Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 12 maja 2016

"SOBIE PRZEZNACZENI" - rozdział 1

SOBIE PRZEZNACZENI


ROZDZIAŁ 1


Poczuł na twarzy pierwsze krople deszczu i szczelniej otulił się płaszczem. Objął wpół idącą obok niego matkę ubraną w żałobną czerń i ruszył w stronę wyjścia z cmentarza. Pośpiesznie podeszli do samochodu. Otworzył jej drzwi i wpuścił ją do środka. Sam usiadł za kierownicą i włączył ogrzewanie. Odwrócił się i omiótł spojrzeniem rodzicielkę. Wyglądała mizernie. Po bladych, zapadniętych policzkach wciąż płynęły łzy. Ujął jej dłoń i pogładził.
 - Nie płacz mamo, wszystko się jakoś ułoży – wyszeptał.
 - Nic się nie ułoży – odpowiedziała zbolałym głosem. – Już nic nie będzie takie samo. Jak ja będę bez niego żyć? - rozpłakała się na dobre.
 - Dasz sobie radę. Zawsze dawałaś. Gdyby nie ty, jego dawno by już nie było. To ty pilnowałaś wizyt lekarskich i to dzięki tobie brał regularnie leki. Jesteś silną kobietą. On jest już w lepszym świecie, a my musimy nauczyć się żyć bez niego. Tak jest lepiej, wierz mi. On przynajmniej nie musi już znosić tego ogromnego cierpienia.
 - Wiem, że masz rację, ale tak trudno jest mi się z tym pogodzić.
 - To minie, zobaczysz. Musisz dać sobie tylko trochę więcej czasu. Jedźmy już. Jakoś musimy przetrwać jeszcze stypę.
Podjechał pod elegancką restaurację „Signature” mieszczącą się w Śródmieściu. To tutaj zarezerwował salę na tę smutną uroczystość.




