Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 6 września 2018

POWRÓT DO DOMU - rozdział 2

ROZDZIAŁ 2


Dzieci zostały w szkole a obie panie PKS-em pojechały do Wronek. W tamtejszym szpitalu pobrano Mirce krew, próbki śliny i zrobiono prześwietlenie płuc. Na wyniki czekały kilka godzin, ale wreszcie poproszono je do gabinetu pulmonologa. Lekarz bez owijania w bawełnę i bez zbędnej delikatności przedstawił im fakty.
 - Cierpi pani na raka płuc. To już bardzo zaawansowane stadium. Rak nacieka oba płuca i z dużym prawdopodobieństwem mogę stwierdzić, że są już przerzuty w węzłach chłonnych. Ma pani bardzo wysoki poziom antygenu CEA. Tak wynika z badania markerów nowotworowych. Niewykluczone, że zaatakowana jest już wątroba, ponieważ jest mocno powiększona a próby wątrobowe znacznie przekroczone – spojrzał spod grubych szkieł na Mirosławę. – Dlaczego pani dopuściła do takiego stanu? To prawie niemożliwe, żeby tak zaawansowany rak nie dawał wcześniej żadnych objawów. Odpluwa pani krwią, ma kaszel i chrypkę, boli panią bark. Czy nie są to wystarczająco niepokojące objawy, żeby zgłosić się do lekarza? W tej chwili mamy sytuację właściwie bez wyjścia, bo organizm ma pani bardzo wyniszczony. Żadna chemia nie wchodzi już w grę. Operacja również. Jedyne co możemy zrobić, to złagodzić ból środkami farmaceutycznymi.
 - Ile czasu mi jeszcze zostało? – zapytała cicho. Lekarz bezradnie rozłożył ręce.
 - Niewiele droga pani. Może trzy miesiące, może nieco mniej…
Emilia była wstrząśnięta tą diagnozą. Było jej ogromnie żal tej kobiety a jeszcze bardziej jej niczego nieświadomego dziecka.
 - Tu daję recepty na leki przeciwbólowe. Gdyby nastąpiło drastyczne pogorszenie stanu zdrowia proszę wezwać karetkę z Czarnkowa.
Wyszły ze szpitala w milczeniu. Emilia skierowała swe kroki do apteki, ale Mirka zatrzymała ją.
 - Nie pani Emilio. Proszę nie realizować tych recept. Te leki są na pewno drogie, a ja nie mam pieniędzy, żeby móc pani za nie zwrócić. I tak zrobiła już pani dla nas bardzo wiele – zakończyła szeptem i spuściła głowę czując zbierające się pod powiekami łzy. Emilia wbiła w nią surowe spojrzenie.
 - Nie gadaj głupstw kobieto! – krzyknęła. – Chcesz się tak łatwo poddać? Będziemy walczyć. Ty musisz żyć. Dla Witka. Rozumiesz? Ja nie pozwolę ci umrzeć. - Nie dyskutowała z nią więcej, tylko weszła do apteki i wykupiła wszystkie lekarstwa.
Od tej pory zaczął się wielki bój o życie Mirki. Witek dowiedział się tylko tyle, że mama jest bardzo chora i trzeba o nią zadbać. Emilia poiła ją różnymi ziołami, które miały łagodzić kaszel i wspomóc działanie leków. Niestety stan zdrowia Mirki szybko się pogarszał. Już nie wstawała z łóżka. Żeby oszczędzić Witkowi widoku cierpiącej matki Emilia wstawiła drugie łóżko do pokoju Bożenki. Dzieci były jeszcze małe więc mogły dzielić tę niewielką przestrzeń. W ciągu dnia doglądała chorej a wieczorem, kiedy dzieci odrobiły lekcje uczyła Witka nut i gry na skrzypcach.

Mirka odeszła wraz z nastaniem wiosny. Witek rozpaczał potwornie. Tulił się do sztywnego ciała matki nie mogąc się od niej oderwać. Zmęczonego płaczem Emilia brała na kolana i kołysała jak małe dziecko.
 - Nie płacz Wituś – mówiła. – Mama była bardzo chora i bardzo cierpiała. Teraz jest już w niebie i nic ją nie boli.
 - A co będzie ze mną babciu? – pytał płaczliwie. – Zabiorą mnie do sierocińca? Ja nie chcę do sierocińca.
 - Zostajesz tutaj. Nigdzie cię nie oddam. Już wszystko załatwiłam. Zaadoptowałam cię za zgodą twojej mamy. Od teraz jesteś moim wnukiem tak jak Bożenka. Bardzo was oboje kocham i nie dam zrobić krzywdy. A teraz chodź. Trzeba przygotować się do pogrzebu.

Tego dnia zjawił się starszy syn Emilii wujek Karol. Wieści szybko się rozeszły i dotarły także do Białej. Nawet się nie zastanawiał tylko wsiadł na motor i błyskawicznie dojechał do matki. Była mu wdzięczna, bo dzięki niemu wszystko załatwiła w ciągu jednego dnia, nawet to, że przewieziono ciało Mirki do kościelnej kaplicy w Rosku.
Pogrzeb był przygnębiający. Przyszło trochę ludzi, ale nie dlatego, że znali Mirkę a raczej z ciekawości. Najbardziej w tym wszystkim były zagubione dzieci. I Bożenka i Witek zalewali się łzami i tulili się do Emilii. Ten smutny dzień jeszcze bardziej ich zjednoczył, bo właściwie oboje dotknęła podobna krzywda. Oboje nie mieli matek i chociaż matka Bożenki gdzieś tam w świecie żyła, to dla niej w zasadzie była martwa. Od teraz stali się rodzeństwem.

Babcia Emilia była wspaniałą osobą mającą wielkie, pełne miłości serce, którą obdarzała swoje wnuki po równo. Wprawdzie miała ich więcej niż tylko tę dwójkę, bo wujek Karol był ojcem dwóch synów, ale oni byli już dorośli, studiowali w mieście i rzadko odwiedzali ojcowiznę nie mówiąc już o babci. Ona miała teraz nadrzędny cel w życiu. Postanowiła, że wychowa tę dwójkę najlepiej jak potrafi i nie zaniedba niczego. Chłopiec posiadał niezwykły talent muzyczny i należało go w nim rozwijać. Przez całą podstawówkę uczyła go nut i interpretacji utworów. Nie odpuszczała mu. Zresztą dla Witka to było najmilsze zajęcie, od którego nigdy nie uciekał. Nie potrzebował zachęty, bo gra na skrzypcach była jego pasją.
Ten czas spędzony w domu babci Emilii był dla nich czasem najlepszym. Trzymali się razem. Chodzili na grzyby, łowili ryby, kąpali się w stawie położonym tuż za wsią i zbierali zioła, które dzięki Emilii rozróżniali bezbłędnie. Wieczorami lubili siadywać w kuchni przy ciepłym piecu i słuchać opowieści staruszki. To z nich dowiedzieli się, że owdowiała bardzo młodo i ciężar wychowania synów spoczął na jej barkach.



 - To był ciężki czas dla mnie, ale nie poddałam się. Czerpałam z doświadczeń ludzi mądrzejszych ode mnie i dzięki temu udało mi się przetrwać. Kiedyś i wy dorośniecie, usamodzielnicie się i być może zakochacie się. Pamiętajcie, - mówiła - lokujcie swoje uczucia mądrze, nie rozmieniajcie tej miłości na drobne. Przelotne miłostki nie prowadzą do niczego. Są bezwartościowe. Oboje jesteście zdolni. Nauka powinna być na pierwszym miejscu, bo tylko w ten sposób można do czegoś dojść i osiągnąć coś w życiu.

Po ukończeniu podstawówki Bożenka zaczęła edukację w liceum ogólnokształcącym w Czarnkowie, natomiast Witek trafił do zespołu szkół muzycznych w Pile. O ile Bożenka nadal mieszkała z babcią i codziennie dojeżdżała do szkoły tak Witek zamieszkał w szkolnym internacie, bo do Piły z Hamrzyska było pięćdziesiąt pięć kilometrów i codzienne pokonywanie takiej trasy lokalną komunikacją było dość karkołomne. Przez kolejne lata widywali się w weekendy i święta. To dla Emilii była największa radość, gdy miała ich oboje w domu. Kiedy Bożenka była w trzeciej klasie liceum a Witek w klasie maturalnej, dotarła do nich wiadomość o nagłej śmierci babci. Te hiobowe wieści załamały ich zupełnie. Poczuli się oboje tak samo jak wtedy, gdy zmarła Mirosława. Osamotnieni i opuszczeni.
Dwa dni po pogrzebie wraz z wujem Karolem i ojcem Bożenki pojechali do notariusza, gdzie miało nastąpić otwarcie testamentu. Obu swoim synom babcia Emilia zapisała po pięć hektarów ziemi, którą do tej pory dzierżawił i uprawiał wujek Karol a dom z niewielkim obejściem Bożence i Witkowi. Oprócz tego oboje dostali po trzydzieści tysięcy złotych na kontynuowanie nauki a Witek dodatkowo zabytkowe skrzypce babci. Pieniądze do osiemnastego roku życia miały być im wypłacane w postaci comiesięcznej, niewielkiej renty.
Bożenka do matury mieszkała w Hamrzysku, do którego tak jak do tej pory co tydzień przyjeżdżał Witek. On zdawał maturę rok wcześniej i po niej wyemigrował do Warszawy kontynuując naukę w tutejszej Akademii Muzycznej. Bożenka wróciła do Poznania. Dostała się na filologię angielską i zamieszkała tymczasowo z ojcem.
Przez cały okres studiów nie widziała się ze swoim przyrodnim bratem. Potem jak już podjęła pracę w jednym z poznańskich liceów spotkała go zaledwie raz i to zupełnie przypadkowo będąc przejazdem w Warszawie. Dowiedziała się tylko, że powodzi mu się całkiem nieźle, że dużo koncertuje wraz z założonym przez siebie kwartetem smyczkowym i że nie był od lat w Hamrzysku. Ona też nie była. Uznała, że nie ma już do czego wracać skoro babcia od dawna nie żyje.


