Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 9 lipca 2023

"NAŁÓG" - rozdział 12 ostatni + PRZERWA WAKACYJNA

Kochani

Tak jak informowałyśmy wcześniej, to ostatnie opowiadanie przed przerwą wakacyjną, która potrwa do 30-go sierpnia. Zarówno ja jak i Gaja potrzebujemy tego czasu. Ja na podreperowanie swojego zdrowia, a Gaja na oddech od intensywnej pracy. Mamy nadzieję, że i Wy korzystacie lub będziecie korzystać z wolnych dni i pięknej pogody.




Życzymy Wam przepięknych wakacji, miłego relaksu i cudownego wypoczynku. Czytamy się znowu 31-go sierpnia. Pozdrawiamy wszystkich najserdeczniej.

Gośka i Gaja

 

 

ROZDZIAŁ 12

ostatni

 

Ula była wstrząśnięta. Pamiętała doskonale ten dzień i to, jak zapytała Sebastiana, co u Marka.

 - On…, on mi powiedział, że był na Siennej i że Marek wciąż popija. Widział do połowy opróżnioną butelkę z whisky, a Marek proponował mu, żeby się z nim napił. Powiedział mi też, że on chce wyjechać, ale opornie się zbiera do tego wyjazdu. Później tylko usłyszałam, że to nie jest facet dla mnie. Gdybym za niego wyszła, musiałabym się użerać, nie wiadomo jak długo, z pijakiem. Co to wszystko ma znaczyć? Dlaczego Seba nie mówił mi prawdy? O co tu chodzi? Nic z tego nie rozumiem.

 - Ja ci powiem, w czym rzecz. Kiedy siedzieliśmy z Markiem w tej kawiarni, on ze łzami w oczach mówił, że nie może uwierzyć, że nagle przestałaś go kochać i ulokowałaś swoją miłość w Sebastianie. Przecież nawet go nie lubiłaś, a tu nagle ślub. Powiedziałam mu, że mocno wątpię, żeby taka wielka miłość nagle się w tobie wypaliła. Potem, już w domu długo myślałam nad tym i postanowiłam tu przyjechać, bo jestem przekonana, że Sebastian tobą manipuluje. Jesteś łatwym celem, a codzienne powtarzanie przez niego jaki to Marek jest zły, że ma chwiejny charakter i słabą wolę, tylko miało utwierdzać cię w przekonaniu, że wybrałaś nie tego faceta. On chyba po raz pierwszy w życiu zakochał się naprawdę i to w dziewczynie swojego przyjaciela. Oczerniał go przed tobą, żebyś myślała o nim źle. Tak się też stało, prawda? Inaczej nie przyjęłabyś pierścionka i nie planowała ślubu.

 - To co ja mam teraz zrobić? – płaczliwie zapytała Ula.

 - Porozmawiaj z Markiem. Jeśli nawet cię nie przekona, nie bierz ślubu z Olszańskim, bo unieszczęśliwisz się na całe życie. Mam propozycję. Za dwa dni, w sobotę są moje urodziny. Wynajęłam pub Sheesha Lounge przy Alejach Jerozolimskich i tam zaprosiłam swoich gości.

 


Zapraszam również ciebie i Sebastiana. Marek też się zjawi i wówczas będziesz mogła z nim porozmawiać na neutralnym gruncie. Będzie też Domi i poproszę ją, żeby zajęła się Sebastianem. Co ty na to?

 - Przekonałaś mnie. Przyjdziemy, choć na razie nic nie powiem Sebie, że wiem o jego manipulacjach, bo jeszcze nie mam pojęcia, co postanowię. Jestem wstrząśnięta tym co powiedziałaś, ale jednocześnie bardzo ci wdzięczna. Nie spodziewałabym się takiej życzliwości po tobie. W przeszłości nie byłam dla ciebie zbyt miła.

 - Ula, minęło trochę lat i ja też jestem już inną osobą. Na swój sposób kochałam Marka i jeśli byłam zazdrosna, to nie o ciebie, ale o Paulinę, której szczerze nie znoszę. Nie wiem czy wiesz, ale to mnie pierwszej Marek powiedział o swojej miłości do ciebie. Nawet nie byłam zaskoczona, bo widziałam, jak się do ciebie odnosi i jak ty na niego patrzysz. Taka miłość to rzadkość i nie pozwól jej zmarnować – Klaudia podniosła się z fotela. – Będę uciekać. Ze zrozumiałych względów nie powiem Markowi o naszej rozmowie i o mojej wizycie w F&D. Może byłby zły, że wcinam się między wódkę, a zakąskę…? Ciebie też proszę o dyskrecję. Widzimy się w sobotę. Przemyśl to, co powiedziałam dla własnego dobra.

 

Wizyta Klaudii była dla niej dużym zaskoczeniem, a zwłaszcza to, co powiedziała o Sebastianie. Wszystko wskazywało na to, że wobec Marka grał oddanego przyjaciela, a nią manipulował mówiąc jej o nim rzeczy ohydne, deprecjonujące go w jej oczach. Musiała przyznać, że mu się udało, bo swojego rodzaju indoktrynacja odniosła skutek o jaki mu chodziło. Tylko co teraz? Za dwa tygodnie ma go przecież poślubić.

