Łączna liczba wyświetleń

środa, 7 października 2015

"POŻÓŁKŁE KARTKI PAMIĘTNIKA" - rozdział 10

30 listopad 2014
ROZDZIAŁ 10


Początki ciąży są dla mnie koszmarne. Mam poranne mdłości i czuję się słabo. Jednak po trzech miesiącach wszystko mija jak ręką odjął. Wreszcie mogę zjeść niczego nie zwracając. Tryskam energią, co bardzo cieszy Marka, bo ciągle się martwił tym moim osłabieniem. Zajęć mam sporo, ale daję radę. Najważniejsza jest logistyka. Dzięki niej mam rozpisane zajęcia na cały dzień. Daniel jest trochę spokojniejszy. Marek wytłumaczył mu, że mama nie zawsze czuje się dobrze i nie zawsze ma siłę bawić się z nim.
- Czasem musisz synku pobawić się sam. Masz dużo zabawek, możesz porysować, albo pooglądać kreskówki. Mamusia musi mieć troszkę spokoju, rozumiesz?
Malec potakuje głową i zapewnia, że na pewno da mamie odpocząć i będzie pilnował, żeby się nie przemęczała. Czuje się jak dorosły mężczyzna, bo tata ciągle mu powtarza, że jak jest w pracy, to on jest głową tego domu, a mamą trzeba się opiekować. Bardzo bierze sobie słowa Marka do serca i często przybiega do mnie pytając.
- Mamusiu wzięłaś witaminki? Magdzia musi być zdrowa jak się urodzi.
Jest taki zabawny. Całuję jego policzki i obiecuję, że będzie miał śliczną i silną siostrzyczkę dzięki tym witaminkom.
Coraz chętniej ogląda bajki, a ja dzięki temu mogę zająć się sprawami firmy. Dużo ich, ale najczęściej omawiamy je wieczorami kiedy Daniel już śpi. Czasem pytam o Alexa. Od kiedy Paulina wyjechała i na stałe zamieszkała we Włoszech on jakby oklapł. Nie kombinuje tak jak dawniej, ale uczciwie poświęca się pracy. Nadal wprawdzie chodzi ponury jak chmura gradowa, ale przynajmniej nie mota intryg.


Zanieśliśmy mu zaproszenie na nasz ślub, ale od razu powiedział nam, że nie przyjdzie, bo nie jest w nastroju do takich imprez. Myślałam, że chociaż on będzie chciał mieć kontakt ze swoim siostrzeńcem, ale wychodzi na to, że tak samo jak Paulina nie czuje się z nim związany. Uznał, że skoro ona zrzekła się do niego praw, to i on nie musi się w nic angażować i konsekwentnie się tego trzyma. Trudno. Nic na siłę.

***

Przyjechała Helena i już od progu mówi, że przyszła wiadomość od Pauliny. Wyszła za mąż i teraz nazywa się Febo-Rossi. Jej mąż to znany w Mediolanie przemysłowiec. Posiada kilka fabryk produkujących różne rodzaje silników. Jest ponoć bajecznie bogaty i pewnie to pozwoliło jej podjąć decyzję o rozstaniu z Markiem.
Helena zabiera Daniela do siebie. Widzi jak mi ciężko. To już siódmy miesiąc i czuję się jak wielka słonica. Mój już i tak wielki brzuch nadal rośnie. Marek nie potrafi się powstrzymać i każdego wieczora i ranka przytula się do niego prowadząc swoisty z nim monolog. Rozśmiesza mnie, a kiedy się śmieję, maleństwo zaczyna przemieszczać się w środku i kopie mnie z całych sił. Brzuch faluje wtedy i Marek wie co się dzieje.
- A ty żywiołku. Daj mamusi spokój, - mówi – bo dla niej to twoje wierzganie wcale nie jest przyjemne.
Masuje mnie i wciąż powtarza, że tak jak Daniel i on nie może się już doczekać, kiedy będziemy we czwórkę.


Ten dzień, a raczej noc wreszcie nadchodzi. Na szczęście przez te ostatnie dni przed rozwiązaniem Daniel jest u dziadków. Odchodzą mi wody. Budzę Marka i proszę, żeby pomógł mi się ubrać. Potem jedziemy do szpitala. Koniecznie chce być przy porodzie. Paulina nie dała mu szansy i nawet go nie pytając zadecydowała o cesarskim cięciu. Ja tak nie chcę. Cesarskie cięcie to ostateczność. Po co mam mieć szpecącą bliznę na brzuchu? Wolę urodzić siłami natury. Boli strasznie i co chwilę odczuwam silne skurcze. Ubrany w zielony fartuch Marek bierze mnie na ręce i układa na łóżku, bo nie mam siły zrobić tego sama. Po chwili pojawia się położnik wraz z pielęgniarką. Bada tętno dziecka, ale jest prawidłowe, a dziecko ułożone główką do dołu. Instruuje mnie co mam robić przy następnym skurczu. Skurcze przychodzą falami i są coraz częstsze. Zaciskam zęby, bo nie chcę krzyczeć na całe gardło. Z tyłu za głową słyszę szept Marka.
- Jesteś bardzo dzielna kochanie. Jeszcze tylko trochę i maleństwo będzie z nami.
Mnie wydaje się, że te „trochę” przedłuża się w nieskończoność. Położnik mówi, że widać już główkę. Czuję jak się przemieszcza i sprawia mi wielki ból. Nagle raptowna ulga. Przeszła. Jeszcze tylko trochę cierpienia i wreszcie nasze dziecko wydaje z siebie pierwszy krzyk. Szczęście rozlewa się po moim ciele. Lekarz mówi, że to śliczna dziewczynka. Marek chyba jest jasnowidzem. Do końca nie chciałam znać płci. Za chwilę zważoną, zmierzoną i umytą kładą na mojej piersi. Widzę czarną czuprynkę i już wiem, że urodziła się kolejna kopia Marka. Z miłością całuję czółko tej kruszynki. Wzruszony Marek robi to samo. Spełniło się jego marzenie o córce. Będzie więc Magda, tak jak chciał.
Przewożą mnie na salę poporodową wraz z dzieckiem. Jakie to szczęście, że mogę mieć ją przy sobie. Marek robi małej mnóstwo zdjęć. Próbuję ją nakarmić. Moje piersi są ciężkie od mleka. Mała przysysa się do jednej z nich i zaczyna jeść. Marek mówi, że to najpiękniejszy obrazek jaki widział w życiu.
Magda jest zdrowa. Dostała dziesięć punktów w skali Apgar. Ma pięćdziesiąt trzy centymetry długości i trzy kilo dwieście gram wagi. Zupełnie normalny noworodek. Cieszę się, że mam już wreszcie za sobą poród i ten ból. Chciałam go przeżyć zupełnie świadomie. Chciałam wiedzieć jak to jest wydać dziecko na świat. Teraz już wiem i gdybym miała zrobić to jeszcze raz to też odcierpiałbym, bo naprawdę warto.

***

Maciek się żeni. Z Anią. Wesele organizują w Rysiowie. Jesteśmy świadkami i ja i Marek. W tym miesiącu mamy dwie weselne soboty pod rząd, bo i Viola wychodzi za Sebastiana. Może być ciężko. Dopiero co urodziłam i karmię piersią. Odciągam pokarm do butelek i objaśniam Helenie gdzie co jest. I ona i Krzysztof zadeklarowali się do opieki nad dziećmi. Jesteśmy im bardzo wdzięczni. Nie wiem jak poradzilibyśmy sobie bez ich pomocy.

***

Daniel ciągle się dziwi, że Magda jest taka malutka i żałuje, że nie może się z nią jeszcze bawić.
- Zobaczysz jak szybko urośnie – tłumaczę mu. – Ty też byłeś taki malutki, a teraz jesteś już dużym chłopcem. Na razie ona będzie tylko jeść i spać.
- I sikać – dodaje przytomnie nasz mądry syn. Rozbawił mnie.
- I sikać – potwierdzam. – A potem nauczysz ją siadać na nocnik tak jak ja cię uczyłam.
Magda urodę odziedziczyła po Marku. Ma takie same czarne włosy, wykrój ust i dołki w policzkach. Po mnie odziedziczyła tylko błękitne oczy i trochę piegów na nosie. Podobnie jak Daniel i ona szybko rośnie. Jest już ochrzczona i tym razem też nie byliśmy oryginalni, bo poprosiliśmy na chrzestnych Maćka i Anię. Dziadkowie zachwycają się małą. Pieszczą i hołubią. Nie mogę im tego zabronić, bo równo rozdzielają tę miłość między nasze dzieci. Kochają je mądrze nie faworyzując żadnego z nich. Bardzo nas to cieszy.

***

Krzysztof kolejny raz wylądował w szpitalu. Nie jest dobrze, bo jego serce odmawia posłuszeństwa. Helena jest zdruzgotana. Proponuję jej, żeby na czas pobytu męża w szpitalu zamieszkała z nami. Będzie jej raźniej, a poza tym od nas jest bliżej do szpitala.


Ona ciągle płacze i nie dopuszcza myśli, że on miałby umrzeć. Daniel jest bardzo wrażliwy na jej łzy. Siada jej na kolanach i wyciera jej twarz chusteczką. Dwuletnia Magda we wszystkim go naśladuje i robi to samo. To bardzo rozczula Helenę i sprawia, że roztkliwia się jeszcze bardziej.

***

Ta tragiczna wiadomość dopadła nas dzisiaj o poranku. Zadzwoniono ze szpitala, że o piątej rano serce Krzysztofa po półgodzinnej reanimacji nie podjęło pracy. Jesteśmy wstrząśnięci i płaczemy wszyscy. Marek tuli Helenę i oboje wypłakują w siebie swój ból. Ja przytulam dzieci. Magda nie rozumie co się dzieje. Pięcioletni Daniel jest mądrym chłopcem i wie, że już nigdy nie zobaczy dziadka. Mimo wielkiej rozpaczy jako jedyna z naszej dorosłej trójki myślę logicznie i jasno. Ja już przeszłam raz przez to wszystko wtedy, gdy umarła mama.
Podaję Helenie środki uspokajające i dzwonię do Maćka. Mówię mu, co się stało.
- Mam do ciebie prośbę Maciuś. Mógłbyś przyjechać i zabrać dzieci do Rysiowa? My musimy zająć się pogrzebem i załatwieniem wszystkich formalności.
Mam trochę wyrzuty sumienia, bo Ania jest w ciąży i on powinien przy niej być, ale mam też nadzieję, że mi wybaczy z uwagi na sytuację. Swoją drogą i ona, i Violetta chyba się zmówiły. Śluby brały jedna po drugiej i rodzić też będą w takim samym czasie. O niczym innym nie rozmawiają i pomyśleć, że kiedyś tak się nie znosiły…


Maciek obiecuje, że będzie za godzinę. W tym czasie pakuję rzeczy dzieciaków do dużej torby. Nie wiem jak długo będą musiały zostać u taty. Myślę, że do pogrzebu. Wykonuję telefon również do niego i staram się jak najdelikatniej przekazać mu tę przykrą wiadomość. Bardzo lubili się z Krzysztofem. Jest niemile zaskoczony i bardzo mu przykro.
- Przekaż Helenie moje najszczersze wyrazy ubolewania. Dzieci zostaną jak długo będziecie chcieli. I tak przyjedziemy wszyscy na pogrzeb.
Tłumaczę jeszcze Danielowi konieczność pobytu u dziadka w Rysiowie.
- Musimy z tatą załatwić mnóstwo rzeczy i nie mielibyście opieki. Dziadek zajmie się wami, a ciebie specjalnie proszę, żebyś opiekował się Madzią. Ona jest jeszcze malutka i nie rozumie za wiele.
Malec patrzy na mnie oczami Marka i przytula się do mnie.
- Nie martw się mamusiu. Będziemy grzeczni, a ja zajmę się Magdzią.
- Bardzo cię kocham synku.
Rozczula mnie ta jego „dorosłość”.

***

Sprawę pochówku załatwiamy bardzo szybko, bo okazuje się, że moi teściowie zadbali o to grubo wcześniej i mają grobowiec na Cmentarzu Czerniakowskim. Okazało się też, że nie będzie sekcji zwłok, bo przyczyna zgonu jest ewidentna. Ta wiadomość bardzo uspokaja Helenę. Nie chciała, żeby ćwiartowano ciało jej męża. Przez te trzy dni postarzała się o jakieś dziesięć lat. Nie chce jeść i nie może spać. Bardzo jej współczuję, bo ona i Krzysztof byli dla mnie wzorowym małżeństwem. Przeżyli ze sobą ponad czterdzieści lat we wzajemnym szacunku i miłości.
Jedziemy do firmy. Plotki się już rozniosły i raczej wszyscy już wiedzą o śmierci byłego prezesa. My jedziemy po to, żeby poinformować załogę o pogrzebie. Potem kierujemy się na Rysiów. Pogrzeb jest jutro i trzeba odebrać dzieci. Wracamy dwoma samochodami. Za nami jedzie Maciek i wiezie tatę i moje rodzeństwo. Jutro odbędzie się ta smutna uroczystość i rodzice Maćka też chcą na niej być obecni. W jednym samochodzie nie pomieściłby ich wszystkich.

Ku naszemu zdumieniu na mszy pojawia się Paulina z mężem. Ubrana w czerń od stóp do głów manifestuje swoją żałobę po przybranym ojcu. Za nią idzie Alex. Siadają w jednej z pierwszych ławek. Ona rozgląda się ciekawie. Zauważa Helenę trzymającą na kolanach Magdę i nas siedzących obok z Danielem. Jest chyba zdziwiona rozpoznając we mnie dawną asystentkę Marka. Pewnie zastanawia się, co robię u jego boku.
Kościół zaczyna wypełniać się żałobnikami. Jest obecna cała F&D, a oprócz pracowników mnóstwo innych znanych chyba tylko Helenie osób. Mieli przecież rozległe znajomości wśród lekarzy, polityków, przedsiębiorców i dziennikarzy.
Stypa odbędzie się w domu seniorów i będzie na bogato. Tak zażyczyła sobie Helena. Załatwiliśmy najlepszy catering i ludzi do obsługi.

Msza trwa niemal godzinę. Po niej udajemy się na cmentarz i żegnamy Krzysztofa, dobrego, szlachetnego i porządnego człowieka. Człowieka z zasadami, niezwykle sprawiedliwego i prawdomównego. Lecą mi łzy. Mnie na pewno będzie go brakowało, bo był najlepszym dziadkiem dla naszych dzieci i kochał je bezgranicznie. Były jego wielkim szczęściem i radością na stare lata. Marek tuli nas wszystkich do siebie. Obejmuje też matkę biedną, znękaną i tak przeraźliwie samotną bez swojego męża. Każde z nas rzuca garść ziemi na trumnę. Po chwili zasypują ją. Ludzie podchodzą i układają wieńce. Ogromną ilość wieńców.
Powoli tłum zaczyna rzednąć. Każdy z obecnych składa nam kondolencje. Nad grobem zostajemy tylko my, Helena, Paulina z mężem i Alex. Zaproszeni na stypę goście czekają na nas pod cmentarną bramą. Paulina podchodzi do Heleny i przytula ją.
- To wielki cios dla nas wszystkich Helenko. Bardzo ci współczujemy i wam wszystkim – zwraca się do Marka.
Helena wyciera łzy i uśmiecha się blado do swoich przybranych dzieci.
- Mam nadzieję Paulinko, że zechcecie uczestniczyć w stypie. Serdecznie was na nią zapraszamy.
- Dziękuję Helenko. Pojedziemy za wami.

***

Ogromny hol w domu moich teściów wypełniony jest gośćmi. Stoły ustawiono pod jedną ze ścian, a wśród nich uwija się obsługa roznosząc gorący obiad. Zanim zasiadamy do naszego, podchodzi Paulina i przedstawia nam swojego męża.
- To mój mąż Franco Rossi, a to Franco – zwraca się do niego po włosku – Marek, jego żona Urszula i dzieci. Niestety nie wiem jak mają na imię.
Przykuca przy Danielu i pyta go o to.
- Mam na imię Daniel, – odpowiada nasz syn – a to moja siostrzyczka Madzia.
- Daniel… - Paulina patrzy na Marka i nadal mówiąc po włosku pyta. – Czy on wie, że jestem jego matką?
- Nie jesteś jego matką. To, że go urodziłaś nie znaczy, że nią jesteś. To jest jego matka, – wskazuje na mnie – jedyna jaką ma.
- On powinien wiedzieć…
- A po co? Chcesz mu namieszać w głowie?
- Powinien znać prawdę – powtarza z uporem. Pochyla się nad Danielem i cicho mówi. - Czy wiesz, że to ja jestem twoją prawdziwą mamusią? - Malec kręci przecząco głową.
- To jest moja mamusia – przytula się mocno do mnie. – Bardzo ją kocham. Najmocniej na świecie. Pani nie może być moją mamusią, bo ja wcale pani nie znam i pierwszy raz widzę na oczy. Ja nie chcę mieć innej mamy tato – patrzy błagalnie na Marka, a w oczach szklą mu się łzy.
- Widzisz, co narobiłaś? Doprowadziłaś go do płaczu. Nie martw się synku. Mama jest twoją najprawdziwszą mamą i innej nie masz. Siadajmy. Dzieci są głodne. I nie chcę już słyszeć ani słowa więcej na ten temat Paulina. Miałaś szansę być jego matką. Odrzuciłaś ją, więc nie wmawiaj mi teraz, że obudził się w tobie instynkt macierzyński. Nie masz do Daniela żadnych praw. Żadnych.



