Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 6 lipca 2017

"MATCZYNE SERCE" - rozdział 5

ROZDZIAŁ 5


Dojeżdżali. Władek podjechał pod spory dom i zatrzymał się przed jego bramą. Ewa rozglądała się ciekawie.
  



 - Jak tu pięknie – jej zachwycone oczy rejestrowały ten sielski obrazek. – Wandziu, nie miałam pojęcia, że mieszkasz w takim pięknym miejscu. Ile kwiatów i takie zadbane ogródki…
 - Już tak nie chwal. Za chwilę będziesz mogła przyjrzeć się dokładnie wszystkiemu. Najpierw jednak pokażę ci mieszkanie i wypakujemy rzeczy. Pomożemy ci wszystko poustawiać tak jak będziesz chciała.
Wysiedli wszyscy z samochodu, a Wanda zadysponowała, żeby mężczyźni zaczęli wyładowywać sprzęty. Ujęła Ewę pod ramię i wraz z nią przeszła przez bramę.
 - Te pierwsze drzwi to wejście do naszego mieszkania - objaśniała. - Potem, jak już się trochę ogarniesz zrobię kawę i pokażę ci je. Te drugie prowadzą do mieszkania Staszka. Jest niemal identyczne jak nasze. Mam tu na myśli rozkład pomieszczeń. A to będzie twoje – przekręciła klucz w zamku i przepuściła Ewę przodem. – Jak widzisz przedpokój jest maleńki, ale dla jednej osoby zupełnie wystarczający. Na wprost jest kuchnia, spójrz. Trochę się obawiam, że meble kuchenne, które zabrałaś nie zmieszczą się wszystkie. Wybierzesz te najbardziej przydatne, a te szafki, które zostaną wstawimy do komórki. Nic im nie będzie, bo pomieszczenie jest suche. Trzymam tam przetwory i ty też będziesz mogła. A tu jest ten większy pokój – weszły do niewielkiego, ale dość ustawnego pokoiku. – Kanapa na pewno się zmieści bez problemu i segment także. Możesz spokojnie urządzić tu sobie taki salonik z telewizorem, a w tym mniejszym swoją sypialnię.
Ewie podobało się absolutnie wszystko. Ze łzami w oczach ściskała Wandę dziękując jej już nie wiadomo który raz.
 - Będzie mi tu jak w raju. To mieszkanie jest takie przytulne, a jak wstawimy meble, będzie jeszcze bardziej. Gdyby nie ty, naprawdę nie wiem jak bym sobie poradziła.
Wanda objęła ją ramieniem.
 - Poradziłabyś sobie. Mimo kruchej postury jesteś bardzo silną kobietą Ewuniu. Walczysz przecież całe życie.
W progu pojawili się mężczyźni taszcząc lodówkę, którą ustawili w najbardziej optymalnym miejscu w kuchni.
 - Obejrzyjcie łazienkę – powiedział zasapany Władek – i zadecydujcie, w którym miejscu postawimy pralkę.
Łazienka zaskoczyła Ewę. Nie było tu wanny, ale ładny, nowoczesny brodzik wstawiony zapewne z myślą o młodych. Dzięki niemu łazienka wydawała się całkiem spora, bo na pewno zajmował o wiele mniej miejsca niż wanna.
Poczekały, aż wszystkie meble będą na swoich miejscach i pownosiły lżejsze rzeczy. Staszek przyniósł wiertarkę i kołki. Chciał od razu zawiesić kuchenne szafki. W efekcie zostały dwie, które już się nie zmieściły, ale Ewa nie przejmowała się tym, bo była pewna, że uda jej się wszystko upchać w tym co jest.
 - Ja cię teraz zostawię Ewuniu – Wanda wniosła ostatni karton i otarła pot z czoła. – Pójdę przygotować obiad dla nas wszystkich, na który cię serdecznie zapraszam, ale to za jakieś dwie godzinki. Ty tymczasem spokojnie wypakuj się z tych pudeł. Jak będą puste wyniesiemy je do szopy. Przydadzą się na podpałkę.
Ewa została sama. Bez pośpiechu poukładała w segmencie wszystkie pościele, ręczniki i ubrania. W szafie zawisły płaszcze i kurtki. Z dużego wora wyciągnęła poduszkę i kołdrę oblekając im czyste poszewki. Pościeliła tapczan, który jeszcze wczoraj należał do Iwony. Od dzisiaj miał służyć Ewie. Kolorowe jaśki zajęły swoje miejsce na kanapie, pod którą rozłożyła niewielki dywanik. Pomyślała, że naprawdę niewiele było trzeba, by to mieszkanko nabrało ciepła i przytulności. Przysiadła na kanapie i wyciągnęła z torebki telefon wybierając numer mamy. Po chwili usłyszała jej głos.
 - Ewa, kochanie i jak? Jesteś już w Legionowie?
 - Jestem mamo. Wszystko poszło bardzo sprawnie. Wandzia przyjechała z mężem, jego bratem i z synem tego brata. Trzech potężnych mężczyzn, którzy uwinęli się ze wszystkim piorunem. Mieszkanie jest nieduże, ale bardzo urokliwe. Meble już są ustawione. Właśnie wypakowałam z kartonów rzeczy i powkładałam na półki. Tu jest naprawdę ładnie. Mam kawałek ogródka, w którym będę mogła zasiać kwiaty, a w poniedziałek Wanda zaprowadzi mnie do tego Centrum Szkolenia Policji na rozmowę z szefem. Nie wiem tylko jak na mnie zareaguje, bo przecież nadal mam na twarzy siniaki w różnych kolorach.
 - Tym się nie przejmuj dziecko. Po prostu powiedz, że zostałaś napadnięta i wcale nie rozminiesz się z prawdą. Będzie dobrze.
 - Jak już okrzepnę mamusiu, to przywiozę cię tutaj. Musisz zobaczyć jak tu jest. Jestem pewna, że ci się spodoba. Musisz poznać Wandę, bo znasz ją tylko z moich opowiadań. Jej mąż i szwagier to bardzo mili i uczynni ludzie.
 - Przyjadę kochanie, bo bardzo jestem tego wszystkiego ciekawa, ale na razie myśl o sobie i zadbaj o siebie. Powinnaś zapomnieć o tych wszystkich przykrościach, które znosiłaś przez lata.
 - Kocham cię mamusiu. Będę dzwonić.
 - I ja cię kocham dziecko. Bądź zdrowa i uważaj na siebie. Do usłyszenia.
Ewa wytarła łzy z policzków. Rozmowa z mamą wzruszyła ją. Rozejrzała się. Zostały jej jeszcze puste kartony do wyniesienia. Rozłożyła je na płasko, żeby zajmowały jak najmniej miejsca i wyniosła je przed dom. Zauważyła Staszka, jak kręci się po ogródku i zagadnęła go.
 - Przepraszam panie Staszku…
Mężczyzna wyprostował się i uśmiechnął do Ewy.
 -Po prostu Staszek. Jeśli mamy żyć pod jednym dachem, to najlepiej mówić sobie po imieniu.
Ewa odwzajemniła uśmiech.
 - To prawda. Ewa – wyciągnęła do niego dłoń. Ucałował ją z atencją.
 - To w czym mogę ci pomóc?
 - Właśnie złożyłam kartony. Wandzia mówiła, że można je gdzieś schować, że się przydadzą na podpałkę. Pokażesz mi gdzie?
 - Oczywiście, chodź za mną, to na tyłach budynku – wziął całe naręcze tektury zostawiając Ewie zaledwie kilka sztuk. Z tyłu domu stały budynki gospodarcze.
 - Tutaj mamy szopę, która właściwie robi za skład z narzędziami do ogrodu. Rzuć te kartony – wskazał miejsce. - Tam dalej jest komórka i to w niej Wanda trzyma swoje skarby. Twoje szafki właśnie tu wylądowały. Jeśli będziesz miała ochotę na robienie przetworów, śmiało możesz słoiki ustawiać w tych szafkach. Tu też w kojcach z piachem składujemy zwykle zapasy marchwi, buraków i co tam jeszcze uda się wyhodować w naszych ogródkach. Przynajmniej trochę oszczędzamy zimą i jemy własne warzywa. Wanda rokrocznie kisi kapustę i ogórki. Jedyne co kupujemy, to ziemniaki. Mamy tu też mały sadek i z niego pozyskujemy trochę owoców. Widzisz to wielkie drzewo? To orzech. Zawsze rodzi sporo owoców. Ja robię z nich nalewkę. Jest dobra na ból żołądka i inne dolegliwości. A tam dalej są garaże. Mamy tego dostawczaka i dwa osobowe auta. Prowadzimy z bratem małą firmę remontową. Teraz dołączył do nas mój Mirek.
 - A do tego Centrum Szkolenia to daleko?
 - Całkiem blisko. Nie będziesz musiała dojeżdżać, bo to jakieś piętnaście minut drogi stąd.
 - To dobra wiadomość. Powiedz mi jeszcze, czy gdzieś tu w pobliżu są jakieś sklepy? Jutro niedziela, a ja mam pustą lodówkę.
 - Jeśli chcesz, mogę cię po obiedzie zawieźć do miejscowego dyskontu. Tam dostaniesz wszystko, czego potrzebujesz.
Ewa rozpromieniła się.
 - Coraz bardziej mi się tu podoba, a z podwózki chętnie skorzystam. Zrobię sobie zaopatrzenie na cały tydzień, żeby nie latać codziennie. Bardzo ci dziękuję.

Siedziała przy stole w mieszkaniu Wandy i zajadała się pyszną zupą jarzynową. Wanda gotowała także dla Staszka. Od śmierci żony wraz z synem stołował się u niej. Teraz Mirek był już na swoim, więc przy stole siedzieli we czwórkę. Pomogła Wandzie pozbierać talerze i wazę z resztką zupy. Na stół wjechał stos mielonych kotletów, które pachniały po prostu bosko, młode ziemniaki szczodrze obsypane koperkiem  i wielka miska buraczków na kwaśno. Ewa nawet nie pamiętała kiedy jadła coś równie smacznego. Ostatnio stołowała się przecież na mieście, a tam posiłki nie zawsze spełniały standardy.
 - Wspaniale gotujesz Wandziu. To wszystko jest takie pyszne i rozpływa się w ustach, a kotlety to prawdziwa poezja. Chyba nigdy nie jadłam tak smacznych.
 - Cieszę się, że ci smakuje. Moi mężczyźni też nie narzekają. Zjadają wszystko, co podam.
 - Ooo, moja Wandzia, to prawdziwy talent kulinarny – odezwał się Władek. – A jaką dobrą kapustę robi. Na pewno będziesz miała okazję spróbować.
 - Wiem tylko, że jej przetwory są znakomite, bo kilka razy przywiozła mi do Warszawy. Pani Tekla też je chwaliła – zwilgotniały jej oczy, kiedy wspomniała staruszkę. – Szkoda, że odeszła. Przez tyle lat przywykłam do niej jak do własnej matki. Była bardzo dobrym człowiekiem tak jak ty Wandziu.
 - To prawda, – westchnęła Wanda – ale sama wiesz, że cierpiała, miała odleżyny, męczyła się bardzo. Myślę, że gdyby nie miała dobrej opieki, nie dożyłaby tylu lat. Ty ją jej zapewniłaś i uczyniłaś jej życie znośniejszym. A zmieniając temat rozpakowałaś się już?
 - Tak. Wszystko jest już na swoim miejscu. Po obiedzie chciałabym pojechać do sklepu. Staszek zaoferował się z podwózką. Mam pustą lodówkę.
 - To świetnie się składa – ożywiła się Wanda. – Zabiorę się z wami, bo też muszę dokupić kilka rzeczy.

Zapakowały się do samochodu. Wanda stwierdziła, że najbliżej będzie im do Kauflanda.
 - Po drodze będziemy mijać twój zakład pracy. Pokażę ci. To całkiem niedaleko.
 - Tak, Staszek już wspominał. Cieszę się, że nie będę musiała dojeżdżać. Całe życie dojeżdżałam, to będzie miła odmiana.

W sklepie zaopatrzyła się w niezbędne rzeczy. Pamiętała o środkach czystości i akcesoriach do sprzątania. Trochę kosmetyków do kąpieli i środków higienicznych. Zapas kawy, herbaty, artykułów sypkich i pieczywo. Czekający na nie na parkingu Staszek pomógł wpakować jej torby do bagażnika.
 - Jeśli jutro będziesz miała ochotę na spacer, to mogę pokazać ci najważniejsze miejsca w Legionowie – zaproponował.
 - Bardzo chętnie. Muszę się zameldować i dobrze by było, żebym wiedziała, gdzie jest urząd miasta i inne zakłady. Nie lubię poruszać się po omacku i wiecznie pytać o drogę. Wspaniały pomysł. Dziękuję.
Po powrocie do domu upięła jeszcze firanki w oknach i zawiesiła zasłony. Czuła się zmęczona, bo to był obfitujący w wydarzenia dzień. Weszła pod gorący natrysk z przyjemnością namydlając ciało pachnącym, migdałowym żelem. Otuliła się grubym szlafrokiem i przyjrzała swojej twarzy w lustrze. Oczy były jeszcze opuchnięte i mocno zasinione. Za kilka dni powinna pójść do przychodni, żeby ściągnięto jej szwy z rozciętych łuków brwiowych. Na pewno zrobi to przed swoim pierwszym dniem w nowej pracy. Miała jeszcze tydzień zwolnienia. Póki co będzie się starała tuszować te siniaki najlepiej jak potrafi. Okulary przeciwsłoneczne w takich przypadkach okazują się bardzo pomocne.
Przebrała się w nocną koszulkę i wsunęła do łóżka. - Dobrze, że ten trudny dzień już za mną, - pomyślała – a jutro pozwiedzam sobie Legionowo. Staszek, to naprawdę miły gość – ziewnęła. Nie minęło kilka minut a już spała kamiennym snem.

Iwona weszła do mieszkania taszcząc ze sobą ciężki plecak i nieustannie przeklinając matkę. Do tej pory latała po mieście chcąc kupić jakiś materac, na którym mogłaby się przespać. Na biurko wypakowała zawartość plecaka. W blaszanym kubku nastawiła wodę i zabrała się za pompowanie materaca. Siedząc na nim zajadała jeszcze ciepłego hamburgera popijając go gorzką herbatą, bo zupełnie zapomniała o cukrze. Ta samodzielność nie wychodziła jej najlepiej. Była bezradna jak dziecko we mgle. Do tej pory wszystkie sprawy załatwiała matka, ona o niczym nie musiała myśleć i niczym nie musiała się przejmować. Żadnych trosk, żadnych obowiązków. Odchodząc matka postawiła ją pod ścianą, ale poradzi sobie. Na pewno sobie poradzi. Ciekawe, dokąd się wyniosła? Może do babki? Kiedyś na pewno to sprawdzi, a dzisiaj marzy już tylko o śnie. Jutro znowu będzie musiała odrabiać te zasądzone przez sąd godziny. Ułożyła się na materacu i nakryła kurtką. Sen długo nie przychodził mimo zmęczenia. W końcu jednak udało jej się zasnąć.


Ewę obudził świergot ptaków za oknem i promienie słońca wdzierające się do pokoju przez niezasłonięte okna. Uśmiechnęła się szeroko i przeciągnęła. Już od dawna nie spała tak dobrze. Pomyślała, że choć Legionowo jest sporym miastem to ten dom i jego otoczenie sprawiał wrażenie jakby został wycięty z jakiegoś sielskiego obrazka. Mimo bliskości ulicy ogródki i równo przycięty, wysoki żywopłot z irgi skutecznie tłumiły dochodzące z niej hałasy. Wyskoczyła z łóżka i otwarła na oścież okno wciągając rześkie powietrze do płuc. Zerknęła na zegarek. Było kilka minut po siódmej. Nie sądziła, że jest jeszcze tak wcześnie. Jednak nie kładła się już. Wzięła przyjemny prysznic i nastawiła wodę na kawę. Ubrana w spodnie rybaczki i bluzkę na ramiączkach wyszła przed dom trzymając w rękach kubek.
 - Dzień dobry Ewo – usłyszała gdzieś z boku. Odwróciła głowę i uśmiechnęła się do siedzącego przy ogrodowym, małym stoliku Staszka, który tak jak ona delektował się aromatycznym płynem.
  



 - Dzień dobry Stasiu. Piękny dzień, prawda?
 - Prawda. Chodź i usiądź tutaj. Będzie mi przyjemnie wypić kawę w twoim towarzystwie.
Przeszła wzdłuż ściany budynku i zajęła miejsce przy stoliku.
 - Jak ci się spało?
 - Nie uwierzysz, ale już nie pamiętam, kiedy tak dobrze spałam. Nie miałam żadnych snów, żadnych koszmarów. To miejsce ma jakąś magiczną moc i powietrze zupełnie inne niż w Warszawie.
 - Miło to słyszeć. Spacer aktualny?
 - Oczywiście. Może koło dziesiątej? Zjem śniadanie i trochę dopieszczę jeszcze moje gniazdko.
 - W porządku. Ja też mam trochę roboty takiej domowej – wyjaśnił. – Może masz ochotę na jajecznicę z pomidorami? – wskazał kosz pełen żółtej odmiany tych owoców. – Bardzo obrodziły. Dałbym ci trochę, może zaprawisz parę słoików? Zdecydowanie ich za dużo i zniszczą się. W domu mam jakieś słoiki, tak… na pewno mam.
 - Z wielką ochotą. Uwielbiam pomidory. Latem to podstawa mojego wyżywienia. Pomidory i ogórki małosolne. Pycha.
Staszek sięgnął za siebie i wyjął spory koszyk, po czym zaczął napełniać go niezbyt dużymi owocami.
 - Nie wyglądają imponująco, ale zapewniam cię, że są bardzo smaczne. To wczesna odmiana i żeby było śmieszniej nazywa się „Olka-Polka”. – Ewa rozchichotała się.
 - Mówisz poważnie?
 - Jak najbardziej. Tu dam ci jeszcze trochę zielonej cebulki. Będziesz mieć królewskie śniadanie, a słoiki przyniosę później.
Pomógł jej zanieść ten ogromny i ciężki kosz do mieszkania mówiąc jeszcze, że gdyby potrzebowała zieleniny do zupy, to ma się nie krępować i zrywać sobie do woli. Podziękowała mu i zabrała się za szykowanie posiłku. Nie wiadomo, czy to tylko była sugestia, czy wpływ tego miejsca, ale jajecznica smakowała jej wyjątkowo.

Szli spacerkiem ciesząc się pięknym dniem. Stanisław objaśniał jej mijane miejsca i ich znaczenie dla miasta. Sporo wiedział o jego historii, choć ta była stosunkowo młoda, bo nadała znaczenie miastu dopiero w dziewiętnastym wieku. Pokazał jej ratusz miejski i kilka miejscowych zabytków. Kiedy po dwóch godzinach dotarli do cmentarza zapytał, czy miałaby coś przeciwko temu, żeby tu zajrzał.
 - Skoro dotarliśmy aż tutaj, chciałbym skorzystać z okazji i przynajmniej zapalić znicz na grobie mojej Oli. Są kwiaciarki. Kupię jakiś bukiecik i ze dwa znicze. To nie potrwa długo.
 - Oczywiście, nie ma problemu. Mogę ci towarzyszyć, czy wolisz, żebym zaczekała tutaj?
 - Nie mam nic przeciwko temu, żebyś poszła ze mną.
Zaopatrzony w bukiet margerytek poprowadził Ewę w głąb cmentarza. Grób żony Staszka znajdował się dość blisko bramy głównej. Usiadła na ławeczce a on wymienił wodę w wazonie, wstawił świeże kwiaty i zapalił lampki. Usiadł obok niej i jakiś czas siedział w milczeniu. Nie przeszkadzała mu. Jej myśli powędrowały na grób Kazimierza. Jaka szkoda, że umarł tak wcześnie. Może gdyby żył i Iwona byłaby inna? Przy jej charakterze potrzebowała silnej ręki ojca, a jego zabrakło. Westchnęła ciężko. Nawet nie czuła, że ma mokre policzki.
 - Płaczesz? – usłyszała cichy głos Staszka.
 - Nie, nie…, to tylko wspomnienia o kimś, kogo już dawno nie ma.
 - Moja Ola nie żyje od ponad dziesięciu lat. Była dobrą żoną i wspaniałą matką. I ja i Mirek bardzo przeżyliśmy jej śmierć, która była dla nas zaskoczeniem. Nie mieliśmy pojęcia, że w jej głowie tyka bomba w postaci tętniaka, który pewnego dnia po prostu pękł i spowodował niemal natychmiastowy zgon. Miała tylko trzydzieści trzy lata i całe życie przed sobą. Taka tragedia potrafi zwalić człowieka z nóg i trudno się po niej pozbierać. Mirek miał zaledwie czternaście lat…
 - Znam ten ból bardzo dobrze. Mój mąż zginął tragicznie czternaście lat temu. Został przygnieciony przez samochód, pod którym leżał. Naprawiał go. Był mechanikiem samochodowym. Po jego śmierci było już tylko gorzej – wyciągnęła z torebki chusteczkę i przetarła powieki. – Możemy już iść? Nie lubię wspominać, bo zawsze się rozklejam.
 - Chodźmy, bo długa droga przed nami. Obeszliśmy niemal całe miasto.

26 komentarzy:

  1. Kamień z serca. Wreszcie dla Ewy zaświeciło słońce? Nowi znajomi i zarazem sąsiedzi okazali się cudownymi ludźmi. Podzielili się z nią wszystkim czym mieli. Traktują Ewę prawie jak rodzinę. Godne podziwu;) A Staszek jest taki miły bez powodu? Serdecznie pozdrawiam;) Iza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iza
      Wanda zawsze była miła w stosunku do Ewy i bardzo jej wdzięczna za opiekę nad mamą. Mąż Wandy i jego brat Staszek, to bardzo porządni i uczynni faceci. Póki co nie ma powodu podejrzewać Staszka, że smali cholewki do Ewy, bo dopiero się poznali. Ewie należy się trochę oddechu i poczucia bezpieczeństwa wśród ludzi, którzy jej dobrze życzą.
      Pozdrawiam Cię pięknie i dziękuję za wpis. :)

      Usuń
  2. Oj ta Iwonka, ta Iwonka. Jest taka butna! Na razie nic ją to nie nauczyło i nie spowodowało żadnej refleksji. W dalszym ciągu ma ciągłe pretensje do mamy. Jak tak dalej pójdzie, to rzeczywiście tak się stanie, że obie panie stracą ze sobą jakikolwiek kontakt. Smutne. Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iwona to trudno reformowalny typ. Ona raczej z żadnych przykrych doświadczeń nie wyciąga wniosków na przyszłość. Kontakt stracą i to na długie lata, ale o tym już wspominałam wcześniej.
      Dziękuję i serdecznie pozdrawiam. :)

      Usuń
  3. Dobrze, że tym razem o Iwonie tak mało. Ta dziewczyna wyjątkowo działa mi na nerwy. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To opowiadanie miało wzbudzać emocje zarówno te pozytywne jak i negatywne i cieszę się, że to właśnie ma miejsce, bo najgorsza jest obojętność. O Iwonie więcej w następnej części.
      Dziękuję serdecznie za wpis i pięknie pozdrawiam. :)

      Usuń
  4. Kto by pomyślał, jaka biedna, zagubiona, mała dziewczynka!? Wszyscy się sprzysięgli przeciwko niej. Najgorsza jest Ewa, no bo jak to się stało, że kochająca mama ją opuściła i zmusiła do tego aby sobie sama radziła!? Ale ona jej jeszcze pokaże! Ciekawe co? Nie pomyślała, że mamy może to już nie obchodzić, że sama do takiej sytuacji doprowadziła? Wydaje się wyjątkowo oporna na krytyczne spojrzenie na siebie. Ale za to u Ewy coraz lepiej;) W takich warunkach i przy takich ludziach wokół jestem pewna, że Ewa wreszcie pomyśli o sobie, że odpocznie nie tylko fizycznie ale przede wszystkim psychicznie. Coś czuję, że Stanisław nie pojawiła się bez powodu;) Oczekując na kolejny czwartek serdecznie pozdrawiam;) Jolka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jola
      Iwona się odgraża, jest buńczuczna i ma błędne wyobrażenie o prawdziwym życiu. Nie zwojuje za wiele, a to, co "osiągnie" nie będzie powodem do chwalenia się, chociaż ona będzie uważała inaczej.
      Za to Ewa odżyje, nabierze energii i sił. To nagroda za te wszystkie lata ciężkiej pracy ponad jej siły.
      Pozdrawiam Cię najserdeczniej i bardzo dziękuję za wpis. :)

      Usuń
  5. Witaj Małgosiu,
    Ewę wzruszyła rozmowa z mamą. Nie tylko dlatego, że za nią tęskni, ale zapewne też dlatego, że mogła mieć refleksję dlaczego między nią a Iwoną nie może być podobnie? Jak, kiedy i dlaczego tak bardzo się od siebie oddaliły? Czemu nie mogą tak normalnie ze sobą porozmawiać? Jest to świeża rana i zapewne tak szybko się nie zabliźni. Do tego jeszcze miała okazję zobaczyć jak wyglądają kontakty pomiędzy Staszkiem i jego synem, jak ciepło nawzajem traktują się bracia i Wanda. Z jednej strony, to bardzo miłe, że są tacy fantastyczni, ale z drugiej mogą jej przypominać, że ona tak nigdy nie będzie miała ze swoją córką. Smutne i przykre doświadczenia. Mimo tych chwil zadumy Ewa zaczyna doceniać swoje nowe życie. Bo niby kiedy ostatnio miała czas np. na zwykły spacer? A teraz spokojnie może sobie pochodzić i do tego jeszcze nie sama. Myślę, że mamie Ewy też by się tam podobało. Może wtedy przestałaby się martwić o swoją córkę. I tak już się cieszy, że wyrwała się z tego piekła. Wanda ze swoją rodziną okazali się bardzo życzliwymi i ciepłymi osobami. Jestem pod ich ogromnym wrażeniem. O Iwonie wolałabym przemilczeć swoje odczucia, ale mimo tego bardzo jestem ciekawa co będzie się dalej z nią działo i jak poradzi sobie Ewa w nowej pracy, czy nowi koledzy i koleżanki też okażą się miłymi ludźmi, czy wręcz przeciwnie? Oczywiście czekam na kolejny czwartek. Serdecznie pozdrawiam i przesyłam mnóstwo cieplutkich uścisków:) Gaja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gaja
      Iwona ma inny charakter niż jej własna babcia. Mimo tego, że jest dorosła, nie myśli kategoriami dorosłego człowieka. Jak na swój wiek jest głupiutka i bardzo naiwna. Nie wyciągnie do matki ręki na zgodę, a i Ewa też tego nie uczyni, co w jej przypadku jest zrozumiałe.
      Ewa w pracy nie będzie miała problemów, bo będzie robić to czym zajmowała się do tej pory. Poznają się na niej, bo jest przecież bardzo solidna i pracowita.
      Dzięki piękne za długi wpis. Przesyłam moc uścisków. :)

      Usuń
  6. Miło się czyta o tym, że Ewa wreszcie ma błogi spokój. Trzymam za nią kciuki aby nie ugięła się i nie zaczęła szukać kontaktu z córką, żeby nie przyszło jej do głowy ściągać Iwonę do siebie. Żeby nie pojawiło się u niej poczucie winy wobec córki, bo wówczas wszyscy zwariują z tą dziewczyną! Ona wszystko niszczy jak walec. Pozdr

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewa nie będzie szukać kontaktu z córką, o tym mogę zapewnić. Jest zbyt zraniona przez nią i fizycznie i psychicznie. Na razie stara się o niej zapomnieć i na pewno jej się uda.
      Dziękuję bardzo za komentarz. Pozdrawiam serdecznie. :)

      Usuń
  7. Sielsko i anielsko, tylko jeden element nieznacznie psuje to odczucie, a jest nim Iwona. Ciekawe co wymyśli żeby przetrwać a właściwie nie przetrwać tylko żyć na odpowiednim poziomie!? Forsa się kończy, czasu mało, chatę trzeba opuścić. Nawet gdyby zmiękczyła babcię, to i tak jej pieniądze nie zapewnią jej przynajmniej takiego życia, jak miała do tej pory. Pracą się brzydzi, no chyba, że zostałaby jakimś prezesem lub co najmniej dyrektorem, ale na to potrzeba wykształcenia, a ona go nie ma. Więc co? Zostaje tylko usidlenie jakiegoś bogatego frajera i zmuszenie go do żeniaczki. Już mu współczuję. Jest jeszcze jedno wyjście - zacznie kraść? Poczekamy, zobaczymy. Pozdrowienia. Edyta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Edyta
      Iwona na swój sposób okaże się kreatywna. Na pewno nie zginie i przetrwa. Rzeczywiście nie znosi się przepracowywać, ale w końcu na świecie istnieje zawód, w którym nie trzeba się jakoś nadzwyczajnie przemęczać mimo, że czasem się człowiek spoci. Złodziejką w każdym razie nie zostanie.
      Pięknie dziękuję Ci za komentarz i najserdeczniej pozdrawiam. :)

      Usuń
  8. Cieszy fakt iż Ewa uwolniła się od córki, która nie ma za grosz szacunku do własnej matki. Wierzę, że ta zmiana otoczenia i ludzi bardzo jej pomoże.
    Wiem jak trudno wszystko zaczynać od początku ale czasem to wychodzi nam na lepsze.
    Ta pycha kiedyś zgubi Iwonę i nic z tego dobrego nie wyniknie.
    Pozdrawiam serdecznie
    Julita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Julita
      Ewa zaczyna nowe życie, lepsze i spokojniejsze. Kroi jej się dobra praca i ma wokół siebie oddanych przyjaciół, którzy nie pozwolą jej zginąć. Iwona na jakiś czas odejdzie w niepamięć.
      Bardzo dziękuję za wpis i najserdeczniej pozdrawiam. :)

      Usuń
  9. Ewa odnajdzie tutaj ,coś czego szukała od zawsze. czyli spokój,wolność ,świeże powietrze i miłe towarzystwo. Zero krzyków,upokorzeń,balang ,złodziei itp. Odżyje ,odetchnie wreszcie pełną piersią i zakocha się. Niech za dużo nie wraca do wspomnień o córce ,bo nie warto. Iwona nie zasłużyła na lepszy los niż ten ,który ma teraz. Ona chyba nigdy nie nabierze rozumu i nie będzie szanować matki,a ta chciała dla niej przecież jak najlepiej. Chciała dać jej dobry start. Ewa zastanawia się ,co by było gdyby...Mam nadzieję ,że Ewa się nie złamie i nie pojedzie do Iwony.Przypuszczam ,że dla Ewy skończy się wszystko szczęśliwie w przeciwieństwie do Iwony. Pozdrawiam serdecznie :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Justyś
      Jesteś bardzo przewidująca, aż się uśmiechnęłam. Ewa odnajdzie to wszystko co wymieniłaś i wreszcie zacznie być szczęśliwa. Musi zaleczyć tę traumę po toksycznej córce i to jej się uda. Nie będzie szukać z nią kontaktu przez wiele, wiele lat, a potem...
      Pozdrawiam Cię cieplutko i bardzo dziękuję za komentarz. :)

      Usuń
  10. Bardzo się cieszę, że Ewa ma wreszcie wokół siebie życzliwych ludzi. Po takim ciężkim życiu należy jej się odpoczynek i wewnętrzny spokój. Mówi się, że dobro dane komuś, wraca do nas. I tutaj chyba tak jest. Ewa bardzo troskliwie opiekowała się mamą Wandy. Sama mówi, że traktowała ją jak drugą mamę. I teraz Wanda jej się odwdzięcza w najlepszy sposób. Zapewnia jej normalność. Z odpowiedzi na posty czytelniczek wynika, że Iwona będzie uprawiać najstarszy zawód świata. Do tego się nadaje. Oby tylko nie wylądowała pod mostem. Wiecznie nie będzie młoda i piękna i co wtedy zrobi? Poza tym jak się Ewa dowie jak ona zarabia, to pęknie jej serce. Szkoda by było, bo już jest dość dobrze, a to dopiero pierwsze dni jej nowego życia. Miałam nadzieję, że jej spokoju już nic nie zakłóci. Czekam na next. Pozdrowienia;) Kara

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kara
      Normalność - świetne i bardzo adekwatne słowo. Do tej pory życie Ewy było właściwie postawione na głowie, a córka nie szczędziła jej przykrych niespodzianek. Ona wciąż szuka miejsca dla siebie. Uważa, że została stworzona do wyższych celów. Wciąż utwierdza się w przekonaniu, że to świat jest jej coś winien a nie ona światu. To dość płytkie myślenie i w zasadzie nie prowadzi donikąd a raczej prowadzi na manowce.
      Pięknie dziękuję za wpis i pozdrawiam Cię serdecznie. :)

      Usuń
  11. Tylko pozazdrościć takich szczerych, otwartych i fajnych znajomych, bo przecież trudno mówić tutaj o przyjaźni. Jeśli w pracy też będzie miała takich ludzi, to można chyba powiedzieć, że powinna się czuć jak w raju, po tym czego po śmierci męża doświadczyła. Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno istnieje przyjaźń między Wandą i Ewą. Panie znają się od bardzo dawna, a Wanda wielokrotnie wspomagała Ewę zwłaszcza w okresach świątecznych przywożąc jej różne produkty żywnościowe. Przyjaźń z mężczyznami to tylko kwestia czasu, bo oni wszyscy są jej życzliwi i polubili ją.
      Bardzo dziękuję za wpis. Pozdrawiam pięknie. :)

      Usuń
  12. Oby tak dalej dobrze działo się w życiu Ewy. Przecież ona jest młodą kobietą. Wreszcie będzie miała czas dla siebie, może jeszcze znajdzie miłość? Bardzo jej kibicuję. Pozdrawiam i do następnego razu;) Nina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nina
      Na miłość nigdy nie jest za późno więc i Ewa dostanie taką szansę, bo dlaczego nie. Wiele lat spędziła samotnie szarpiąc się z życiem i własnym dzieckiem. Czas zrobić wreszcie coś dla siebie.
      Pozdrawiam Cię najserdeczniej i dziękuję za komentarz. :)

      Usuń
  13. Coś okropnego żeby Ewa musiała uciekać przed okrutną córką. Dobrze, że miała dokąd, bo inaczej jeszcze by doszło do większego nieszczęścia. Liczę tylko na to, że Iwona jeszcze dostanie od życia w kość! Pozdrawiam Daga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Daga
      Generalnie odejście od córki i pozostawienie jej samej sobie było najrozsądniejszym wyjściem z tej patowej sytuacji. Niewykluczone, że gdyby Ewa nic nie zrobiła w tym kierunku, Iwona zaczęłaby regularnie ją okładać. Dobrze wiemy, że policja słabo reaguje na przemoc domową i zaczyna działać dopiero wówczas, kiedy pojawia się już denat. Iwonę z całą pewnością dosięgnie sprawiedliwość życiowa, chociaż do tego czasu jeszcze wiele się wydarzy.
      Bardzo dziękuję za wpis i najserdeczniej Cię pozdrawiam. :)

      Usuń