Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 8 października 2015

"MIŁOŚĆ Z ROZSĄDKU" - rozdział 6

 

16 lipiec 2015
ROZDZIAŁ 6

- Ma-ma, kochanie powiedz ma-ma - zachęcała Ula córeczkę.
- Ta-ta-ta - odpowiedziało jej jedenastomiesięczne dziecko.
- Ula, Madzia strzela tym ta, ta, ta, jak karabin maszynowy. Wczoraj mówiła na, na, na, a jutro będzie ma, ma, ma, więc nie bądź zazdrosna. Gdy powie tata i pokaże na mnie paluszkiem, to będzie to prawdziwe „tata” - pocieszał Ulę Marek. Jednak w głębi duszy pragnął, aby jego córeczka już powiedziała tata. Długo nawet nie musiał czekać, bo już dwa dni później spełniło się jego marzenie. Wrócił właśnie z pracy, a Madzia siedziała w salonie w kojcu zajęta żuciem skórki od chleba, gdy na jego widok podniosła się i pokazując pulchnym paluszkiem wyrzuciła z siebie
- Ta-ta – Na jego twarzy rozlał się szeroki, szczęśliwy uśmiech.
- Kochanie słyszałaś? - zwrócił się do Uli. - Madzia powiedziała „tata” i pokazała na mnie. Skarbie powiedz jeszcze raz „tata” - prosił rozradowany córeczkę.
- Tata - odpowiedziała mała.
- Słyszałam – burknęła Ula i pobiegła schodami na piętro. Wołał ją nie rozumiejąc co jej się nagle stało, ale nie zareagowała. Włożył małą z powrotem do kojca i poszedł za Ulą. Znalazł ją w sypialni. Leżała na łóżku zanosząc się od płaczu. Przysiadł na krawędzi łóżka i pogładził jej trzęsące się plecy.
- Kochanie chyba nie jesteś zazdrosna o taką drobnostkę? - spytał.
- Nie Marek, nie jestem zazdrosna o to, że powiedziała „tata”. Jestem zazdrosna o to jak patrzysz i jak zachowujesz się przy Madzi. Czasami myślę, że jedyną kobietą, którą naprawdę kochasz jest twoja córka. Taki błysk w twoich oczach i radość jakiej przed chwilą doświadczyłeś widzę tylko wtedy, gdy idziesz ze mną do łóżka. Mam wrażenie, że jedyne co nas łączy to tylko seks i wtedy mnie najbardziej kochasz lub po prostu udajesz, że kochasz.
- Ula rozmawialiśmy już o tym. Kocham was obie nad życie. Gdybym miał stracić którąś z was, świat zawaliłby mi się na głowę - zapewniał nie wiedząc jakie prorocze słowa wypowiedział. Wreszcie udało mu się ją uspokoić, a wieczorem jego oczy znów zaiskrzyły na widok żony wychodzącej z łazienki. Nie miała żadnej eleganckiej prześwitującej koszuli, ale zwykłą obcisłą piżamę. Wyglądała w niej jednak bardzo seksownie, a książka, która jeszcze chwilę temu wydawała mu się niezwykle interesująca, przestała nią być.
Dwa tygodnie później ich córeczka zaczęła chodzić i mieli kolejny powód do radości. To oni sami uczyli małą tej niezmiernie trudnej sztuki metodą: idź do mamusi, idź do tatusia. Ten mały odstęp między nimi najpierw pokonywała niepewnie, chwiejąc się na krótkich nóżkach i trzymając się ławy, ale później zaczęła chodzić bez trzymanki. Marek oczywiście wszystko uwieczniał na zdjęciach i filmie. Od tej pory małej Madzi było wszędzie pełno. Musieli mieć oczy dookoła głowy, by móc za nią nadążyć. Na swoje pierwsze urodziny poruszała się już samodzielnie i całkiem sporo mówiła.
Czas szybko mijał. Przyszły kolejne święta Bożego Narodzenia, później druga rocznica ślubu, wakacje, dwa latka Madzi, kolejne święta i kolejna rocznica ślubu, którą spędzili na trzydniowym wyjeździe w Pradze. I jak zwykle było uroczo i romantycznie. Marek w takich sytuacjach zawsze umiał zaskakiwać Ulę. Uchodzili za świetne, pełne miłości i zgodne małżeństwo Ich córka rosła jak na drożdżach. Miała już ponad trzy latka, była rezolutna i ciekawa świata, ale przede wszystkim była oczkiem w głowie rodziców. Różnica była tylko taka, że Ula kochała męża i córkę jednakowo mocno, a Marek nadal najbardziej kochał córkę. Ula była tylko miłym dodatkiem, a w udawaniu miłości do niej zdobył poziom mistrzowski. Pamiętał o jej urodzinach, imieninach, rocznicach, robił niespodzianki i niezmiennie był czuły, troskliwy i opiekuńczy. Ale tak miało być tylko do czasu. To to piątkowe przedpołudnie okazało się początkiem i końcem czegoś, czego Marek w ogóle nie brał pod uwagę żeniąc się z Ulą. Na ten dzień oboje mieli już swoje plany, a wieczór mieli spędzić na przyjęciu u znajomych. Jednak życie pisze własne scenariusze i na ten dzień miało swój własny plan.


Siedział wraz z Olszańskim w gabinecie i od dobrej godziny denerwował się, że nie może połączyć się z Ulą. Sebastian pocieszał go, że na pewno zaraz się zjawi. Ich rozmowę przerwało pukanie do drzwi. Do środka wsunęła się wystraszona Violetta.
- Przepraszam, że wam przeszkadzam, ale przyszli państwo z policji. Przyszli do ciebie Marek. - Podniósł ręce w poddańczym geście.
- Jeszcze tylko ich tutaj brakowało. Poproś ich. Przecież nie możemy pozwolić, żeby przedstawiciele naszej władzy mieli czekać – powiedział sarkastycznie.
– Ciekawe czego chcą tym razem – mruknął Olszański podnosząc się z kanapy i zapinając guzik marynarki.
- Nie mam pojęcia. Może chodzi o to włamanie do magazynów sprzed miesiąca? Nie działają zbyt szybko i nie sądzę, żeby kiedykolwiek udało im się odnaleźć sprawców. Są za bardzo opieszali. Zwykłe patałachy. Wprowadź ich Viola i miejmy to już za sobą.
Olszański ruszył za swoją żoną rzucając jeszcze Markowi, że widzą się w klubie wieczorem.
Do gabinetu weszła kobieta i mężczyzna. Mieli tak poważne miny, że Marek się zaniepokoił. Kobieta podała mu dłoń.
- Podinspektor Dorota Lipiec, a to aspirant Jakub Mazurek. Możemy chwilę porozmawiać? To bardzo ważne.
- Marek Dobrzański. Proszę usiąść – wskazał im kanapę a sam zajął miejsce przy biurku. – Państwo pewnie w sprawie tego włamania do magazynów? Wiadomo już, kto za tym stoi?
- Nie panie Dobrzański, my w zupełnie innej sprawie.
Zauważył dwa cienie majaczące za szklanymi drzwiami do gabinetu. Zmarszczył brwi i podniósł się z fotela
- Przepraszam na sekundę – energicznie otworzył jedno ze skrzydeł i usłyszał stłumiony krzyk. – Czy wyście już na głowy poupadali? – wysyczał. - Co wy wyprawiacie? Zjeżdżać mi na korytarz. Zachowujecie się jak dzieci. Pojadę wam po premii za takie numery. - Pozbywszy się dwóch par gumowych uszu ponownie zasiadł za biurkiem i wpił wzrok w kobietę. – Jeśli nie chodzi o kradzież w magazynach, to o co?
- Panie Dobrzański… Dzisiaj na Marszałkowskiej, a właściwie na skrzyżowaniu Marszałkowskiej i Grzybowskiej, nieco ponad godzinę temu miał miejsce tragiczny w skutkach wypadek samochodowy. Jedną z ofiar jest pańska małżonka…
- Moja żona...? Moja Ula…? Nie…, to nie może być prawda…
- Bardzo nam przykro panie prezesie, ale dokumenty, które miała przy sobie to potwierdzają. Bardzo ucierpiała w wypadku jej twarz, ale porównaliśmy zdjęcie w dowodzie i nie ma żadnych wątpliwości, że to ona. Oczywiście powinien pan zidentyfikować zwłoki. To przykra czynność, ale musimy mieć stuprocentową pewność. Bardzo panu współczujemy.
Był w wyraźnym szoku. Jak oniemiały wpatrywał się w policjantkę. Po chwili z jego gardła wydobył się głośny, rozpaczliwy krzyk, który sparaliżował stojących na korytarzu Olszańskich.
Pierwszy opamiętał się Sebastian i z impetem wparował do gabinetu przyjaciela. Marek podniósł na niego poszarzałą twarz, która przeraziła Olszańskiego. Ze ściśniętym gardłem zapytał.
- Marek co się stało? Wyglądasz jakbyś zobaczył ducha. Czy to coś z Ulą? Coś jej się stało? Co się stało? – zwrócił się do kobiety w mundurze. – Proszę mi powiedzieć, bo od niego niczego się nie dowiem. – Policjantka pokiwała ze zrozumieniem głową.
- Pani Urszula Dobrzańska dzisiaj rano zginęła w wypadku samochodowym.
Kadrowy był w wyraźnym szoku, a chwilę później usłyszał rozpaczliwy krzyk swojej żony. Marek wstał od biurka, ale mocno chwiał się na nogach. Miał zalaną łzami twarz.
- Seba to niemożliwe, żeby… - wykrztusił drżącym głosem.
- Marek… Nie mogę w to uwierzyć. – Podszedł do przyjaciela i przytulił go mocno.
- Panie Dobrzański musimy jechać na komisariat - ponaglali policjanci. – Trzeba dopełnić formalności, a przede wszystkim zidentyfikować zwłoki.
- Sebastian zastąp mnie, a przede wszystkim powiadom moich rodziców. Jeśli mogą niech do mnie dołączą.

Złe wieści zawsze szybko rozchodzą. Nikt w F&D nie mógł uwierzyć, że żona prezesa zginęła w wypadku samochodowym. Była tu bardzo lubiana przez wszystkich począwszy od samego mistrza Pshemko po panie sprzątające. Była przeciwieństwem Pauliny. Dobra, uśmiechnięta, życzliwa, pomocna, dla każdego znalazła szczery uśmiech i dobre słowo.
Wkrótce dotarli do firmy rodzice Marka. Długo stali w korku i bardzo wolno przesuwali się mijając miejsce zdarzenia. Nawet w najczarniejszych myślach nie przypuszczali, że jego ofiarą może być ich synowa. Pan Władek powiedział im o tym, a raczej próbował, ale że z natury miał problemy z wymową zrozumieli tylko tyle, że coś się stało ich synowej. Wysiedli z windy natykając się na Olszańskiego.
- Sebastian możesz nam powiedzieć co się tu dzieje? Władek mówił coś o policji i o wypadku - spytał Krzysztof.
- Usiłowałem dodzwonić się do państwa, ale mają państwo chyba wyłączone telefony. Przed chwilą była tu policja i Marek musiał iść z nimi na komendę. Zdarzył się straszny wypadek. Ula… - załamał mu się głos. – Ula nie żyje. Zginęła na miejscu – rozpłakał się.
- To niemożliwe, coś musiałeś pomylić - Helena z niedowierzeniem kręciła głową. Nawet nie zauważyła, że łzy same płyną jej po policzkach.
Krzysztof wyciągnął telefon i próbował dodzwonić się do syna, ale okazało się, że jego telefon leży na biurku.
- Pani Heleno, my też nie możemy uwierzyć i pogodzić się z tym nieszczęściem – Viola objęła ramionami Dobrzańską, do której nadal nie docierała świadomość tej tragedii.
- To nie może być prawda, żeby Ula, nasza wspaniała synowa odeszła i zostawiła Madzię i Marka. Mieli całe życie przed sobą. I tak bardzo się kochali. Marek świata nie widział poza żoną i dzieckiem. Co on teraz zrobi wdowiec z małym dzieckiem? - A Madzia, co z Madzią? – spytała.
- Chyba nie było jej z Ulą. Marek mówił, że rano miała odwieźć gdzieś małą. Chyba do Klubu Malucha - odpowiedział Sebastian.
Nikt nie wiedział też jak w delikatny sposób powiadomić o tym rodzinę Uli zwłaszcza, że jej ojciec przeszedł niedawno poważną operację serca, wcześniej stracił już żonę, a teraz córkę.


