Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 1 listopada 2018

POWRÓT DO DOMU - rozdział 10

ROZDZIAŁ 10
ostatni

Poszczęściło się im. Wprawdzie Witek wydzwaniał całe przedpołudnie do potencjalnych sprzedawców wypytując o detale dotyczące samochodów i za każdym razem uznawał, że samochód jest zbyt „wiekowy”, ale w końcu rozmawiając z jakimś facetem z Miałów odzyskał nadzieję na udany zakup. Po południu wraz z Bożenką wybrali się na oględziny auta. Okazało się, że to sześcioletni fiat, nieduży i zupełnie wystarczający na ich potrzeby. Witka dodatkowo przekonały wpisy w książce wozu rzetelne i regularne. Dogadał się z właścicielem co do ceny i podpisał z nim umowę.



Z powrotem on jechał nowo zakupionym samochodem a Bożenka prowadziła jego wypasione autko. Przy kolacji doszli zgodnie do wniosku, że postawią niewielką wiatę, żeby samochód stał przynajmniej pod dachem.
 - Jutro popytam w Kruczu. Może ktoś będzie chętny do zarobienia paru złotych.
W sobotę pan Jeziorski przywiózł ubitą świnię. Była poporcjowana, co ucieszyło Bożenkę, bo nie musiała już sobie tym zawracać głowy. Zresztą na pewno zrobiłaby to nieudolnie i nie tak fachowo jak sąsiad. Poczęstowała go kawą i drożdżowym ciastem chcąc się z nim przy okazji rozliczyć.
 - Nie będę z was zdzierał i policzę po cenach w skupie. Robociznę macie gratis. Razem to będzie sześćset złotych. Jak już wszystko przygotujesz i zapeklujesz to uwędzę za stówkę.
 - Bardzo jesteśmy panu wdzięczni panie Jaworski.
 - A na jakim drewnie będzie pan wędził? – zapytał Witek. – Pytam dlatego, że ścieliśmy w sadzie dwie jabłonie i być może przydałoby się panu takie drewno.
 - Do wędzonek najlepsze drewno sosnowe, ale do drobiu jabłoń jest idealna, bo nadaje ładny, złoty kolor. Ja będę wędził kurczaki i bardzo chętnie wezmę, jeśli z niego nie będziecie korzystać.
 - Na pewno nie będziemy. Drewno jest pocięte w szczapy i powiązane w wiązki. Jak będzie pan jechał, to je zapakujemy.

Po wyjściu Jeziorskiego Bożenka zabrała się za peklowanie. Przygotowała sobie jedną zalewę z soli, ziela angielskiego, kolendry i pieprzu a drugą z peklosoli i posiekanego czosnku. W nich marynowały się mięsa. Z pozostałości tusz powycinała podgardle, słoninę, tłustszy boczek i wyjęla podroby, które sasiad przywiózł w osobnym worku. Z tego miał powstać pasztet. W wielkim słoju dostała również krew, z której miała przyrządzić kaszankę.
Wrócił Witek i pomógł jej mielić mięso przeznaczone na kiełbasę. Wielkie miski zapełniały się półproduktami. Jutro koniecznie musieli pojechać po trzewia.
Wędzonki Bożenka przygotowała bardzo starannie i zgodnie z posiadanymi przepisami. Trzymała się ich ściśle, bo nie chciała niczego zepsuć. W drodze do Wronek podrzuciła wszystko Jeziorskiemu, który kazał się jej pokazać po odbiór za pięć, sześć dni.
W sobotę rano Witek szykował się do drogi. Najpierw mieli grać we Wrocławiu, a we wtorek w Poznaniu. Obiecal Bożence, że zjawi się tego dnia wieczorem.
 - Bardzo nie lubię zostawiać cię tu samą i ledwo stąd wyjadę to zaraz tęsknię. Żałuję tylko, że zostawiam cię kolejny raz z całą masą roboty.
 - Nie będzie tak źle. Wujek pomoże. Lubi się krzątać w kuchni. Ja może jutro rano wybiorę się na opieńki. Widziałam, że już się pokazały. Szkoda byłoby nie zebrać, bo marynowane są pyszne.



 - No dobrze…, ale nie przemęczaj się za bardzo. I tak mam już wyrzuty sumienia i wciąż się o ciebie martwię – pochylił się i przylgnął do jej ust. – Jeszcze tylko dwa wyjazdy na krótko i potem będę cały twój. Do zobaczenia kochanie.
Po wyjeździe Witka zajęła się robieniem kiełbasy. Początkowo nie szło jej zbyt dobrze, ale z czasem nabierała wprawy. Karol stał obok. Zwijał i dzielił wypełniony farszem flak na małe odcinki. Bożenka obserwowała go z podziwem. Bez watpienia musiał to już kiedyś robić. Ręce miał nie do końca sprawne a jednak spod nich wychodziły bardzo udane kiełbaski.
 - Świetnie ci idzie wujku. Jestem pod wrażeniem. Jak skończymy zapakuję to wszystko i zaniosę do Jeziorskich. Niech i je uwędzą. Przynajmniej dłużej wytrzymają. Zrobimy też trochę salcesonu. Na targu udało nam się kupić wieprzowe kątnice* idealne do takich wyrobów. Jak wrócę, namoczę je i przygotujemy farsz.

Kiedy przyjechał Witek zastał kuchnię zapełnioną słoikami zawierającymi zamarynowane opieńki, pasztetową, wątrobiankę i smalec. Nad piecem podsuszała się kiełbasa, szynki, boczki, schaby i karkówka.
 - Narobiliśmy się, – pochwaliła się Bożenka - ale wszystko udało się nadzwyczajnie. Będziemy mieć naprawdę sute święta. Dla ciebie jest zadanie bojowe, żebyś powynosił to wszystko do komórki. Weźmiemy ten wielki kosz do prania. Będzie nam łatwiej nosić.
 - Naprawdę przerobiliście tego całego świniaka?
 - Naprawdę i jestem z tego dumna. Jak na pierwszy raz to wyszło całkiem nieźle. A tobie jak poszło?
 - Dobrze. Bardzo dobrze. Mieliśmy bisy. Od Piotrka dowiedziałem się, że już zadomowili się w mieszkaniu i świetnie im się żyje. Są wreszcie szczęśliwi, bo od dawna zamierzali zamieszkać razem.


Na początku grudnia Witek wyjechał na cały tydzień do Hamburga. Najchętniej zabrałby Bożenkę ze sobą, żeby zwiedziła trochę świata, ale wciąż nie było to możliwe, bo ona nie chciała zostawić Karola samego na tak długo. W filharmonii hamburskiej mieli cykl koncertów poświęconych niemieckim kompozytorom, który miał trwać pięć dni. Sporo czasu mieli też i dla siebie. Witek skrzętnie z tego korzystał.



Każdego dnia do południa chodził po mieście szukając prezentów dla swojej ukochanej i dla reszty rodziny. Przy okazji kupił też sporo świątecznych smakołyków w postaci słodyczy, puszek z kawiorem i dobrej marki alkoholi, głównie win, które oboje lubili. Nie omieszkał też zajrzeć do jubilera. Już od jakiegoś czasu nosił się z zamiarem zdeklarowania Bożence i uznał, że wigilia będzie do tego czasem idealnym. Nie chciał już dłużej czekać. Był w dwustu procentach pewien swoich uczuć do niej. Od dawna wiedział, że tylko z nią może spędzić resztę życia i tylko z nią będzie mógł budować jej i swoje szczęście. Wybór precjozów był ogromny, ale on wiedział, że Bożenka jest bardzo skromna i nie obwiesza się złotem więc i pierścionek musi taki być. Miała długie i szczupłe palce. Nie znał rozmiaru jaki nosi i kupując to zaręczynowe cudo miał nadzieję, że będzie pasował. Idąc za ciosem nabył też dwie proste obrączki. Wiedział, że wkrótce się przydadzą, bo nie miał zamiaru czekać następnych kilku lat na poślubienie swojej ukochanej.