Kasia (gość) 2014.11.30 00:50
Jak pięknie opisałaś cały okres trwania ciąży Uli.
To przykra wiadomości, że Krzysztof ich opuścił, niestety każdego to czeka. Danielek taki dorosły, mądry, rozsądny chłopczyk. Tylko się w takim zakochać :) Oj ta Paulina musiała powiedzieć swoje, co ona sobie wyobraża... to w jaki sposób poinformowała Daniela, namąciła mu w główce doprowadzając go prawie do płaczu , to okrutne, takie kobiety nie powinny mieć styczności z dziećmi. Mam nadzieję, że już nie będzie próbowała dopiąć swego. Mimo wszystko część napisana pięknie. Pozdrawiam ;-)
lectrice (gość) 2014.11.30 11:18
Fajne to zdjecie z lapka malucha...
To ich zycie rodzinne to takie idealne i slodkie... zgon Krzysztofa zakloca wszystko ale to niestety naturalna kolej rzeczy...
Troche dziwi postawa Aleksa ale moze nie ma pociagu do dzieci....
A Paulina... to nie instynkt maciezynski sie w niej odzywa ale zwykla chec bycia na pierwszej linii, ona nadal sie swoim dzieckiem nie interesuje... nie znosi jedynie byc w cieniu... chcialaby byc adorowana przez wlasnego syna... cos w rodzaju uznania, ze jest matka...
A Daniel prawde znac powinien ale moze jeszcze nie teraz i nie w taki sposob ....
Pozdrawiam sielankowe towarzystwo...


MalgorzataSz1 2014.11.30 11:32
Kasia, Lectrice

Będzie jeszcze jeden taki epizod w życiu Daniela, kiedy na jego drodze stanie Paulina. Jednak on będzie już wtedy dorosły i będzie potrafił się bronić.
Te ostatnie rozdziały opowiadania to już takie zwyczajne życie, gdzie łzy mieszają się ze śmiechem. Ktoś się rodzi, ktoś umiera, ot taka zwyczajność. My się starzejemy, dzieci dorastają i koło się zamyka.
Przed Wami jeszcze tylko dwa rozdziały, chociaż mam nadzieję, że przeczytacie je z przyjemnością.
Dziękuję Wam za wpisy i odwiedziny na blogu. Serdecznie obie pozdrawiam. :)
K. (gość) 2014.11.30 13:14
Dwie Matki, dwie ciąże, dwoje dzieci - wszystko ich różni. Ula wyczekuje dziecka z miłością, wielką nadzieją - cała rodzina nie może się doczekać nowego człowieka. Wreszcie Marek ma szansę cieszyć się ciążą i jeszcze nienarodzonym dzieckiem. Nie miał takie możliwości gdy miał się urodzić Daniel. Cieszy się każdym dniem i ruchem dziecka. Może też uczestniczyć w porodzie czego mu tak brakowało w poprzedniej ciąży. Daniel też czeka na siostrę, jest nad wyraz dorosłym malcem - bo to, że jest słodki wiadomo od dawna. Okresy radości przeplatają się ze smutkiem ale to normalne, tak wygląda życie. Ulę i Paulę dzieli/różni wszystko. Nie mają chyba jednej wspólnej cechy. Paula z tego opowiadania bije wszelkie rekordy w swej beznadziejności. Zrzekła się dziecka, nigdy go nie chciała, nie wie nawet jak ma na imię - to już szczyt wszystkiego, a teraz wielce przed nowym mężem chce grać tylko kogo? Co miała jej dać ta rozmowa z 5-letnim malcem? Ale ona od początku była nienormalna. Szkoda tylko, że swym zachowaniem świadomie po raz kolejny skrzywdziła Daniela. Bardzo interesująca część. Ten sposób narracji bardzo dobrze się czyta. Świetne opowiadanie - ale to już pisałam :). Pozdrawiam serdecznie.
MalgorzataSz1 2014.11.30 14:00
K.

Dziękuję za ten analityczny komentarz. Masz rację. Nie ma żadnych punktów wspólnych, żadnych podobieństw między Ulą i Pauliną. Są tak różne jak dzień i noc. Myślę, że scenarzyści serialu również starali się to w jakiś sposób podkreślić. Paulina była Febo, czyli fe, a Ula nazywała się Cieplak, bo miała tego ciepła w sobie w nadmiarze.
U mnie Paulina sprawia wrażenie zimnej, bezmózgiej istoty, dla której najważniejszy jest status społeczny, pieniądze, pozycja towarzyska i to wszystko zapewnia jej włoski mąż. Mimo, że jak na warunki polskie Marek wydawał się majętnym człowiekiem, jej to jednak nie wystarczyło. Jest niesamowicie interesowna i płytka, a w dodatku pozbawiona ludzkich odruchów i instynktów. Czy może dziwić, że osoba o takim charakterze nie czuje nic do swojego syna? Można gdybać, że jak urodziłaby w naturalny sposób, to przez ból, jakiego doświadczyłaby w czasie porodu miałaby bardziej rozwinięty instynkt macierzyński. Ona jednak od razu założyła cesarskie cięcie.
Ula zachowuje się zupełnie inaczej. Pragnie, żeby wraz z Markiem przeżyć cud narodzin.
Oczywiście Daniel powinien wiedzieć, kto jest jego matką biologiczną, ale nie w wieku 5-ciu lat, bo to może zrujnować ten bezpieczny świat, w którym żył do tej pory. Na szczęście jest mądrym chłopcem, a rozsądne podejście i rozmowa z nim rodziców jakoś złagodzą ten szok. To jednak w następnym rozdziale.

