Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 5 stycznia 2017

"SENS ŻYCIA" - rozdział 2

ROZDZIAŁ 2


Usłyszał gwar rozmów na korytarzu i skrzyp otwieranych drzwi. Jednak nie miał siły unieść powiek. Zrozumiał, że to wizyta lekarska. Udawał, że śpi.
 - To ten pacjent z wypadku – dobiegł do jego uszu głos lekarza. – Widać, że słaby jeszcze. Nic dziwnego, bo uciekł śmierci spod kosy. Taki młody, aż żal, że nie będzie już chodził – na pytające spojrzenie jednego z asystentów wyjaśnił. – Przerwanie rdzenia kręgowego. Całkowity niedowład kończyn dolnych.
 - Paraplegik?
 - Niestety… - westchnął ordynator. – Szkoda chłopaka. Nie wiemy jeszcze, czy funkcje fizjologiczne zostały zachowane. Na razie ma cewnik. No cóż…, czas pokaże…

Po wyjściu lekarzy długo nie mógł dojść do siebie i długo nie mógł uwierzyć, że to wszystko, co usłyszał jest o nim. – Paraplegik? Co to znaczy? Pierwszy raz słyszę takie określenie. I co ma oznaczać to, że nie będę chodził? To przecież niemożliwe – chcąc udowodnić sobie, że ma rację usiłował poruszyć stopami, ale one ani drgnęły. Próbował podnieść nogi, niestety bez efektu mimo, że włożył w tę czynność maksimum wysiłku, aż pot wystąpił mu na czoło. – To chwilowe, na pewno chwilowe… - próbował się uspokoić. - Jak tylko będę silniejszy, na bank będą próbowali postawić mnie na nogi.

Po południu do sali, w której leżał Paweł wsunęła się Basia a za nią ojciec. Był najwyraźniej bardzo przygnębiony, a oglądanie syna w tak ciężkim stanie sprawiało mu ból. Z żalu zalśniły mu w oczach łzy. Nie tak wyobrażał sobie jego przyszłość. Basia postawiła na szafce reklamówkę wypełnioną jedzeniem i pogładziła blade policzki śpiącego Pawła. Pochyliła się nad nim szeptając – obudź się braciszku, spójrz, kogo przyprowadziłam.
Paweł otworzył oczy i uśmiechnął się do niej, choć bardziej przypominało to grymas niż uśmiech. Dostrzegł ojca i wyciągnął do niego dłoń.
 - Witaj tato. Cieszę się, że cię widzę – dostrzegł łzy w oczach rodziciela. – Wszystko w porządku? – zapytał zaniepokojony.
 - Nic nie jest w porządku synku, przecież o tym wiesz.
 - No wiem…, wiem… Dlaczego nic mi nie powiedziałaś? – zapytał siostrę z wyrzutem. Widząc jej zdziwione spojrzenie kontynuował – o tym, że nigdy nie stanę już na własnych nogach.
 - Więc już wiesz… - odpowiedziała drżącym od płaczu głosem.
 - Wiem. Usłyszałem to dzisiaj rano od lekarzy.
 - Wybacz mi Paweł. Chciałam ci tego oszczędzić. Chciałam, żebyś najpierw oswoił się ze śmiercią Marty i waszego dziecka…
 - Nigdy nie pogodzę się z ich śmiercią – przerwał jej gwałtownie. - Nigdy, rozumiesz? To nie powinno się było wydarzyć. Ona miała całe życie przed sobą. Ona była całym moim życiem. Wraz z nią i ja umarłem. To ma być sprawiedliwość? Gnojek, który nam to zrobił odsiedzi swoje i będzie żył jak człowiek. Ja już straciłem tę szansę. Po co mam żyć? Dla kogo? Dla siebie samego? Nie warto. Powinienem był zginąć razem z nią.
 - Nie mów tak – ojciec ujął jego dłoń i ścisnął. – Masz jeszcze nas, a my zrobimy wszystko, by twoje życie było w miarę normalne. Nie sprawimy, że będziesz chodził, ale możemy się postarać, żeby ci to życie ułatwić.
 - Ja nic nie potrzebuję tato. Dla mnie już nie warto się starać. Nigdy nikogo tak nie kochałem jak Martę i nigdy nikogo tak nie pokocham. Odebrano mi moje dwa szczęścia i nie sądzę, żebym kiedykolwiek się po tym pozbierał. Czasami mam wrażenie, że tracę rozum. Ona śni mi się po nocach taka piękna, uśmiechnięta, kochająca… Myślicie, że mógłbym kiedykolwiek o niej zapomnieć? Ona wrosła mi w serce, oplotła je korzeniami, chcąc o niej zapomnieć, chcąc pogodzić się z jej śmiercią, musiałbym wyrwać sobie to serce. Mnie świat zawalił się na głowę. Nie udźwignę tego…
 - Teraz tak mówisz synku, bo wszystko jest jeszcze zbyt świeże i za wcześnie jest o czymkolwiek przesądzać. Nie jesteś jedyny w tak ciężkiej sytuacji. Są ludzie z podobnymi problemami. Podźwignęli się i funkcjonują prawie normalnie. Ty też będziesz. Zobaczysz. Musisz tylko chcieć.
 - Właśnie. A ja nie chcę. Już nie. Nie bez Marty. Jeśli możecie, zostawcie mnie. Chcę być sam… - ledwie hamował płacz.
Basia podniosła się z krzesła i wypakowała termos z obiadem.
 - Tu masz ciepły jeszcze rosół i drugie danie…
 - Zabierz to Basiu. Nie jestem głodny i na pewno tego nie zjem. Zmarnuje się. Nie przynoś mi nic, bo mnie wystarcza to co tu dają. Idźcie już, jestem zmęczony.
Wyszli od niego pełni żalu i obaw. Sądzili, że będzie psychicznie silniejszy, tymczasem on sprawiał wrażenie, jakby był w kompletnej, emocjonalnej rozsypce. Basia przetarła czerwone od płaczu oczy.
 - Jestem zupełnie bezradna i nie mam pojęcia jak do niego dotrzeć tato. Zauważyłeś jak bardzo jest wychudzony? Obawiam się, że on w ogóle nic nie je. Jak tak dalej będzie, zamorzy się na śmierć. Myślę, że powinniśmy to zgłosić lekarzowi prowadzącemu. Może daliby mu jakieś kroplówki wzmacniające…?
 - Ja też się tym martwię kochanie. Najlepiej załatwmy to od razu.

Następnego dnia zawitali na oddział teściowie Pawła. Gdy tylko ujrzał ich w drzwiach rozpłakał się jak dziecko. Teściowa podeszła do niego, usiadła na łóżku i przytuliła go mocno gładząc uspokajająco po plecach.
 - Wypłacz się synku, – mówiła łagodnym szeptem – to czasem pomaga. Wiemy jak ci ciężko. My sami wciąż nie możemy uwierzyć, że jej już nie ma. Była naszym jasnym promyczkiem, który rozświetlał nam każdy dzień. My też nie możemy pogodzić się z jej odejściem. Tata robi wszystko, żeby ten drań dostał najwyższy wymiar kary. Stara się też o najwyższe możliwe odszkodowanie.
Paweł oderwał się od niej i smutno popatrzył teściowi w oczy.
 - Co to da tato? Czy to zwróci mi Martę? Czy sprawi, że to wszystko okaże się koszmarnym snem?
 - Nie chłopcze, ale sprawi, że sprawiedliwości stanie się zadość, chociaż dla mnie kara jaką poniesie ten człowiek nigdy nie będzie adekwatna do tego, co zrobił.
 - Jak to się stało, że on w nas wjechał? W ogóle nie znam szczegółów tego wypadku. Był pijany?
 - Nie był. Był natomiast zmęczony, bo jechał nie robiąc przerw od ponad trzydziestu godzin. Ponoć się śpieszył o ironio do żony, która miała lada dzień rodzić, wyobrażasz sobie? Zabił jedną ciężarną, by druga mogła urodzić. Zasnął za kierownicą. Najzwyczajniej zasnął i zabił naszą Martunię – Józefowi głos się załamał i ukrył w dłoniach twarz. Płakali wszyscy. Leśniakowa ponownie przytuliła Pawła.
 - Pamiętaj synku, że nadal masz u nas swój kąt. Jak wydobrzejesz zabierzemy cię do nas. Zaopiekujemy się tobą. Jesteś dla nas jak rodzony syn i bardzo cię kochamy.
Paweł przetarł mokre policzki. Nie miał żadnych planów związanych z wyzdrowieniem, ale słowa teściowej uzmysłowiły mu, że kiedyś przecież będzie musiał opuścić szpital.
 - Jestem wam bardzo wdzięczny, ale chyba nie mógłbym… Tam wszystko przypomina mi ją. Pościel nią pachnie i cały pokój. Nie mógłbym tego znieść. To ponad moje siły. Myślę, że będzie lepiej jak wrócę do taty, chociaż tam może być problem, bo to drugie piętro.
 - Nic ci nie mówiliśmy, bo nie chcieliśmy cię obciążać złymi wieściami, - odezwał się Józef – ale myślę, że powinieneś o czymś wiedzieć. Jak pochowaliśmy Martę, to dwa dni później mieliśmy kolejny pogrzeb. Zmarł brat mojego ojca. Był już bardzo wiekowy, bo miał dziewięćdziesiąt trzy lata. Jednak wcześniej sporządził testament i mieszkanie, w którym żył przepisał na Martę. Ona oczywiście nie miała o tym pojęcia, ale my wiedzieliśmy o zapisie. Nie poznałeś tego wujka, bo od lat nie ruszał się z domu. Był już bardzo chory. Był też starym kawalerem. Nigdy się nie ożenił i nie miał żadnych spadkobierców poza nami. Marta była jego oczkiem w głowie. Kiedy się pobieraliście wiedzieliśmy, że marzycie o własnym mieszkaniu. Teraz, gdy Marty już nie ma chcemy przepisać to mieszkanie na ciebie. To wprawdzie tylko dwa pokoje z kuchnią, ale na parterze i myślę, że doskonale można je przystosować do twojej niepełnosprawności. Jak tylko wyjdziesz ze szpitala pojedziemy do notariusza i sporządzimy nowy akt notarialny. Będziesz miał swój własny kąt.
Tego było już Pawłowi za wiele. Rozpłakał się jak bóbr. Był bardzo wdzięczny teściom za tyle dobroci i wyrozumiałości. Dziękował im też wielokrotnie. Zapewniał, że pamięć o Marcie na zawsze zachowa w swoim sercu.
 - Ona była dla mnie największą miłością, całym światem, powietrzem, którym oddychałem, moim największym szczęściem. Nie dane było nam się sobą nacieszyć i nacieszyć naszym dzieckiem. Już do końca życia będę się zastanawiał, czy miał urodzić się chłopiec, czy dziewczynka. Na samą myśl o tym serce pęka mi z żalu. Nie potrafię sobie z tym poradzić.
 - Taka miłość rzadko się zdarza i na pewno nie będzie ci łatwo. Nasza córka kochała cię równie mocno. Wiemy, bo wielokrotnie nam o tym mówiła. Zasługujesz na wszystko co najlepsze za to, że tak mocno pokochałeś nasze dziecko. Wiemy, że będzie ci ciężko, ale musisz się pozbierać. Nie zamykaj się w sobie. Spróbuj znaleźć coś pozytywnego w położeniu, w jakim się znalazłeś. Pamiętaj, że nasz dom zawsze będzie twoim domem.
Jeszcze długo rozpamiętywali tę tragedię i polało się wiele łez. Po wyjściu Leśniaków Paweł poczuł się zmęczony, ale i nieco podbudowany. Zawsze miał z nimi dobre relacje i cieszył się, że nadal takie są.

Prosto ze szpitala Leśniakowie pojechali do ojca Pawła. Tam czekano już na nich, bo wcześniej Józef Leśniak uprzedził telefonicznie Steca o wizycie. Basia zrobiła im wszystkim kawy i podała ciasto.
 - Wracamy właśnie od Pawła – zagaił Józef. – Nie jest w najlepszym nastroju, chociaż myślę, że poprawiliśmy mu go nieco. Jeszcze o tym nie wiecie, ale zaproponowaliśmy mu powrót do nas, kiedy wypiszą go ze szpitala. Niestety odmówił. Powiedział, że trudno byłoby mu znieść świadomość, że mieszka tam sam, bez Marty. Przeczuwaliśmy, że może tak zareagować, bo wciąż nie pogodził się z jej odejściem tak jak my wszyscy. Wiecie, że dwa dni po pogrzebie naszej córki mieliśmy drugi pogrzeb. Zmarł nasz wujek i zapisał w testamencie Marcie swoje mieszkanie. Marty już nie ma i chcemy przepisać lokal na Pawła. Mieści się na parterze, ale bez wątpienia będzie trzeba przeprowadzić w nim remont i przystosować go dla człowieka niepełnosprawnego. Dopóki on jest w szpitalu moglibyśmy już zacząć coś robić. Bardzo chcemy, żeby po wyjściu mógł pojechać do własnego domu. W związku z tym chciałem was zapytać, czy zgodzilibyście się partycypować w kosztach. Sami tego nie udźwigniemy, ale we czwórkę nie powinno być aż tak źle. Co wy na to?
Karol Stec był bardzo poruszony tą informacją. Mocno uścisnął dłoń Leśniaka.
 - To wspaniałe nowiny i naprawdę jesteśmy wam bardzo, bardzo wdzięczni. Oczywiście podzielimy koszty na pół. To co będziemy mogli zrobić sami, to zrobimy, a bardziej skomplikowane prace zlecimy fachowcom. Muszę przyznać, że bardzo mi ulżyło. Tutaj nie miałby możliwości nawet wyjść z domu, bo kto by go znosił z drugiego piętra.
 - W takim razie załatwione. Jeśli chcecie możemy jutro do południa podjechać i obejrzycie mieszkanie. Jak dobrze pójdzie wymierzymy wszystko i zadecydujemy, co trzeba będzie kupić. W soboty czynne są sklepy i wstępnie można będzie rozejrzeć się za materiałami. Trzeba zrobić wszystko, żeby chłopak miał godne warunki do funkcjonowania.

Józef Leśniak był bardzo przedsiębiorczym człowiekiem i bardzo nie lubił tracić czasu. Był też człowiekiem honoru i lubił dotrzymywać raz danego słowa. Następnego dnia rano podjechał pożyczonym od sąsiada samochodem pod blok Steców. Nie wchodził na górę, a jedynie dał znać, że już jest naciskając domofon. Po dziesięciu minutach pojawił się Karol z Basią. Oboje byli bardzo podekscytowani i ciekawi mieszkania. Kilka przecznic dalej Leśniak zatrzymał się pod dwupiętrowym domem pamiętającym pewnie czasy wczesnego Gierka.
 - To tutaj. Te dwa okna z lewej strony należą do mieszkania wujka. Chodźmy i obejrzyjmy jak to wygląda w środku - Józef wyciągnął z kieszeni pęk kluczy i wybrał ten właściwy. Zamek lekko zazgrzytał i po chwili wchodzili już do przedpokoju. - Myślałem, że jest mniejszy, ale chyba nie jest najgorzej, prawda? Paweł na pewno bez trudu przejedzie tędy wózkiem. Bez wątpienia trzeba będzie zlikwidować progi. Kupimy też nowe drzwi. Te mają osiemdziesiąt centymetrów szerokości. Za mało na wózek. Muszą być co najmniej na metr. Zapisujesz Basiu?
 - Tak. Nie chcę, żeby coś nam umknęło.
 - Wymieniłbym też podłogi. Te nie są w najlepszym stanie. Zainwestowałbym w dobrej jakości panele. One lepiej się sprawdzą. Poza tym sam mógłbym je położyć, bo u siebie też kładłem. Z tych starych gratów chyba nic się Pawłowi nie przyda. Umówimy się Karol na przyszły tydzień i uprzątniemy to wszystko. Zobaczmy kuchnię.
 - Całkiem spora – Basia rozglądała się ciekawie. – Myślę, że kupimy tylko szafki stojące, żeby mógł do nich sięgnąć. – Sprawdziła lodówkę i piec kuchenny stwierdzając z zadowoleniem, że są stosunkowo nowe i działają. – To zostaje. Lodówka nadal mrozi a piecyk jest sprawny. - Stec już oglądał pokoje.
 - Z jednego zrobimy mu wygodny salonik, a drugi posłuży za sypialnię. Jestem ciekawy łazienki.
Niestety w niej musieli zmienić niemal wszystko. Pomieszczenie posiadało wysłużoną wannę i do wymiany zarówno muszlę klozetową jak i umywalkę.
 - Wszędzie trzeba będzie zamontować uchwyty, żeby miał się na czym wesprzeć. Zamiast wanny wymurujemy brodzik, a raczej coś w tym stylu tak, żeby mógł wjechać pod prysznic wózkiem. Kafle na ścianach można zostawić, bo nie wyglądają źle, ale podłogowe do wymiany.
 - Obejrzałam okna i uważam, że nie trzeba ich wymieniać. Całe szczęście, bo to byłby spory wydatek. To chyba mamy już wszystko – Basia zamknęła notes z zapiskami.
 - Chyba tak – potwierdził Leśniak. – W kuchni też położymy kafelki na podłodze. Tu nie może być mowy o żadnym gumolicie. Jeśli macie jeszcze czas, chciałbym was zabrać do sklepu. Zrobilibyśmy taki mały rekonesans. Umawiamy się, że na razie ja będę za wszystko płacił i będę brał faktury. Po każdym zakupie podzielimy wszystko na pół i rozliczymy się, zgoda?
 - Jak najbardziej zgoda – potwierdził Stec. – W takim razie ruszajmy.

Sklep był ogromny i było w nim wszystko, czego potrzebowali. Leśniak nie zasypiał gruszek w popiele.
 - Myślę kochani, że już dzisiaj spokojnie możemy kupić większość towaru. Nie ma na co czekać. Ja zadzwonię zaraz do sąsiada, który ma samochód dostawczy. Na pewno pomoże przewieźć te wszystkie rzeczy. To potrwa tylko chwilę – mówiąc to już wybierał numer do człowieka, który zawiadomił go o wypadku młodych.
 - Witaj Janusz. Mam ogromną prośbę – tu wyłuszczył mu w czym rzecz. – Myślę, że nie zajmie nam to więcej niż półtorej godziny. Jeśli możesz i masz czas, to podjedź, będziemy ci bardzo zobowiązani.
 - Nie ma sprawy Józek. Bardzo nam żal Pawła i pomożemy. Ja chętnie deklaruję się do remontu. W takim razie widzimy się za powiedzmy dwie godzinki. Do zobaczenia.
Leśniak rozłączył się i uśmiechnął do obojga Steców.
 - Jest lepiej niż dobrze moi drodzy. Weźmiemy dwa wielkie wózki i spróbujemy wybrać jak najwięcej.

Zaczęli od wyboru kafelek. Basia skrupulatnie podawała ilość zapisanych metrów kwadratowych. Wybrali ładne i całkiem niedrogie płytki zarówno do kuchni jak i do łazienki dorzucając do nich kilka worków kleju i fug. Podobnie było z panelami. Tu udało się kupić panele dobrej jakości oferowane w promocji. Ogromny wybór drzwi nie ułatwiał zadania, a większość z nich miała standardowe rozmiary. Jednak natknęli się i na te o szerokości metra. Podjechali do kasy, gdzie Leśniak zapłacił za wszystko kartą. Zostawili Karola przy zakupach i wrócili z powrotem do sklepu. Trzeba było jeszcze kupić umywalkę, muszlę klozetową wraz z sedesem i armaturę. Po zapłaceniu wyjechali ostrożnie ze wszystkim przed sklep i czekali na Janusza. On zgodnie z umową podjechał o czasie i pomógł wszystko zapakować. Wraz z nim miał jechać Stec, a Basia z Leśniakiem. Jechali jako pierwsi wskazując tym samym drogę Januszowi. Już na miejscu upchnęli rzeczy w jednym pokoju. Podliczyli wszystkie faktury, a Basia obiecała, że prześle ich część do zapłaty na konto Leśniaka.
Ten dzień wszyscy uznali za bardzo pożyteczny i udany. W następnym tygodniu czekało ich sporo pracy.

W niedzielny poranek Basia ponownie pojawiła się na szpitalnym korytarzu. Nie miała złych przeczuć. Wręcz przeciwnie. Wczorajszy dzień nastroił ją bardzo optymistycznie. Miała zamiar podzielić się dobrymi nowinami z bratem i kolejny raz upewnić go, że wszystko będzie dobrze. Zanim jednak dotarła do sali została zatrzymana przez jedną z pielęgniarek.
 - Ja bardzo przepraszam, pani jest siostrą pana Steca, tak?
 - Zgadza się – odpowiedziała Basia trochę zaniepokojona. – Stało się coś?
 - Niestety. Wczoraj rano moja zmienniczka weszła do niego, bo chciała mu pomóc umyć się i przy okazji zmienić mu pościel na świeżą. Zastała go zalanego krwią. Od razu wszczęła alarm. On targnął się na swoje życie. Pociął sobie nadgarstki. Do tej pory nie dowiedziałyśmy się, co skłoniło go do tego dramatycznego kroku. Od razu wylądował na operacyjnej, gdzie pozszywano mu rany i przetoczono sporo krwi. Jest już przytomny, ale uparcie milczy. Ordynator zadecydował, że potrzebny mu psychiatra. Zawsze go wzywamy, gdy mają miejsce próby samobójcze. Jest mi naprawdę przykro, bo wydawało się, że powoli wraca do życia, a tu taka bolesna niespodzianka… Chciałam panią uprzedzić o tym incydencie, żeby nie była pani zaskoczona, jak do niego wejdzie.
Basia była w ciężkim szoku. W życiu nie spodziewałaby się, że Paweł posunie się do tak drastycznego kroku. Sądziła, że po wizycie Leśniaków rzeczywiście poczuł się psychicznie lepiej. Zgadzał się z tym, co postanowili, a co najważniejsze otrzymał od nich ogromne wsparcie. Co się takiego stało, że nagle zmienił zdanie?
Cicho otworzyła drzwi do jego pokoju. Leżał z oczami utkwionym w sufit, blady jak on, z rękami zabandażowanymi na wysokości nadgarstków. Wyglądał bardzo mizernie. Ścisnęło jej się serce. Przysiadła na stojącym obok łóżka krześle i pogładziła jego dłoń.
 - Witaj Paweł – powiedziała cicho. Nie zareagował. Nadal uparcie wpatrywał się w biel sufitu. – Proszę cię spójrz na mnie. – Odwrócił w jej kierunku twarz, ale jego spojrzenie nie wyrażało nic prócz wielkiego bólu i głębokiej rozpaczy. Basię pod wpływem tego spojrzenia przeszedł dreszcz. – Dlaczego to zrobiłeś Paweł? Czy jeszcze mało nieszczęścia dotknęło naszą rodzinę? Czy mało wylaliśmy łez po stracie Marty i dziecka? My też ją kochaliśmy i jej śmierć także była dla nas ciosem. Jak moglibyśmy przeżyć kolejną? Twoją? Ojciec jest już u kresu wytrzymałości. Gryzie się tym co się stało. Nawet nic mu nie będę mówić, do czego się posunąłeś, bo nie wiem jak na taką wiadomość zareagowałoby jego biedne serce. A ja? Myślisz, że jestem z kamienia? – rozpłakała się głośno. – Jak mam do ciebie dotrzeć, co powiedzieć i zrobić, byś wreszcie zrozumiał, że jesteś nam wszystkim potrzebny?
Po twarzy Pawła toczyły się łzy.
 - Nic nie rozumiesz – wyszeptał. – To wszystko przez ten sen. Znowu o niej śniłem.



Siedziała na łące w białej sukience i w wianku z soczyście żółtych mleczy na głowie. Słońce oświetlało jej sylwetkę tak, że wydawała mi się taka nierealna, jakaś uduchowiona jak święta. Kiwała do mnie ręką przywołując mnie do siebie. I nagle zauważyłem na jej kolanach małą dziewczynkę ubraną na biało podobnie jak Marta i z wiankiem na głowie. Zrozumiałem, że to nasze dziecko, nasza kochana córeczka. Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo zapragnąłem z nimi być. Jak bardzo chciałem przytulić je obie. To było silniejsze od chęci życia. Zrozumiałem wtedy, że nic i nikt nie jest w stanie ukoić we mnie tej ogromnej pustki i tęsknoty za nimi. Ich sylwetki zaczęły się rozmywać w promieniach słońca. Wyraźnie widziałem jak machają do mnie, a mała przesyła mi całusy. To było nie do zniesienia. Obudziłem się i postanowiłem skończyć ze sobą.
Zamilkł i przez dłuższą chwilę panowała między nimi trudna do zniesienia cisza. Wreszcie przerwała ją Basia.
 - Nawet w połowie nie wyobrażam sobie tego strasznego bólu po ich stracie, który odczuwasz. Nie będę się wymądrzać i twierdzić, że wiem, co czujesz. Z pewnością mogę jedynie powiedzieć to, że twoja śmierć pozostawiła by w nas podobną rozpacz i ból. Obiecaj mi, że nigdy już nie będziesz próbował odebrać sobie życia, bo kolejna próba zabije też nas. Masz wokół siebie naprawdę życzliwych ci ludzi. Ludzi, którzy cię kochają i zrobią wszystko, byś mógł w miarę normalnie funkcjonować. Wczoraj obejrzeliśmy twoje mieszkanie. Byliśmy w sklepie i kupiliśmy wszystkie, niezbędne rzeczy, żebyś mógł się w nim swobodnie poruszać. W przyszłym tygodniu tata i pan Leśniak ruszają z kopyta z remontem, żebyś miał dokąd wrócić. Czy tak chcesz się im odwdzięczyć za to dobro i miłość podcinając sobie żyły? Chcę, żebyś mi przysiągł na pamięć Marty i waszego nienarodzonego dziecka, że nigdy już nie podejmiesz próby odebrania sobie życia.
 - Tak będzie – odpowiedział drżącym od płaczu głosem. – Przysięgam.
Basia odetchnęła z ulgą.

32 komentarze:

  1. Bardzo piękne i wzruszające opowiadanie. Czytając sama się popłakałam. Mam nadzieję iż Paweł jeszcze spotka kobietę, którą pokocha wiadomo nie tak mocno jak swoją żonę Martę ale pokocha i stworzą rodzinę. Czego bym mu bardzo życzyła.
    Pozdrawiam serdecznie
    Julita
    P.S. Poszłam za Twoją radą i dziś nie wstawiłam kolejnej części swojego opowiadania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Julita
      Nie mogę odpowiedzieć na Twoje sugestie, bo musiałabym zdradzić dalsze losy Pawła, ale zapewniam, że jak wszystkie poprzednie opowiadania i to skończy się szczęśliwie, bo już tak mam.
      A co do kolejnej części u Ciebie, to dobrze Ci zrobi mała przerwa. Są dziewczyny, które publikują nawet co dwa, trzy tygodnie. Trzeba znaleźć sobie jakiś złoty środek i tego się trzymać. Pisałaś, że pracujesz na zmiany, więc sama wiesz najlepiej kiedy możesz wykroić nieco więcej wolnego czasu i coś opublikować. Czytelnicy są cierpliwi i nikt Cię nie potępi, bo każdy chce się dowiedzieć o dalszych losach bohaterów.
      Bardzo dziękuję za wpis i pozdrawiam serdecznie. :)

      Usuń
  2. o mamusiu, jaki ciężka część! U mnie też same łzy cisnęły się do oczu. Szkoda ich wszystkich. Pozdr

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż... Nikt nie obiecywał, że będzie lekko, a już tak na poważnie, to mimo całego dramatyzmu tej części cieszę się, że ona jednak wzrusza i wyciska łzy. To plus dla mnie jako autorki.
      Pozdrawiam serdecznie. :)

      Usuń
  3. Czasami tak jest, że wydaje nam się, że nasza śmierć szybko załatwi sprawę, że będziemy mieli spokój, że już nic nas nie będzie bolało;( Dla samobójców być może tak jest, ale zostają jeszcze ich bliscy. Basia dobrze powiedziała Pawłowi, że razem z nim i oni by umarli. Co innego gdyby zginął razem z żoną, ale samobójstwo!? Przecież oni by się zamartwili na śmierć dlaczego mu nie pomogli, dlaczego go nie dopilnowali, dlaczego z nim przez cały czas nie byli!? Dobrze, że mu się nie udało;) Trzymam go za słowo, że już nigdy nic tak głupiego nie zrobi? Czekam na kolejny rozdział. Mam nadzieję, że w kolejny czwartek? Pozdrawiam;) Jolka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jolu
      Rozdział jak zwykle za tydzień. To tylko przy okazji świąt zrobiłam nieco dłuższą przerwę.
      W pewnym sensie samobójcy wydają się być egoistami, bo kończą swoje życie i nie myślą o tych, którzy zostają i opłakują ich śmierć. Basia musiała to Pawłowi dobitnie uświadomić i chyba jej się to udało, bo on na pewno nie będzie już próbował. W końcu dał jej słowo, prawda?
      Bardzo Ci dziękuję za wizytę na blogu i najpiękniej pozdrawiam. :)

      Usuń
  4. Witaj Małgosiu,
    jaką wspaniałą rodzinę ma Paweł. Najbardziej zadziwili mnie teściowie. To niesamowite jak dużo dobroci mają w sobie. Oczywiście, że cierpią, w końcu stracili jedyne dziecko i przyszłego wnuka lub wnuczkę. Jednak prawdopodobnie znaleźli ujście dla tej rozpaczy? Nie tylko nie winią Pawła o wypadek - oczywiście on niczemu nie jest winien, ale najczęściej szukamy winnego żeby sobie ulżyć w bólu - ale też chętnie mu pomagają. Skoro nie chciał dalej z nimi mieszkać, to załatwiają mu mieszkanie. Skrzykują pozostałą rodzinę do remontu. Początkowo Paweł nawet właśnie przy nich się trochę otworzył a nie przy swoim tacie czy siostrze. Czyżby miał żal, że mu nie powiedzieli od razu o jego niepełnosprawności? Zresztą tutaj chyba bardziej chodzi o to, że on jest bardzo rozżalony i ma do całego świata pretensje. Ciężka praca przed Basią i przed pozostałymi aby wyciągnąć go z rozpaczy, żeby wbić mu do głowy, że powinien chcieć żyć dalej. Jego żona na pewno by tego chciała aby był jeszcze szczęśliwy. Chociaż te sny o niej, to wyraźnie mu nie pomagają - to właśnie po takim spotkaniu, Paweł targnął się na życie. Chyba dla niego lepiej by było gdyby nie pamiętał snów, ale wówczas pewnie jeszcze bardziej by cierpiał. Z pewnością obwiniałby się o to, że zaczyna ją zapominać. A przecież tak nie jest, osoba tak bliska naszemu sercu na zawsze w nim pozostanie. Zastanawiam się jak on sobie będzie radził po wyjściu ze szpitala? Już teraz nic nie chce jeść, a w domu jak będzie sam, to zapewne już w ogóle nie będzie o tym pamiętał. Do tego dojdzie jeszcze frustracja związana z koniecznością korzystania z wózka. Oj, wydaje mi się, że wiele cierpliwości będą musieli mieć jego bliscy. Bardzo dziękuję za dzisiaj. Oczywiście czekam na ciąg dalszy tej historii. Serdecznie pozdrawiam i przesyłam wbrew pogodzie cieplutkie uściski:)
    p.s. trudno nie wspomnieć o tym, że baaaardzo się cieszę z kolejnej zapowiedzi nowego opowiadania o naszych ulubieńcach:) I nawet cierpliwie na nie zaczekam:)
    Gaja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gaju
      Być może stworzyłam nieco wyidealizowaną rodzinę, ale bardzo chciałam napisać jak ważne jest jej wsparcie dla kogoś tak okropnie poranionego jak Paweł. On przecież rany ma nie tylko na ciele, ale i na duszy. To rany, które nie zabliźnią się łatwo i przez które czeka go wiele cierpienia. Jeśli chodzi o jego sny, to one będą ewaluowały. Na razie go męczą i dręczą. Są koszmarem, ale z czasem się okaże, że niosą ze sobą pewien przekaz, który Paweł musi zrozumieć. To jednak za kilka rozdziałów.
      Tak jak Ci mówiłam, zapowiedź jest, ale opowiadanie nie jest skończone, a mnie nie zawsze nachodzi ochota na pisanie. Myślę jednak, że z dużym poślizgiem, ale jednak uczczę dwa miliony wejść na blog.
      Bardzo dziękuję za długi wpis i doceniam, bo wiem, że byłaś zajęta. Przesyłam uściski i buziole. :)

      Usuń
  5. No tak, czego innego niż smutku można się było spodziewać skoro jeszcze po dwóch latach Paweł tak cierpi z powodu straty swojej kochanej Martusi, to co dopiero zaraz po tym tragicznym wypadku? Do tego jeszcze w taki niefortunny sposób dowiedział się o swoim kalectwie. Szkoda, że nie powiedzieli mu o tym bliscy. Może mniej by go to bolało, może lepiej by taką wiadomość przyjął, może nie doszłoby do próby samobójczej? Czekam na więcej i na odrobinę światełka dla Pawła;) Serdecznie pozdrawiam Kara

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kara
      Tak generalnie rzecz ujmując, to ta historia jest dość przygnębiająca. Ciężki wypadek, śmierć żony i dziecka, własna niepełnosprawność... Jest z czym walczyć. Ja chciałam tylko ukazać, jak trudna to może być walka. Jak ciężko jest się uporać ze śmiercią najbliższej osoby i własnymi ograniczeniami, choć nic nie jest niemożliwe i przy dużej determinacji i zachęcie ze strony najbliższych można z czasem zacząć żyć normalnie. Rodzina a zwłaszcza Basia i ojciec Pawła uznali, że będą mu dawkować złe wieści. Nie przypuszczali, że on dowie się wcześniej o swoim kalectwie, ale stało się. Teraz pozostaje praca nad jego psychiką, bo ta posypała się zupełnie. Światełko się pojawi, to mogę zagwarantować.
      Pięknie dziękuję za wpis i równie pięknie pozdrawiam. :)

      Usuń
  6. Mnie najbardziej wzruszył opis jak Paweł nie chce uwierzyć w to, że nie będzie chodzić i to jak starał się udowodnić sobie, że to nieprawda bo on jest jednak w stanie poruszyć nogami. To musi być okropne uczucie uświadomić sobie, że to co mówią lekarze jest brutalną prawdą. Zrobiło mi się przykro jak tą sytuację sobie wyobraziłam. Na razie to takie biedaczysko z tego Pawła. Chyba z tej rozpaczy i z tęsknoty za żoną trochę się pogubił. Pozdrawiam Iza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iza
      Większość paraplegików nie może uwierzyć w trwały niedowład swoich kończyn. Kiedy wreszcie zrozumieją, że rzeczywistość jest aż tak brutalna, to albo godzą się z nią i zaczynają walkę o siebie, albo rozsypują się emocjonalnie. Na razie nasz Paweł przechodzi ten drugi wariant, ale z czasem inaczej spojrzy na to wszystko.
      Pozdrawiam Cię serdecznie i bardzo dziękuję za komentarz. :)

      Usuń
  7. Kolejny ciekawy pomysł na opowiadanie. Podziwiam i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Marta była piękną kobietą, nic dziwnego, że kochał ją jak wariat. Szkoda, że nigdy się nie dowie czy mieli mieć synka czy córeczkę. A właściwie to może i dobrze. Już sama nie wiem. Tak po ludzku bardzo mi przykro, że ich spotkała taka tragedia. Ciężko się czyta o takich przypadkach. Czekam na ciąg dalszy. Serdecznie pozdrawiam;) Ada

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ada
      Ja wiem, że temat trudny i ciężki do przełknięcia, ale wiele osób nie ma pojęcia przez co przechodzą ludzie obarczeni taką traumą, a przecież egzystują wśród nas. Czasem dobrze jest mieć świadomość, że ci ludzie bezustannie walczą ze swoim niepełnosprawnym ciałem, z biurokracją a nawet z niechęcią urzędniczą. To są problemy, które przerosłyby zdrowego człowieka, a co dopiero chorego. I chociaż przykro jest patrzeć na zwłaszcza młodych ludzi przykutych do inwalidzkiego wózka, to oni sami wcale nie chcą być traktowani jak inwalidzi. Paweł z czasem też zmieni zdanie dotyczące wielu aspektów życia i spojrzy na wszystko zupełnie inaczej.
      Piękne dzięki za wizytę na blogu i komentarz. Serdecznie pozdrawiam. :)

      Usuń
  9. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić jak ja bym zareagowała na wiadomość, że nigdy już nie będę chodzić. W związku z tym troszeczkę rozumiem Pawła, który zrobił co zrobił, bo nie widział dalszego sensu życia. Chociaż przecież wiem, że nie z takimi problemami ludzie żyją i są naprawdę szczęśliwi! Ale jak go o tym przekonać? Jak zapewnić go o tym, że może żyć długo i być z tego zadowolony, że sobie poradzi? Jak go przekonać, że jest potrzebny swoim bliskim? Zadanie arcytrudne! Myślę, że nawet Basia nie da rady tego zrobić. Pewnie odpowiedni specjalista by się przydał. Zaintrygowałaś mnie. Chętnie się przekonam co tym razem wymyśliłaś? Do następnego. Pozdrowienia AB

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. AB
      Właśnie to jest niejako clou tego opowiadania: wskazać Pawłowi sposób, dzięki któremu będzie mógł normalnie żyć i być szczęśliwym. Mogę Ci zdradzić, że jednak specjalista polegnie tu na całej linii a ogromną wagę będzie mieć wsparcie całej rodziny i jej miłość. Nie zawsze mądrości specjalisty są w stanie przekonać niedowiarka.
      Pozdrawiam Cię pięknie i dziękuję za wpis. :)

      Usuń
  10. To opowiadanie zapowiada się ciekawie, fajnie mi się je czyta, tyle emocji! Ale co ja poradzę na to, że najbardziej lubię te historie o Uli i Marku? I ogromnie się cieszę, że niedługo pojawi się u Ciebie kolejna o nich opowieść;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro tak bardzo lubisz opowiadania o Uli i Marku, to użyj wyobraźni i pomyśl, że Paweł jest Markiem, Marta była Pauliną, a szczęście przyniesie mu ktoś, kto będzie alter ego Uli. może to Ci jakoś pomoże w doczytaniu tej historii do końca. Rzeczywiście pojawiła się zapowiedź nowego opowiadania o naszych ulubieńcach, ale jest jeszcze niedokończone. W ten sposób chciałam uczcić dwa miliony wejść na blog, ale już wiadomo, że będzie poślizg, bo najpierw trzeba opublikować "Sens życia".
      Dzięki wielkie za komentarz. Pozdrawiam. :)

      Usuń
  11. To prawda, że nie ma takiej kary, która wynagrodziłaby krzywdy wyrządzone Pawłowi i jego bliskim. Nic nie zwróci Marty z dzieckiem i zdrowia Pawła. Jednak uważam, że teść ma rację. Sąd powinien nałożyć na kierowcę najwyższy z możliwych wymiar kary i to bez żadnego zawieszenia. Może taka kara uświadomi i temu kierowcy i jego najbliższym oraz kolegom z pracy, że tak nie można postępować, bo można kogoś zabić! Pamiętam, że jego żona miała rodzić, ale on kiedyś wyjdzie z więzienia i będzie miał do kogo wrócić, a Paweł stracił wszystko, nawet nie oszczędzono mu utraty zdrowia. Kierowca i jego żona i tak są w lepszej sytuacji. Należy zrobić wszystko aby poniósł zasłużoną karę i nie ma znaczenia, że tego nie chciał. Jest dorosły, powinien znać przepisy. Po to one zostały stworzone, bo już ktoś wcześniej przewidział, że nie można zbyt długo kierować bo może stać się nieszczęście. Pozdrawiam i do następnego razu;) Nina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nina
      Przepisy są po coś. Przepisy są po to, żeby je przestrzegać. Skoro jest napisane, że kierowca tira może prowadzić tylko przez dziesięć godzin, to on nie może mieć ŻADNEGO powodu, żeby te przepisy łamać. Sąd nie bierze pod uwagę żadnych tłumaczeń, które miałyby obniżyć wyrok za taki czyn. Nie ma żadnych okoliczności łagodzących. Paweł na razie tego nie ogarnia, ale Leśniak czuwa nad wszystkim, bo bardzo pragnie sprawiedliwej kary dla, nazwijmy to po imieniu - mordercy. Ja całkowicie zgadzam się z tym, co napisałaś.
      Bardzo dziękuję i najpiękniej pozdrawiam. :)

      Usuń
  12. Paweł nieustannie przeżywa tą tragedię i nie ma co się dziwić ,bo przecież stracił dwie cudowne istoty ,które kochał. Martę i dziecko. Czytając to opowiadanie trochę żałuję ,że ta postać jest tylko we snach i wspomnieniach Pawła i nie można było jej na prawdę poznać. Od początku spodobał mi się opis o niej. Nic dziwnego ,że Paweł jest zrozpaczony ,lecz kiedyś będzie musiał się otrząsnąć. Jej nie ma , a życie płynie dalej. Wylane łzy nie cofną jej czasu ,a wkrótce pewnie pojawi się postać ,która rozjaśni jego szaro-czarny świat i wniesie nową energię i sprawi ,że on spojrzy z nieco innej perspektywy.A wspomnienia nie wpływają na niego pozytywnie wręcz przeciwnie wywołują destrukcyjne uczucia.Odnośnie kierowcy to przez jego brak rozsądku zginęli ludzie tak ważne dla głównego bohatera.Mam nadzieję ,że Paweł ujrzy wreszcie światełko w tunelu i pozna kogoś kto wypełni pustkę w jego sercu i zagoi chociaż częściowo rany ,bo pamięć o Marcie nie zniknie. Czekam na cd. Pozdrawiam serdecznie :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Justyś
      Na razie Paweł jest w czarnej dziurze. Nie widzi światełka na końcu tunelu i to nic dziwnego. Wszystko jednak w swoim czasie, bo i dla niego przyjdą lepsze dni i poprawa losu.
      Dzięki za długi komentarz. Serdecznie pozdrawiam. :)

      Usuń
  13. Z tego lekarza to niezły dureń! Jak można było nie sprawdzić czy pacjent śpi czy nie i opowiadać takie rzeczy?! Czego on uczy innych lekarzy? Bezduszności?! Ja też byłam świadkiem jak na obchodzie lekarz mówił do studentów, że tej kobiecie już nawet wycięcie macicy nie pomoże! Tak jakby jej tam nie było. Oburzające! Po ich wyjściu nie mogłyśmy jej uspokoić. Złożyłam skargę, ale co z tego? Kobieta była na skraju załamania i do tego jeszcze było jej przykro, że inne panie to słyszały. Tacy lekarze też zasługują na karę! Trzeba nie mieć nie tylko serca ale przede wszystkim rozumu! Jestem wściekła. Może ta postawa też przyczyniła się do tego, że przez niego Paweł targnął się na życie. Pozdrowienia. Stała czytelniczka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja z bezdusznością lekarzy spotykam się na każdym kroku. Już nie ma w nich tej nieodzownej empatii dla pacjenta, a on sam traktowany jest bardzo przedmiotowo. Najczęściej uważany jest za niedouczonego debila, który nie ma pojęcia o swojej chorobie mimo, że choruje np. od dwudziestu lat i staż choroby jest niejednokrotnie dłuższy od stażu lekarza leczącego. Ot nasza polska rzeczywistość.
      Bardzo dziękuję za ten komentarz, bo jako jedyny zwraca uwagę na niekompetentnych lekarzy. Pozdrawiam serdecznie. :)

      Usuń
  14. Mnie też niemile zaskoczył lekarz. Za to ujęli mnie teściowie Pawła. O tacie czy Basi nie wspomnę. Ciekawi mnie reakcja Pawła na mieszkanie. Czy będzie w stanie się ucieszyć czy nawet nie będzie w stanie zauważyć trudu włożonego przez rodzinę? Zastanawiam się też jak sobie będzie radził z wózkiem? Będzie z niego korzystał czy też będzie leżał pokotem? Czekam na kolejną część. Pozdrawiam;) Ola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ola
      Mam nadzieję, że jednak w tym opowiadaniu znajdziecie więcej pozytywów niż negatywów, chociaż wiadomo, że najchętniej widziane jest zachowanie równowagi w tym względzie. Nie pamiętam dokładnie, bo opowiadanie pisałam już dość dawno, ale chyba w następnym rozdziale opisuję postępy prac w mieszkaniu Pawła i jego reakcję. Nie będziesz czekała więc zbyt długo.
      Bardzo dziękuję Ci za wpis i najcieplej pozdrawiam. :)

      Usuń
  15. Aż się popłakałam. Smutna część. Jednak wiem, świta taka mała nadzieja,że Paweł znajdzie jeszcze ukochaną i będzie szczęśliwy. Może nie tak jak z Martą,bo ona zawsze będzie w jego pamięci i serduszku ale i tak będzie szczęśliwy. Nie zrobiłabyś mu kolejnej krzywdy, to nie w Twoim stylu :) :*
    Pozdrawiam, Andziok

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ann
      Oczywiście, że nie mam zamiaru pastwić się nad Pawłem. On i tak dużo już przeszedł. Nie kopie się leżącego, prawda? Tak, czy siak z każdym rozdziałem będzie coraz lepiej i mam nadzieję, że ta wiadomość Cię pocieszy.
      Pozdrawiam pięknie i dziękuję za komentarz. :)

      Usuń
  16. Opowiadanie od początku wyciska łzy lub co najmniej łapie za gardło. Piękne chociaż bardzo smutne. Pozdrawiamy i czekam na cd;) M i E

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. M i E
      Myślałam, że zapadłyście w sen zimowy i bardzo się cieszę, że tak nie jest. Taki miałam zamysł, żeby wycisnąć z Was trochę łez i zamiast przysłowiowej cebuli podtykam Wam do czytania coś takiego i aż radość bierze, że jednak działa.
      A już tak na poważnie dziewczyny moje kochane, to to opowiadanie jest dosyć łzawe, ale też dużo w nim szczęśliwych momentów. Te nadejdą wkrótce.
      Bardzo Wam dziękuję, że wpadłyście i zostawiły ślad. Pozdrawiam obie najserdeczniej. :)

      Usuń