Dzień przed wigilią Bożenka zgodnie z tym, co obiecała ojcu i Bogusi zjawiła się na Jackowskiego w Poznaniu. Nie rozsiadała się, chociaż Bogusia proponowała jej kawę.
 - Chciałabym jak najprędzej wracać. Jest jeszcze trochę rzeczy do zrobienia a Witek nie poradzi sobie ze wszystkim.
Nie tracili więc czasu. Bożenka zapakowawszy ich torby do bagażnika ruszyła nie zwlekając. Już na miejscu ojciec po prostu zaniemówił. Wiedział, że remontują, że poczynili wiele zmian, ale nie sądził, że ten dom, w którym przyszedł na świat aż tak bardzo się zmieni. Bogusia była zachwycona. Ona przyjechała tu po raz pierwszy i nie miała pojęcia jak to wyglądało wcześniej. Wysiedli z samochodu i przywitali się z Witkiem i Karolem, który długo ściskał dawno nie widzianego brata.
 - Spójrz Mieciu jak tu teraz pięknie – mówił ocierając łzy. – Bożenka i Wituś włożyli serce, żeby doprowadzić tę ruinę do stanu używalności. Bardzo się oboje napracowali, ale efekty są piękne. Chodźcie. Zobaczycie w środku. Prawdziwe cudo – ruszył wolniutko przodem a za nim podreptała reszta gromadki. Witek od razu powiódł ich na piętro.
 - Proszę bardzo. To wasz pokój rozgośćcie się i rozpakujcie. Ja idę pomóc Bożence z obiadem. Będzie za godzinkę.
Ojciec Bożenki wraz z Bogusią i Karolem obeszli całą zagrodę. Ten ostatni pokazał im wszystko i wyjaśniał, co się tutaj działo od przyjazdu młodych.
 - Nawet nie wiecie jak bardzo są pracowici oboje a szczególnie nasza mała dziewczynka. Gotuje tak dobrze jak mama i gospodarzy tak jak ona. Nie tak dawno kupiła całego świniaka i narobiła z niego szynek, mięs, pasztetów i mnóstwo innych pysznych rzeczy. Cała komórka pęka w szwach od zapraw. Do niedawna jeszcze chodziła na opieńki. A przecież oprócz tego wciąż ślęczy nad tłumaczeniami i zajmuje się mną. Jaka szkoda, że ja nie mam córki, tylko dwóch niewdzięczników. Ech… szkoda gadać – machnął ręką z rezygnacją.

Przy obiedzie ustalali plan na następny dzień. Witek miał jeszcze dzisiaj kupić choinkę w szkółce leśnej i przywieźć ryby, które zamówił w przedsiębiorstwie hodowlanym. Hodowano tu głównie karpie, ale były też szczupaki, liny i amury.
 - My Bogusiu zajmiemy się ciastami i przygotujemy wszystko do jutrzejszej kolacji. Wituś, ty musisz oskrobać nam ryby i wypatroszyć je, chyba że tata to zrobi. Nie chcę, żeby Witek pokaleczył palce, bo po świętach ma koncert – wyjaśniła ojcu. – Wujek Karol robi pyszne śledzie w oleju więc to jemu zostawiam. Ja jeszcze dzisiaj zmielę mak i ser, żeby jutro nie tracić już czasu. To chyba wszystko. Zabieramy się do roboty.

Dom pachniał choinką, smażoną rybą i zupą grzybową, pieczonym ciastem i makówkami. Witek nakrywał wielki stół w salonie białym obrusem, na którym Bogusia ustawiała talerze i kładła obok nich sztućce. Zgodnie z tradycją nie zabrakło sianka pod obrusem, białych opłatków i talerza dla zbłąkanego wędrowca. Bożenka zaczęła wnosić specjały, które wraz z Bogusią przygotowała. Podzielili się opłatkiem i złożyli sobie życzenia. Wzruszający to był moment, bo każdy z nich uronił łezkę i każdy z innego powodu. Po kolacji Witek wziął skrzypce i zaczął grać znane kolędy. Przyszedł także czas na prezenty. Kiedy każdy już został obdarowany Witek wstał od stołu i rzekł
 - Kochani. Ja mam jeszcze jedną niespodziankę. Już od jakiegoś czasu nosiłem się z tym zamiarem i dzisiaj jest ten właściwy dzień, żeby oznajmić wam wszystkim, że kocham Bożenkę nad życie i nie wyobrażam już sobie tego życia bez niej – uklęknął przed nią otwierając czerwone, aksamitne puzderko. – Dlatego przy was wszystkich pytam cię kochanie, czy zostaniesz moją żoną na dobre i na złe, w szczęściu i nieszczęściu do końca naszych dni.



Była bardzo wzruszona i to wzruszenie spowodowało, że nie mogła początkowo wykrztusić słowa. Odetchnęła głęboko i wytarła mokre policzki.
 - Przecież wiesz, że jesteśmy sobie pisani. Oboje to wiemy, a babcia Emilia wiedziała to już wtedy, gdy byliśmy dziećmi. Tylko ty możesz zostać moim mężem nikt inny. Zostanę twoją żoną.
Witek podniósł się i założył jej pierścionek na palec. Pasował. Ucałował jej dłoń i usta.
 - Bardzo cię kocham – szepnął jej do ucha.
 - Ja ciebie też.
Gratulowali im wszyscy pozostali. Witek oznajmił jeszcze, że ślub odbędzie się w Wielkanoc i będzie skromny, bo rodzina jest nieliczna i wszyscy jej członkowie są tu obecni.
 - Będzie jeszcze trzech moich przyjaciół grających ze mną w zespole wraz ze swoimi dziewczynami.   

Ślub i wesele odbyło się we Wronkach. Witek wynajął salę weselną w hotelu „Wartosław” wraz z pokojami dla swoich gości. Świadkami zostali Piotrek i Agnieszka. Mimo, że osób było niewiele, to bawiono się świetnie. Wynajęty zespół muzyczny spisał się doskonale, a menu było znakomite. Nawet wujek Karol wytrzymał niemal do drugiej w nocy. Następnego dnia po sytym śniadaniu wszyscy rozjechali się do domów, a świeżo poślubieni państwo Zastawny zabrali swoją rodzinę do Hamrzyska.
Dla Witka i Bożenki noc poślubna była dość krępująca. Ani on, ani ona nigdy wcześniej nie mieli żadnych życiowych partnerów. Chcąc sprostać obowiązkom małżeńskim oboje działali raczej instynktownie. Rozebrawszy siebie nawzajem stanęli naprzeciwko zupełnie nadzy i przyglądali się sobie.
 - Jesteś piękna – Witek omiótł sylwetkę Bożenki pożądliwym spojrzeniem. Podszedł do niej i przytulił ją do swojego nagiego ciała. Oswajali się ze sobą. Poczuł pożądanie i nie potrafił tego ukryć. Zaczął całować ją namiętnie i pieścić. Wziął ją na ręce i zaniósł do łóżka. Miał świadomość, że jest bardziej nieśmiała i wstydliwsza od niego i to do niego będzie należała inicjatywa. Pogładził jej łono. Była wilgotna. Rozchylił jej nogi i ułożył się między nimi. Wchodził w nią najdelikatniej jak potrafił nie chcąc jej sprawić bólu. Kiedy poczuła go w sobie westchnęła i szerzej rozłożyła nogi. Zaczął się w niej poruszać początkowo trochę asekuracyjnie a potem coraz szybciej. Pod wplywem jego rytmicznych ruchów jęczała poddając się im. Uklęknął i podłożył dłonie pod jej pośladki. Pchnięcia stały się silniejsze. Poczuła nagle błogą rozkosz rozlewającą się po jej ciele. Przymknęła powieki i przygryzła wargi. Jej ciało wpadło w przyjemny dygot a na twarzy rozlało się wielkie szczęście. Witek zastygł nagle napinając mięśnie. Poczuła jak jej podbrzusze wypełnia się ciepłem pochodzącym z jego trzewi. Odetchnęła głęboko i otwarła powieki. Uśmiechnęła się do niego.
 - To było bardzo przyjemne i niesamowite. Kocham cię.
 - Jestem prawdziwym szczęściarzem – szepnął.

Następnego dnia wybrali się do Roska na cmentarz. Bożenka wysiadła z samochodu z ogromnym naręczem kwiatów. Oboje stanęli przy grobie babci Emilii.
 - Jesteśmy już po ślubie babciu – powiedziała na głos Bożenka. – Ty jedna wiedziałaś, że kiedyś będziemy razem i że się pobierzemy. Wróciliśmy do korzeni babciu, bo tu jest nasze miejsce na ziemi i nigdy stąd nie odejdziemy. Tu wychowamy nasze dzieci. Jeśli urodzi nam się córka damy jej twoje imię, by pamięć o tobie trwała również w niej. Nie rozmieniliśmy naszej miłości na drobne i dzięki temu jesteśmy teraz szczęśliwi. Spoczywaj w pokoju babciu i czuwaj nad nami.
Witek wyjął z futerału skrzypce i zagrał fragment „Glorii” Vivaldiego.
https://www.youtube.com/watch?v=RMHguvZPcqQ
To miał być rodzaj podziękowania i hołdu dla kobiety, która poświęciła im absolutnie wszystko i za to byli jej oboje wdzięczni.

K O N I E C

*kątnice wieprzowe – naturalne jelita wieprzowe

42 komentarze:

  1. Piękne zakończenie. Oboje szczęśliwi. Babcia Emilia patrząc na nich z góry również zapewne szczęśliwa, że jej nauki nie poszły na marne.
    A tym opisem przygotowań do świąt jak dla mnie najpiękniejszych spowodowałaś, że zatęskniłam już za nimi.
    Dziękuję za dzisiaj.
    Gorąco pozdrawiam.
    Julita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Julita
      Święta już niedługo a ta historia nie mogła zakończyć się negatywnie.
      Pozdrawiam Cię pięknie i bardzo dziękuję za komentarz. :)

      Usuń
  2. Jak zwykle bardzo pozytywne zakończenie opowiadania. Miło coś takiego przeczytać zwłaszcza w taki dzień. Przesyłam pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zupełny przypadek, że zakończenie opowiadania przypadło na ten szczególny dzień, dzień smutny i pełen zadumy. Mam jednak nadzieję, że optymistyczna końcówka nastroi tak jak Ciebie optymistycznie.
      Pozdrawiam serdecznie i bardzo dziękuję za wpis. :)

      Usuń
  3. Wreszcie się doczekali i oni i ja;) Tak jak napisałaś ich zbliżenie było trochę nieporadne, ale przy tym piękne. Dzięki;) Oczekując na kolejny czwartek i kolejną opowieść serdecznie pozdrawiam;) Jolka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jola
      Wiem, że lubisz "momenty", ale wierz mi, że nie tak łatwo jest opisać intymne zbliżenie. Nie wiem z czego to wynika, ale im jestem starsza tym jest mi trudniej. Gdyby było inaczej, takich scen w każdym opowiadaniu byłoby więcej. Zbliżenie Bożeny i Witka było nieporadne, dla nich krępujące i wstydliwe. Znali się przecież od dziecka, byli najlepszymi przyjaciółmi aż tu nagle stali się małżeństwem z wszelkimi tego konsekwencjami. Na pewno było ciężko, ale jakoś dali radę.
      Dziękuję Ci serdecznie za komentarz i cieplutko Cię pozdrawiam. :)

      Usuń
  4. Musieli być nieźle zestresowani przed nocą poślubną i tym wymarzonym pierwszym razem;) Ale wyszło fajnie. Do następnego razu, ciekawe co to będzie? Pozdrowienia. Edyta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Edyta
      To prawda. Było zawstydzenie i zażenowanie. Było niezręcznie i nieporadnie, ale wyszło jak trzeba.
      Następne opowiadanie zacznę publikować jak zwykle w czwartek. Tytuł to "Podróż przedślubna". Mam nadzieję, że przypadnie Ci do gustu.
      Bardzo dziękuję Ci za wpis i najserdeczniej pozdrawiam. :)

      Usuń
  5. Witaj Małgosiu,
    z góry przepraszam, że dzisiaj późno i krótko, ale taki dzień i do tego goście itd. Dopiero co zaczęła się ta historia i już się z nią żegnamy. Morał jaki ciśnie mi się na usta z opisanej historii, to przede wszystkim taki, że należy dokładnie słuchać starszych i doświadczonych bliskich, którzy chcą dla nas jak najlepiej:) Bo jak widać tutaj się opłaciło i to bardzo. Miło, że Bożenie i Witkowi się udało dogadać i doszli do tych samych wniosków co babcia Emilka. Ich powrót do domu, w którym się wychowywali przyniósł też same dobre zdarzenia dla ich bliskich i trochę też dla sąsiadów. Dziękuję za dzisiaj. Serdecznie pozdrawiam i przesyłam mnóstwo uścisków:) Oczywiście czekam na kolejne opowiadanie:) Gaja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gaja
      Dokładnie! Starsi mają większe doświadczenie życiowe, z niejednego pieca chleb jedli i mogą mądrze doradzić. Niestety młodzież uważa inaczej, uważa, że wszystko wie najlepiej. nikt za nikogo życia nie przeżyje. Każdy z nas uczy się na błędach, ale tylko nieliczni wyciągają z nich naukę. Tu na szczęście dobrało się dwoje młodych, którym chciało się dociekać znaczenia słów babci Emilii i okazało się, że nieźle na tym wyszli.
      Dzięki, że znalazłaś czas na komentarz. Serdecznie pozdrawiam. :)

      Usuń
  6. Witek idzie jak burza. Oświadczyny w czasie świąt bardzo romantyczne, pierścionek bardzo ładny. Mam nadzieję, że będą żyć szczęśliwie i może chociaż mniej pracowicie;) Czekam na next i na kolejną historię. Pozdrowienia;) Kara

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kara
      Nie mogło być inaczej. Ta historia musiała skończyć się happy endem. To co najgorsze mają już za sobą. Odbudowali swoje dziedzictwo a teraz będą zbierać plony tej ciężkiej pracy i już naprawdę razem jako mąż i żona.
      Pozdrawiam Cię pięknie i bardzo dziękuję za komentarz. :)

      Usuń
  7. No i fajnie, jakby powiedział klasyk;) Wszystko znalazło szczęśliwy finał. Nie ma to jak rodzinny dom i rodzina. Dobrze, że Bożena i Witek to zrozumieli. Są bardzo pracowici, więc jestem pewna, że na wsi dadzą sobie radę. Dziękuję za tę opowieść. Czekam na kolejną historię. Pozdrawiam;) Iza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iza
      Już teraz moi bohaterowie na pewno będą mieli z górki choć w gospodarstwie robota nigdy się nie kończy zwłaszcza, że mają zamiar hodować zwierzęta. Mimo to ten czas już nie będzie tak intensywny jak przy remoncie domu. Wrócili do swoich korzeni i zrozumieli przekaz babci Emilii. Pozostaje im tylko pielęgnować to szczęście i nie rozmieniać go na drobne.
      Pozdrawiam Cię najserdeczniej i bardzo dziękuję za wpis. :)

      Usuń
  8. Powinnaś dostać jakiś medal za promowanie wyrobów własnej roboty. Udowodniłaś, że to nie jest jakieś bardzo trudne. Bożena przecież też nie potrafiła a doskonale dała sobie radę. Teraz mają nie tylko co jeść, ale też powinna mieć też ogromną satysfakcję. To samo tyczy się Witka, który dzielnie jej pomagał. Żeby tak było już zawsze;) Serdecznie pozdrawiam Regina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Regina
      Na medale nie liczę, bo tak naprawdę nigdy w życiu nie robiłam własnoręcznie kiełbas i nie wędziłam szynek. Był czas, że na krótko zajęłam się produkcją salcesonu, ale to był zaledwie epizod w moim życiu wynikający z tego, że świńskie łby były łatwo dostępne. Potrafię zrobić dobry pasztet, ale na produkcję poważniejszych wyrobów nie miałabym odwagi. Jednak mówią, że dla chcącego...itd. itd.
      Bardzo dziękuję Ci za komentarz i najserdeczniej pozdrawiam. :)

      Usuń
  9. Coś czuję, że dzięki Witkowi Bożena rzeczywiście zwiedzi trochę świata. To bardzo miłe, że chciał ją zabrać do Hamburga. Na razie nic z tego nie wyszło, ale wszystko przed nimi;) Tylko żeby Bożena zbyt mocno go nie rozkojarzała;) Przesyłam ciepłe pozdrowienia;) Daga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Daga
      Wszystko jest przed nimi. Jeśli tylko znajdą opiekunkę dla Karola na czas ich wspólnego wyjazdu, to nic nie stoi na przeszkodzie. Na razie moszczą swoje gniazdko i dopieszczają. Są młodzi a przed nimi całe życie.
      Pozdrawiam Cię pięknie i bardzo dziękuję za wpis. :)

      Usuń
  10. Piękne zakończenie. Młodzi podziękowali babci, poszli do niej na grób. To tak trochę jak my dzisiejszego dnia odwiedzaliśmy bliskich żeby im podziękować i dać znać, że o nich ciągle pamiętamy. Dziękuję. Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wizyta na cmentarzu była trochę symboliczna. Emilia oboje wychowała, ukształtowała ich charaktery, zadbała, żeby się uczyli i żeby wyszli na ludzi. Wykonała ogromną robotę wychowawczą, więc na pewno mają jej za co dziękować. Poza tym obdarzyła ich czymś naprawdę wyjątkowym, a mianowicie swoją wielką i bezgraniczną miłością wychowując ich na dobrych, porządnych, niezmanierowanych ludzi. Musieli tu przyjechać i z pokorą pochylić się nad jej grobem a przede wszystkim oddać jej hołd.
      Bardzo dziękuję za komentarz i najserdeczniej pozdrawiam. :)

      Usuń
  11. Na przykładzie Bożeny i Witka pokazałaś, że żadna kariera czy pieniądze nie są ważne. Najważniejszy w życiu jest spokój, druga osoba, z którą fajnie jest nie tylko szaleć, ale również pomilczeć, czy wieść normalne, zdawałoby się nudne życie. Zwykłe szczęście jest bezcenne;) Pozdrawiam AB

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. AB
      Uważam, że bogactwa nie determinują pieniądze, ale wnętrze człowieka, to jaki jest. Dzięki pracy zawsze można dojść do majątku pod warunkiem, że ma się żelazną konsekwencję, jest się zdeterminowanym i silnym psychicznie. Bożena i Witek pasują do siebie jak ulał. Myślą podobnie i większość spraw postrzegają w identyczny sposób. Komuś patrzącemu z boku może się to wydawać nudne, ale na pewno nie samym zainteresowanym. Oni zbudowali swój własny, szczęśliwy świat i nie uważają go za nudny. Najważniejsze jest zrozumienie, tolerancja i miłość, a to wszystko posiadają.
      Bardzo dziękuję za wpis i najserdeczniej pozdrawiam. :)

      Usuń
  12. Dość spokojnie dochodzili do swojego szczęścia. Niczego nie przyspieszali, niczego nie wymuszali, a i tak udało im się połączyć. Znają się bardzo dobrze, więc myślę, że przed nimi same dobre dni. Już planują potomstwo i myślę, że im się uda. Fajna opowieść ale oczywiście czekam na następne opowiadanie. Teraz o U i M? Pozdrawiam Mira

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mira
      Ani Bożena ani Witek nie mają nerwowego zacięcia a raczej łagodne i spokojne charaktery. To głównie dlatego są tacy zgodni. Są młodzi więc i planowanie życia przed nimi. Dzieci, które przyjdą na świat tylko wzmocnią ich związek i scementują rodzinę.
      Następne opowiadanie oczywiście o Uli i Marku, na które już Cię zapraszam.
      Pozdrawiam cieplutko i bardzo dziękuję za komentarz. :)

      Usuń
  13. Takie małe, kameralne wesela są bardzo fajne. Ja miałam na ponad 140 osób i niestety z ponad połowa gości nie zdążyliśmy nawet zamienić parę słów. Gdybym teraz miała wybierać, to nigdy bym się nie zgodziła na tak dużą imprezę. Ale rozum przychodzi niestety z czasem;) Pozdrawiam i czekam na następną historię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wesele nie było duże, bo i rodzina nieliczna i zaledwie kilku przyjaciół. Osobiście też wolę skromne takie imprezy.
      Bardzo dziękuję za wizytę na blogu i przesyłam serdeczności. :)

      Usuń
  14. Należy mieć nadzieję, że w dalszym ciągu będzie wiodło się tak bez przeszkód. Od kiedy wrócili do domu rodzinnego wszystko zaczęło się im wspaniale układać. Do tego czasu i tak dość mocno dostali po głowie, więc szczęście im się należy jak mało komu. Do czwartku i następnej historii;) Pozdr

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z dala pd siebie nie byli szczęśliwi i nie potrafili zbudować żadnej bliższej relacji z potencjalnymi partnerami. Teraz wszystko wróciło na swoje miejsce. Są bogatsi o mądrość Emilii i wiedzą, co mają robić.
      Pozdrawiam serdecznie i bardzo dziękuję za wpis. :)

      Usuń
  15. Cały czas czytałam, tylko niekiedy nie miałam pomysłu na posta. Liczę na to, że mi wybaczysz, postaram się poprawić;) I jak zwykle czekam na kolejną opowieść o mojej ulubionej parze. Pozdrawiam;) Ola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ola
      W ogóle się nie przejmuj. Ja jestem szczęśliwa, że zaglądasz i czytasz. Nie ma przecież obowiązku komentowania a poza tym każdy z nas ma własne priorytety i nie zawsze czas, żeby skreślić nawet kilka słów komentarza.
      Pozdrawiam Cię najserdeczniej i jestem wdzięczna za Twoją obecność na blogu. :)

      Usuń
  16. Wspaniałe rodzinne święta. Ich wspólna praca została doceniona. Tata Bożeny miał prawo być w szoku, bo inaczej zapamiętał dom rodzinny. Bogusia jest zachwycona. Pewnie będą w tym domu częstymi gośćmi zwłaszcza jak się pojawi potomstwo;) Pozdrawiam i do następnego razu;) Nina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nina
      Ja opowieść doprowadziłam do szczęśliwego końca. Resztę historii pozostawiam Waszej wyobraźni. Mimo wszystkich zawirowań i niesprzyjających okoliczności stało się tak jak chciała Emilia. Jej wnuki wróciły do środowiska, w którym wyrosły, zrozumiały sens słów babci i są szczęśliwe.
      Bardzo dziękuję za komentarz i najserdeczniej pozdrawiam. :)

      Usuń
  17. Dopięli swego i w sprawie domu, i w sprawie samochodu, i w sprawie zalegalizowania ich związku. Ich nieśmiałość, spokój jest rozczulający. Oby im nie przeszło i żeby byli tacy uważni na siebie nawzajem już do końca;) Gorąco pozdrawiam Teresa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teresa
      Najważniejsza jest konsekwencja w działaniu a oni na pewno ją mają. Gdyby było inaczej nie wyremontowaliby tego domu w tak krótkim czasie. Teraz będzie im jeszcze łatwiej pokonywać trudności, bo są razem i to na pewno się nie zmieni.
      Pozdrawiam pięknie i bardzo dziękuję za wpis. :)

      Usuń
  18. Moja ukochana kuzynka, mieszkanka dość dużego miasta w bloku cztery lata temu kupiła domową wędzarnię. Z mężem w wieku przed czterdziestką uznali, że nie będą kupować wędlin w sklepach, tylko sami będą robić. I do tej pory im nie przeszło. Większe wyroby, typu szynki wędzą na działce u znajomych, a kiełbasy, schab itp. wędzą w domu najczęściej na balkonie. Jak na razie nie było żadnej skargi od sąsiadów. Opowiadanie mi się podobało, ale z utęsknieniem czekam na wieści o Uli i Marku;) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem zachwycona tym o czym piszesz i bardzo zazdroszczę Twojej kuzynce. U mnie nie wolno nic takiego robić na balkonie. Mamy zakaz grillowania a wędzenia tym bardziej. Zawsze żałowałam, że nie posiadam jakiegoś małego ogródka, bo to dałoby mi spore możliwości.
      W następny czwartek zaczynamy egzotyczną podróż z Ulą i Markiem więc nastaw się na ponad dwumiesięczną historię o podróży przedślubnej.
      Pozdrawiam serdecznie i bardzo dziękuję za komentarz. :)

      Usuń
  19. Dwoje nieszczęśliwych osób w ciągu niespełna kilku miesięcy radykalnie zmieniło swoje życie. Na początku Bożena nie była zbytnio przekonana ale później już tego posunięcia nie żałowała. Opłaciło się im obojgu. Widać czasami nie ma się czego bać. Czekam na kolejną opowieść. Pozdrawiam;) Ada

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ada
      Masz rację. Czasem trzeba też zaufać i zrozumieć przesłanie staruszki, która kochała ich oboje nad życie i chciała dla nich wyłącznie szczęścia.
      Pozdrawiam Cię najserdeczniej i bardzo dziękuję za wpis. :)

      Usuń
  20. Równie dobrze tytuł mógł brzmieć Wakacyjna miłość, bo jeśli dobrze pamięta większa część ich dojrzewania do miłości i dochodzenia co ich łączy miała właśnie miejsce w lipcu i sierpniu. A temu uczniowi, który tak bezczelnie zachował się wobec Bożeny powinna być wdzięczna. Gdyby nie on to dalej byłaby sflustrowaną nauczycielką. Bardzo piękny gest ze strony nowożeńców nad grobem babci.
    Pozdrawiam miło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. RanczUla
      Trudno żywić wdzięczność do kogoś, kto bezczelnie nas obraża i w dodatku jest wypieszczonym synkiem prominenta. To przecież nie z jego powodu Bożena pojechała w rodzinne strony. Poza tym od dawna czuła się wypalona i rozczarowana pracą w szkole. Ten incydent dolał tylko oliwy do ognia a pogłębiła reakcja dyrektorki szkoły, która zdawała się go bagatelizować.
      Emilii mają za co dziękować, a teraz kiedy nie żyje, mogą uczynić to tylko w jeden sposób odwiedzając jej grób.
      Bardzo dziękuję Ci za komentarz i serdecznie pozdrawiam. :)

      Usuń
  21. Kiedyś musiało to nastąpić... Twoje piękne opowiadanie dobiegło końca. Na marginesie miałam dobre przeczucia co do ich zbliżenia. Subtelnie to opisałaś. Dziękuję Małgosiu. Agata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agata
      Bardzo dziękuję. Coś się kończy i coś się zaczyna. Ja zapraszam Cię w czwartek na "Podróż przedślubną" będącą opowiadaniem "serialowym".
      Cieszę się, że dotrwałaś do końca tego, które się właśnie skończyło.
      Pozdrawiam Cię cieplutko i przesyłam serdeczności. :)

      Usuń