Łączna liczba wyświetleń

sobota, 10 listopada 2018

6 milionów wejść!!! i mini "LOT GODOWY"


Kochani
Dzisiaj kolejna radość, bo dzięki Wam licznik wskazał 6 milionów wejść na blog. Już wielokrotnie podkreślałam jak bardzo jestem Wam wdzięczna za każde odwiedziny i każdy komentarz, bo gdyby nie Wy, ten blog nie miałby prawa bytu. Za Waszą życzliwość, wielkie serce, motywację i ogromny doping do pracy moje najserdeczniejsze podziękowania.


Z tej szczególnej okazji wstawiam miniaturkę, do napisania której zainspirował mnie list czytelniczki, na który natknęłam się w jednym z kolorowych czasopism. Przyjemnej lektury.




„LOT GODOWY”

Odkąd sięga pamięcią nigdy nie powalała urodą. To bardzo komplikowało jej życie. Przez brak tego kobiecego atutu nigdy nie miała przyjaciół, czy dobrych znajomych. Niejako z konieczności stała się typem samotniczki, która wyłącznie polegała na sobie. Nawet studia nic nie zmieniły w tej mierze. Zawsze trzymała się z boku nie chcąc rzucać się w oczy i unikając w ten sposób narażenia się na kpiny. To nie było tak, że nie posiadała żadnych cennych zalet. Była naprawdę zdolna, potrafiła myśleć a przede wszystkim była pracowita. To dzięki tej ostatniej zalecie skończyła celująco dwa kierunki w Szkole Głównej Handlowej, posiadła biegle znajomość trzech obcych języków i rozwinęła swój niezwykły talent do ekonomii. To głównie dzięki temu a także licznym certyfikatom ukończonych kursów i dyplomom ukończenia studiów dostała pracę o jakiej marzyła. Została asystentką dyrektora do spraw zarządzania i marketingu w znanej firmie odzieżowej Febo&Dobrzański.
Tam nieco zintegrowała się z ludźmi, choć większość traktowała ją dość obcesowo i naśmiewała się z niej.
Jej szef też początkowo nie darzył jej sympatią. Dopiero kiedy zorientował się jak cennym nabytkiem stała się dla firmy, zaczął postrzegać ją zupełnie inaczej i przestał zwracać uwagę na to jak się ubiera i jak wygląda.
Ona zakochała się w nim od pierwszego wejrzenia, zakochała tak mocno, że pierwsza myśl, jaka przyszła jej do głowy to ta, że jeśli kiedykolwiek będzie miała dzieci, to tylko z Dobrzańskim.
Na to akurat były szanse zerowe, bo junior Dobrzański od dwóch lat był w związku ze współwłaścicielką firmy. W planach były zaręczyny i ślub. Ona tego nie rozumiała, bo Marek Dobrzański nie był typem, który dążył do jakiejś życiowej stabilizacji. Raczej wręcz przeciwnie. Kiedy tylko miał ku temu okazję, wyrywał się z zaborczych ramion swojej dziewczyny i zdradzał ją na lewo i prawo w czym wiernie mu sekundował najlepszy przyjaciel, dyrektor HR Sebastian Olszański. Obaj wiedli dość rozwiązłe życie ubarwione często pijaństwem do białego rana i szaleńczą zabawą z poznanymi w klubach pannami.
Zawsze wiedziała, kiedy takie sytuacje miały miejsce. Trudno było się nie domyślić, gdy obaj wychodzili z windy mocno spóźnieni z wymiętymi, poszarzałymi twarzami i przekrwionymi oczami. Przynosiła im wtedy z bufetu wodę mineralną i od siebie dodawała aspirynę na ból głowy. Nigdy nie komentowała i nie oceniała ich postępowania. Uważała, że to nie jej sprawa, chociaż takie sytuacje mocno kłóciły się z jej poczuciem przyzwoitości. Markowi wybaczała wszystko, była na każde jego skinienie, odgadywała w lot jego myśli. Wychodziła ze skóry, żeby mu pomóc, wesprzeć go i kryć przed jego dziewczyną Pauliną. Do końca nie wiedziała sama, po co to robi i na co liczy. W marzeniach roiła, że on w zamian spojrzy na nią przychylniej i dostrzeże w niej kobietę. Jednak przez trzy lata jej pracy w firmie nic takiego nie miało miejsca choć tak bardzo starała się być zawsze blisko na wypadek, gdyby jej potrzebował.
Żeby być jeszcze bliżej zaangażowała się w rajdy samochodowe, w których uczestniczyło sporo ludzi z firmy zachęconych entuzjazmem młodego Dobrzańskiego. Zarówno on jak i Olszański byli uzależnieni od szybkiej jazdy i od rywalizacji a ponieważ F&D wspomagało finansowo miejscową Szkołę Jazdy „Racing” to i korzystali z każdej sposobności uczestniczenia w rajdach terenowych.
Ula nie była aż tak szalona, ale pojawiała się na każdym rajdzie, który zazwyczaj kończył się suto zalewaną imprezą i niczym nieskrępowanym seksem uprawianym w namiotach lub na łonie natury. Ona była tam jedynie po to, żeby pijanych w trupa kolegów porozwozić następnego dnia do domów lub ewentualnie uzupełnić zapasy alkoholu. Niewdzięczna to była rola, ale nie narzekała. Jedynym zgrzytem na tych imprezach była częsta obecność Pauliny, która kleiła się do Marka całując go ostentacyjnie i pieszcząc. To bolało i nie pozwalało Uli zbliżyć się do obiektu jej westchnień. Wciąż miała wrażenie, że dla niego jest przezroczysta jak świeżo umyta szyba, jak powietrze i znaczy tyle, co kamień przy drodze.
Którejś sierpniowej soboty wszystko się jednak zmieniło. Zaczynał się kolejny rajd. Liczni zainteresowani zgromadzili się na polach obok Centrum Olimpijskiego w Warszawie przy ulicy Wybrzeże Gdyńskie. Trasa biegła do Rembertowa, gdzie miano pokonać trzy odcinki specjalne. Meta rajdu znajdowała się w miejscowości Kopana. Tam też rozstawiono miasteczko namiotowe.
Ula odebrała od organizatorów wytyczne łącznie z mapą i przyjrzała jej się dokładnie. Wyruszała od razu na miejsce jeszcze przed czołówką rajdu. Musiała zorientować się, które namioty dla nich przeznaczono. Poza tym w bagażniku wiozła trzy skrzynki mocnego alkoholu i kilka zgrzewek piwa, którym miano uczcić zakończenie rajdu. Musiała je dowieźć w całości i bezpiecznie. Jeszcze przez chwilę rozmawiała z Markiem ustalając ostatnie szczegóły. Zauważyła, że tym razem nie ma przy nim Pauliny i zapytała o nią.
 - Pauliny nie będzie więc nie licz jej. Od jakiegoś czasu mamy ciche dni – odpowiedział. Nie dociekała. Nie tracąc już ani chwili wsiadła w samochód i ustawiła GPS zgodnie z naniesioną na mapę trasą.

