Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 6 marca 2016

"NASZE MIEJSCE NA ZIEMI" - rozdział 14 ostatni

INFORMACJA

Moi drodzy

Pierwszy rozdział nowego opowiadania pt. "Wyzwanie" ukaże się w czwartek. Następne rozdziały będą pojawiać się raz w tygodniu również w czwartki.  Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających.



ROZDZIAŁ 14
ostatni


Ten wieczór nie zakończył się na toaście. Siedzieli jeszcze do późna w saloniku Doroty i uzgadniali szczegóły. Zadecydowali, że po ślubie Adam wraz z Maćkiem przeniosą się do niej. Maćkowi pozostawili prawo wyboru, ale on mimo, że uwielbiał swoich dziadków, wolał mieszkać z ojcem.
 - W takim razie zajmiesz Maciek jeden z pokoi na piętrze. Ten drugi nadal będzie służył moim rodzicom, kiedy tu przyjadą. Problemem będą świadkowie, bo ja tam w Warszawie nie miałam żadnej przyjaciółki. Ba, nie miałam nawet dobrych znajomych. Najlepiej by było, gdyby nasze dzieci mogły być naszymi świadkami, ale niestety to niemożliwe, bo nie są pełnoletnie.
 - O świadków się nie martw. Weźmiemy Piotrowskich. Tych, których poznałaś na zabawie sylwestrowej. Znam ich od kilkunastu lat i bardzo lubię. Mocno wspierali mnie wtedy, gdy umarła Hania. Poza tym chyba nie będzie nikogo więcej. Ty masz jakąś rodzinę w Warszawie?
 - Poza rodzicami żadnej.
 - W takim razie bez sensu jest zamawiać jakąś wielką salę na wesele. Osób będzie niewiele i mała, kameralna sala wystarczy.
 - Ja to myślę, żeby nie zamawiać żadnej sali. Będzie nas zaledwie dziesięć osób Adam i spokojnie tutaj wszyscy się pomieścimy. Co najwyżej możemy zamówić catering, ale jestem pewna, że ani moja mama na to nie przystanie, ani twoja. Pewnie same zaoferują się z pomocą przy gotowaniu.
 - W sumie chyba masz rację. A co wy na to? – Adam spojrzał pytająco na Marynię i Maćka.
 - My uważamy podobnie jak Dorota – Maciek rozejrzał się po pomieszczeniu. – Można wynieść kanapy i zaraz zrobi się miejsce. Nawet potańczyć będzie można, a muzyką już my się zajmiemy, prawda Maryniu?
 - No pewnie. Maciek ma naprawdę fajne płyty, a i ja mam kilka. To w zupełności wystarczy.
Jak się okazało do załatwienia nie było tak wiele. Wystarczyło podjechać do Urzędu Miasta, w którym znajdował się też Urząd Stanu Cywilnego i załatwić formalności, co Adam uczynił i zapisał ich na dwudziestego pierwszego sierpnia na godzinę jedenastą. Mieli więc trochę czasu, żeby poświęcić się innym zajęciom, a nie tylko myślami o ślubie.

W czerwcu zrobiło się naprawdę gorąco. Dorota doglądała swojego ogródka. Nie chciała, żeby przez upał cokolwiek zmarniało. Ciężko było jej pracować na strychu, bo dach był nagrzany mocno, co sprawiało, że w pomieszczeniu nie było czym oddychać.
Dzieci miały już wakacje. Maciek przed sobą ostatnią, maturalną klasę, a Marynia pierwszą licealną. Postanowiła złożyć papiery do tego samego liceum, do którego chodził młody Gawroński. Teraz jednak cieszyli się wakacyjną labą. Codziennie szwendali się po okolicznych lasach znosząc całe kosze kurek, których akurat był wysyp. Zaopatrzyli w nie nie tylko Dorotę, ale i dziadków Gawrońskich. Zresztą starsi państwo też lubili zbierać grzyby, więc i tak ich większość trafiała do Doroty, która namiętnie zaprawiała je w słoikach.
Chwile wytchnienia mieli późnym popołudniem, kiedy to siadywali na werandzie przy kubku smolistej kawy. To była ulubiona pora dnia Doroty. Uwielbiała, gdy letni wietrzyk omiatał jej skórę, pieścił policzki i wplatał się we włosy. Mrużyła wtedy z przyjemnością oczy. Była naprawdę szczęśliwa. Mieszkać w takim miejscu, to wielki przywilej, a jej nigdy nie było dość widoku jaki roztaczał się przed nią. Szum trzcin i szuwarów dawał ukojenie. Był najpiękniejszą melodią dla uszu i jeszcze ten ptasi chór. Nie zamieniłaby tego miejsca na żadne inne.
 - Wiesz, – odezwał się cicho Adam – pomyślałem sobie, że po ślubie powinienem zabrać cię w podróż poślubną. Gdzie chciałabyś pojechać?
Zdziwiona spojrzała na niego.
 - Nigdzie. Czy myślisz, że gdzie indziej czułabym się bardziej szczęśliwa? Spójrz, rozejrzyj się. To najpiękniejsze miejsce na ziemi i ja wcale nie chcę się z niego ruszać. Tu mi jest najlepiej. Tu żyję pełną piersią. Nawet o tym nie myśl.
 - I tak po prostu po ślubie chcesz wieść takie zwyczajne życie?
 - Dla mnie ono nie jest zwyczajne. Każdego dnia niesie ze sobą jakieś niespodzianki, a już na pewno nie jest nudne. Ja nie potrzebuję szukać mocnych wrażeń gdzieś indziej, bo to, co tu mam w zupełności mi wystarcza. Klementyna obdarzyła mnie czymś naprawdę wyjątkowym. Im dłużej tu mieszkam, tym bardziej rozumiem jej niechęć do ruszenia się stąd gdziekolwiek. Nie chciała nigdzie wyjeżdżać mimo, że jej brat, a mój dziadek wielokrotnie zapraszał ją do Warszawy. Nie jechała tam nawet wtedy, gdy dostawała zaproszenie na ślub, czy chrzciny. Ona czuła się jednością z tym domem, tym jeziorem i z całą okolicą. Ja zaczynam mieć tak samo. Wiesz, kiedy dopada mnie największe szczęście? Wtedy, gdy wstanę bardzo wcześnie rano i spojrzę przez okno na budzące się jezioro. Słońce tak pięknie je podświetla, że aż skrzy się w tych promieniach. Pierwsze ptaki wypływają z trzcin, nawołują się, stroszą piórka i czyszczą je. Czy może być coś piękniejszego? Największą karą dla mnie byłoby wyrwanie mnie stąd, więc nigdy nie próbuj, dobrze?
 - Nigdy nic nie zrobię wbrew twojej woli. Nie obawiaj się – uspokoił ją.


Ślub trwał krótko. Powtórzyli za urzędnikiem słowa przysięgi i podpisali parę dokumentów. Stali się w świetle prawa mężem i żoną. Maciek uwiecznił ten fakt pstrykając zdjęcia i robiąc im piękną sesję fotograficzną w plenerze.
Obie mamy zadbały o weselne smakołyki, a dzieciaki o oprawę muzyczną. Bawili się do drugiej w nocy. Potem już każdy miał dosyć. Piotrowscy odsypiali tę noc u seniorów Gawrońskich w leśniczówce, cała reszta u Doroty. Ona sama miała wrażenie, jakby wyszła za mąż po raz pierwszy i po raz pierwszy miała się kochać z mężem. Nie zrobili tego wcześniej. Teraz stojąc przed nim w samej bieliźnie czuła się bardzo skrępowana. On odbierał tę sytuację podobnie, ale wiedział, że musi przejąć inicjatywę. Od kiedy pochował matkę Maćka nie miał żadnej kobiety. To dopiero Dorota sprawiła, że obudziło się w nim pożądanie. Podszedł do niej i mocno objął rozpinając jej jednocześnie biustonosz i uwalniając jej drobne piersi.
 - Nie wstydź się, bo ja sam jestem pełen obaw. Kocham cię nad życie i jeśli nawet teraz nam nie wyjdzie, to za drugim razem będzie już lepiej.
Wziął ją na ręce i ułożył na chłodnej pościeli. Przylgnął do jej ust i zaczął namiętnie całować. Rozpalał powoli ją i siebie. Westchnęła a on sunął z pocałunkami coraz niżej. Jej sutki stwardniały pod wpływem dotyku jego warg. Delikatnie pozbawił ją fig i sam uwolnił się z bokserek. Był bardzo pobudzony i nie mógł tego ukryć.
Podziwiała jego ciało. Było silne i umięśnione. Przywarła do jego klatki piersiowej pokrytej gęstym owłosieniem. To było bardzo przyjemne i powodowało miłe doznania. Nagle poczuła go w sobie i jęknęła cichutko. Szerzej rozłożyła nogi, by wpuścić go do samego końca. Zaczął się poruszać wolno i delikatnie, jakby nie chciał sprawić jej bólu. Ujęła w dłonie jego pośladki dociskając go mocniej do siebie. Przyspieszył. Teraz pchnięcia były zdecydowane i mocne. Odpływała. Nie pamiętała, czy kiedykolwiek kochała się w taki sposób z Karolem i czy kiedykolwiek czerpała z seksu z nim taką niesamowitą przyjemność. Adam był spełnieniem jej kobiecych marzeń o idealnym mężczyźnie. Przeturlał się na plecy nie wychodząc z niej. Siedziała teraz na nim, a on kierując jej biodrami unosił je w górę i w dół. Zamknęła oczy. Czy to wszystko działo się naprawdę? Nie przestając się poruszać usiadł objąwszy ją mocno ramionami. Drżała z podniecenia. Znowu całował ją do utraty tchu. Przekręcił się na bok i przylgnął do jej pleców. Rytmiczność pchnięć i ciągła penetracja jego palców w jej łonie sprawiła, że poczuła nagłą błogość. Znowu leżała pod nimi i umierała z rozkoszy. Jej ciało wpadło w dziwny dygot. Krzyknęła, ale pocałunkiem zamknął jej usta. Dochodzili oboje. Zesztywniała w jego dłoniach a jej kobiecość pulsowała. Po chwili poczuła ciepłą falę wypełniającą jej wnętrze. To Adam szczytował. Spowolnił ruchy i w końcu znieruchomiał. Leżeli przez dłuższą chwilę przyklejeni do siebie, spleceni w jedno pulsujące ciało. Oddychali ciężko oboje. On znowu tulił się do jej ust.
 - To było coś wspaniałego. Nie sądziłem, że będzie tak cudownie. Ty byłaś cudowna. Kocham cię.
 - Ja ciebie też.


Osiem lat później

Dorota wyszła na werandę i przyłożyła dłoń do czoła chroniąc wzrok przed jaskrawymi promieniami słońca. Był dopiero koniec maja, a pogoda od kilku dni rozpieszczała ich ponad miarę. Zeszła ze schodów i podeszła do furtki. Przy niej przycupnął wiekowy już Kumpel. Pogładziła go po łbie.
 - Też czekasz na swoją panią piesku? Na pewno zaraz tu będzie.
Jakby na potwierdzenie jej słów zza zakrętu wynurzyło się srebrne Reno.
 - Adaś! – krzyknęła. – Już są! Chodźcie szybko! Przyjechali!
Adam zbiegł ze schodów ciągnąc za rękę siedmioletnią dziewczynkę. Wylegli na drogę i po chwili ściskali swoje dorosłe już dzieci Marynię i Maćka.
 - Witajcie kochani. Już nie mogliśmy się was doczekać. Jak obrona Maryniu? Zdałaś?
 - Zdałam mamuś celująco. Masz przed sobą świeżo upieczoną panią weterynarz. Zosiu, – zerknęła na siostrę – nie przywitasz się? Ależ urosłaś – przytuliła małą i ucałowała. Po niej zrobił to Maciek.
Po solidnym posiłku Dorota wyniosła dzbanek z kawą na werandę i gdy rozsiedli się wszyscy zagaiła
 - No to opowiedzcie teraz o swoich planach, bo Maciek był bardzo tajemniczy i nic nie chciał nam zdradzić.
 - Prosiłam go o to, ale teraz nie ma już co ukrywać. Jak ostatnio odwoził mnie do Gdańska, poprosił mnie o rękę, a ja się zgodziłam. Kochamy się i chcemy pobrać jak najszybciej, a potem otworzyć klinikę weterynaryjną w Prabutach. Maciek ma już doświadczenie, bo przecież przez prawie rok pracuje już w zawodzie. Jednak nie chcemy być zależni od nikogo i chcemy mieć coś swojego. Ja, jeśli nie masz mamuś nic przeciwko temu skorzystałabym z tej lokaty, którą mi kiedyś założyłaś.
 - To twoje pieniądze kochanie i możesz z nimi zrobić, co tylko zechcesz. To co mówisz brzmi rozsądnie, a my zawsze będziemy was popierać cokolwiek postanowicie. A jeśli chodzi o zaręczyny, to domyślaliśmy się już dawno, że nie jesteście sobie obojętni. Bardzo się cieszymy waszym szczęściem.
 - Jest jeszcze jedna rzecz, o którą chcemy was prosić – odezwał się Maciek. – Ponieważ Marynia za żadne skarby nie chce się stąd wyprowadzić, bo uważa, że to jest jej miejsce na ziemi, pomyślałem, że może udałoby się rozbudować dom i stworzyć coś w rodzaju bliźniaka z niezależnym wejściem. Miejsca jest dość.
 - To świetny pomysł Maciek, bo już się bałam, że zechcecie zamieszkać gdzieś indziej. Ja i tata pomożemy.
Uspokojeni tymi zapewnieniami dopili kawę i zabrawszy usypiającą Zosię, udali się do swoich pokoi. Dorota została z Adamem sama. Okrył ją kocem i usiadł obok niej obejmując ją ramieniem.
 - Czy pomyślałabyś kiedyś, że tych dwoje tak przylgnie do siebie?
 - Myślę, że można było to przewidzieć. Od samego początku byli nierozłączni i nadawali na tych samych falach. Cieszę się, że to właśnie Maciek będzie jej mężem, bo odziedziczył dobry charakter po tobie i zawsze był bardzo odpowiedzialny. Chronił ją i czuwał, żeby nie zrobiła sobie krzywdy. Myślę, że kochał ją już jako nastolatek.
 - Chyba masz rację. Skończyli to samo liceum, ten sam kierunek studiów. Idą ramię w ramię. Oby tak przez resztę życia. Cieszę się, że chcą tu zostać, że nie marzą o wielkich karierach. Trochę to dziwny układ, bo przecież chowali się razem i mam nadzieję, że nikt nie zarzuci im, że żyją w związku kazirodczym. Przecież w żaden sposób nie są spokrewnieni.
 - Na pewno nikt tak nie pomyśli. Znają nas tu przecież. Finansowo na pewno trzeba będzie im pomóc, ale mamy dość pieniędzy. Sporo uzbierałam przez te lata ze sprzedaży gobelinów. Myślę, że Zośka przejmie po mnie tę spuściznę. Ciągnie ją do tego i chyba ma talent. Tak czy owak będziesz musiał rozejrzeć się za dębiną i ściągnąć geodetę, żeby wytyczył osie pod fundamenty. Jeśli oni chcą się szybko pobrać, to nie ma na co czekać. Trzeba też zapytać w gminie, czy nie mają do sprzedania jakiejś działki w mieście pod tę ich klinikę. Może ja zapytam i tak mam być jutro w urzędzie.
 - Wszystko załatwimy. Rodzice nie dzwonili?
 - Dzwoniła mama. Ojciec trochę niedomaga i nie wiadomo, czy przyjadą, choć myślę, że jeśli to wesele będzie jeszcze w tym roku, to na pewno się postarają. Szkoda, że ona nie ma prawa jazdy - umilkła na chwilę i zamyśliła się. - Popatrz jak ten czas szybko leci. Ani się obejrzeliśmy, a nasze dzieci już dorosły, wykształciły się i zaczynają wspólne życie. Zosia za chwilę pójdzie do pierwszej klasy. Nie sądziłam, że jeszcze kiedyś urodzę drugie dziecko, a tu proszę, nasza dziewczynka ma już siedem lat.
 - Mamy dobre i udane życie Dorota. Nie pomyślałaś kiedyś, że twoje cierpienie było po coś potrzebne, że moja rozpacz po stracie Hani i moje samotne ojcostwo też było po coś? Może po to, żebyśmy mogli się spotkać, pokochać i zacząć wszystko od nowa?
 - Masz rację. Miałam w życiu wielkie szczęście mimo tego wcześniejszego nieszczęścia. Wciąż odnoszę wrażenie, że to miejsce było mi przeznaczone, żebym ukoiła duszę i wyleczyła ciało. Czy mogłabym to zrobić gdzie indziej? Spójrz na ten księżyc i te miliardy gwiazd, jak cudnie odbijają się w jeziorze. Czy widziałeś gdzieś piękniejszy widok? Czy zaznałeś gdzieś bardziej błogiego spokoju? Tam wysoko nad nami świeci nasza szczęśliwa gwiazda. Może gdzieś tam jest Klementyna? Patrzy na nas z góry uśmiechając się szelmowsko, bo okazało się, że jest czarodziejką, która zaczarowała to miejsce dla mnie, by mnie tu zwabić, żebym mogła je pokochać tak mocno jak ona je kochała i żebym mogła pokochać ciebie. Do końca moich dni będę jej za to wdzięczna i nigdy nie zapomnę jak wiele dla mnie zrobiła.
Adam przytulił usta do jej skroni.
 - Myślę skarbie, że ona wciąż tu jest. W każdym kącie tego domu, w każdym źdźble trawy, w szumie wiatru i w kroplach rosy. Żyje w nas, bo w jakiś magiczny sposób w każdym z nas zostawiła swój ślad i pamięć po sobie. A teraz kochanie czas spać. Nowe wyzwania przed nami i trzeba im stawić czoła. Chodźmy do domu. Chłód ciągnie od jeziora.

Jezioro Liwieniec                                                                                                                              Jezioro Dzierzgoń

K O N I E C

17 komentarzy:

  1. Jedno co przychodzi mi do głowy to: Po prostu pięknie. Było to tak piękne, że mi brak słów i więcej już nic nie mogę napisać. Nie jestem w stanie.
    Pozdrawiam serdecznie, Andziok :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj Małgosiu,
    ależ jestem zaskoczona! To prawda, że od początku widać było, że Marynia i Maciek lgną do siebie, lubią spędzać razem czas. Niemniej jednak byli bardzo młodzi i ja obstawiałam, że po prostu są dla siebie tylko przyjaciółmi, a tutaj taka niespodzianka! Bardzo miła niespodzianka:) Kto by przypuszczał, że takie młodzieńcze uczucie przetrwa tyle lat? Myślę jednak, że oboje będą tak samo szczęśliwi, jak ich rodzice:) Znają się bardzo dobrze, wiedzą o sobie wszystko, dobrze się rozumieją, maja sprecyzowane plany na przyszłość - to prostu wspaniale! Dorota i Adam chyba nie mogliby być bardziej uszczęśliwieni. Będą mieć dzieci pod ręką. Wspaniale, że młodzi po studiach w Gdańsku nie zmienili poglądów i w dalszym ciągu nie ciągnie ich wielki świat, robienie spektakularnej kariery w wielkim mieście. Wybrali spokojne życie jako weterynarze w niewielkiej miejscowości, w swoim świecie:) Wszystko musi się udać przy takim wsparciu:) A wracając do Doroty i Adama, to muszę stwierdzić, że rzeczywiście są jak dwie połówki jabłka, czy tam pomarańczy:) Szkoda tylko, że musieli tyle przecierpieć aby wreszcie na siebie trafić! Świetnie, że Adam nie odpuścił sobie i konsekwentnie dążył do związku z Dorotą:) Do tego jeszcze wspólna kruszynka Zosia, sama radość:) Pomimo deszczu za oknem zrobiło się tak sielsko i anielsko:) Bardzo dziękuję za to opowiadanie. Doby przekaz z niego płynie - nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło:) Niby wiemy o tym, ale jak jest nam źle, jak myślimy, że wszystko stracone, to często o tym zapominamy. Jak widać nie ma co się załamywać, bo nawet z najgorszej sytuacji jest jakieś dobre wyjście, należy tylko uzbroić się w cierpliwość i zacząć coś robić, aby to zmienić. Serdecznie pozdrawiam życząc miłej niedzieli:) Już nie mogę się doczekać nowej odsłony:)
    Gaja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gaju
      Naprawdę Cię zaskoczyła miłość młodych? A mnie wydawało się to takie oczywiste. bo przez całe opowiadanie opisywałam jak bardzo zżyli się ze sobą, jak bardzo do siebie przylgnęli. Nawet Dorota nie wydaje się tym zaskoczona, że ta ich młodzieńcza zażyłość przekształciła się wraz z ich dorastaniem w miłość.
      Dziecko musiało się pojawić mimo obaw Doroty. Była jeszcze młoda. 35 lat to też wiek na rodzenie dzieci, a Zosia stanowi tu ten piękny element wspólny dla ich związku.
      Zakończyłam jak zwykle sielanką i to już takie moje skrzywienie, bo lubię jak bardzo dramatyczne historie znajdują swój szczęśliwy finał.
      Dziękuję za wszystkie obszerne komentarze pod każdym rozdziałem i najserdeczniej Cię pozdrawiam.

      PS. U mnie za oknem słońce i dość ciepło. Aż szkoda, że jutro trzeba wracać do pracy. :(

      Usuń
    2. Małgosiu,
      naprawdę liczyłam tylko na ich przyjaźń, na ich przyszywane siostrzano-braterskie relacje. Myślałam, że wszyscy stworzą ogromną rodzinę trochę tzw. rodzinę patchworkową: Dorota, Adam i ich dziecko, Marynia, jej mąż i jej dzieci, Maciek, żona i jego dzieci, dziadkowie Maryni i Adama oraz nowi teściowie obojga:) Miejsca mają dużo na takie spotkania. Jedynym "usprawiedliwieniem" dla mnie jest to, że na studiach poznaje się bardzo dużo osób, które mogą nieźle zawrócić w głowie. Młodziutki człowiek się zastanawia tylko czy kocha starą czy też już nową miłość. Taki wiek:) Zupełnie zapomniałam, że mam do czynienia z bardzo rozsądnymi i dojrzałymi młodymi ludźmi. Moja wina:) Dlatego jestem mile zaskoczona:) Buziaki,
      Gaja

      Usuń
  3. A jedna było riki tiki i to jakie !!!! Cudownie im się ułożyło, rozumiem że mała Zosia jest owocem tej nocy. Młodzi też zakochani z konkretnymi planami. Cała rodzina w komplecie w tym pięknym miejscu. Buziaki B.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. B
      Riki tiki musiało być obowiązkowo i w dodatku przyniosło wspaniały owoc tej upojnej nocy.
      Dzięki za dzisiejszy wpis i wszystkie poprzednie. Przesyłąm uściski i buziole. :)

      Usuń
  4. Jak w bajce, cudowne opowiadanie. Miłość ponad wszystko u rodziców i dzieci. Sprawy uczuciowe i zawodowe weszły na właściwy tor. :) Monika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Monika
      Bardzo dziękuję, że śledziłaś to opowiadanie i komentowałaś.
      Serdecznie Cię pozdrawiam. :)

      Usuń
  5. A jednak jest dziecko i dzieci również zostali parą. Co do pierwszego to byłam pewna, ale co do drugiego to już nie. Niespodzianka jakaś musiała byś, prawda. Przed chwilą czytałam tłumaczenie piosenki Szpaka i rozczuliłam się nad tekstem a teraz drugi raz nad końcówką i szczęściem całej piątki. Dorota dużo musiała wycierpieć , aby odnaleźć szczęście i swoje miejsce na ziemi. Adamowi było chyba trochę łatwiej. Teraz mogą czekać na wnuki aby było jeszcze piękniej.
    Czekam z niecierpliwością na nowe opowiadanie i pozdrawiam miło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. RanczUla
      Wiem, że byłaś ciekawa, czy to dziecko się pojawi, czy też nie. Nie mogłam zdradzić wszystkiego, ale mam nadzieję, że taki scenariusz Cię usatysfakcjonował.
      Trudno się tu licytować, komu z nich było łatwiej, czy Dorocie, czy Adamowi, bo to dwa zupełnie różne doświadczenia. Nie można porównać śmierci ukochanej osoby i samotnego w związku z nią ojcostwa, do fizycznego znęcania się. Na szczęście oboje potrafili odbudować swoje szczęście teraz już wspólne.
      Bardzo dziękuję za wpis. Serdecznie pozdrawiam. :)

      Usuń
  6. Mam pytanie choć wiem ze pisałaś juz wiele razy że skończyłas juz z brzydula ale czy nie dało by się jeszcze wrócić z opowiadaniami o mojej ulubionej parze. Nawet jesli nie teraz to za pare miesięcy, bo twoje opowiadania o nich były swietne i brakuje mi ich. Szczególnie te dłuższe historie. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za pozytywną opinię o moich opowiadaniach na temat serialu, ale ja jestem przekonana, że już wyczerpałam wszystkie swoje pomysły na kolejne i raczej nie wrócę do pisania historii o Marku i Uli, choć to też moi ulubieni bohaterowie, których darzę wciąż wielkim sentymentem. Jest jeszcze kilka dziewczyn, które piszą naprawdę świetne teksty. Ja sama je czytam i staram się komentować, więc myślę, że na razie nie grozi nam posucha jeśli chodzi o BrzydUlę. Póki co ja mówię pass.
      Pozdrawiam Cię serdecznie. :)

      Usuń
  7. Witaj Małgosiu,
    z okazji czwartej rocznicy założenia bloga składam Ci najserdeczniejsze życzenia i ogromne gratulacje!!! Z takiej sympatycznej okazji życzę Ci dalszej odwagi i siły, by porywać się na cele i zmiany, które z pozoru wydają się trudne, a później wprost wymarzone, realizacji planów i nowych marzeń oraz kolejnych natchnień! Bardzo dziękuję za to, co do tej pory dzięki Twojej wyobraźni mogłam przeżywać razem z opisywanymi bohaterami. Jeszcze raz wielkie dzięki i wszystkiego dobrego! Serdecznie pozdrawiam:) Miłego dnia:)
    p.s. dzisiaj króciutko, prawda? Okazuje się, że można - hahaha:)
    Gaja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gaju
      Bardzo dziękuję, że pamiętasz. Zabawna historia, bo wczoraj rozmawiałam z Tess i ona także mi pogratulowała, a ja kompletnie zapomniałam o tej rocznicy. Cztery lata to dużo i mało, ale też mnóstwo wydarzyło się przez ten czas łącznie z likwidacją przez interię tego poprzedniego bloga.
      Były wzloty i upadki jak to w życiu. Mam nadzieję, że jeszcze coś wykrzesam z siebie, coś, co być może Wam się spodoba. Oczywiście jak zwykle jestem otwarta na wszelkie sugestie i pomysły, a zwłaszcza Twoje.
      Jeszcze raz dziękuję pięknie. Przesyłam buziaki. :)

      Usuń
  8. Wszyscy wiodą teraz szczęśliwe życie. Marynia i Maciek są parą a Dorota i Adam mają wspólne dziecko co scementowało ich związek.Piękne zakończenie. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Justyna
      Wielkie dzięki, że wytrwałaś do samego końca i wielkie dzięki za wpisy.
      Pozdrawiam serdecznie. :)

      Usuń