Dziękuję i pozdrawiam. :)
Gaja (gość) 2014.11.30 16:27
Witaj Małgosiu,
zrobiło mi się bardzo przykro z powodu Krzysztofa, jasnym jest, że każdy z nas odejdzie, ale On jeszcze nawet porządnie nie nacieszył się wnukami i myślę, że nie zdążył też odpocząć po morderczej pracy - od dłuższego czasu przebywał tylko w sanatorium albo w szpitalu, a jak był w domu, to ciągle musiał na Siebie uważać, smutne:( Bardzo też współczuję Markowi oraz Helenie. Marek stracił tatę, z którym dopiero od niedawna miał dobre stosunki. Myślę, że najciężej jednak będzie miała Helena, przeżyć w szczęściu z kimś 40 lat i zostać samemu, to bardzo ciężkie doświadczenie. Oczywiście wiem, że Helena ma jeszcze Marka, Ulę i wnuki, którzy, jak już napisałaś w pierwszym rozdziale, będą się Nią troskliwie opiekować, ale przecież to nie to samo:( Bardzo dojrzale w tej sytuacji zachowała się Ula, niestety najczęściej nie wiemy jak się zachować i przez to, że nie chcemy urazić nikogo, po prostu stoimy z boku. Dzieci opisywane przez Ciebie są zawsze rozczulające, zachowanie małego Daniela w stosunku do Uli, babci, czy do Madzi rewelacja, micha sama się uśmiecha:) Marek pięknie przeżywa ciążę Uli, widać na każdym kroku jak bardzo kocha swoją rodzinę:) Paulinie dam spokój, bo brak mi cenzuralnych słów, no może tylko posłużę się cytatem z filmu "gdyby głupota miała skrzydła, Ona latałaby jak gołębica"!!! Czytając to opowiadanie nigdy nie wątpiłam, że Daniel dowie się od Uli i Marka, kto jest jego biologiczną mamą, ale przecież nie w wieku 5 lat i do tego nie w takiej sytuacji, mały i tak musi przetrawić, to że już nigdy nie zobaczy ukochanego dziadka! Przeczytałam strasznie szybko i co teraz?, do czwartku jeszcze 4 dni! Serdecznie pozdrawiam,
Gaja:)
MalgorzataSz1 2014.11.30 17:17
Gaju

Cytat bardzo adekwatny do sytuacji i o ile sobie przypominam wypowiedział te słowa dr, Strossmayer (nie wiem, czy tak się to pisze) w serialu "Szpital na peryferiach" do siostry przełożonej. Hahaha. Swoją drogą całkiem niezły serial.
Paulina od początku miała być tutaj negatywną postacią i taką pozostanie już do końca. Pewni ludzie jednak się nie zmieniają, a na stare lata stają się wręcz nie do wytrzymania.
Mały Daniel mimo wszystko nie zapomni tak łatwo i dopiero rozmowa z rodzicami, którzy wyjaśnią mu całą sytuację, uspokoi go. Uspokoi na tyle, że zapomni o Paulinie na długie lata.
Czwartek nie tak blisko, ale jakoś wytrzymasz. :)

Dziękuję Ci za kolejny obszerny wpis i pozdrawiam. :)
RanczUla (gość) 2014.12.01 16:40
Dopiero dzisiaj miałam czas na przeczytanie. I smutne szkoda pana Dobrzyńskiego Mógł, chociaż parę lat dłużej pożyć, a uśmiercić np. Aleksa. chyba ,że postać Aleksa ma jeszcze coś do zrobienia.
A co do zachowania Pauliny , to mi nasuwa sie pani Koledowa i PODŁOŚĆ LUDZKA NIE ZNA GRANIC.
MalgorzataSz1 2014.12.01 16:47
RanczUla

Alex nie odegra w tym opowiadaniu żadnej znaczącej roli. Jednak będzie wspominany kilka razy i on i jego poczynania, chociaż bez znaczenia dla treści. Ma tyle samo ludzkich "uczuć" co jego siostra i nawet nie stara się zawiązać kontaktu ze swoim siostrzeńcem, bo czuje się z tego obowiązku zwolniony. Skoro siostra odrzuciła własne dziecko, dlaczego on miałby się nim interesować?
Lata płyną i nikt nie jest wieczny. Teraz przyszła kolej Krzysztofa i choć to wielki cios dla rodziny my możemy powiedzieć jedynie, że taka jest kolej rzeczy.