Większość żałobników czekała już przed wejściem. Głównie byli to członkowie ich rodziny zarówno ze strony matki jak i ze strony ojca. Podszedł do nich pytając, dlaczego nie wchodzą.
 - Wszystko jest przygotowane, a wy zapewne głodni. Zapraszam.
Odszukał jeszcze kierownika sali prosząc go, by dopilnował sprawnego wydawania posiłku. Zajął miejsce obok matki i rozejrzał się. Jakiś kuzyn domagał się menu.
 - Przepraszam wujku, ale obiad zamówiony jest dla wszystkich taki sam i zapewniam, że będzie smaczny. Trzeba jednak trochę poczekać. - Skwaszona mina kuzyna nie wróżyła nic dobrego. – Co za cham – pomyślał. – Sądził, że skoro dobrze nam się powodzi, to zapłacimy za wszystkie zachcianki?
Zaczęto wnosić najpierw przystawki z siekanej, wołowej polędwicy z suszonymi pomidorami i oliwkami, a po niej kokile z zupą dyniową. Świetnie nadawała się, na dzisiejszy, chłodny dzień. Na drugie danie zamówił konfitowane udko kacze z puree ziemniaczanym z dodatkiem ziół i wytrawne puree z czerwonej kapusty, a do tego smaczny chutney z buraka i suszonych fig. Miał nadzieję, że goście nie będą wybrzydzać. Sam wcześniej próbował tych dań i był naprawdę pod wrażeniem. Na deser podano tiramisu. Był zawiedziony członkami rodziny. Skupili się wyłącznie na jedzeniu, komentowaniu i żartach, jakby przed godziną nie uczestniczyli w pogrzebie. Sądził, że przynajmniej wspomną ojca dobrym słowem. Niejeden z nich wiele mu zawdzięczał. Pamięć ludzka jest wybiórcza i krótka. Niestety.
Matka jadła niewiele. Ledwie skubnęła udko i zjadła kilka łyżek zupy. Zachęcał ją, ale nadal jej gardło ściskały łzy.
Po skończonym posiłku podziękował jeszcze wszystkim za udział w pogrzebie, bo tak wypadało i pożegnał się. Nie miał zamiaru zostać tu ani minuty dłużej.
Odwiózł matkę do domu. Postanowił, że dzisiejszej nocy zostanie tutaj, żeby nie czuła się taka osamotniona. Wieczorem siedzieli jeszcze w salonie przy aromatycznej kawie i rozprawiali cicho.
 - Może powinnaś gdzieś wyjechać i trochę podreperować zdrowie? Może jakieś sanatorium? Opadłaś z sił zupełnie poświęcając się opiece nad ojcem. Czas zrobić coś dla siebie. Jeśli chcesz, to rozejrzę się za jakimś pięknym miejscem.
 - No nie wiem synku… Pogoda taka w kratkę. Już prawie jesień…
 - Październik też może być piękny. Chodzi głównie o to, żebyś odpoczęła, nabrała sił i przede wszystkim dystansu. Przez ostatnie tygodnie nie odchodziłaś od łóżka taty. Pozwól mi się tym zająć, a na pewno znajdę coś odpowiedniego.
 - No dobrze…, ale niezbyt daleko. Idziesz jutro do pracy?
 - Chyba powinienem. Jutro mamy ważny dzień. Mają rozstrzygnąć konkurs na projekt tego kompleksu mieszkalnego, o którym ci opowiadałem. Jeśli wygramy, będziemy mogli spać spokojnie przez co najmniej rok. Poza tym finalizujemy też kilka koncepcji i chciałbym przy tym być. Stefan jest świetny, ale się nie sklonuje.
Hanna Dębska pokiwała głową i spojrzała ze smutkiem na syna.
 - Za bardzo poświęcasz się pracy Bruno, a gdzie czas i miejsce na życie prywatne. Już dawno powinieneś rozejrzeć się za jakąś porządną kobietą i ożenić się. Młody wiecznie nie będziesz, a czas leci.
 - Nie przesadzaj mamo – uśmiechnął się do niej. – Mam dopiero trzydzieści dwa lata i całkiem sporo czasu na ożenek. Na razie to ja jestem wyleczony ze związków, po zakończeniu tego ostatniego, który kosztował mnie mnóstwo nerwów, energii i pieniędzy. Chyba jestem typem, który w jakiś dziwny sposób przyciąga niewłaściwe kobiety – podniósł się z fotela. – Idę spać. Ty też się połóż. Oboje mieliśmy ciężki dzień.

Zrzuciwszy z siebie ubranie wziął jeszcze szybki prysznic i zaległ w łóżku. Przez cały dzień starał się trzymać fason, ale teraz pomyślawszy o ojcu poczuł pod powiekami łzy. Zawsze był dla niego wzorem i zawsze mu imponował. Był niesamowicie zdolnym architektem. Jego projekty zdobywały liczne nagrody i co najważniejsze były wcielane w życie i to nie tylko w Polsce, ale i za jej granicami. To on zaszczepił w nim pasję do projektowania, do rysunku i do kreatywnego myślenia. To on namówił go na studia w słynnym University of Westminster na Wydziale Architektury i Urbanistyki, które skończył z wyróżnieniem. To od ojca przejął pracownię architektoniczną, gdy okazało się, że jest chory i nie może pracować. Jakieś siedem miesięcy temu oprócz problemów z sercem przyplątał się też rak jelita grubego. Ojciec cierpiał potwornie, bo rak został zdiagnozowany zbyt późno i rokowania od początku były złe. Dębski senior po prostu gasł w oczach. Bruno z bólem serca obserwował jego totalne wychudzenie. Pod koniec życia jego ojciec w niczym nie przypominał człowieka, którego znał od urodzenia. Mimo świadomości, że niewiele życia mu już zostało informacja o jego śmierci była dla Bruna szokiem. Musiał jednak wziąć się w garść, bo to na nim spoczęła sprawa pochówku. Matka rozsypała się zupełnie.

Wstał wcześnie rano. Miał zamiar wstąpić jeszcze na chwilę do swojego domu i przebrać się. Nadal miał na sobie wczorajsze ciuchy. Zostawił matce kartkę, że będzie dzwonił w ciągu dnia i już pędził w kierunku Konstancina-Jeziornej. Znowu wrócił wspomnieniami do czasów studenckich. Przypomniał sobie jak na dwudzieste pierwsze urodziny dostał od rodziców akt notarialny mówiący, że jest właścicielem działki położonej w Jeziornej przy ulicy Skolimowskiej. Pojechał tam wraz z nimi i wtedy, gdy byli już na miejscu ojciec powiedział mu, że tu powstanie jego pierwszy dom, który sam sobie zaprojektuje, a on będzie nadzorował budowę.
 - Pamiętaj Bruno, – mówił – to ma być dom przede wszystkim wygodny i funkcjonalny. Taki, który będziesz kochał i do którego zawsze będziesz miał sentyment. Przemyśl projekt w najdrobniejszych szczegółach. Jeśli zadbasz o nie teraz i przewidzisz, co będzie ci potrzebne, to projekt na pewno będzie bardzo udany. W razie jakichkolwiek wątpliwości służę radą.
Cały rok pracował nad tym przedsięwzięciem. Po pomyślnie zdanych egzaminach na drugim roku wrócił na wakacje do Polski i wtedy pokazał ojcu rozrysowany projekt jego własnego domu. Ojciec pochwalił go. Pownosił jeszcze kilka własnych poprawek i stwierdził, że może zacząć zbierać fachowców.
Te wakacje miał Bruno bardzo pracowite, bo właściwie większość czasu spędzał na wyszukiwaniu odpowiednich materiałów budowlanych lub przesiadywał w pracowni ojca.
Budowa trwała dość długo, ale Brunowi nie zależało na czasie. Wciąż przecież studiował i tylko w wakacje mógł ocenić postępy budowy. Ojciec był pedantem i nie pozwalał na jakiekolwiek fuszerki i odstępstwa od projektu. Dzięki temu budynek wyszedł jak spod igły. Kiedy Bruno wrócił do Polski jako świeżo upieczony architekt, mógł od razu się wprowadzać, bo ojciec zadbał nie tylko o wnętrze, ale i o otoczenie domu. Nigdy też nie wspomniał jak wysokie nakłady poniósł na budowę.
 - To nasz prezent dla ciebie i nie pytaj więcej – mawiał. – Najlepiej nam podziękujesz, gdy zaczniesz pracować w pracowni i pokażesz na co cię stać.

Zatrzymał samochód na podjeździe i wysiadł omiatając wzrokiem bryłę budynku. Teraz być może inaczej by go zaprojektował. Może bardziej nowocześnie? Jednak dom spełniał jego wymagania. Był bardzo wygodny, uzbrojony we wszystkie nowinki techniczne i pięknie urządzony.



Być może dla singla stanowczo za duży, ale przecież wiecznie nie będzie sam i w końcu znajdzie się jakaś pani Dębska.
Kobiety, z którymi spotykał się do tej pory prócz urody nie były w stanie mu nic zaoferować. Raczej przeciwnie, to one od niego wciąż wymagały. Przeważnie było to finansowanie ich zachcianek. Ostatni związek zakończył się karczemną awanturą. Dziewczyna była w jego typie. Szczupła, niewysoka brunetka o długich, sięgających ramion włosach i błękitnych oczach, co rzadko u brunetek spotykane. Pociągała go i niemal owinęła sobie wokół palca. Namówiła go na krótki urlop. Nie miał nic przeciwko temu, bo czuł się zmęczony ciągłym ślęczeniem przed komputerem i permanentnym niepokojem o stan zdrowia ojca. Uznał, że powinien jakoś odreagować. Wyszukał w internecie przytulny pensjonat w Bieszczadach i przelał zadatek. Umówił się z dziewczyną, że przyjedzie po nią o siódmej rano następnego dnia. Nie chciał, żeby w podróży zastała go noc. Nie bardzo lubił prowadzić po ciemku. Najpierw stał przed jej domem piętnaście minut licząc na to, że wkrótce pojawi się wraz z bagażem. W końcu zniecierpliwiony zadzwonił. Odebrała zaspana i kazała mu przyjść na górę. Okazało się, że nawet nie jest spakowana. Zaczęła się pakować przy nim. Potem przypomniała sobie, że musi zejść jeszcze do apteki i zostawiła go samego. Zanim ruszyli była godzina jedenasta. Był wściekły. Po przejechaniu trzydziestu kilometrów zaczęła marudzić, że jest głodna i żeby się gdzieś zatrzymał. Niestety lokal przy trasie, do którego weszli nie odpowiadał standardom panny, bo na stolikach leżała cerata i śmierdziało. Miał dość. Kiedy wsiadali już do samochodu w jednej sekundzie podjął decyzję. Mało się namyślając zawrócił i odwiózł panienkę do domu. Zrobiła mu taką awanturę, że słyszała ją cała okolica. Nie zważał już na to. Wyciągnął jej torbę z bagażnika i z zamachem rzucił na chodnik. Bez słowa zapakował się do auta zostawiając potencjalną narzeczoną przed klatką schodową. Jeszcze jakiś czas wydzwaniała z pretensjami, ale już nawet nie odbierał jej telefonów. Chwilowo miał dość zwłaszcza, że wtedy dowiedział się o raku, którego wykryto u jego ojca. Z panienkami dał sobie spokój na długie miesiące.

Wszedł do domu i nie tracąc czasu ruszył do garderoby. Była ogromna. Na wieszakach wisiały poprasowane koszule i garnitury, a na półkach stało mnóstwo lśniących czystością półbutów. Tę pedanterię do wszystkiego bez wątpienia odziedziczył po ojcu. To miało też dobre strony, bo przynajmniej niczego nie musiał szukać i doskonale wiedział, gdzie co leży. Przebrał się błyskawicznie i po chwili już pędził w stronę centrum Warszawy. Tam przy ulicy Wilczej mieściła się jego pracownia. Zaparkował i biegiem pokonał dwa piętra schodów. Ledwie przeszedł przez oszklone drzwi usłyszał jedną ze swoich pracownic rozmawiającą przez telefon.




 - Ja bardzo pana przepraszam, ale pana Dębskiego prawdopodobnie nie będzie dzisiaj w pracy. Sprawy rodzinne.
Podszedł do biurka i po cichu zapytał
 - Kto to?
Nakryła dłonią słuchawkę.
 - Stawski… - odebrał jej słuchawkę.
 - Dzień dobry panie Stawski. Właśnie wszedłem. Czym mogę służyć? Naprawdę? To świetna dla nas wiadomość. Oczywiście będę. O której? Na pewno się zjawię. Do zobaczenia – odłożył słuchawkę i uśmiechnął się szeroko do dziewczyny. – No Zuzka, szykuj się. Mamy ten konkurs. Wygraliśmy. O dwunastej mam się zjawić w ministerstwie. Oficjalnie wręczą nam dyplom i dadzą zielone światło na realizację.
Dziewczyna odwzajemniła uśmiech.
 - Bomba. Trzeba to oblać. W lodówce szampan się chłodzi. To tak na wszelki wypadek. Otworzyć?
Bruno roześmiał się na całe gardło. Ta dziewczyna nigdy nie przestanie go zaskakiwać. Już samo jej pojawienie się rok temu w pracowni wywołało u niektórych spory szok. Wyglądała niezwykle barwnie. Długi, męski płaszcz niemal do samej ziemi, kolorowa apaszka pod szyją, dziwna czapka upstrzona plamami farby, naciśnięta na burzę czarnych, wijących się loków sięgających do połowy pleców i ciężkie glany na nogach. Blada cera nieskażona żadnym makijażem, niewyregulowane brwi i te oczy tak bardzo niesamowite, bo intensywnie zielone. Przedstawiła się jako Zuzanna Majewska. Usiadła bez zaproszenia na fotelu i powiedziała, że wprawdzie ma świadomość, że w pracowni Bruna nie ma wolnego etatu, ale ona właśnie skończyła studia, jest bardzo uzdolniona i solidna. Jeśli Bruno ją zatrudni, na pewno nie pożałuje, bo będzie lojalna, będzie urabiać się po łokcie, a w ogóle, to nie chce być gołosłowna i może pokazać swoje projekty. Nie czekając na reakcję Dębskiego otworzyła wielgachną tekę i wyciągnęła z niej plik prac podsuwając Brunowi pod nos. Najpierw trochę od niechcenia, a potem już z wielkim zainteresowaniem przeglądał prace Zuzki. Zrobiły na nim ogromne wrażenie. Były niesamowicie precyzyjne, nowatorskie i z całą pewnością nietuzinkowe. Ta dziewczyna miała nieprawdopodobny talent.
 - To co? Da mi pan szansę? – zapytała nieco zbita z tropu przedłużającym się milczeniem Bruna.
Popatrzył na nią i pokiwał głową.
 - Myślę, że będzie pani cennym nabytkiem dla tej pracowni. – Uradowana wyciągnęła do niego dłoń.
 - Bardzo panu dziękuję. Nie pożałuje pan. I proszę się do mnie zwracać po imieniu. Zuza, albo jeszcze lepiej Zuzka.
Uścisnął jej dłoń.
 - W takim razie Bruno. Bruno Dębski.

 - Bruno! Bruno! – jego imię wykrzyczane przez Zuzę wyrwało go z zamyślenia. Spojrzał na dziewczynę nieobecnym wzrokiem. – To mam otwierać tego szampana, czy nie?
 - Otwieraj maleńka. Trzeba uczcić ten sukces.

14 komentarzy:

  1. Jak ja lubię te pierwsze części opowiadań.Nikt nic nie wie(prawie jak w czeskim filmie)i można snuć domysły w jakim kierunku pójdzie opowiadanie. Tak jak tu.Mam dwie koncepcje Bruno i Zuza albo mama Bruna i jakiś miły np. wdowiec poznany na cmentarzu. Pewnie będzie o tym pierwszym, bo było więcej na ich temat.Chyba, że pojawi się całkiem nowa kobieta.
    Bruno już mi się podoba jako facet. Bardzo opiekuńczy, miły, pracowity, chyba z poczuciem humoru. Szykuje się kolejny ideał.
    Pozdrawiam miło.
    Ps1 Może dałabyś radę napisać coś o miłości dwojga starszych ludzi.Zawsze byłby to coś innego.
    Ps2.Niezłe żarcie jak na stypę, a kuzyn marudzi. Tam gdzie ja chodzę to tradycyjnie rosół a później ziemniaki na śląsku są również do wyboru kluski śląskie do tego surówki ewentualnie modra kapusta i kotlet z piersi kurczaka albo roladki drobiowe czy wieprzowe a na koniec kawa i ciasto.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. RanczUla

      Twoja koncepcja trochę rozmija się z moją, ale tylko trochę. :)
      Bruno nie jest ideałem, ale po prostu dobrym i uczynnym człowiekiem, bo tak go wychowano.
      Jeśli chodzi o rodzinę, to wiadomo, że z nią zawsze dobrze wychodzi się tylko na zdjęciach. A miłość między dwojgiem starszych ludzi, to chyba pomysł wart rozważenia.
      Bardzo dziękuję za komentarz, serdecznie pozdrawiam i życzę udanego weekendu. :)

      Usuń
  2. Witaj Małgosiu,
    nowe opowiadanie i nowe kłopoty. Zaczyna się smutno. Przecież śmierć, obojętnie z jakiej przyczyny i w jakich warunkach, jest dla najbliższych szokiem. W życiu bliskich zmarłego zmienia się nagle wszystko. Małżonek, który pozostał czuje się zagubiony jak ma dalej żyć bez kochanej osoby?, jak poradzić sobie z pustką? Dzieci, niezależnie od posiadanych lat nagle stają się sierotami. Uświadomienie sobie tego jest bardzo przykre. A do tego, oprócz bólu i żalu związanego ze stratą kogoś bliskiego, na rodzinę spada mnóstwo pogrzebowych obowiązków. No bo trzeba załatwić sprawy w urzędach, a także wszelkie kwestie dotyczące pochówku oraz niekiedy stypę. Pomimo tego, że zapewne najbliżsi pragnęliby, aby po pogrzebie jak najszybciej znaleźć się w domu i tam w spokoju goić rany zadane stratą najbliższej osoby, to jednak wiele osób decyduje się zorganizować stypę. Taki poczęstunek jest formą podziękowania za uczestniczenie w ostatniej drodze zmarłego. Niestety dość często spotyka się takich żałobników jak w Twoim opowiadaniu. Przychodzą oni na pogrzeb, bo tak wypada albo z ciekawości, a nie po to by się pożegnać, bo okazać szacunek dla zmarłego i dla rodziny, by powspominać zabawne i niekiedy smutne chwile związane ze zmarłym, by o nim porozmawiać oraz aby pocieszyć i wesprzeć w smutku rodzinę. Dobrze, że takie zakłamanie zauważył tylko Bruno. Na pierwszy rzut oka, fajny z niego gość. Jest bardzo dojrzały i troskliwy. Świetnie radzi sobie ze smutkiem mamy. Pomysł na wyjazd do sanatorium może okazać się bardzo zbawienny dla zdrowia fizycznego i psychicznego mamy. Szkoda tylko, że sam nie ma jak i kiedy odpocząć. Ale może właśnie jemu bardziej przyda się praca niż bezczynność. Nie będzie mieć czasu na rozczulanie się i przypominanie sobie jakie fajne relacje łączyły go z tatą. Zainteresowałaś mnie co dalej będzie się działo w życiu zarówno Bruna jak i Hanny. Dziękuję za dzisiaj i czekam na więcej. Serdecznie pozdrawiam i życzę samych przyjemności:)
    p.s. śmieszna ta Zuzka:)
    Gaja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gaju
      Rodziny wiadomo nikt sobie nie wybiera, a jeśli jeszcze tak jak w przypadku Dębskich zaznaczają się poważne różnice materialne, to ta uboższa zazwyczaj nienawidzi tej lepiej sytuowanej i wiecznie jej zazdrości, chociaż niejednokrotnie korzysta z jej pomocy. Dębski senior niejednokrotnie wspierał większość finansowo i ratował im tyłki. To właśnie tak bardzo ubodło Bruna, bo wiedział o tym i spodziewał się chociaż życzliwego słowa na temat ojca na stypie. Tymczasem oni rzucili się po prostu na jedzenie. To było dość prymitywne zachowanie kompletnie pozbawione taktu i zwykłej ludzkiej przyzwoitości.
      Zuzka to taka dziewczyna na luzie. Taki trochę ekscentryczny samotnik, ale zabawny.
      Wielkie podziękowania za długi wpis. Miłego weekendu Gaju i dużej dawki odpoczynku.
      Pozdrawiam Cię najserdeczniej.

      Usuń
  3. <3 już mi się podoba za pomysł, za profesjonalne opisy i za ten domek z wiezyczkami
    Może nowy rozdział w niedzielę? Tak jam kiedyś?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gosiu

      Bardzo dziękuję za słowa pochwały. Jednak kolejna część będzie w czwartek. Nie jestem ostatnio w dobrej kondycji i czasowo też kiepsko, więc mam nadzieję, że wybaczysz.
      Serdecznie Cię pozdrawiam i dziękuję za komentarz.

      Usuń
  4. Trudno coś stwierdzić jaki kierunek obierze opowiadanie po pierwszym rozdziale . Jednak czuję ,że to będzie kolejna bardzo ciekawa historia. Bruno o miłej powierzchowności człowiek ,ale czas pokaże jakim naprawdę jest człowiek . Zakładam jednak ,że dobrym ,miłym i pracowitym ,a nie sztywniakiem z wielkimi ambicjami. Podoba mi się postać Zuzki. Wnioskuję z rozdziału ,że jest zabawna i nie raz jeszcze czymś zaskoczy. Rozdział świetny. Ps. Piękny ten domek =D. Czekam na cd. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Justyna
      Z oczywistych względów nie mogę zdradzić treści opowiadania, a czy będzie ciekawe, to sama nie wiem. Ot taka banalna historia miłosna. Być może którejś z Was się spodoba.
      Pozdrawiam Cię serdecznie i dziękuję za komentarz. :)

      Usuń
  5. Witaj Małgosiu,
    Dziś właściwie przypadkiem trafiłam na Twój blog co mnie bardzo ucieszyło. Bardzo dawno temu czytałam na bieżąco Twoje opowiadania, ale z tego co pamiętam działałaś wtedy na Interii. Chyba mam całkiem sporo zaległości, ale i czasu nie mało, więc zabieram się do czytania.
    Pozdrawiam serdecznie, Natalia
    http://herbatazpoziomkami.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Natalia
      Bardzo się cieszę, że tu trafiłaś. Niestety musiałam uciekać z blogiem z interii, bo tam któregoś dnia wszystkie blogi po prostu wyparowały. Nie ma już sekcji blogowej na tym portalu, a ja wszystko przenosiłam tutaj.
      Do czytania jest całkiem sporo, więc jeśli masz czas, to serdecznie zapraszam i równie serdecznie Cię pozdrawiam. :)

      Usuń
  6. Witaj! Nawet nie wiesz jak bardzo się stęskniłam. Dwa i pół miesiąca- a ja czuję się tak jakby w tym świecie nie było mnie co najmniej rok :P Dzisiaj właśnie napisałam ostatni egzamin- historię rozszerzoną i mimo ogromnego zmęczenia musiałam dodać kolejną część.
    Nowe opowiadanie nowi bohaterowie, nowe problemy i wiele niewiadomych. Jak to zawsze bywa przy pierwszym rozdziale. Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy.
    Serdecznie pozdrawiam i ściskam, Andziok :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Andziok!
      Ty naprawdę dawno się nie odzywałaś. Gratuluję zdanych egzaminów i czy mam przez to rozumieć, że masz już wakacje? Jeśli tak, to zazdroszczę. Ja na pewno też jak co roku, zrobię na blogu przerwę wakacyjną, ale jeszcze nie teraz. Rozdział oczywiście przeczytam i zostawię komentarz. Cieszę się, że mimo ogromnego zmęczenia pamiętasz o nas - czytelnikach. Takie rzeczy i takie gesty ja osobiście bardzo doceniam.
      Wielkie dzięki za wpis. Pozdrawiam najserdeczniej i jeszcze raz gratuluję. :)

      Usuń
    2. Dobrze rozumiesz :) pełne 5 miesięcy wakacji- już się boję nudy :D
      czy te egzaminy są zdane dowiem się dopiero 5 lipca...

      Usuń
    3. Ja już jestem tego pewna. Na 100% poszło wszystko jak z płatka. Pięć miesięcy wakacji! Można cudnie wykorzystać ten czas, bo i wyjechać w jakieś piękne miejsce i zregenerować siły, popracować nad weną i uszczęśliwić nas kolejnym pięknym opowiadaniem, czego Tobie i czytelniczkom życzę.

      Usuń