Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 17 listopada 2022

"ZMĘCZENIE MATERIAŁU" (short story) - część 1

„ZMĘCZENIE MATERIAŁU”

(short story)

Część 1

 

Przekręciła w zamku klucz i wtoczyła się do mieszkania zamykając plecami drzwi. Rzuciła na komodę wyładowane zakupami siatki i wzięła głęboki oddech. Odgarnęła z czoła lepiące się do niego kosmyki włosów i zerknęła w lustro. Jej twarz miała kolor purpurowy z wysiłku i z gorąca. Wprawdzie był już wieczór, ale upał na zewnątrz nie zelżał ani trochę. Krytycznym spojrzeniem omiotła swoje odbicie w lustrze. – Zośka, jesteś żałosna. Ogarnij się kobieto!

 


Ostatnie trzy dni były koszmarne. Jej szefowa kolejny raz wykorzystała jej niski poziom asertywności i pewność, że nie odmówi kolejnej delegacji. To, że wysyłała ją na takie wyjazdy dość często podyktowane było faktem, że Zośka nie miała żadnej rodziny to znaczy nie miała męża i dzieci, a to oznaczało, że ma znacznie więcej czasu niż ci „rodzinni”. Zośka wolała przyjąć wariant, że jest doceniana przez kierownictwo i jeśli trafią się trudne negocjacje, to szefowa wie, że tylko ją może na nie posłać. Nie buntowała się, chociaż każdy taki wyjazd rujnował jej plany, bo delegacje zazwyczaj nie były jednodniowe, a kilkudniowe i to w różnych rejonach Polski. Dzisiaj wróciła z Bydgoszczy, gdzie przez dwa dni pracowała nad klientem. Była w tym naprawdę dobra i z reguły przekonywująca, bo zwykle kończyło się to podpisaniem umowy. Tym razem nie było inaczej, ale klient był trudny i dociekliwy. Wyjaśniała mu takie detale, o których przy okazji innych umów wcale nie wspominała. Kiedy wreszcie zaakceptował warunki i podpisał deal, odetchnęła, ale czuła się wyczerpana i fizycznie, i emocjonalnie, a jeszcze czekał ją długi powrót do Warszawy.

Zmęczenie czasami wywoływało w niej frustrację i złość. Zżymała się w duchu, że jest taka uległa i za każdym razem pozwala się tak wykorzystywać. Firma była duża i zamiast niej mógł jechać któryś z kolegów. Jakoś oni potrafili się wyłgać, a to chorobą żony, chorobą dzieci lub śmiercią członka rodziny. Ona tak nie umiała. Zarabiała całkiem przyzwoicie, ale te pieniądze okupione były ogromnym wysiłkiem i zaangażowaniem. Tak naprawdę od kiedy zaczęła tu pracować, jej czas jakby się skurczył. Jeśli nie jechała w delegację, często zostawała po godzinach. Do domu ściągała wieczorem, brała prysznic, zjadała byle jaką kolację i kładła się spać nastawiając budzik na godzinę piątą. Dwadzieścia lat w takim kieracie odcisnęło na niej swoje piętno. Żyła pracą i dla pracy, a w niemal każdy piątek po pracy jechała na cały weekend do Płońska. Stamtąd pochodziła i tam nadal mieszkały jej dwie starsze siostry. Była mobilna więc to na nią spadał obowiązek załatwiania różnych rodzinnych spraw, a także zakupów, czy wyświadczania rozmaitych przysług wymagających podwiezienia. Efekt był taki, że przez weekend nie odpoczywała, bo obowiązki względem rodziny były ważne i czasem się piętrzyły. Wracała niedzielnym popołudniem do Warszawy podobnie zmęczona jak po całym dniu w biurze. Tylko jej świadomość odnotowywała, że właśnie minął kolejny weekend.

 


Stała oparta o szklaną ścianę prysznica przyjmując na siebie strumień ciepłej wody. – Jutro sobota… Przyjeżdża Karol z rodzinką. Jak oni mogli mi dać znać w ostatnim momencie? Już chyba nigdy się nie nauczą, że telefony komórkowe nie wymyślono po to, żeby pasowały do dłoni. To świństwo, że stawiają mnie przed faktem dokonanym. Równie dobrze mogli jutro stanąć w drzwiach twierdząc, że chcieli zrobić mi niespodziankę. Nie lubię takich niespodzianek. A gdybym miała pustą lodówkę? Przecież w tygodniu nawet nie mam czasu zrobić jakichś zakupów. Jeszcze pościel muszę im przygotować – przypomniała sobie. – Znowu będzie kupa prania… Kocham to, po prostu kocham.

 

Ubrana w piżamę i szlafrok stała przy blacie wypakowując towar z siatek. Od razu wstawiła kurczaka i jarzyny na rosół, a kawał solidnej pieczeni zamarynowała. Miała nadzieję, że wystarczy na sobotę i niedzielę. W końcu to dodatkowe dwie dorosłe osoby i dwójka dzieci w wieku szkolnym. Pomyślała, że ta część rodziny mieszkająca na południowych krańcach Polski posiada jakąś dziwną manierę nie uprzedzania jej o swoich przyjazdach do stolicy. Jeśli uprzedzali, to w ostatniej chwili i dość rzadko. Uważali, że skoro jest sama, to siedzi wyłącznie w domu, a inne życie, na przykład towarzyskie dla niej nie istnieje. Nie zakładali w ogóle takiej sytuacji, że stają przed jej drzwiami, a jej nie ma. Zawsze przy okazji takich nalotów przysięgała sobie w duchu, że tym razem to już im wygarnie i że, jak jeszcze raz zjawią się bez zapowiedzi, to wyśle ich do hotelu. Oczywiście taki bunt rodził się tylko w jej głowie, bo język nigdy tego nie wyartykułował głośno.

Było grubo po północy, gdy kładła się spać. Na przyjezdnych czekała już świeża pościel i złocisty rosół. Nastawiła budzik na szóstą. Tak naprawdę nie miała pojęcia, o której kuzynostwo się zjawi, ale nie lubiła być zaskakiwana. Na jutro zostawiła pieczeń i całą resztę.

 

Przez dwa tygodnie miała ich na głowie. Wprawdzie po mieście chodzili sami i sami przygotowywali sobie posiłki, ale zakupy już należały do niej. To męczyło dodatkowo. W pracy, jak zawsze, urwanie głowy i nie wiadomo nigdy w co najpierw włożyć ręce. Nauczona doświadczeniem wykonywała kilka czynności naraz. To była norma, do której przywykła przez lata, a oprócz tego liczne telefony i pielgrzymki koleżanek i kolegów proszących o rady. – Powinnam zamontować drzwi obrotowe. Czy kiedyś się to wreszcie skończy? – myślała za każdym razem widząc w progu kolejną osobę. Czasami miała ochotę zamienić się z nimi miejscami. Mieć kogoś u swojego boku, kto by ją wspierał i co najmniej dwójkę dzieci. Takie myśli tylko na krótko gościły w jej głowie. Przecież całkiem świadomie wybrała życie w pojedynkę i ten wybór nie był podyktowany tym, że nie miała powodzenia ani też jakimiś zawiedzionymi nadziejami, czy rozczarowaniem. Od zawsze kochała swoją niezależność i bardzo sobie ją ceniła, tylko że potem jej własna rodzina uwikłała ją w różne sprawy zupełnie jej nie dotyczące, ale wymuszające pomoc i w końcu zorientowała się, że z tej jej niezależności niewiele zostało. To, że nie potrafiła odmówić, tupnąć nogą i powiedzieć „nie” mściło się na niej w dość bolesny sposób.

 

Tego dnia wstała z tępym bólem głowy, który rozsadzał jej czaszkę. Myjąc zęby stwierdziła, że ma nienaturalne wypieki na twarzy. Zmierzyła temperaturę, ale było standardowo trzydzieści sześć i sześć. Machnęła na to ręką. Ubrała się pośpiesznie i zeszła na parking.

Przez następne trzy godziny ból głowy wcale nie zelżał, a wręcz się nasilił. Ciągle zajmowano jej czas i nie pozwalano pracować normalnie. W końcu pojawiła się sama szefowa, by omówić z nią kolejną umowę. Wstała z krzesła chcąc sięgnąć po właściwy segregator, ale zatrzymała się wpół drogi, bo zakręciło się jej w głowie. Przez moment czuła, że nie potrafi utrzymać się na własnych nogach i osuwa się bezwładnie na podłogę. Kiedy odzyskała przytomność ujrzała pochylającego się nad nią lekarza.

 - Co się stało? – zapytała zdziwiona faktem, że leży na podłodze.

 - Nie podnoś się, Zosiu – usłyszała głos swojej szefowej. – Zemdlałaś i wezwałam pogotowie. I jak z nią? – zwróciła się do medyka.

 - Nie wiemy jaki był powód omdlenia. Zabierzemy panią i zbadamy na SOR-ze.

Spędziła tam kilka godzin. Pobrano jej krew, zrobiono EKG, USG i prześwietlenie jamy brzusznej. Potem podpięto jej jakieś kroplówki. W końcu przyszedł lekarz, żeby omówić wyniki badań.

 - Kiedy badała się pani tak gruntownie?

 - Gruntownie, to chyba nigdy – odpowiedziała słabym głosem.

 - W takim razie trzeba będzie zacząć, bo nie jest najlepiej. Stresującą ma pani pracę?

 - Dosyć mocno stresującą. Jest jej dużo, czasem za dużo. Często siedzę po godzinach i często mam wyjazdy służbowe. Trudno w takich warunkach odpocząć. Ostatni raz byłam na krótkim urlopie siedem lat temu. Ciągle się jakoś nie składa – uśmiechnęła się nieśmiało. – Sądzi pan, że to z przepracowania?

 - Nawet jestem tego pewien. Jest pani osłabiona, ma zawroty głowy i omdlenia. Poza tym stwierdziliśmy arytmię serca, i nadciśnienie tętnicze. To też objawy przepracowania. Jeszcze godzina i dostałaby pani wylewu. Miała pani dużo szczęścia. Oprócz tego trzeba wykonać krzywą cukrową, bo ma pani dość wysoki poziom cukru. Musi pani pójść do gastrologa, ponieważ dwunastnica wykazuje cechy owrzodzenia. Jak na czterdziestopięciolatkę ma pani tego całkiem sporo. Czas zadbać o siebie. Jutro pójdzie pani do swojej przychodni z tym wypisem. Tam zamieściłem wszystkie zalecenia. Tu jeszcze recepty na leki obniżające ciśnienie i na wyrównanie pracy serca. Tu ich dawkowanie, – dał jej kolejną kartkę – proszę jeszcze dzisiaj zażyć przed snem. Jak wyjdzie pani ze szpitala to za rogiem budynku mamy aptekę. Tam można zrealizować recepty. Zaraz pielęgniarka wyjmie pani wenflon i może pani wracać do domu. Niestety na wolną karetkę musiałaby pani czekać kilka godzin więc lepiej wziąć taksówkę. Nie polecam komunikacji miejskiej.

 

Opuściła SOR oszołomiona. Jak to się stało, że nagle przyplątało jej się tyle chorób? Przecież zawsze tryskała żelaznym zdrowiem. To ona odwiedzała swoje siostry i znajomych na oddziałach szpitalnych, a nie odwrotnie. Lekarz miał rację. Powinna zacząć o siebie dbać, a nie zgrywać nieugiętej siłaczki. Mimo, że kroplówki postawiły ją na nogi wciąż czuła się niepewnie i słabo. Wykupiła recepty i wsiadła do taksówki stojącej na przyszpitalnym parkingu. Dotarłszy do domu zdobyła się na ostatni wysiłek tego dnia i zadzwoniła do swojej szefowej informując ją, że prawdopodobnie jutro nie dotrze do biura, bo musi zaliczyć wizytę w przychodni.

 - No trudno, moja droga. Będziemy musieli poradzić sobie bez ciebie, choć nie ukrywam, że będzie ciężko. Szybko zdrowiej, bo bez ciebie jak bez ręki. Pamiętasz, że za cztery dni trzeba jechać do Koszalina z tą nową umową? Mam nadzieję, że do tego czasu wzmocnisz się na tyle, że będziesz mogła pojechać.

 

 

 - Jak to, pani nie chce zwolnienia? Żartuje pani? W tym stanie nie nadaje się pani do pracy. Czasami trzeba trochę odpuścić.

 - Pani doktor, jeśli muszę iść na zwolnienie, to niech to będą trzy dni. To mi wystarczy. Piętnastego mam służbowy wyjazd do Koszalina i muszę tam być. To dla firmy bardzo ważne. Nie mogę zawieść.

Lekarka pokręciła głową. Coraz częściej zdarzali jej się tacy pacjenci, którzy nie chcieli brać zwolnienia. Jedni dlatego, że obawiali się utraty pracy z powodu absencji, inni dlatego, że byli po prostu pracoholikami takimi jak ta pacjentka.

 - No dobrze, jak pani chce, ale to nie jest dobra decyzja. Ma pani zleconych mnóstwo badań. Tu daję skierowanie do szpitala na oddział. Poleży pani kilka dni i zrobi je wszystkie. Na pewno zajmie to mniej czasu niż chodzenie od specjalisty do specjalisty. Proszę przez te trzy dni wypoczywać i na wszelki wypadek spakować torbę do szpitala, bo nie wiadomo na kiedy wyznaczą termin przyjęcia. Jak pani wróci z Koszalina, proszę pójść na izbę przyjęć i to ustalić. Życzę dużo zdrowia.

 

Te trzy dni potraktowała jak krótki urlop. Wysypiała się wreszcie do woli, jadła zdrowe posiłki i leniuchowała przed telewizorem. Pomogło, bo poczuła się silniejsza. W szpitalnej aptece oprócz leków zakupiła też ciśnieniomierz i glukometr. Teraz sama mogła kontrolować i ciśnienie, i poziom cukru. Tak zalecał jej lekarz z SOR-u.

Piętnastego stawiła się w pracy i zabrawszy dokumenty ruszyła w stronę Koszalina. Kolejna długa trasa. Jak była młodsza lubiła usiąść za kierownicą i jechać przed siebie. Teraz odczuwała ciężar kilometrów i zmęczenie za kółkiem. Dotarcie na miejsce zajęło jej prawie siedem godzin. Podjechała pod firmę i zadzwoniła do jej prezesa informując, że już jest i czy zamiast jutro mogą się spotkać jeszcze dzisiaj.

 - Nie mam nic przeciwko temu. To nawet lepiej więc zapraszam panią.

Pan prezes okazał się starszym, zadbanym mężczyzną. Nie robił ceregieli, bo bardzo mu zależało na nawiązaniu współpracy. Nie minęły dwie godziny, a oni mieli już wszystko omówione i składali podpisy na umowie. Pomyślała, że jeszcze dzisiaj mogłaby wrócić do domu, ale wycofała się z tego pomysłu. To kolejne siedem godzin za kierownicą. Lepiej nie ryzykować, bo ze zmęczenia mogłaby spowodować wypadek.

Podjechała pod hotel, w którym miała zabukowany pokój na jedną noc. Marzyła o łóżku.

42 komentarze:

  1. Brak asertywności, nieumiejętność mówienia nie często prowadzi do tego, że nie potrafimy odmawiać. Tak, jak Zosia, która jest wykorzystywana zarówno w pracy jak i przez rodzinę. Nie ma czasu na odpoczynek, zainteresowania, życie prywatne. Często takie osoby budzą się dopiero kiedy zaczyna szwankować im zdrowie albo dochodzi do dramatu.
    Czy Zosia potraktuje problemy ze zdrowiem jako dzwonek alarmowy? Czy będzie potrafiła zawalczyć o siebie?
    Mam nadzieję, że tak. A nam wszystkim życzę odrobiny zdrowego egoizmu, który jest potrzebny by zachować w życiu równowagę i nie żyć pod dyktando innych.
    Pozdrawiam cieplutko i do czwartku 💖💖💖

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dagmara
      To wszystko prawda, bo ludzie pozbawieni genu asertywności bardzo często są wykorzystywani i niejednokrotnie w bezczelny sposób. Zośka znosiła to przez dwadzieścia lat i chociaż wydawało jej się, że jest silna i może przenosić góry, to życie szybko to zweryfikowało w dodatku bardzo boleśnie. Mimo to, ból fizyczny potrafiła jakoś znieść, ale ból duszy już niekoniecznie. Po raz pierwszy poczuła gorycz, zawód i rozczarowanie ludźmi, których uważała do tej pory za swoich dobrych kolegów, czy wręcz przyjaciół, ludzi, którym niejednokrotnie pomagała. Największe jednak rozczarowanie sprawiła jej własna rodzina i to właśnie bolało najbardziej. Pytanie teraz, czy jakoś będzie potrafiła poradzić sobie z tym i nabrać pewności siebie, bo to, że musi walczyć o siebie w pojedynkę, już wie.
      Pięknie dziękujemy Ci za komentarz i najserdeczniej pozdrawiamy. :)

      Usuń
  2. Czy będą nowe opowiadanie w twojej serii "Inne moje opowiadania"? bo są ciekawe i nie chcę by się skończyły... nie zrozumiałam kiedyś znaczenia "zmęczenia materiału", ale teraz rozumiem, że materiał to jest Zośka, szkoda, że znosiła takie wykorzystywanie przez szefową przez dobre 20 lat, brak powiedzenia nie często jest zbyt trudne, albo powiedzenia komuś, że nie znaczy nie, my tak mamy jako gatunek... jedni są potulni a drudzy po prostu to perfidnie wykorzystują... Bo co? Bo tak ma być i już?? Ja się nie zgadzam... Zośka pewnie w końcu albo wykorkuje albo powie basta mam tego dość... lepsze to drugie niż pierwsze... Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Renia
      Z dużą przykrością to piszę, ale nie będzie już więcej opowiadań ani na temat serialu, ani z cyklu "Inne". Ja nie jestem już w stanie pisać i ograniczam się tylko do odpowiedzi na komentarze, chociaż od jakiegoś czasu na ich znakomitą większość odpowiada Gaja. Jest jeszcze kilka opowiadań ujętych w zapowiedziach i te będą opublikowane.
      Zośka, to taka trochę siłaczka, która często, mimo dyskomfortu, podejmuje się zadań, które niejednokrotnie okazują się ponad jej siły. Jak zmienią ją jej przypadłości, wkrótce się przekonasz.
      Pozdrawiamy najserdeczniej i bardzo dziękujemy za wizytę na blogu. :)

      Usuń
    2. Bardzo proszę nas nie straszyć;) Będę trzymała kciuki za zdrowie i za wenę na kolejne opowieści;) Cudnie się je czyta;) Serdecznie pozdrawiam i dziękuję za dotychczasowe miłe chwile. Wierna czytelniczka

      Usuń
    3. Nie zamierzałam nikogo straszyć, a jedynie uprzedzić o takiej ewentualności. Powrót do zdrowia raczej jest niemożliwy, bo ręce żyją własnym życiem i trudno nad nimi zapanować. Jeśli tak się stanie, to blog nadal będzie istniał i zawsze można tu wrócić. Jak pisałam wyżej, jest jeszcze trochę opowiadań do publikacji i myślę, że przez najbliższy rok na pewno będziecie mieć co czytać. Dziękuję za miłe słowa i serdecznie pozdrawiam. :)

      Usuń
  3. Muszę przyznać, że trochę rozumiem Zośkę. Pracę jakąś trzeba mieć, a z doświadczenia wiem, że powiedzenie wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma, ma w sobie wiele prawdy. Miśka pozdrawia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miśka,
      wydaje się, że Zosia ma doświadczenie i ogromną wiedzę, bez większego trudu mogłaby znaleźć nową pracę, która mniej by ją obciążała. Trzeba się tylko odważyć, trzeba być przekonanym do tego, że zmiany są potrzebne albo należy oficjalnie porozmawiać w firmie. Być może taka rozmowa by znalazła zrozumienie ze strony firmy. Dlatego wcale nie trzeba zmieniać firmy. Bardzo dziękujemy za komentarz. Najserdeczniej pozdrawiamy:)

      Usuń
  4. Byłam świadkiem omdlenia w pracy kilka lat temu. Koleżanka tak się zdenerwowała, że aż dostała wylewu! Prawie trzy lata dochodziła do zdrowia. To i tak cud, że z tego wyszła, bo szanse były bardzo marne, a lekarz stwierdził, że podejmie się trepanacji czaszki, bo to młoda dziewczyna, która bez tej operacji i tak by umarła, a tak były jakieś szanse?! Nie życzę tego Zosi, bo nawet praca nie jest tego warta! Czekam na next. Pozdrowienia;) Kara

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kara,
      okropną sytuację opisałaś, za którą oczywiście dziękujemy. Dla Zosi nie przewidziałyśmy aż takich traumatycznych wydarzeń. Pięknie dziękujemy za wpis. Najserdeczniej pozdrawiamy:)

      Usuń
  5. Niefajna sytuacja. Zośka może się zbuntować tak do końca, ale czy będzie szczęśliwa twierdząc Moja chata z kraja? Może się okazać, że zostanie zupełnie sama. Z początku może być fajnie, ale z biegiem czasu może być smutno. Oczekując na kolejny czwartek serdecznie pozdrawiam;) Jolka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jola,
      Zośka raczej nie może tak twierdzić, bo wszystkie opisane sprawy absolutnie ją dotyczą i nie powinny być jej obojętne. Życie w pojedynkę wybrała całkowicie świadomie wiele lat temu, więc samotność jej tak nie przeraża. Ona zwyczajnie nie chce nikomu sprawić zawodu i nie chce aby ludzie czuli się niekomfortowo. Niemniej jednak takie podejście już ją zaczyna męczyć i chce to zmienić. Najserdeczniej Cię pozdrawiamy i pięknie dziękujemy za komentarz:)

      Usuń
  6. Takich pracoholików najwięcej jest na cmentarzach! Wiadomo pracować należy, ale bez przesady! Trzeba się szanować, wtedy inni będą nas szanować! Pozdrawiam Mira

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mira,
      co do cmentarzy masz absolutną rację, bo np. w Japonii pracoholizm określa się mianem karoshi, co oznacza śmierć z przepracowania. Obiecujemy, że zrobimy wszystko aby to nie spotkało naszej bohaterki:) Bardzo dziękujemy za komentarz. Najserdeczniej pozdrawiamy:)

      Usuń
  7. Odwaga Zośki jest powalająca!? Po takich rokowaniach, po tym, co mówił lekarz ona dalej wraca do pracy? Myśli, że jest niezniszczalna? Pozdrawiam Sylwia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sylwia,
      Zosia tak tego nie widzi. Wie, że jest potrzebna i nie chce nikogo zawieść. Postanowiła, że o sprawy zdrowotne zadba troszeczkę później. Serdecznie pozdrawiamy i bardzo dziękujemy, że zajrzałaś:)

      Usuń
  8. No i w sumie nic nie wiadomo gdzie takie postępowanie zaprowadzi Zośkę. Mam tylko nadzieję, że nic jej się nie stanie i nikt nie będzie miał do niej pretensji, że zaczyna zmieniać swoje życie. Do czwartku;) Pozdr

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z początkami zazwyczaj tak jest, ale już niedługo następna odsłona, która wszystko rozjaśni:) Cieszymy się, że zajrzałaś i zostawiłaś ślad. Przesyłamy serdeczności:)

      Usuń
  9. Aż dech zapiera. Niektórzy mają chyba dłuższą dobę? Nic dziwnego, że w takim zalataniu i to trwającym wiele lat jej serce się zbuntowało! Szkoda, że nie chce słuchać lekarzy. Pozdrawiam;) Iza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iza,
      zapewniamy, że Zosia przestanie lekceważyć swoje bezpieczeństwo i przestanie lekceważyć swoje życie. Dość drogo za to zapłaci, ale zmiany się opłacą. Bardzo dziękujemy za odwiedziny na blogu. Serdecznie pozdrawiamy i zapraszamy na kolejny czwartek:)

      Usuń
  10. Fajnie jest wiedzieć, że bez nas, jak bez ręki, ale! Zawsze jest jakieś ale. Tutaj szefowa chyba nie należy do najmilszych osób. Firma zatrudnia wiele osób, ciekawe czy Zosia dostaje wynagrodzenie za nich wszystkich? Cwaniacy! W pracy nie powinno brać się pod wagę jakiś spraw prywatnych. Co to obchodzi kogoś, czy mamy drużynę piłkarską, czy też zazdrosnego męża, czy chcemy leżeć godzinami na kanapie w wolnym czasie. Wszyscy powinni być równo traktowani, a tutaj chyba tak nie jest!? Do następnego. Pozdrawiam;) AB

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. AB,
      rzeczywiście w pracy powinniśmy odpowiadać tylko i wyłącznie za wykonywanie czynności określonych naszym zakresem zadań. Tak powinno być, a w rzeczywistości większość przełożonych bierze pod uwagę i drużynę piłkarską i wszelkie choroby i zazdrośników i największy ciężar za wykonanie zadań zazwyczaj spada na osoby, które się nie buntują. Zosia taka jest, ale już niedługo:) Wielkie dzięki za wpis. Najserdeczniej pozdrawiamy:)

      Usuń
  11. Słowo klucz asertywność. To teraz takie modne, a właściwie nie wiadomo co tak naprawdę znaczy. To przecież nie tylko umiejętność mówienia nie. Szkoda Zośki i jej zdrowia. Gorąco pozdrawiam Teresa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teresa,
      oczywiście masz rację. W przypadku Zosi chodzi bardziej o to, aby uświadomiła sobie, że czyjeś prawa i potrzeby są równie ważne, jak jej:) Żeby wreszcie pomyślała o sobie, a nie tylko o innych. Bardzo dziękujemy, że zajrzałaś i najserdeczniej Cię pozdrawiamy:)

      Usuń
  12. Dla Zosi ostatni dzwonek, aby pomyślała o sobie i o założeniu rodziny. Jakby się sprężyła, mogłaby jeszcze dziecko urodzić. Może potrzebny był jej wstrząs, czyli pierwsze ostrzeżenie. Jej szefową oddałabym do sądu pracy za łamanie praw. Jak można kogoś z chorobowego odwołać i wysłać w delegację?
    Pozdrawiam milutko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. RanczUla,
      Zosia nie chce mieć swojej rodziny, nie marzy o dzieciach. Tak zadecydowała już dość dawno. Z pewnością byłaby szczęśliwa, gdyby tylko miała trochę wolnego czasu. Nikt jej ze zwolnienia nie wzywał. To ona sama zdecydowała, że nie chce być dłużej na zwolnieniu, bo firma jej potrzebuje/ Cieszymy się, że znalazłaś czas, przeczytałaś i skomentowałaś. Serdecznie Cię pozdrawiamy:)

      Usuń
  13. Miła rodzinka! Też bym chciała darmowych wakacji w stolicy, w górach lub nad morzem;) Do tego Zośka chodzi do pracy a oni się lenią i na niej żerują. Fuj! Niech ich pogoni! Pozdrawiam i do następnego razu;) Nina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nina,
      tak, jak piszesz niewiele osób by się oparło takiej ciekawej propozycji spędzenia urlopu. Koszty ograniczone do minimum. Zosia przez wiele lat cierpliwie to znosiła, ale już niedługo się to zakończy. Pozdrawiamy Cię najserdeczniej i bardzo dziękujemy za wizytę na blogu:)

      Usuń
  14. O rany! Jest się czego bać! Zośka naprawdę tego nie widzi? Przecież lekarze ją ostrzegali. Trzeba już zmienić sposób życia, bo inaczej może być nieciekawie. Przesyłam ciepłe pozdrowienia;) Daga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Daga,
      niestety lekarze się nie mylili, ale Zosia wreszcie to zrozumie i zacznie o siebie dbać. Serdecznie pozdrawiamy i bardzo dziękujemy, że zajrzałaś:)

      Usuń
  15. Co to inni nie mogą jeździć po klientach? A nawet jej szefowa może ruszyć się z za biurka. Wtedy zobaczy jaki to miód te okropne delegacje! Do następnego czwartku. Pozdrowienia. Edyta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Edyta,
      Zosia jest najlepsza. Nieźle za swoją pracę jest wynagradzana i dotychczas te wyjazdy nie sprawiały jej większego problemu. Z upływem lat jej postrzeganie tej sytuacji się zmieniło, ale ciężko jest obecnie się z tego powoli i bezboleśnie wymigiwać. Przesyłamy serdeczności i dziękujemy za komentarz:)

      Usuń
  16. O jejku, jak tak teraz to czytam, to moi rodzice i ja też korzystaliśmy z gościnności cioci na mazurach. Jakoś nigdy nie przyszło mi do głowy, że może być z tym problem. Co prawda stołowaliśmy się samodzielnie, korzystaliśmy tylko z noclegu, ale jak tak się zastanowię to i tak nasze wizyty chyba były ciężarem. Czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam;) Ada

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ada,
      spokojnie, przecież jakoś trzeba utrzymywać kontakt z rodziną:) Chodzi tylko o to, żeby zachować zdrowy rozsądek i nie przesiadywać w gościach tygodniami i nie oczekiwać obsługi. Pozdrawiamy serdecznie i bardzo dziękujemy za wpis:)

      Usuń
  17. Jeśli chodzi o rodzinę, to niestety się jej nie wybiera, ale zawsze można próbować ich uspołecznić. Zosia powinna zacząć od zamknięcia drzwi na klucz i nieotwierania nikomu, kto nie był umówiony telefonicznie i to w czasie dla niej najlepszym. Może to by ich otrzeźwiło? A w pracy, jak nie rozumieją jej potrzeb, to na zwolnienie;) Szkoda, że troszeczkę pogubiła się i pozwoliła na to, aby wszyscy jak jedne mąż ją wykorzystywali. Serdecznie pozdrawiam Regina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Regina,
      Zosia jest odpowiedzialną osobą i nie chce prowadzić jakiś gierek. Zostanie doprowadzona do ostateczności i ta kropla przeleje czarę goryczy. Bardzo dziękujemy za komentarz. Przesyłamy serdeczności:)

      Usuń
  18. Zaczyna się intrygująco. Ciekawe czy Zosi się uda wyjść z tego galimatiasu bez szwanku? Przesyłam pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy za miłe słowa. Zosia mimo wszystko jest uparta i dopnie swego choć nie będzie łatwo. Bardzo dziękujemy za wpis i także przesyłamy pozdrowienia:)

      Usuń
  19. No i tak została więźniem własnej niezeżności. Aż się we mnie wszystko gotuje na głupotę szefowej, bo musi jechać w delegację. A co to firma nie ma innych ludzi. A swoją drogą to Zosi też by się przydała wizyta u psychologa, bo nie ma ludzi niezastapionych. Bardzo fajne opowiadanie i bardzo na czasie, bo takich zachowań jest co raz więcej, niestety. Już nie mogę się doczekać kolejnej części. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Halina
      Opowiadanko jest dwuczęściowe, więc nie nastawiaj się na kilka rozdziałów. Zośka za chwilę będzie musiała przewartościowac swoje dotychczasowe życie, chociaż wciąż nie może uwierzyć, że jej zdrowie tak bardzo się posypało. Ma dopiero 45 lat a kondycję sześćdziesięciopięciolatki. Jest w szoku, ale wkrótce zacznie inaczej podchodzić do sprawy.
      Pozdrawiamy Cię pięknie i bardzo dziękujemy, że zajrzałaś i skomentowałaś. :)

      Usuń
  20. Brak umiejętności mówienia „nie„ jest najgorszą rzeczą jaka może istnieć. Zosia jeśli nie nauczy się tego będzie miała coraz trudniej w życiu. Zawsze znajdzie się ktoś kto będzie to wykorzystał.
    Dziękuję Ci bardzo za tę część.
    Cieplutko pozdrawiam pozdrawiam późną porą.
    Julita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Julita
      I właśnie do tego zmierza ta opowiastka, żeby Zośkę nauczyć choć trochę asertywności, żeby nabrała odwagi i zawalczyła o siebie i swoje zdrowie, bo ileż można się dać wykorzystywać.
      Bardzo dziękujemy, że skomentowałaś,. Przesyłamy serdeczności i uściski. :)

      Usuń