Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 19 kwietnia 2018

SZCZĘŚCIE CZEKA ZA PROGIEM - rozdział 1


SZCZĘŚCIE CZEKA ZA PROGIEM


ROZDZIAŁ 1


Ania, odkąd pamięta, zawsze podobała się chłopakom. Inna rzecz, że podwarszawska wioska, w której przyszła na świat i w której mieszkała aż do ukończenia podstawówki nie była zbytnio przeładowana chłopakami, którzy mogli by ją zainteresować.


Zresztą cóż o miłości może wiedzieć dziewczynka w wieku czternastu lat? Jej koleżanki chodziły na zabawy organizowane w wiejskim ośrodku kultury, ale ona nie była nimi jakoś szczególnie zainteresowana. Uważała, że to strata czasu. Zdecydowanie bardziej wolała pochylić się nad jakąś ciekawą książką niż oglądać wygłupy jej rówieśników.
W domu nie przelewało się, ale też nie mogła powiedzieć, że jej rodzina cierpiała z powodu jakiejś koszmarnej biedy. Rodzice posiadali kawałek pola, które uprawiali, dwie mleczne krowy, stadko kur i kaczek, a w chlewie kilka prosiaków. Nie było tak źle. Był jeszcze Piotrek jej młodszy o dwa lata brat. W sumie jak na wiejskie realia to byli nietypową rodziną. Zazwyczaj inne były wielodzietne mające po pięcioro a nawet siedmioro dzieci, a ich sytuacja materialna przedstawiała się znacznie gorzej.
W dni wolne od zajęć ona i Piotrek zawsze pomagali w gospodarstwie, żeby odciążyć rodziców i chociaż oni nie wymagali tego od rodzeństwa, bo zależało im tylko na tym, by ich dzieci „wyszły na ludzi”, to jednak i ona i Piotr posiadali w sobie jakąś wrażliwość, która nie pozwalała im siedzieć bezczynnie i przyglądać się jak rodzice urabiają sobie ręce po łokcie.
W szkole była prymuską. Piotrek zresztą też. Chwalono ich na każdym zebraniu rodziców a ich własnym serca pękały z dumy. Często słyszeli od sąsiadów, że Ania i Piotruś to takie zdolne dzieci, że na pewno w życiu osiągną wiele, bo nie zbijają bąków i dobrze się uczą. Czy może być coś bardziej pokrzepiającego dla rodzica jak takie właśnie słowa?

Ania wyrastała na piękną pannę. Subtelna buzia zatracała dziecięce rysy. Długie, sięgające za pas, gęste blond włosy i ogromne, błękitne oczy stanowiły jej główny atut. Kilka dni przed zakończeniem roku szkolnego rodzice wyprawili jej piętnaste urodziny. To był rok, w którym kończyła naukę w ośmioklasowej podstawówce i zastanawiała się co chce dalej robić w życiu.
 - Tu nic nie osiągniesz córcia. Jeśli chcesz się dalej uczyć nie możesz tu zostać – tłumaczyła jej matka. – Na samą myśl ciężko mi się robi na sercu, ale ani ja, ani ojciec nie chcemy żebyś poprzestała na podstawówce. Jesteś mądra i zdolna. Dasz sobie radę. Tylko zdecyduj się na coś. Odłożyliśmy trochę pieniędzy. Będziesz miała na start. Trzeba jednak szukać szkoły z internatem. Jeśli takiej nie znajdziemy, to wynajmiemy ci jakiś pokój.
 - Myślę mamuś, żeby pójść do ogólniaka a po nim marzy mi się architektura. Dowiadywałam się już wstępnie w naszym sekretariacie i polecono mi liceum imienia Juliusza Słowackiego. Mieści się na Ochocie przy Wawelskiej, a co najważniejsze posiada internat i to przy samej szkole. Tam chciałabym złożyć papiery. Nie ma egzaminów wstępnych i decyduje konkurs świadectw. Mam przecież same piątki i myślę, że przyjmą mnie bez problemu. W przyszłym tygodniu mogłybyśmy się wybrać i zorientować się w sytuacji, co myślisz?
Winnicka z uznaniem spojrzała na córkę. – Kiedy ona stała się taka zaradna i przedsiębiorcza? – Wiedziała, że od dawna interesuje się architekturą. Świadczyły o tym niezliczone ilości rysunków, które powstawały w wolnych chwilach. Przedstawiały głównie skopiowane projekty, ale sporo też było własnej inwencji Ani.


 - Myślę córcia, że to dobry pomysł. Może w środę?

Przyjęto ją. Przyznano jej również pokój w internacie. Dzieliła go z trzema innymi dziewczynami pochodzącymi tak jak ona z wiejskich środowisk. Tylko jedna z nich mieszkała w Legionowie i była bardziej otrzaskana z miastem niż pozostała trójka.
Ani czas umykał bardzo szybko. Ambicja nie pozwalała jej na odpuszczenie sobie czegokolwiek. Wybrała klasę o profilu matematyczno-fizycznym, bo wiedziała, że to przyda jej się przy egzaminach na wymarzony kierunek. Dziewczyny czasem miały jej za złe, że nie udziela się towarzysko, ale ona najczęściej zbywała to milczeniem i nieśmiałym uśmiechem. Koledzy z klasy a także z klas wyższych próbowali się z nią umawiać, ale ona uprzejmie wymigiwała się z takich randek. Żaden z nich nie poruszył jej serca i przy żadnym z nich ono nie zabiło mocniej. Wkrótce przylgnął do niej przydomek panny niedostępnej, ale ona miała to gdzieś i skupiała się wyłącznie na nauce. Każde wakacje i każde ferie spędzała w rodzinnym domu. Pomagała przy żniwach i zbiorach ziemniaków tudzież innych płodów rolnych. W międzyczasie Piotrek zakończył edukację w podstawówce i tak jak wcześniej ona i on trafił do tego samego liceum. Postanowił, że zostanie geodetą. Któregoś lata zawitali na wieś mierniczy więc włóczył się za nimi i wypytywał o wszystko. Był dumny, kiedy pozwolili mu trzymać tyczki lub taśmę mierniczą.
Zarówno Wydział architektury jak i Wydział geodezji i kartografii znajdowały się na Politechnice Warszawskiej i to bardzo cieszyło Winnickich seniorów, bo przynajmniej ich dzieci w tym wielkim mieście będą trzymać się razem.

Maturę zdała śpiewająco. Była taka dumna, kiedy pokazywała dyplom rodzicom. Jeszcze przed nią zapisała się na egzaminy na politechnice. Miały się odbyć w dwóch etapach i zaczynały się piętnastego czerwca. Dwa dni później dowiedziała się, że przeszła pierwszy etap i została dopuszczona do drugiego, wyznaczonego na dwudziestego drugiego czerwca. Po egzaminach pojechała do domu. Teraz musiała tylko poczekać na wyniki, które miano ogłosić dziesiątego lipca. Nie dopuszczała myśli, że mogłaby się nie dostać. Ciężko pracowała przez te wszystkie lata i porażka byłaby dla niej ogromnym rozczarowaniem. Egzaminy wyczerpały ją. Nie sądziła, że będzie aż tak ciężko, bo o osiemdziesiąt miejsc na wydziale ubiegało się dziewięciuset chętnych. Najbardziej bała się rysunku, ale na szczęście nie narzucano tu żadnej techniki. Ona wybrała ołówek. Bardzo chciała pokazać, że posiada wyobraźnię przestrzenną, że potrafi właściwie operować perspektywą i pracą na trzech rzutniach. Miała nadzieję, że to się jej udało. Testy z matematyki, fizyki i angielskiego poszły jej znacznie łatwiej.
Wreszcie doczekała się tej najważniejszej dla niej wiadomości. Nerwowo rozrywała kopertę, którą odebrała od listonosza. Zanim dobiegła do domu już wiedziała, że jest na liście studentów. Tego dnia było wielkie święto w domu Winnickich. Wszyscy gratulowali jej i ściskali. Oboje rodzice popłakali się ze szczęścia.
Przez okres wakacji Ania wreszcie trochę odżyła. Zszedł z niej ten egzaminacyjny stres. Koleżanki, z którymi chodziła do podstawówki i liceum zazdrościły jej. Żadnej z nich nie udało się dostać na studia. Niektóre nie zdały nawet matury, a kilka zaliczyło niechcianą ciążę i obrosło pieluchami. Współczuła im. Ona dla siebie marzyła o innej przyszłości. Owszem, miała zamiar założyć rodzinę, mieć męża i dzieci, ale jeszcze nie teraz, bo przecież najpierw trzeba coś osiągnąć w życiu, do czegoś dojść, żeby móc myśleć o rodzinie. Któregoś wieczora paląc ognisko na polu i piekąc ziemniaki w popiele jedna z koleżanek zapytała ją o jej ideał mężczyzny. Zaskoczyło ją to pytanie i nie bardzo wiedziała co ma na nie odpowiedzieć.
 - Chyba nie mam swojego określonego ideału – powiedziała po namyśle. – Chciałabym, żeby miał dobry charakter, żeby mnie szanował i doceniał. Był inteligentny i potrafił mnie rozśmieszyć. Dobrze by było, żeby był rodzinny, opiekuńczy i żebym miała zawsze z nim o czym rozmawiać. Nie musi być piękny byleby posiadał większość z tych cech, które wymieniłam.
 - Szukasz Aniu księcia z bajki. Teraz nie zdarzają się tacy faceci. No, chyba że w bajkach.
Ania uśmiechnęła się smutno.
 - Może mnie jakiś się przydarzy, zobaczymy…

Pierwsze trzy lata miała bardzo intensywne. Było niesamowicie dużo nauki. Dodatkowo udzielała korepetycji z matematyki i brała zlecenia ze spółdzielni studenckiej „Żaczek”. Było to głównie sprzątanie lub mycie okien. Rzadziej roznoszenie ulotek. Czasem pomagał jej Piotrek, który dostał się na pierwszy rok geodezji i tak jak ona mieszkał w akademiku. Do domu starali się jeździć jak najczęściej, czasem przyjeżdżali do stolicy rodzice zwożąc im ogromne ilości wałówki w postaci domowego pasztetu, pachnącego smalcu, czy pysznych dżemów. To starczało na jakiś czas i pozwalało zaoszczędzić pieniądze.
Po trzecim roku okazało się, że nie przyznano Ani miejsca w akademiku i musiała coś wynająć. Trochę się martwiła, czy będzie ją na to stać, ale wtedy rodzice wyszli z propozycją, że jej pomogą, bo mają na to pieniądze.
 - Najlepiej wynająć jakąś kawalerkę córcia. Miałabyś więcej swobody i nikt by ci nie przeszkadzał. Popytaj i zorientuj się w cenach. Może nie będzie tak źle.

Długo czytała ogłoszenia i obejrzała mnóstwo mieszkań. Jednak koszty wciąż były dla niej za wysokie. W końcu trafiła na starą kamienicę, w której na pierwszym piętrze było mieszkanie do remontu. Wyglądało strasznie. Jedynym jego atutem były dwa maleńkie pokoiki. Ojciec pojechał wraz z nią obejrzeć tę ruinę. Już na miejscu dołączył do nich Piotrek.
 - Tu trzeba włożyć sporo pieniędzy tato. Naprawdę nie warto. Ono jest tanie, bo właściciel chce za nie tylko czterysta pięćdziesiąt złotych i zapewnia, że przez dwa lata nie podniesie mi opłat, ale też nie zwróci nam za ewentualny remont.
 - A ja myślę kochanie, że nie będzie tak źle. Zostały się farby z remontu domu. Są nawet panele podłogowe, bo za dużo ich kupiłem. Jak weźmiemy się z Piotrkiem do roboty, to wyremontujemy raz, dwa. Wtedy i on będzie mógł tu mieszkać.
Rzeczywiście przez okres wakacji obaj Winniccy doprowadzili mieszkanie do pełnej używalności i to bardzo tanim kosztem. Znalazły się też płytki, które przeleżały w ich rodzinnym domu na strychu dobre dziesięć lat. Wyrzucili starą wannę i wymurowali z cegieł całkiem porządny brodzik. Pod koniec września Ania wraz z Piotrkiem wprowadziła się do odnowionego mieszkanka. W meble nie inwestowali, ale pozyskali je za darmo od ludzi, którzy chcieli się ich pozbyć. Tym sposobem urządzili obydwa pokoje i kuchnię. Właściciel był pod wrażeniem i zgodnie z tym co obiecał, podpisał z Anią umowę na dwa lata.

Niektórzy koledzy ze studiów bywali czasem wobec niej nachalni. Narzucali się jej usiłując się z nią umówić. Bez wątpienia rwała oczy płci przeciwnej. Długie blond włosy wyróżniały ją od reszty dziewczyn stylizujących się raczej na wieczne chłopczyce w rozciągniętych bluzach i wytartych jeansach. Ona nie miała przekonania do tego stylu ubierania się. Zwykle chodziła w szytych przez mamę spódnicach o różnych fasonach i stylowych bluzeczkach. Nie była zwolenniczką kupowania rzeczy tanich, bo wiedziała, że posłużą jej tylko przez krótki czas. Jeśli miała już coś kupować, to musiało to być gatunkowo na tyle dobre, żeby miała pociechę na kilka lat. Wynikało to głównie nie z tego, że miała sporo pieniędzy, ale właśnie z tego, że ich nie miała i ceniła każdy zapracowany grosz. Zawsze wyglądała schludnie i przyjemnie było na nią patrzeć. Podobnie jak w liceum tak i tutaj nie miała czasu na randkowanie i wszelkie próby namówienia jej na spotkanie spełzały na niczym.
 - Wybacz, - tłumaczyła jednemu i drugiemu – ale ja naprawdę nie mam czasu na randki. – Po zajęciach dorabiam korepetycjami lub sprzątaniem, a przecież często trzeba zrobić jakieś projekty. Kiedy ja mam czas na życie osobiste?
Odchodzili zawiedzeni i nawet urok osobisty niektórych z nich na nią nie działał.

Jesień tego roku nie była piękna i złota. Każdego ranka częstowała ołowianymi chmurami i rzęsistym deszczem. To nie nastrajało optymistycznie. Już trzecią godzinę siedziała w uczelnianej bibliotece wyszukując pozycje potrzebne jej do pracy dyplomowej. Już znała jej temat chociaż miała się bronić dopiero za półtora roku. Przetarła zmęczone powieki i zamknęła notatnik. Miała dość na dzisiaj. Odniosła książki i spakowała torbę. Na zewnątrz silny podmuch wiatru uderzył ją prosto w twarz. Nie było mowy, żeby udało jej się utrzymać parasol w dłoni. Nacisnęła mocniej czapkę na uszy i ruszyła w stronę przystanku. Obok niej przemknął osobowy samochód. Ogromna fala brudnej wody z kałuży oblała ją od stóp do głów. Nie zdążyła odskoczyć i krzyknęła głośno. Ku jej zdumieniu auto zatrzymało się kilka metrów dalej i wyskoczył z niego jakiś mężczyzna. Podbiegł do niej usiłując przekrzyczeć świszczący wiatr.
 - Strasznie panią przepraszam. Wjechałem w wielką dziurę. Nie sądziłem, że natknę się tu na taką niespodziankę – wygrzebał z kieszeni paczkę higienicznych chusteczek i usiłował wytrzeć jej płaszcz. Jej piękny płaszcz z wielbłądziej wełny.
 - Co pan wyprawia? Przecież jeszcze pogarsza pan sprawę, bo rozmazuje mi pan błoto. W taką pogodę jeździ się wolno i zwraca się uwagę na to, czy kogoś się nie wykąpie w brudnej kałuży. Proszę przestać – kategorycznie odsunęła jego rękę i dopiero teraz spojrzała mu w oczy. Zamarła. Te oczy były pełne szczerego żalu, współczujące i dobre. Mężczyzna też utonął w jej spojrzeniu.
 - Błagam panią o wybaczenie. Naprawdę nie zrobiłem tego specjalnie. Kolega mnie prosił, żebym odwiózł mu samochód i to dlatego jechałem szybciej niż powinienem. Śpieszyłem się… Może…, może da się pani namówić na kawę? Choć w części chciałbym się zrehabilitować.
 - Na pewno nie w tym płaszczu. Ociekam cała wodą.
 - To może jutro po południu – nalegał mężczyzna. – Znam tu niedaleko biblioteki przemiłą knajpkę…
 - No dobrze – zgodziła się. – Jutro o siedemnastej w tej knajpce. Ja też ją znam. - Ucałował z atencją jej dłoń i zaproponował podwiezienie do domu. Odmówiła jednak. – Pan się śpieszy a ja za chwilę mam autobus. Do zobaczenia.

48 komentarzy:

  1. Już od początku zaintrygowałaś. Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy. Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że tak uważasz, bo ciężko jest zaintrygować czytelnika pierwszym rozdziałem.
      Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za wpis. :)

      Usuń
  2. Rzeczywiście nawet teraz na wsi rodziny są bardziej liczne niż w miastach. Może nie ma siedmioro dzieci, ale średnio trójeczka, to jest standard. Niestety przekłada się to na standard życia i na jakość wykształcenia dzieci. Standardem jest też to, że dzieciaki w dalszym ciągu pomagają na gospodarce, stąd tyle wypadków. Świetnie, że Ania i Piotrek tak dobrze się uczyli;) Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W małym, wiejskim środowisku przeważnie zawsze trafiają się jednostki uzdolnione i wręcz wybitne. Wyrosłe często w biedzie mają ogromne ambicje do nauki, bo rozumieją, że tylko poprzez nią i dzięki niej są w stanie osiągnąć bardzo wiele i żyć lepiej niż ich rodzice. Właściwie ukierunkowana ambicja, to nic nagannego a raczej wręcz przeciwnie.
      Dziękuję pięknie za wpis i serdecznie pozdrawiam. :)

      Usuń
  3. Święta prawda - biedaków nie stać na najtańsze rzeczy. Zazwyczaj jak się kupi coś droższego, to przynajmniej nie rozpadną się po pierwszym praniu i posłużą dłużej. Pozdrawiam Mira

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mira
      Ja też tak uważam. Rzeczy tanie nie posłużą długo i zaraz się zniszczą. Jeśli chce się zaoszczędzić na ciuchach lub innych rzeczach należy kupować z tej górnej półki, chociaż to też nie jest gwarancją, że wytrzymają kilka lub kilkanaście lat, ale szanse są duże.
      Pozdrawiam najserdeczniej i bardzo dziękuję za komentarz. :)

      Usuń
  4. Kurcze, ale trafił jej się facet!? Jak mnie kiedyś auto obryzgało, to nikt się nie zatrzymał, tylko popędził dalej. Nawet nie zdążyłam zapamiętać rejestracji. Ciekawe czy z tej znajomości coś wyniknie? Pozdrowienia. Edyta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Edyta
      Myślę, że większość obryzganych przeklina winowajców za to, że się nie zatrzymali i woleli zwiać. Z tej znajomości coś tam wyniknie, ale nie tak od razu.
      Pozdrawiam serdecznie i dziękuję pięknie za wpis. :)

      Usuń
  5. Muszę przyznać, że trochę mi szkoda Ani. Tylko nauka i nauka, a gdzie pierwsze miłości? Tego później już nie da się nadgonić. Wykształcenie jest bardzo ważne, ale trochę uciech przecież też się należy. Piotrek też tak pościł? Oczekując na kolejny czwartek serdecznie pozdrawiam;) Jolka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ania to dziewczę niezwykle ambitne i raczej odporne na wdzięki płci brzydkiej. Ona ma po prostu inne priorytety niż reszta jej koleżanek. Postanowiła do czegoś dojść w życiu, wyznaczyła sobie cel i będzie konsekwentnie do niego dążyć.
      Bardzo dziękuję, że wpadłaś i zostawiłaś ślad. Pozdrawiam serdecznie. :)

      Usuń
  6. Świetna część. Na pewno będę śledziła dalsze losy Ani i jej brata. Muszą znaleźć swoje połówki, bo rodzice będą niepocieszeni z powodu braku wnuków;) Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piotrkowi poświęcam tutaj znacznie mniej uwagi niż Ani, bo to ona jest główną bohaterką, chociaż jego też starałam się nie pomijać. Na razie nie mogę napisać nic o ich przyszłości, więc o ich połówkach również.
      Pozdrawiam pięknie i dziękuję za komentarz. :)

      Usuń
  7. Zapowiada się dość ciekawie. Widać, że Ania i Piotr to bardzo ambitne osoby.
    Czyżby to niefortunne spotkanie miało być jakimś przełomem w prywatnym życiu Ani.
    A ten mężczyzna okazał się no może nie w stu procentach taki jak opisała go swojej koleżance, ale właśnie tym który odmieni jej życie na lepsze.
    Pozdrawiam serdecznie
    Julita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Julita
      To niefortunne spotkanie nie będzie niczym przełomowym i nie należy liczyć się z tym, że ta dwójka będzie miała jakąś wspólną przyszłość, a przynajmniej na razie. Ani spodobały się jego oczy i uprzejmość, bo przecież mógł się wcale nie zatrzymać, ale przecież kompletnie go nie zna i nie wie, czy on odpowiada jej wyobrażeniom. Na razie nie radziłabym spekulować na ten temat.
      Pozdrawiam Cię najpiękniej i bardzo dziękuję za wpis. :)

      Usuń
  8. Serce rośnie jak się czyta, że Ania i Piotrek tak doskonale sobie radzą. Dla rodziców, to wielka pociecha, a na miłość przyjdzie jeszcze czas;) Serdecznie pozdrawiam Regina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Regina
      I tu się z Tobą zgadzam, bo masz zdrowe podejście. Jeśli dziecko chce się uczyć, należy mu to umożliwić i z całą pewnością takie ambitne dziecko jest dumą dla rodziców zwłaszcza wtedy, gdy wie czego chce i do czego dąży.
      Pozdrawiam Cię cieplutko i bardzo dziękuję za komentarz. :)

      Usuń
  9. Witaj Małgosiu !
    Nie pamiętam kiedy zaglądałam tu ostatnio, ale to z powodu braku czasu. A Ty nadal piszesz i wciąż tak cudownie. Zaczynasz czytać i z każda kolejna linijka chcesz więcej a tu przychodzi koniec rozdziału . Powinnam nadrobić zaległości na twoim blogu ale nie wiem czy Antoś mi na to pozwoli . Kiedyś czytałam dużo więcej i książek i opowiadań np na Twoim blogu. Ostatnio zatraciłam jakoś ten sposób spędzania wolnego czasu. Teraz w wolnych chwilach biegam po podwórku za swoim synkiem.

    Pozdrawiam Biedronka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biedronko!
      Przede wszystkim gratuluję synka. Ostatni raz odezwałaś się na blogu, kiedy byłaś przy nadziei. I jeszcze to piękne imię - Antoś. Na pewno jest absorbujący, ale czyż nie jest to najpiękniejsza praca na świecie - wychowywanie dziecka?
      A ja nadal piszę i jak wyobraźnia i zdrowie pozwoli, będę to robić do końca życia. To dla mnie forma relaksu i niepamiętania o własnych problemach. Do nadrobienia masz całkiem sporo, ale może kiedyś Ci się uda. Tymczasem życzę Ci najpiękniejszych, najbardziej wzruszających chwil ze swoim synkiem. Niech chowa się zdrowo i szczęśliwie. A Ty wpadaj i dawaj znać czasem o sobie, bo ja bardzo lubię takie miłe niespodzianki.
      Pozdrawiam Cię najserdeczniej i czekam na Twoje komentarze. :)

      Usuń
  10. Miłość ma swoje prawa, a młodość musi się wyszumieć, to prawdy stare jak świat. Przecież z największym sentymentem wspominamy właśnie te pierwsze, nieporadne, skradane ukradkiem całusy. Mam nadzieję, że Ania zdoła szybciutko to wszystko nadrobić;) O Piotrka jakoś jestem dziwnie spokojna, że on znalazł czas i na naukę i na podrywanie koleżanek;) Czekam na next. Pozdrowienia;) Kara

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kara
      Ania jest osobą dość pragmatyczną i raczej nie będzie wdawać się w jakieś przelotne miłostki, ale to wszystko do czasu. Niejako z przekory i własnej determinacji zrobi coś, czego będzie żałować już zawsze, ale o tym za jakiś czas.
      Pozdrawiam najserdeczniej i bardzo dziękuję za wpis. :)

      Usuń
  11. Ale trafiły się ambitne osoby;) Zastanawiam się czy Ani nie jest ciężko? Nic nie piszesz o przyjaciółkach (koleżanki, to jednak nie to samo), więc domyślam się, że i na to zabrakło jej czasu. Trochę szkoda, bo najtrwalsze przyjaźnie zawiązują się właśnie w szkole średniej, na studiach. Później jest już znacznie trudniej, bo wiadomo, każdy ma swoje sprawy, pojawiają się rodziny, a co za tym idzie więcej obowiązków. Pocieszające jest to, że chyba serce jej drgnęło na widok tego faceta. Ciekawe co wyniknie z tego spotkania? Pozdrawiam;) Iza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iza
      Ania od zawsze była odludkiem, bo nie nadawała na tych samych falach co jej koleżanki. Realizowała swoje marzenia o byciu kimś. Owszem chce wyjść za mąż i mieć rodzinę, ale jeśli ma to zrobić, to tylko z kimś przy kim poczuje motyle w brzuchu.
      Ze spotkania na razie nic nie wyniknie niestety.
      Pozdrawiam Cię pięknie i dziękuję za komentarz. :)

      Usuń
  12. Zaczyna się ciekawie;) Nie dziwię się, że Ania była niezbyt miła dla tego mężczyzny. Zniszczył jej płaszcz i przemoczył. Jeśli było tak paskudnie, to gotowa jeszcze zachorować. Gdyby skorzystała z podwiezienia może by się lepiej poznali? Czekam na ich spotkanie. Pozdrawiam i do następnego razu;) Nina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nina
      Na miejscu Ani każdy byłby wściekły więc jej reakcja była raczej typowa. Do domu wróciła przemoknięta, więc złapanie jakiejś infekcji nie jest takie niemożliwe.
      Bardzo dziękuję za wizytę na blogu. Serdecznie pozdrawiam. :)

      Usuń
  13. To chyba drugie opowiadanie o architektach. Nie powiem, że nie lubię, byłaby to nieprawda. Przyznaję, że początek i wiele aspektów jak z mojego życia. Aż żal, że nikt mnie nie zalał blotnista woda. Cóż mam nadzieję, że i mnie spotka w życiu ktoś ciekawy. A jakiś dobry Anioł "trzasnie" w plecy, abym nie przegapila szansy do zbudowania szczęścia.
    Czekam na kolejny rozdział i serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gosia
      Ależ Ty masz pamięć! To faktycznie druga historia, w którą wpleciony jest zawód architekta. Tamta też nie dotyczyła serialu "BrzydUla" i nosiła tytuł "Sobie przeznaczeni".
      Nigdy nie mów "nigdy", bo być może nie zostaniesz oblana z błotnistej kałuży, ale może się przecież zdarzyć, że najzwyczajniej na świecie zostaniesz zaproszona przez jakiegoś przystojniaka na romantyczną randkę. Myślę, że nie trzeba mieć anioła do trzaśnięcia w plecy. Kobiety mają intuicję i raczej jej słuchają. Same dobrze wiedzą, czy to ten właściwy i nie sądzę, że można by było takie coś przegapić.
      Pozdrawiam Cię najserdeczniej i bardzo dziękuję za niezwykle rozsądny komentarz. :)

      Usuń
  14. Opowiadanie zapowiada się świetnie, jak zresztą wszystkie Twoje opowiadania na blogu Małgosiu. Szczerze zazdroszczę Ci zdolności literackich i pomysłów by tworzyć tak piękne historie. Cieszę się, że nie piszesz do szuflady a dzielisz się swoimi talentami, i takie "zwykłe szaraczki" jak ja mogą wczuwać się w role Twoich bohaterów i razem przeżywać wszystkie smutki i radości. Pozdrawiam Cię serdecznie. Beata.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Beata
      Bardzo dziękuję za te pochwały, ale przede wszystkim nie ma czego zazdrościć dopóki się samemu nie spróbuje. Skąd wiesz, że nie masz zdolności, skoro nie próbujesz pisać? Ja potrzebę pisania odkryłam nagle po ostatnim odcinku BrzydUli, gdy odczułam niedosyt i byłam nieco rozczarowana takim zakończeniem. Napisałam pierwsze opowiadanie i raczej nie miałam zamiaru pisać kolejnego aż do momentu, gdy pojawił się nowy pomysł. Popatrz co stało się od tego czasu. Nie wszystkie opowiadania są dobre, bo czasem mam słabszą formę i pomysły, ale dopóki znajdują się chętni, żeby je czytać, to ja zobowiązuję się pisać. Czy to opowiadanie będzie dobre, trudno mi to oceniać, bo przecież to od Was wychodzą wszystkie opinie. Pożyjemy, zobaczymy...
      Pozdrawiam Cię najserdeczniej i bardzo dziękuję, że czytasz. :)

      Usuń
    2. Małgosiu, obiecuję że dokąd będziesz pisać to ja i pewnie nie tylko ja będę je czytać. Czytam nie tylko Twoje, ale odwiedziłam różne blogi dziewczyn piszących o Uli, Marku i nie tylko. Znalazłam świetną lekturę do której dość często wracam czytając starsze opowiadania. Życzę Ci, by wena nigdy Cię nie opuszczała i byś tworzyła piękne historie którymi zachwyca się masa osób. Beata.

      Usuń
    3. Beata
      Czasem ta wena bardzo mnie nie lubi i opuszcza mnie na długi czas. Wtedy ratunek w Was, czytelniczkach. Proszę Was wtedy o jakieś pomysły na nowe historie i czasem zdarza się, że z nich korzystam. Jeśli śledziłaś wszystkie posty, to z pewnością natknęłaś się na wzmianki mówiące, że napisałam coś z wykorzystaniem czyjegoś pomysłu, lub kontynuowałam opowiadanie kogoś innego np. Biedronki. Sporo rzeczy powstało we współpracy z Gają, ale są też opowiadania innych autorek rozwinięte przeze mnie w większą ilość rozdziałów. Tak było z opowiadaniem RanczUli. Jak więc widzisz w istnieniu tego bloga nie tylko ja mam swój udział, ale czytelnicy również, a może przede wszystkim, bo przecież gdyby nie oni i komentarze, które zostawiają, ten blog byłby martwy.
      Pozdrawiam Cię serdecznie. :)

      Usuń
  15. Rycerz na białym koniu;) Miło z jego strony, że się zainteresował losem oblanej kobiety, a przecież nie mógł wiedzieć, że z Ani taka ładna dziewczyna. Dlatego myślę, że to rycerz;) Zobaczymy czy to pierwsze wrażenie się potwierdzi, czy wręcz odwrotnie, on okaże się dętym dupkiem? Przesyłam ciepłe pozdrowienia;) Daga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Daga
      Chłopak po prostu okazał się uprzejmy. Chciał pomóc, bo zawinił, a czy okaże się rycerzem, czy dupkiem przeczytasz w kolejnych częściach.
      Pozdrawiam serdecznie i bardzo dziękuję za komentarz. :)

      Usuń
  16. Czy ja dobrze zrozumiałam, oni się sobie nie przedstawili, nie wymienili telefonów? Ania była zła, ale on powinien o to zadbać. Już chociażby po to aby zwrócić jej koszty pralni. Lepszy taki powód niż żaden;) Co by zrobili gdyby któremuś z nich coś wypadło i nie mógłby przyjść? To kolejny argument za numerem telefonu. Ciekawa jestem czy Ani przejdzie złość zanim się nie spotkają? Do następnego. Pozdrawiam;) AB

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. AB
      Niestety. Nie przedstawili się sobie, nie wymienili telefonów. Wynikło to z nieprzyjemnej sytuacji, rozdrażnienia Ani i jej zdenerwowania. Mają się spotkać. Są umówieni więc nic jeszcze nie jest przesądzone. Oczywiście nie jest wykluczona sytuacja, że któreś z nich nie będzie mogło się stawić na spotkanie.
      Pięknie dziękuję za wpis i najserdeczniej pozdrawiam. :)

      Usuń
  17. Szkoda mi tego faceta. Za to, że zachował się jak należy dostał niezły ochrzan. Uśmiałam się jak sobie wyobraziłam jak on próbuje wyczyścić ten płaszcz. Biedaczek, nieźle musiało być mu głupio. Ciekawe, czy jest taki przyzwoity w rzeczywistości? Pozdrawiam;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ania nie mogła go pochwalić za to co zrobił, bo jakby nie patrzeć zniszczył jej drogi płaszcz. Myślę, że żadna z nas nie byłaby pobłażliwa dla winowajcy. Czy jest przyzwoity, to się okaże.
      Pozdrawiam pięknie i bardzo dziękuję za komentarz. :)

      Usuń
  18. Witaj Małgosiu,
    pierwsze co mi przyszło do głowy, to stwierdzenie, że w rodzinie siła. Rodzice Ani i Piotra stworzyli dzieciom ciepły dom, dali im dobry przykład, nauczyli ich ciężkiej pracy, zachęcali do nauki, nie rozpieszczali ich do nieprzytomności, zbudowali w nich poczucie własnej wartości, nie straszyli przed nieznanym, wręcz przeciwnie, nie bali się wypuścić Ani, a później Piotra do internatu. Dzięki temu oboje są silnymi osobami, osiągają sukcesy na miarę swoich lat, nie mają dwóch lewych rąk, nie boją się żadnej pracy. Dzięki takiemu wychowaniu Piotrek z tatą potrafili samodzielnie wyremontować mieszkanie, zawsze to taniej. Fajne jest też to, że rodzeństwo potrafi się ze sobą dogadać, że jedno drugiemu nie zazdrości, że nie skaczą sobie do oczu, że nie walczą o to, kto z nich jest ważniejszy, że potrafią się wzajemnie wspierać. To dobry budulec na kolejne lata życia. Każdy członek ich rodziny wie na pewno, że mogą na siebie liczyć w każdej sytuacji. A wałówki przywożone z domu są naprawdę bardzo ważnym elementem życia niezbyt zamożnych studentów. Oprócz tego, że pomagają zaoszczędzić, to dodatkowo nie pozwalają zapomnieć o mamie i tacie. Mam nadzieję, że w tym pędzie za nauką i karierą oboje znajdą również czas na założenie rodziny. Przecież Ania wie jaki powinien być ten jej ideał. Wystarczy tylko go poszukać wokół siebie. Czekam na kolejny czwartek, mam nadzieję, że nie zawiodę:) Serdecznie pozdrawiam i przesyłam uściski:) Gaja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gaja
      Do założenia rodziny przez rodzeństwo jeszcze daleko. Zarówno Ania i Piotrek są niezwykle ambitni i mimo pokus, które niesie miasto niezbyt na nie podatni. Ogromne wsparcie rodziców jeszcze bardziej motywuje ich do wysiłku. Jedno jest pewne. Najpierw nauka a potem miłość.
      Dzięki za komentarz, bo już myślałam, że nie będziesz go miała na czym wyklepać. Przesyłam buziole. :)

      Usuń
  19. Życie nie jest sprawiedliwe. Niektórzy rodzą się piękni i obdarzeni dużym ilorazem inteligencji, a drudzy choćby bardzo się starali i równie ciężko pracowali, nigdy nie osiągną sukcesu, bo zostali pozbawieni tej iskry bożej. Najczęściej jest tak, że ci, którym się powiodło i urodzili się w tzw. czepku nie potrafią tego docenić. Na szczęście Ania i jej brat na pewno to doceniają i nie szczędzą sił aby jeszcze bardziej rozwijać się naukowo. Ciekawe czy będą mieli też szczęście w życiu osobistym? Gorąco pozdrawiam Teresa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teresa
      "Życie nie jest sprawiedliwe." A kto mówił, że jest? Jedni mają całe życie z górki, inni wciąż się na nią wspinają. Nic nie odbywa się łatwo i prosto i zawsze jest okupione większym lub mniejszym wysiłkiem. Rodzeństwo na razie wkłada go całkiem sporo, by osiągnąć cel, który sobie założyli. Szczęście prywatne musi jeszcze poczekać.
      Pozdrawiam Cię najserdeczniej i dziękuję za komentarz. :)

      Usuń
  20. Okazuje się, że rodzice niepotrzebnie się martwili, żeby ich dzieci wyszły na ludzi. Fajne z nich rodzeństwo. Ania zachowuje się co prawda trochę jak stara maleńka, ale myślę, że będą z niej ludzie;) Musi tylko pojawić się facet, który zawróci jej w głowie. Wtedy zobaczy, że sukcesy naukowe, to nie wszystko;) Trzymam za to kciuki. Może tym facetem okaże się nieznajomy? Czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam;) Ada

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ada
      Masz rację co do Ani, że ona taka stara maleńka. Brak jej tzw. luzu tak typowego dla dziewczyn w jej wieku. Ona siedzi z nosem w książkach, a one poznają życie rozrywkowe dużego miasta. To nie będzie tak, że pojawi się ktoś, kto będzie z nią z wielkiej miłości, którą ona odwzajemni. Jej życie raczej pod tym względem trochę się skomplikuje.
      Pozdrawiam cieplutko i bardzo dziękuję za wpis. :)

      Usuń
  21. Czy próg w tytule opowiadania, to jest próg samochodu? Jeśli tak, to szczęściem dla Ani będzie przystojny nieznajomy? Ale chyba nie, bo jak mówimy o progu, to myślimy raczej o domu, prawda? Jeśli tak, to szkoda czasu na nieznajomego. Należy szukać dalej;) Pozdr

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Próg, to nie próg samochodowy, to próg od domu i tu dobrze wydedukowałaś. Ten nieznajomy jeszcze trochę się poprzewija przez opowiadanie.
      Dziękuję bardzo za wizytę na blogu. Najserdeczniej pozdrawiam. :)

      Usuń
  22. Kolejna interesująco rozpoczynająca się historia. Jest dwóch ambitnych ludzi dążących wprost do celu nie poddających się jak domniemam los się do nich uśmiechnie, szczególnie do Anki głównej bohaterki. Pytanie czy istniejący nieznajomy przyczyni się do tego szczęścia i będzie tą miłością czy ktoś zupełnie nowy. Pozdrawiam serdecznie :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Justyna
      Na razie to ten nieznajomy przyczynił się do jej nieszczęścia niszcząc jej horrendalnie drogi płaszcz. Nie jestem pewna czy to dobrze dla nich rokuje. Jednak fakt jest faktem, że Anka jest pod urokiem pięknych oczu nieznajomego.
      Pozdrawiam Cię serdecznie i bardzo dziękuję za wpis. :)

      Usuń
  23. Czyżby szykowała się miłość od pierwszego wejrzenia, bo Ania z tych spokojnych jest i chłopaka do tej pory nie miała, jak zrozumiałam. A ten nasz NN musiał mieć naprawdę niezwykłe spojrzenie, że namówił Anię na kawę.Albo przekonało ją to, że jest dobrze wychowany, bo zatrzymał się przeprosił i próbował pomóc. Inny pojechałby dalej nie przejmując się tym, że kogoś ochlastali. A tak szczerze to nie spotkałam tak kulturalnego kierowcy. Może ta biblioteka ich jeszcze połączy. Skoro oboje o niej wiedzą.
    Pozdrawiam miło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. RanczUla
      Najwyraźniej NN ma oczy, których się nie zapomina, a Ania jest pod dużym wrażeniem tego spojrzenia. Nie chcę za dużo zdradzać, ale będzie trochę zawirowań.
      Pozdrawiam Cię cieplutko i bardzo dziękuję za wpis. :)

      Usuń