Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 10 marca 2016

"WYZWANIE" - rozdział 1

WYZWANIE


ROZDZIAŁ 1


Była wściekła. Z całej siły trzasnęła dzwoniący natrętnie budzik aż rozleciał się na kawałki. – Znowu świeży wydatek – pomyślała. Już nawet przestała liczyć ile budzików skończyło swój żywot w taki właśnie sposób. Usiadła na krawędzi kanapy nie mając siły się z niej zwlec. Kolejny dzień w pracy nie zapowiadał się lepiej niż dwa poprzednie. Właściwie to na okrągło był młyn. Petenci przychodzili lawinowo. Jak nie składali pism, to wciąż o coś dopytywali jakby pracowała w informacji.
Trudne studia nie dały jej niestety możliwości zdobycia porządnej pracy. Cieszyła się, że w ogóle jakąś ma. Od dwóch lat pracowała w urzędzie miejskim jako referent w biurze obsługi mieszkańców. Osiem godzin płaszczenia tyłka za psie pieniądze z piętnastominutową przerwą na lunch. To nie był szczyt jej marzeń. Najpierw marzyła się jej własna kancelaria prawnicza, ale teraz to marzenie było jeszcze bardziej odległe niż wtedy, gdy dostała dyplom ukończenia studiów. Chciała jak najszybciej odciąć pępowinę i uwolnić się od ciągłego zrzędzenia matki, a przede wszystkim chciała dobrze zarabiać. Praca urzędniczki nie przekładała się na wysokie zarobki. Postanowiła dokształcić się jeszcze i zapisała się na studia podyplomowe, które miały jej umożliwić zrobienie uprawnień rzeczoznawcy majątkowego. Potem okazało się, że one tak do końca nie załatwiają sprawy i żeby mogła nim zostać musi jeszcze odbębnić półroczną praktykę. Załatwiła sobie taką. Prosto po pracy szła trzy przecznice dalej do biura rzeczoznawców i robiła te swoje operaty szacunkowe. Na szczęście za dwa miesiące będzie finiszować, a wtedy rzuci tę znienawidzoną robotę w urzędzie.

Zwlekła się wreszcie z łóżka i poczłapała do łazienki. Z niechęcią spojrzała w wielkie, zamontowane na ścianie lustro. Ono obnażało całą prawdę o niej. Przyszło jej do głowy, że powinna je zmienić na takie, które będzie pokazywać tylko jej sylwetkę od czubka głowy do pasa, a jeszcze lepiej tylko twarz. Ściągnęła szlafrok i koszulę nocną z zamiarem wejścia pod prysznic Jeszcze raz zerknęła na swoje odbicie. Wyglądała monstrualnie. Z brzucha zwisały dwie grube fałdy tłuszczu. Nogi były tak masywne, że ocierały się o siebie. Zawsze latem bardzo cierpiała z tego powodu. Krótka szyja i nalana twarz o dwóch podbródkach też nie dodawała jej uroku.
 - Jestem beznadziejna – powiedziała na głos. – Jeśli nie przestanę się obżerać, długo nie pożyję.
Prawda była jednak taka, że ona już od urodzenia miała problemy z tuszą. Jej masa urodzeniowa wynosiła pięć kilogramów i siedemset gramów. Taką wagę osiąga dziecko w okolicy piątego miesiąca życia. Ona była już wielka jako noworodek. Jedyny atut jaki posiadała tuż po urodzeniu, to długie, ciemne włosy. Matka opowiadała jej, że była sensacją na porodówce.
 - Wszyscy przyszli cię oglądać. Byłaś taka grubiutka i śliczna.
 - Teraz też się za mną oglądają i tylko z tego pierwszego powodu – odpowiadała naburmuszona.
 - To zrób coś z tym. Musisz się tak objadać? Który chłopak zechce cię taką? – Tym pytaniem rodzicielka zawsze podnosiła jej ciśnienie.
 - W dupie mam chłopaków mamo – odpowiadała wulgarnie. - Nie obchodzą mnie kompletnie.
 - Teraz tak mówisz. Jak wpadnie ci jakiś w oko, to będziesz żałować. Masz taką śliczną buzię. Gdybyś choć trochę schudła wyglądałabyś naprawdę pięknie.
Po takiej rozmowie opuszczała dom matki nabuzowana i wściekła. Wracając do swojej kawalerki kupowała po drodze kilogramową porcję lodów, kilka paczek chipsów i wsuwała to wszystko pocieszając się i płacząc nad swoim losem. Miała żal do matki nie tylko o to, że wciąż ją krytykowała, ale też za to głupie imię, które dała jej na chrzcie. – Klara, co za idiotyzm. Pewnie naczytała się książek z minionej epoki.
Z czasem znienawidziła wizyty u rodziców i jeździła do nich najrzadziej jak się da. Czasem dzwoniła, ale też nie za często, bo zawsze rozmowa schodziła na drażniące ją tematy.

Wytarła do sucha swoje ogromne ciało i ubrała się. Jej sukienki rozmiarem przypominały dwuosobowy namiot. Wszystkie były szyte przez zaprzyjaźnioną krawcową, wszystkie miały podobny fason, wszystkie były w ciemnych kolorach, „bo ciemne wyszczupla” i wszystkie były obszerne, żeby wywołać w niej poczucie, że w jakiś sposób maskują te ogromne fałdy tłuszczu. Do tego zakładała buty zawsze na płaskiej podeszwie. Tylko raz w życiu kupiła sobie półbuty na obcasie i do dzisiaj zbierały kurz w szafce. Założyła je raz, by pójść do pobliskiego sklepu i ledwo wróciła. Bolały ją nogi tak bardzo, że nigdy więcej nie odważyła się ich włożyć ponownie.
Było lato. Zazdrośnie patrzyła na te wszystkie dziewczyny szczupłe, zgrabne, z rozwianymi na wietrze włosami, w kolorowych sukienkach przed kolana. Wiedziała, że ona nigdy nie będzie tak wyglądać. Jedzenie było jej koszmarem, przekleństwem i uzależnieniem. Nie potrafiła się wyrwać z tego zaklętego kręgu obżarstwa i napadów wilczego głodu.

Odkąd sięgała pamięcią zawsze była narażona na ostracyzm i całkowity brak akceptacji. Dzieci w szkole podstawowej naśmiewały się z niej. Wytykały ją palcami, obrzucały stekiem wyzwisk w stylu gruba Berta, gruba beka, hipopotam, tłusta świnia, betoniara i tym podobne. Tak… Dzieci potrafią być bardzo okrutne i niezwykle kreatywne w wymyślaniu przezwisk, które bolały ją bardziej niż cokolwiek innego. Nie miała łatwego życia i zawsze robiła dobrą minę do złej gry.
W średniej szkole nie było wcale lepiej. Zaczęła dojrzewać. Miała tłustą cerę i wciąż ropiejące wągry na policzkach, czole, czy brodzie. Zdecydowanie nie dodawało jej to uroku. Inne dziewczyny jakoś łagodniej przechodziły ten proces. Nie miała wtedy pojęcia, że to wynikało z niezdrowego jedzenia, którym faszerowała się w MacDonaldzie, czy w KFC.
Najgorzej było na lekcjach wychowania fizycznego. Zawsze odczuwała wstyd, gdy miała rozebrać się w szatni do stroju gimnastycznego. Często jej niezgrabność wynikająca z tuszy była też przedmiotem kpin jej koleżanek. Nigdy nie potrafiła podciągnąć się na linie, nigdy nie udało jej się zrobić zwykłego fikołka, czy przeskoczyć przez konia. Na tym ostatnim zwykle utykała zawieszając się komicznie. Na wybuchy śmiechu reagowała jednakowo. Też się śmiała, ale w środku szalała w niej burza, a w oczach gromadziły się łzy.
Niezbyt ją lubiano. Raz dlatego, że mocno odstawała od całej reszty, a dwa dlatego, że była naprawdę zdolna. Jej koleżanki umawiały się z chłopakami, ona ślęczała nad książkami. Nigdy nikomu nie pozwoliła na ściąganie od siebie i wszystkie prośby o udostępnianie pracy domowej kwitowała jednym słowem „nie”. Nie chodziło o żadną zemstę za to, że się z niej nabijają, ale o zwykłą uczciwość. Ona skrupulatnie odrabiała zadania domowe podczas, gdy jej koleżanki chodziły w tym czasie na dyskoteki i całowały się z chłopakami.
Pamięta jak w drugiej klasie liceum dołączyła nowa dziewczyna Ewa. Była piękna i od razu wzbudziła ogromne zainteresowanie wśród kolegów. Smukła, długowłosa blondynka o błękitnych oczach rwała spojrzenia płci przeciwnej. Tylko miejsce obok Klary było wolne, więc dosiadła się do jej ławki. Zaczęły rozmawiać. O dziwo ta blond piękność wcale jej nie krytykowała, nie patrzyła z obrzydzeniem, wydawała się bardzo miła i sympatyczna. Po raz pierwszy obudziła w Klarze nadzieję, że mogą zostać przyjaciółkami. Z natury bardzo nieufna otworzyła się przed nową koleżanką. Pomagała jej w nauce, bo Ewa, jak się okazało, nie miała zbyt lotnego umysłu i niewiele rozumiała z matematycznych, chemicznych, czy fizycznych zawiłości.
Klapki z oczu opadły Klarze pod koniec roku szkolnego. Wtedy właśnie Ewa miała urodziny. W tym dniu rano, jeszcze przed lekcjami złożyła jej życzenia i wręczyła prezent w postaci modnej apaszki. Ewa podziękowała i uściskała ją.
 - Po lekcjach zapraszam cię do ciastkarni na pyszne ciacho i koktajl czekoladowy.
Była długa przerwa. Klara poszła do toalety a po niej weszły jeszcze trzy dziewczyny, wśród nich Ewa. Rozpoznała ją po głosie.
 - To jesteśmy umówione. Sobota, godzina siedemnasta u mnie.
 - A kto jeszcze będzie?
 - No właściwie to wszyscy i jeszcze kilku chłopaków z czwartej „a”.
 - Gruba też przyjdzie?
Słysząc to pytanie Klara zamieniła się w słuch.
 - No coś ty. Nawet nic jej nie mówiłam. Na otarcie łez zaprosiłam ją dzisiaj do ciastkarni.
 - No i dobrze. Chłopaki też pytali o nią, czy się pojawi. Na pewno im ulży – roześmiały się.
Poczekała aż wyjdą i zostanie sama. Łzy dławiły jej gardło, ale postanowiła, że będzie silna. Po ostatnim dzwonku spakowała torbę i ruszyła w stronę drzwi.
 - Klara, zaczekaj! – usłyszała za plecami. Odwróciła się. Ewa dobiegła do niej. – Zapomniałaś, że idziemy do cukierni?
Spojrzała smutno w oczy swojej do niedawna przyjaciółki.
 - Nie zapomniałam, ale nie pójdę z tobą do cukierni. Pokazywanie się ze mną w takich miejscach nie jest dobrym pomysłem. Jeszcze natknęłabyś się na jakiegoś znajomego i musiałabyś się za mnie wstydzić. Gruba nie chce ci przynosić wstydu.
 - O czym ty mówisz?
 - Myślę, że dobrze wiesz. Od dzisiaj już się nie przyjaźnimy – ruszyła do przodu. Odwróciła się jeszcze na chwilę - Aha i znajdź sobie nowego korepetytora, bo ja nie jestem w stanie cię nic nowego nauczyć.
Już nie oglądała się za siebie. Poszła w kierunku schodów zostawiając Ewę z rozdziawioną buzią na środku korytarza. Od tego momentu zamknęła się w sobie na dobre. W szkole otwierała usta tylko wtedy, gdy była wzywana do tablicy. Przerwy spędzała samotnie stojąc przeważnie przy okiennym parapecie i gapiąc się w okno. Nie ruszały jej docinki i przykre uwagi kolegów odnoszące się do jej tuszy. Zobojętniała.
Maturę zdała śpiewająco. Zawdzięczała to wyłącznie swojej pilności i chęci do nauki. Jej niegdyś przyjaciółka oblała matematykę i musiała dodatkowo zdawać we wrześniu, zresztą nie tylko ona, bo było takich więcej. Klara nie współczuła im. Pomyślała nawet, że to jakiś rodzaj satysfakcji dla niej. Postanowiła zdawać na prawo. Już wtedy silnie zakorzenione było w niej poczucie i pragnienie odizolowania się od rodziców. To głównie dlatego wybrała studia w Warszawie a nie w rodzinnym Krakowie. Do domu przyjeżdżała wyłącznie na wakacje. Na dobre wróciła po obronie. Dzięki pieniądzom z korepetycji, które dawała przez cały okres studiów, mogła zainwestować w maleńkie, jednopokojowe mieszkanko. Matka lamentowała nad jej wyprowadzką, ale ona z wielką determinacją urządzała swój własny kąt.


Musiała wziąć dwa dni urlopu. Wreszcie ogłoszono terminy egzaminów na uprawnienia rzeczoznawcy. Wybrała sobie jeden z nich, ale przed nim musiała złożyć w Polskiej Federacji Stowarzyszeń Rzeczoznawców Majątkowych w Warszawie piętnaście operatów szacunkowych, co najmniej trzy transakcje i wniosek o dopuszczenie do postępowania kwalifikacyjnego. Koszty były ogromne, ale miała na to, bo przezornie wzięła kredyt w banku na ten cel. Egzamin był dwuetapowy: ustny i pisemny i każdy należało opłacić osobno.
Teraz poszło już z górki. Przygotowała się rzetelnie. Pisemny egzamin był po prostu testem wielokrotnego wyboru, natomiast ustny był znacznie trudniejszy. Dała jednak radę. Teraz czekała tylko, aż jej nazwisko ukaże się we właściwym rejestrze, bo to oznaczać będzie, że przyznano jej uprawnienia i prawo wykonywania działalności zawodowej. Miało to potwierdzać stosowne świadectwo.
To był dla niej ciężki okres, ale doczekała się. Kolejne stresy okupione były totalnym obżarstwem. Pochłaniała w ogromnych ilościach chińszczyznę, pizzę, smażone w głębokim tłuszczu udka z kurczaka i frytki. Nie panowała nad tym, bo potrafiła jedynie myśleć o tym, czy dadzą jej uprawnienia, czy nie. Kiedy tylko otrzymała certyfikat trochę spasowała z jedzeniem, uspokoiła się. Wreszcie mogła zacząć rozglądać się za wynajęciem jakiegoś pomieszczenia na biuro. Nie chciała już pracować w urzędzie ani dnia dłużej.

Odeszła bez żalu i wreszcie zaczęła pracować na własny rachunek. Wynajęła niewielkie pomieszczenie niedaleko rynku i zagospodarowała je niezbędnym sprzętem. Zainwestowała w reklamę rozklejając ulotki w całym mieście. Posłużyła się też internetem. Z niego dowiedziała się, że urząd rozpisał przetarg na rzeczoznawcę, który miałby sporządzać operaty szacunkowe nieruchomości drogowych. Złożyła ofertę i to na tyle konkurencyjną, że wygrała. Przez co najmniej rok mogła się przestać martwić, że nie będzie miała zleceń. Z czasem ich przybywało. Mimo oferowanych przez nią dość niskich cen usług i tak wychodziła na swoje. Spłaciła zaciągnięty kredyt i stać ją było odkładać coś na czarną godzinę.

Kolejny już raz poczuła dręczące ją wyrzuty sumienia. Za każdym razem tak miała, gdy przesadziła z jedzeniem. Siedziała wciśnięta w fotel i zalewała się łzami. Wokół niej leżały porozrzucane styropianowe pudełka. – Jesteś kretynką Klara – powiedziała sama do siebie. – Kompletną kretynką.
Podniosła się z fotela i usiadła przy laptopie. W google wystukała „wczasy odchudzające”. Ukazała się długa lista ofert.
 - To musi być gdzieś daleko, gdzieś, gdzie nikt mnie nie zna – mruknęła.
Natrafiła na stronę Instytutu zdrowia „Sofra” w Mielnie i już wiedziała, że to jest to, czego teraz najbardziej potrzebuje.


18 komentarzy:

  1. Początek interesujący. Przypuszczam, że na wyjeździe "Wacław "się znajdzie i jej życie się zmieni. Opowiadanie trochę przypomina Brzydulę, jeśli chodzi o bohaterkę i jej pobyt w szkole i późniejsze czasy. Brzydulomanki mogą być zadowolone.
    Pozdrawiam miło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. RanczUla
      Jeśli dostrzegłaś jakieś analogie, to chyba dobrze wróży temu opowiadaniu i mam nadzieję, że będzie tak jak napisałaś. Co do Wacława...Hmmm... Tę sprawę na razie pominę milczeniem.
      Bardzo Ci dziękuję za komentarz. Pozdrawiam najcieplej. :)

      Usuń
  2. Witaj Małgosiu,
    nowa odsłona i bęc! Wybrałaś temat dla większości bardzo wstydliwy. Media od długiego czasu trąbią i ostrzegają - w zastraszający tempie przybywa osób już nie tylko z nadwagą ale co gorsza z otyłością. Przyznanie się do niektórych nałogów przed sobą czy też przed społeczeństwem nie sprawia nam kłopotów np. uzależnienie od tytoniu, a niektóre nałogi mimo, że stanowią dla większości otaczających nas ludzi tajemnicę poliszynela, to i tak nie chcemy się do takiego uzależnienia przyznać np. alkohol, słodycze, zajadanie stresu, narkotyki, hazard, Internet, itp. Najczęściej mówimy, że to żadne uzależnienie, że nie mamy z tym problemu, że w każdej chwili możemy przestać, ale nie chcemy, bo sprawia nam to przyjemność itd. Całe szczęście, że Klara podjęła decyzję, że czas najwyższy z otyłością skończyć. Przecież dźwiga te ciężary nie od wczoraj! To bardzo ważny początek. Ponieważ jest bardzo konsekwentna, to uważam, że jej się uda. Podejrzewam, że będzie miała chwile słabości, ale najważniejsze aby wierzyła w siebie. Na pewno da radę:) Przykre jest to, że jej rodzina, a szczególnie mama zamiast wspierać córkę potrafi ją tylko krytykować. Szkoda. Inne osoby z jej otoczenie też nie lepsi:( Klara dość mocno odsunęła się od domu i od jakichkolwiek znajomych. Za to jest bardzo samodzielna. Myślę, że rodzina może szybciej niż jej się wydaje żałować takiego traktowania Klary. Dobrze, że swoje "dzieło" zaczyna w specjalnym ośrodku gdzie powinna otrzymać niezbędną pomoc. Kolejną korzyścią płynąca z wyjazdu do Mielna może być poznanie nowych ludzi i być może nadarzy się okazja do znalezienia przyjaciela, obojętnie jakiej płci. Tego jej życzę, bo jest przeraźliwie samotna. Strasznie jestem ciekawa dalszych losów tej uparcie dążącej do wytyczonych sobie celów Klary! Powinna pokazać sobie, że potrafi:) Może też dzięki zmianie wyglądu utrze zadarte nosy osób, które się z niej tak nabijały i do tego niecnie wykorzystywały jej dobroć! Serdecznie pozdrawiam i życzę samych przyjemności - może niekoniecznie związanych z jakimikolwiek uzależnieniami:) Chociaż sama nie wiem, niektóre z nich mogą być całkiem przyjemne:) "Kosmate" myśli przyszły mi do głowy, hahaha:)Buziaki,
    Gaja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gaju
      Ta historia faktycznie opowiada o uzależnieniu i to chyba jednym z najgorszych. Sama jestem jego ofiarą, choć u mnie bardziej wynika to już z choroby niż z obżarstwa, bo przecież mam ścisłą dietę cukrzycową i nie mogę już sobie pozwalać od dawna na uleganie pokusom. Poza tym chciałam też poruszyć inne kwestie związane z tuszą, ale o tym przeczytacie w dalszych rozdziałach. Jedno jest pewne. Grubas też człowiek, więc traktujcie grubasów jak ludzi, bo otyłość u takich nie tak rzadko wynika właśnie z choroby najczęściej metabolicznej niż ze zwykłego objadania się.
      Dzięki, że zajrzałaś i dzięki za ciekawy wpis. Buziaczki i uściski. Pozdrawiam. :)

      Usuń
  3. Jak zwykle przygotowana jesteś perfekcyjnie. Poruszyłaś problem bardzo popularny w ostatnich czasach, ludziom otyłym jest trudno w życiu . Nikt nie myśli o tym, że otyłość może być spowodowana chorobą tylko od razu odpycha i obrzuca epitetami, które ty wymieniłaś. Mam nadzieję że szykujesz dla Klary jakieś nowe otwarcie i zazna szczęścia w życiu. Buziaczki B.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. B.
      Klara będzie musiała zawalczyć o siebie, bo tu już nie chodzi o względy estetyczne, ale o jej życie. A czy zazna szczęścia w życiu, to się okaże.
      Bardzo dziękuję za słowa pochwały i najserdeczniej Cię pozdrawiam. :)

      Usuń
  4. Witam,
    rozbawił mnie skok przez konia. Naprawdę? U mnie zawsze mówiono przez kozła. Czyżby kolejna rzecz, o której mówi się inaczej w zależności od części kraju?
    Temat opowiadania bardzo mi się podoba. Współczesny, zawsze aktualny. I taki bliski.
    Bardzo mi się podoba. Jestem zachwycona i czekam na kolejny rozdział.
    Pewnie nie będę komentować co rozdział, ale postaram się odzywać częściej. Czuję się biernym czytelnikiem, który nic nie daję tylko korzysta z uprzejmości autora.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gosiu
      Najważniejsze, że wpadasz i czytasz. A jeśli chodzi o nazwę, to tu w moim regionie ten sprzęt funkcjonuje pod nazwą właśnie konia, bo jako żywo przypomina koński zad na czterech drewnianych nogach.
      Bardzo się cieszę, że pierwsza część Ci się spodobała i mam nadzieję, że z kolejnymi będzie podobnie.
      Dziękuję i najserdeczniej pozdrawiam. :)

      Usuń
  5. Poczatek opowiadania super( z resztą wszystkie Twoje opowiadania są na zajwyższym poziomie) mimo, że temat bardzo trudny i dla wielu krępujący. Klarę czeka bardzo długa droga do osiągnięcia wagi niezagrażającej życiu, zapewne będzie pełna wpadek i wątpienia czy się uda, ale patrząc na to jak zdeterminowana jest na polu zawodowym myślę, że prywatnie też da radę. Sądzę, że łatwiej by jej było, gdyby miała w kimś oparcie, kogoś kto by ją motywował do działania i niekoniecznie musi to być ktoś, kogo pokacha, chociaż byłoby to miłe. Czekam na kolojny rozdział, pozdrawiam :-) M

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. M.
      Aż się zarumieniłam od tych pochwał. Temat niełatwy i w dodatku dość krępujący zwłaszcza dla takich osób jak moja bohaterka. Tu cudu nie będzie i ona nie schudnie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Każda próba zrzucenia zbędnych kilogramów dla takiej osoby okupiona jest ogromnym wysiłkiem i często kończy się niepowodzeniem. Jak będzie z Klarą, wkrótce się przekonasz.
      Dziękuję i serdecznie pozdrawiam. :)

      Usuń
  6. Jak zwykle napisane na najwyższym poziomie, aż miło się czyta. Poruszasz w swoich opowiadaniach tematy trudne , ale takie jest życie ,żadne głaskanie po głowie tylko prawdziwe przeszkody. Podoba mi się jak z podniesioną głową twoi bohaterowie podnoszą się z upadków. Czekam na kolejny rozdział. Monika.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Monika
      Dziękuję za miłe słowa.
      Zawsze się bardzo staram, żeby moi bohaterowie mimo przeciwności losu z jakimi muszą się zmierzyć, dostali na koniec nagrodę za ten trud. Życie tak właśnie powinno wyglądać. Nikt nie chce uciekać od obowiązków ani od odpowiedzialności. Boryka się z problemami, ale powinien też być pewien, że w końcu zostaną rozwiązane i wszystko wyjdzie na prostą. Często niestety tak nie jest i próbując rozwikłać sprawy wplątujemy się w coraz to większe tarapaty i mimo oczekiwanej nagrody czeka nas rozczarowanie. Ja przeżyłam już wiele takich porażek i nie zawsze wychodzę z takich sytuacji z podniesioną głową, ale to właśnie uroki rzeczywistości, w jakiej żyjemy. Ja odbijam to sobie pisząc takie historie, które zawsze dobrze się kończą. To trochę pomaga poprawić samopoczucie.
      Bardzo Ci dziękuję za komentarz. Serdecznie pozdrawiam. :)

      Usuń
  7. Smutne to życie Klary. Całe szczęście ,że nie wpadła jeszcze w bulimię. Jednak walka z nadwagą też nie należy do rzeczy łatwej. W dodatku bohaterka nie ma w nikim oparcia i sama widząc ,że ma problem musi sobie z nim poradzić. Nie może liczyć na akceptacje otoczenia i w sumie jest sama ze swoją otyłością. Myślę ,że odnajdzie kogoś kto pomoże jej wyjść z tego kręgu ... Może osoby ,które również borykają się z takim problemem okażą się osobami na ,które będzie mogła liczyć ,wyżalić się. ( chodź jedną osobę,która ją zrozumie) . Mimo mojego sceptycznego nastawienia do tego tematu. Chociaż już czytałam na ten temat jeśli chodzi o nadwagę i nawet program. Jednak bardziej znany jest mi temat niedowagi i anoreksji. Twoje opowiadania zawsze zmuszają do refrekcji ,bo poruszają ważne tematy . Historia Klary zaintrygowała mnie i będę śledzić dalsze jej losy. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Justyna za komentarz.
      Bulimia, anoreksja i ich pochodne nigdy nie są tematami łatwymi. Tempo życia, brak czasu na przygotowywanie posiłków i zapychanie się byle czym sprawiło, że duży odsetek społeczeństwa cierpi na nadwagę i generalnie ma problemy żywieniowe. Ta historia to ledwie liźnięcie tematu, ale cieszę się, że daje do myślenia i że dzielicie się ze mną swoimi opiniami.
      Pozdrawiam Cię serdecznie. :)

      Usuń
  8. Przypomniałam sobie dopiero tera, że rozdziały raz w tygodniu. A ja tu wchodzę i wchodzę, a tutaj nic.
    Dobrego tygodnia.
    Wyczekuję czwartku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gosiu
      Dokładnie. Następna część w czwartek, na którą Cię już serdecznie zapraszam.
      Pozdrawiam. :)

      Usuń
  9. Widzę tu pewną nieścisłość. Liceum obecnie jest 3-letnie, albo główna bohaterka chodziła do technikum, albo akcja rozgrywa się 20 lat temu

    lex

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akcja opowiadania z całą pewnością rozgrywa się przed reformą edukacyjną. Pozdrawiam.

      Usuń