Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 17 marca 2016

"WYZWANIE" - rozdział 2

ROZDZIAŁ 2


Przejrzała galerię zdjęć. Piękna okolica, bogato wyposażona baza rehabilitacyjna i SPA. Różne rodzaje diet, w tym taka tysiąc kalorii.
Zdjęcia plaży urzekły ją.




 - Cudne miejsce. Jeśli tam nie schudnę, to już chyba nigdzie – pomyślała. Zdecydowała się natychmiast. Przeczytała, że turnusy są dwutygodniowe. – To za krótko, zdecydowanie za krótko. Jeśli już jechać to na cały miesiąc. – Złapała za telefon i wybrała numer ośrodka. Dowiedziała się o wolnych terminach i zapytała, czy można wykupić dwa turnusy naraz. Nie było przeszkód. Zabukowała od razu i zastrzegła, że to ma być pokój jednoosobowy. Zapłaciła więcej, ale nie dbała o to. Najważniejsze, że nikt nie będzie oglądał jej wdzięków i taksował ją krytycznym spojrzeniem.
Wieczorem zadzwoniła do matki. Powiedziała jej, że za tydzień wyjeżdża i nie będzie jej miesiąc.
 - Nie dzwoń do mnie w tym czasie, bo i tak nie odbiorę.
 - A gdzie ty jedziesz dziecko? Daleko?
 - Daleko. Nad morze. Muszę odpocząć.
Przez ten tydzień uwijała się z robotą. Pokończyła zaczęte zlecenia i dzięki temu z czystym sumieniem mogła wyjechać. Zaopatrzyła się w dres i kostium kąpielowy, co nie było rzeczą łatwą, bo jak sama stwierdziła, wszystko produkowano na anorektyczki.
Spakowała walizkę na kółkach i w niedzielę wieczorem ruszyła na dworzec. Czekało ją co najmniej dziesięć godzin jazdy. Z wykupionym wcześniej biletem i miejscówką w pierwszej klasie czekała na pociąg, który miano podstawić. Odszukała swój wagon i przedział. Jakiś człowiek pomógł jej wrzucić walizkę na półkę. Rozsiadła się wygodnie zajmując miejsce przy oknie.

Była zmęczona całonocną podróżą. Od siedzenia spuchły jej trochę nogi. Na szczęście dojeżdżała. Już na miejscu zamówiła taksówkę i kazała się wieźć do instytutu. Zameldowała się. Pani w recepcji poinformowała ją o porach posiłków, o wizycie lekarskiej, która miała się odbyć o godzinie siedemnastej i wręczyła kartę magnetyczną do pokoju.
 - Nawet niezły – mruknęła wchodząc do środka. – Jest nawet balkon. Idealnie. - Położyła walizę na fotel i zabrała się za rozpakowywanie. W małej lodówce znalazła wodę mineralną. Wypiła pół butelki i rzuciła się na łóżko. Musiała odespać te godziny spędzone w pociągu. Ocknęła się koło dwunastej. Przypomniała sobie, że za godzinę ma obiad. Weszła pod prysznic chcąc zmyć z siebie zmęczenie po długiej podróży i resztki snu. Przebrała się i zeszła na parter.
 - Pani Łopacka, – usłyszała swoje nazwisko – można panią prosić? – Podeszła do recepcji. – Tu daję pani kartkę, na której jest zlecenie na badania. Jutro rano o siódmej zgłosi się pani do gabinetu zabiegowego, to na pani piętrze, pokój sto jeden, gdzie pobiorą pani krew. Proszę być na czczo. Tu jeszcze pojemnik na mocz.
Podziękowała i ruszyła do jadalni. Znalazłszy swój numer stolika usiadła przy nim. Po chwili dołączyła do niej kobieta i mężczyzna.  Nie mógł mieć więcej jak trzydzieści lat i był równie otyły jak ona. Kobieta z całą pewnością była po czterdziestce. Przedstawili się sobie i od razu przeszli na „ty”.
 - Skąd przyjechałyście? – zagaił chłopak o imieniu Wiktor.
 - Ja z Krakowa.
 - Ja z Poznania.
 - Ja jestem z Zielonej Góry. Ciekawe jak nas będą karmić?
 - Raczej oszczędnie – odparła Klara siląc się na słaby dowcip.
 - Podobno to są jakieś diety warzywne sporządzone przez niejaką doktor Ewę Dąbrowską. Musi być chyba znana, chociaż ja o niej nigdy nie słyszałam – powiedziała Elżbieta. – Tak czy owak będziemy musieli się przyzwyczaić, bo chyba żadne z nas nie radzi już sobie samo ze sobą.
Przerwali rozmowę, bo na stół wjechały talerze z kremem paprykowym. Na środku pysznił się kleks ze śmietany. Klara pociągnęła nosem. Pachniało bajecznie. Pewnie mogłaby zjeść tej zupy z pięć takich talerzy, niestety musiała się zadowolić jej niewielką ilością. Na drugie danie podano bukiet warzyw na parze i kompot bez cukru. Wiedziała, że za godzinę poczuje nieprzyjemny ucisk w żołądku i będzie głodna.
Punktualnie o siedemnastej zjawiła się przed gabinetem lekarskim. Przed nią były dwie osoby, ale wizyty nie trwały długo. Weszła do środka i przywitała się z urzędującą tam lekarką, która obdarzyła ją łagodnym uśmiechem.
 - Nie będę pytać, co panią do mnie sprowadza, bo sprawa jest oczywista. Ile pani ma lat?
 - Dwadzieścia osiem.
 - Od dawna cierpi pani na otyłość?
 - Od urodzenia. Urodziłam się już duża. Potem było tylko gorzej. Ciągle jestem głodna i mam napady wilczego głodu. Wtedy nie panuję nad tym i pochłaniam wszystko, co tylko wpadnie mi w ręce.
 - Proszę wejść na wagę.
Z duszą na ramieniu to zrobiła. Od dawna się nie ważyła, żeby nie wpędzać się w kolejny stres.
 -Sto dwadzieścia osiem kilo. Ile ma pani wzrostu?
 - Metr sześćdziesiąt pięć.
 - Pani BMI wynosi czterdzieści siedem. To otyłość olbrzymia. Jest pani jeszcze młoda. Nie chcę pani straszyć, ale przy takim wskaźniku grozi pani cukrzyca, miażdżyca, choroba niedokrwienna serca, która może zakończyć się wylewem, zawałem lub zgonem. Skuteczność odchudzania zależy przede wszystkim od tego, jak bardzo chce pani żyć i jak bardzo jest pani zmotywowana. My tutaj zapewnimy pani odpowiednią dietę i warunki do ćwiczeń, reszta będzie zależała od pani zaangażowania. Tu wypisuję kartkę, którą zostawi pani na stoliku w jadalni. Pani dieta nie będzie przekraczać ośmiuset kalorii. Dodatkowo zapisuję pani zabiegi. Przede wszystkim basen, gimnastyka indywidualna, gimnastyka zbiorowa, która zaczyna się zawsze rano tuż po śniadaniu, poza tym siłownia. Będzie miała pani indywidualnego trenera, który dobierze odpowiedni zestaw ćwiczeń na przyrządach i sprawdzi pani wydolność. To chyba wszystko. Życzę powodzenia. Mam nadzieję, że jednak zrzuci pani kilka kilogramów zanim pani stąd wyjedzie. Aha, jeszcze jedno. Dostała pani skierowanie na badania?
 - Tak, na jutro rano.
 - W takim razie proszę przyjść jutro jeszcze raz o tej samej porze. Omówimy te wyniki.
Do kolacji przesiedziała w swoim pokoju zastanawiając się, czy podoła temu wszystkiemu. Nie miała takiej pewności. Na kolację zjadła dwie kromki pumpernikla obłożne cienkimi plastrami szynki i popiła gorzką herbatą. Ubrała dres i wyszła na spacer. Powędrowała na plażę.




Wieczorem nie potrafiła zasnąć. Przewracała się z boku na bok przez parę godzin. W końcu udało jej się. O szóstej rano obudził ją dźwięk komórki. Ubrała się i poszła do pokoju zabiegowego, gdzie pobrano jej krew i odebrano próbkę moczu.
Po lekkim śniadaniu cała grupa wyszła na zewnątrz, gdzie czekała na nich trenerka. Kazała im za sobą biec. Okrążyli cały ośrodek i skręcili na plażę. Ciężko się jej biegło po grząskim piasku. Sapała jak kowalski miech. W końcu zabrakło jej oddechu i zaczęło ją kłuć w boku. Przystanęła i pochyliła się, bo nie mogła zaczerpnąć powietrza. Obok niej zjawił się Wiktor.
 - Wszystko w porządku? – wydyszał. Był tak samo zmęczony i spocony jak ona. Jej twarz kolorem przypominała dojrzałego buraka. Pokręciła przecząco głową.
 - Nie…
Podbiegła trenerka i zapytała co się dzieje.
 - Kłuje mnie w boku.
Dziewczyna ściągnęła z pleców niewielki plecak i wyjęła z niego aparat do mierzenia ciśnienia.
 - Proszę usiąść tu na falochronie. Jest pani bardzo czerwona. Zmierzę ciśnienie. Zazwyczaj to normalne, że ludzie tak reagują. Nie są przyzwyczajeni do ruchu, ale to pierwsze koty za płoty. Za tydzień przebiegnie pani cały dystans. Sto osiemdziesiąt na sto dziesięć. Bardzo dużo. Proszę chwilę odsapnąć i spacerkiem wrócić do ośrodka. My biegniemy dalej. Zostanie pan tak? – zwróciła się do Wiktora.
 - Tak, odprowadzę koleżankę.
 - Dziękuję. To ja uciekam.




Po dziesięciu minutach wstała i wraz z Wiktorem ruszyła do instytutu. Za pół godziny miała się stawić na siłowni.

Weszła pod prysznic, żeby zmyć z siebie zapach potu i przebrać się w świeże ciuchy. Stojąc pod strugami wody wciąż przeżywała gorycz pierwszej porażki. – Jak ja mogłam dopuścić się do takiego stanu? Mam wydolność osiemdziesięciolatki. Zero kondycji, a nawet minus zero. Jeśli dalej tak będzie to nie zrzucę nawet kilograma. – Wyszła z łazienki i ubrała się pośpiesznie. Wzięła kartkę z rozpiską zabiegów i poszła do siłowni.
 - Pani Klara Łopacka – przystojny instruktor odczytał jej nazwisko. – Czy to pani miała kłopoty z ciśnieniem na porannym treningu?
 - Tak, to ja niestety.
 - W takim razie zaczniemy od czegoś lżejszego. Właśnie zwolnił się rowerek. Proszę wsiąść i pedałować równym tempem przez piętnaście minut. Proszę też spokojnie przy tym oddychać.
 - Wiśta wio, łatwo powiedzieć – zacytowała w myślach najstarszego Talara z serialu „Dom”. – Postaram się – powiedziała głośno. Po pięciu minutach pedałowania miała wszystkiego po kokardę. Jej tłuste ciało buntowało się przed jakimikolwiek ćwiczeniami. Drżały jej nogi i oddychała ciężko. Nie poddawała się jednak. Siła razy gwałt. Dokonywała właśnie gwałtu na swoim organizmie. Udało się. Odniosła swój pierwszy mały sukces. Zsunęła się z siodełka i na chwiejnych nogach przeszła na ławeczkę.
 - Proszę się położyć, chwycić w dłonie pałąk i pchnąć do przodu. To ćwiczenie przypomina trochę leżenie na plecach i wracanie do pozycji siedzącej. Wzmocni mięśnie brzucha. Proszę ćwiczyć przez pięć minut.
Nie było tak źle. Wyciskała z siebie siódme poty, ale zawzięcie ćwiczyła. Potem przyszła kolej na orbitrek i bieżnię. Na tej ostatniej miała przejść szybkim, ale równym tempem dwa kilometry. Była wykończona, a jeszcze dzisiaj czekał ją basen i wizyta u lekarza.

Wbrew jej obawom basen okazał się dla niej najlepszym miejscem do ćwiczeń. Nie miała z nimi w ogóle problemów. Jej ciężkie ciało unosiło się na wodzie jak plażowa piłka. Przez ostatnich dziesięć minut instruktor pozwolił im popływać. Miała naprawdę wielką frajdę. Nie pływała chyba od podstawówki, ale okazało się, że takich rzeczy po prostu się nie zapomina.
O siedemnastej poszła jeszcze do gabinetu lekarskiego. Usiadła naprzeciwko lekarki, która studiowała jej wyniki badań. Podniosła głowę znad biurka i spojrzała na Klarę poważnie.
 - Obawiam się, że nie mam dla pani dobrych wiadomości.

19 komentarzy:

  1. W takim momencie? .Jesteś bez serca. Czekam na cd. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo przepraszam, ale tak jakoś wyszło. Wszystko wyjaśni się w następnej części.
      Pozdrawiam serdecznie. :)

      Usuń
  2. Witaj Małgosiu,
    o rany koguta!!! To od razu chcę krzyknąć! Sytuacja Klary jest naprawdę bardzo, bardzo trudna, wręcz okropna:( Rzeczywiście mnóstwo pracy przed nią. Musi mieć ogromne pokłady cierpliwości i samozaparcia. W nauce czy też zawodowo udowodniła, że jest uparta, potrafi dążyć do celu, ale czy tych cech charakteru wystarczy jej do pracy nad sobą? Do tego jest przeraźliwie samotna:( Bardzo jej współczuję i mocno trzymam kciuki za powrót do zdrowia! Pobyt w Mielnie zapowiadał się pracowicie, ale nie aż tak beznadziejnie:( Mam nadzieję, że pomimo przeszkód, pomogą jej tam zrobić pierwsze kroki w nierównej i ciężkiej walce:) Ma tam spędzić cały miesiąc, więc może poprzez drakońską dietę i delikatne ćwiczenia, np. tylko w basenie straci trochę na wadze. Myślę, że mocno by ją to podbudowało do dalszego wysiłku. Ćwiczenia są wystandaryzowane, może Klarę należy potraktować bardziej indywidualnie? Nie wszyscy muszą biegać, czy też ćwiczyć na siłowni, aby osiągnąć upragniony cel. Dość energiczny chód też potrafi zdziałać cuda, a człowiek nie czuje się po nim jak pies Pluto:) Fajnych ludzi tam poznała. Zastanawiam się czy któryś z nich stanie się jej podporą, albo odwrotnie, ona stanie się dla kogoś niezłym motywatorem? Ciekawi mnie też, czy po odbyciu turnusu będą utrzymywać ze sobą kontakt? Co prawda dzielą ich niezłe kilometry, ale od czego są telefony, e-maile, prawda? Rozdział zakończyłaś dość dramatycznie. Chyba nie zamierzasz dokładać Klarze jeszcze jakiś strasznych wiadomości dotyczących jej stanu zdrowia? Jak do tej pory, to i tak podziwiam ją za chęci do życia. Proszę pięknie, daj jej jakiś drobny promyczek nadziei na lepsze jutro:) Za dzisiaj bardzo dziękuję. Serdecznie pozdrawiam życząc jednocześnie samych przyjemności:) Uściski,
    p.s. 1 Jak czytałam o stanie zdrowia Klary, to od razu pomyślałam o Tobie:) Dawno nie pytałam jak z Twoim ciśnieniem, polepszyło się? Są jakieś szanse na zabieg?
    p.s. 2 Zdjęcia jak zawsze świetne:) Uwielbiam nasze morze:)
    Gaja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gaju
      Zadajesz tyle pytań a przecież wiesz, że nie mogę nic na razie powiedzieć. Powiem tylko, że raczej nie przywiązywałabym się do osób, które Klara poznała w Mielnie. One nie odegrają żadnej ważnej roli w jej życiu.
      Końcówka rozdziału może i dramatyczna, ale to wszystko po to, żeby uświadomić dziewczynie w jakim znalazła się położeniu. Potrzebuje wstrząsu, żeby się opamiętać.
      A u mnie póki co bez zmian. Ciśnienie szaleje raz w górę raz w dół i teraz na pewno zabiegu nie będzie.
      Dzięki wielkie za komentarz i za to, że myślisz o mnie. Ściskam Cię mocno i pozdrawiam. :)

      Usuń
  3. Gosia musiałaś przerwać w takim momencie !!!!!!! Trudna walka przed Klarą , zrzucić tyle kilo to nie lada wyzwanie. Czy Wiktor będzie wspierał koleżankę i może razem zrzucą nadwagę, a potem...... Pozdrawiam B.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. B.
      Oczywiście podczas pobytu Klara i Wiktor będą się trzymać razem, ale to nie żadne zauroczenie, a jedynie wzajemna sympatia.
      Pisałam już wyżej, że ta końcówka tak wyszła zupełnie przypadkowo, a jednak trochę Was nakręciła. Mam nadzieję, że z tym większą ochotą przeczytacie kolejną część.
      Dziękuję, że wpadłaś i skomentowałaś. Pozdrawiam najcieplej jak tylko się da. Uściski. :)

      Usuń
  4. Złe wiadomości? Pewnie będzie standardowo:wysoki cukier, cholesterol, nadciśnienie, może OB nieprawidłowe i coś nie tak z nerkami i jej wątrobą. Ciekawa jestem do ilu Klara zjedzie. Osiemdziesiąt jest chyba realne. A swoją drogą przy moim takim samym wzroście mam ok. pięćdziesiąt pięć kilo. Podobno idealna waga. Te czterdzieści siedem to chyba za mało. "Wacław"-już jest chociaż podobno to nie on jest tym docelowym. Może i dobrze , bo jest na co czekać i na snucie domysłów.
    Pozdrawiam miło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. RanczUla
      Nie wybiegaj z przewidywaniami tak daleko, bo mieszasz mi szyki. Hahaha. Osiemdziesiąt kilo? Miałaby popaść z jednej skrajności w drugą i stać się anorektyczką? Tego na pewno jej nie zrobię. Wacław będzie, ale to nie Wiktor nim jest.
      Wielkie dzięki, że mimo natłoku spraw dałaś radę przeczytać. Serdecznie pozdrawiam. :)

      Usuń
  5. Idealne miejsce na przerwanie, można snuć domysły. Mam jednak nadzieję, że to tak tylko, żeby ją postraszyć i zmotywować do cięższej pracy, choć na pewno wyniki nie są dobre. Czekam na więcej, pozdrawiam ;) M

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. M.
      Tu nawet nie chodzi o postraszenie, ale raczej uświadomienie Klarze kilku rzeczy. Ona już jest dość mocno zdeterminowana. Trochę jeszcze się miota, bo nie tak łatwo zerwać z nałogiem, a ten jak każdy jest bardzo uzależniający. Ja coś na ten temat wiem.
      Dziękuję Ci serdecznie za wpis i równie serdecznie pozdrawiam. :)

      Usuń
  6. Mnie zastanawia zawsze jak można się tak spaść. Ci ludzie ani wagi ani lustra nie mają?

    Lex

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mnie zastanawia zawsze, że ludzie szczupli patrząc na takich nieszczęśników nie pomyślą, że ich otyłość jest być może wynikiem choroby, a nie przeżerania się. Oczywiście są i tacy, którzy nie panują nad wiecznym głodem. To podobnie jak u palaczy, alkoholików, czy narkomanów. W ich przypadku też można byłoby powiedzieć, że się nie rozumie. Ja rozumiem, bo sama wciąż muszę uważać na to co jem. Od piętnastu lat trzymam ścisłą dietę z powodu choroby a jednak trudno byłoby powiedzieć o mnie, że wyglądam normalnie. Raczej nie wyglądam. Zamiast więc wysuwać pochopne wnioski i kierować w stronę otyłych słowa potępienia spróbujmy choć przez chwilę wczuć się w ich rolę. Nie mówmy im, że są obrzydliwie tłuści, bo oni doskonale o tym wiedzą i zapewniam, że z całą pewnością nie chcieliby tak wyglądać i wcale nie są szczęśliwi z tego powodu.
      Pozdrawiam. :)

      Usuń
  7. Ilu jest chorych, a ilu osobom po prostu nie chce się ruszyć tyłka z kanapy. Ba nawet ta choroba nie powinna być wymówką. Jakoś nie wyobrażam sobie żeby moi rodzice pozwolili aby ich dziecko powoli zmieniało się kulkę na dwóch nóżkach. Wystarczy trochę chęci i można schudnąć. Wiadomo to wymaga wyrzeczeń, ale coś za coś. Zasłanianie się chorobą jest trochę słabe...

    lex

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie generalizuję, bo są tacy, którzy jedzą bez opamiętania, ale spory procent jest także tych, u których otyłość jest wynikiem choroby. Niestety nie wystarczy trochę chęci, żeby schudnąć. Ja chęci mam ogromne i co z tego? Posiadam tak wysoką insulinooporność, która totalnie uniemożliwia zrzucenie choćby kilograma. To ciągłe miotanie się i walka samemu ze sobą. Ciągłe przeliczanie kalorii i indeksu glikemicznego. Też chciałabym być szczupła i wiotka, ale to w moim przypadku nie jest możliwe. Krytyka zawsze boli i chociaż otyli robią dobrą minę do złej gry, sprawiają wrażenie, że potrafią się śmiać sami z siebie i że mają do siebie zdrowy dystans, to tak naprawdę ich dusza wyje z bólu i autentycznej rozpaczy. Dam głowę uciąć, że spory ich odsetek próbował wielu diet i to wielokrotnie i z różnym skutkiem. Odchudzanie zaczyna się w głowie i jeśli ktoś taki nie dojrzeje do takiej decyzji to już zawsze pozostanie otyły. To brutalna prawda niestety.

      Usuń
    2. A wracając do bohaterki tej historii, to ona jest jak najbardziej typowym przykładem zwykłego objadania się. Nie ma mowy, że to u niej w wyniku choroby tak monstrualna otyłość. To lata katowania ciała fastfood'ami i innym śmieciowym jedzeniem. Na szczęście przejrzała na oczy i być może coś pozytywnego dla niej z tego wyniknie.

      Usuń
  8. Niestety jak się nie da dietą, to trzeba zdecydować się na operację bariatryczną i konsultacje z psychiatrą/ psychologiem. Sama ma skłonności do tycia, ale na szczęście szybko zrzucam. Nie wyobrażam sobie być grubą, nieatrakcyjną babą. Świat jest okrutny, grubi ludzie mają gorzej. Nie mogą kupić fajnych ciuchów, muszą dopłacać w samolotach, szybciej umierają, są mniej lubiani, mają mniejsze szanse na ciekawą pracę... Taka jest prawda. Nasze społeczeństwo nauczyło się tolerować gejów, Azjatów czy niepełnosprawnych. Ale grubych nie akceptujemy i pewnie będzie tak jeszcze przez wiele wiele lat. A ludzie kochają kogoś nienawidzić...

    lex

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się niemal z każdym słowem tego komentarza może poza tolerancją naszego społeczeństwa dla odmienności seksualnej. Pod tym względem uważam, że absolutnie nie jesteśmy tolerancyjni. To moja prywatna opinia rzecz jasna. Do operacji bariatrycznych też mamy utrudniony dostęp, chyba że dysponujemy stosowną gotówką. Ci z mniej zasobnym portfelem nie mają szans, chyba że ważą ponad 140 kilo. Wtedy operację mają gratis, bo uważana jest za zabieg ratujący życie. Sama kiedyś chciałam się poddać tej operacji, ale okazało się, że jestem zdecydowanie za "chuda". Hahaha. Stąd wiem właśnie jaki jest dolny pułap, żeby się do niej zakwalifikować.
      Odmienność, jakakolwiek by nie była, zawsze prowokuje skrajne zachowania i tu zgadzam się z Tobą, że to raczej się nie zmieni. Ludzie zawsze będą krytykować wszystko, co odbiega od standardów i choć sama tego absolutnie nie pochwalam, to patrzę na to realnie.
      Bardzo Ci dziękuję za arcyciekawą dyskusję. To była prawdziwa przyjemność móc wymienić swoje opinie na ten temat.
      Serdecznie pozdrawiam. :)

      Usuń
  9. Małgoś, a może jakiś prezencik jutro na 100000 wejść na "nowego" bloga ? B.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama chciałam zrobić Wam taką niespodziankę. Mówisz i masz.
      Buziaki. :)

      Usuń