najnowsze przepisy. Ośrodek otrzymywał określoną sumę pieniędzy na wyżywienie jednego dziecka i była to kwota bardzo skromna. Czasami Kasia dawała jej kilka złotych i za nie kupowała potrzebne produkty. Eksperymentowała, a dania, które wychodziły spod jej rąk coraz bardziej smakowały kucharkom. Często próbowała ich starsza siostra i nie mogła się nachwalić. To podbudowywało Mirkę i udowadniało, że podąża we właściwym kierunku. Sama Kasia kończyła ósmą klasę i przygotowywała teczkę ze swoimi pracami potrzebną do egzaminów wstępnych do liceum plastycznego. Bezustannie dopingowała ją Magda. Obie bardzo się zaprzyjaźniły, a Magda wciąż powtarzała, jak bardzo jest dumna ze swojej podopiecznej. Najmłodszy Wojtek zdradzał zdolności manualne i miał dryg do naprawiania rzeczy, które przeznaczone były na śmietnik. Reanimował starą kserokopiarkę, wiekowy mikser i radio, które ledwo zipało. Roztoczył też opiekę nad kotem, który pewnego dnia przybłąkał się do ośrodka i już został.

Przez te wszystkie lata zatarło się w ich pamięci poczucie krzywdy, przestały boleć rany zadawane przez matkę kablem, a i ona sama, podobnie jak ojciec, jawiła się w pamięci dzieci jak zamazany obraz zła w czystej postaci. Najbardziej lubili święta zarówno wielkanocne jak i Boże Narodzenie. Cała trójka ulegała ich magii i podekscytowana czekała na nie. Nadszedł jednak czas, gdy Kasia zaczęła krytycznie patrzeć na tę celebrację. Przechodziła młodzieńczy bunt. W pewnym momencie uznała, że zasiadanie ze sponsorami przy wigilijnym stole jest szczytem obciachu i zwyczajnej hipokryzji. Sponsorzy byli ważni, bo dzięki nim ośrodek mógł nieco lepiej funkcjonować. Na święta zawsze znajdowali coś pod choinką. Była to zwykle odzież, ciepłe buty czy kurtki, a jednak Kasia nie mogła pozbyć się wrażenia, że intencje jakie przyświecają darczyńcom, nie są do końca szczere.

 - Oni to robią tylko po to, żeby się dobrze poczuć – mówiła do Mirki. – Żeby utwierdzić się w przekonaniu, że zrobili naprawdę coś wyjątkowego i dobrego, bo pomogli sierotom. Czuję się tak, jakby wręczali mi jałmużnę.

 - Nie masz racji – zaprzeczała młodsza siostra. – Większość z nich wcale nie jest materialnie ustawiona. Dzielą się z nami tym, co mają, a mają niewiele. Nie możesz oceniać wszystkich jednakowo. Owszem jest kilku dobrze sytuowanych. Mają własne firmy i więcej niż inni. Oni dają dyrektorce czeki, a inni organizują akcje zbierania odzieży, żebyśmy mieli w czym chodzić.

Kasia zżymała się. Nie podzielała zdania siostry do momentu, gdy któregoś dnia Magda zabrała ją do miejsca, w którym organizowano akcję „Szlachetna paczka”. To tam przekonała się na własne oczy, jak to naprawdę wygląda.

Młodzieńczy bunt szybko jej minął, głównie dlatego, że musiała przygotować się do egzaminów. Magda skompletowała jej teczkę, wybierając najlepsze prace dziewczyny i towarzyszyła jej podczas egzaminów. Czuła się tu swojsko, bo sama kiedyś kończyła tę szkołę. Poza tym kilka dni wcześniej zaproponowano jej poprowadzenie pleneru malarskiego w Kazimierzu Dolnym z grupą uczniów z trzeciej klasy. Przystała na to chętnie, bo pomyślała, że to byłby też dobry sprawdzian dla Kasi. Wyjazd w plener miał być dla niej nagrodą za zdane egzaminy i niespodzianką.

 


Rozmawiała już wstępnie z dyrektorką ośrodka i uzyskała od niej zgodę.

 - Cieszę się, że wyjedzie, zmieni klimat i trochę odpocznie. Ciężko pracuje i nie oszczędza się. Wyjazd dobrze jej zrobi zwłaszcza, że młodsze dzieciaki jadą nad Zalew Zegrzyński. Jeden ze sponsorów ufundował dwutygodniowy pobyt dla piętnaściorga naszych wychowanków. Mirka i Wojtek też pojadą.

 

Egzaminy zdała śpiewająco, a jej teczka z rysunkami okazała się jedną z najlepszych. Magda pękała z dumy. Zabrała Kasię na pyszne lody i już w kawiarni powiedziała jej o plenerze.

 - Zaproponowano mi poprowadzenie pleneru w Kazimierzu Dolnym i mam zamiar cię tam ze sobą zabrać. Miasto jest niesamowicie urzekające, a wdzięcznych obiektów do malowania całe mnóstwo. To będzie dla ciebie nowe doświadczenie. Jedziemy na cały miesiąc z grupą trzecioklasistów z twojej nowej szkoły. Będzie wspaniale.

Kasi błyszczały oczy od łez. Spojrzała z wdzięcznością na Magdę. Pomyślała, że jeszcze nikt nigdy nie zrobił dla niej tyle, co ta kobieta.

 

Kazimierz ją zachwycił. Magda nie przesadziła w niczym. Wygodny autokar dowiózł całą grupę na miejsce, a tam rozlokowali się w pięknym ośrodku kempingowym. Zajęcia miały się zacząć następnego dnia po śniadaniu. Kasia nie mogła się już tego doczekać.

Pierwszy dzień spędzili w mieście na urokliwym ryneczku. Tam powstał pierwszy obraz Kasi. Przez następne dni chodzili do Wąwozu Korzeniowego, którego niesamowity klimat urzekł dziewczynkę i nie tylko ją.

 


Następne dni zaowocowały kilkoma pracami wąwozu i krajobrazu.

 




Magda patrząc na prace Kasi traciła oddech. Czuła się tak, jak w pierwszym dniu, gdy się poznały, a ona zaprowadziła ją i jej rodzeństwo nad Wisłę. – Niewiarygodne, jak bardzo rozwinęła swój talent. Gdybym miała o tym decydować, darowałabym jej szkołę średnią i od razu posłała na Akademię Sztuk Pięknych.

Rzeczywiście inspirację można było czerpać w każdym miejscu obojętnie, czy było to zabudowane centrum, czy wszechobecna zieleń terenów otaczających miasto.

 


Tuż za ich kempingiem roztaczał się zniewalający widok na miasto i na Wisłę płynącą meandrami przez tereny leśne. Obie lubiły siadywać popołudniami i chłonąć ten widok wszystkimi zmysłami. To był magiczny czas. Mogły milczeć kontemplując to piękno lub rozmawiać cicho o życiu, o przyszłości Kasi i o planach życiowych Magdy. To podczas jednej z takich posiadówek dowiedziała się, że Magda wkrótce wychodzi za mąż. Nie znała jej chłopaka. Magda mówiła o nim niewiele a Kasia przez grzeczność, nie dociekała. Wiedziała tylko, że on także jest po ASP i zajmuje się rzeźbą.

 - Jak wyjdziesz za mąż… - Magda poklepała łagodnie Kasi dłoń. Wiedziała o co chce zapytać.

 - Nie martw się kochanie, bo nic się nie zmieni. Michał mieszka na przedmieściach w ogromnym domu swoich rodziców. Po ślubie przeprowadzę się do niego, ale pracownię zatrzymam. Nadal będziesz mogła z niej korzystać, kiedy tylko będziesz chciała. Za cztery lata skończysz liceum i osiągniesz pełnoletność. Będziesz musiała się wyprowadzić z ośrodka. Już teraz musimy pomyśleć o jakimś mieszkaniu dla ciebie. Wprawdzie ośrodek dostaje pewną pulę mieszkań, ale są to mieszkania rotacyjne. Nie o takie nam chodzi, prawda? Ty musisz mieć coś na stałe, coś swojego.

 - Bardzo bym chciała. Myślałam nawet o tym, żeby zabrać rodzeństwo z ośrodka. Jak się usamodzielnię i uda mi się stworzyć odpowiednie warunki, to zabiorę oboje stamtąd. Nie dlatego, że było nam tam źle, bo nie było, ale co swoje to swoje.

 - To poważne plany Kasiu, ale niewykluczone, że się powiodą. Jesteś uparta i bardzo konsekwentna. W twojej sytuacji to zalety. Ja bardzo bym chciała, żebyś nie poprzestała na liceum i poszła na studia. Masz ogromny talent i szkoda byłoby go zaprzepaścić. Poza tym już wiesz, jak można zarabiać pieniądze i o to akurat jestem spokojna. Krystyna jest ci bardzo przychylna i zawsze chwali twoje prace. Zaczęłaś od pocztówek, a teraz w galerii wiszą twoje miniatury. Nie ma tygodnia, żeby jakaś się nie sprzedała. Pieniądze z tego nieduże, ale ziarnko do ziarnka…, jak to mówią. Suma na twoim koncie jest coraz wyższa. Za cztery lata będzie jeszcze większa. Marzenia trzeba spełniać, a ty będziesz miała na to środki.

środa, 22 grudnia 2021

MAGIA ŚWIĄT - ROZDZIAŁ 5

 KOCHANI

Spokojnych, zdrowych świąt przy suto zastawionym stole, cudownej, rodzinnej atmosfery pełnej ciepła, miłości i życzliwości. Wszystkiego najlepszego na ten świąteczny czas życzą

Gośka i Gaja


ROZDZIAŁ 5


Małymi kroczkami zbliżały się święta. O ile personel ośrodka od razu wiedział o uzdolnieniach Kasi, tak coraz częściej dostrzegał ciągoty Mirki do gotowania i pasję Wojtka do urządzeń mechanicznych, które uwielbiał rozkładać na czynniki pierwsze, zwłaszcza te, które nie rokowały już swojej funkcjonalności. Mirka coraz częściej wymykała się do kuchni i siedząc gdzieś na stołku podpatrywała pracę kucharek. Czasem próbowała pomagać, chociaż na razie ta pomoc była raczej symboliczna, bo ręce takiego berbecia jeszcze nie bardzo radziły sobie przy obieraniu warzyw, czy owoców. Kucharki jednak nie próbowały jej zniechęcać, a wręcz przeciwnie.

Magda nie zaglądała już tak często jak w wakacje, bo zaczęła ostatni rok studiów i ciężko pracowała nad pracą dyplomową. Mimo nawału zajęć znajdowała jednak czas dla Kasi. Dziewczynka uczyła się chętnie i sporo z tego, co przekazywała jej Magda, zapamiętała. Któregoś dnia jej mentorka wpadła na pomysł namalowania kilku kartek świątecznych.

 - Malowałybyśmy na brystolu akwarelkami, co ty na to? Znajdziesz czas na taką pracę?

Kasia zapaliła się do tego pomysłu.

 - Możemy namalować mnóstwo takich kartek. Ja mogłabym malować bałwanki i zwierzątka a ty jakieś zimowe widoczki z choinkami.

Magda patrzyła na dziewczynkę z rozbawieniem. Mała była w swoim żywiole.

 - No to do dzieła. Jutro przyniosę trochę gwiazdek wyciętych ze styropianu, to przyczepimy je do każdej kartki. Będzie fantastycznie.

 





Nawet nie przypuszczały, że ta praca przyniesie im tyle satysfakcji. Stosik kartek rósł w oczach a zaglądające od czasu do czasu wychowawczyni i dyrektorka, nie mogły wyjść z podziwu, jak sprawnie im to idzie, zwłaszcza ich podopiecznej.

 - Są naprawdę piękne, a pomysł z brokatem, wspaniały. Dzięki niemu śnieg skrzy się i błyszczy. Przepięknie – pani dyrektor wzdychała z zachwytu. – Pomyślałam sobie dziewczynki, że mogłybyśmy zorganizować aukcję dla naszych sponsorów. Nie chodzi tu tylko o kartki, ale na przykład o kubki. Kupiłabym ich trochę w białym kolorze, a wy pomalowałybyście je według uznania. To byłaby taka atrakcja wigilijna i na pewno spodobałaby się naszym darczyńcom. Co wy na to?

 - Pomysł świetny – poparła dyrektorkę Magda. – Tylko musiałabym przynieść farbki do malowania na szkle. Potem trzeba byłoby jeszcze wypalić kubki, żeby farba się na nich utrwaliła, ale to nie problem. Mam koleżankę, która posiada piec do wypalania.


Przez blisko miesiąc obie ciężko pracowały. Kartek powstała tak ogromna ilość, że Magda pomyślała o ich sprzedaży.

 - Wiesz Kasiu, że część tych kartek mogłybyśmy sprzedać. Zwróciłoby się za karton i farby, i jeszcze by coś zostało. Pomyślałam sobie nawet, że jeśli częściej robiłybyśmy takie akcje, dzięki którym mogłabyś trochę zarobić, to należałoby ci założyć konto w banku. Jeśli oczywiście tego chcesz.

 - Miałabym własne konto…?

 - O ile wiem i tak musiałoby być pod nadzorem rodziców, bo to jeden z nich musi zawsze zatwierdzać wpłaty, ale mogłabym to załatwić tak, że podałabym siebie jako wpłacającego, a ty mogłabyś wypłacić pieniądze jak osiągniesz pełnoletność. Do tego czasu uzbierałaby się pewnie niezła sumka, jestem o tym przekonana. To zawsze byłby jakiś zastrzyk finansowy na twój start w dorosłe życie. Połączyłabyś przyjemne z pożytecznym.

 - Chyba to dobry pomysł. Nigdy nie miałam własnych pieniędzy…

 - W takim razie spróbujemy to załatwić. A teraz weź część tych kartek i ubierz się. Porywam cię do galerii. Zobaczymy, na ile je wycenią.


Kasia była podekscytowana. Szła obok Magdy trzymając ją za rękę i wciąż o coś pytając. Znajoma Magdy, właścicielka małej galerii na starym mieście z ciekawością obejrzała karty.

 - Są naprawdę piękne i pewnie pójdą na pniu. Siedem złotych za każdą, z czego dla galerii dwa złote od sztuki. Zgadzacie się?

 - Oczywiście! To świetna cena – Magda rozciągnęła usta w uśmiechu. – Kartek jest równo sto sztuk.

Kobieta sięgnęła do kasy i wypłaciła im pięćset złotych.

 - Jeśli miałybyście coś podobnego na Walentynki lub Dzień Kobiet, czy Wielkanoc, to zapraszam. Zawsze chętnie wspieram młode talenty.

Obie wyszły z galerii uskrzydlone. Magda zaproponowała małej uczczenie pierwszego sukcesu pizzą. Już przy niej wyciągnęła pieniądze z portmonetki i odliczyła czterysta pięćdziesiąt złotych.

 - Tak jak ci mówiłam biorę pięćdziesiąt złotych jako zwrot kosztów, a reszta jest dla ciebie. Jeśli chcesz założę to konto i wpłacę na nie pieniądze. Oczywiście pokażę ci potwierdzenie wpłaty. To naprawdę dobry początek.

Kasia była wniebowzięta. Ma niewiele ponad osiem lat i za chwilę będzie miała własne konto. Nawet o tym nie marzyła.

Zanim wyszły z pizzerii zamówiły jedną na wynos dla rodzeństwa Kasi. Teraz mogły już wracać.

 

Świetlica w domu dziecka tętniła życiem. Trzy dni przed właściwą wigilią ośrodek organizował swoją dla tych wychowanków, którzy nie wyjechali do rodzinnych domów i dla sponsorów, którzy wspierali od lat sierociniec materialnie. Cała trójka Małków była podekscytowana. Pamiętali doskonale te fatalne święta w ich rodzinnym domu. Święta, podczas których rzadko bywało coś do jedzenia i stała skąpo ubrana choinka, albo w ogóle jej nie było, jeśli ojcu nie udało się jej ukraść. Było za to bicie, wyzwiska i stosy butelek pełnych alkoholu. Ta wigilia zapowiadała się bajkowo. Stoły uginały się od pyszności przygotowanych przez kucharki, ściany zdobiły kolorowe łańcuchy poprzetykane świecącymi lampkami a w rogu stała wielka choinka ustrojona jak panna młoda. Na stoliku stojącym obok pysznił się stos świątecznych kartek namalowanych przez Kasię i Magdę, a także dwadzieścia świątecznych kubków z podstawką dla sponsorów. Panował nastrój radosnego oczekiwania.

Właśnie pojawili się pierwsi darczyńcy. Witali się ze wszystkimi i zajmowali miejsca przy stole. Wniesiono gorącą grzybową zupę i czerwony barszcz. Przed Kasią i jej rodzeństwem pojawił się pachnący grzybami talerz. Przymknęła oczy wciągając w nozdrza ten boski zapach. – To będą wspaniałe święta – pomyślała.

 


U szczytu stołu trzymając w dłoni opłatek stanęła dyrektorka. Wygłosiła uroczystą przemowę, życząc wszystkim udanych świąt i dziękując sponsorom za tak hojne wsparcie dla wychowanków tego domu.

 - Mam dla państwa jeszcze niespodziankę. Proszę spojrzeć na ten stolik. Te przepiękne kubeczki z podstawką są dziełem naszej wychowanki, Kasi Małek. Dziewczynka ma dopiero osiem lat i jest niezwykle uzdolniona plastycznie. Postanowiliśmy, że po świątecznej kolacji odbędzie się aukcja kubeczków i bardzo liczymy na państwa życzliwość. Wesołych świąt.

 


Kasia siedziała z rumieńcami na twarzy. Czy któreś z jej rodziców chwaliło ją kiedykolwiek za cokolwiek? Tymczasem tu tak wielu ludzi doceniło to, co potrafi, a przede wszystkim doceniła ją Magda.

Świąteczne potrawy smakowały rewelacyjnie. Wojtek pochłonął obie zupy, kapustę z grochem, spory kawał ryby i poprawił pierogami. Na koniec kazał nałożyć sobie po kawałku makowca, sernika i piernika. Mirka też sobie nie żałowała. Kasia pomyślała, że oni nadal pamiętają te lata biedy i głodu, bo sprawiają wrażenie, jakby chcieli najeść się na zapas.  Kilka minut po kolacji na świetlicy pokazała się Magda. Kasia zerwała się z krzesła i podbiegła do niej obejmując ją w pasie.

 - Już myślałam, że nie przyjdziesz – powiedziała cicho.

 - Przepraszam kochanie, ale nie mogłam się wyrwać. Na szczęście dotarłam chyba w porę. Licytacja już była?

 - Za chwilę się zacznie. Spójrz, ile jedzenia. Usiądź koło mnie i spróbuj. Wszystko jest pyszne.

Przywitała się ogólnym „dobry wieczór” i życząc wszystkim wesołych świąt, usiadła przy Kasi.

 

Licytacja trwała w najlepsze. Jeden ze sponsorów wylicytował sześć sztuk tłumacząc, że chciałby mieć cały komplet.

 - Są idealne do kawy – tłumaczył. Cena osiągnęła siedemset złotych. Pojedyncze sztuki poszły od czterdziestu pięciu do stu złotych.

Po wigilii podliczono pieniądze. Okazało się, że uzyskano niemal dwa tysiące. Świąteczne kartki zostały rozdane za darmo i tak jak kubeczki wzbudziły podziw i entuzjazm dla talentu Kasi. W zaciszu dyrektorskiego gabinetu dyrektorka rozliczała się z Magdą.

 - Powiedz mi ile mam ci oddać za farby i za wypalenie kubków w piecu. Nie chcę, żebyś na czymkolwiek była stratna.

 - Bez obaw, nic nie jest mi pani winna. Farby były moje a koleżanka wypaliła to gratis. Myślę jednak, że pieniądze należą się przede wszystkim Kasi. Założyłam jej konto w banku, bo sprzedałyśmy do galerii sto sztuk kartek. Zarobiła swoje pierwsze pieniądze. Upoważniłam siebie jako tę, która będzie jej tam dokonywać wpłat. Oczywiście potwierdzenia zawsze będą do wglądu. Pani też mogę je pokazywać, żeby nie było wątpliwości co do mojej uczciwości.

 - Zrobiłaś wspaniałą rzecz Magda. Dzięki tobie ona będzie miała pieniądze, jak wyjdzie z ośrodka. Wprawdzie zawsze nasi wychowankowie dostają około sześciu tysięcy na rozruch w dorosłym życiu, ale sama wiesz, że to prawie nic. No dobrze… W takim razie potrącam sobie czterysta złotych za kubki, bo płaciłam za nie z kasy ośrodka, a resztę oddaję tobie. Wpłać je Kasi i niech procentują.

Latem następnego roku Magda się obroniła. Idąc za ciosem wynajęła obszerne poddasze z wielkimi połaciowymi oknami i urządziła tam swoją pracownię. Kasia bywała tu częstym gościem. Magda zazwyczaj zabierała ją w soboty i niedziele, żeby dziewczynka nabierała wprawy w posługiwaniu się farbami olejnymi, których wielki komplet wraz z różnej wielkości pędzlami z końskiego włosia podarowała jej Magda w wigilijny wieczór. Ona też nie zaniedbywała nauki na temat malarstwa. Opowiadała dziewczynce o najwybitniejszych malarzach pokazując albumy z ich dziełami. Kasi bardzo odpowiadali impresjoniści. Uważała, że ich obrazy najmocniej do niej przemawiają. Sama uwielbiała te plamy kolorów podświetlanych słońcem, bo to najbardziej działało na jej wyobraźnię. Wiedziała już, że nie będzie uprawiać taszyzmu jak profesor Kołodziejczyk, wykładowca Magdy, choć obrazy malowane tą techniką zawsze działały na jej wrażliwość. Miała świadomość, że przez najbliższe lata będzie szlifować warsztat, jeśli chce zostać dobrą malarką.

Nie zaniedbywała malowania kartek. Zgodnie z sugestią pani z galerii były tam wraz z Magdą przed Walentynkami, przed Dniem Kobiet i przed Wielkanocą. Oprócz okazjonalnych pocztówek kobieta chętnie pośredniczyła w sprzedaży kartek imieninowych, urodzinowych, czy też z okazji rocznicy ślubu, i chrztu. Dzięki wielkiej życzliwości tej kobiety rósł kapitalik Kasi, jej zabezpieczenie na przyszłość.

czwartek, 16 grudnia 2021

MAGIA ŚWIĄT - rozdział 4

ROZDZIAŁ 4

 

Miały kolejny dzień pełen wrażeń, bo Magda zabrała je do ogrodu zoologicznego. Były tu po raz pierwszy. Ich rodzice nigdy nie wpadli na podobny pomysł, a dzieci znały niektóre zwierzęta jedynie z obrazków. Zanim jednak wyjechali Magda wręczyła Kasi gruby blok, kilka pędzli i farby akwarelowe.

 - Na pewno je znasz, bo w szkole też takimi malujecie. To farbki wodne chociaż nieco większe niż te szkolne. Trudno zabrać je ze sobą, bo w ZOO nie ma warunków do malowania tego rodzaju farbami, ale myślę, że sporo zapamiętasz i będziesz mogła przenieść to potem na obraz. Niezależnie od tego weźmiemy ze sobą kredki. Mogę ci obiecać, że jak dojdziesz do wprawy w posługiwaniu się akwarelami ufunduję ci farby olejne, takie z prawdziwego zdarzenia, profesjonalne. To z ich pomocą można wyrazić co w duszy gra i przekonać się, czy jest się artystą, czy rzemieślnikiem.

Wszyscy bez wyjątku zachwycili się tym miejscem. Największy entuzjazm wyrażał Wojtek mówiąc, że jak dorośnie to będzie leczył zwierzątka. Mirka także była pod wrażeniem tej egzotyki, natomiast Kasia pilnie szkicowała, a jej bystre oczy wychwytywały wszystkie niuanse. Po powrocie do domu usiadła przy swoim biurku i zabrała się za malowanie żyrafy. To właśnie stado żyraf zrobiło na niej największe wrażenie. Uznała, że to najpiękniejsze zwierzęta na ziemi, bo są takie dostojne, majestatycznie i poruszają się płynnym ruchem.

 


Oprócz żyrafy namalowała jeszcze lwa i kameleona.






Kiedy następnego dnia Magda pojawiła się w jadalni od razu podeszła do Kasi i obejrzała jej prace.

 - Są wspaniałe kochanie, naprawdę wspaniałe. Koniecznie muszę pokazać je waszej wychowawczyni i pani dyrektor.

Z rysunkami pod pachą podeszła do stolika, gdzie personel ośrodka raczył się śniadaniem. Usiadła obok dyrektorki pokazując najnowsze dzieła Kasi. - Chyba już nie mamy wątpliwości co do jej talentu. To dziecko jest wyjątkowe. Mam nadzieję, że dacie mi zielone światło w sprawie jej edukacji? Dobrze by było zmienić wolontariusza dla Mirki i Wojtka, wówczas ja mogłabym przeznaczyć swój czas i uwagę wyłącznie Kasi.

 - O tym samym pomyślałyśmy – przytaknęła wychowawczyni. – Piotr, ten student mechaniki zabiera dzisiaj dwóch wychowanków do muzeum techniki. Nie odmówił, gdy zaproponowałyśmy mu dodatkową parę dzieci. Mają zamiar iść do planetarium, a to dzieciaki zawsze fascynuje. Po śniadaniu zaraz im powiem, że nastąpiła zmiana planów.

 

Rzeczywiście ani Mirka, ani Wojtek nie żałowali tej wycieczki chociaż początkowo oboje krzywili się na propozycję wychowawczyni. To miało być pierwsze wyjście bez starszej siostry. Ona sama przekonywała ich, że na pewno nie będą się nudzić, bo obejrzą niebo nocą i nauczą się o planetach.

 - Jestem pewna, że nie będziecie chcieli stamtąd wracać tak wam się spodoba, a ja w tym czasie nauczę się czegoś od Magdy.

 


Seans w planetarium dostarczył dzieciom nowych przeżyć. Oboje z otwartymi buziami patrząc w górę obserwowali przesuwające się gwiazdy, lecące komety i poruszające się przed ich oczami planety. Po wyjściu z seansu Wojtek zdecydowanie stwierdził, że zostanie kosmonautą.

 - Wczoraj chciałeś być doktorem od zwierząt - przypomniała mu Mirka.

 - Będę leczył pieski i kotki, a jak nie będzie już chorych zwierzątek, to polecę w kosmos.

Mirka nie miała argumentów na takie rozwiązanie więc zamilkła.

 

Tymczasem Magda poprowadziła Kasię do jednej z warszawskich galerii o nazwie ZigZag.

 - Chcę ci pokazać dzieła profesjonalnych malarzy. Akurat tutaj wystawiają też moi profesorowie. Większość obrazów namalowano farbami olejnymi na płótnie. Rama, na której naciągnięte jest takie płótno, nazywa się blejtram i w zależności od tego, czy obraz ma być niewielki, czy też duży i namalowany z rozmachem blejtram ma różne rozmiary. Nie zawsze maluje się na płótnie. Niektórzy artyści preferują drewniane deski lub tafle szkła. Myślę jednak, że dla ciebie najlepsze będzie płótno. To bardzo wdzięczny materiał.

Doszły do galerii. Magda otworzyła szklane drzwi i przepuściła przodem dziewczynkę. Kasia mocno onieśmielona weszła do środka i stanęła jak oniemiała z nabożną czcią przyglądając się ogromnej liczbie obrazów zawieszonych na ścianach.

 


Magda chwyciła ją za rękę i podeszła wraz z nią do jednej ze ścian.

 - Zauważyłaś jak bardzo różnią się od siebie techniką malarską? Spójrz na te pejzaże. Niektóre są zupełnie gładkie, jakby wylizane, a inne sprawiają wrażenie przestrzennych i strukturalnych. Widzisz te grubo nałożone warstwy farby? Dzięki takiej technice obraz nabiera trójwymiarowości, czyli patrząc na niego czujemy, jakbyśmy byli w jego środku i spoglądali na niego od wewnątrz, a nie od zewnątrz. Te grube warstwy nazywamy impastem. W niewielkim stopniu użyto tutaj pędzla. Raczej wyciśnięto farbę prosto z tubki i pozwolono jej zaschnąć.

 - One wszystkie się błyszczą.

 - To prawda. Ta błyszcząca warstwa to werniks. To taki roztwór naturalnej lub syntetycznej, czyli sztucznej żywicy rozpuszczony w alkoholu lub olejku. Położenie werniksu jest ostatnim etapem twórczym. Kiedy malarz go kładzie oznacza, że kończy pracę.

Kasia chłonęła te wiadomości jak gąbka. Przesuwały się wolno wzdłuż ścian, a Magda tłumaczyła i starała się wyjaśnić trudne rzeczy w sposób jak najmniej skomplikowany. Kasia miała dopiero osiem lat, a mimo to Magdzie wydawało się, że wiele zapamiętuje i rozumie to, co chciała jej przekazać. W pewnym momencie dziewczynka przystanęła przed ogromnym obrazem i z zachwytem lustrowała to dzieło. Był inny niż pozostałe i ewidentnie się od nich różnił.

 - Ten jest piękny… - wyszeptała. – Właściwie to nic nie przedstawia, ale tyle w nim kolorów, że nie można oderwać oczu.

Magda uśmiechnęła się.

 - To jedna z prac mojego profesora. Stosuje technikę, którą nazywają taszyzmem. Obraz tworzony jest za pomocą misternych, kolorowych kropek i trzeba stanąć nieco dalej od niego, żeby uchwycić jego piękno, ogromną dokładność i misterne wykonanie. Obrazy malowane techniką taszyzmu przypominają cudowne klejnoty wykonane z wielkim pietyzmem i zegarmistrzowską precyzją. Są też bardzo pracochłonne, a malowanie jednego trwa dość długo. Trzeba posiadać niezwykłą cierpliwość, żeby stworzyć coś tak nieprawdopodobnie pięknego. Tu wystawione są dwa z jego licznych dzieł.

 


 


 - Są nieprawdopodobnie piękne. Chciałabym zobaczyć więcej jego prac. Niesamowity artysta – słowa Kasi brzmiały cicho jakby wypowiadała je ze ściśniętym gardłem. Magda zauważyła łzy płynące po jej policzkach i przytuliła ją do siebie.

 - To sztuka przez duże „S” i nic dziwnego, że patrząc na nią człowiek się wzrusza i płacze.

 - To prawda. Chciałabym kiedyś zobaczyć twoje obrazy. Pokażesz mi?

 - Na pewno. Któregoś dnia wybierzemy się do mojej pracowni.

W galerii spędziły prawie dwie godziny, które dla Kasi były kaskadą różnych emocji. Magda patrząc na nią dochodziła do wniosku, że to dziecko ma w sobie ogromne pokłady wrażliwości. Gdyby było inaczej, czy zareagowałaby tak emocjonalnie na obrazy Lecha Kołodziejczyka? Była przekonana, że z tej wrażliwości narodzi się prawdziwy diament, nieprzeciętnie utalentowana istota, a ona sama nauczy ją wszystkiego, co sama wie na temat sztuki.

czwartek, 9 grudnia 2021

MAGIA ŚWIĄT - rozdział 3

ROZDZIAŁ 3

 

Od chwili ich przybycia do ośrodka oni sami nie zmienili się za bardzo. Nadal byli nieufni, trzymali się razem nie szukając towarzystwa. Wyglądało to tak, jakby ta trójka była kompletnie wyalienowana od całej reszty. Kasia w szkole też nie dążyła do żadnej zażyłości. Dwie dziewczynki, które wraz z nią trafiły do jednej klasy próbowały się z nią zaprzyjaźnić, ale swoją postawą i milczeniem skutecznie je do siebie zraziła.

 - Nie chcesz z nami trzymać, to nie. Jesteś z bidula tak samo jak my, a zadzierasz nosa jakbyś była nie wiadomo kim – mówiła jedna z nich.

 - Nie zadzieram nosa, – odparowała – ale też nie szukam żadnego koleżeństwa, czy przyjaźni. Wolę być sama. Nie obrażajcie się, ale taka już jestem.

Drugiej próby nie było. Widząc ją zatopioną z nosem w książkach wciśniętą w kąt korytarza jej rówieśnicy machali ręką. Dla niej to była wygodna sytuacja, bo nie musiała się nikomu zwierzać z tego, z jakiej rodziny pochodzi i jak to się stało, że trafiła do sierocińca. Niezmiennie lubiła się uczyć. Pochłaniała książki, które wpadły jej w ręce. Wywołana do odpowiedzi mówiła składnie odpowiadając na zadane pytania. To przekładało się na wysokie oceny. Drugą klasę skończyła celująco dostając do wzorowego świadectwa nagrodę książkową.

Wychowawczyni z ośrodka pochwaliła ją mówiąc, że jest z niej bardzo dumna.

 - Oby tak dalej dziecko, a na pewno do czegoś w życiu dojdziesz.

 

Zaczęły się wakacje. Większość wychowanków rozjechała się do domów. W jednych witano ich z otwartymi ramionami, głównie w tych, gdzie rodzice nie udźwignęli ciężaru wychowania swoich dzieci i zmuszeni byli je oddać do domu dziecka. W innych traktowano dzieciaki jak dopust boży, jednak najważniejsze było to, że spędzą ten czas z własną rodziną bez względu na to jaka będzie jakość tego wypoczynku.

Kasia i jej rodzeństwo nie wracali do rodzinnego domu. Na samą myśl o tym, że mieliby ponownie przeżywać to piekło, z którego wyszli Kasi cierpła skóra. Wiedziała już, że odbyła się rozprawa i matkę pozbawiono całkowicie praw rodzicielskich. Ojcu tylko ograniczono. Jedynie on miał możliwość odwiedzania swoich dzieci, ale przez wszystkie lata pobytu rodzeństwa w ośrodku zrobił to tylko raz i bynajmniej nie z troski o swoje potomstwo. Kasia była pewna, że ani on, ani matka nie zmienili swojego trybu życia i nadal upijają się każdego dnia.

 



Postanowiła o nich zapomnieć. Wymazać ich z pamięci i nigdy nie mówić o nich przy rodzeństwie. Oni też powinni zapomnieć.


Na początku lipca do ośrodka zaczęli napływać wolontariusze. Właściwie wszyscy byli studentami na różnym etapie studiów. Niektórzy pojawili się tu po raz pierwszy, ale większość przybywała tu co roku wiedziona chęcią pomocy podopiecznym ośrodka. Pomoc polegała nie tylko na tym, że zabierali dzieci do parku, nad rzekę, czy w jakieś ładne miejsce, ale przy okazji edukowali je pod kątem radzenia sobie w rożnych, życiowych sytuacjach. Ta pomoc była nie do przecenienia, bo w znacznym stopniu odciążała wychowawców.

Któregoś poniedziałku po śniadaniu wychowawczyni przedstawiła rodzeństwu Magdę.

 - To nasza wolontariuszka – powiedziała z dumą. – W każde wakacje gościmy ją tutaj już od siedmiu lat. Zaczęła przyjeżdżać, gdy była jeszcze w szkole średniej, a teraz to studentka czwartego roku warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. Przez wakacje będziecie widywali ją często. Zabierze was w ładne i ciekawe miejsca, i opowie równie interesujące historie. Zabierzcie sweterki na wypadek gdyby się ochłodziło. Za dziesięć minut wychodzicie.

W czasie, gdy dzieci pobiegły do swojego pokoju wychowawczyni udzielała Magdzie podstawowych informacji o nich.

 - To rodzeństwo z patologicznej rodziny. Rodzice każdego dnia pili na umór przy okazji znęcając się fizycznie na dzieciakach. Przez to są dość nieufne i trochę wycofane, głównie młodsze. Najstarsza, Kasia jak się okazało jest świetną uczennicą. Najwyraźniej lubi szkołę i lubi się uczyć. Kocha czytać książki. Myślę, że z nią pójdzie ci najłatwiej. Gorzej będzie trafić do Mirki i Wojtka. Cała trójka jest ze sobą bardzo związana emocjonalnie i raczej nie dopuszczają do siebie nikogo z zewnątrz. Może tobie się uda zrobić wyłom w tym murze. Bardzo na to liczymy i ja, i pani dyrektor.

 - Mają jakieś szanse na adopcję?

 - Raczej nie… - wychowawczyni pokręciła przecząco głową. – Nie sądzę, żeby mogły nawiązać jakąś więź emocjonalną z adopcyjnymi rodzicami. Poza tym kto chciałby przygarnąć trójkę dzieci? Wiesz, że jeżeli już to jedno, góra dwoje. Dyrektorka stara się nie rozdzielać rodzeństw.

Piętnaście minut później dzieci wraz z Magdą opuściły ośrodek. Wojtuś uczepił się dłoni Kasi a Mirka trzymana przez Magdę szła obok.

 - Dokąd idziemy? – dopytywał się Wojtek. Poza placem zabaw w ośrodku nie wychodził na zewnątrz.

 - Pojedziemy w jedno bardzo ładne miejsce. Ja je uwielbiam, bo jest zielone i bardzo przyjemne no i jest nad Wisłą. Myślę, że wam się też spodoba.

 - Pojedziemy? – drążył dalej maluch. – A czym?

 - Autobusem. To będzie fajna wycieczka – Magda uśmiechnęła się do całej trójki.

Już jazda autobusem wydała się rodzeństwu atrakcją. Kiedy po kilku przystankach wysiedli na tym docelowym ich oczom ukazało się morze zieleni. Magda poprowadziła ich asfaltową alejką nad sam brzeg rzeki. Wyciągnęła z plecaka kraciasty koc i rozłożyła go na trawie.

 


 - Siadajcie. Lubicie rysować? – zagadnęła.

 - Lubimy – odpowiedziała za wszystkich Kasia. Ja dużo rysuję w szkole. Bardzo lubię zajęcia plastyczne. Mirka i Wojtuś czasem coś namalują na gazetkę ścienną w ośrodku.

 - Zabrałam ze sobą bloki rysunkowe po jednym dla każdego z was. Tu daję wam też kredki. Popatrzcie przed siebie i spróbujcie narysować coś, co was zachwyci. Spójrzcie ile tu jest ciekawych rzeczy. Na drugim brzegu jest tylko wąski pas trawy a przy niej mnóstwo drzew. Zauważyłyście, że nie są jednolicie zielone, że ta zieleń ma różne odcienie? Woda w rzece nie jest niebieska, jak to zwykło się przedstawiać. Raczej ma ciemno szary kolor, ale tam przy tych wystających łachach ta szarość jest jaśniejsza. Pokażcie to na swoich obrazkach. Ja bardzo chętnie zobaczę, co potraficie.

 - Ale ta woda jest niebieska – Mirka już przymierzała się do rysunku.

 - Ale tylko miejscami. Tylko tam, gdzie odbija się w wodzie bezchmurne niebo. Rzeka nie ma konkretnego koloru. Musisz się bardzo dokładnie przyjrzeć, żeby uchwycić jej niejednoznaczność jeśli chodzi o barwę.

Dzieci zajęły się rysowaniem. Były skupione na fragmencie krajobrazu, który starały się odwzorować na kartce papieru. Magda uśmiechnęła się i wystawiła do słońca twarz.

 

 - Skończyłem – Wojtuś odłożył kredki i podsunął Magdzie swój rysunek. – Ładnie?

 - Bardzo ładnie – pochwaliła go porównując z widokiem naprzeciwko. Wojtuś nie przejawiał talentu artystycznego, ale jego praca oddawała mniej więcej to, co widział. Na pewno miał problem z doborem kolorów i zbyt ciężką rękę, bo kreski nosiły ślady mocnego naciskania kredki. Mirce poszło nieco lepiej. Starała się zapamiętać to, o czym mówiła Magda i ująć na rysunku. Wybrała ten sam fragment co Wojtek. Przy rysunku Kasi zatrzymała się dłużej. Niemal połknęła własny język tak była zaskoczona jej pracą. Rysunek był przemyślany. Przedstawiał kawałek rzeki, gęstych drzew i wysokie budynki w oddali. Magdę zaskoczyło przede wszystkim niesamowite wyczucie perspektywy. – Skąd u takiego dziecka taka intuicja? – zastanawiała się. – Przecież ona nawet nie wie, co to jest perspektywa. - Tymczasem wszystko na obrazku było w odpowiednich proporcjach. Nic nie było przesadzone i te kolory… – Nieprawdopodobne wyczucie. Na dobrą sprawę to dzieło sztuki. Można by to śmiało oprawić w ramkę. Bez wątpienia Kasia ma talent, który należy rozwijać. Koniecznie muszę o tym pogadać z dyrektorką. – Kasiu, – zwróciła się do dziewczynki – myślę, że posiadasz ogromne uzdolnienia plastyczne. Ten obrazek jest piękny. Wspaniale oddałaś wszystkie kolory. Jeśli poszłabyś w tym kierunku i kształciła się w rysunku i malarstwie, to jestem przekonana, że zostałabyś wziętą malarką. Ja też bardzo lubię malować, ale będąc w twoim wieku nie przejawiałam jeszcze takiego talentu. Coś tam rysowałam, ale to były tylko jakieś bohomazy. Jestem pod wielkim wrażeniem. Brawo. W nagrodę, że tak pięknie się wszyscy spisaliście, zapraszam was na lody.

 

Usadziła dzieci pod wielkim parasolem i spytała jakie lody lubią najbardziej.

 - My chyba nie wiemy, jakie najbardziej lubimy – odpowiedziała cicho Kasia. – Właściwie to ja raz jadłam takiego na patyku, a oni nie jedli ich wcale.

 - W takim razie zamówię dla nas wszystkich bakaliowe z orzechami i rodzynkami, z bitą śmietaną i czekoladową polewą. Chyba żadne z was nie jest uczulone na orzechy? – zapytała z obawą Magda. – Jeśli tak, to zamówię jakieś inne.

 - Lubimy orzeszki i nic nam po nich nie jest – Wojtuś rozwiał jej wątpliwości.

Lody smakowały wspaniale. Po raz pierwszy w życiu jedli takie pyszności. Magda opowiadała wesołe historyjki chcąc utrzymać tę przyjacielską atmosferę. Kiedy wszyscy opróżnili pucharki wyciągnęła nawilżone chusteczki i rozdała dziewczynkom. Sama wytarła Wojtkowi umazaną lodami buzię. Zerknęła na zegarek.

 - Mamy jeszcze trochę czasu do obiadu więc proponuję spacer po parku. Pójdziemy w miejsce, gdzie urzędują wiewiórki. Wzięłam ze sobą trochę orzeszków, to będziemy je mogli pokarmić, a Kasia może narysuje kilka zwierzątek.

Widząc ich rozradowane buzie uśmiechnęła się w duchu. – Czyżbym przełamała, nomen omen, pierwsze lody?

 

Następnego dnia zanim Magda zabrała dzieci omawiała z wychowawczynią i dyrektorką poprzedni dzień.

 - Nie sądziłam, że znajdzie się w ośrodku tak bardzo utalentowane dziecko. Kiedy zobaczyłam rysunek Kasi po prostu odjęło mi mowę. Tylko spójrzcie, – wyjęła z plecaka rysunek krajobrazu – czy uwierzyłybyście, że narysowało to ośmioletnie dziecko? Popatrzcie jaka dojrzała kreska a perspektywa barwna jest genialna. To sposób oddania przestrzeni na płaszczyźnie poprzez wykorzystanie właściwości barw. Zwykle, żeby osiągnąć taki efekt, wykorzystuje się zjawisko optyczne polegające na złudzeniu, że pewne kolory zdają się być bliżej lub dalej od nas. Tu jest to uchwycone idealnie. Kolory zimne wydają się oddalać, a ciepłe zbliżać. Postanowiłam, że będę ją uczyć rysunku i malarstwa. Takiego talentu nie można zaprzepaścić. Kiedy skończy podstawówkę, trzeba ją zapisać do liceum plastycznego, a potem sama wybierze, czy chce iść na studia, czy nie. Jeśli ośrodek nie ma pieniędzy na jej edukację, znajdę jej sponsorów. Nie pozwolę, żeby skończyła w jakiejś zawodówce – gorączkowała się Magda.

 - Spokojnie Magda – dyrektorka uśmiechnęła się szeroko. – Oczywiście sponsorzy są bardzo mile widziani, ale jeśli dziecko ma talent, to nie barykadujemy mu drogi do rozwijania go. Kasia naprawdę świetnie rokuje i nie będziemy stać jej na przeszkodzie.

 - Pokażę wam jeszcze coś. Karmiliśmy wiewiórki, a ona w tym czasie próbowała je narysować. Było trudniej, bo zwierzęta były praktycznie w ruchu, ale się udało – wyciągnęła kolejne dzieło Kasi.