Łączna liczba wyświetleń

środa, 7 października 2015

"CZAS ZACZĄĆ ŻYĆ..." - rozdział 4

05 marzec 2015
ROZDZIAŁ 4


Podjeżdżając pod budynek zauważyli siedzącego w samochodzie Maćka.


Trochę zdziwiła go obecność Marka, ale po jego wyjaśnieniach był mu wdzięczny za pomoc, którą deklarował. Zerknął na zegarek.
- Za chwilę powinien być samochód. Ja tu zaczekam, a wy idźcie na górę i przygotujcie wszystko.
Zrobili jak mówił. Już będąc w środku Marek rozejrzał się dokoła.
- Bardzo malutkie to mieszkanko…
- W tym budynku wszystkie są takie. To lokale służbowe dla lekarzy pracujących w tym szpitalu. Piotr miał blisko do pracy. Nie musiał dojeżdżać. Ja nie mogę tu mieszkać, bo jego już nie ma, a ja nie jestem lekarzem. – Znowu pociekły jej te zdradzieckie łzy. Każde wspomnienie o Piotrze je wywoływało. Marek podszedł do niej i pogładził jej ramię.
- Już dobrze Ula. Już dobrze. Nie płacz. To mieszkanie, które wynajęłaś, to jakie? – zmienił temat, by zająć ją czymś innym.
- Niewiele większe od tego tutaj, ale chyba bardziej przytulne i mimo, że w starej kamienicy, to nowocześniejsze. Zresztą sam ocenisz.
- A gdzie? Daleko stąd?
- Nie tak bardzo. Na Nowogrodzkiej. Będę miała stamtąd dobry dojazd do pracy.
Do mieszkania wszedł Maciek prowadząc ze sobą dwóch mężczyzn.
- Mamy mnóstwo rąk do noszenia. Pójdzie jak z płatka. Najpierw narożnik. Ja i ty Marek weźmiemy tę dłuższą część, a panowie krótszą. No to do roboty.
Rzeczywiście robota paliła im się w rękach. Ani się spostrzegli, jak mieszkanie opustoszało z mebli i zostały same kartony ze szkłem i ubraniami. Szkło wsadzili do swoich samochodów, a resztę upchnęli w ciężarówce.
- A co z tym Ula? – Spytał Maciek. Zauważyła, że trzyma karton z ubraniami Piotra i ścisnęło jej się serce.
- Nie wiem… - odpowiedziała niepewnie. – Chciałam to oddać biednym.
- Jeśli się zgodzisz, zabiorę te ubrania do Rysiowa. Mało tam biedaków? Na pewno na kogoś będą pasowały. Gdybym był wyższy sam bym je wziął.
- Dobrze. Zrób tak jak mówisz.