Siedział przy jednym z biurek na komisariacie i spoglądał na rzeczy wyłożone na blacie. Uli torebka, telefon, portfel ze zdjęciami, dokumenty… Schował w dłoniach twarz i zapłakał. W dodatku ta policjantka zadawała mu jakieś głupie pytania, czy Ula miała wrogów, bo według świadków uciekała od strony parku przy Klubie Malucha tak, jakby ktoś ją gonił. Ula, wrogów? Jego żona jest…, była najuczciwszą osobą jaką znał. Najuczciwszą i najukochańszą. Była najlepszym człowiekiem pod słońcem. Tak. Teraz to wiedział i zrozumiał, że kochał Ulę nad życie. Zrozumiał to chwilę po tym jak powiedzieli mu, że jego żona zginęła w zderzeniu z ciężkim samochodem. Instynktownie spojrzał na swoja obrączkę. - Jestem kompletnym idiotą. Jestem debilem. Przegapić coś tak pięknego i wyjątkowego. Jak mogłem tego nie zauważyć, nie odczuć, że tak bardzo jest mi bliska, że tak bardzo ją kocham? Już nigdy nie będę mógł jej tego powiedzieć. Nie spojrzę w te piękne oczy, nie pocałuję, nie zobaczę jej uśmiechu, i nigdzie już razem nie wyjdziemy. A nasza córka? Jak ona będzie żyła bez matki? Co mam jej powiedzieć jak o nią zapyta? A takie miałem plany. Chciałem namówić Ulę na jeszcze jedno dziecko. Nie wiem jak mam bez niej żyć, jak funkcjonować? Chcę umrzeć, chcę nie być, chcę zniknąć. - Przez jego głowę przebiegło całe ich wspólne życie. Chwile radości i te smutne, których było znacznie mniej. Zamknął oczy i wrócił do dnia, kiedy zobaczył ją po raz pierwszy przy scenie. Była taka skromna, nieśmiała. Tak pięknie się rumieniła. Uwielbiał te rumieńce jak wariat. Przypomniał sobie ich spacery w parku i rozmowy na sto procent prawdy. Przypomniał sobie to jak zgodziła się z nim chodzić i czasy ich narzeczeństwa. Ślub, narodziny dziecka, czasy spędzone we trójkę, ich wakacje i święta. Zatopił się w tych myślach do tego stopnia, że nie słuchał nawet rozmowy telefonicznej prowadzonej przez policjantkę.


Wyszła z windy i rozejrzała się dokoła. – Dziwne… Nie ma Ani, nie ma Władka… Gdzie się wszyscy podziali? Cisza taka, jakby ktoś umarł – pomyślała. Nagle przed jej oczami wyrósł jak spod ziemi Terlecki. Ucieszyła się na jego widok.
- Dzień dobry panie Terlecki - przywitała się z nim - i bardzo przepraszam za spóźnienie. Nie mogłam przez te korki dotrzeć.
- Jesteście niepoważni - usłyszała zamiast miłej odpowiedzi. - Żartować sobie i to ze śmierci.
Nie zdążyła zapytać o co mu chodzi, bo usłyszała wrzask Violi z końca korytarza .
- Ulaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!? Ty żyjesz?! Sebulku! Pani Heleno! To nie Ula zginęła! Właśnie przyszła! Ula jest cała, zdrowa i żyje!
Chwilę później znalazła się w miażdżącym uścisku zapłakanej przyjaciółki, a po niej przybiegli jej teściowie, Sebastian, Pshemko i inni. Wszyscy zapłakani z niedowierzaniem ściskali Ulę. Nie rozumiała zupełnie takiego spontanicznego zachowania. Kiedy wreszcie wyswobodziła się z uścisku Krzysztofa zadała to elementarne pytanie.
- Czy ktoś może mi wyjaśnić, co się tu właściwie dzieje?
Krzysztof objął ją ramieniem i zaprowadził do gabinetu Marka.
- Usiądź dziecko, zaraz wszystko ci opowiemy. – Kiedy usadowiła się już w fotelu Krzysztof popatrzył jej w oczy i rzekł. – Od samego rana panuje tu spore zamieszanie. Najpierw Marek usiłował się do ciebie dodzwonić, ale twój telefon nie odpowiadał. Denerwował się, bo wiedział, że macie dzisiaj podpisać tę umowę z Terleckim a twoja obecność była przy tym niezbędna. Potem przyszli policjanci. Zarówno Marek jak i Sebastian sądzili, że w sprawie tej kradzieży w magazynach, która miała miejsce ponad miesiąc temu, ale okazało się, że oni przyszli w zupełnie innej sprawie. Poinformowali Marka, że rano miał miejsce wypadek. Tragiczny wypadek. Mówili, że są ofiary śmiertelne a wśród nich ty… - zadrżał mu głos, a w oczach ukazały się łzy.
- Ja…? Tato, jakim cudem?
- Nie wiem dziecko. Nie odbierałaś telefonów… W dodatku oni powiedzieli, że w samochodzie znaleźli twoje dokumenty i porównali zdjęcie z dowodu z denatką i stwierdzili, że to jesteś ty.
- My wszyscy myśleliśmy, że nie żyjesz Ula – Viola otarła łzy z policzków. – Marek jest załamany. Działa jak automat. Poszedł z policją na komendę, żeby zidentyfikować twoje zwłoki i rzeczy znalezione w samochodzie. To takie straszneee – rozpłakała się głośno.
- O mój Boże… Tato mogę pożyczyć telefon? Muszę zadzwonić do Marka. Wieki miną zanim dojdą, że ja to nie ja - poprosiła teścia.
- Ja już do niego dzwoniłem wcześniej, ale okazało się, że zostawił telefon w biurze.
- Sebastian, na który komisariat go wzięli? Ja muszę tam pojechać. On przecież umiera z rozpaczy. Koniecznie trzeba to wszystko wyjaśnić i ja już chyba wiem, skąd ta pomyłka.
- On jest na Koszykowej Ula, bo to najbliższy komisariat. Ale jakim cudem wzięli cię za tę nieżyjącą kobietę?
- Potem wam opowiem, bo to skomplikowana historia, natomiast tobie tato opowiem po drodze. Jedźmy już, dobrze?
Krzysztof podniósł się z fotela.
- Helenko jedziesz z nami?
- Oczywiście, że jadę. Też muszę się uspokoić i zrozumieć tę dramatyczną pomyłkę.
Stojąc już przy windach Krzysztof mówił oburzonym głosem.
- Jak to w ogóle możliwe, że wzięli cię za tamtą osobę? Przecież w takiej sytuacji powinni być bardzo drobiazgowi i wszystko dokładnie sprawdzić, a nie przyjść do kogoś i oznajmić mu bez ogródek, że jego żona nie żyje. Dobrze, że wstrzymaliśmy się z powiadomieniem twojej rodziny, bo ojciec chyba by tego nie przeżył. To doprawdy skandal narażać ludzi na taki ogromny stres
- Tato spokojnie. Nie denerwuj się. Ja chyba wiem jak doszło do tej pomyłki. Podjechałam na parking przy parku. Wyjęłam Madzię z fotelika i chciałam odprowadzić ją do przedszkola. Zatrzymałam się jeszcze na moment, bo mała uparła się, żeby nazbierać trochę liści. Weszłyśmy do parku. Stanęłam na alejce i czekałam aż mała nacieszy się bukietem z wielkich liści kasztanowca. Ta kobieta musiała mnie obserwować. Nie ma innej możliwości. Rzeczywiście była do mnie trochę podobna. Na pewno miała długie, rudawe włosy. Nawet nie zauważyłam jak podbiegła do mnie i wyrwała mi torebkę. Krzyczałam, ale akurat nikt nie przechodził. Widziałam jak odpala samochód i odjeżdża. Nie goniłam jej, bo przecież musiałabym zostawić Magdę samą. Odprowadziłam ją do przedszkola, a później złapałam taksówkę i chciałam tu przyjechać. Wiedziałam jak ważne dla Marka jest podpisanie tej umowy z Terleckim. Po drodze natknęliśmy się na ten wypadek i korek nim spowodowany. Wysiadłam w połowie drogi i poszłam najpierw do banku, w którym pracuje Maciek, żeby zablokować karty. Wypłacił mi jeszcze trochę pieniędzy i przyjechałam tutaj. Chciałam wprawdzie zgłosić na policji kradzież samochodu i dokumentów, ale uznałam, że najpierw przyjadę do firmy. Ta denatka musiała być tą kobietą z parku. Samochód jest pewnie kompletnie rozbity. No i to całe wyjaśnienie tego zamieszania. Ona faktycznie była do mnie podobna…
- Podobna czy nie podobna, ale to ich i tak nie usprawiedliwia Ula. Narazili nas na ogromny szok i stres. Ktoś powinien ponieść za to odpowiedzialność. Jedziemy.
B (gość) 2015.07.16 07:29
To chyba były najdłuższe cztery dni, nie mogłam się doczekać, ale warto było, duży plus dziewczyny za ożywienie Uli, cudownie i Mareczek dostał kopa w końcu coś dotarło do tego zapatrzonego w sobie samoluba, teraz żeby była równowaga w przyrodzie to Ula powinna trochę odsunąć się od niego aby pocierpiał jeszcze bardziej kalkulator jeden, pozdrawiam B.
MSophie (gość) 2015.07.16 08:16
Małgosiu,
szok i niedowierzanie. Najpierw Marek, który uświadamia sobie, że kocha z Ulę. No fantastycznie, lepiej późno niż wcale. Dobrze że tak naprawdę jej nie stracił. A potem w firmie nagle pojawia się Ula. Ja chyba bym pomyślała, mimo że nie wierzę w zjawiska paranormalne, że to jakiś duch mi się objawia.
Jestem ciekawa, czy Marek będzie z żoną szczery i wyzna jej, jak to było z jego miłością...

Pozdrawiam w podziękowaniu za tę wspaniałą część :)
RanczUla 2015.07.16 08:54
Ulga ogromna prawda dziewczyny.
A to dopiero początek niespodzianek.
B- Zarówno Marek i Ula będą jeszcze trochę cierpieć, aby później znaleźć szczęście.
Msophie- no dobra zdradzę będzie spowiedź Marka. Może to spowoduje, że Marek zyska Waszą sympatię.
Dzięki za wpisy. A do niedzieli blisko.
jute (gość) 2015.07.16 09:58
Witajcie dziewczyny,szczerze,tak trochę miałam nadzieję,ze coś podobnego mogło się zdarzyć.Właściwie ,to myślałam ,że babka mogła rąbnąć Ulce samochód razem z dokumentami. Reszta potem, bo teraz moje dwa insekty przyjechały.Do wieczora.
Nelczik (gość) 2015.07.16 10:36
Czy Wy do reszty oszalałyście?
Czytałam ten rozdział trzy razy by upewnić się, że to co przeczytałam to aby na pewno nie fatamorgana. Tak nie wolno robić, chcesz by Twoi czytelnicy nagle wszyscy padli na zawał?
Już nigdy nie będę czytała Twoich opowiadań do śniadania. Przysięgam. Nawet jak na mnie, to zdecydowanie zbyt wiele.
Ten moment gdy Ula wchodzi do firmy, ta niesamowita ulga. To uczucie rekompensuje niemal wszystko.
Następnym razem nad opowiadaniem napisz, że rozdział jest tylko dla osób o silnych nerwach.
Pozdrawiam serdecznie.
MalgorzataSz1 2015.07.16 10:44
Nelczik

Biję się w piersi i bardzo Cię przepraszam za tę poranną traumę, ale ten szatański pomysł był RanczUli, ja dopracowałam tylko szczegóły. Najważniejsze, że wszystko skończy się pozytywnie. Ja nigdy nie zgodziłabym się napisać opowiadania, w którym jedno z nich umiera. Kiedy RanczUla podesłała mi to opowiadanie, moja reakcja była bardzo podobna. Niemal udławiłam się własnym językiem. Na szczęście w miarę czytania wszystko się wyjaśniło.
Dziękuję za ten wstrząsający wpis i pozdrawiam Cię najserdeczniej. :)
Ula i Marek Dobrzańscy (gość) 2015.07.16 10:48
Hej,
Teraz żałuję, że nie napisałam swojego pomysłu na nieuśmiercenie Uli… Bo on był dokładnie taki sam : ) Nawet, w rozmowie z Andziokiem o tym pisałam : D Krzysztof był zły na policję, że robią wszystko bez wyczucia, bez potwierdzenia informacji. Mnie się wydaje, że zrobili wszystko ok. Nie mięli pewności, czy to jest Ula, więc zabrali Marka na identyfikację zwłok. A poza tym, gdyby nie to zdarzenie, Dobrzański dalej by nie zrozumiał, że jednak kocha swoją żonę. Gdy dostał tego ‘szoku’ wcale nie było mi go żal. Skoro ‘Ula była miłym dodatkiem’, to on jest ostatnim egoistą i musi bardzo się postarać o poją przychylność. On bawił się jej uczuciami i oszukiwał ją. To i tak duże upokorzenie. Zastanawiam się po co chciał drugie dziecko? Bo jego rodzice chcieli? Czy może, żeby mieć trzy osoby do kochania? Madzię, Helenę i to nowonarodzone dziecko. Bo z pewnością nie Ulkę. Oliwa sprawiedliwa zawsze na wierzch wypływa. W poprzednich komentarzach, napisałaś, że Marek będzie się Uli spowiadał. Chyba jedyne, mądre posunięcie w tym opowiadaniu. Niech w końcu się dowie, że ma męża łajdaka. Do tej pory, wydawało się jej, że on jej nie kocha, że kocha tylko ich córkę, a to co ich łączy to tylko seks. Teraz powie jej to prosto w twarz. Zaboli. Ale lepiej usłyszeć bolesną prawdę, niż dalej żyć w takim kłamstwie i obłudzie. Napisałaś również, że oboje będą cierpieć, zanim będą szczęśliwi. Ulę pewnie zranią słowa męża, a on? Pewnie tym razem, tak łatwo mu nie wybaczy. Myślę, że będzie musiał się postarać, żeby odzyskać żonę i córkę. I mam nadzieję, że Ula mu tego nie ułatwi. Niech teraz on poczuje jak to jest być odrzuconym… Jak do tej pory, żył jak pączek w maśle. Wszystko układało się tak, jak chciał. Egoista pieprzony…

Pozdrawiam, UiM
Nelczik (gość) 2015.07.16 10:48
Faktycznie, iście szatański pomysł. Tak po prostu nie wolno. Mogłyście wsadzić w to auto Paulinę (buahahaha niech cierpi za swoje grzechy) albo przynajmniej Honoratę ta też ma wiele na sumieniu, ale gdyby Uli coś się stało, to przeszłabym się tam do was :d
Wiem, że to miało na celu uświadomienie Markowi, że tak na prawdę kocha (kochał?) Ulę, no ale nie wiem mogła spaść z dywanu na podłogę. Też by sobie to uświadomił, a skutki byłyby mniej tragiczne :)
UrszulaB (gość) 2015.07.16 13:05
Małgosiu to jest najlepsze opowiadanie jakie czytałam na Twoim blogu. Do tej pory najbardziej podobało mi sie Pokochaj mnie tato ale to jest dużo lepsze. Trzyma w napięciu chociaż ja czytałam od końca.
Pozdrawiam gorąco.
Wróciłam na stałe do Polski.
MalgorzataSz1 2015.07.16 13:27
UrszulaB

Pochwały należą się RanczUli, bo to ona jest autorką tej perełki. Ja tylko dopisałam kilka zdań.
Cieszę się, że wróciłaś na dobre. Może znowu zaczniesz pisać?
Pozdrawiam Cię serdecznie. :)
Andziok (gość) 2015.07.16 14:21
Nie jestem w stanie nic powiedzieć...
Chyba tylko tyle, że "pokaŻe" a nie "pokaRZE" na początku części :D
Pozdrawiam Andziok
magdam (gość) 2015.07.16 15:59
Szok, szok, szok...:)) bardzo się cieszę, że Ula żyje :) zdecydowanie wole szczęśliwe zakończenia. Świetny pomysł z ta kradzieżą, podmienieniem dokumentów i ożywieniem Uli. Swoja droga to rzeczywiście policja powinna mieć 100% pewność, bo można naprawdę zejść na zawał :P ciesze się, że Marek zrozumiał pewne rzeczy i jestem ciekawa czy teraz powie Uli prawdę...Powinien..Tak naprawdę ta sprawa z wypadkiem wiele w ich życiu zmieni, mam nadzieje, na lepsze...Pozdrawiam gorąco i czekam na cd :)
MalgorzataSz1 2015.07.16 17:50
Andziok

Wielkie podziękowania za Twoją spostrzegawczość. Czytałam tekst chyba ze dwadzieścia razy i mimo to umknął mi tak poważny błąd. Oczywiście zaraz dokonam korekty. Dziękuję. :)

Magdam

Obie się cieszymy, że jednak potrafił Was ten rozdział zaskoczyć. Sama muszę przyznać, że RanczUla miała genialny pomysł nie tylko na "wskrzeszenie" Uli, ale w ogóle na całe opowiadanie.
Ranczula już we wcześniejszej odpowiedzi na komentarz którejś z Was ujawniła, że dojdzie do takiej rozmowy, w której Marek wywnętrzy się przed Ulą szczerze i do bólu.


Bardzo dziękujemy za wpisy i pozdrawiamy najserdeczniej. :)
UrszulaB (gość) 2015.07.16 19:56
Wiem że Ranczuli ale ja tak ogólnie piszę że te najbardziej mi sie podoba. Pisać nie zacznę bo widzę sama że talentu brak.
Pozdrawiam Was.
RanczUla 2015.07.17 10:06
Nelczik- bardzo, bardzo przepraszam za stres, ale wszystko dobrze się skończyło Ula żyje. A co do Honoraty to nie mogłam jej wysadzić czy uśmiercić, bo jeszcze sie przyda.
U i M - ta spowiedź Marka będzie bardzo wzruszająca. Prędzej jednak , bo już w następnej części będzie scena z komisariatu jak Marek wyznaje Uli miłość. To tam popłakałam się czytając poprawiona wersje przez Małgosię.
Urszula B- dzięki za pochwały
Andziok- ten błąd to pewnie ode mnie wyszedł. Mam nadzieję, że mowę wkrótce odzyskasz , bo będzie jeszcze niespodzianka i co pisać.
Magdam- pamiętam odcinek W-11 gdzie ojciec idzie zidentyfikować ciało córki a okazało się, że to była jej kuzynka i stąd pomysł na ożywienie Uli.
Dzięki za wpisy.
jute (gość) 2015.07.17 22:19
Witajcie kobiety, fajnie ,że Ula żyje.Miałam nadzieję,że to jakaś potworna pomyłka, ale jedna z autorek tak przekonująco cyganiła,że w końcu spasowałam.Dobra, czyli najlepsze przed nami.Ciekawe,jak Marek przekona Ulę?..Wydaje mi się,że na swoje urocze dołeczki,czy urok osobisty już liczyć nie powinien.Mam nadzieje ,ze Ulka trochę go "przeczołga"i już się na to cieszę.Należy mu się bardzo porządny łomot, może być psychiczny( bo nie podejrzewam,że Ula mu przysunie przynajmniej z liścia)..Pozdrawiam i czekam na niedzielę.Małgosiu tak cichutko się zapytytowuję,nie zmieniłaś przypadkiem zdania?
MalgorzataSz1 2015.07.17 22:52
Jute

Nie zmieniłam. To już postanowione.
Pozdrawiam. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz