Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 12 stycznia 2017

"SENS ŻYCIA" - rozdział 3

ROZDZIAŁ 3


Prace w mieszkaniu Pawła nabierały tempa. Józef skrzyknął kilku swoich dobrych sąsiadów i wraz z Karolem oczyścili lokal ze starych mebli. Pozrywali podłogi i zdrapali wypłowiałą, brudną farbę ze ścian i sufitów. Basia dzieliła czas między szpitalem i remontowanym mieszkaniem starając się przynajmniej uprzątać bałagan. Na ścianach wkrótce położono gładzie i pomalowano je na ładne, pastelowe kolory. Najszybciej poszło z podłogami, bo Józef miał sporą wprawę, a i jego koledzy radzili sobie świetnie. Najwięcej pracy mieli w łazience, bo zamiast typowego brodzika powstawał taki z jedną ścianką wyłożoną luksferami i zamykającymi całość szklanymi drzwiami, które można było otworzyć na całą szerokość. Dzięki temu wózek inwalidzki mógł swobodnie tutaj wjechać. Wokół zamontowano niezbędne uchwyty. Podobne umieszczono przy muszli klozetowej i umywalce. Wszystko urządzono tak, by Paweł miał jak najswobodniejszy dostęp do każdej rzeczy. Na koniec zostawili sobie kuchnię. Ojcowie uzgodnili, że powinna być zrobiona na wymiar i dostosowana do wysokości siedzącego na wózku mężczyzny. Trochę musieli poczekać, ale po trzech tygodniach przywieziono ładne jasnożółte szafki i ustawiono je zgodnie z projektem. Mieszkanko powoli stawało się bardzo przytulne. Leśniak któregoś dnia przywiózł wygodną kanapę, która wcześniej stała w pokoju Marty i Pawła. Była nowa i szkoda było wydawać pieniądze na kolejną zwłaszcza, że stanowiła komplet z dwoma klubowymi fotelikami i stolikiem kawowym. Sporo czasu poświęcili na szukanie odpowiedniego łóżka. Nie mogło być zbyt miękkie. Musiało być takie, żeby Paweł mógł w miarę sprawnie do niego wchodzić i z niego wychodzić.
Basia z pietyzmem dopieszczała to gniazdko. Z własnej już inicjatywy zainwestowała w pionowe, pasujące kolorystycznie do ścian rolety i dwie spore donice z dracenami, by ocieplić nieco salonik. W sypialni stanęło wreszcie wybrane przez rodzinę łóżko i nocna szafka, a nad głową w zasięgu ręki zawieszono kinkiet. Znalazły tu też miejsce dwie niewielkie komódki z szufladami, do których Paweł miał swobodny dostęp. Basia postarała się nawet o wózek z cienkimi, lekkimi kołami, którym można się było poruszać po mieszkaniu. Ze szpitala miał Paweł dostać solidniejszy do wyjazdów w teren.

Tymczasem Paweł trochę wbrew sobie zaczynał zdrowieć. Żebra się zrosły i nie odczuwał już tego bolesnego ucisku podczas oddychania. Stopniowo zaczęto go rehabilitować, chociaż nie była to rehabilitacja w pełnym tego słowa znaczeniu. Nogi były kompletnie bezwładne i ograniczono się tutaj jedynie do masaży, żeby wzmocnić mięśnie i niejako zapobiec ich wiotczeniu. Więcej uwagi poświęcono tułowiu, barkom i rękom. Szczególnie te ostatnie musiały być silne, żeby móc popychać kółka inwalidzkiego wózka. Kiedy Paweł po raz pierwszy usiadł na nim uświadomił sobie, że od teraz będzie postrzegał świat z wysokości swojego pasa. Był dość wysoki, bo miał sto dziewięćdziesiąt centymetrów wzrostu. Przez niedowład nóg skrócił się o połowę. Z dawnego, umięśnionego i wysportowanego chłopaka nie pozostał nawet ślad. Wychudzony był bardzo. Nadal uważał, że jedzenie wcale nie jest mu do życia potrzebne. Podawanie mu kroplówek wzmacniających organizm stało się koniecznością. Generalnie do terapii podchodził dość biernie. Skoro nie było już nadziei na to, że będzie kiedyś chodził, cały zestaw ćwiczeń wydawał mu się bezsensowny i w ogóle się nie wysilał. Odłączono go też od cewnika. Sam o to poprosił, bo czuł wyraźne parcie i na pęcherz i na kiszkę stolcową. Gdy któregoś ranka obudził się z potężnym wzwodem wiedział już, że z tymi sprawami ma wszystko w porządku.
Kilka razy odwiedził go psychiatra, ale od razu zapowiedział mu, że traci po prostu czas.
 - Niech mnie pan zostawi w spokoju. Ta próba samobójcza była jednorazowym incydentem i na pewno drugiego razu nie będzie. Chyba nie oczekuje pan ode mnie, że będę się panu zwierzał z uczuć, których sam do końca nie rozumiem. To tylko i wyłącznie moja sprawa, a ta sala to nie konfesjonał.
 - Byłoby panu lżej, gdyby pan to z siebie wyrzucił – namawiał go lekarz, ale Paweł kiwał tylko przecząco głową.
 - Nie ma pan pojęcia przez co przeszedłem i nigdy w życiu pan tego nie zrozumie chyba, że doświadczy pan tego samego. Zapewniam pana, że wiedza, którą pan posiada nie jest w stanie pomóc mi w niczym, bo to ja sam muszę się z tym zmierzyć i uporać lub nie. Szkoda pańskiego cennego czasu.
Lekarz od momentu tej rozmowy przychodził jeszcze, ale Paweł był nieugięty. Po prostu zamknął się w sobie i nie powiedział już nic więcej.
 - On chce walczyć z tym sam, – psychiatra rozkładał bezradnie ręce opowiadając przebieg rozmowy z pacjentem ordynatorowi – a ja nie mogę i nawet nie chcę w to ingerować. Jest niezwykle uparty i powiedział mi tylko tyle, ile zechciał. Zapewnił mnie jednak, że już nie targnie się na swoje życie, a ja mu wierzę.

Jego pobyt w szpitalu dobiegał końca. Lekarze zrobili wszystko, by wyleczyć jego ciało. Rany na duszy miały zabliźniać się jeszcze bardzo długo. Przydzielono mu solidny wózek i nauczono, jak ma się nim przemieszczać. W dniu wypisu przyjechali po niego teściowie. Pomogli mu się ubrać i zabrawszy torbę z jego rzeczami wyjechali na parking. Leśniak podjechał z Pawłem do drzwi i otworzył je na całą szerokość.
 - Spróbujesz sam, czy ci pomóc? – zapytał.
 - Powinienem dać radę – zgrabnie przemieścił się na siedzenie i za pomocą rąk przeniósł do środka nogi. – Nie było tak źle – wysapał. Zapiął pas. Józef zamknął drzwi i usiadł na miejscu kierowcy.
 - Mam do was prośbę – powiedział cicho Paweł. – Chciałbym, żebyście najpierw zawieźli mnie do Marty. Chcę wiedzieć, gdzie jest pochowana.
 - Oczywiście synku, że zawieziemy cię tam. Przeczuwaliśmy, że będziesz chciał najpierw jechać na cmentarz i tak powiedzieliśmy twojemu tacie i Basi. Oni czekają już w twoim mieszkaniu. Jedźmy zatem.
Przy cmentarzu teściowa kupiła bukiet czerwonych róż i dwa duże znicze. Wolno pojechali główną aleją skręcając przy kaplicy w jedną z mniejszych. W końcu zatrzymali się.


 - To tutaj. Łatwo trafić, prawda? Zapalę znicze i wstawię kwiaty do wody – kiedy to zrobiła powiedział, że chce na chwilę zostać sam. Uszanowali to i odeszli w stronę kaplicy.
 - Strasznie mi go żal – szepnęła Leśniakowa do męża. – Wydaje się taki potwornie samotny i opuszczony. Taka kupka nieszczęścia. Myślę Józek, że on długo się z tego nie otrząśnie. Nasza Martunia miała ogromne szczęście, bo pokochał ją wspaniały, dobry i wrażliwy mężczyzna. To takie niesprawiedliwe – rozpłakała się. Mąż przytulił ją do swojego boku. – To przez to głębokie uczucie jeszcze długo nie będzie się mógł oswoić z jej odejściem.

Paweł siedział jak skamieniały wpatrując się w napis na nagrobku. Nawet nie czuł, że po jego policzkach płyną potoki łez.
 - Tak strasznie mi ciebie brakuje – wyszeptał. – Tak strasznie za tobą tęsknię. To tak bardzo boli, a najbardziej świadomość, że nigdy cię już nie zobaczę, nie przytulę twarzy do twojego ciążowego brzuszka, nie ucałuję twoich słodkich ust i nie będę mógł spojrzeć w twoje błękitne oczy. Najpiękniejsze i najłagodniejsze oczy na świecie. We śnie widziałem cię z naszą córeczką. To byłaby córeczka, prawda? Była taka do ciebie podobna. Słodkie maleństwo. Odeszłaś, a ja bez ciebie jestem nikim, nie chcę żyć, ale obiecałem Basi, że już więcej nie będę próbował do ciebie dołączyć, choć pokusa jest ogromna tak jak ta bolesna tęsknota za tobą. Kocham cię i zawsze będę cię kochał. Spoczywaj w spokoju moje szczęście. Obie spoczywajcie w spokoju – jego klatką piersiową wstrząsnął głośny szloch. Już nie potrafił utrzymać emocji na wodzy. Ten straszny żal za utraconą, najukochańszą osobą rozdzierał mu serce.
Leśniakowie widzieli z daleka jak trzęsą mu się ramiona, jak kurczy się w sobie usiłując powstrzymać ten spazmatyczny płacz. Podeszli do niego. Józef oparł dłonie na jego ramionach. Sam miał oczy pełne łez.
 - Pożegnaj się synku. Musimy jechać – powiedział łagodnie.
Paweł nerwowo wytarł dłońmi mokre policzki.
 - Tak…, tak…, jedźmy.

Czekano już na niego. Zawsze niezawodna Basia i tata. Oboje byli bardzo wzruszeni. Basia zaraz zakrzątnęła się w kuchni szykując obiad. Józef oprowadzał Pawła po mieszkaniu.
 - Jak widzisz, nie jest zbyt duże, ale postaraliśmy się, żebyś miał tu wygodny dostęp do wszystkiego. Wybraliśmy dość wysokie łóżko, żebyś mógł bez problemu przesiadać się na nie z wózka. W komódkach masz wszystkie swoje rzeczy. Basia poukładała je bardzo starannie. Zresztą sama ci wszystko objaśni. W saloniku stanęła kanapa, którą kupiliście z Martą. Trochę musieliśmy się ograniczać z wydatkami, dlatego nie kupowaliśmy nowej. Mam nadzieję, że nie jesteś zły, że przywieźliśmy tutaj wasz komplet?
 - Nie…, oczywiście, że nie… Jestem wam bardzo wdzięczny, bo dzięki wam mam własny kąt. To dla mnie bardzo ważne, bo nie chciałbym być dla żadnego z was ciężarem. Po prostu muszę się nauczyć radzić sobie samodzielnie, bez pomocy.
 - Doskonale to rozumiemy synku. Pokażę ci teraz łazienkę – Józef otworzył na całą szerokość drzwi do niej. – Spójrz, wszystko jest tu przystosowane do ciebie. Wszędzie są niezbędne uchwyty, a do brodzika będziesz mógł wjechać na wózku. Basia załatwiła ci taki lekki wózek, nazwałbym go, domowy. Lepiej sprawdza się w mieszkaniu niż ten, na którym teraz siedzisz. No i wreszcie kuchnia. Nie zawieszaliśmy szafek, bo nie wstałbyś do nich. W tych stojących masz całkiem sporo miejsca i łatwiej będzie ci sięgać. To właściwie by było na tyle. Jeszcze tylko powiem, że jutro na dziesiątą jesteśmy umówieni u notariusza. Podpiszemy akt. Przyjadę po ciebie z pół godziny wcześniej. Na pewno zdążymy, bo to niedaleko.
Paweł był poruszony i naprawdę docenił ogrom pracy, który jego teściowie i tata z Basią włożyli w remont tego mieszkania. Musiał kosztować majątek.
 - Chyba nigdy nie zdołam wam się odwdzięczyć za to wszystko. Gdybym tylko miał takie możliwości, zwrócił bym wam co do grosza. Mam u was ogromny dług. Może kiedyś odłożę na tyle, żeby to zrobić.
 - Tym się w ogóle nie przejmuj. Zrobiliśmy to wspólnie dzieląc się kosztami. Nie było tak źle. Najważniejsze, żeby tobie było wygodnie i żebyś dobrze się tu czuł.
Z kuchni wyszła Basia niosąc wazę z pachnącym rosołem.
 - Siadajcie. Obiad gotowy.
Paweł przesiadł się na lekki wózek i podjechał do stołu. Jego wysokość była w sam raz. Pociągnął z przyjemnością nosem chłonąc aromat bulionu. Chyba po raz pierwszy od czasu wypadku poczuł głód. Basia nalała mu solidny talerz oprószając makaron posiekaną drobno pietruszką, tak jak lubił. Wszyscy z chęcią zabrali się do jedzenia.
Przy drugim daniu Basia powiedziała mu, że złożyła dokumenty w ZUS-ie wraz z wnioskiem o przyznanie renty wypisanym przez ordynatora oddziału, na którym leżał.
 - Lada dzień spodziewam się wezwania na komisję. Pan Józef był tak uprzejmy, że zgodził się nas tam zawieźć. Ja wzięłam dwa tygodnie urlopu. Jeśli ci to nie przeszkadza, będę nocować tu przez ten czas, jeśli wolisz być sam, będę przyjeżdżać. Wolałabym zostać. Jest jeszcze kilka spraw, które chciałbym z tobą omówić a przede wszystkim objaśnić, co gdzie jest, żebyś nie musiał szukać.
 - Oczywiście Basiu, zostań. Ja nie mam nic przeciwko temu.
Po deserze goście zaczęli się żegnać. Karol uściskał mocno syna i choć ten chciał, żeby ojciec został jeszcze, senior musiał odmówić.
 - Muszę się przygotować do pracy. Mam nocny dyżur.
 - Nadal trzymasz się tej roboty? Powinieneś już odpocząć.
 - Kiedyś odpocznę synku, ale jeszcze nie teraz. Emerytura niezbyt wysoka i zawsze te parę groszy więcej się przyda. Na zdrowie nie narzekam, a i robota nie ciężka. Wkrótce się zobaczymy. Do widzenia dzieci – pożegnał się. To samo zrobili Leśniakowie. Rodzeństwo zostało samo. Basia uprzątnęła ze stołu i usiadła na kanapie. Paweł również przeniósł się na nią.
 - Nie jesteś zmęczony? Może chciałbyś się położyć?
 - Nie Basiu. Już dość się należałem. Chętnie z tobą posiedzę. Muszę przetrawić ten pyszny obiad. Naprawdę się postarałaś. Dawno nie czułem głodu, a dzisiaj te boskie zapachy niemal spowodowały mi w żołądku rewolucję.
 - Powinieneś zadbać o siebie. Bardzo wychudłeś. Zawsze byłeś szczupły, ale teraz bardziej przypominasz kościotrupa niż żywego człowieka. Bardzo się postaram, żebyś chociaż trochę przytył. To, że tu będę znacznie ułatwi nam załatwianie spraw. Myślę, że rentę dostaniesz bez problemu, ale jak zdążyłam się zorientować, nie będzie to renta inwalidzka, bo pracowałeś zaledwie kilka miesięcy i nie byłoby z czego jej naliczyć. Prawdopodobnie przyznają ci rentę socjalną, bo ta nie zależy od wysokości wpłacanych przez pracodawcę składek. No i nie będzie wysoka. Raczej powiedziałabym, że to takie socjalne minimum. Ciężko będzie ci za to przeżyć. My oczywiście pomożemy, ale kiedy już wydobrzejesz do końca i okrzepniesz, może pomyślisz o otwarciu jakiegoś małego serwisu komputerowego. Znasz się na tym i w ten sposób mógłbyś sobie dorabiać.
 - To melodia przyszłości Basiu. Na razie załatwmy najbardziej pilne sprawy, a potem pomyślę.
Rozmawiali do późna. Było już dobrze po dwudziestej trzeciej, kiedy Paweł uznał, że powinni iść spać.
 - Ja chciałbym skorzystać jeszcze z łazienki i wziąć prysznic. Muszę się pozbyć tego szpitalnego zapachu.
Basia wprowadziła jego wózek do pomieszczenia i objaśniła - w brodziku stoi taki fikuśny taboret. Ma przykręcone do podłogi nogi, żeby był stabilny. Wjedziesz wózkiem do środka i przesiądziesz się na niego. Wózek wypchnij tak, żeby po kąpieli móc do niego dosięgnąć. Szkoda, żeby się zmoczył. Tam na półeczce masz ręczniki, żel do kąpieli, gąbkę i szczotkę. Na pewno sięgniesz. Na pralce położyłam piżamę i szlafrok. Gdybyś nie mógł sobie poradzić, po prostu mnie zawołaj – wyszła z łazienki, a on zgodnie z jej instrukcją przesiadł się na taboret. Z przyjemnością poczuł pierwsze ciepłe strugi wody na swoim ciele. Myjąc je gąbką musiał przyznać Basi rację. Było kompletnie wychudzone.
Kąpiel nie okazała się czymś bardzo skomplikowanym. Doskonale sobie poradził. Ubrany w piżamę i otulony szlafrokiem wjechał do saloniku. Uśmiechnął się do siostry.
 - Tego mi było trzeba. Wspaniale wszystko urządziliście. Nie miałem żadnego problemu.
 - W takim razie zmykaj do sypialni. Ja też skorzystam z prysznica i zaraz się kładę. Zmęczył mnie ten dzień. Dobranoc braciszku.

Łóżko okazało się niezwykle wygodne. Zsunął się z wózka wprost pod chłodną kołdrę i przytulił twarz do poduszki. Teraz jeszcze bardziej nasiliła się tęsknota za Martą. Jak tylko się pobrali, zasypiali wtuleni w siebie jak dwa małe kocięta. Paweł objął rękami poduszkę i rojąc o zmarłej żonie niemal natychmiast zasnął.

Nad ranem wyrwał Basię ze snu przeraźliwy krzyk. Wystraszona zerwała się na równe nogi i pobiegła do pokoju brata. Oddychał ciężko, jakby przebiegł maraton. Czoło miał usiane kropelkami potu. Przysiadła na skraju łóżka i przytuliła go mocno do siebie.
 - Ciii, już wszystko dobrze. To tylko zły sen. Spokojnie… Oddychaj… - podała mu stojącą na szafce szklankę wody. Wypił ją łapczywie wciąż nie mogąc się uspokoić.
 - Znowu mi się śniła. Siedziała tak jak ty na krawędzi łóżka i szeptała coś do mnie, ale nie mogłem rozróżnić słów. Wyraźnie czułem ziołowy zapach jej szamponu do włosów. Próbowałem pogładzić ją po głowie, ale nie mogłem unieść ręki. Tak bardzo pragnąłem ją przytulić… Była tak blisko, a jednocześnie tak daleko… - zaszkliły mu się oczy. – Czy to już zawsze tak będzie…? Te sny mnie kompletnie wyczerpują, pozbawiają sił… To nie do zniesienia – w jego głosie było tyle skargi i żalu, że Basię przeszedł dreszcz.
 -  Mam nadzieję, że nie, że sny kiedyś się skończą. To nadal tkwi w tobie, bo jest świeże, a ty sam bezwiednie przywołujesz to wszystko z pamięci. Wierzę jednak, że nadejdzie taki czas, że osiągniesz spokój, że wreszcie wypłaczesz tak do końca swój ból i choć wiem, że nigdy o niej nie zapomnisz, to przynajmniej będziesz mógł pogodzić się z myślą, że jej już nie ma, a teraz spróbuj zasnąć. Jest jeszcze bardzo wcześnie. Nawet nie zaczęło świtać, bo jest czwarta rano – okryła go troskliwie kołdrą i wyszła cicho z pokoju.
O siódmej wstała i uprzątnąwszy pościel poszła nastawić expres. Paweł pewnie będzie rozbity po dzisiejszej nocy i mocna kawa na pewno się przyda. Ugotowała dwa jajka na miękko, bo takie lubił najbardziej i upiekła kilka tostów.
Paweł otworzył drzwi od sypialni kilka minut po ósmej. Wjechał do łazienki i spojrzał w lustro. Jego twarz wyglądała na zmęczoną. Sięgnął po maszynkę i ogolił zarost. Zaraz wyglądał lepiej. Przeczesał palcami kruczoczarną czuprynę poprzetykaną gdzieniegdzie srebrnymi nitkami. Dokończył toaletę i ruszył do kuchni zanęcony aromatem świeżo zaparzonej kawy. Przywitał się z siostrą przepraszając ją jednocześnie za tę wczesną pobudkę.
 - Nie przepraszaj, bo nie masz za co. Ugotowałam ci jajka na miękko i tosty. Mam nadzieję, że jesteś głodny.
Był głodny. Śniadanie pochłonął w oka mgnieniu, na co Basia patrzyła z prawdziwą przyjemnością sama delektując się wyłącznie kawą. Nigdy nie jadała śniadań. Głód dopadał ją zawsze koło południa i wtedy serwowała sobie porządny lunch. Paweł często dziwił się jak wiele potrafi zjeść na jedno posiedzenie. Zawsze była drobnej kości tak jak mama i nigdy nie tyła.
Siedzieli jeszcze chwilę w kuchni dopijając kawę, gdy Basia zagaiła.
 - Wiesz…, przeglądając kiedyś strony internetowe natknęłam się na jedną należącą do fundacji „Ami”. Zaciekawiła mnie, bo okazało się, że ta fundacja zajmuje się szkoleniem psów dla osób niepełnosprawnych. Poczytałam trochę na ten temat i wiem, że szkolą też dla paraplegików mających porażenie kończyn dolnych a nie tylko rąk. Pomyślałam, że być może przydałby ci się taki towarzysz. Na pewno wyręczyłby cię przynosząc różne rzeczy. Takie psy są bardzo mądre. Tam akurat szkolą przeważnie labradory, bo ponoć one najbardziej się do tego nadają. Problemem byłaby tu cena za takie szkolenie. Jest bardzo wysoka, ale ja już mam nawet pomysł jak zdobyć te pieniądze. Co ty na to? Chciałbyś mieć takiego psa? Byłbyś dobrym panem, bo przecież kochasz zwierzęta.
 - Hmm…, sam nie wiem. Musiałbym co najmniej ze trzy razy wychodzić z nim w ciągu dnia…
 - No właśnie. I o to chodzi. Chodzi o to, że to nie ty byś go wyprowadzał, ale on ciebie. Oczywiście najpierw musiałabym zebrać i wysłać do nich całą dokumentację medyczną, na podstawie której mogliby cię zakwalifikować, do takiego programu, a to trochę potrwa, bo pies musi być szkolony pod twoim kontem, tzn. jego umiejętności muszą być dostosowane do twojej niepełnosprawności. Zgódź się. Jestem pewna, że wynikną dla ciebie same pozytywne rzeczy z posiadania takiego psa.
 - No dobrze…, zgadzam się. Ty to masz dar przekonywania. A teraz wypadałoby się ubrać, bo za chwilę przyjedzie tata Leśniak.

33 komentarze:

  1. Paweł ma ogromne szczęście, jeśli można mówić w jego przypadku o szczęściu,bo ma od początku oparcie w siostrze,ojcu i teściach.Zwłaszcza postawa tych ostatnich jest bardzo pozytywna. Innych mogłoby to przeroś a oni całą czwórką z pomocą obcych osób wszystko przygotowali.Wszystko tak ładnie opisane, że można sobie te mieszkanko wyobrazić.
    Szkoda tylko, że Paweł nie skorzystał z pomocy psychologa, bo wiadomo, że jak dusza choruje to choruje całe ciało. Powinien jak najszybciej zacząć wychodzić a nie zamykać w czterech ścianach, bo tylko pogorszy jego stan psychiczny.A gdy już wyjdzie to kto wie czy nie pojawi się jakaś dziewczyna. Pocieszające jest to jak sam twierdzi, że z tym jest wszystko ok. to może będą dzieci.
    Pozdrawiam miło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz dopatrzyłam się zapowiedzi TA TRZECIA pod opowiadaniami o Uli i Marku. Super.

      Usuń
    2. Paweł faktycznie powinien zacząć wychodzić i to dlatego w głowie Basi pojawił się pomysł zakupu psa. Zwierzę musi się wybiegać, a skoro tak, to zmusi swojego pana do spaceru i nawiązania interakcji z innymi ludźmi a nie zamykania się w czterech ścianach.
      Jest zapowiedź nowego opowiadania, ale będzie publikowane z poślizgiem, bo napisałam je z okazji dwóch milionów wejść, a to już przecież za chwilę.
      Bardzo dziękuję za komentarz. Pięknie pozdrawiam. :)

      Usuń
  2. Hej;) Najważniejsze z tego wszystkiego jest to. że Pawła męskość nie ucierpiała;) A z poprzedniej części można było trochę tak wnioskować. Czekam na to co on z tym faktem zrobi;) Serdecznie pozdrawiam;) Jolka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jolu
      Dla każdego mężczyzny to zapewne rzecz niezwykle istotna. Ja tylko nadmieniłam o tym, bo moim zdaniem najważniejsze jest to, że on w ogóle wraca do żywych Hahaha. Ale nie Ty jedna uważasz, co jestem w stanie zrozumieć, bo to zawsze jakaś szansa na nowe życie i posiadanie potomstwa.
      Pięknie dziękuję, że zajrzałaś i skomentowałaś. Serdecznie pozdrawiam. :)

      Usuń
  3. Ale mnie wnerwił ten lekarzyna! Co to za psycholog, który nie potrafi dotrzeć do pacjenta?! Jak on mógł zostawić Pawła w potrzebie? To tak można? A kto by odpowiadał gdyby on spróbował jeszcze raz? Ciekawe czy gdyby to była prywatna klinika, to też by tak sobie odpuścił? Chyba by tam długo nie popracował! Czekam na kolejną część. Pozdrawiam;) Iza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iza
      Spokojnie dziewczyno, bo mi jeszcze zawału dostaniesz. Rzeczywiście lekarz mógł wkurzyć, ale wyobraź sobie sytuację, że jesteś na miejscu Pawła. Przychodzi do Ciebie psychiatra i udaje, że doskonale wie, co czujesz i chce Cię utwierdzić w przekonaniu, że jest tu po to, żeby Ci pomóc. Jesteś zirytowana namolnością faceta, bo doskonale wiesz, że on nawet w ułamku nie jest w stanie wczuć się w Twoją dramatyczną sytuację.Wymaga od Ciebie, żebyś zaczęła mu mówić o swoich uczuciach, a Ty wcale nie masz ochoty tego robić, bo nie chcesz na nowo tego roztrząsać i rozdrapywać ran. Z każdą wizyta tego lekarza czujesz się coraz bardziej bezsilna i sfrustrowana bo doskonale wiesz, że tylko Ty sama jesteś w stanie sobie pomóc i dopóki nie pogodzisz się z rzeczywistością, to żaden psychiatra Ci tego nie ułatwi. Jak to się mówi nic na siłę.
      Dzięki wielkie za komentarz i Twój bunt. Pozdrawiam Cię najpiękniej. :)

      Usuń
  4. Ja też się zgadzam z tym, że z tego lekarza, to niezły fachowiec. No po prostu ho, ho! Ale za to rodzinka - oni są po prostu cudni;) Paweł nie ma wyjścia, musi mu się udać, czy tego chce czy nie. Czekam na next. Pozdrowienia;) Kara

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kara
      Odpowiadając na komentarz powyżej starałam się wyjaśnić stanowisko doktora. Lekarz może nawet próbować ekwilibrystyki, ale jeśli pacjent jest uparty i bardzo negatywnie nastawiony do jego działań, to choćby był światową sławą psychiatrii nie zwojuje nic. To głównie dlatego lekarz odpuścił, bo widział jak bardzo wycofany jest Paweł.
      Dzięki serdeczne za wpis. Pozdrawiam. :)

      Usuń
  5. Biedny ten Paweł. Blizny, które miały się zagoić już to zrobiły, ale z bliznami w głowie i w sercu nie będzie tak łatwo. Jak nie lekarz, to może wspaniała rodzina mu pomoże? Razem z Pawłem czekam na lepsze jutro. Pozdr

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zawsze tak jest, że rany na ciele goją się szybko, a te na duszy - latami. Paweł musi przetrawić kilka rzeczy, z kilkoma musi się pogodzić. Potrzebuje czasu, a jak wiadomo, to czas jest najlepszym lekarzem.
      Pozdrawiam pięknie i dziękuję za komentarz. :)

      Usuń
  6. Ile złotych rączek, a ja wszystko sama;( Mój małżonek jest tego zdania, że po to są fachowcy aby z nich korzystać. Wszystko fajnie, ale kasy brak;( Więc ... Pozdrowienia Zosia Samosia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zosiu Samosiu
      Witaj w klubie, bo i ja niestety w większości wszystko sama... Rodzina, którą opisuję jest przeze mnie mocno wyidealizowana. To trochę też wyrażenie przeze mnie moich pragnień w posiadaniu podobnej. Z żalem stwierdzam, że pragnienia swoje, a szara rzeczywistość swoje.
      Pozdrawiam serdecznie. :)

      Usuń
  7. Muszę przyznać, że mile mnie zaskoczyła postawa Pawła;) Dobrze, że nie sprawdziły się moje obawy. Paweł może nie skacze z radości, ale naprawdę docenia to co zrobili dla niego najbliżsi;) Nawet na wózek nie jest obrażony, zgadza się na psiunię;) Superowo, bo to wróży, że powoli, powolutku zaakceptuje swoją niepełnosprawność i będzie potrafił sobie radzić samemu. Gorzej z pamięcią o żonie, ale tak jak pisałaś wyżej, mam nadzieję, że czas się i z tym upora. Oczywiście czekam na kolejną część. Pozdrawiam;) Ola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Olu
      Paweł oczywiście nadal cierpi, ale dzięki swojej rodzinie i jej nieocenionemu wsparciu zaczyna rozumieć, że jego samobójcza śmierć niczego by nie rozwiązała, a tylko pozostawiła tę rodzinę w jeszcze większej rozpaczy i smutku. Ta świadomość i to, że stara się być niezależny dzięki mieszkaniu, które mu przygotowano działa na niego mobilizująco. Z tym będzie coraz lepiej, bo on wreszcie zacznie dostrzegać pozytywne aspekty życia.
      Bardzo dziękuję za komentarz. Najserdeczniej Cię pozdrawiam. :)

      Usuń
  8. Witaj Małgosiu,
    zastanawiam się czy to ta ogromna miłość do Marty i niewyobrażalna tęsknota za nią i za nienarodzonym dzieckiem są przyczyną jego snów? One są bardzo wzruszające ale nieźle też dają w kość Pawłowi. Jak on ma wrócić do formy jak nawet nie może się porządnie wyspać? Mam nadzieję, że z biegiem czasu Paweł przestanie być nimi nękany albo chociaż nie będzie ich tak przeżywał? Chociaż chyba on sam nie wie czego chce, bo z jednej strony pamięć o Marcie wywołuje u niego ogromny ból sera, ale z drugiej strony on sam nie pozwala jej odejść. Jeśli wydaje mu się, że ona jest z nim chociaż w śnie, to nigdy od tych snów się nie uwolni. A może boi się, że ją zapomni i dlatego przywołuje ją w snach? Ale się zakręciłam jak na jakiejś karuzeli, hahaha:) To teraz przejdę do czegoś prostszego. Basia miała fantastyczny pomysł z tym pieskiem. Spryciula jedna. Taki towarzysz nie tylko może mu pomagać/wyręczać w różnych sprawach, ale przede wszystkim może stać się jego przyjacielem, cichym powiernikiem i wyciągaczem z domowych pieleszy:) Dodatkową korzyścią z posiadania czworonożnego przyjaciela może być również poczucie odpowiedzialności za kogoś, a to niewątpliwie też mogłoby pomóc Pawłowi. Nie mogę nie wspomnieć też o jego wspaniałych bliskich. Wydaje mi się, że ta tragedia jeszcze bardziej ich do siebie zbliżyła. Dodatkowo myślę, że działanie, wytyczone cele, wspólna praca pozwala im na oderwanie się od niemiłych wspomnień. A więc wyremontowanie mieszkania dla Pawła jest korzyścią obopólną. Oczywiście najbardziej skorzysta na tym Paweł, który będzie miał lżej i będzie mógł w miarę normalnie funkcjonować. Z niecierpliwością czekam na kolejną odsłonę. Może sugestia Basi o zastanowieniu się nad jakimś zajęciem zostanie przez Pawła przemyślana? Jest bardzo młodym człowiekiem, będzie miał mnóstwo potrzeb, a pieniądze z nieba niestety nie spadają. Serdecznie pozdrawiam i przesyłam uściski:)
    Gaja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gaju
      Te sny za chwilę nabiorą znaczenia, które Paweł wreszcie zacznie rozumieć, chociaż nie przyjdzie mu to łatwo ze względu na ich dwuznaczność. Nie bez powodu o nich pisze, bo one są ważne i dla sensu opowiadania i dla samego Pawła. Przed nim jeszcze długa droga do tzw. normalności, ale będzie się starał, bo pojawią się nowe bodźce do działania i podejmowania wyzwań.
      Dzisiaj krótko, ale od paru dni szwankuje mi internet. Raz jest, a raz nie ma i tak z dziesięć razy w ciągu dnia. Więc póki go mam chcę odpowiedzieć na wszystkie komentarze.
      Dziękuję za obszerny wpis i pozdrawiam Cię cieplutko. :)

      Usuń
  9. No i stało się. Wypuścili Pawła do domu. W szpitalu zrobili dla niego wszystko co było można. Naprawili go fizycznie, ale psychicznie to dalej jest w rozsypce. Szkoda, że nie dał sobie pomóc i w tym względzie. Mam nadzieję, że jak będzie w domu, to jakieś durnowate pomysły nie będą się roiły w jego głowie, dotrzyma danej Basi obietnicy? Nie wyląduje w psychiatryku? W domu na razie radzi sobie nad wyraz dobrze, oby tak dalej. Do tego będzie miał jeszcze przyjaciela. Powinno być dobrze. Trochę się jednak obawiam czy tak dobrze będzie również jak Basia wróci do siebie? Coś wspominałaś o alkoholu. Chyba nie stanie się nałogowcem? Nie, to niemożliwe, nikt z bliskich by mu na to nie pozwolił, prawda? Do następnego. Pozdrowienia;) AB

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. AB
      Pomysłów w rodzaju odebrania sobie życie już na pewno nie będzie. To była jednorazowa sprawa, a argumenty Basi dotarły do Pawła. Rzeczywiście zacznie trochę popijać, ale to nie będzie tak, że stanie się nałogowcem. Mam nadzieję, że trochę Cię uspokoiłam.
      Pięknie dziękuję za komentarz i pozdrawiam najserdeczniej. :)

      Usuń
  10. No nie, ja też pomyślałam sobie, że do tego wszystkiego brakuje mu tylko choroby alkoholowej!? Niestety nawet bardzo bym się nie zdziwiła. Przy takiej tragedii szuka się jakiejś pociechy, czegoś co pozwala zapomnieć. Wszyscy wiemy, że alkohol to słaby pomysł i być może pomaga, ale tylko na chwileczkę. Mam nadzieję, że i Paweł to zrozumie i nie popłynie zbyt daleko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie. Żadnej choroby alkoholowej nie będzie. Nie zafundowałabym tego Pawłowi, bo wiem jak okropnie wygląda pijany człowiek na wózku. Zapijanie traumy, to żadna metoda na normalność. Niestety dość często ludzie z takim obciążeniem popadają w alkoholizm zamiast o siebie walczyć. To bardzo przykre, ale tu niczego takiego nie będzie.
      Wielkie podziękowania za wpis. Serdecznie pozdrawiam. :)

      Usuń
  11. Fajnie, że Paweł wraca do żywych. Co prawda idzie mu to opornie, ale tak naprawdę, to się nie dziwię. On dość szybko pogodził się ze swoim kalectwem, ale zupełnie mu to nie idzie jeśli chodzi o Martę. Widać jak mocno ją kochał i pewnie dlatego długo nie dojdzie do siebie. Myśląc o Twoich zakończeniach ciekawi mnie czy on jest jeszcze w stanie kiedykolwiek kogoś tak pokochać? Bo na razie wydaje mi się, że nie. Bardzo wzruszające są odwiedziny na cmentarzu i sny o żonie. Nawet gdyby chciał to ukryć, to i tak wszyscy by się zorientowali jak bardzo tęskni za rodziną, za poprzednim życiem. Ciekawe co wymyśliłaś aby wyciągnąć go z tego dołka? Czekam na ciąg dalszy. Serdecznie pozdrawiam;) Ada

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ada
      Uważam, że absolutnie każdy człowiek podświadomie dąży do tego, żeby być szczęśliwym i nawet jeśli spotykają go tragedie, to w końcu je przeboleje i pomyśli, że nie można cale życie przeżywać przeszłość, ale trzeba ruszyć do przodu i szukać tego szczęścia. Czy Paweł będzie jeszcze w stanie kogoś pokochać? Być może tak, ale najpierw sam ze sobą musi dojść do ładu.
      Bardzo dziękuję za wizytę na blogu i najpiękniej Cię pozdrawiam. :)

      Usuń
  12. W zasadzie wszystko zostało już powiedziane ,a właściwie napisane.
    Paweł potrzebuje teraz czasu by uleczyć potrzaskaną duszę ,znaleźć nowy cel w życiu dla ,którego będzie żył i wróci do normalności. Żal mi go ,bo los okrutnie z niego zakpił. Zetknął w przepaść i zostawił na bezdrożu. Aczkolwiek wierzę ,że szansa na szczęśliwego życie u boku kogoś innego istnieje. Najważniejsze ,że ma na kogo liczyć ,bo w samotności wszystko znosił by bardziej dotkliwie ,chociaż i tak bardzo cierpi i tęskni.Sama wiem jak ważne jest by nie być samemu ,gdy odchodzi bliska osoba. :(. A wracając do opowiadania jest świetne i czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam serdecznie :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Justyna
      Świetne określenie "potrzaskana dusza". Muszę zapamiętać. Paweł zacznie powolutku nad sobą pracować. Oczywiście cudowne uzdrowienie nie nastąpi, bo kończyny są kompletnie niewładne, ale przecież i dla takich ludzi jest szansa na nowe życie. Osobiście uważam, że czas odgrywa tu największą rolę.
      Piękne dzięki za wpis. Cieplutko pozdrawiam. :)

      Usuń
  13. Przyznaję, że nie zdawałam sobie sprawy z tego, że inny rodzaj wózków nadaje się do mieszkania a inny na zewnątrz. Pewnie to jest logiczne, ale te informacje są dla mnie nowością. Może wcześniej powinnam się lepiej przyjrzeć osobom jeżdżącym na nich, to wówczas nie byłabym zdziwiona. Chociaż próbuję sobie przypomnieć i chyba ostatnio widziałam tylko jedną osobę, ale ten pan poruszał się na wózku elektrycznym. Dzięki za zwrócenie uwagi na takie osoby i na ich problemy. Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja kiedyś też nie miałam pojęcia o rodzajach wózków, ale od kiedy jestem niepełnosprawna one pozostają w kręgu moich zainteresowań, chociaż nie korzystam permanentnie z tego sprzętu. Wózki do poruszania się po domu zdecydowanie mają cieńsze i lżejsze opony. Można wprawdzie nimi poruszać się i poza domem, ale na pewno nie po śniegu, bo łatwo o upadek. Piszę tu o wózkach napędzanych siłą rąk a nie o wózkach elektrycznych.
      Pozdrawiam. :)

      Usuń
  14. Mieszkanie Pawła opisałaś tak niesamowicie, że czytając o nim czułam się tak jak bym tam była. Naprawdę super. Co prawda w remoncie to chyba mogłabym tylko pomóc poprzez donoszenie kawy czy herbaty. Hahaha;) Ale przy takich fachowcach, to inna pomoc chyba nie byłaby potrzebna. Świetna rodzinka, tylko pozazdrościć. Pozdrawiam i do następnego razu;) Nina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nina
      To, że opisałam mieszkanie Pawła tak drobiazgowo wynikało z faktu, że chciałam pokazać, jak powinno wyglądać wygodne lokum dla niepełnosprawnej osoby, która powinna mieć swobodny dostęp do wszystkich domowych urządzeń i być w miarę samodzielna, jeśli chodzi o higienę. A donoszenie kawy, czy herbaty przy takim remoncie jest bezcenne, wierz mi.
      Wielkie dzięki, że wpadłaś. Pozdrawiam Cię serdecznie. :)

      Usuń
  15. Po pierwsze i najważniejsze Paweł wyszedł ze szpitala. Chyba nie czuł się tam najlepiej. Nie ma to jak w domu, nikt nie patrzy, można się wypłakać, można zmyć z siebie zapach szpitala. Po drugie i równie ważne świetna rodzina, wszyscy po kolei. Jesteśmy pewne, nie dadzą mu zginąć. Po trzecie własne cztery kąty i to jakie!? Dodatkowo w mieszkaniu nic nie będzie przypominać mu o Marcie, no oprócz snów. Po czwarte nowy przyjaciel. Fajny, bo nie ocenia, cierpliwie wysłucha, nie obraża się - no może jedynie trochę strzelać focha! Po piąte Paweł znalazł powód do wychodzenia z domu. I nie chodzi nam tutaj tylko o spacery z pieskiem. Ruch mu się przyda, nawet na cmentarz. Jeśli ma mu to pomóc, to niech odwiedza Martę najczęściej jak się da. Może dzięki tym wyjściom pozna kogoś? Mamy kilka typów np. młoda wdowa, sprzedawczyni z piekarni, sklepu czy kiosku, listonoszka, mama spacerująca z dziećmi? Trafiłyśmy? Mogłybyśmy jeszcze tak ciągnąć, ale napiszemy jeszcze tylko, że to opowiadanie bardzo wciąga. Pozdrawiamy i oczywiście czekamy na cd;) M i E

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. M i E
      Nowy przyjaciel Pawła jest dopiero w sferze planów. Wytresowanie psa dla paraplegika jest dość kosztowne i wymaga czasu. Basia ma już jakiś pomysł na zdobycie pieniędzy na ten cel, a jaki, to chyba w następnym rozdziale. Jeśli mówimy o poznaniu kogoś przez Pawła, to niestety nie zgadłyście, ale próbujcie.
      Bardzo się cieszę, że opowiadanie Was wciągnęło. Pięknie obie pozdrawiam i bardzo dziękuję za długi komentarz. :)

      Usuń
  16. Opowiadanie jest super.Mam nadzieję, że Paweł mimo tak strasznej tragedii będzie umiał żyć w miarę normalnie. Ale jak dla mnie to tak jak i pozostałe części zbyt wzruszające. Czytałam i ryczałam. No cóż to cała ja.
    Pozdrawiam serdecznie
    Julita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Julita
      A ja tak lubię wzruszać i ilekroć mi się to udaje, to uznaję to za swoje małe zwycięstwo. Oczywiście wzruszająco można pisać i o tragedii i o szczęściu. Ja staram się tak opisywać i jedno i drugie.
      Myślę jednak, że już zapas chusteczek nie będzie Ci potrzebny.
      Pozdrawiam Cię serdecznie. :)

      Usuń