Zaparkowała samochód na prowizorycznym parkingu i rozejrzała się dookoła. Miejsce miało swój urok. Namioty ustawiono na sporej, leśnej polanie. Wokół szumiał las i mocno pachniało leśną ściółką. Odetchnęła głęboko i ruszyła w stronę zaparkowanych nieopodal foodtracków i rozstawionych przy nich stolików z wielkimi parasolami. Zamówiła dwa hot dogi z dużą ilością dodatków i wielki kubek czarnej jak smoła kawy. To kaloryczne jedzenie wzmocniło ją. Nie miała czasu, żeby zjeść w domu śniadanie. Najedzona poszukała sektora „D”, który zajmowały rozłożone dla F&D namioty. Sprawdziła, czy wszystko z nimi w porządku, ale nie mogła się do niczego przyczepić. Miała sporo czasu. Postanowiła poszwendać się po okolicy. Natrafiła na wielką kępę malinowych krzaków i nazbierała trochę owoców. Nie śpiesząc się opróżniła z alkoholu bagażnik umieszczając skrzynki w jednym z namiotów. Z nudów wyciągnęła się na kocu leniuchując kilka godzin.
Parę minut po szesnastej zaczęły parkować pierwsze samochody. Stanęła przy swoim wypatrując znajomych twarzy. Pierwszy jak zwykle pojawił się Marek z Sebastianem, który tym razem robił za pilota.
 - Jak poszło? – zapytała, gdy podeszli do niej.
 - Świetnie. Mamy trzecie miejsce. Trzeba to uczcić. – Marek wyszczerzył się do niej. – A tu jak? Wszystko OK?
 - W porządku. Sprawdziłam. Mamy sektor „D”. Za polem namiotowym są szalety i umywalnie. Można skorzystać. Tu obok stoją foodtracki. Jak jesteście głodni, możecie coś zjeść. Alkohol jest u ciebie w namiocie. Ponieważ nie ma Pauliny dokooptowałam ci Sebastiana. Zaprowadzę was.
 - Dzięki Ula. Świetnie się spisałaś – pochwalił ją Marek.
O dziewiętnastej odbyła się część oficjalna, podczas której rozdano zwycięskim załogom puchary. Potem mogli świętować. Rozpalono ognisko, na którym pieczono przygotowane przez Ulę kiełbaski suto zakrapiając je alkoholem. Ula nie uczestniczyła w imprezie. Siedziała na jakimś zwalonym pniu przyglądając się temu z daleka. O północy towarzystwo było już nieźle wstawione. Ten moment był dla niej najbardziej odrażający. Bełkoczący od rzeczy faceci obmacujący wcale nie mniej wstawione dziewczyny. Kątem oka dostrzegła Dobrzańskiego. Zataczał się idąc w stronę ciemnej ściany lasu. Ruszyła za nim. Bała się, że potknie się o coś i zrobi sobie krzywdę. Znikł jej w pewnym momencie z oczu, co mocno ją zaniepokoiło. Dotarła do tej wielkiej kępy malin i rozejrzała się niepewnie. Nagle poczuła jego ręce przyciągające ją do siebie.
 - Marek…?
 - Ciii… - odwrócił ją do siebie i przylgnął do jej ust. Nie przestraszyła się, ale żarliwie oddawała te słodkie pocałunki. Tyle razy marzyła o takiej chwili. W snach, które śniła, wiele razy uprawiała z nim gorący seks. W nich była namiętna i niezwykle oddana. Kiedy budziła się rano w odartej ze złudzeń rzeczywistości, płakała w poduszkę, bo nadal była pobudzona i przekonana, że wciąż czuje zapach i smak jego pięknego, rozgrzanego ciała. Nie mogła uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Tyle lat marzyła o takiej bliskości, roiła, że zajdzie z nim w ciążę i urodzi mu piękne dziecko a on porzuci Paulinę i ożeni się z nią.
Ułożył ją na miękkim mchu i ściągnął z niej majtki, ostatni element garderoby jaki miała na sobie. Nawet nie poczuła się zawstydzona, choć księżyc był w pełni i nie było wcale ciemno. Marek przylgnął do jej piersi pieszcząc je i gładząc. Westchnęła rozchylając nogi. Poczuła jego wzwiedzioną męskość jak rozpychała się w niej. Nie był delikatny, bo nie sądził, że ona jest dziewicą. Kiedy to poczuł zatrzymał się i zdziwiony popatrzył jej w oczy. Nie chciała, żeby się wycofał. Chciała go poczuć w sobie do końca, chciała, żeby doszedł w niej, bo może wówczas spełni się jej największe marzenie i zostanie matką. Objęła dłońmi jego pośladki i przycisnęła je do siebie. Znowu zaczął kopulować, często zmieniał pozycje. Nawet nie wiedziała, że tak można. Była szczupła i ważyła niewiele a on obracał nią jak manekinem i chyba nie myślał o niej, ale o tym, żeby sobie ulżyć. Zarzucił jej nogi na swoje ramiona. Jego ruchy stały się mocne i głębokie. Zaczął szczytować. Ona po chwili poczuła błogie skurcze i ciepło w dole brzucha, które rozlało się po jej trzewiach. Ostatni raz ją odwrócił tyłem do siebie i nie wychodząc z niej przylgnął do jej pleców.
Jego lekkie pochrapywanie uświadomiło jej, że zasnął. Ona długo jeszcze leżała z otwartymi szeroko oczami rozpamiętując ten akt. Głaskała swój płaski brzuch prosząc w duchu stwórcę, żeby sprawił cud a ona zaszła w ciążę.
Niebo zaczęło szarzeć. Marek nieświadomie przygarnął ją do siebie. Nie otwierając oczu gładził jej nagie, pokryte gęsią skórką ciało. Pobudził się. Był jeszcze pijany. Przekręcił się na plecy pociągając ją za sobą. Usiadła okrakiem na nim. Uniósł ją lekko i wszedł w nią. Kierując jej biodrami zainicjował ruch. Odchyliła głowę do tyłu i przygryzła wargi. Po chwili nie wychodząc z niej przekręcił ją na plecy. Oplotła jego ciało nogami jak bluszcz. Nabrał tempa i mocno przyspieszył. Wydawało jej się, że to trwa wieczność, ale on zatrzymał się nagle. Poczuła to znajome ciepło i jego palce usiłujące pobudzić to jej najwrażliwsze miejsce. Skurcz jaki po tym nastąpił niemal pozbawił ją tchu i wygiął jej ciało w sztywny pałąk. Marek uśmiechnął się.
 - O to chodziło – mruknął. – To zawsze działa.
Powoli wracała jej przytomność umysłu. Zanim nastał blady świt on zrobił to jeszcze raz. Zrozumiała dlaczego kobiety tak do niego lgną. W seksie był mistrzem i doskonale wiedział jak je zaspokoić. Ona przeżyła w ciągu jednej nocy trzy orgazmy w tym dwa naprawdę potężne, po których z trudem dochodziła do siebie.
Marek ubrał się. Patrzyła jak odchodzi bez słowa zataczając się lekko. Wciąż alkohol nie wyparował z niego. Poczuła chłód i narzuciła na siebie ubranie. Widziała z daleka jak Dobrzański wchodzi do swojego namiotu. Pomyślała, że pewnie musi odespać. Ona nie musiała. Była zbyt podekscytowana wydarzeniami tej nocy. Cicho przemknęła przez obóz i wsunęła się do samochodu. Nie miała zamiaru odwozić dzisiaj nikogo z tej firmowej bandy. Zbyt wiele musiała przemyśleć. Odpaliła samochód i ruszyła w stronę Warszawy.

W zaciszu swoich czterech ścian sącząc aromatyczną kawę analizowała po raz dziesiąty tę sytuację. Potraktowała ją jak coś wyjątkowego, jak coś, co nie zdarza się takim jak ona. Jeśli okaże się, że zaszła w ciążę nigdy nikomu nie powie, kto jest jej autorem. To dziecko będzie wyłącznie jej, tylko jej. Od Marka nie chce nic. Żadnych deklaracji i zobowiązań z jego strony. To dziecko, jeśli będzie, to będzie prezentem od losu i wychowa je sama. Wreszcie będzie miała dla kogo żyć.
W niedzielę wieczorem poszła do kościoła i tam siedząc w ławce modliła się żarliwie o łaskę macierzyństwa. Zaklinała rzeczywistość, błagała, by to, co się stało nie poszło na marne. Jedyne co jej pozostało, to cierpliwie czekać.
Poniedziałek nie różnił się w zasadzie niczym od pozostałych poniedziałków poza tym, że Marek udawał, że między nimi nic nie zaszło i traktował ją tak jak zwykle. Poczuła się trochę rozczarowana, ale zaraz pomyślała, że to dla niej lepiej i może faktycznie on był tak bardzo pijany, że nic z tej nocy nie pamięta.


Patrzyła na swoją twarz odbitą w lustrze i nie mogła uwierzyć w to co widzi. Cera jakby pojaśniała, stała się gładsza. Piersi zwiększyły objętość i stały się wrażliwsze na dotyk. Nawet włosy wydawały się nieco gęstsze a ich rudawy odcień intensywniejszy. Uśmiechnęła się szeroko.
 - Dziękuję ci Boże… - wyszeptała. Miała już pewność, że ta noc spędzona z Markiem była brzemienna w skutki. Ani test, ani ginekolog nie był jej potrzebny. Z czasem miała klasyczne objawy ciąży. Pojawiły się nudności i wymioty. Osłabienia i wstręt do niektórych produktów. Kiedy te dolegliwości minęły zapisała się wreszcie na wizytę lekarską. Wszystko było w porządku. Ciąża rozwijała się prawidłowo i nie było powodów do niepokoju. Kiedy jej brzuch stał się widoczny zaczęto plotkować w firmie i snuć domysły, kto jest ojcem dziecka Uli. Ona sama milczała jak grób. Podczas jednej z takich dyskusji pojawił się Marek z Pauliną. Do tej pory nie miał świadomości, że jego asystentka jest w stanie błogosławionym. Nie był też ani głupi, ani naiwny, żeby się nie domyślić, czyje dziecko nosi pod sercem. Wtedy po raz pierwszy Ula zobaczyła w jego oczach paniczny strach. Bał się i to nawet nie tego, że jego narzeczona i rodzice dowiedzą się, że zmajstrował swojej asystentce dziecko, ale bał się odpowiedzialności.
Ula widziała jak bardzo czuje się niepewnie, jak się czerwieni, jak zaczyna się jąkać ze strachu przed prawdą. Im dłużej mu się przyglądała tym bardziej zaskakiwał ją fakt, że względem niego nie czuje już żadnych emocji. Gdyby nagle zniknął, zupełnie by ją to nie obeszło. Jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki uleciała z niej ta wielka miłość, którą obdarzała go przez lata. Zamiast niej pojawiła się obojętność. Nagle wydał jej się daleki i obcy a ona patrzyła na niego jakby widziała go po raz pierwszy.
 - Nie męczcie jej i nie naciskajcie – usłyszała jego głos. – Przecież tak naprawdę to nie jest sprawa żadnego z nas, czyż nie?

Pod koniec szóstego miesiąca poznała płeć dziecka. Miała urodzić chłopczyka. Od teraz całe swoje życie podporządkowała tej małej istotce. Zerwała na dobre z rajdami, zrobiła rewolucję w mieszkaniu, zdrowe odżywianie weszło jej w krew a co najważniejsze zmieniła cały swój dotychczasowy image. Zainwestowała w nową garderobę, dobrego fryzjera i soczewki korygujące. Ciąża sprawiła, że stała się piękną kobietą. Z chudego, nijakiego kurczątka ewoluowała i zmieniała się w pięknego łabędzia. Była niczym jętka podczas rójki, która odbyła swój lot godowy, spełniła się w największej, życiowej misji i teraz czeka na narodziny swojego dziecka.
Marek stał się dla niej milszy, czasami troskliwy, ale jej na tym wcale nie zależało. Nigdy nie poruszył tematu dziecka, nigdy nie poczuł się jego ojcem. To świadczyło o tym jak bardzo boi się ujawnienia ich wspólnej tajemnicy, świadczyło jak bardzo widmo odpowiedzialności go przytłacza. Taki partner nie był jej do niczego potrzebny. Nie uwzględniła go w swoich dalszych, życiowych planach. On odbył wraz z nią lot godowy i na tym jego rola się zakończyła.

Poród przebiegł niemal podręcznikowo. Urodziła zdrowego, silnego chłopca. W szpitalu nikt z firmy się nie pojawił, nikt nie zadzwonił, ale paradoksalnie poczuła się silniejsza, bo wreszcie stała się matką najpiękniejszego dziecka na ziemi. Jak tylko je zobaczyła zrozumiała, że patrzy na lustrzane odbicie Marka. On musiał wyglądać tak samo, gdy przyszedł na świat. Przelała całą swoją miłość na synka. Dla Marka zabrakło jej już dawno. Wróciła z małym do domu i poświęciła się mu całkowicie. W pracy pojawiła się tylko raz tuż po porodzie i tylko po to, żeby wypisać wniosek na urlop macierzyński i trzy lata urlopu wychowawczego.
Rok później z kolorowych gazet dowiedziała się, że panna Febo wreszcie usidliła wiecznego Don Juana i zaciągnęła go do ołtarza. Nie sądziła, by Marek był szczęśliwy w tym związku. Przecież zdradzał ją od zawsze więc skąd pewność, że teraz będzie inaczej?

Kiedy mały Maciej skończył trzy lata Ula zapisała go do przedszkola. Nie wróciła już do Febo&Dobrzański. Otworzyła własną działalność. Weekendy poświęcała synkowi. W jeden z nich zabrała go do Łazienek. Siedziała na ławce obserwując jak Maciek karmi kaczki. Przed jej oczami pojawił się długi cień. Odwróciła głowę. Przed nią stał Dobrzański we własnej osobie. Ze zdumieniem stwierdziła, że mocno posiwiał, a na jego twarzy malował się smutek.
 - Witaj Ula. Dawno cię nie widziałem… Stałaś się piękną kobietą.
 - Dzień dobry. A ty bardzo się zmieniłeś.
 - Tak… - uśmiechnął się półgębkiem - za dużo problemów na głowie – spojrzał na podbiegającego do Uli chłopca i oczy rozszerzyły mu się ze zdziwienia. Przykucnął przy nim i przywitał się.
 - Cześć smyku. Jak masz na imię? – Chłopiec przylgnął do kolan matki.
 - Maciek a ty?
 - Ja jestem Marek – poczochrał czarną i gęstą czuprynę chłopca. – Przyszedłeś nakarmić kaczki? – mały pokiwał głową.
 - Daj jeszcze trochę bułki mamuś – poprosił. Marek przysiadł obok Uli.
 - Jest taki do mnie podobny. Wspaniałe dziecko. Powinienem wziąć na siebie odpowiedzialność i płacić na niego alimenty.
Ula pominęła milczeniem ostatnie słowa Dobrzańskiego.
 - A ty masz dzieci? – zapytała. Marek przecząco pokręcił głową.
 - Nie mam i nie wiem, czy kiedykolwiek będę miał. Rozwiodłem się nie tak dawno. Małżeństwo z Pauliną zszarpało mi nerwy. To nie była kobieta dla mnie.
 - Nieprawda – zaprzeczyła. – Wszystkie były dla ciebie poza mną – stwierdziła z goryczą. - Na szczęście szybko zrozumiałam, że nie dla psa kiełbasa. Kochałam cię przez długie lata i sama się dziwiłam jak szybko ta miłość mi przeszła. Za Maćka zawsze będę ci wdzięczna. Nie spodziewaj się jednak, że zgodzę się na twoje widzenia z nim tylko dlatego, że nagle zapragniesz być tatą dla własnego dziecka. Nigdy od ciebie nic nie chciałam i nadal nie chcę. Ty nie poczuwałeś się ojcostwa. To ostatecznie przesądziło o tym, że nigdy nie zaistniejesz w jego życiu – podniosła się z ławki. – Pożegnam się już. Mimo wszystko życzę ci szczęścia. Maciek! Idziemy!
Mały podbiegł do niej i chwycił ją za rękę. Marek siedział na ławce i patrzył jak oddalają się od niego. Po raz pierwszy poczuł, że przegrał swoje życie. Ciężko podniósł się z miejsca i wolnym krokiem ruszył przed siebie.

K O N I E C


48 komentarzy:

  1. Świetna niespodzianka prawie na stu lecie niepodległości;) Pierwsze co mi przyszło do głowy to to, że żal mi Marka. Skakał, skakał no i został z ręką w nocniku! Fajnie, że Ula jest szczęśliwa. Czekam na kolejne niespodzianki. Pozdrowienia;) Kara

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kara
      Akurat tak się szczęśliwie złożyło, chociaż ja spodziewałam się dopiero takiego wyniku jutro.
      Ula kochała Marka przez kilka lat a jednak z tej wielkiej miłości nie zostało nic. On niejako posłużył za zapładniacza, choć nie miał przecież o tym pojęcia, że jego pijane zaloty wywołają takie skutki. Ula wypiękniała, a rozwód z Pauliną był nieuchronny. Teraz Marek pozostał z niczym i pluje sobie w brodę.
      Bardzo dziękuję Ci za komentarz i za to, że wciąż tutaj zaglądasz.
      Najserdeczniej Cię pozdrawiam. :)

      Usuń
  2. Chyba nie o takiej scenerii marzyła Ula. No ale jeśli w innym przypadku Marek nigdy by się nie zdecydował, to lepsze to niż nic. Smutno, że z Marka wyszedł taki padalec. Serdecznie pozdrawiam Jolka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jola
      Ula ma duszę romantyczki. Oczywiście, że wolałaby, aby ta bliskość z Markiem odbyła się w innych warunkach a przede wszystkim, żeby on kochał się z nią świadomie a nie po pijaku, ale piękne okoliczności przyrody też mają swój urok, a Ula nie wybrzydzała. Ona pragnęła mieć dziecko z Dobrzańskim i to jej się spełniło.
      Bardzo dziękuję Ci, że zajrzałaś i zostawiłaś wpis.
      Przesyłam serdeczności. :)

      Usuń
  3. Dzięki, dzięki, dzięki;) Ale świnia z tego Marka. Żeby zupełnie się nie zainteresować swoim dzieckiem, to wstrętne. Dobrze, że dostał od życia w kość! Ogromnie gratuluję wyniku! Przesyłam ciepłe pozdrowienia;) Daga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Daga
      Marek okazał się typem bardzo tchórzliwym, uciekającym przed odpowiedzialnością. Owszem kiedy kochał się z Ulą był pijany, ale nie aż tak, żeby nie poskładać dwa do dwóch, gdy okazało się, że ona jest w ciąży. On umył rączki bo tak było mu wygodnie.
      Pięknie dziękuję za gratulacje a także za komentarz. Bardzo się cieszę, że wciąż wpadasz tu do mnie. Pozdrawiam najcieplej. :)

      Usuń
  4. Oboje odlecieli. Był to lot niekontrolowany i dlatego tak to się skończyło. Gratuluję i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krótkie, ale bardzo sensowne podsumowanie. Nawet pomyślałam sobie, czy nie zmienić by tytułu na "Niekontrolowany lot godowy". Gratuluję. Utrafione w punkt.
      Bardzo dziękuję i najserdeczniej pozdrawiam. :)

      Usuń
  5. Ale mini, WOW! Szkoda tylko, że tak smutno się kończy. Pozdrawiam i oczywiście gratuluję

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za miłe słowa komentarza i gratulacje.
      Najserdeczniej pozdrawiam. :)

      Usuń
  6. Witaj Małgosiu,
    Piękna, ale smutna opowieść. Marek dał Uli najwspanialszy dar, ale odarł ją jednocześnie ze złudzeń. Myślę, że dlatego Ula nie wierzy w miłość i z nikim nie jest związana. Na razie skupiła się na wspaniałym synku, ale powinna pomyśleć o sobie. Nie wszyscy faceci są przecież tacy jak Marek. A sam Marek dostał chyba już nauczkę od życia. Do tej pory nie widział synka. Nie tęsknił za nim, a teraz chyba powinno się to zmienić. Byłaby to dodatkowa kara dla niego. Nic by się nie stało gdyby jeszcze trochę pocierpiał. Może przy kolejnej zdobyczy zastanowi się co robi. Dziękuję za dzisiaj i z całego serca gratuluję wyniku. Serdecznie pozdrawiam i przesyłam mnóstwo uścisków:) Gaja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gaja
      Już po zajściu w ciążę podczas tej rozmowy, w której brał udział Marek i Paulina, Ula zobaczyła prawdziwe oblicze Marka i zrozumiała jak bardzo się pomyliła traktując go przez te lata jak swojego rycerza w lśniącej zbroi, jak człowieka idealnego pozbawionego wad. Nie był ich pozbawiony. Był tchórzliwym, małym człowieczkiem o dość prymitywnych instynktach, który nawet nie miał odwagi zapytać Ulę jak wyobraża sobie najbliższą przyszłość, kiedy już urodzi dziecko. Nie zaoferował jej pomocy finansowej i tak naprawdę zostawił ją z problemem samą. Ona nie jest mu nic winna i nie poczuwa się do tego, by umożliwić mu kontakty z synem. Tera, gdy Marek został sam, może by i chciał taką relację mieć, ale jest już za późno.
      Bardzo dziękuję za komentarz i gratulacje, które należą się również Tobie. Pozdrawiam cieplutko. :)

      Usuń
  7. Pijany partner to straszne. Po wytrzeźwieniu już nic nie pamiętał. Ula musiała okropnie się czuć. Wcale nie dziwię się, że tak szybo się odkochała i że nie chce go znać! Zachował się jak mały gnojek. Nic go nie usprawiedliwia. Dobrze, że Paula się z nim rozwiodła. On nie zasługuje na żadną kobietę. Ogromnie się cieszę z wyniku i gratuluję!!! Pozdrawiam;) Iza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iza
      Marek aż tak pijany nie był, żeby urwał mu się film. Nawet jak nie pamiętał szczegółów, to i tak wiedział z kim uprawiał seks. Po prostu udawał Greka, że nic się nie wydarzyło. Nie komentował tej nocy a później stchórzył, gdy zrozumiał, że ta ciąża jest jego autorstwa. Ula odkochała się bardzo szybko, nie rościła do niego pretensji, bo bardzo chciała mieć dziecko i to właśnie z nim. I o ile roiła wcześniej, że Marek się z nią ożeni, że uzna potomka i będą żyć długo i szczęśliwie, tak szybko sama sprowadziła się na ziemię.
      Bardzo Ci dziękuję za komentarz i gratulacje. Najserdeczniej Cię pozdrawiam. :)

      Usuń
  8. Ula potraktowała Marka dokładnie tak jak na to zasłużył. Niech poczuje się jak byczek rozpłodowy, który zrobił swoje i może odejść. Tak zranić kobietę. Nie spodziewałam się tego po nim. Niech teraz cierpi! A teraz do przyjemności. Gratuluję i pisz nam dalej;) Gorąco pozdrawiam Teresa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teresa
      Ula też nie była święta i można powiedzieć, że z premedytacją i pełną świadomością oddawała mu się tej nocy. Uznała, że to jedyna taka okazja, która więcej może się nie powtórzyć, a pragnienie posiadania dziecka właśnie z Markiem było bardzo silne. On okazał się tchórzem a ona paradoksalnie silną kobietą, która zrozumiała, że taki nieodpowiedzialny partner do niczego nie jest jej potrzebny i miała rację.
      Pięknie dziękuję za gratulacje i wpis. Przesyłam serdeczności. :)

      Usuń
  9. Nie ma co owijać w bawełnę. Z Marka jest niezła świnia. Jest obrzydliwym egoistą. Liczy się tylko on! Przez tyle lat uchodziło mu to płazem. Wreszcie i jego dosięgła ręka sprawiedliwości. Żal mi tylko Uli i małego Maćka. Przecież on niczemu nie jest winien, że z jego ojca taki palant! A z wyniku oczywiście bardzo się cieszę i gratuluję. Pozdrowienia Edyta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Edyta
      Urodzenie syna sprawiło, że Ula stała się silną kobietą. Musiała taka być jeśli chciała poświęcić się wychowaniu synka samotnie. Musiała mu wystarczyć jako matka i jako ojciec. Można by powiedzieć, że reszta jest milczeniem. Marek nie sprawdził się i okazał się zupełnie bezwolny i słaby. W dodatku uważał, że lepiej milczeć, niż stanąć twarzą w twarz z narzeczoną i własną rodziną i musieć się im tłumaczyć.
      Najserdeczniej Cię pozdrawiam i pięknie dziękuję za gratulacje i komentarz. :)

      Usuń
  10. Wielkie GRATULACJE i życzenia na kolejne takie ilości wejść.
    Trochę nie rozumiem postępowania Ulki, a zwłaszcza tych ostatnich słów powiedzianych do Marka. Znając go i wiedząc jakim jest zrobiła to co zrobiła. Efektem jest ciąża. Więc czego się spodziewała, że on rzuci wszystko aby być z nią, albo chociaż weźmie odpowiedzialność za dziecko. Nigdy w życiu. Dlatego robienie teraz wyrzutów jest bez sensowne. A druga sprawa, że mały Maciek powinien znać swojego ojca, albo chociaż wiedzieć kim on jest. Życie w kłamstwie i niedomówieniach jest najgorsze.
    Dziękuję za dzisiaj.
    Gorąco pozdrawiam.
    Julita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Julita
      Kiedy Ula była w ciąży Marek nigdy nie zapytał o jej samopoczucie, nie zainteresował się, czy czegoś nie potrzebuje, nie zaproponował, że odwiezie ją do lekarza na wizytę. Przez cały ten czas była kompletnie sama i chociaż tego właśnie pragnęła, to z pewnością byłoby jej miło, gdyby Marek wykazał choć minimum zainteresowania. Po jej odejściu z FD nie szukał z nią kontaktu, mimo że doskonale wiedział, że ona wychowuje jego syna. To dlatego na odchodne ona mówi mu, że to właśnie jego brak zainteresowania sprawił, że nigdy nie zaistnieje w życiu Maćka, choć być może właśnie teraz jest na takim etapie, że bardzo by tego chciał. Tu nie było żadnego kłamstwa i sytuacja od początku była klarowna a jeśli Marek chciał wiedzieć więcej, mógł po prostu zapytać a nie tchórzliwie milczeć.
      Bardzo dziękuję za komentarz i gratulacje. Pozdrawiam Cię cieplutko i czekam na Twoje 100 tysięczne wejście na Twój blog. :)

      Usuń
    2. Chodziło mi, że Maciuś powinien wiedzieć o ojcu, nawet jeśli ten nie chciałby mieć z nim nic wspólnego.
      A na moje 100 tysięcy to jeszcze jakieś półtora miesiąca trzeba będzie poczekać.
      Gorąco pozdrawiam.
      Julita

      Usuń
    3. Ja myślę, że ta setka będzie szybciej niż myślisz. :)

      Usuń
  11. Zacznę od gratulacji, wynik naprawdę godny podziwu! A teraz coś o mini. Nie ma co rozpaczać. Każdy dostał to na co zasłużył. Ula ma kogo kochać a Marek został z niczym. No i dobrze! Ula powinna być twarda i nie powinna dać się mu podejść. Serdecznie pozdrawiam Regina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Regina
      Ula okazała się twardą kobietą. Doskonale poradziła sobie ze wszystkimi problemami. Z rozczarowaniem Markiem, jego brakiem wsparcia, nawet z jego tchórzostwem. Teraz, kiedy Maciek rośnie i coraz więcej rozumie jest jej z każdym dniem łatwiej. Ułożyła sobie życie, w którym nie ma miejsca dla słabego mężczyzny. Zawiesiła poprzeczkę wysoko, wypiękniała i zmądrzała. Teraz może sama wybierać, choć najlepiej czuje się sama ze sobą i własnym dzieckiem.
      Bardzo dziękuję za gratulacje i komentarz. Serdecznie Cię pozdrawiam. :)

      Usuń
  12. Większość facetów jest wzrokowcami i egoistami. Marek też zawsze taki był, wykorzystywał ją. Ula o tym dobrze wiedziała. Ale miłość jest ślepa i nie wybiera. Pewnie nie liczyła na zbyt wiele, ale takie minimum przyzwoitości by się należało. Chociaż odrobinę uwagi. Marek wiedział, że się jej nie przelewa i nawet z czystego odruchu serca nie wspomógł jej? Szubrawiec! Oczywiście ona była trzeźwa i chciała tego, ale on powinien się zabezpieczyć. Wtedy byłby pewny, że nie będzie miał żadnych zobowiązań. Pozdrawiam i gratuluję;) AB

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. AB
      W założeniu Ula chciała mieć dzieci z Dobrzańskim. Żaden inny facet się nie liczył, bo to właśnie w nim była ślepo zakochana i idealizowała go na każdym kroku. Zasłona spadła jej z oczu, kiedy była już w zaawansowanej ciąży. Marek nie przyznał się do dziecka, nie był przy porodzie, nie widział jak jego synek raczkuje, ząbkuje i stawia pierwsze kroki. Nie był emocjonalnie z nim związany, nie poczuwał się do odpowiedzialności za to co sam stworzył. Nie może teraz wymagać od Uli, żeby zgodziła się na kontakty małego z nim. Jest dobrze jak nie za dobrze, a Ula nie chce burzyć poukładanego świata jej synka.
      Bardzo dziękuję za wpis i gratulacje. Najserdeczniej pozdrawiam. :)

      Usuń
  13. Smutna historia ale niestety dość często prawdziwa. Facet zaspokoi swoje potrzeby i później już go nic nie interesuje. Gdyby była Paula, to pewnie ona by go zaspokoiła. A tak padło na Ulę, która sama za nim poszła. Tak go kochała i niestety nie pomogło jej to w niczym. Ona się cieszy z małego Maciusia, ale on powinien mieć kontakt z ojcem. Nawet z takim palantem. Gratuluję wyniku. Pozdr

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ula uważa inaczej. Uważa, że Maćkowi nie jest potrzebny ojciec, który zjawia się nagle po niemal czterech latach i chce nadrobić stracony czas. Tego nie można już nadrobić a Ula nie chce mieszać małemu w głowie. Niewykluczone, że kiedyś opowie mu historię o jego ojcu, ale teraz to jeszcze małe dziecko, które niewiele rozumie ze skomplikowanych relacji dorosłych.
      Pozdrawiam Cię najserdeczniej i bardzo dziękuję za komentarz i gratulacje. :)

      Usuń
  14. Gratuluję sukcesów i życzę kolejnych wspaniałych wyników

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gosia
      Bardzo dziękuję, jednak ten sukces to głównie Wasza zasługa, bo wciąż tutaj zaglądacie i czytacie. To bardzo miłe mieć świadomość tak dużej liczby czytelników. Aż chce się pisać i pisać.
      Pozdrawiam Cię najserdeczniej. :)

      Usuń
  15. Witaj Małgosiu gorąco gratuluję wyniku. Wiedz, że na niego w pełni zasłużyłaś swoimi niepowtarzalnymi, pięknymi opowiadaniami. Co do mini wzruszająca pozytywnie. Ula świadoma swojej pozycji matki samotnie wychowującej dziecko, pracującej dającej sobie doskonale radę. Piszesz, że może kiedyś opowie synkowi historię o ojcu. Dobrze by było, wtedy łatwiej synowi będzie zrozumieć dlaczego nie było ojca od początku. Różnie w życiu bywa, może w niedogodnych warunkach, przypadkiem dowiedzieć kto tym ojcem jest. Świat jest mały.Są przecież jeszcze rodzice Marka, znajomi. Mój bratanek jest chłopakiem adoptowanym jako niemowle a o adopcji dowiedział się przypadkiem w dzieciństwie o swojej pyskatej kuzynki i bardzo to przeżył. Jeszcze raz gratuluję i czekam na jeszcze. Pozdrawiam Agata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agata
      Tu raczej nie ma możliwości, żeby mały dowiedział się od kogoś innego o swoim ojcu. Ula nigdy nikomu nie powiedziała, kto nim jest. Można by się było jedynie domyślać ze względu na duże podobieństwo do Dobrzańskiego a domyślić mógłby się tylko ktoś, kto znał Ulę i Marka. Prawdy Maciek może się więc dowiedzieć wyłącznie od matki.
      Serdecznie Cię pozdrawiam i bardzo dziękuję, że wpadłaś, przeczytałaś i skomentowałaś. Dziękuję także za gratulacje. :)

      Usuń
  16. Gratuluję! A mini jest bardzo smutna. U Ciebie chyba dopiero drugi razu Ula i Marek nie są razem. Szkoda, że tak wyszło. A niespodzianka bardzo miła. Pozdrawiam;) Ola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ola
      Rzeczywiście to drugi raz, gdy oni nie są razem, ale jak napisałam w nagłówku, zainspirowałam się pewnym listem, w którym nie wyglądało wszystko zbyt różowo.
      Cieszę się, że zajrzałaś i zostawiłaś komentarz. Bardzo dziękuję za gratulacje i najserdeczniej Cię pozdrawiam. :)

      Usuń
  17. Mówią, że od miłości do nienawiści malutki krok. I tutaj to powiedzenie okazało się prawdą. Żal tylko, że Ula chyba zamknęła się na innych mężczyzn. Maciuś powinien mieć jakiś wzorzec w facecie. Przyłączam się do gratulacji;) Pozdrawiam Mira

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mira
      Ula nie znienawidziła Marka, ale straciła do niego szacunek. Wyparowała z niej też ta wielka miłość, którą darzyła go przez lata. Zrozumiała, że to nie jest mężczyzna dla niej. Okazał się zbyt płytki, powierzchowny i tchórzliwy. Dla niego bezpieczniej było wieść życie stołecznego birbanta niż wziąć odpowiedzialność za dziecko, które spłodził.
      Bardzo dziękuję za gratulacje i komentarz. Pozdrawiam najserdeczniej. :)

      Usuń
  18. Piękna noc, pełna namiętności i uniesień. Przykro tylko, że później było już tylko jedno wielkie rozczarowanie. Cieszę się z ilości wejść i gratuluję. Pisz nam dalej;) Pozdrawiam Nina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nina
      Czasami tak się zdarza. Chwila zapomnienia może zaciążyć na całym naszym życiu i wywrócić je do góry nogami. Ula pragnęła takiej odmiany. Liczyła też po cichu na to, że Marek będzie poczuwał się do odpowiedzialności, zostawi Paulinę i zwiąże się z matką swojego syna. Plan zadziałał połowicznie, bo jednak Marek mu nie sprostał.
      Dziękuję pięknie za gratulacje. Warto pisać, żeby przeżywać takie momenty jak ten. Najserdeczniej Cię pozdrawiam. :)

      Usuń
  19. Za marzenia trzeba płacić. Uli spełniło się największe marzenie. Maciuś jest jej światem. Jest podobny do Marka ale może go wychować na lepszego faceta. Takiego, który nie będzie ich traktował przedmiotowo i nie będzie ich krzywdził, tak jak ojciec. Przyjmij gratulacje;) Pozdrawiam Ada

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ada
      Ula bardzo pragnęła dziecka. Jest dobrą matką, która na pewno z obowiązku wychowawczego wywiąże się na medal. Z pewnością nie dopuści, by mały pod względem charakteru był taki jak ojciec. Nie ma z nim kontaktu więc nie ma też skąd czerpać przykładu.
      Serdecznie Cię pozdrawiam. Bardzo dziękuję za komentarz i gratulacje. :)

      Usuń
  20. Marek wyrządził Uli dużą krzywdę. To prawda. Ale może on wówczas jeszcze nie dorósł do bycia mężem i ojcem. Minęło trochę czasu i wszystko się mogło zmienić. Ula powinna się zastanowić, bo może jeszcze mogliby być szczęśliwi. Ludzie nie takie świństwa sobie wybaczają. A i oczywiście gratuluję;) Przesyłam pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marzenia Uli mocno rozminęły się z rzeczywistością. Marzyła o dziecku z Dobrzańskim i je urodziła, ale do wspólnego życia z nim już nie doszło. Trudno tu mówić o krzywdzie, bo od początku Ula zakładała, że sama dziecko wychowa a od Dobrzańskiego nie chce nic. Jemu było to bardzo na rękę, bo gdyby przyznał się do ojcostwa to wywołałby to lawinę plotek a on miałby murowane kłopoty. Lepiej było stchórzyć i nabrać wody w usta.
      Bardzo dziękuję za gratulacje i komentarz. Serdecznie pozdrawiam. :)

      Usuń
  21. Po pierwsze to WIELKIE GRATULACJE Małgosiu, kolejnych sukcesów, zdrówka na pisanie, pomysłów i weny.
    Po drugie to niespodzianka z tą mini. Druga niespodzianka to treść a trzecia to koniec kiedy nie ma Marka i Uli. Co do drugiej to poczęcie Maciusia takie trochę przypadkowe i wykorzystanie nie tylko Uli przez Marka ale i na odwrót. Co do trzeciej to pewnie ktoś już pisał o tym a ja nie mam czasu na czytanie komentarzy to, to że ludzie popełniają błędy, ale da się wybaczyć. Poza tym synek powinien wiedzieć coś o ojcu, bo i tak kiedyś o niego spyta i Ula coś będzie musiała mu powiedzieć. We dwoje byłoby też im raźniej wychowywać go.
    Pozdrawiam miło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. RanczUla
      Każda z Was posiada wyobraźnię i każda z Was może wyobrazić sobie własny koniec tej historii. Ula to mądra kobieta i z pewnością zadba o to, by jej syn posiadł wiedzę na temat ojca. Ja na jej miejscu dałabym chłopakowi wolną rękę i pozwoliła wybrać, czy chce mieć z nim kontakty, czy nie. Jedyny warunek jaki by musiał spełnić, to być już na tyle duży, żeby to zrozumieć. O żadnej krzywdzie nie ma tu mowy, bo jak zauważyłaś Ula sama pragnęła tego zbliżenia i trudno tu winić Marka za to, że był chętny. Ula miała zbyt wygórowane oczekiwania wobec niego, bo zbyt go wyidealizowała, a on okazał się ideałem ze sporą ilością wad.
      Pięknie dziękuję Ci za komentarz i za gratulacje. Mam nadzieję, że jeszcze coś napisze jak tylko pomysły będą a zdrowie nie będzie gorsze niż w tej chwili.
      Pozdrawiam Cię najserdeczniej. :)

      Usuń
  22. Piotr Jasek potwierdzil w rozmowach z plejada ze pisze scenariusz do BRzyduli 2:),, Prawda jest taka, że piszę rzeczywiście ten scenariusz. Naprawdę jest zamówienie. Naprawdę jest zgoda na kontynuację. Naprawdę wymyśliłem tą historię i została ona zaakceptowana przez "formatodawcę" - powiedział nam Piotr Jasek.

    OdpowiedzUsuń
  23. Mini zakończona rozstanie czgo się nie spodziewałam ,ale Marek nie dorósł do roli ojca ,partnera. Stabilizacja ,odpowiedzialność przerosły go. Okazał się chłopcem w krótkich spodenkach ,a nie facetem ponoszącym konsekwencje swoich czynów i nie uciekającym od odpowiedzialności. Marek okazał się niestety tchórzem, gówniarzem,egoistą,samcem zaspakajającym swoje pierwotne potrzeby ,kierujący się instynktem nie nadającym się do wspólnego życia. Dobrze Ula zrobiła ,że kopnęła go w tyłek ,chociaż to ona pragnęła mieć z nim dziecko licząc ,że dla niej się zmieni i będzie przy niej ,a jego postawa mocno ją rozczarowały i odarła ze złudzeń. Zdołała się nawet wyleczyć z miłości do niego i skupić się na macierzyństwie ,chociaż z drugiej strony trochę przykre ,że Dobrzański nie chciał uczestniczyć w życiu swojego syna przecież nie jest powiedziane ,że zaraz musiałby się z nią wiązać. Mógłby odwiedzać syna. Mimo ,że mam dość dołujących opowiadań ,dramatów,,bo u mnie ostatnio wysyp złych rzeczy i lepiej się czyta ,że chociaż bohaterom się układa.
    Pozdrawiam serdecznie :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Justyna
      U mnie takie smutne historie zdarzyły się zaledwie dwa razy, cała reszta posiada szczęśliwe zakończenie, więc bilans wypada nie najgorzej. Każda z nas ma czasem pod górkę, ale przecież to nie trwa wiecznie. U mnie paradoksalnie najszczęśliwsze historie wychodzą wówczas, kiedy moje prywatne życie kuleje. Napisanie pozytywnego opowiadania jest środkiem antydepresyjnym i odskocznią od realiów życia codziennego. Zacznij myśleć pozytywnie a mroczne myśli usuń w kąt.
      Pozdrawiam Cię serdecznie i dziękuję za komentarz. :)

      Usuń