 

Pub Sheesha Lounge jaśniał od świateł i tętnił rytmiczną muzyką. Co rusz podjeżdżały na parking przed nim taksówki, z których wysypywali się zaproszeni przez Klaudię goście. Ona sama stała w progu wraz ze swoim mężem i witała wszystkich. Pokazał się i Marek mówiąc grzecznościowo kilka słów po włosku i witając się z przystojnym Włochem. Klaudii wręczył ogromny bukiet kwiatów.

 - Znajdę cię później, – szepnęła mu do ucha – to pogadamy. Wejdź do środka. Jest już Domi z mężem i inne dziewczyny, które znasz. Zaprosiłam też Pshemko.

Ula i Sebastian byli jednymi z ostatnich, którzy pojawili się na imprezie. Złożyli Klaudii życzenia i zajęli wskazany przez nią stolik.

 - Zamówcie sobie, co tylko chcecie. Wszystko jest opłacone. Będzie też z kim pogadać, bo jest sporo osób, które znacie. Dobrej zabawy.

Sebastian podniósł się i ruszył do baru, żeby zamówić sobie i Uli jakiegoś lekkiego drinka. Ula została sama z ciekawością rozglądając się po tym barwnym tłumie. Marek zmaterializował się przed nią jak duch. Wiedziała przecież, że tu będzie, bo Klaudia ją uprzedzała, ale jego widok jednak nią wstrząsnął. Wyglądał zdrowo. Twarz odzyskała dawną barwę, oczy jaśniały i to bynajmniej nie od alkoholu, a jego sylwetka znowu nabrała sportowego charakteru.

 - Dzień dobry, Ula – powiedział cicho. Wstała i niepewnie spojrzała mu w oczy. Doszedł Sebastian wręczając jej kieliszek z czerwonym winem. Zdziwił się obecnością przyjaciela .

 - Prędzej ducha bym się spodziewał niż ciebie. Dobrze wyglądasz.

 - I tak też się czuję. Najgorsze już daleko za mną.

 - A jednak nie rezygnujesz z dawnych nawyków – Ula wskazała na kieliszek, który trzymał w dłoni. Uśmiechnął się wyciągając go w jej kierunku.

 


 - Zrób mi tę przyjemność i spróbuj.

Nieufnie umoczyła usta w czerwonym płynie.

 - Kompot wiśniowy? – wyjąkała zaskoczona.

 - Osobiście przyniesiony przez Klaudię. Wlała go do kieliszka od wina, żebym nie wyglądał dziwnie. Bardzo chciałbym z tobą porozmawiać. Znajdziesz chwilę?

 - A o czym? – wtrącił się Sebastian. – Na coś liczysz? Liczysz, że do ciebie wróci? Ona ma już inne plany. W następną sobotę pobieramy się.

 - Tak…, - Marek spuścił głowę – słyszałem… Ostatnią rzeczą o jaką bym cię posądzał, to odbicie mi dziewczyny, kobiety, którą ukochałem nad życie. Jakim trzeba być podłym draniem, żeby zrobić coś takiego? Byliśmy przyjaciółmi. Ja nigdy nie wykręciłbym ci takiego numeru. Doskonale wiedziałeś, że chcę Ulę błagać o wybaczenie. Wiedziałeś, że kocham ją do szaleństwa, a jednak pokusiłeś się o zakazany owoc. Tak postępuje tylko prawdziwa świnia z całym szacunkiem do tych zwierząt. Nawet nie jestem na ciebie zły, ale gardzę tobą i jestem mocno rozczarowany. Zasługujesz na obicie gęby, ale nie będę Klaudii psuł imprezy. Ula ma wolną wolę i to, czy zechce porozmawiać ze mną, czy nie, zależy tylko od niej.

 - Proszę cię, Sebastian, zostaw nas samych…

 - Ula, no co ty…?

 - Masz zamiar robić mi tu jakieś sceny? Podobno mi ufasz - wysyczała przez zaciśnięte zęby. Sebastian odszedł od stolika, a oni usiedli naprzeciwko siebie i zatopili się w rozmowie. Dość długo to trwało i głównie mówił Marek. Na koniec usłyszał: – Ja muszę to wszystko przemyśleć, zastanowić się. To nie jest łatwa decyzja, bo jak wiesz, za tydzień nasz ślub i praktycznie wszystko mamy załatwione. Uzbrój się w cierpliwość, a za kilka dni zadzwonię do ciebie i powiem, co postanowiłam.

Ucałował jej dłoń. Był wzruszony.

 - Mam nadzieję, kochanie, że podejmiesz właściwą decyzję. Jeśli zdecydujesz się na ten ślub, nie będę wam bruździł.

Odszedł od stolika dziwnie zgarbiony i przytłoczony słowami Uli. Wciąż nie miał pewności, czy ją przekonał.

Do stolika wrócił Olszański.

 - Czego chciał? – tym pytaniem zirytował ją. Jeszcze nie był jej mężem, a już uzurpował sobie jakieś prawa do niej.

 - Sebastian, chyba nie muszę ci się ze wszystkiego spowiadać? Ta rozmowa odbyła się między mną, a Markiem i tak pozostanie. Nie mam zamiaru ci jej streszczać. Poza tym chcę już stąd wyjść. Dość mam wrażeń na dzisiaj.

Jej reakcja mimo, że dość gwałtowna, uspokoiła Sebastiana. Miał pewność, że Marek nic nie wskórał, a Ula za tydzień będzie panią Olszańską.

 

Przetarła zmęczone powieki. Od tych wspominków rozbolała ją głowa. Zwlekła się z łóżka i przeszła do kuchni, żeby wziąć jakąś tabletkę przeciwbólową. Starała się to zrobić jak najciszej, ale ojciec miał lekki sen i zmaterializował się w drzwiach jak duch. Na jego widok puściły jej nerwy i rozpłakała się. Podszedł do niej i przytulił ją.

 - Córcia, co się stało? Nie możesz spać? Denerwujesz się?

Zdała sobie sprawę, że identyczne pytania padły z jego ust wtedy, gdy odchodziła od Marka. Ojciec nie rozumiał tego, a ona przez pół nocy tłumaczyła mu powody tej decyzji.

 - Nie mogę spać, tato. Wciąż zadaję sobie pytanie, dlaczego wyrzuciłam Marka ze swojego życia? Dlaczego zrezygnowałam z walki o niego i o siebie? Odeszłam, a on coraz bardziej się staczał. Nie pomogłam mu, tylko odwróciłam się od niego.

 - Nie mogłaś postąpić inaczej córcia, bo nie chciałaś kolejny raz cierpieć.

 - To prawda, ale prawda jest też taka, że Sebastian mnie osaczył. Opowiadał straszne rzeczy o Marku, które nie były prawdą. Oczerniał go i przypisywał zachowania, które w ogóle nie były jego udziałem. Dowiedziałam się o wszystkim tydzień temu. Tato ja nie mogę wyjść za takiego człowieka. Skoro teraz pozwolił sobie na takie intrygi, to co będzie później? Wcale nie jest lepszy od Alexa. A wiesz, co jest najgorsze? Najgorsze jest to, że zrobił te wszystkie świństwa najlepszemu przyjacielowi, który ufał mu bezgranicznie. To podłe. Podłe i wstrętne -  ukryła w dłoniach twarz. Po chwili oderwała je od niej i spojrzała na ojca. - Która godzina? – spytała.

 - Kilka minut po piątej.

 - Wcześnie, ale to nic nie szkodzi. Zaraz zadzwonię do Sebastiana i wszystko odwołam. Nie jestem w stanie go pokochać tato, bo wciąż kocham Marka.

Rozmowa z Sebastianem trwała do szóstej rano. Ula wyrzuciła z siebie wszystko, co leżało jej na wątrobie. Zarzuciła manipulowanie nią i okłamywanie co do Marka.

 - O wszystkim opowiedziała mi Klaudia. Przyszła mnie ostrzec, żebym nie popełniła największego, życiowego błędu. Opowiedziała o poczynaniach Marka od momentu, jak po wypadku trafił do szpitala. Nie mówiłeś mi prawdy. Powiedziałeś mi, że on wciąż pije. Wymyśliłeś butelkę whisky na jego blacie i to, że chciał cię poczęstować, a tymczasem on był trzeźwy od półtora miesiąca i właśnie wyjeżdżał się leczyć. To nie jedyne kłamstwo, którego się dopuściłeś. Nigdy za ciebie nie wyjdę, bo jesteś podłym człowiekiem. Za chwilę będę odwoływać moich gości. Ty odwołaj swoich. Mam też nadzieję, że zostało ci jeszcze trochę godności i przyzwoitości, i sam złożysz wypowiedzenie z pracy. Nie chcę cię już więcej widzieć.

 - Ula, przecież ja cię kocham! Zrobiłem to z miłości! – krzyknął rozpaczliwie.

 - Z miłości do mnie pogrążałeś w moich oczach Marka? Wiesz co? Daruj sobie. Ja cię nie kocham. Żadnego ślubu nie będzie.

Rozłączyła się i odetchnęła z ulgą. Ojciec będący świadkiem tej rozmowy pogładził ją po głowie.

 - To co robimy, córcia?

 - Zaczekamy do ósmej i zaczniemy odwoływać gości.

 

To był najdłuższy tydzień w jego życiu. Każdego dnia wyczekiwał telefonu od Uli i jej decyzji. Im dłużej zwlekała tym bardziej zaczynał wątpić, czy ona zrezygnuje ze ślubu z Sebastianem. Rozumiał, że ta decyzja wiele ją będzie kosztować, bo jest naprawdę trudna. Olszański pewnie tak jej namącił w głowie, że sama nie wie, co o tym myśleć.

W sobotę ocknął się koło dziewiątej. - To już dzisiaj – pomyślał ze smutkiem. – Jednak nie odwołała tego ślubu – zwilgotniały mu oczy. Było mu tak strasznie żal, że ją stracił i że właściwie przegrał szansę na szczęśliwe życie z nią. – Możesz mieć pretensje wyłącznie do siebie, Dobrzański.

Wyszedł z łazienki wycierając mokrą głowę i przeszedł do kuchni chcąc nastawić expres. Dzwonek do drzwi zatrzymał go wpół kroku. Trochę zdziwiony poszedł otworzyć. Na progu stała Ula.

 


 - Nie chciałam dzwonić. Maciek mnie podwiózł. Chciałam cię zapytać, czy możemy spróbować jeszcze raz?

Jego twarz przybrała wyraz ogromnego zdziwienia i niedowierzania. Przyciągnął ją do siebie zamykając jednocześnie drzwi.

 - O mój Boże! Nawet nie wiesz, jak czekałem na te słowa. Straciłem już nadzieję, że kiedykolwiek je usłyszę. Kocham cię jak wariat i będę cię kochał zawsze, do końca moich dni – objął ją przytulając do siebie i wpijając się namiętnie w jej usta.

 

K O N I E C

czwartek, 6 lipca 2023

"NAŁÓG" - rozdział 11

ROZDZIAŁ 11

 

Minęło kilka miesięcy od wyjazdu Marka na Mazury. Ten czas skwapliwie wykorzystał Sebastian. Bez oddechu Marka za plecami zrobił się śmielszy i bardziej asertywny. Troszczył się i dbał o Ulę. Wyświadczał jej przysługi i na każde jej zawołanie był obecny, i gotów do poświęceń. Często, niby przypadkiem, tak przy okazji, w pozornie niewinny sposób krytykował Marka za jego lekkomyślność, za rujnowanie sobie zdrowia i życia, i za jego słaby charakter. Ula zwykle milczała nie komentując słów Olszańskiego, ale taka otwarta krytyka z jego strony poczynań w końcu najlepszego przyjaciela, sprawiała, że pękało jej serce, a jednocześnie przyznawała mu rację, bo przecież mówił prawdę.

 


To co robił było manipulacją w najczystszej postaci mającą na celu zdobycie przychylności Uli. Za wszelką cenę chciał ją zniechęcić do Marka. Nawet nie zauważyła, w którym momencie ich spotkania przestały być spotkaniami na stopie przyjacielskiej, a stały się oficjalnymi randkami. Potrzebowała bliskości, a Sebastian był jej gwarantem. Pół roku później poprosił ją o rękę. Zapewniał, że kocha ją nad życie i chce wyłącznie jej szczęścia. Zgodziła się. Póki co trzymali zaręczyny w tajemnicy nie chcąc siać niezdrowych plotek. Zaczęli planować ślub. Miał się odbyć tuż po pokazie kolekcji wiosenno-letniej.

Życie firmowe zawsze tętni od plotek więc informacja o rychłym ślubie Uli i Sebastiana również ujrzała światło dzienne wbrew woli głównych zainteresowanych. Dowiedzieli się o tym także Dobrzańscy. Krzysztof się zmartwił. Cieszył się, że syn doszedł do równowagi i od wielu miesięcy jest trzeźwy. Mógłby wrócić i spróbować ułożyć sobie życie z Ulą, a tymczasem ona wychodzi za mąż i to za kogo? Za najlepszego przyjaciela jego syna. Nie wiedzieć czemu Krzysztof poczuł się tak, jakby go spoliczkowano. Olszańskiego znał przecież od wielu lat i zawsze był pod wrażeniem jego lojalności wobec Marka. Tymczasem ta lojalność skończyła się wraz z miłością do tej samej kobiety. Pomyślał, że czas najwyższy, żeby Marek wrócił. Może jeszcze nie jest za późno. Już od prawie roku siedział na Mazurach. W dniu, w którym Krzysztof dowiedział się o planowanym ślubie Uli, zadzwonił do Marka.

 - Stało się coś, że dzwonisz w środku tygodnia? – usłyszał zaniepokojony głos jedynaka.

 - Jeszcze się nie stało, ale wszystko zmierza do tego, żeby się stało. Musisz wracać, synu. Jeśli zakończyłeś terapię, to wracaj. Okazało się, że od pół roku Ula i Sebastian są zaręczeni i wkrótce biorą ślub.

 - Nie…, tato. To niemożliwe. Ula nawet specjalnie nie przepadała za Sebą.

 - Marek, to dzieje się naprawdę. Jeśli widzisz jeszcze jakąś szansę dla was, to wracaj i zacznij działać.

 - Przeraziłeś mnie. Jeszcze dzisiaj się spakuję. Jutro będę w Warszawie.

 

Pozamykał wszystkie swoje sprawy w ośrodku. Terapeuci już od przynajmniej pięciu miesięcy uważali, że jest wyleczony, ale on chciał mieć pewność i dlatego nalegał na przedłużenie pobytu. Psycholog, który miał z nim prywatną terapię uścisnął mu dłoń na pożegnanie.

 - Trzymaj się, Marek. Życie jest pełne wyzwań, ale pamiętaj, że nie każdego musisz się podjąć. Dbaj o siebie i nie traktuj wszystkiego ambicjonalnie. Jesteś o wiele silniejszy niż wtedy, gdy tu przyjechałeś. Dasz radę.

 - Dziękuję za wszystko, doktorze.

Pożegnał się i ruszył w stronę Warszawy.

 


Zatrzymał się przy Złotych Tarasach. Musiał zrobić jakieś zaopatrzenie. Wszedł do delikatesów i od razu ruszył na stoisko z pieczywem.

 - Marek? Marek Dobrzański? - usłyszał za plecami i odwrócił się. Przed nim stała uśmiechnięta od ucha do ucha Klaudia Nowicka.

 - Dobry Boże, Klaudia! Ile to już lat? – Roześmiała się perliście.

 - Za dużo, prezesie, za dużo. Co ty tutaj robisz i w dodatku sam, bez Uli?

 - Nie jestem już z Ulą. Odeszła ode mnie i za chwilę bierze ślub z Sebastianem.

 - Z Sebastianem? Z Sebastianem Olszańskim? – otworzyła oczy ze zdumienia. – Mnie tu naprawdę długo nie było. Masz czas, żeby wypić ze mną jakąś kawę?

 - Możemy, ale najpierw muszę zrobić zakupy. Przez rok nie było mnie w domu i nic tam nie mam.

Pomogła mu z tymi zakupami. Objuczeni siatkami weszli do pobliskiej kawiarenki. Zamówili mocne espresso i po kawałku sernika. Ciekawa nowin Klaudia kazała mu opowiadać wszystko od początku. Za bardzo nie miał ochoty wracać do tych koszmarnych dla niego dni, podczas których żył jak w amoku, ale rozkręcił się. Modelka usłyszała więc o tym, jak cierpiał na przerost ambicji, jak pił, bo zaczęło go to przerastać. Z żalem opowiadał, jak bardzo skrzywdził Ulę i musiała odejść, bo nie mogła już tego znieść. Mówił o Sebastianie, że tylko on mu pozostał i wspierał go na każdym kroku i był na każde jego zawołanie. Pomagał mu podczas pobytu w szpitalu po wypadku i wiele razy taszczył pijanego do domu.

 - Ostatni raz widziałem go tuż przed wyjazdem na Mazury. Prosiłem go wtedy, żeby przekazał Uli, że bardzo ją kocham, bardzo tęsknię i że wrócę któregoś dnia zupełnie wyleczony z alkoholizmu, by błagać ją o wybaczenie. Nie mam pewności, czy jej to przekazał. Podejrzewam, że nie, skoro teraz bierze z nią ślub – potrząsnął głową. - Wciąż nie mogę uwierzyć, że to ogromne uczucie jakim darzyliśmy się nawzajem tak nagle z Uli wyparowało, że potrafiła przestać mnie kochać.

 - Nie wierzę, że przestała cię kochać. Przecież byłam świadkiem tej miłości. Byłam pierwszą osobą, której o niej powiedziałeś, pamiętasz? Nie wierzę, że nagle zakochała się w Sebastianie. On nawet nie jest w jej typie. Jeśli zgodziła się za niego wyjść to pewnie tylko dlatego, że poczuła się przy nim bezpiecznie i stabilnie bez żadnych huśtawek emocjonalnych.

 


Nie wiem tylko, czy ona potrafi z kimś żyć bez miłości. Wydaje mi się, że to nie taki typ kobiety, a skoro tak, to nie wróżę temu małżeństwu długiego stażu.

 - Tak uważasz? – zapytał z nadzieją w głosie.

 - Jestem tego pewna.

To niespodziewane spotkanie wprawiło go w dobry nastrój. Klaudia zmieniła się bardzo. Z wiecznie zazdrosnej, pełnej pretensji modelki stała się stateczną mężatką i matką małego Luki, którego ojcem był młody, włoski przedsiębiorca. Na stałe mieszkała w Mediolanie i często widywała oboje Febo. Raz lub dwa razy do roku przyjeżdżała do Polski na dłuższy pobyt, żeby odwiedzić rodziców. Bez wątpienia wlała sporo otuchy w jego serce.

 

Violetta Kubasińska niemal udławiła się własnym językiem na widok byłej twarzy licznych kolekcji mistrza Pshemko.

 - Klaudia? Boże, wieki cię nie widziałam. Co cię sprowadza do firmy?

 - Wiem, że Marek już nie jest prezesem, ale mam sprawę do Uli i jeśli mogłabyś mnie zaanonsować, to byłabym wdzięczna.

 - Jasne. Zaraz zapytam, czy cię przyjmie. Od rana siedzą z Sebastianem nad jakimś bilansem – sięgnęła po słuchawkę i usłyszawszy głos pani prezes zapytała: – Ula, przyszła Klaudia Nowicka. Mówi, że ma ważną sprawę. Może wejść?

 - Tak…, właśnie skończyliśmy. Zrób nam dwie kawy. To znaczy dla mnie i dla Klaudii, bo Sebastian zaraz wychodzi.

Rzeczywiście Olszański chwilę później ukazał się w drzwiach witając się wylewnie z modelką.

 - Lata lecą, a ty nic nie tracisz ze swojego uroku. Piękna jak zawsze.

Klaudia rozciągnęła usta w szerokim uśmiechu.

 - A ty nadal kokietujesz kobiety, jak zawsze. Nic się pod tym względem nie zmieniło, co? – minęła go przechodząc do gabinetu. Wyciągnęła na przywitanie dłoń. Ula podała swoją.

 - Dawno cię tu nie było.

 - Bo mieszkam na stale w Mediolanie i dość rzadko jestem w Polsce. Mam małego synka i to jemu poświęcam głównie swój czas.

 - Gratuluję. Jesteś aktywna zawodowo?

 - Pytasz, czy nadal jestem modelką? Nie jestem, choć zainteresowanie modą mam we krwi. Przyszłam tu jednak w zupełnie innej sprawie. Wczoraj dowiedziałam się o ślubie twoim i Sebastiana. Dowiedziałam się zupełnie przypadkowo, bo w Złotych Tarasach natknęłam się na Marka. Właśnie wczoraj wrócił z Mazur z terapii. - Ula zmartwiała. Nie miała pojęcia, do czego Klaudia zmierza i co jej chce powiedzieć. – Chciałam cię bardzo prosić, żebyś mnie spokojnie wysłuchała, bo uważam, że chcesz popełnić największy błąd w życiu. Nie obrażaj się, bo przyszłam tu w dobrej wierze i zupełnie nie mam zamiaru cię pouczać ani udzielać ci życiowych rad. Wysłuchaj mnie tylko proszę, a wnioski wyciągniesz już sama. Uprzedzam cię tylko, że to nie Marek mnie tu przysłał. On nie ma pojęcia, że tu jestem.

 - Dobrze. Skoro uważasz, że to ważne, mów.

 - Przesiedziałam wczoraj z Markiem dwie godziny przy kawie. O wielu rzeczach nie wiedziałam i przyznam, że wprawiły mnie w osłupienie. Marek był niezwykle szczery i myślę, że niczego przede mną nie ukrywał. Miał łzy w oczach, gdy mówił, jak bardzo cię skrzywdził i ile wstydu, i upokorzenia przyniosło ci jego pijaństwo. Od roku jest trzeźwy. Terapia, którą przeszedł okazała się bardzo skuteczna. Mówił, że kiedy był w najgorszym stanie, mógł liczyć tylko na Sebastiana. On zawsze się zjawiał ilekroć go o to poprosił. Tak było, gdy po wypadku trafił do szpitala. Przeleżał dziesięć dni i tylko Seba do niego zaglądał. On też odbierał go, kiedy wyzdrowiał. Mówił, że nie było dnia, żeby o tobie nie myślał. W dniu wypisu pojechali do Ogrodu Smaków, bo Marek tęsknił za filiżanką mocnej kawy. To przy niej zapytał Olszańskiego, czy ty o nim jeszcze myślisz, czy coś w ogóle mówisz na jego temat. Seba był raczej obcesowy i w dość surowy sposób przypomniał mu, że przecież odeszłaś od niego i nie jesteście już razem. To Marka bardzo zabolało…

 - Zaraz, zaraz… To nie było tak. Mnie Sebastian powiedział, że po wyjściu ze szpitala Marek naciskał, żeby pojechali do jakiejś knajpy, bo musi się napić. Pomyślałam wtedy, że w ogóle się nie zmienił. – Klaudia wymownie pokiwała głową.

 - Później rozpaczliwie szukał jakiegoś ośrodka leczenia uzależnień. W tym, do którego chodził do tej pory, nie pomogli mu kompletnie. On potrzebował indywidualnej terapii, a nie zbiorowego spowiadania się ze swojego pijaństwa. W końcu udało mu się znaleźć taki na Mazurach. Zupełnie odosobniony, w bardzo pięknym miejscu z dala od pokus. Przed wyjazdem widział się z Sebastianem. Był w trakcie pakowania walizek, gdy Seba pojawił się u niego w domu. Prosił go wówczas, żeby przekazał ci, że on nadal bardzo cię kocha, bardziej niż własne życie. Ogromnie żałuje tego wszystkiego, czego się dopuścił i kiedyś wróci do ciebie wyleczony i trzeźwy. Stanie przed tobą i patrząc ci prosto w oczy będzie błagał o wybaczenie. Sebastian obiecał mu, że ci wszystko przekaże. Życzył mu powodzenia.

sobota, 1 lipca 2023

NAŁÓG - rozdział 10

ROZDZIAŁ 10

 

W drodze na Sienną Olszański zadzwonił do Uli informując ją, że będzie w firmie pod koniec dniówki.

 - Jadę do mieszkania Marka. Muszę mu zabrać kilka rzeczy i ponownie jechać do szpitala. Nie jest z nim tak źle, ale o szczegółach opowiem ci jak będę w firmie. Może po pracy skoczymy na jakiś obiad?

 - Jak zawieziesz mnie do domu, to zjesz taki prawdziwy, domowy – zaproponowała. Uśmiechnął się.

 


 - Zawiózłbym cię nawet bez tej propozycji obiadowej. Będę po szesnastej. Na razie.

 

Sebastian wszedł do gabinetu Uli z butelką wody mineralnej. Usiadł na kanapie i pociągnął z niej spory łyk.

 - Trochę się zgoniłem, ale zawiozłem mu wszystko. Teraz rzucę ci garść nowin. Otóż mój przyjaciel dostał ultimatum od ojca, że ma dokończyć terapię, a właściwie to zacząć ją od nowa. To miał być warunek konieczny do tego, żeby senior pomógł mu znaleźć jakieś zatrudnienie. Nasz Mareczek ponownie trafił do tej przychodni, ale jego wrażliwość i niechęć spowodowały, że znienawidził po raz drugi te zajęcia i po kilku zrezygnował. To zrodziło wielką frustrację, a ta z kolei wywołała głód alkoholowy. Pił od tygodnia i nie trzeźwiał. W końcu zabrakło mu wódki więc wsiadł w samochód i ruszył do najbliższego sklepu. Niestety nie dotarł tam, bo zbyt szybko wystartował na skrzyżowaniu bagatelizując czerwone światło. Na nieszczęście czekał tylko kilka sekund, bo wrąbało w niego WUKO i niemal staranowało. Zakleszczył się i musieli ciąć blachę. Lexus jest chyba do kasacji. On miał trochę więcej szczęścia, bo tylko obił sobie głowę i połamał żebra. W szpitalu poleży kilka dni. Prosił, żebym nie zawiadamiał rodziców. Wiesz, Ula, mnie już ręce opadają i zupełnie nie rozumiem, kto podmienił mi przyjaciela. Przecież kiedyś nie był taki. Pytał, czy przyjedziesz. Przypomniałem mu, że od niego odeszłaś. Tak czy owak na pewno się wyliże. Nie ma wstrząśnienia mózgu, bo robili mu tomografię głowy, a żebra szybko się zrosną. Ten wypadek będzie go słono kosztował.

 - Jest coraz bardziej nieodpowiedzialny – odezwała się cicho Ula. – Wychodzi na to, że jednak nie posłuchał do końca Krzysztofa i znowu popłynął. Naprawdę nie wiem skąd u niego te ciągoty do autodestrukcji.

 


Marek powoli zdrowiał. Leżąc w szpitalnym łóżku miał sporo czasu na przemyślenia i na analizę swoich dotychczasowych poczynań. Doszedł do wniosku, że musi oderwać się od Warszawy, od rodziców i od obsesyjnych myśli o Uli. Czuł w sercu żal, że nawet nie przyszła go odwiedzić, ale z drugiej strony starał się zrozumieć jej motywację. – Nie jesteśmy już razem. Rzuciła mnie z mojej winy. Nie dotrzymałem słowa, choć obiecałem jej kiedyś, że już nigdy nie będzie przeze mnie płakać. Jestem draniem i kompletnym kretynem.

Po dziesięciu dniach wypisano go. Był jeszcze obolały, ale w miarę sprawny. Ze szpitala odebrał go Sebastian.

 - Możemy po drodze zatrzymać się na kawę? Od wielu dni nie miałem jej w ustach. Chciałbym zrobić też jakieś zakupy.

 - Pewnie. Nie ma sprawy. Podjedziemy do Ogrodu Smaków. Mają wystawione stoliki, a dzień bardzo przyjemny.

 

Siedzieli przy jednym ze stolików ustawionych przed restauracją. Marek z przyjemnością sączył smolisty płyn.

 - To jakie masz plany na dalsze życie? – Sebastian z uwagą przyglądał się przyjacielowi. Marek uśmiechnął się z przekąsem.

 


 - Nie mam dalekosiężnych planów, Seba. Nie planuję przyszłości. Wiem tylko, że muszę stąd wyjechać, bo jeśli tego nie zrobię, nigdy się nie pozbieram. Na razie mam za co żyć przez przynajmniej dwa lata, a co będzie później, czas pokaże.

 - Dokąd chcesz wyjechać? Za granicę?

 - Nie…, chyba nie…, ale czuję, że muszę odciąć się od świata i ludzi. Znaleźć równowagę psychiczną i wewnętrzny spokój. Uświadomiłem sobie ostatnio, że odkąd zasiadłem na fotelu prezesa, żyłem w permanentnym napięciu. To bardzo męczące i stresujące. Już chyba nigdy nie chciałbym być prezesem. A jak Ula sobie radzi?

 - Świetnie. Naprawdę świetnie. Jest sporo pracy, ale dajemy radę.

 - Jest najlepsza. Zawsze o tym wiedziałem. Chyba nigdy nie przestanę jej kochać i podziwiać. Nigdy też nie przestanę żałować, że okazałem się takim pożałowania godnym palantem. Jedźmy już, jeśli dopiłeś… - dokończył ze smutkiem.

 

Ula niecierpliwie czekała na powrót Sebastiana. Była ciekawa wieści o Marku więc, jak tylko ujrzała Olszańskiego w drzwiach gabinetu wyrzuciła z siebie – i jak z nim? W porządku?

Sebastian usiadł i popatrzył na nią poważnie.

 - Chyba nie do końca… Jak tylko wsiadł do samochodu kazał mi się wieźć do najbliższej knajpy. Powiedział, że musi się napić chociaż trochę, bo cały w środku się trzęsie. Był tak upierdliwy, że w końcu się zgodziłem, ale zastrzegłem, że będzie to tylko jedna porcja whisky.

Ula obrzuciła go zrozpaczonym spojrzeniem.

 - Czyli nadal bez zmian?

 - Niestety… Bardzo mi przykro, Ula, ale myślę, że on za bardzo się wciągnął w ten alkohol i tak łatwo z niego nie zrezygnuje. Jeśli liczyłaś na jakiś cud, to zapomnij. Gdybyś za niego wyszła, miałabyś piekło na ziemi i użerałabyś się z pijakiem nie wiedzieć jak długo. Nie zasługujesz na taki los.

 - Tak…, chyba masz rację – pokiwała smętnie głową. – To strasznie boli, Sebastian – rozpłakała się. Wstał i przytulił ją do siebie.

 - Ja wiem, Ula, ale jesteś najsilniejszą kobietą jaką znam i jestem przekonany, że czas uleczy twój ból. Nie myśl o przeszłości, ale o przyszłości. Tylko od ciebie zależy jaka ona będzie.

 

Marek od kilku dni przeczesywał internet szukając jakiegoś ośrodka leczenia uzależnień odizolowanego od świata. Wciąż walczył z pokusą sięgnięcia po alkohol i jak na razie wytrzymywał. Zamiast whisky pił litrami czarną kawę.

Miesiąc po tym, jak wyszedł ze szpitala odbyła się rozprawa w sądzie. Musiał pokryć spore koszty tego wypadku. Na szczęście kierowca WUKO nie ucierpiał w żaden sposób, a wyłącznie samochód. Marka Lexus poszedł na przemiał. Jedyne pieniądze, jakie odzyskał, pochodziły ze sprzedaży złomu, bo tak potraktowano jego ukochane autko.

Którejś niedzieli wybrał się na Żerań na giełdę samochodową i kupił pięcioletnią Mazdę. Koniecznie musiał mieć samochód.

Mimo pokus jakoś się trzymał. Starał się zająć myśli czymś innym niż ogromną chęcią napicia się. Skupiał się wyłącznie na szukaniu odpowiedniego miejsca dla siebie na najbliższe miesiące. Czasami dzwoniła zaniepokojona mama, ale zapewniał ją, że wszystko jest w porządku, a on na najlepszej drodze do wyleczenia się z nałogu.

Któregoś dnia natknął się wreszcie na coś, co bardzo mu odpowiadało. Pięknie położony ośrodek leczenia uzależnień, całkowicie prywatny na Mazurach, a konkretnie w miejscowości Stare Juchy. Doczytał, że mają terapię indywidualną i grupową. Uznał, że może sobie wybrać. – Tam będzie mi dobrze – pomyślał. – Wszędzie las, spore jezioro i świeże powietrze. - Wynotował adres, numer telefonu i niezwłocznie zadzwonił.

 


Dzwonek do drzwi oderwał Marka od pakowania. Wiedział, że to Sebastian, bo rano dzwonił do niego z prośbą, żeby przyszedł.

 - Dobrze, że jesteś – ucieszył się.

 - Dzieje się coś? – zaniepokoił się Olszański widząc na stole na wpół spakowane walizki.

 - Bardzo dużo się dzieje przyjacielu. Wyjeżdżam. Załatwiłem sobie pobyt w prywatnym ośrodku leczenia uzależnień na Mazurach. Cisza, spokój, piękne okoliczności przyrody, bo las i jezioro. Czuję, że tam dojdę do siebie. Poza tym od kiedy wyszedłem ze szpitala nie wypiłem kropli alkoholu. Jest więc jakiś postęp. Mam do ciebie wielką prośbę i dlatego chciałem, żebyś przyjechał. Przekaż proszę Uli, że… któregoś dnia wrócę trzeźwy i na kolanach będę ją prosił o wybaczenie. Powiedz jej, że kocham ją bardziej niż własne życie i będę się starał ze wszystkich sił naprawić to, co spieprzyłem. Prędzej zabiję siebie niż miałbym ją znowu skrzywdzić. Bardzo za nią tęsknię… Czy…, czy ona coś mówi o mnie?

 - Marek, ona w ogóle o tobie nie myśli. Ma tak dużo pracy, że pod koniec dniówki zasypia na stojąco. Umordowana jest. Przekażę jej to, co powiedziałeś, a ty dojedź szczęśliwie i spróbuj się wyleczyć. Odezwij się też od czasu do czasu i daj znać, że żyjesz. Powodzenia.

 


 - Zapnij pas, Ula. Ależ jestem głodny. W brzuchu mi burczy.

 - Zaraz będziemy jeść. Nic nie mówisz, co u Marka? Byłeś u niego, tak?

 - No byłem, ale co tu opowiadać. Otworzył mi drzwi i wyglądał jakby był wczorajszy. Blada cera, wory pod oczami… Mówił mi kiedyś, że chce wyjechać na jakieś odludzie, ale dość opornie się do tego zabiera. Tak czy siak, nadal popija. Na blacie w kuchni widziałem do połowy opróżnioną butelkę whisky. Nawet nie próbował jej ukryć i proponował mi kieliszek. Kolejny powrót na terapię nie ma sensu dopóki on sam nie zrozumie, że tylko w ten sposób może sobie pomóc. To wszystko powinno się urodzić w jego głowie, a nie w przełyku. Żal patrzeć, jak bardzo się stacza. Na razie ma z czego żyć i nawet nie podejmuje wysiłku, żeby zacząć pracować. Pieniądze jednak kiedyś się skończą, a nie wiem, czy Dobrzańscy będą na tyle wyrozumiali, że zechcą go utrzymywać. Czarno to widzę, Ula.