Na Nowogrodzkiej też poszło bardzo sprawnie. Pomogli jej poustawiać meble w najbardziej optymalnych miejscach. Maciek rozłożył przy narożniku dywanik i ustawił na nim ławę. Wraz z Markiem rozsiedli się w fotelach, a Ula już szykowała dla nich kawę. Tym razem pojawiła się do niej śmietanka i jakieś herbatniki, które kupiła w firmowym bufecie.
Marek z przyjemnością pociągnął nosem.
- Pięknie pachnie Ula. Mam nadzieję na podobną w biurze.
- Nie ma problemu. Mogę ci ją parzyć codziennie. Proszę, częstujcie się.
Maciek nagle zerwał się z fotela.
- Boże, gdzie ja mam głowę! Zaraz wracam. - Pojawił się po chwili z jakąś wypchaną reklamówką. – Tu masz Ula od mojej mamy bigos i klopsiki. Jest też trochę pierogów. Na jakiś czas starczy. Musisz zacząć się odżywiać normalnie, bo prawdziwa chudzina z ciebie.
Wzruszyła ją ta troska Szymczykowej. Podeszła do Maćka i uściskała go.’
- Podziękuj Maciuś mamie. Może i ja będę miała okazję się odwdzięczyć. Jak już trochę okrzepnę, to przyjadę do Rysiowa i odwiedzę was. Wcześniej jednak muszę zadbać o grób Piotra. Zajrzę tam za kilka dni i trochę uprzątnę. – Znowu słowa ugrzęzły w jej gardle. – Przepraszam was na chwilę, zaraz wracam.
Zamknęła się w łazience i trzymając ręcznik przy ustach łkała bezgłośnie wypłakując swój ból. Jej zachowanie trochę zaniepokoiło Marka, ale Maciek uspokoił go.
- Musi dać sobie czas. To wszystko jest bardzo świeże i wciąż ma w pamięci każdy dzień spędzony przy jego łóżku. Śmierć Piotra spowodowała, że ona rozsypała się emocjonalnie. Powinna pozbierać się do kupy i nie rozpamiętywać tak, ale jeszcze nie teraz. Kiedy po pogrzebie zapytałem ją „co teraz?”, odpowiedziała, że teraz musi nauczyć się żyć bez Piotra. On był jej pierwszą, prawdziwą miłością. Strasznie mi jej żal.
- Mnie też. Nawet nie wiesz jak bardzo – powiedział cicho Marek. – Będzie miała sporo pracy, może jak się nią zajmie to nie będzie taka rozedrgana emocjonalnie.
- Ja w to wierzę, że tak będzie i jestem ci bardzo wdzięczny, że zatrudniłeś ją. Ona musi koniecznie zająć się czymś innym.
Wyszła z łazienki z opuchniętymi od płaczu oczami, ale już spokojniejsza. Usiadła przy stole i popatrzyła na nich.
- Przepraszam was za ten wybuch, ale chyba nie potrafię sobie z tym poradzić. Jeszcze nie.
- My to rozumiemy Ula. Nie musisz nas przepraszać. Masz prawo do rozpaczy jak każdy i nikt cię za to nie będzie potępiał – Marek podniósł się z fotela. – Będę już jechał, bo późno się zrobiło, a ty odpocznij Ula a przede wszystkim wyśpij się. Widzimy się jutro.
Podniósł się też Maciek.
- I ja się zwijam. Jakbyś czegoś potrzebowała, to dzwoń o każdej porze dnia i nocy. Trzymaj się maleńka – przytulił ją jeszcze mocno i ucałował jej policzki.
- Bardzo dziękuję wam obu. Naprawdę doceniam to, co dla mnie robicie. Jedźcie ostrożnie.

Z Maćkiem pożegnał się przed domem. Jechali w dwóch różnych kierunkach. Odpalił Lexusa i wolno wyprowadził go na ulicę włączając się do ruchu. Wciąż myślał o Uli. Ta dziewczyna zaintrygowała go od momentu, gdy pojawiła się w jego gabinecie. Nie mógł ukryć sam przed sobą, że jej nietuzinkowa uroda poraziła jego zmysły. Wydawała się taka delikatna i krucha jak figurka z miśnieńskiej porcelany. Bladość jej cery tylko podkreślała tę delikatność.


Miała niezwykle piękną i subtelną urodę jakby była nie z tego świata. Najpiękniejsze były oczy. Niezwykle błękitne i tak bardzo przepełnione smutkiem, o żałosnym spojrzeniu nieszczęśliwego stworzenia. One najbardziej dominowały w tej cudownej twarzy i usta układające się na kształt pocałunku. One jak do tej pory nigdy się nie uśmiechnęły. Bardzo chciał zobaczyć jej uśmiechniętą twarz. Podejrzewał, że wtedy jest jeszcze piękniejsza. Nigdy nie widział ani nie poznał kobiety, która choćby w ułamku ją przypominała. Znał różne kobiety podkreślające tonami makijażu swoją urodę. Ula była tak naturalnie piękna… Ledwie pociągnięte tuszem rzęsy i podkreślone usta błyszczykiem. Nic więcej. To chyba ujęło go w niej najbardziej. Również jej niezwykła łagodność i spokój, chociaż ten ostatni mógł wydawać się pozorny, bo jednak w duszy szalała jej rozpacz i ogromny ból po stracie najbliższego człowieka. Nie wiedzieć czemu poczuł nagle silną potrzebę zaopiekowania się nią. Wynikało to prawdopodobnie z jej bezradności wobec tragedii i krzywdy, której doświadczyła. Życzył jej najszczerzej, by odzyskała równowagę psychiczną i nie zadręczała się przebiegiem wydarzeń, które były nieuniknione, bo w obliczu śmierci każdy z nas jest zagubiony i bezsilny.

Przekręciła zamek w drzwiach i uprzątnęła puste filiżanki. Rozpakowała pościel i rozłożyła narożnik. Była wykończona. Wydarzenia ostatnich dni mocno nadwyrężyły jej kondycję i psychiczną, i fizyczną. A przecież musi być silna. Silna dla siebie. Piotra już nie ma, a ona powinna jakoś zapełnić tę pustkę, która wkradała się od siedmiu miesięcy w jej życie jak złodziej. Powinna znaleźć sobie jakiś cel w życiu i do niego dążyć.
Przebrana w piżamę ułożyła się na kanapie. Przymknęła zmęczone powieki. – Dlaczego mnie zostawiłeś Piotr? – Pytała go w myślach. – Jest mi tak bardzo źle, gdy nie ma cię obok. Bez ciebie wszystko jest bez sensu. Miałeś przed sobą życie kochany… - Wiedziała, że to nie jego powinna obwiniać za swoją samotność i ten ciągły ból serca. Zabrali jej go obcy, źli ludzie. Ludzie potwory. Jakim trzeba być bezwzględnym człowiekiem, by zrobić drugiemu taką krzywdę, by doprowadzić go do śmierci? Czy to jest jeszcze człowiek, czy prymitywne zwierzę w ludzkiej skórze? Jak dotąd nie było żadnych postępów w śledztwie i zanosiło się na to, że zostanie umorzone. – Oni nawet nie poniosą kary za twoją śmierć i być może napadną na kolejnego niewinnego człowieka. Nie ma sprawiedliwości na świecie. Żadnej. – Wtuliła jeszcze mocniej twarz w mokrą poduszkę i zacisnęła powieki, ale sen nie nadchodził. Ciągle miała przed oczami zmasakrowaną twarz Piotra i nie mogła przestać płakać.

Marek wszedł rano do biura, kiedy ona już siedziała przy komputerze. Z troską spojrzał na jej wymizerowaną twarz i sińce pod oczami.
- Witaj Ula. Chyba nie spałaś zbyt dobrze?
- Mam kłopoty ze snem. Pójdę dzisiaj do lekarza i poproszę o jakieś tabletki. Bez nich chyba sobie nie poradzę. Ale to po pracy. Dasz mi jakieś zajęcie?
- Dam. Zaraz ci wszystko przygotuję, a ty może zrobiłabyś mi tej dobrej kawy?
- Zaraz zrobię.

Jeśli w ogóle można mówić o czymś takim, jak poświęcenie się pracy bez reszty, to Ula stała się pracoholiczką. Dosłownie rzuciła się w wir obowiązków jak sęp na padlinę. Wszystko musiała mieć pod kontrolą, żeby niczego nie zaniedbać. Systematyczność i porządek to były teraz jej dwie główne dewizy. Mogła się obudzić w środku nocy i na pamięć recytować każdy dokument i jego miejsce w segregatorze. Marek był pod wrażeniem, bo czegokolwiek by nie zażądał, ona natychmiast przynosiła mu to do gabinetu. Okazała się niezwykle sumienna i kompetentna pod każdym względem. Błyskawicznie dogadała się z Turkiem. Dogadała do tego stopnia, że bardzo ją szanował i często przychodził prosić o radę w kwestii finansów. Pshemko, projektant i firmowy guru mody jadł jej niemal z ręki. Marek tylko wytrzeszczał oczy, bo mistrz w obecności Uli wydawał się dziwnie spokojny, nikogo nie rugał i nie rzucał wieszakami.
- Marco, – mawiał – Urszula jest po prostu cudem, boginią i moją muzą. Jest moim natchnieniem. Przekonasz się o tym przy kolekcji wiosenno-letniej. Będzie zjawiskowa, a wszystko dzięki tej pięknej istocie.
Ula rzecz jasna, nie miała pojęcia, że mistrz ma o niej takie dobre zdanie. Wiedziona intuicją w lot odgadywała jego nastroje i jeśli były nienajlepsze łagodziła je spokojną rozmową przy filiżance ulubionej czekolady projektanta.

Pracowali na zwiększonych obrotach dopinając wszystkie sprawy związane z pokazem. Osobiście jeździła do Łazienek, by dopilnować każdego drobiazgu od wybiegu dla modelek po garderobę, w której miały się przebierać. Przed pokazem siedziała u Marka w gabinecie informując go o ostatnich już poprawkach dotyczących budżetu.
- Można powiedzieć, że zaoszczędziliśmy trochę. To chyba dobrze, prawda? Tańsze kwiaty i catering, i tańsze zaproszenia. Zmiana drukarni wyszła nam na dobre.
- Jestem pod wrażeniem Ula, bo naprawdę dokonałaś niemożliwego. Myślałem, że trzeba będzie jeszcze dołożyć, a tu proszę, jesteśmy na plusie. Genialny budżet. Jesteś naprawdę dobra w te klocki. Maciek miał rację. – Sięgnął do jednej z szuflad i wyjął niewielki kartonik. – Tu mam dla ciebie extra zaproszenie na jutrzejszy pokaz. Jeśli chcesz to podjadę i zabiorę cię do Pomarańczarni.
Wbiła wzrok w to zaproszenie. Wiedziała, że będzie musiała mu odmówić.
- Nie gniewaj się Marek, ale ja nie przyjdę. Nie mogłabym się dobrze bawić. Mam nadzieję, że to rozumiesz?
Wyglądał na rozczarowanego więc powtórzyła jeszcze raz.
- Proszę cię, nie bądź zły. Ja po prostu nie mogę tam być. Nie czułabym się dobrze, a wręcz nie na miejscu.
- Przyjedź chociaż na sam pokaz. Po nim zamówię ci taksówkę, która zawiezie cię do domu. Nie musisz być na bankiecie. Wiem jakie to dla ciebie trudne. Sama mówiłaś, że nigdy nie byłaś na pokazie mody, a to dobra okazja, tym bardziej, że sama ten pokaz przygotowałaś.
- No dobrze, ale tylko na pokaz. Po nim jadę do domu.
Odetchnął. Sądził, że więcej czasu mu zajmie przekonanie jej. Uważał, że częściej powinna przebywać wśród ludzi, a nie ograniczać się tylko do kontaktów służbowych w firmie. Nadal odgradzała się od wszystkich murem i rozpamiętywała. Nie rozmawiała z nikim o tym, co ją spotkało. Jedynie przy nim pozwalała sobie na większą otwartość, ale i tak nie była zbyt wylewna i najczęściej musiał ciągnąć ją za język.
- W takim razie jestem u ciebie jutro o szesnastej trzydzieści. Pokaz nie będzie trwał dłużej niż jakąś godzinę, więc do domu nie wrócisz późno.

Włożyła nowo zakupioną sukienkę i stanęła przed lustrem. Czerń nie była jej kolorem, bo zbyt mocno kontrastowała z bladością jej cery. Nie wyglądała w niej dobrze, ale jej wygląd odzwierciedlał to, co działo się w jej duszy. Bardzo tęskniła za Piotrem. Tęskniła za jego ramionami, które potrafiły ją odgrodzić od świata i sprawiały, że czuła się bezpieczna. Nie sądziła, by ta rozpacz i tęsknota za nim kiedyś się ukoiła. Minęły już prawie dwa miesiące od jego śmierci, a ona wciąż nie umiała się z nią pogodzić i przestać płakać. Czuła się tak jak poraniona.


Czy w takim stanie mogła pójść na bankiet i świetnie się bawić? Co do samego pokazu to uległa Markowi tylko dlatego, że widziała w jego oczach zawód. Ostatnią rzeczą jakiej pragnęła było rozczarować go. Mogła powiedzieć, że był jej przyjacielem podobnie jak Maciek. Na każdym kroku wykazywał troskę o jej samopoczucie. Był bardzo życzliwy, opiekuńczy i pomocny. Naprawdę doceniała to, bo rzadko można spotkać tak dobrego człowieka.
Usłyszała dzwonek do drzwi i poszła otworzyć. Marek przyjechał trochę przed czasem, ale ona była już gotowa. Obrzucił ją roziskrzonym spojrzeniem, bo wyglądała zjawiskowo. Długa do połowy łydki, dopasowana, czarna sukienka bez ramiączek podkreślała jej szczupłą figurę. Włosy puszczone wolno spływały miękką falą na jej alabastrową, długą szyję. Delikatny makijaż podkreślał jeszcze bardziej jej nietuzinkową urodę.
- Pięknie wyglądasz Ula. Naprawdę pięknie. Jesteś gotowa? Możemy jechać?
- Możemy. Jeszcze tylko płaszcz…
Pomógł jej wsunąć go na ramiona i już wychodzili.
 


Wiktoria (gość) 2015.03.05 19:19
Witaj Malgosiu,
rozdzial jak zawsze super. Akcja powoli sie rozkreca. Marek powoli chyba zakochuje sie w Uli. Mam nadzieje, ze Ula w koncu pogodzi sie ze smiercia Piotra i otworzy przed ludzmi a moze i na nowe uczucie. :).
Pozdrawiam Cie serdecznie i z niecierpliwoscia czekam na kolejny rodzial :)
K. (gość) 2015.03.05 19:36
Hm czyżby w niedługim czasie okazało się, że dla Marka przyjaźń to za mało? Troszczy się pomaga, ale chyba widzi w Uli nie tylko przyjaciółkę (bo chyba można już powiedzieć, że są przyjaciółmi), ale piękną kobietę. Dostrzega jej smutek, rozpacz, współczuje jej, pomaga, jest blisko, ale to nie tylko przyjaźń i dobre serce. Serce owszem ale nie tyle dobre, współczujące, co kochające. Jest zachwycony inteligencją, sumiennością, zorganizowaniem Uli, ale to jej urodą jest zauroczony i to nie tylko jako przyjaciel. Sorry. Chyba przyjaciele nie mają takich przemyśleń. W sumie w przyjaźń damsko-męską z zasady nie wierzę, no ale ... może się mylę. Maciek zaczyna to dostrzegać, bo faktycznie Marek Ulkę traktuję "odrobinę" inaczej niż innych pracowników i to nie z powodu jej żałoby, smutku, trudnej sytuacji - to na pewno też ma znaczenie. Ale on chce być przede wszystkim blisko jako mężczyzna. Takie mam wrażenie. A teraz przed nami i przed nimi pokaz - Ulka wygląda jak milion dolarów (swoją drogą skąd Ty bierzesz takie rewelacyjne zdjęcia?) i trudno będzie Markowi udawać, że tego nie widzi. I chociaż to Marek Idealny to jednak facet ;). Czekam na następny rozdział i pokaz i .... albo może jeszcze nie teraz :).
Pozdrawiam serdecznie i do niedzieli.
MalgorzataSz1 2015.03.05 20:13
Wiktoria

Masz rację. Wszystko za chwilę zacznie nabierać tempa, choć Uli jeszcze daleko do równowagi i otworzenia się na nowe uczucie,

K.

Ze strony Marka to na razie fascynacja i Uli wnętrzem i zewnętrzem. Na razie musi zadowolić się przyjaźnią i jako przyjaciel sprawdza się znakomicie. Mam już taką naleciałość, że Marka przedstawiam bardziej wrażliwego niż większość mężczyzn, którzy z reguły są dość powierzchowni. W niektórych moich opowiadaniach jego wrażliwość można porównać do wrażliwości kobiety. Pewnie kiedyś dostrzegłam w tej postaci jakiś pierwiastek damski. :D
Ja też nie wierzę w przyjaźnie damsko-męskie, bo uważam, że z czasem któraś ze stron się zaangażuje. No, chyba to jest taka przyjaźń od kołyski jak w przypadku Maćka.
Marek faktycznie chce być blisko i być pomocnym, ale Maciek jest taki sam. Pierwszy jest taki dlatego, że Ula go fascynuje, a drugi, bo traktuje ją jak młodszą siostrę.

Zdjęcia oczywiście nie pochodzą z BrzydUli. To zdjęcia Julki z sesji zdjęciowych i różnych imprez. Czasami pasują do treści rozdziału. Jedną z takich sesji zrobił nawet Filip Bobek. To taka ciekawostka.

Kolejny rozdział to oczywiście pokaz, ale nie będzie zbyt rozbudowanego jego opisu, bo poświęcam go na inne rzeczy. Rzeczy, które dadzą Uli do myślenia i chyba nieco wytrącą z równowagi.

Bardzo dziękuję dziewczyny za komentarze. Obie najserdeczniej pozdrawiam. :)
Gaja (gość) 2015.03.05 20:41
Witaj Małgosiu,
Maciek i Marek zachowują się po prostu cudnie, nad wyraz dojrzale, z takim wielkim taktem potrafią uszanować cierpienie Uli. Takie zachowanie dobitnie świadczy o bezgranicznej przyjaźni. Wiedzą, że Ula potrzebuje czasu i jej go dają, nie narzucają się jej nachalnie, nie próbują zapewnić jej rozrywek, na siłę nie zmuszają do zwierzeń. Z drugiej strony zadbali o to aby Ula czuła, że zawsze są obok i zawsze może na nich liczyć, niezależnie od pory dnia czy nocy. Wydaje mi się, że sama świadomość, że można tak na kogoś liczyć jest nieoceniona i dzięki temu Ula może się poczuć chociaż w niewielkim stopniu bezpiecznie:) Trochę teraz zgeneralizuję, ale z moich obserwacji wynika, że niewiele osób potrafi się tak subtelnie zachować, generalnie jesteśmy niecierpliwi. Jak pomagamy, to zazwyczaj chcielibyśmy aby dość szybko były widoczne postępy, denerwujemy się, a co niektórzy potrafią się nawet obrazić, że osoba, której chcemy pomóc jakoś tak "słabo" reaguje na nasze starania, albo wręcz okazuje, że nie chce naszej pomocy. Najczęściej irytuje to nas, bo przecież my chcemy dobrze, chcemy pomóc i wiemy co w danej sytuacji należy zrobić, żeby szybko było tak jak wcześniej. Najczęściej zapominamy, że niestety nie ma jednej recepty na wyjście z kryzysu i że każdy jest inny i inaczej odczuwa radość, smutek, żal, cierpienie itd. Naprawdę jestem pod wielkim wrażeniem postępowania Twoich dwóch panów M:) Nie dziwię się Uli, że ciągle rozpacza i nie może zapomnieć Piotra, przecież minęło niewiele czasu od ich pożegnania. Bardzo dobrze, że ma bardzo dużo pracy, przynajmniej wówczas ma zajęte myśli czymś innym niż wspomnieniami. Nie ma co się dziwić, że Ula swoją postawą zdobyła uznanie w pracy. Jej wygląd pewnie też nie jest bez znaczenia - rewelacja:) Nie ma co się dziwić, że Marek jest pod jej dużym wrażeniem. Muszę przyznać, że trochę się martwię o pobyt Uli na pokazie, o jej samopoczucie. Rozumiem Marka i rozumiem czemu Ula się zgodziła, ale takie tłumy rozbawionych i beztroskich ludzi mogą nie być dla niej zbyt miłym doświadczeniem. Mam tylko nadzieję, że się mylę i że ten pokaz jednak pomoże w jakiś sposób Uli. Ufam też, że Marek nie wyskoczy z czymś ..., czego oboje będą żałować:) Myślę, że w niedzielę wyjaśnią się moje wątpliwości:)
Serdecznie pozdrawiam,
Gaja
MalgorzataSz1 2015.03.05 20:58
Gaja

Wątpliwości zostaną rozwiane, bo przecież Marek już się mieni przyjacielem Uli i nie zrobi nic, co miałaby ją urazić, a już na pewno nie będzie nietaktowny. Ma dla niej i jej cierpienia wiele szacunku i na siłę nie zrobi nic. To taka metoda małych kroków, ale z pewnością skuteczna. Od przyjaźni do miłości.
Jak pisałam wyżej, nie będę się za bardzo skupiać na pokazie, bo on nie jest tutaj aż tak bardzo istotny dla dalszego ciągu opowiadania.
Będzie miało miejsce coś, co trochę Ulę zaniepokoi i lekko zdenerwuje, ale nie będzie w tym udziału jej przyjaciół.
Niedziela już za chwilę i być może któraś z Was odkryje, jaki był zamysł tego opowiadania. Ciekawa jestem, czy ktoś odgadnie. Pamiętamy, że w serialu Marek i Piotr byli antagonistami. Tu być nimi nie mogą, bo Piotr nie żyje. O co więc chodzi? Ktoś już wie?

Dziękuję Ci Gaju za tak obszerny komentarz. Serdecznie Cię pozdrawiam. :)
Gaja (gość) 2015.03.05 21:15
Małgosiu,
teraz to dopiero się zdenerwowałam, czyżby się szykowała Reaktywacja!? Tylko nie mów, że Ula będąc w odwiedzinach w Rysiowie spotka mojego ulubionego przesympatycznego i milutkiego Bartusia:( Jeśli się nie mylę, to naprawdę nie oszczędzasz nerwów Uli. Ale z drugiej strony, wówczas Twoi niezawodni panowie M będą mogli pokazać mu gdzie raki zimują!!! Zresztą wszystko się okaże w dalszej części, prawda?
Uściski,
Gaja
MalgorzataSz1 2015.03.05 21:53
Gaju

Bartka na pewno nie będzie, więc spokojnie. Nie używam zbyt często jego postaci w opowiadaniach. Rzecz dotyczy zupełnie czegoś innego. Nawet sama nie wiem jak to ująć. Dotyczy raczej sfery duchowej.
Zresztą niedługo sama się przekonasz w czym rzecz.
Buziaki. :)
RanczUla 2015.03.05 21:56
Może pojawi się ktoś nowy z sercem Piotra. A Ula do niego poczuje miętę. Tylko nie wiem, czy biorca wie kto był dawcą. Pozdrawiam.
Gaja (gość) 2015.03.05 22:03
Małgosiu,
Uff!!, to mnie uspokoiłaś. W takim razie siedzę cicho i będę myślała nad zagadką, może coś wymyślę? No, no, no, tajemnice, tajemnice!? Do niedzieli:)
Gaja
MalgorzataSz1 2015.03.05 22:11
Ranczula

Jestem jak najbardziej za transplantologią, ale w tym opowiadaniu nie przewidziałam takiego scenariusza, choć skądinąd dobry pomysł na nową historię. Pytanie tylko, czy rzeczywiście uśmiercić Piotra po to, żeby Dobrzańskiemu dać jego serce? Czytałam kiedyś opowiadanie, że to Marek oddał i to dosłownie serce Uli. Ona wciąż czekała na niego w szpitalu i dochodziła do siebie, ale wciąż nie rozumiała, dlaczego jej nie odwiedza. Tymczasem on był z nią cały czas, a raczej jego serce było z nią, a on sam na cmentarzu. Ona w końcu dowiedziała się jak bardzo poświęcił się dla niej w imię miłości. To było bardzo smutne opowiadanie i nie kończyło się szczęśliwie. Takie historie mocno mnie przygnębiają. Nawet nie pamiętam kto był autorem tego opowiadania, a szkoda.

Dziękuję i pozdrawiam. :)
K. (gość) 2015.03.05 22:20
Też czytałam to opowiadanie i pamiętam, że nam mnie też zrobiło wrażenie i wycisnęło multum łez.
Zadajesz trudne zagadki pierwsze skojarzenie (jakże głupie), że to Marek pobił Piotra (impuls pierwsza myśl) od razu odrzucona ale się pojawiła. Druga to taka jakoby Marek i Piotr byli kiedyś kumplami/przyjaciółmi - chyba też bez sensu zwłaszcza, że wspominasz, że dotyczy to bardziej sfery duchowej. Czyżby Ulka miała widzenia/sny i seanse spirytystyczne i Piotr zza światów udzielał jej rad i wskazówek jak żyć? Co ja bredzę. Idę spać. Dobranoc.
MalgorzataSz1 2015.03.05 22:50
K.

Powiem tylko jedno. To, co uważasz za bredzenie nie jest tak do końca pozbawione sensu.

Dobrej nocy. :)
K. (gość) 2015.03.06 16:27
O kurcze naprawdę? No to teraz zabiłaś mi ćwieka... A się dzieje. Pozdrawiam. I czekam.
amicus (gość) 2015.03.06 20:33
smutna ta historia, chociaż powoli zmierza do szczęśliwego finału. Ula przeżyła prawdziwą tragedię. Dobrze, że ma dwóch oddanych przyjaciół, choć w Marku powoli rodzi się chyba uczucie. Troska, chęć jej szczęścia... Czekam na niedzielę!
Pozdrawiam :)
MalgorzataSz1 2015.03.06 21:48
Amicus

Dzięki, że wpadłaś. Zaczęło się smutno jak zwykle. No... przeważnie. :) Skończy się też jak zwykle, czyli pozytywnie. Nadal kocham szczęśliwe zakończenia.
A dla Uli nadszedł czas, żeby zacząć się dźwigać, chociaż to nie takie proste i jeszcze wiele łez wyleje.
Pozdrawiam. :)
Ula i Marek Dobrzańscy (gość) 2015.03.07 16:37
Przepraszam, że dopiero teraz ale miałam trochę zawirowań... Marek bez Pauliny? Hmmm bajecznie :D Ciekaw co się stało z nią i jej braciszkiem, które nie pracuje już w firmie :) A sumie nie nie wiadomo nic o rodzinie Uli, gdzie Betti? Gdzie Jasiek? Marek względem Uli żywi chyba jakieś głębsze uczucia? Ciekawe kiedy Ula zrozumie, że go kocha, ciekawe kiedy w końcu znajdzie czas aby go pokochać ? Jak na razie żyje monotematycznie... Piotr, Piotr i Piotr. Rozumiem, że bardzo go kochała, ciekawi mnie co musi się wydarzyć, aby się otrząsnęła.
Pozdrawiam, UiM
MalgorzataSz1 2015.03.07 18:33
UiM

Śmierć Piotra nie nastąpiła nagle. Musiało minąć siedem długich miesięcy, by to Ula zadecydowała o odłączeniu go od respiratora. Te ponure wydarzenia mocno odbiły się na jej psychice. Na tyle mocno, że nie potrafi sobie sama z tym poradzić i ewidentnie potrzebuje pomocy specjalisty. Nadal kocha zmarłego męża i dlatego ta monotematyczność.
W tym opowiadaniu Ula nie ma rodzeństwa. Nie ma już nikogo z bliskich.
Chyba w jutrzejszym rozdziale napiszę coś więcej o Paulinie. Zapraszam Cię więc serdecznie i bardzo dziękuję za komentarz.
Pozdrawiam. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz