Łączna liczba wyświetleń

środa, 7 października 2015

"WESPRZYJ SIĘ NA MNIE" - rozdział 3

18 styczeń 2015
ROZDZIAŁ 3


Odrzuciła kołdrę i zaczęła rozpinać guziki szpitalnej piżamy. Ostrożnie wyjęła jego ręce z rękawów i delikatnie objąwszy go wpół uniosła do pozycji siedzącej. Przysiadłszy obok oparła jego ciało o siebie i sięgnęła po czystą bluzę od nowej piżamy wkładając mu ją przez głowę, bo ta nie posiadała guzików. Naciągnąwszy ją na plecy powoli ułożyła go na poduszce.
- Widzisz? Nie jest tak źle – uśmiechnął się do niej.
Spojrzała na niego zatroskana.
- To dlatego, że jesteś bardzo szczupły i lekki. Masz chyba ponad metr osiemdziesiąt. Przy takim wzroście powinieneś ważyć około osiemdziesięciu kilogramów, a na pewno nie masz więcej jak sześćdziesiąt, może sześćdziesiąt pięć.
- Mam sto osiemdziesiąt pięć centymetrów wzrostu. Rzeczywiście mocno schudłem. Łóżko ponoć wyciąga, a jedzenie tutaj pozostawia wiele do życzenia.
- No dobra, to teraz spodnie. – Pociągnęła za nogawki tych, które miał na sobie i zdębiała, gdy w całej krasie ukazało się jego przyrodzenie. Zrobiła się czerwona jak burak. Szybko nakryła go kołdrą.
- Przepraszam..., przepraszam cię Marek…, nie wiedziałam, że nie masz bielizny. – Rozbawiony tą sytuacją patrzył na nią mówiąc cicho.
- To ja przepraszam Ula. Powinienem był cię uprzedzić. No nie wstydź się już. Przecież to nic takiego. Załóż mi te spodnie. Proszę.
- To może najpierw slipy, a potem spodnie. Obiecuję, że nie będę podglądać.
Odetchnęła z ulgą, kiedy ponownie przykrywała go kołdrą. Zerknęła na Maćka, który próbował usiąść na wózku inwalidzkim.
- Chcesz do ubikacji Maciuś?
- Nie, ale pomyślałem sobie, że skoro Marek jest już przebrany, to ogolę go, bo wygląda jak jaskiniowiec. Co ty na to przyjacielu?
- Ja jestem za, ale jak chcesz to zrobić? Z wózka nie dosięgniesz do mojej twarzy.
- Podniesiemy zagłówek, a ja usiądę na łóżku i będę cię golił. Ula przyniesie tylko miskę z wodą i podłoży ręcznik pod brodę.
Wbrew obawom Uli golenie poszło bardzo sprawnie. Maciek z wielką dokładnością najpierw przyciął nożyczkami gęstą brodę Marka, a potem ogolił ją maszynką. Dopiero po usunięciu zarostu mogli zobaczyć jak bardzo jest wymizerowany. Uli aż ścisnęło się serce. Kiedyś naprawdę musiał być bardzo urokliwym mężczyzną. Teraz zapadnięte policzki mocno uwydatniały kości policzkowe co sprawiało, że oczy były w jego twarzy najbardziej dominujące. Duże, szare, o ciepłym spojrzeniu, po prostu dobre i uczciwe.
- Ty musisz zacząć jeść bardziej kaloryczne pokarmy. Na tym szpitalnym wikcie daleko nie zajedziesz. Od jutra będę przynosić obiady wam obu. Ty Maciek też nie wyglądasz za dobrze i przyda ci się kilka dodatkowych kilogramów.

Po wyjściu ze szpitala kolejny raz pojechała do sklepu, tym razem do sklepu z artykułami gospodarstwa domowego. Zaopatrzyła się w trzy spore termosy, w których mogłaby przewozić im obiady. Uzupełniła też lodówkę, żeby miała im z czego gotować. Wróciwszy do domu zabrała się do pitraszenia z wielką ochotą. Kiedyś uwielbiała gotować i robiła to często. Wiele nauczyła ją mama. Jednak potem, kiedy rodziców brakło straciła do tego zapał. Teraz z entuzjazmem wałkowała ciasto na pierogi i przygotowywała farsz. – Kluski to podstawa. Skoro tuczy się nimi gęsi, człowiek też powinien po nich przytyć.
Z reszty ciasta zrobiła makaron i ugotowała pachnący, esencjonalny rosół.
To intensywne popołudnie sprawiło, że zupełnie zapomniała o wydarzeniach w swojej firmie, jakby odeszły w niebyt. Kładąc się do łóżka pomyślała, że ten urlop nie jest wcale takim złym pomysłem i chociaż nigdzie nie wyjedzie, to na pewno spędzi go z pożytkiem.

Następnego ranka ruszyła do szpitala. Wiedziała już, że zawsze o ósmej jest obchód, a o dziewiątej podają śniadanie. Dzisiaj to ona im zrobi śniadanie jakiego nie jedli pewnie od dawna. Po drodze zatrzymała się przy piekarni i kupiła świeże, jeszcze ciepłe bułki. Kupiła ich tyle, by starczyło im też na kolację.
Kilka minut po ósmej pojawiła się na oddziale. Lekarze opuścili już salę, w której leżeli Maciek i Marek. Mogła swobodnie działać. Przywitała się z chłopakami i zaczęła wypakowywać torby.
- Przywiozłam Maciuś czajnik elektryczny. Masz sprawne ręce więc możesz śmiało robić wam kawę. Dzisiaj to ja wam zrobię.
Uwijała się jak w ukropie. Marek obserwował ją i nie mógł wyjść z podziwu jak bardzo jest zręczna. Na talerzach pyszniły się chrupiące bułki obłożone szynką, a w kubkach pachniała aromatyczna kawa z mlekiem. Pociągnął nosem. Już nie pamiętał kiedy jadł takie smakowitości. Ula podsunęła Maćkowi niewielki stolik i życząc mu smacznego podeszła do Marka.
- A ciebie zaraz nakarmię.
Usiadła tuż obok na łóżku i trzymając talerz w dłoni podsuwała mu do ust na przemian bułkę i kubek z kawą. On mruczał z zadowolenia.
- Ale to dobre Ula. Bułki pyszne, a o takiej kawie marzyłem od dawna. Chciałem się z tobą rozliczyć za te zakupy i w ogóle. Niestety nie mam tu gotówki, ale dam ci kartę do bankomatu i podam pin. Bankomat jest przy wejściu do szpitala. Weźmiesz sobie tyle ile zapłaciłaś za moje zakupy.
Pokręciła przecząco głową
- Nie Marek. Umówmy się tak, że jak już odzyskasz sprawność w rękach, to oboje zjedziemy na dół i sam wypłacisz gotówkę.
. – Ale Ula, przecież to wszystko kosztuje…
- Marek, – przerwała mu – mnie naprawdę stać na to wszystko. Mam wystarczająco dużo pieniędzy, żeby codziennie fundować wam takie jedzonko, więc nie protestuj, dobrze?
- No dobrze. Będzie jak zechcesz.
- A ja mam prośbę do ciebie Ula – Maciek wytarł usta serwetką i odsunął talerz. – Zawiozłabyś moim staruszkom trochę grosza? Wypłaciłem wczoraj i pomyślałem, że skoro masz samochód, to nie będzie to dla ciebie problemem…
- Oczywiście, że zawiozę. Całe lata się z nimi nie widziałam. Przy okazji pojadę na cmentarz. Dawno nie byłam i pewnie jest bałagan.
- Nie jest tak źle, bo moi dbają o grób twoich rodziców. Wystarczy, że kupisz znicze i kwiaty.
- No dobrze. Jednak zanim pojadę, pójdę jeszcze coś załatwić. Tu macie w termosach rosół z makaronem i pierogi. Ty Maciuś rozdzielisz porcje, bo wiadomo, że Marek nie da rady. Postaraj się go nakarmić i nie bierzcie już szpitalnego jedzenia.
Szybkim krokiem przeszła dystans dzielący pokój chłopaków od sali gimnastycznej. Odszukała masażystów i poczekała aż będą mieli wolną chwilę. Cichym, przejętym głosem mówiła do nich.
- Posłuchajcie panowie. Przychodzę do was z wielką prośbą. Chodzi o Maćka Szymczyka i Marka Dobrzańskiego. Oni wprawdzie robią postępy, ale jak na mój gust bardzo wolne. O ile Maciek jest w miarę samodzielny, bo ma zdrowe ręce, tak Marek zdany jest wyłącznie na pomoc innych. Bardzo pragnę, żeby to się zmieniło. Dlatego też chciałam prosić obu panów o dodatkowe masaże nóg, a u Dobrzańskiego i rąk. Każdego z panów solidnie wynagrodzę, a jeśli będzie widoczna poprawa dam extra premię. Mówię tu o kwocie dziesięciu tysięcy dla każdego z was. Jeśli postępy będą zauważalne, na pewno kwota będzie wyższa.
Obaj masażyści wyglądali na zaskoczonych, ale też na dźwięk kwoty, jaką mieliby zarobić, zaświeciły im się oczy.
- Pani wie, że takie niedowłady leczą się długo i wymagają czasu, ale oczywiście zgadzamy się i zrobimy wszystko, żeby obaj panowie jak najszybciej stanęli na nogi.
- Z mojej strony sytuacja jest jasna. Zapewniam, że jeśli będą konieczne jeszcze inne zabiegi, chętnie pokryję ich koszt. Czy możecie panowie zacząć już dzisiaj?
- Dobrze, ale po stałych zajęciach, kiedy sala będzie już wolna od pacjentów. Nie możemy tego robić na łóżku szpitalnym i musimy ich obu przewieźć tutaj.
- Zorganizujcie sobie to panowie jak wam najwygodniej. Ja będę czekać na rezultaty. Oczywiście powiadomię też lekarza prowadzącego, by nie myślał, że robimy coś nielegalnie. Jutro dostaniecie zaliczkę. Dziękuję panom. Do widzenia.
Po opuszczeniu sali zapukała jeszcze do gabinetu ordynatora. Wyłuszczyła mu, z czym przychodzi i zadeklarowała czek na pięćdziesiąt tysięcy na rzecz oddziału.
- Panie ordynatorze, – mówiła – ja jestem bardzo wdzięczna za opiekę i zaangażowanie w powrót do zdrowia moich przyjaciół. Rozmawiałam już z masażystami i oni zgodzili się na dodatkowe zabiegi. Zawsze starałam się wspierać wasz oddział. Jestem w stałym kontakcie z Moniką Zakrzewską prowadzącą fundację na rzecz osób niepełnosprawnych i…
W tym momencie ordynator przerwał jej i uśmiechnął się szeroko.
- No tak, teraz kojarzę. To pani jest tym aniołem, dzięki któremu mogliśmy zakupić sprzęt dla naszych chorych. Dziękuję w ich imieniu. Oczywiście pieniądze zawsze się przydadzą, bo potrzeb mamy mnóstwo. Ja bardzo pani dziękuję za ten czek, a jeśli chodzi o tych dwóch pacjentów, to ja nie mam nic przeciwko temu. Sam wiem, jakie cuda może zdziałać intensywna rehabilitacja, ale chętnych jest tak wielu, że na jednego niepełnosprawnego możemy poświęcić zaledwie kilka minut na każdym przyrządzie. To o wiele za mało, bo cierpimy też na brak fachowego personelu.
- Ja ustaliłam z masażystami, że będą to robić już poza godzinami pracy, by nie ucierpieli inni chorzy.
- Skoro wszystko ustalone, to ja daję zielone światło. Mam nadzieję, że rehabilitacja będzie skuteczna, a oni szybko staną na nogi.
Uścisnęła mu dłoń uśmiechając się do niego wdzięcznie.
- Bardzo, bardzo dziękuję ordynatorze. Do widzenia.
Jak na skrzydłach wróciła do sali. Poinformowała ich obu, że od dzisiaj będą mieli zwiększoną dawkę ćwiczeń.
- Nie buntujcie się, bo to dla waszego dobra. Ja nie chcę przyjeżdżać tu w nieskończoność. Na ciebie czekają rodzice Maciek. Musisz być sprawny, bo oni są coraz starsi. To samo tyczy się twoich rodziców Marek. Na pewno bardzo wierzą w to, że kiedyś będziesz funkcjonował normalnie, a im szybciej tym lepiej. – Posłała im szeroki uśmiech. – No to ja się zbieram. Wracając z Rysiowa wpadnę tu jeszcze i zabiorę termosy. Trzymajcie się.
Kiedy zamknęły się za nią drzwi Marek zwrócił się do Maćka.
- Podjedź tu bliżej Maciek, bo chciałbym cię o coś zapytać. Opowiedz mi coś o Uli. To taka niezwykła osoba. Zrobiła na mnie duże wrażenie.
Maciek zamyślił się. Po chwili podniósł głowę i uśmiechnął się smutno do Marka.
- To nie będzie wesoła opowieść. To, że ona jest teraz taka sprawiły lata wyrzeczeń i jej wielkiego uporu. Jak wiesz oboje pochodzimy z Rysiowa. To małe miasteczko położone dwadzieścia kilometrów od Warszawy. Znamy się właściwie od pieluch. Ja jestem tylko o pół roku starszy. Mieszkaliśmy naprzeciwko siebie. Brama w bramę. Najpierw zabawy w piaskownicy, potem wspólna ławka w podstawówce i liceum, a na koniec te same studia. Ula ma jeszcze brata, ale nie wiem, czy utrzymują kontakt. On wyjechał jakiś czas temu do Stanów, a ja nie widziałem jej od zakończenia studiów.
Nigdy im się nie przelewało i zawsze ledwo wiązali koniec z końcem. Tuż przed maturą Uli zmarła jej mama. Była w ciąży, ale miała też wielkiego tętniaka w głowie. Nie przeżyła. Dziecko też nie. Po jej śmierci pan Cieplak załamał się zupełnie. Zaczął też niedomagać na serce. Nie był w stanie niczym się zająć i wszystko zostawił na głowie Uli. Ona nawet nie miała czasu na rozpacz, bo musiała się zająć i ojcem i nieletnim wówczas bratem. Musiała zająć się nauką, bo przecież matura była za pasem. Sam do tej pory nie wiem jak jej się to udało. Po maturze zdawaliśmy na studia i oboje się dostaliśmy. Kończyliśmy bankowość, a ona dodatkowo jeszcze ekonomię. Podziwiałem ją, że daje radę ciągnąć dwa kierunki trudnych studiów zajmując się dodatkowo bliskimi. Mało tego. Żeby dorobić dawała korepetycje z matematyki, bo jest naprawdę świetna w cyferkach. Jakoś się to kręciło. Jak była na czwartym roku zmarł ojciec. Jego serce nie doczekało by-passów. Zostali sami. Jasiek po maturze postanowił wyemigrować. Niby miał zacząć jakieś studia tam w Stanach, ale nie wiem, czy tak zrobił. Jak wyjeżdżał nie znał nawet dobrze angielskiego. Pewnie Ula będzie wiedziała więcej na jego temat. W każdym razie ona została sama w Rysiowie. Postanowiła sprzedać dom i przenieść się do Warszawy. Mówiła, że zaczyna pracę i łatwiej jej będzie dojeżdżać. Ja w tym czasie wylatywałem do Londynu. Nasze drogi się rozeszły i to wielkie szczęście, że spotkaliśmy się właśnie tutaj. Gdyby nie ten traf nawet nie wiedziałbym, gdzie mam jej szukać. Ula to typ wojownika. Nigdy się nie poddaje, a jednocześnie jest niezwykle wrażliwa i ufna. Nie zakłada z góry, że zdarzają się ludzie z gruntu źli. Wierzy w człowieka i tyle.
Marek słuchał opowieści Maćka z zapartym tchem. Doszedł do wniosku, że ta niezwykle skromna dziewczyna przez całe życie miała pod górkę. Podziwiał ją.
- A teraz? Co robi teraz?
- Z tego co mówiła, to pracuje w jakimś towarzystwie zajmującym się funduszami inwestycyjnymi. Zrobiła dyplom doradcy finansowego i jest dyrektorem jednego z oddziałów. Sama doszła do wszystkiego ciężką pracą i powodzi jej się bardzo dobrze. Obecnie jednak wysłali ją na trzymiesięczny urlop. Musi odpocząć, bo czuje się trochę wypalona. Przynajmniej tak twierdzi. Zresztą od czterech lat nie brała urlopu, więc chyba najwyższy czas, żeby trochę odsapnąć.
- To naprawdę zadziwiająca osoba. Ja nigdy w życiu takiej nie spotkałem. Przyjeżdża tu i zajmuje się nami zupełnie bezinteresownie, a nawet dokłada jeszcze do tego. Naprawdę to doceniam. Moja była już narzeczona nigdy nie zrobiłaby czegoś podobnego dla mnie. Zresztą sam widziałeś, że nie bardzo garnęła się do pomocy. Mycie i dźwiganie mnie przekraczało jej możliwości.
- No widziałem i bardzo dobrze, że ją pogoniłeś. Nie była ciebie warta. - Maciek odsunął się od łóżka. – A teraz panie Dobrzański przygotuję nam obiadek. Pamiętam, że Ula świetnie gotowała, a pierogi w jej wykonaniu, to prawdziwa poezja. Mogłem zjeść ich tyle ile sam ważyłem. – Roześmiał się głośno i sięgnął po termosy.
 
 

Ula i Marek Dobrzańscy (gość) 2015.01.18 11:58
Hej, dziękuję za ten miły poranek :D Przeczytałam jednym tchem, kiedy kolejna notka? :D Ciekawe za ile odcinków Marek stanie na nogi i wyjdzie z tej kliniki. Szkoda, że nie napisałaś nic o Sławku - czy jak on miał tam na imię - czy sobie poradził w pracy? Czy może prezes jest na niego wściekły? Czekam na następną notkę i tymczasem zapraszam do mnie na trzecią część opowiadania Odnalazłem Cię :D Pozdrawiam UiM
jute (gość) 2015.01.18 12:41
Witaj Małgosiu.Zaczęłaś od końca.No kochana.Czyli pierwsze "momenty" już były.Ciekawe jak to skomentuje Lectrice?To "nic takiego",to skromność Marka czy...,no dobra ,w końcu żarówka świeci dopiero po podłączeniu do prądu.Tylko po co Ulka założyła mu te slipy?,chłopak będzie miał teraz trudności techniczne przy podstawowych czynnościach egzystencjalnych.Jute zaleca zacewnikowanie kolesia (bo ona jest wredna zgaga),ale to drobny szczegół techniczny mający się nijak do przebiegu
akcji.Myślę,że ze względu na osobę,której to dotyczy,każda z czytelniczek rozwiąże sprawę w swojej wyobrażni.No dziewczyny, myślę w tym wypadku o fizjologii.Dobra, dosyć tych pierdół .Ula ma odskocznię od wyścigu szczurów w "swojej" firmie,a chłopaki mają super opiekę i super wypas.Co do stosunków (międzyludzkich,oczywizda) w firmie Uli,to wydaje mi się ,że wszędzie jest tak,że panowie wyobrażają sobie,że kobiety pracują,bo chcą i lubią, a ONI, bo muszą.Stąd to traktowanie nas czyli kobiet,czasem protekcjonalne,czasem lekceważące,lub zawistne,a czasem traktują nas jak jak ładniutki kwiatek w kątku,albo jakiś wypasiony ale mało potrzebny gadżet.Co tam,kij im w oko,byle ostry.Jednak, muszę przyznać,słuchając opowiadań z cyklu "co tam w pracy" moich dzieci,że to się chyba zmienia.Wolno,ale się zmienia.Ale się rozgadałam.Idę kończyć robienie obiadu..bo krasnoludki leniwe zołzy znowu mają wolne. Pozdrawiam.
Gaja (gość) 2015.01.18 13:20
Witaj Małgosiu,
trochę szkoda, że ze względu na pogodę nie możesz się ruszyć poza obręb budynku, to trochę jak więzienie, ale z drugiej strony, czy też z którejś tam, już widać światełko w tunelu - jesteś na półmetku. Może powinnaś pomyśleć o jakiejś bibce z okazji połowinek? Mam tylko nadzieję, że Twoje "wygnanie" i rehabilitacja przynoszą chociaż jakieś małe rezultaty, odczuwasz poprawę? Wracając do opowiadania, to nie powiem, na dzień dobry takie sceny - Marek w rosole? Bardzo śmieszna scena, ale pierwsze koty za płoty, Ula już widziała Marka w całej okazałości! Swoją drogą Marek naprawdę musi być bardzo wymizerowany, ma sporą niedowagę (samej mi się serce ścisnęło), jak nie nabierze sił, to będzie tkwił w tym szpitalu nie wiadomo jak długo. Podobno pieniądze szczęścia nie dają, ale jak się okazuje po raz kolejny, dobrze mieć ich trochę w zapasie:) Ula hojnie opłaca chłopakom fachową opiekę, mam tylko nadzieję, że ofiarność nie pójdzie na marne i obaj szybko wezmą się za siebie:) Biedna ta Ula, nie dość, że mamę i siostrzyczkę straciła w takim młodym wieku, to na dodatek jeszcze tata też odszedł za wcześnie. Zagadką jest Jasiek. Przecież nieszczęścia raczej cementują stosunki rodzinne, a tym razem Jasiek i Ula nie utrzymują kontaktów!?, co się stało? No i niezawodni sąsiedzi - Szymczykowie, bardzo miło z ich strony, że opiekują się grobem Rodziny Uli. Jak dobrze, że dzięki przymusowemu urlopowi Ula zobaczy, że oprócz życia szczurzomużynionego (korporacyjne układy tak sobie określam na własny użytek, oczywiście nie chcąc nikogo obrazić) istnieje inny, lepszy świat. Mam jeszcze maleńkie pytanko, czy Marek zainteresował się Ulą, bo przynosi im pomoc, czy też może coś się już tam u Niego zakiełkowało - to, że jest ładna już przecież stwierdził, ale to nie o to chodzi:) Gorąco pozdrawiam,
Gaja:)
MalgorzataSz1 2015.01.18 18:34
UlaiMarek

Cała przyjemność po mojej stronie. Kolejna notka w czwartek. Skoro mam już dostęp do internetu wracam do poprzedniego systemu: niedziele, czwartki.
O Slawku jeszcze będzie. Musi przecież zapłacić za swoją bezczelność. Nie pamiętam natomiast, w którym rozdziale Marek stanie na nogi, bo pisałam to opowiadanie dość dawno. Teraz tylko robię na bieżąco korektę rozdziału, który wklejam.
Rozdział przeczytam chyba już jutro i jutro zostawię u Ciebie komentarz.


Jute

Lectrice nic nie powie, bo już chyba odpuściła sobie komentowanie u mnie. pewnie znudziły ją już opowiadania o BrzydUli.

Jeśli chodzi o slipy, to Ula zrobiła to całkiem świadomie, bo nie chciała kolejnej takiej niespodzianki. Na szczęście to nie ona podaje mu basen, a pielęgniarom to nie dziwne, bo oswojone są. Wyścig szczurów mamy prawie w każdej firmie i szkoda, że to stało się normą. Kopanie pod kimś dołków jak widać nadal niektórym się opłaca.


Gaja

Na razie poprawa ledwie zauważalna. Myślę, że niespodzianki nie będzie. Kul raczej nie odrzucę, ale przynajmniej samopoczucie mi się poprawiło i bardzo dobrze tutaj sypiam. W domu bez wspomagaczy potrafiłam obudzić się nawet siedem razy w ciągu nocy.

Wracam do Uli. Niestety nie ma przy sobie brata. Jak już wiecie wyjechał do Stanów. Maciek nie zna żadnych szczegółów dotyczących ich relacji i nie wie, czy mają kontakt. To również się wyjaśni w jednym z następnych rozdziałów.
Marek jest wycieńczony przez chorobę. Martwi się też swoim stanem, bo tak naprawdę do tej pory nie miał nadziei na poprawę zdrowia. Oczywiście dzięki Uli to się zmieni. Ona naprawdę poczuje, że to jej życiowa misja.
Marek jest oczarowany Ulą i to nie ze względu na jej urodę. Ujęła go jej łagodność, chęć pomocy, po prostu to, że całkiem obca dziewczyna pochyliła się nad jego nieszczęściem. Oczywiście z czasem zakocha się w niej i nie omieszka jej tego wyznać.

Dziewczyny, bardzo jestem Wam wdzięczna za wpisy. Czytam je z wielką przyjemnością. Wszystkie gorąco pozdrawiam i zapraszam w czwartek. :)
K. (gość) 2015.01.18 19:15
Witaj Małgosiu, ten rozdział trochę wyjaśnia sytuację. Dowiadujemy się coraz więcej o Uli i jej dotychczasowym, jak się okazuje niełatwym, życiu. Została na świecie de facto sama, bez rodziców, przyjaciół, jakiegokolwiek wsparcia. Trochę tajemnicze jest zniknięcie Jaśka i brak jakichkolwiek informacji o nim, dlaczego nie utrzymują se sobą kontaktów, w końcu zostali tylko oni? Może to się wyjaśni. Odnajdując Maćka, Ula wraca trochę do przeszłości, w końcu Maciek i jego rodzice to wspomnienia dawnego życia w Rysiowie. Wszystko wskazuje na to, że pojawienie się w szpitalu pozwoli jej faktycznie zacząć inne życie. A urlop wzięty pod przymusem tylko jej w tym pomoże. I nie tylko jej ale i chłopakom. Im przyda się wsparcie, troska i dodatkowa rehabilitacja, a Ula ma po co wstawać i o kogo się troszczyć. Marek chyba już nie traktuje Ulki tylko jako koleżanki Maćka, dostrzega w niej jej dobroć, charakter ale i urodę, jest tak inna od Pauliny. Będzie miał dla kogo walczyć o powrót do zdrowia. Pozdrawiam.
RanczUla (gość) 2015.01.18 20:44
Dziwi mnie jedna rzecz dlaczego Marek nie leczy się w jakiejś prywatnej klinice. Przecież stać go. Chyba, że FD nie istnieje albo przechodzi kryzys.A ten szpital, to niestety, ale nasze realia, chociaż nie powinnam pisać nic złego na temat służby zdrowia i "ręki która mnie karmi".
A te opowiadanie , to tak specjalnie spasowane równocześnie z twoim pobytem w sanatorium i rehabilitacji , czy zwykły przypadek.
lectrice (gość) 2015.01.18 23:32
No i niespodzianka... mialo nic nie byc do konca miesiaca wiec nie zagladalam.... Robi sie ciekawie i niekonwencjonalnie... Marek zdany na Ule... pewnie padnie pod urokiem "pielegniarki"... Ule wyeliminuja z pracy bo urlop na 3 miesiace to nic normalnego tym bardziej w finansach. I pewnie odnajdzie sie w przedsiebiorstwie Marka, czy tez jego rodzicow .... Ciekawe do jakiej sprawnosci dojdzie Marek... Jedno sie nie zmienia w opowiadaniach.. Ula to zawsze zdolna osoba, z dyplomami... Czekam na cd az sie wszystko rozwinie....
Pozdrawiam
lectrice (gość) 2015.01.18 23:54
Ha.... a jednak poklapie klapaczka... a co mi tam.... To, ze Ula spiekla buraka to chyba normalne... nagle bez przygotowania znalezc sie oko w oko z jego wysokoscia najdluzszym.... toz to zaskoczenie jak ch......
Ja to sie troche dziwie Markowi, ze poprosil obca dziewczyne o takie przebieranie..... bo to jednak nieco krepujace..... widac juz mu na tym lozu bolesci wszystko jedno byle bylo zrobione.... tzn On sie juz przyzwyczail (niestety musial) do tego, ze nim manipuluja, ale Ula raczej nie jest zwyczajna tego rodzaju zabiegom...

A Jute to niech da spokoj krasnoludkom bo one u mnie sobie sa szczesliwe... nie rozumiem dlaczego mialyby emigrowac do niej.... i nie podkupowac mi ich slodyczami.....

No, pierwsze "momenty" za nami... a Ona to go tak czesto bedzie przebierac... wprawy nabierze... a i spowszedniec jej to moze....

Malgosiu, nic mi sie nie znudzilo... pracuje troche wiecej bo synus studencik, a ze sie solidnie uczy to mu pokoj wynajmuje... dzieci to skarbonki, nie rozowe, nie prosiaczki (choc tu bym dyskutowala) ale przepastne skarbonki...
Do tego mam straszna klase i wacam do domu wykonczona bo caly dzen musze miec oczy dookola glowy i w d... tez....
Pozdrawiam jeszcze raz...
Gośka (gość) 2015.01.19 00:41
Nawet nie potrafię opisać swojej wielkiej tęsknoty do opowiadań Twojego autorstwa. Bardzo się cieszę, że już się pojawiają kolejne rozdziały. Opowiadanie podejmuje trudną tematykę. Powiedziałabym, że nawet kontrowersyjną <choć nie wiem, czy to nie za mocne słowo>. Dwie kobiety. Dwa różne, odmienne charaktery, inne zachowanie, inna decyzja w sprawie niesprawnych mężczyzn. Powiedziałoby się przeciwieństwa. Jedna egoistyczna, bez empatii, bezwartościowa, bezduszna. A druga taka dobra, cudowna, taka chciałoby się powiedzieć nierealna. Ciężko oceniać jakąkolwiek kobietę. Ciężko postawić się na jej miejscu. Chyba jestem za młoda. Byłaby to ciężka decyzja, a może nie?! Może jest to naturalne, i w kryzysie człowiek wie, jak należy postąpić?
Przerażają mnie opisy osób nie sprawnych. A nie powinny. Wybrałam sobie nawet taki temat na maturze ustnej. A gdy czytam to opowiadanie pięć razy zastanawiam się, czy tak na prawdę jest. Czy tak ciężko wrócić do normalności i do stanu przed wypadkiem?! I wydedukowałam, że tyle o tym myślę, ponieważ wiem/mam świadomość, że autor styka się z takim "typem" ludzi na co dzień, np. sanatorium. A ja jeszcze dużo rzeczy nie widziałam i o wielu rzeczach i sytuacjach z życia nie mam pojęcia.
Pozdrawiam.
Bardzo się cieszę, że pojawią się nowe opowiadania.
Gośka (gość) 2015.01.19 00:44
A co do studentów - u mnie w domu śmiejemy się, że student to taka jemioła, czyli pasożyt :P ewentualnie studnia bez dna.
MalgorzataSz1 2015.01.19 09:25
K.

Jak już pisałam wyżej relacja Ula - Jasiek na pewno się wyjaśni, ale nie pamiętam w którym rozdziale. Generalnie mimo tej samotności, braku rodziny i przyjaciół ona jest silną kobietą. Jednak w tym wielkim poświęceniu się pracy po prostu trochę zapomniała o swoich potrzebach, a one z upływem lat stają się niezmiernie ważne. Z reguły często tak jest, że poświęcamy się dla kogoś, zupełni nie dbając o siebie. Tu niejako to połączyłam, bo Ula wprawdzie poświęci się dla Marka, ale też nie zapomni o sobie. Przy nim poczuje się dowartościowana, doceniona, a przede wszystkim poczuje się prawdziwą kobietą.

RanczUla

Marek jest bogatym facetem. Posiada wszelkie środki, by móc się leczyć prywatnie. Pytanie tylko, czy rzeczywiście ładowanie ciężkich pieniędzy w prywatną rehabilitację rzeczywiście przekłada się na efektywność takiego leczenia. Osobiście mam co do tego wielkie wątpliwości. Jeśli człowiek jest poważnie chory, żadne pieniądze go nie uleczą, choćby w najlepszej klinice.
Ja tak to sobie właśnie wymyśliłam, że szpital jest państwowy, ale dzięki fundacji, bogaty w niezbędny sprzęt rehabilitacyjny tak przecież pomocny przy usprawnieniu niedowładów.
Opowiadanie pisałam już dość dawno. Nie wiedziałam jeszcze wtedy, że wyląduję w sanatorium. Ponieważ jednak od bardzo wielu lat cierpię na różnego rodzaju niedowłady, taka tematyka nie jest mi obca. Mimo wszystko, to czysty przypadek, a nie moje zamierzone działanie w doborze tematyki opowiadania.

lectrice

Dla mnie Twoja obecność tutaj też jest niespodzianką, bo ostatnio jakoś Cię mniej, ale teraz rozumiem, że musisz ciężko harować na syna studenta i całą resztę. Najważniejsze, że dobrze się uczy i pod tym względem Cię nie zawiódł.
Jeśli chodzi o pracę Uli, to ona sama dostając te trzy nieplanowane miesiące urlopu czuła, że już tu nie wróci. Trochę inaczej będzie to wyglądać, ale to za jakiś czas.
Marek na pewno dojdzie do sprawności. Oczywiście nie takiej jak kiedyś. Będzie to okupione ciężką pracą, ale konsekwentną.


Gosia

Taki miły komentarz na początek dnia, to miód na moje serce. Za chwilę wychodzę na zabiegi i po tym co przeczytałam, w doskonałym nastroju.
Bardzo trafne spostrzeżenia zawarłaś we wpisie dotyczące Uli i Pauliny. Jednak one są całkowicie różne przede wszystkim mentalnie i nie można znaleźć żadnych punktów wspólnych poza tym jednym, że są kobietami. Decyzja o opiece nad niepełnosprawnym nie jest łatwa, ale myślę, że większość z nas podchodzi do tego po prostu emocjonalnie i robi to instynktownie.
Człowiek niepełnosprawny nigdy nie wróci do normalności, ani do stanu sprzed niepełnosprawności. Zawsze pozostają rzeczy, których po prostu wyleczyć się nie da, ale z którymi można sobie poradzić. Dla mnie na przykład głównym celem jest chodzenie bez kul i pozbycie się bólu, który towarzyszy mi od wielu lat. Ja już wiem, że kul nie odrzucę, ale ból mogę zmniejszyć i to uważam za sukces.
A jeśli chodzi o studentów, to ja nie mam wobec nich takich "pasożytniczych" skojarzeń, bo bardzo młodzież lubię i sama "młodnieję" w ich towarzystwie.


Bardzo Wam dziewczynki dziękuję za wspaniałe komentarze a przede wszystkim dociekliwe. Zapraszam wszystkie na czwartek prawdopodobnie do południa na kolejny rozdział, który znowu odsłoni nieco więcej.
Pozdrawiam wszystkie najcieplej i najserdeczniej. :)
magdam (gość) 2015.01.19 21:19
Witaj Małgosiu :)
Pewne sprawy sie juz wyjasnily, jak chocby sprawa rodziny Uli i to jak jej drogi z Mackiem sie rozeszly....widac,ze sie bardzo zaanagowala w pomoc. Dziwi mnie fakt, ze Marek nie ma jakijes lepszej opieki biorac pod uwage,ze pochodzi z takiej rodziny...no chyba,ze tu tez cos innego wymyslilas :)
Pozdrawiam :)
MalgorzataSz1 2015.01.20 12:09
Magdam

Już wyżej zadała to samo pytanie RanczUla. Wyjaśniałam, że nie zawsze duże pieniądze przeznaczone na rehabilitację idą w parze z jej jakością. Szpital, w którym leży Dobrzański jest państwowy, ale oddział rehabilitacyjny ma wielu sponsorów, dzięki którym jest znakomicie wyposażony. Krzywda Markowi na pewno się nie dzieje. Zresztą obojętnie gdzie by nie był, takie niedowłady, które posiada i tak wymagają długiego czasu leczenia, więc spokojnie, bo w końcu rehabilitacja zrobi swoje a on wróci do zdrowia.

Serdecznie Cię pozdrawiam i dziękuję za komentarz. :)
Vendelin (gość) 2015.01.20 21:01
Witaj :D Na Twojego bloga natknęłam się całkiem przypadkiem parę tygodni temu. Trochę czasu zajęło mi przeczytanie tych wszystkich cudnych opowiadań, które tu zamieszczasz; z tego powodu konstruktywny komentarz piszę dopiero teraz licząc, że masz mi tego za złe. Jako że sama bardzo lubię paring Ula - Marek czytuję wiele różnorodnych opowiadań, blogów, miniaturek itp. na ten temat. Mam jednak kilka "zastrzeżeń". Pierwsze primo: wybacz, ale moim zdaniem Ula ciut za szybko wyznaje miłość Markowi. Wiem, że każde opowiadanie ma jakąś określoną liczbę stron, w związku z czym nie możesz z niego zrobić brazylijskiej telenoweli, ale jednak kilka zdań w stylu "Mijały tygodnie" byłoby na miejscu. :) Drugie primo - Jakkolwiek bardzo podoba mi się wątek główny każdego Twojego opowiadania i czytając je mogę sobie bez problemu wyobrazić je sobie w postaci filmu, uważam, że używasz nieco zbyt dużo zawiłych i górnolotnych sformułowań. Faceci komunikują się raczej prosto, szybko i konkretnie, bez żadnej niepotrzebnej paplaniny :D Wszystko brzmi naprawdę świetnie, ale na co dzień raczej słyszy się co innego. Ostatnia uwaga dotyczy bieżącego opowiadania. Kochana Małgorzato, wytłumacz mi dlaczego Marek będąc sparaliżowanym, a co za tym idzie nie mając kontroli nad własnym ciałem, nie ma założonego cewnika, ani pieluchy ??? Przecież to absolutne minimum jeśli pacjent nie może sam się przemieszczać, bądź ma problemy z poruszaniem. :) Wyczytałam, że pisałaś to opowiadanie już jakiś czas temu i teraz tylko przepisujesz na komputer, domyślam się zatem, że raczej go nie zmienisz, ale proszę, przy kolejnym opowiadaniu w którym ktoś będzie miał problemy z poruszaniem się i samoobsługą uwzględnij realia polskiej służby zdrowia :D Przepraszam, że jestem tak czepliwa i wredna. Opowiadania naprawdę mi się podobają, a już szczególnie uwielbiam sytuacje w których Marek jest taki biedny, pokrzywdzony i zdany na pomoc Uli :D Czyli jak jest przeziębiony, połamany, sparaliżowany, czy co tam jeszcze wymyślisz :D Więcej takich wątków poproszę. Mam szczerą nadzieję, że po przeczytaniu tego komentarza nie zniechęcisz się do dalszego pisania. Czekam z niecierpliwością na kolejne odcinki :D
MalgorzataSz1 2015.01.21 12:15
Vendelin

Bardzo się cieszę, że dołączyłaś do grona moich czytelników. Dziękuję zarówno za słowa pochwały jak i krytyki. Szczerze powiedziawszy chyba nigdy nie zastanawiałam się nad tym, czy to już właściwy moment, w którym Ula powinna wyznać Markowi miłość. Przypominam sobie, że w dłuższych, wielorozdziałowych opowiadaniach następowało to mniej więcej w dziesiątym rozdziale. Od kiedy piszę opowiadania dziesięciorozdziałowe oczywiście następuje to znacznie szybciej. Nie jest też tak, że to ona pierwsza wyznaje mu uczucie, ale zawsze odpowiada na jego "kocham cię". Zgodnie z tym, co przedstawiono nam w serialu, ona zakochała się w Marku niemal od pierwszego wejrzenia, wiemy więc od razu, że go kocha i niejako walczy o jego miłość. Tak naprawdę, to nie mam pojęcia, czy będę w stanie to kontrolować. Na pewno spróbuję jeśli zacznę pisać kolejną historię. Tak samo nie mogę obiecać, że przestanę używać zawiłych sformułowań. Prawdopodobnie wynika to z faktu, że nie jestem humanistą, a umysłem ścisłym. Moje klimaty to niestety nie literatura, chociaż czytam mnóstwo różnej lektury, a raczej podobnie jak u Uli :P cyferki, bo tym zajmuję się na co dzień. Napisanie pierwszego opowiadania było jedynie próbą, czy dam radę coś sklecić i chociaż nie było najlepsze, to niektórym się podobało. Zachęcona popełniałam następne. Z natury w jakimś stopniu i to całkiem sporym jestem romantyczką i wyobrażam sobie wyidealizowany świat, w którym faceci są wrażliwsi niż w realu i nie używają skrótów myślowych. Myślę, że tu wolno mi nieco więcej jako autorowi, więc puszczam wodze wyobraźni. Niektórych to razi, innym to pasuje. Oczywiście nie można trafić w gusta wszystkich. Opowiadania z całą pewnością nie pójdą do druku, bo ja sama uważam je za dość słabe. Nie jestem przecież profesjonalnym pisarzem.

Natomiast jeśli chodzi o to opowiadanie, to istotnie umknęła mi tak ważna rzecz jak cewnik. Masz rację, że powinnam była o tym napisać. Niestety już za późno na korektę, bo to powinno znaleźć się w pierwszym lub drugim rozdziale. Biję się w piersi i przyznaję do błędu.

Twój komentarz z pewnością jest bardzo ważny i zwrócił uwagę na popełniane błędy. Bardzo Ci za niego dziękuję. Myślę, że nie uda mi się wszystkich wyeliminować. Nie potrafię zmienić stylu swojego pisania. W jakimś sensie to maniera. Niektórzy tak mają i choć starają się to zmienić, jakoś siłą rzeczy wychodzi jak zawsze. Zobaczymy...

Dziękuję Ci serdecznie i pozdrawiam. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz