Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 30 sierpnia 2018

POWRÓT DO DOMU - rozdział 1


„POWRÓT DO DOMU”



ROZDZIAŁ 1


To był znowu jeden z tych dni, który wykończył ją i fizycznie i psychicznie. Kolejny raz pomyślała, że wybrała zły zawód. Zawód, który mścił się na niej każdego dnia i od którego otrzymywała codziennie tęgie lanie. Miał rację ten, kto wymyślił to złośliwe powiedzenie „żebyś cudze dzieci uczył”. I chociaż na początku wierzyła, że wykonywanie zawodu nauczyciela jest jej powołaniem, to życie szybko to zweryfikowało. Bezstresowe wychowywanie dzieci nie zawsze się sprawdzało, czego miała liczne przykłady w klasach, w których wykładała angielski. Dzieciaki bywały rozwydrzone, bezczelne i pozbawione jakichkolwiek hamulców. Jednemu z nich, synowi miejscowego prominenta wstawiła dzisiaj niedostateczny. Chłopak w szkole zjawiał się okazjonalnie i nigdy nieprzygotowany do lekcji. Przy tablicy kpił sobie z niej w żywe oczy. W końcu wpisała mu dwóję do dziennika, a on ująwszy się pod boki bezczelnie zapytał, czy ona zdaje sobie sprawę z tego, kim jest jego ojciec.
 - Mam nadzieję, że Bogiem, – odpowiedziała – bo nikt mniej znaczący już ci nie pomoże. Będziesz powtarzał klasę.
Wychodząc ze szkoły zauważyła na tylnej szybie swojego samochodu świeżo wymalowany sprayem napis „Głupia cipa”. Wyjęła telefon i zrobiła zdjęcie, żeby mieć dowód, gdy zjawi się w szkole prominentny tatuś sprawcy. Podjechała do myjni prosząc, żeby w miarę możliwości oczyszczono szybę. Na szczęście farba nie zdążyła jeszcze dobrze wyschnąć.
To wydarzenie i w ogóle cały dzisiejszy dzień kompletnie wytrąciły ją z równowagi. Miała dwadzieścia siedem lat a już czuła się zupełnie wypalona w swoim zawodzie.
Weszła do klatki i mimowolnie zerknęła na wiszące pocztowe skrzynki. Jej własna pękała w szwach od korespondencji, której część wystawała na zewnątrz. – Pewnie znowu reklamy – westchnęła ciężko. Ostrożnie otworzyła klapkę i wygarnęła ze środka sporo kolorowych kartek. Idąc schodami na czwarte piętro przeglądała ten stosik do momentu, aż natknęła się na podłużną kopertę z jej adresem. Pismo wydało jej się znajome. Na odwrocie widniał adres nadawcy. Uśmiechnęła się. – To od wujka Karola. – Nawet nie pamiętała kiedy widziała go po raz ostatni. Chyba na pogrzebie babci, jakieś jedenaście lat temu. Strasznie dawno. Ciekawe, czego chciał.
Weszła do mieszkania i rozebrała się wsuwając stopy w miękkie kapcie. Zaparzyła sobie kawy i z kolorowym kubkiem usiadła wygodnie na kanapie. Otworzyła kopertę i wyjęła z niej kartkę zapisaną ładnym, wręcz kaligraficznym pismem.

Droga Bożenko
Pewnie zdziwił Cię mój list, ale sprawy w Hamrzysku przybrały zły obrót i właściwie nadeszła pora, żebyście Ty i Witek zadecydowali o losach domu, który babcia zapisała Wam w spadku. Dopóki mogłem starałem się go doglądać robiąc w nim drobne naprawy, ale ostatnio moje zdrowie mocno szwankuje a i finansowo nie jestem już w stanie podołać. Byłoby dobrze, gdybyście oboje mogli tutaj przyjechać, obejrzeć i podjąć jakieś decyzje. Niedługo kończy się rok szkolny więc na pewno wygospodarujesz trochę czasu, a i Witek go znajdzie jak się postara. Do niego wysłałem podobny list. Nie chciałbym Was poganiać, ale sprawa wydaje się dość pilna, bo chałupa wprawdzie stoi, ale dach wymaga gruntownej naprawy podobnie jak okna, których ramy spróchniały, a obejście zarosło chwastami. To przerasta moje siły a i zdrowie często nie pozwala wybrać się z Białej, choć to tylko siedem kilometrów. Napisz mi Bożenko, kiedy ewentualnie mogłabyś się tu pojawić. Czekam na Was oboje.
Wujek Karol.

Oderwała wzrok od listu i zamyśliła się. Miała wyrzuty sumienia, że od tak dawna nie odzywała się do niego i o to, że zupełnie przestała interesować się domem, który śmiało mogła nazwać swoim rodzinnym. Domem pełnym ciepła i babcinej miłości.
Jej rodzice po ślubie zamieszkali w Poznaniu. Tam też ona przyszła na świat. Jednak odkąd pamiętała, w domu zawsze toczyły się kłótnie i spory. Nie dochodziło wprawdzie do rękoczynów, ale ciągłe krzyki i wyzwiska powodowały, że zaszywała się w najciemniejszym kącie mieszkania, żeby przeczekać. To nie były dobre warunki do wychowania dziecka. W końcu któregoś dnia ojciec i matka doszli do wniosku, że tak dłużej nie da się żyć. Właściwie zadecydowała o tym jej rodzicielka, która znalazła sobie innego mężczyznę i pewnego dnia wyniosła się z mieszkania z dwoma walizkami zostawiając ją i ojca. On nie miał pojęcia, jak zająć się czterolatką. Zazwyczaj go nie było, bo pracował jako kolejarz i często wyjeżdżał w trasy. Pewnego dnia spakował jej wszystkie ubranka i wywiózł ją do Hamrzyska, gdzie mieszkała jego matka. W swoim życiu popełnił wiele błędów, ale scedowanie opieki nad małą Bożeną na własną matkę było słusznym posunięciem. Dom babci Emilii wydawał się dziewczynce domkiem z bajki. Stał na niewielkim wzgórku, otoczony lasem, z dala od zabudowań małej wioski jaką było Hamrzysko. Otoczenie dawało pretekst do wyobraźni i uwrażliwiało Bożenę. Tu nawet nie było asfaltowej drogi, a do najbliższych większych wsi od pięciu do dziesięciu kilometrów. Wioseczka zagubiona w Puszczy Nadnoteckiej żyła własnym, leniwym życiem.



Mieszkańcy zajmowali się głównie zbieraniem runa leśnego, lub zatrudniali się w szkółce leśnej, czy w przedsiębiorstwie, do którego należało sześć stawów hodowlanych.
Odkąd Bożena zamieszkała z babcią ta oswajała ją z lasem. Chodziły razem na grzyby, jagody, czy maliny. Część z tych skarbów babcia sprzedawała do skupu, a część suszyła lub robiła z nich przetwory. Jej kuchnia zawsze pachniała ziołami uwieszonymi u sufitu. Obok zwieszały się warkocze czosnku, cebuli czy też suszących się grzybów.
Babcia Emilia miała wielkie serce, które kochało swoją wnuczkę miłością wielką, ale mądrą. Od najmłodszych lat uczyła dziewczynkę gospodarności i radzenia sobie w życiu. Nigdy nie podnosiła głosu i zawsze wszystko tłumaczyła cierpliwie i łagodnie.
Kiedy Bożenka skończyła siedem lat babcia zapisała ją do szkoły. Codziennie rano zaprowadzała ją pod jedyny, wiejski sklep, obok którego zatrzymywał się osinobus zbierający wszystkie dzieciaki i zawożący je do oddalonej o osiem kilometrów podstawówki. Ten sam osinobus przywoził je o czternastej do domu.



Początkowo Bożenka nie chciała jeździć do szkoły, ale babcia opowiadała jej tyle ciekawych rzeczy, które miała w niej poznać.
 - Ja kochanie nie mam takich możliwości, żeby nauczyć cię ładnie się wysławiać, czy dobrze nauczyć cię liczyć. Poza tym w szkole jest naprawdę fajnie, bo są koleżanki w twoim wieku, z którymi zawsze można porozmawiać i miłe panie nauczycielki. Nie zniechęcaj się i nie zakładaj z góry, że szkoła nie będzie ci się podobać.
Tego roku w święta przyjechał jej ojciec i przywiózł mnóstwo prezentów. Były to głównie stare książki, do czytania których była jeszcze za mała, ale i nowe kredki, flamastry, ładny piórnik zamykany na zamek i sporo zeszytów w linie i kratkę. Były też linijki, ołówki z gumką, cyrkiel, ekierki i cała torba słodyczy. Była szczęśliwa, bo ojciec pojawiał się tu dość rzadko i zostawał na krótko a tym razem został aż do nowego roku. Początkowo pytała o mamę. Tęskniła za nią i wciąż dopytywała go, kiedy przyjedzie. Nie potrafił jej odpowiedzieć na to pytanie, bo przecież nie znał odpowiedzi. Nie chciał być też brutalny i mówić, że matka nigdy o nią nie zapytała jakby nigdy nie istniała. To mogłoby złamać dziecku serce. Przed wyjazdem wcisnął babci zwitek banknotów.
 - Kup jej mamo jakieś ubrania, bo widzę, że wyrasta z tych starych i może jakieś porządne zimowe buty, żeby nie marzła. Ty też zadbaj o siebie. Zawsze będę ci wdzięczny za Bożenkę, bo ja sam nie poradziłbym sobie z jej wychowaniem. Chodź kochanie, – zwrócił się do córki – uściskaj mnie. - Dziewczynka przytuliła się do niego mocno i rozpłakała się.
 - Kiedy przyjedziesz? Za niedługo? – chlipnęła.
 - Przyjadę jak tylko będę mógł a już na pewno na Wielkanoc. Nie płacz, bo opuchną ci oczka. Bardzo cię kocham. Bądźcie zdrowe – rzucił jeszcze i wyszedł z domu.
Nie upłynęła godzina od jego wyjścia, gdy usłyszały pukanie do drzwi. Sądziły, że czegoś zapomniał i zawrócił z drogi. Babcia Emilia opatuliła się chustą i wyszła na ganek. Na progu stała nędznie ubrana i strasznie wychudzona kobieta trzymająca za rękę mniej więcej ośmioletniego chłopca równie wychudzonego jak jego matka.
 - Ja bardzo przepraszam, – odezwała się cicho kobieta – czy mogłaby pani dać nam trochę gorącej wody? Idziemy aż z Wielenia i trochę zmarzliśmy…
Emilia otworzyła szerzej drzwi.
 - Wejdźcie. Ogrzejecie się trochę. Na pewno jesteście też głodni. Zaraz coś przygotuję. Dlaczego idziecie pieszo z Wielenia? Przecież kursują PKS-y do Roska.
Kobieta spuściła głowę i otarła mokre policzki.
 - Nie mamy pieniędzy… Musieliśmy uciekać z domu. Mąż jest alkoholikiem i awanturnikiem. Bił nas… Musiałam chronić syna. Nie mogłam pozwolić na dalsze maltretowanie nas – zaniosła się spazmatycznym kaszlem. Kiedy oderwała chusteczkę od ust Emilia zauważyła na niej krwawą plwocinę, co mocno ją zaniepokoiło. W jednej chwili podjęła decyzję.
 - Zostaniecie tutaj. Pani jest chora. Nie możecie się tułać i spać byle gdzie w dodatku na mrozie. Mam wolny pokój, w którym możecie zamieszkać. Chłopiec pójdzie do szkoły a ja pojadę jutro z panią do Wronek. Potrzebuje pani lekarza. Zgadza się pani?
 - Tak… Bardzo dziękuję. Ja nazywam się Mirosława Zastawny, a to mój syn Witold Zastawny. Ma osiem lat. Pochodzimy z Trzcianki. Stopem dojechaliśmy do Wielenia, ale tam nie mieliśmy już szczęścia i ruszyliśmy pieszo, byle jak najdalej od naszego kata.
Emilia postawiła przed nimi wielką misę wypełnioną bigosem i kubki z gorącą herbatą.
 - Jedzcie. Śmiało. Ja jestem Emilia Karcińska a to moja wnuczka Bożenka Karcińska. Jak się posilicie pokażę wam pokój. Jest na piętrze.
Mały Wituś wyczyścił skórką od chleba talerz po bigosie i dopił herbatę. Oparł się o krzesło i rozejrzał ciekawie. Zauważył wiszące na ścianie stare skrzypce i aż oczy mu zalśniły na ich widok.
 - Pani Emilio, czy mógłbym coś zagrać? – spytał nieśmiało cieniutkim głosikiem.
 - A potrafisz? – Emilia wstała od stołu i ściągnęła instrument ze ściany.
 - Trochę umiem. Jak coś usłyszę, to potrafię zagrać.
Podała mu skrzypce a on nastroił je i przytknął do strun smyczek.



Popłynęła smutna, rzewna melodia a Bożenka i Emilia otworzyły usta ze zdumienia.
 - Czy wiesz co grasz? To jakaś etiuda Wieniawskiego. Jestem tego pewna. Skąd to znasz?
 - Ja słyszałem to kiedyś w radio…
 - Czy wiesz chłopcze, że jesteś geniuszem? Masz rzadki talent. Potrafisz odtworzyć dokładnie utwór nuta w nutę mimo, że ich nie znasz. Niesamowite… - Emilia nie mogła wyjść ze zdumienia. – Pani Mirko, to trzeba w dziecku rozwijać, żeby nie przepadło! Koniecznie trzeba coś z tym zrobić!
 - Ja wiem, że on ma talent, ale nigdy nie było nas stać ani na opłacenie nauki ani na zakup instrumentu. Mąż przepijał każdy grosz – rzuciła z goryczą.
 - Koniec z tym. Ja nie pozwolę, żeby taki talent miał się zmarnować. Sama będę uczyć cię nut, a jak skończysz podstawówkę pójdziesz do szkoły muzycznej. A teraz chodźcie na górę. Pokażę wam pokój i rozgościcie się. Tu przed schodami jest łazienka więc możecie skorzystać. Zaraz przyniosę ręczniki.

Następnego dnia wszyscy pojechali autobusem szkolnym do Roska. Emilia porozmawiała na osobności z dyrektorką szkoły i uzgodniła z nią, że Wituś zacznie naukę od drugiej klasy. On z mamą i Bożenką stali na szkolnym korytarzu czekając na wynik tej rozmowy. Chłopiec wydawał się nieco wylękniony i co rusz niepewnie zerkał na matkę.
 - Nie bój się Wituś – mówiła do niego łagodnie – wszystko się jakoś ułoży. Pani Emilia nam pomoże.
Bożenka złapała jego dłoń i uśmiechnęła się.
 - Ja też ci pomogę. Będziemy się razem uczyć. Będzie fajnie. Zobaczysz.

42 komentarze:

  1. Wakacje, wakacje i po wakacjach. Trochę szkoda, ale cieszę się, że pojawiło się nowe opowiadanie. Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś się kończy, coś się zaczyna. Witam znowu na pokładzie.
      Pozdrawiam serdecznie. :)

      Usuń
  2. Witajcie po przerwie.
    Opowiadanie zapowiada się ciekawie. Chociaż po pierwszej części nie wiele można wywnioskować. z tego co zrozumiałam to Bożena jest sama, ciekawe czy Witek również.
    Gorąco pozdrawiam
    Julita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Julita
      Faktycznie pierwszy rozdział wyjaśnia niewiele, ale za chwilę rozjaśni Ci się w głowie, bo podam więcej szczegółów.
      Dzięki, że zajrzałaś. Najserdeczniej pozdrawiam. :)

      Usuń
  3. Ciężko się wraca do normalności. Szkoda, że po urlopie nie ma urlopu na dojście do siebie. Czy dobrze zrozumiałam, Emilia zapisała dom dla Bożeny i Witolda? Przecież oni nie są rodzeństwem. Czy to oznacza, że Witek i jego mama mieszkali w gościnnym domu babci długie lata? Mirka nie zdołał nic innego naleźć dla nich? Z czego żyli? Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak i zrozumiałaś bardzo dobrze. Babcia Emilia zapisała dom im obojgu i zrobiła to z pełną premedytacją o czym piszę w następnych częściach. Witek wraz z mamą mieszkał u Emilii zaledwie kilka miesięcy, a właściwie to mama Witka gościła tam niezbyt długo. On sam mieszkał aż do śmierci babci. Jak do tego doszło wyjaśniam także.
      Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za komentarz. :)

      Usuń
  4. Witaj Małgosiu,
    nowa historia, nowi bohaterowie i cały worek nowych pytań i wątpliwości, zresztą tak jak zawsze. Dziwny jest ten świat, w którym matka bez skrupułów potrafi zostawić swoje dziecko. Nie wiem, czy kiedykolwiek będę potrafiła zrozumieć takie postępowanie. Co prawda wielcy tego świata twierdzą, że w życiu miłość jest najważniejsza, ale czy to usprawiedliwia porzucenie swojego dziecka? Dobrze, że chociaż ojciec okazał się przyzwoitym człowiekiem i oddał swojej mamie małą na wychowanie. Z tego co piszesz, widują się dość rzadko, ale przynajmniej nie zapomina o swojej córce tak jak matka. Do tego jeszcze kolejni rozbitkowie ze swoimi problemami. Żeby tylko mamusia Bożenki lub tatuś Witka nie przypomnieli sobie o ukochanych dzieciach, kiedy będą potrzebowali pomocy finansowej. Jeszcze tego by brakowało aby Bożena lub Witek musieli płacić alimenty swoim wyrodnym rodzicom. Czekam na rozwój wydarzeń. Serdecznie pozdrawiam i przesyłam uściski:) Cieszę się, że "odpoczynek" wreszcie się skończył:) Gaja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zawsze tak jest, że najwięcej pytań rodzi się w głowie po pierwszym rozdziale, a najgorsze jest to, że ja nic nie mogę zdradzić. Patience Gaja, patience.
      Pozdrawiam pięknie i wielkie dzięki za wpis. :)

      Usuń
  5. Witam po dość długiej przerwie;) Każda praca jest ciężka, ale trzeba przyznać, że uczenie dzieci, to jest sztuka. Podziwiam nauczycieli, że wciąż znajdują w sobie chęć przekazania wiedzy nawet tym, którzy tego nie bardzo chcą. Do tego jeszcze rodzice, sama nie wiem kto z nich jest gorszym partnerem do rozmów. Skoro Bożena jest już wykończona, to czas na zmiany póki nie jest za późno na zmiany. Jest młodą kobietą i nie musi się katować, no chyba, że nie ma na razie pomysłu na dalsze życie. Może odwiedziny u wujka i w domu babci pomogą jej znaleźć nowy cel w życiu? Oczekując na kolejny czwartek serdecznie pozdrawiam;) Jolka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jola
      Decyzja Bożeny będzie jednoznaczna, bo dość ma tej roboty i użerania się z krnąbrną młodzieżą. Wyjedzie do Hamrzyska zgodnie z wolą wujka, którą wyraził w liście. Ten wyjazd odmieni jej życie. Na pewno nie wróci już do uczenia dzieci, bo zrozumiała, że to nie jest jej powołanie.
      Najserdeczniej Cię pozdrawiam i pięknie dziękuję za komentarz. :)

      Usuń
  6. Witaj Małgosiu coś nowego, i niepewność co dalej, mniemam sadzić, że Bożena i Witold nie widzieli się dawno. Skoro nie są rodzeństwem, to może okazać się, że rozwydrzony uczeń to syn Witolda? Teoria spiskowa, wyobraźnia mnie ponosi...Czekam na cdn. Pozdrawiam Agata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agata
      Rzeczywiście wyobraźnia za daleko Cię poniosła. Uczeń nie może być synem Witka, bo ten ostatni jest zbyt młody na nastoletnie dziecko. Poza tym Bożena mieszka w Poznaniu, a Witek w Warszawie.
      Pozdrawiam Cię serdecznie i cieszę się, że nadal zaglądasz na mój blog. :)

      Usuń
  7. Porozumienie między nauczycielami a uczniami i ich rodzicami praktycznie nie jest możliwe. Powodów jest milion, ale chyba najważniejszy, to ten, że każdy nauczyciel widzi tylko swój przedmiot, a uczniom zostaje tylko zakuwanie bez chwili namysłu i refleksji. Żal i jednych i drugich. Przesyłam ciepłe pozdrowienia;) Daga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Daga
      Przypadek Bożeny tylko potwierdza to o czym piszesz. Ona nie godzi się z takim stanem rzeczy i odejdzie, żeby zachować higienę swoich nerwów.
      Pozdrawiam Cię najserdeczniej i bardzo dziękuję, że zajrzałaś. :)

      Usuń
  8. A Bożena i Witold zupełnie nie interesowali się swoim domem? Zostawili opiekę nad nim schorowanemu i staremu wujkowi? Trochę to nie w porządku. Może teraz to się zmieni? Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Losy Bożeny i Witka tak się potoczyły, że rozjechali się w dwie różne strony po śmierci Emilii. Oboje uznali, że wraz z jej śmiercią skończył się w ich życiu jakichś etap, coś do czego nie ma już powrotu. Kiedy się rozjechali ich wujek Karol był jeszcze człowiekiem w pełni sił. Na pewno oboje mają względem niego wyrzuty sumienia i będą starali się mu to wynagrodzić.
      Serdecznie pozdrawiam i dziękuję za wpis. :)

      Usuń
  9. Hej;) Kaszel i krew, coś mi brzydko pachnie!? Może to nic takiego, ale Emilia ma rację, Mirka musi szybko iść do lekarza. Oby nie było za późno, szkoda małego Witka. Jego ojciec, to matoł i powinien siedzieć za to co robił rodzinie! Z ogromną chęcią zobaczę jak potoczą się dalsze losy bohaterów. Pozdrawiam;) Iza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iza
      Mirka ma poważne objawy bardzo poważnej choroby, która zagraża jej życiu. Emilia wyjdzie ze skóry, żeby jej pomóc, ale wobec niektórych zdarzeń okazujemy się bezsilni niestety.
      Pozdrawiam Cię najserdeczniej i bardzo dziękuję za komentarz. :)

      Usuń
  10. Bezkarność złotych dzieci jest przerażająca. Dobrze, że na głowie Bożeny nie wylądował kosz na śmieci, tak jak to się już zdarzało. Samochód można było zmyć, ale odzyskanie godności i honoru już tak łatwe nie jest. Niech Bożena ucieka z tego domu wariatów. Zna angielski, to bardzo dużo, świat stoi przed nią otworem. Nikogo nie musi pytać o zgodę. Niech się odważy! Przygoda czeka. Fajnie, że już jesteś;) Czekam z niecierpliwością na next. Pozdrowienia;) Kara

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kara
      Bożena na pewno zwieje z tego toksycznego środowiska i poszuka szczęścia gdzieś indziej. Walka z sitwą i prominentami przerasta ją, bo to jak walka z wiatrakami. Znajomość angielskiego na pewno bardzo się przyda. Zmiana środowiska również.
      Bardzo dziękuję, że zajrzałaś i przeczytałaś. Najserdeczniej Cię pozdrawiam. :)

      Usuń
  11. Coś mi się wydaje, że Bożena w pracy może mieć duże kłopoty. Pewnie nie pomogą nawet zdjęcia napisu na samochodzie, bo nikogo nie złapała za rękę. Ale może jej dyrekcja jest inna i stoi zawsze za swoimi pracownikami? Ale jeśli gówniarz jest taki rozwydrzony, to tatuś chyba nie jest lepszy? Praca może nie jest najlepsza, ale pozwala przeżyć kolejny miesiąc. Pozdrawiam Mira

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mira
      Zanim nadejdą kłopoty, Bożeny już nie będzie. Ma dość a list od wujka Karola zmotywuje ją do powrotu w rodzinne strony. Jest młoda i całe życie przed nią. Z cała pewnością znajdzie sposób, by zarabiać na czymś innym niż na nauczaniu.
      Bardzo dziękuję Ci za wpis i najserdeczniej pozdrawiam. :)

      Usuń
  12. Hahaha! Nieźle mu powiedziała - mam nadzieję, że Bogiem, bo nikt mniej znaczący już ci nie pomoże. Ale wydaje mi się, że na tym się skończy jej rumakowanie?! Tatusiek nie odpuści. Trzymam za nią kciuki! Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tatusiek nie będzie miał okazji do rewanżu. Są za kilka dni wakacje a Bożena własne plany wyjazdowe. Nie ma zamiaru wracać już do szkoły.
      Pozdrawiam pięknie i dziękuję za komentarz. :)

      Usuń
  13. Sporo niewiadomych jak to bywa na początku opowiadania. Druga część być może o sławnym skrzypku Witoldzie. Z listu wynika, że ma mało wolnego czasu i może to być związane z koncertami i wyjazdami. Z tego co zrozumiałam to jego mama zmarła. Tak bywa we filmach, że jak ktoś zapluje krwią to w "następnym" odcinku umiera. Co było później z nim ciekawi mnie najbardziej. Ojca alkoholika odrzucam i stawiam na dom dziecka albo krewnego. Musiał mieć jednak dobry kontakt z babcią Emilią skoro jest współwłaścicielem. Może zapisując im chciała ich złączyć.
    Bożenka pewnie do tej szkoły już nie wróci. Może znajdzie posadę w wiejskiej szkole, gdzie dzieci są lepiej wychowane.
    Pozdrawiam miło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. RanczUla
      Witolda szczęśliwie ominie dom dziecka, bo jest babcia Emilia i ona do tego nie dopuści. Zarówno ona jak i Mirka zadbają o dalszy los małego Witolda.
      Bożena nie wróci do nauczania dzieci już w ogóle. Bardzo zraziła się do tej pracy i nie ma zamiaru dalej tego ciągnąć.
      Pozdrawiam Cię najserdeczniej i bardzo dziękuję za wpis. :)

      Usuń
  14. Piękna okolica, cudowny wiejski domek. W takich warunkach dzieciaki miały jak w raju i do tego jeszcze kochająca babcia Emilka. Teraz też przyszłe pokolenie mogłoby żyć w spokoju i szczęściu w tym domu. Pewnie wystarczy tylko trochę odremontować. Ale jak to będzie, kto z nich tam będzie mieszkał? Piszesz, że Bożena, to w takim razie będzie musiała spłacić Witka. Skąd weźmie pieniądze. Nauczyciele zbyt wiele nie zarabiają? Do następnego. Pozdrawiam;) AB

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. AB
      Na razie nie mogę puścić pary z ust, bo zbyt wiele musiałabym zdradzić. Wszystko powoli zacznie się wyjaśniać wraz z kolejnymi rozdziałami. Bożena nie będzie spłacać Witka, to jedno, co mogę napisać.
      Pozdrawiam Cię najserdeczniej i bardzo dziękuję za wpis. :)

      Usuń
  15. Bardzo mnie zainteresowałaś i z niecierpliwością czekam na kolejną część. Do następnego czwartku Pozdrawiam;) Ola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Olu. Cieszę się, że zaglądasz i komentujesz.
      Najserdeczniej Cię pozdrawiam. :)

      Usuń
  16. Jedenaście lat, to dość dużo. Kto się zaopiekował Bożeną i Witkiem po śmierci babci Emilii? Tata Bożeny? Co prawda, niewiele brakowało im do pełnoletności, ale chyba ktoś się o nich troszczył? I jeszcze jedna sprawa. Czy Bożena z Witkiem też się nie widzieli tyle lat? Jeśli tak, to dlaczego? Dokuczali sobie? Nie lubili się? Do następnego czwartku Pozdrowienia. Edyta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Edyta
      Kiedy zmarła Emilia Witek był już po maturze i szykował się na studia w Warszawie a Bożenka wróciła do ojca do Poznania. Można powiedzieć, że wtedy ich drogi się rozeszły na wiele lat. Bożena musiała zdać maturę i podjąć studia. Witek też studiował. Po obronie oboje podjęli pracę w dwóch różnych miastach. Nie widzieli sensu w powrocie do Hamrzyska, bo uznali, że wraz ze śmiercią Emilii skończyło się wszystko inne. Nie można powiedzieć, że się nie lubili. Wychowywali się przecież razem i traktowali jak rodzeństwo. Ich rozłąka była wynikiem niefortunnego zbiegu okoliczności i tyle.
      Bardzo dziękuję Ci za wpis i najserdeczniej pozdrawiam. :)

      Usuń
  17. Zastanawiam się czy oboje są w jakiś związkach, czy może tylko któreś z nich. Najlepszym wyjściem z sytuacji wydaje się lekkie odremontowanie i sprzedanie domu. Zawsze by wpadł im jakiś grosz do kieszeni. Ułożyli sobie życie w Poznaniu i w Warszawie, więc ... Chyba, że zostawią sobie domek na letnie wypady, ale wówczas muszą znaleźć kogoś do pilnowania. Ciekawe jak to rozwiążą, bo chyba zjawią się u wujka oboje? Serdecznie pozdrawiam Regina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Regina
      Zdradzę, że żadne z nich nie jest w związku. Spotkanie w rodzinnym domu ma na celu podjęcie jakichś decyzji, co z nim zrobić, czy właśnie sprzedać, czy zostawić. O tym wszystkim w kolejnej części.
      Pozdrawiam Cię pięknie i bardzo dziękuję za komentarz. :)

      Usuń
  18. Ona została nauczycielką, a Witold jaki zawód wykonuje? Spełniło się jego marzenie i gra na skrzypcach? W jakimś zespole daje koncerty, czy bardziej w filharmonii? Przesyłam pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witek jest muzykiem, skrzypkiem. Po śmierci Emilii skończył Akademię Muzyczną w Warszawie. Zarabia więc dając koncerty.
      Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za wpis. :)

      Usuń
  19. No i widać, że jak małżeństwo drze ze sobą koty, to najlepszym wyjściem jest rozstanie. Wiele par próbuje tkwić w związkach dla dobra dzieci. Na przykładzie małej Bożenki można zobaczyć jak ona się czułą. Biedactwo zaszywało się w najciemniejszym kącie mieszkania. Czy czuła się szczęśliwa i bezpieczna? Szkoda, że mama o niej zapomniała, ale może i lepiej. Miała kochającego tatę i cudowną babcię. Ciekawa jestem spotkania Bożeny i Witolda. Bardzo tajemnicza sprawa z nimi. Gorąco pozdrawiam Teresa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teresa
      Trochę tajemnicy musi być. Zarówno Bożena jak i Witek też nie rozumieją wielu rzeczy, które usiłowała im przekazać Emilia. To będzie dręczyć zwłaszcza Witka i zacznie dociekać. Jedno jest pewne, że Emilia Karcińska była bardzo mądrą kobieta, która dostrzegała zazwyczaj znacznie więcej niż inni. Spotkanie tych dwojga będzie niejako zaczątkiem rozwiązywania małych tajemnic i sekretów a także podejmowania znaczących dla nich decyzji.
      Dla wyjaśnienia napiszę, że matka Bożenki porzuciła ją na dobre i nigdy się nią nie interesowała. Na początku mała tęskniła, ale z czasem przestała o nią pytać.
      Pozdrawiam serdecznie i bardzo dziękuję za komentarz. :)

      Usuń
  20. Pani Emilia wykazała się dużą empatią i odwagą. Przyjąć pod swój dach osoby zupełnie obce i do tego z taka przeszłością. Podziwiam, że nie bała się choćby męża pijaka, który mógłby ich szukać i okraść jej dom. Szkoda, że przed Mirką chyba już niezbyt dużo życia. Pozdrawiam i do następnego razu;) Nina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nina
      Trzciankę, z której pochodziła Mirka i Hamrzysko zagubione w Puszczy Nadnoteckiej dzieli odległość jakichś trzydziestu pięciu kilometrów. Niby niedużo, ale dojazd jest niesamowicie karkołomny i długi z przesiadkami. Wiecznie nawalonemu facetowi trudni byłoby pokonać taką odległość zwłaszcza, że komunikacja kuleje tam do tej pory. Z tej strony Emilii nic nie groziło. Po prostu pochyliła się nad ludzkim nieszczęściem, bo taki miała charakter. Inaczej nie potrafiłaby.
      Pozdrawiam Cię pięknie i cieszę się, że zajrzałaś i przeczytałaś. :)

      Usuń
  21. Wow! Taki słuch, to prawdziwy skarb. Dobrze, że Emilia potrafi to dostrzec i wie co z tym zrobić. Witek powinien całować ją po tzw. piętach. Dzięki niej mógł rozwijać swój talent. Ciekawe czy jest mistrzem, czy przeciętnym skrzypkiem? Do czwartku;) Pozdr

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami tak bywa, że dziecko, którego nie mogłabyś posądzić o jakikolwiek talent okazuje się geniuszem w jakiejś dziedzinie a co znamienne, nie tak rzadko są to dzieci z zapadłych wiosek. Witek bez wątpienia posiada talent. Nie zna nut i gra tylko to, co usłyszy i to w dodatku bezbłędnie. Emilia kocha muzykę poważną, gra na skrzypcach choć z wiekiem częściej wiszą na ścianie niż są w użyciu. Od razu zorientowała się, że umiejętności chłopca są wyjątkowe i należy je rozwijać, bo inaczej ten wielki talent przepadnie.
      Bardzo dziękuję za wpis i najserdeczniej pozdrawiam. :)

      Usuń