Westchnęła ciężko i włożyła list do koperty. Właściwie, to powinna się go spodziewać i to od dość dawna. To nie tak miało wyglądać. Oboje nie powinni byli aż tak bardzo odciąć się od swoich korzeni. Beztrosko scedowali opiekę nad domem na wuja, a przecież dla niego czas też nie był łaskawy. Jak w ogóle mogli o tym nie pomyśleć? Było jej naprawdę wstyd. Postanowiła pojechać, żeby choć w małym stopniu udowodnić wujowi, że los domu nie jest jej obojętny a przede wszystkim podziękować mu za te wszystkie lata troski i jego doglądania.

Zanim skończył się rok szkolny miała arcynieprzyjemną rozmowę z dyrektorką szkoły na temat syna prominenta, któremu nie dała promocji do maturalnej klasy.
 - Może jest jeszcze szansa, by mógł zdać materiał i poprawić ocenę?
Bożena pokręciła przecząco głową.
 - Nie ma takiej możliwości. Chłopaka częściej nie było w szkole niż był. Jego zasób wiedzy i znajomość języka jest równa zeru. Jak pani sobie to wyobraża, że będę wyciągać za uszy kogoś, kto ma tatusia na eksponowanym stanowisku i nawet nie wykazał minimum dobrej woli, żeby opanować podstawy? Chce pani wiedzieć, czym się zajmował jak udało mu się już dotrzeć do szkoły? – wyciągnęła telefon i podsunęła jej pod sam nos zdjęcie tylnej szyby swojego samochodu. Dyrektorka uśmiechnęła się koślawo.
 - Niech pani nie przesadza. To tylko niewinny żart…
Bożena otworzyła usta ze zdumienia.
 - Mam nadzieję, że to pani teraz żartuje. Ten żart jak pani to nazywa, ma znamiona czynu karalnego i gdybym była naprawdę mściwa, chłopak miałby już sprawę w prokuraturze. Nie zgłosiłam tego tylko dlatego, że tutejsze władze to jedna, wielka sitwa i tatuś z całą pewnością wybroniłby synalka. Widzę jednak, że i panią kieruje strach przed tym panem lub chęć przysłużenia się mu. Zrobi pani jak uważa. Ja i tak nie mam zamiaru wracać tu po wakacjach i przez kolejny rok narażać się na impertynencje gówniarza. Wraz z początkiem roku złożę wypowiedzenie a wcześniej wybiorę zaległy urlop. Jak pani widzi uprzedzam panią o tym, bo uważam, że tego wymaga zwykła przyzwoitość i uczciwość. Równie dobrze mogłabym panią postawić przed faktem dokonanym. Uprzedzam również, że jeśli postanowi pani zmienić moją decyzję co do promocji tego ucznia i jednak wpisać mu na świadectwie ocenę pozytywną, nie będę już taka miła i zgłoszę to do kuratorium oświaty. Narobię pani kłopotu i jak będzie taka konieczność porozmawiam z mediami o praktykach panujących w tej szkole. Proszę się więc zastanowić, czy chce pani postąpić zgodnie z etyką nauczycielską, czy ulec naciskom tej politycznej kanalii. A teraz pozwoli pani, że się oddalę.
Wyszła z gabinetu wściekła i oburzona. Nie wróci tu więcej. Nie pozwoli się uwikłać w jakiekolwiek układy. Nie tak ją wychowano. Najpierw pojedzie do Hamrzyska, a potem rozejrzy się za jakąś pracą i już na pewno nie w szkole.

W ostatni dzień roku szkolnego przedłożyła w sekretariacie swoje wypowiedzenie i wniosek na zaległy urlop. Postanowiła jednak nie czekać z tym do września, ale złożyć wszystkie dokumenty już teraz. Obowiązywał ją okres miesięcznego wypowiedzenia i należało jej się czterdzieści dni urlopu za zeszły rok i obecny. Sekretarka zdziwiła się mocno i usiłowała ją namówić, żeby tego nie robiła, ale ona kręciła tylko głową.
 - Pani Bożenko tak trudno w dzisiejszych czasach o dobrą pracę – argumentowała. – Źle pani było u nas?
 - To nie wchodzi w rachubę. Ja podjęłam już decyzję i co najważniejsze pani dyrektor już o tym wie od jakiegoś czasu. Okazało się, że nauczanie nie jest moim powołaniem i głupotą byłoby męczyć się z tym przez kolejne lata. To nie dla mnie. Wszystkiego dobrego pani Zosiu. Powodzenia.
Po akademii i rozdaniu świadectw była wreszcie wolna. Wyszła z budynku z kilkoma wiązankami kwiatów i nawet nie obejrzawszy się za siebie odjechała w kierunku domu.
Jeszcze tego samego dnia pojawiła się na Jackowskiego w mieszkaniu jej ojca. Zależało jej na rozmowie z nim. Opowiedziała mu o liście od wuja i o tym, że ma zamiar pojechać do Hamrzyska.
 - Wujek Karol mocno niedomaga i na pewno nie będzie już doglądał domu, który ponoć jest w złym stanie.
 - No ale co chcesz zrobić? Przenieść się tam?
 - Nie… Raczej nie. Nie brałam takiej ewentualności pod uwagę. Może trochę go wyremontuję i sprzedam jeśli znajdzie się kupiec. Wiesz, że mam sentyment, ale ten dom nie jest już tym samym domem odkąd babcia nie żyje. Muszę się też rozmówić z Witkiem, bo nie mam pojęcia, co on zamierza. Podobnie jak ja nie zaglądał tam przez wiele lat. Jakoś zupełnie straciliśmy ze sobą kontakt. A tak z innej beczki to złożyłam dzisiaj wypowiedzenie. Mam dość szkoły.
 - To jak się utrzymasz? Z czego będziesz żyła?
 - Poradzę sobie. Zawsze mogę pracować jako tłumacz, prawda? Coś znajdę, nie martw się.
 - Pamiętaj, że jakbyś była w potrzebie, to ja zawsze pomogę w miarę swoich możliwości.
 - Wiem tato. Wiem – podeszła do niego i uściskała go.
 - Jest jeszcze jedna rzecz, o której chciałbym ci powiedzieć… - zamilkł na chwilę próbując zebrać myśli. – Czy miałabyś coś przeciwko temu, żeby wprowadziła się tu kobieta? Poznałem kogoś na kim bardzo mi zależy. Wiesz, że odkąd mama odeszła nie byłem z nikim związany. Teraz, kiedy lat mi przybywa tęsknię za obecnością kogoś, kto by mnie wspierał, rzucił dobre słowo i po prostu był. Bogusia to dobra i cicha kobieta, bardzo pracowita a przede wszystkim lubiąca porządek. Świetnie się rozumiemy i znamy od ponad dwóch lat. Dobrze nam ze sobą. Kiedyś zaproszę cię tu, żebyś ją poznała. Jestem pewien, że się polubicie.
Bożenka przykucnęła przy nim kładąc mu ręce na kolanach.
 - To bardzo dobra wiadomość tato. Od zawsze uważałam, że powinieneś kogoś mieć i nigdy nie sprzeciwiałabym się temu, bo każdy ma prawo do odrobiny szczęścia. Gdybyście chcieli się pobrać, to macie moje błogosławieństwo. Będę się zbierać. Muszę się jeszcze spakować, bo chcę wyjechać wcześnie rano. Dbaj o siebie i pozdrów panią Bogusię.

48 komentarzy:

  1. Biedne dzieciaki. Śmierć matki jest okropna. Za to babcia Emilia ma wielkie szczerozłote serce. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Śmierć Mirki była ciosem dla Witka, ale miał wielkie wsparcie i w Bożence i w babci Emilii. Dzięki nim pogodził się ze swoim sieroctwem.
      Bardzo dziękuję za wizytę na blogu. Serdecznie pozdrawiam. :)

      Usuń
  2. Ale nieszczęście, mały został bez mamy. Emilia jest wielka, że wzięła na swoje barki opiekę nad dwojgiem dzieci. Musiało być jej ciężko. Utrzymanie dzieci kosztuje i to sporo. Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Emilia nie była już młoda, miała swoje lata, ale zarabiała zbieraniem grzybów, jagód i jeżyn. Do tej pory ludzie tam tak żyją, bo trudno o jakąś konkretną pracę. Dzieci też od małego chodziły do lasu i uczyły się rozróżniać dobre grzyby od tych trujących. Poza tym był kawałek sadu, ogródka i kurnik, w którym żył drób. Jakoś musieli sobie radzić. Ojciec Bożenki też zasilał ich budżet.
      Serdecznie pozdrawiam i dziękuję za wpis. :)

      Usuń
  3. Myślałam, że taka tragedia zjednoczy Bożenkę i Witka na przysłowiowe wieki. A oni w dzieciństwie się lubili, a później każde poszło w swoją stronę. Zupełnie tak, jakby się nie znali. Szkoda. Może to się teraz zmieni? Pozdrawiam Mira

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mira
      Śmierć matki faktycznie zjednoczyła Bożenkę i Witka. Zawsze przecież trzymali się razem i nie potrzebowali nikogo innego, ale wiecznie trwać nie mogło. Witek był starszy i to on pierwszy wybył z domu. Kontakty się rozluźniły, a po śmierci Emilii każde rozjechało się w swoją stronę i próbowało ułożyć sobie życie poza Hamrzyskiem. Niestety nie za bardzo im się to udało.
      Serdecznie dziękuję za wpis i pięknie Cię pozdrawiam. :)

      Usuń
  4. Zrobiło się poważnie i smutno. Dorosły jakoś potrafi sobie wytłumaczyć śmierć bliskiej osoby, a co mają zrobić dzieci? Przecież one nic z tego nie rozumieją. Czują się nieszczęśliwe, opuszczone i zagubione. Trzeba dużo taktu, cierpliwości i wielkiego serca aby jakoś zapomniały. Emilii to się udało. Jest wielka. Oczekując na kolejny czwartek serdecznie pozdrawiam;) Jolka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jola
      To chyba najgorszy wariant, gdy umiera matka i zostawia nieletnie dziecko. Dziecko, które coś niecoś jednak rozumie a na pewno rozumie to, że jest sierotą i grozi mu dom dziecka lub powrót do ojca alkoholika. Emilia zadziałała tu nieco prewencyjnie, bo Mirka dokonała adopcji ze wskazaniem. To załatwiło sprawę i zabezpieczyło chłopca.
      Piękne dzięki za odwiedziny na blogu. Najserdeczniej Cię pozdrawiam. :)

      Usuń
  5. No proszę. Witek ma swój kwartet smyczkowy. Świetnie, że może utrzymywać się z tego, co lubi najbardziej. Musi być naprawdę niezły skoro dużo koncertuje. Szkoda tylko, że oboje z Bożeną stracili ze sobą kontakt. Do czwartku;) Pozdr

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kwartet powstał jeszcze na studiach i oprócz Witka gra w nim trzech jego kolegów z roku. Są dość znani i mają sporo zaproszeń na koncerty. Grają w całej Polsce. Dzięki temu Witek jest dobrze sytuowanym facetem.
      Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za komentarz. :)

      Usuń
  6. Witaj Małgosiu,
    dzieciaki od małego nie miały zbyt lekko w życiu. Jedynym jasnym promykiem była ukochana babcia i wzajemne towarzystwo. Szkoda, że jako dorośli ludzie trochę się zagubili i stracili ze sobą kontakt. Babci byłoby przykro, że nie potrafili utrzymać ze sobą rodzinnych więzów. Zostawiając im dom pewnie miała nadzieję, że będą o niego dbali i może będą chętnie spędzać w nim czas ze swoimi rodzinami choćby w wakacje czy jakieś weekendy. Okazuje się, że żadne z nich nie było tam od wielu lat. Ciekawe jak to rozwiążą? Czy będą w stanie się porozumieć? Co prawda teraz Bożena też ma pod górkę. O Witku wiemy tylko, że chyba powodzi mu się nieźle. Ale może dom nie pójdzie pod młotek? Dziękuję za dzisiaj i czekam na ciąg dalszy no i na spotkanie Bożeny i Witka. Serdecznie pozdrawiam i przesyłam mnóstwo uścisków:) Gaja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gaja
      Emilia była mądrą kobietą. Brała pod uwagę różne warianty, także taki, że w pewnym momencie drogi tej dwójki się rozejdą. Poczyniła kilka zabiegów, które uniemożliwiają podział domu na pół, a poza tym wciąż powtarzała im, że kiedyś ten dom się o nich upomni i miała rację.
      Dzięki za komentarz. Przesyłam buziole. :)

      Usuń
  7. Biedna Mirka. Zbyt długo nie zagrzała w tym opowiadaniu miejsca. Nawet nie chcę myśleć jak było jej ciężko. Chociaż z drugiej strony odchodziła spokojniejsza, bo zabezpieczyła swojego synka. Wiedziała, że nie trafi do ojca lub do domu dziecka. Opiekę też miała do końca wzorową. Czekam na spotkanie tych dwojga. Pozdrawiam;) Iza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iza
      Mirka była ofiarą biedy, przemocy i alkoholizmu męża. Odejmowała sobie od ust, żeby Witek był syty, choć tak naprawdę oboje cierpieli nędzę i głód, bo mąż Mirki wszystkie pieniądze przepijał. To wszystko wyniszczyło organizm tej młodej kobiety i wywołało jedną z najgorszych chorób. Na szczęście trafili na Emilię.
      Pozdrawiam serdecznie i pięknie dziękuję za komentarz. :)

      Usuń
  8. Bożena już właściwie się określiła co chce zrobić z domem na wsi. A ciekawe jak na to będzie zapatrywał się Witek? Też będzie chciał się tego domu pozbyć? Może ma więcej pieniędzy i zechce sobie go zostawić? Ciekawa jestem ich spotkania, bo do niego dojdzie, prawda? Do następnego czwartku Pozdrowienia. Edyta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Edyta
      Co do tej spuścizny nic właściwie nie jest przesądzone. Bożena przynajmniej na razie uważa, że powinna wrócić do miasta. Musi przecież znaleźć jakąś pracę. Jest tłumaczką a na wsi trudno dla takiego kogoś o dobrze płatne zajęcie. Natomiast Witka plany są diametralnie różne. Wszystko wyjdzie i wyjaśni się, kiedy już się spotkają.
      Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za wpis. :)

      Usuń
    2. No właśnie, jest tłumaczką, więc może pracować w domu niezależnie gdzie on jest. Taki zawód daje duże możliwości. Tylko nie mam pojęcia jak by to miało wyglądać, bo i tak pracy musiałaby szukać w jakimś mieście, bo tam jest większość firm. Zobaczymy co zrobi? Ponownie pozdrawiam Edyta

      Usuń
    3. Ja znalazłam jakieś wyjście, ale czy będzie dobre, to się okaże. :)

      Usuń
  9. Wydaje mi się, że Mirka wiedziała, że jest ciężko chora. I to właśnie dlatego postanowiła odejść od męża. Tylko czy pomyślała co się stanie z synem? Miała niesamowite szczęście, że trafiła na taką wspaniałą osobę jak Emilia. A gdyby tak się nie stało, to Witek trafiłby do domu dziecka. Może gdyby wcześniej się zdecydowała zwrócić o pomoc, to może można było ją uratować. Wielka szkoda. Najważniejsze, że Witek wyrósł na porządnego człowieka. Gorąco pozdrawiam Teresa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teresa
      Mirka uciekła od męża, bo był nałogowym alkoholikiem i tłukł zarówno ją jak i małego. Choroba nie miała z tym odejściem nic wspólnego. Szkoda tylko, że właśnie wcześniej nie zadbała o siebie i nie zdiagnozowała się. Do Hamrzyska trafiła, kiedy rak był już w fazie preterminalnej, w której nie można już zastosować żadnej chemii czy naświetlań. Emilia okazała się prawdziwym zrządzeniem losu.
      Bardzo dziękuję za komentarz i najserdeczniej Cię pozdrawiam. :)

      Usuń
  10. A może właśnie ten dom ich ze sobą zwiąże? Przecież oni nie są prawdziwym rodzeństwem, więc mogliby być parą?! No chyba, że Witek ma już swoją rodzinę, ale chyba Bożena by coś o tym wiedziała, zaprosiłby ją na ślub? Czekam na next. Pozdrowienia;) Kara

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kara
      To co piszesz ma sens, bo w końcu wystarczy spojrzeć na tytuł opowiadania "Powrót do domu". Po latach oni wracają oboje, ale czy będą chcieli tu zostać i remontować chylącą się ku upadkowi chałupę, to pytanie za sto złotych. Gwoli wyjaśnienia, Bożena i Witek nie założyli rodzin, są singlami.
      Pozdrawiam Cię pięknie i bardzo dziękuję za wizytę na blogu. :)

      Usuń
  11. Bożenie szykuje się macocha? Jej tata i tak długo był sam. Wspaniale, że znalazł sobie partnerkę. Bożena fajnie zareagowała na taką niespodziewaną informację. Tata układa sobie życie, a teraz czas na nią. Może to ją zdopinguje? Przesyłam ciepłe pozdrowienia;) Daga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Daga
      Bożena docenia to wszystko, co zrobił dla niej ojciec w przeszłości i choć rzadko ją odwiedzał, bo harował jak wół, to jednak zawsze o niej myślał i zawsze bardzo ją kochał. Długo był sam i ta samotność zaczęła mu już doskwierać. To, że znalazł sobie porządną kobietę tylko uszczęśliwiło Bożenę i kibicuje temu związkowi. Ona sama nie ma szczęścia. Umawiała się na randki, ale zazwyczaj kończyły się na jednym spotkaniu, bo trafiała na nieodpowiednich facetów. To wszystko będzie miało uzasadnienie, ale to później.
      Bardzo dziękuję Ci za komentarz. Najserdeczniej pozdrawiam. :)

      Usuń
  12. Bożena dobrze zrobiła zwalniając się z tej okropnej szkoły. Postawa dyrektorki karygodna. Ciekawe czy się przestraszyła ewentualnego donosu do kuratorium? Wreszcie może synalek i wpływowy ojczulek dostaną pstryczka w nos. I bardzo dobrze, że właściwie nie mogą jej już niczym zagrozić. Jak Bożena jest tak bojowo nastawiona, to myślę, że i z remontem pójdzie jej szybikiem. A mając taki zawód powinna bez trudu jakąś pracę sobie załatwić. Do następnego. Pozdrawiam;) AB

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. AB
      Bożena musiała zadziałać stanowczo i tak zrobiła, a list od wujka Karola tylko pomógł jej decyzji. Na razie nie podjęła jej jeszcze co do domu po Emilii. Póki co, chce sprzedać swoją część, bo nie widzi perspektyw. Może zmieni zdanie?
      Pozdrawiam Cię pięknie i bardzo dziękuję za wpis. :)

      Usuń
  13. Biedne dzieciaki, każde z nich straciło matkę. A Witek dodatkowo ojca.
    Babcia Emilia to bardzo mądra kobieta i z sercem na dłoni, nie pozwoliła na zatracenie tej dwójki.
    Myślę, że dzięki temu powrotowi ta dwójka może stać się sobie jeszcze bliższa niż kiedy byli dziećmi. Ten dom może być początkiem ich nowej być może lepszej przyszłości.
    Gorąco pozdrawiam
    Julita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Julita
      Ten powrót sprowokuje wspomnienia. Oboje przypomną sobie wiele rzeczy, które bez przerwy powtarzała im Emilia, jakby chciała, żeby to co najważniejsze utkwiło w ich głowach. Dom jest tu kluczem a raczej klamrą, która spoi wszystko w jedną całość.
      Bardzo dziękuję Ci za wpis i najserdeczniej pozdrawiam. :)

      Usuń
  14. Nie wiem jak było kiedyś, ale teraz rzeczywiście lekarze nie patyczkują się i mówią pacjentowi prawdę prosto w twarz. Robią to szybko, bezdusznie, chyba maszyna miałaby więcej serca. Tylko w serialach lekarze starają się okazywać choć trochę empatii i serca. Szkoda, że tak nie jest w rzeczywistości. Przecież nie każdy pacjent chce usłyszeć prawdę, nie jest na nią gotowy, a jak już, to można to zrobić delikatniej. Przesyłam pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się w pełni, bo odnoszę podobne wrażenie. Zawód lekarza, który kiedyś traktowany był jak misja, jak powołanie, chyba spowszedniał, a medycy chcąc dojść do jakichś pieniędzy łapią dziesięć srok za ogon. Są zbyt zapracowani, żeby mieć czas dla pacjenta, pochylić się nad każdym przypadkiem i zwyczajnie współczuć. Przecież jakby nie patrzeć, empatia wpisana jest w ten zawód jak w żaden inny.
      Pozdrawiam serdecznie i bardzo dziękuję za ciekawy komentarz. :)

      Usuń
  15. Nie chciałabym,aby zabrzmiało,że się czepiam,ale przez ileś tam lat nie zapalili znicza na grobie babci...nawet na Wszystkich Świętych ? Czy ich spotkanie po latach zbliży ich do siebie?...może małżeństwo i wyjazd Bożeny do Warszawy? Dom zapewne oboje sprzedadzą,bo chętnych na zamieszkanie na wsi dzisiaj jest gro...Mam nadzieję,że moje myśli idą w dobrym kierunku. Aga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aga
      Nie rozpisywałam się aż w takich szczegółach, ale łatwo się domyślić, że skoro nie byli w Hamrzysku przez jedenaście lat, to i na groby nie jeździli. Na cmentarzu w Rosku pochowana jest też przecież matka Witka. To ze spokojnym sumieniem mogę pozostawić już Waszej wyobraźni. Teraz najważniejsze jest ich spotkanie i rozmowa, którą muszą przeprowadzić.
      Bardzo dziękuję Ci za wpis i najserdeczniej pozdrawiam. :)

      Usuń
  16. Emilia była bardzo mądrą i dobrą kobietą. Żal, że tak szybko owdowiała i sama musiała się borykać z przeciwnościami życia. Wychować samotnie dwóch chłopaków, to wielka sztuka. Może to ją zahartowało. Dlatego miała jeszcze tyle siły aby wychować dwójkę dzieciaczków. Wyrośli z nich wykształceni ludzie. Może trochę się pogubili, lecą nie wiadomo za czym, ale mam nadzieję, że się opamiętają. Może właśnie wizyta w domu nimi potrząśnie. Serdecznie pozdrawiam Regina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Regina
      Emilia musiała dość wcześnie zacząć polegać wyłącznie na sobie. Musiała stać się zapobiegliwa, żeby swoim dzieciom zapewnić jakiś godziwy byt. W przypadku swoich wnuków zachowuje się podobnie chociaż jest już mądrzejsza o lata doświadczeń i przychodzi jej to łatwiej niż wcześniej. Zna życie. Zna jego dobre i złe strony, przed którymi chce ustrzec i Bożenkę i Witka. Są za mali, żeby to wszystko zrozumieć, ale łatwo zapamiętują jej słowa. Po latach wracają do miejsca, gdzie wyrośli i tu będą się starać zrozumieć, co chciała im przekazać Emilia.
      Bardzo dziękuję Ci za komentarz. Serdecznie pozdrawiam. :)

      Usuń
  17. Jak się czegoś naprawdę chce, to wszystko można. Witek marzył o grze na skrzypcach, no i się udało. Oczywiście kosztowało to mnóstwo pracy i samozaparcia, ale sukces odniósł. Emilia byłaby dumna. Czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam;) Ada

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ada
      Pasja zawsze kosztuje sporo wyrzeczeń, czasu i ciężkiej pracy, ale przy dużej determinacji owoce tych wysiłków bywają spektakularne. Dzięki Emilii i własnemu samozaparciu Bożenka i Witek osiągnęli swój cel.
      Pozdrawiam Cię pięknie i bardzo dziękuję za wizytę na blogu. :)

      Usuń
  18. Zastanawiam się czy Karol, a szczególnie jego synowie nie mieli pretensji do Bożeny i Witka, że oni nic nie dostali w spadku po babci. Co prawda, to były jej pieniądze, ale oni przecież też byli jej wnukami. Rodzina nie o takie pieniądze potrafi się skłócić. Do następnego czwartku Pozdrawiam;) Ola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ola
      Synowie Karola to prawdziwe czarne owce w rodzinie. On sam machnął już na nich ręką, bo nigdy nie wykazywali zainteresowania losem ojca, który przecież finansował ich naukę w mieście. Skoro nie pamiętali o nim, dlaczego mieliby pamiętać o Emilii? Przecież nawet ich bardzo rzadkie wizyty nie wynikały z troski o tych dwoje, ale zazwyczaj podyktowane były wysypem grzybów. Obaj siedzą w mieście, pracują i nawet przez myśl im nie przejdzie, że ojcu nie ma nawet kto podać szklanki herbaty. Ot bywa... Taka wdzięczność właśnie.
      Dziękuję za wpis i najserdeczniej pozdrawiam. :)

      Usuń
  19. Emilia dbała o nich jak najlepsza mama. Nawet po śmierci mieli pieniądze na dalszą naukę. Była niesamowitą kobietą. Dzieciaki nie powinni jej nigdy zapomnieć, jej dobroci i wielkiego sera oraz mądrości życiowe, które im przekazywała. Być może jak wrócą do tego zniszczonego domu zrozumieją, że nie tego od nich by oczekiwała babcia. Współwłasność domu można rozwiązać i to niekoniecznie sprzedażą. Czekam aż się opamiętają. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bożenka i Witek żałują, że przez tak długie lata nie pokazywali się w rodzinnym domu. Jest im wstyd, że opiekę nad nim scedowali na schorowanego, starszego człowieka. Są wdzięczni Karolowi i będą się starali wynagrodzić mu te wszystkie lata bez nich. Kwestia domu na razie pozostaje otwarta, ale wszystko będzie się wyjaśniać po kolei.
      Pięknie pozdrawiam i bardzo dziękuję za komentarz. :)

      Usuń
  20. Okazuje się, że Emilia nie tylko dobrze wychowała Bożenę i Witka. Jej synom też niczego nie brakuje. Ojciec Bożenki zrobił wszystko aby mała miała ciepły dom i miłość i wiedział, że to wszystko da jej mama. Karol mimo, że nie znał Mirki też wiedział, że w chwili jej śmierci jego obecność w domu będzie bardzo potrzebna. Po śmierci mamy też na swój sposób doglądał domu Bożeny i Witka. Przecież nic od nich nie dostawał a potrafił bezinteresownie zadbać o obejście. Bożena z Witkiem powinni mu odpowiednio podziękować. Tak nakazuje przyzwoitość. Pozdrawiam i do następnego razu;) Nina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nina
      Bożena i Witek już wiedzą, że oderwanie się od rodzinnego domu na tyle długich lat było poważnym błędem. Mają oboje wyrzuty sumienia w stosunku do wujka Karola i ze wszystkich sił będą starali się mu to wynagrodzić. Mają świadomość, że na swoich synów nigdy nie mógł liczyć, więc zaopiekują się nim.
      Serdecznie dziękuję Ci za komentarz i równie serdecznie pozdrawiam. :)

      Usuń
  21. Myślę, że spotkanie Bożeny i Witka dużo im da. Może zrozumieją gdzie popełnili błędy w życiu skoro są w dalszym ciągu singlami? Może spotkanie uzmysłowi im, że przecież kiedyś bardzo się lubili i dbali o siebie, więc co im zależy żeby tę więź odnowić? Mieszkają daleko od siebie, ale są autostrady, szybkie pociągi, samoloty. Dla chcącego nie ma nic trudnego. Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To spotkanie jest ważne, ale najważniejsze będą ich rozmowy, wspominanie przeszłości i słowa Emilii, które wpajała im jak byli dziećmi. Dobrze je pamiętają, ale i tak jeszcze niewiele rozumieją. Z czasem odkryją, co Emilia chciała im przekazać.
      Bardzo dziękuję za wpis i serdecznie pozdrawiam. :)

      Usuń
  22. Powrót do domu może okazać się przełomowy w ich życiu. Oboje odczuwają wyrzuty sumienia ,że opuścili rodzinne strony może po latach uświadomią sobie ,że mogli by odnowić więź i ją kontynuować nie tylko jako przyjaciele? Co wyniknie z ich przyjazdu? Szkoda mi Mirki długo nie zagrzała miejsca w tym opowiadaniu. A Emilia ma dobre serce ,że zgodziła się przyjąć pod swój dach dzieci. Czekam na cd. Pozdrawiam serdecznie :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Justyna
      Raczej nie pożyje już długo ktoś, kto odpluwa krwią i strzępami płuc. Mirosława skazana była na śmierć niestety. Jedyne szczęście, że trafiła wraz z dzieckiem pod dach Emilii. A co do powrotu Bożeny i Witka w rodzinne strony, to pisałam już wyżej, że okaże się kluczowy dla ich relacji.
      Pozdrawiam Cię pięknie i bardzo dziękuję za komentarz. :)

      Usuń
  23. Mirosława jednak umarła. Szkoda. Przynajmniej zatroszczyła się o przyszłość Wojtka. Sama Emilia to szlachetna, dzielna kobieta i wychowywała ich wpajając to co najważniejsze w życiu. Szkoda tylko, że po jej śmierci drogi Wojtka i Bożenki rozeszły się i nie widywali. Trochę chyba wbrew temu co wpajała im babcia. Ciekawa jestem też czy jako sławnemu skrzypkowi woda sodowa nie uderzyła Wojtkowi do głowy.
    Na tym zdjęciu są bardzo podobni do siebie.
    Pozdrawiam miło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. RanczUla
      Chłopiec ma na imię Witek, nie Wojtek, to tak dla ścisłości.
      Emilia nie była wizjonerką, ale czuła intuicyjnie, że drogi tej dwójki mogą się rozejść. To dlatego wbijała im do głów słowa, które mieli zrozumieć dopiero jako dorośli. Są już dorośli, ale nadal słowa Emilii są dla nich zagadką. Będą powoli dochodzić do prawdy jak nasz prezes. Witek się nie zmienił i nie odbiła mu palma. Nadal jest spokojnym, skromnym i wrażliwym człowiekiem.
      Pozdrawiam Cię serdecznie i bardzo dziękuję za wpis. :)

      Usuń