Dziękuję Ci za komentarz i pozdrawiam. :)
jute (gość) 2014.12.01 23:21
Witaj Małgosiu.Łącze już mam.Ciekawe na jak długo,trudno,powinnam się już do tego przyzwyczaić.Wracając do meritum, czuję niedosyt.Niedosyt w rozpieszczaniu Uli przez Marka.Nie mam pojęcia po co ten zarazek a właściwie ta zaraza albo to coś przyleciało na pogrzeb Krzysztofa.Jakoś do tej pory nie zauważyłam u baboszona żadnych ciągot rodzinnych a tu nagle BĘC ,przywlokło się i do tego w ciężkiej żałobie.A może zołza liczy na jakiś zapis w testamencie?Muszę przyznać,że Paulina z tego opowiadania przebija swoją bezdusznością wszystkie inne swoje wcielenia ( może jedynie nie to w którym zaatakowała Marka nożem).Aż boję się pomyśleć jaki popis da to szurnięte stworzenie przy następnym spotkaniu.Cieszę się ,że Uli się układa .Tak właśnie Uli.Ma dziecko i faceta którego kocha.A Marek,no cóż,jednak głupcy to mają szczęście.Pozdrawiam.
MalgorzataSz1 2014.12.01 23:58
Jute.

Zaraza, baboszon, zołza... Chyba nie można określić lepiej Pauliny. Ona z całą pewnością na spadek nie liczy, bo ma męża, który jest bajecznie bogaty i to bogactwo wynaturzyło ją jeszcze bardziej. Śmierć Krzysztofa była dobrą okazją do pokazania się i zamieszania w życiu Dobrzańskich, bo przecież nie przyjechała dlatego, że obeszła ją ta śmierć, lub dlatego, że jest wdzięczna za to, co Krzysztof i Helena zrobili dla niej i jej brata. Paulina to egoistyczna sucz i działa z dość niskich pobudek.
A dopieszczanie Uli przez Marka będzie się przewijało jeszcze, ale scen erotycznych raczej nie należy się spodziewać, jeśli o takie dopieszczanie Ci chodzi.

Dzięki wielkie za wpis. Pozdrawiam. :)
Gośka (gość) 2014.12.02 18:44
Miałam napisać coś mądrego, ale przeczytałam ostatni komentarz i słowo "baboszon" spowodowało, że daję znać, że po prostu czytam.
Baboszon - cudowne słowo.
MalgorzataSz1 2014.12.02 19:09
Dzięki Gosiu. Mnie też spodobało się to określenie. Nasza Jute ma mnóstwo zabawnych pomysłów, prawda?

Pozdrawiam Cię serdecznie. :)
jute (gość) 2014.12.02 21:31
Witaj Małgosiu,Czy odczułaś dzisiaj rano fale wstrząsów tektonicznych?.Moja siostrzyca odczuła,kubek z kawą skakał jej po stole.Mieszkacie w jednym mieście.Więc jak?Bo to byłam ja!.( no i jeszcze moja sąsiadka i facet z MPGK ale on mikry jakiś był ,to mało szkód narobił),Matulu co tu się dzieje.Trochę tu już mieszkam ale czegoś takiego jeszcze nie było.Wyszłam rano z psem,miał być spacer.nawet kolce naciągnęłam na buty.Pierwszego orła wywinęłam pod własna bramką.Zanim wstałam zdjęłam to cholerstwo z butów i wstałam pies oblizał mi moja koafiurę.Włożyłam kolce do tylnej kieszeni.Po kilku krokach znowu siedziałam,kolce przebiły mi kieszeń i podrapały dupę a pies wylizał mi gębusię( a fuj!).Moja sąsiadka siedząca z dziesięć metrów dalej próbowała się ustawić do pionu, było jej trudniej ,bo miała torbę i torebkę.
Potem jeszcze pojawił się mikrus w watowanym ubranku wrzeszcząc- tera to ni wim ftory paniusi pomoc, zrobił prawie szpagat i coś nie bardzo umiał sobie pomóc ,co wykorzystał mój pies i poszedł go oblizać.Kiedy wreszcie udało mi się zdyscyplinować burasa oblizywacza,ten wracając ze swoja smyczą w pysku (ciut pod górkę było) rozjechał się dosłownie jak jelonek Bambi i walnął pyskiem w lód.Jestem szczęśliwa że nic mu się nie stało,a przynajmniej nic nie widać,żeby coś mu dolegało.Kiedy się wszyscy pozbierali, okazało się że człowieka posłano żeby wybadał jak tu wygląda, czy maja sypać. No to zobaczył.Po dzisiejszym dniu mam wielkie wątpliwości czy dalej tu mieszkać.Kurde nie było mnie podobno dziesięć minut a skutki,obite kolana obdrapany tyłek i wylizany łeb.Sama radość.Musiałam się nią podzielić.
MalgorzataSz1 2014.12.02 22:13
Jute

Leżę, kwiczę i dusze się ze śmiechu. Już dawno nikt tak barwnie i obrazowo nie opisał swoich przygód na spacerze. Uwielbiam Twoją psinę, bo zaraz przypomina mi się moja owczarzyca niemiecka - Saba, która reagowała identycznie na moje upadki. Też był z niej wielki "Lizok".
Dupa nie ważna ani dlatego, że odrapana, ani dlatego, że sina. Najgorsze, że pies zniszczył koafiurę. Już sobie to wyobrażam hahahaha.
A już tak na poważnie, to nie sądziłam, że u Was taka ślizgawica. Chyba musiało padać i przymrozić. U nas dzisiaj było wprawdzie pochmurno, ale nie padało. -2 stopnie na termometrze, więc dało się wytrzymać. Tąpnięcia żadnego nie poczułam, więc nie jest z Tobą tak źle. Przesadzasz.
A tak w ogóle, to zazdroszczę Ci tych przygód i takiego ciekawego życia. Mnie też boli ta najszlachetniejsza część ciała, ale nie od upadku, tylko od kręgosłupa. Momentami nie wiem już jak mam siedzieć. Na lewym, na prawym, czy na całości. W każdej pozycji jest mi źle.
Jutro jak wyjdziesz z psem, to oprócz kolców zabierz wiaderko z piachem i syp przed sobą. Jak się skończy to wracaj po śladach. Tak będzie bezpieczniej dla Twojego tyłka i fryzury. Hahahaha, wciąż nie mogę przestać się śmiać. Dzięki za tę rozrywkę. Ubawiłam się setnie.

Pozdrawiam Cię serdecznie. :)

PS. Jeszcze mam pytanie. Czy ten Twój sąsiad wykonał pełny szpagat?
jute (gość) 2014.12.02 23:36
No tak.O czym ty myślisz?.To nie był mój sąsiad tylko szpieg z gminy ,czy MPGK.A szpagat zrobił damski i to nie do końca.Potem tez mówił męskim głosem .Mam nadzieje ,ze na dół zjechał na dupie i już wiedział ,że trzeba sypać.Juto dzień zakupów,ale chyba odpuścimy sobie.Wytrzymam.Do soboty ,potem ma być cieplej.Musi być! Bo szmbowóz nie wjedzie,a miał być jutro.To dopiero by było.Mówisz ,że owczarki też takie oblizujące.A ja myślałam ,ze tylko labradory.Mój jest też obronny w pewnym sensie, no bo zawsze może zalizać,albo zadeptać ze szczęścia.Idę spać.Na brzuchu,chyba.Dobranoc
MalgorzataSz1 2014.12.02 23:45
Jute

W końcu doczytałam, że to był pan MPGK. Mógł jeszcze podrzeć portki na tyłku, to wtedy biegiem by posypał.
A jeśli chodzi o Twój tyłek, to wtul go w ciepłą kordełkę i jutro będzie lepiej.
Dobranoc Jute. :)
ADRIANCREVAN (gość) 2014.12.03 11:19
to jest WSPANIAŁE ! pisane z perspektywy 1 osoby! pięknie i bardzo trudno! jestem pełna podziwu ! staram się powoli nadrabiac - u mnie malutki fregment ! buziaczki Małgosiu!
amicus (gość) 2014.12.03 19:43
Paulina kompletnie upadła na głowę. Marek ma rację, po co mieszać dziecku w głowie. Powiedziała to, bo obudził się w niej po tylu latach instynkt macierzyński, chce sie zajmować małym i zabierać go na weekendy? Ale każda okazja do zrobienia przedstawienia jest dobra. Tyle w tym temacie. Czekam na nowy rozdział.
Pozdrawiam serdecznie
MalgorzataSz1 2014.12.03 22:47
Amicus

Paulina zawsze była wynaturzona i zawsze chciała być na świeczniku w obojętnie jakich okolicznościach. Najważniejsze, żeby zwracała na siebie uwagę. Pisząc tę scenę nawet nie myślałam, że odezwał się w niej instynkt macierzyński, ale raczej, że kolejny raz postanowiła zamieszać w życiu Marka i to kosztem własnego dziecka. Taka natura niestety,
Dzięki za komentarz. Buziaki. :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz