Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 25 listopada 2021

MAGIA ŚWIĄT - rozdział 1


„MAGIA ŚWIĄT”

 

 ROZDZIAŁ 1

 

Zawiesiła kolorowy łańcuch na choince i omiotła ją zadowolonym spojrzeniem. To był już ostatni akcent, który podkreślił piękno niewielkiego drzewka i jego świąteczny charakter. Westchnęła ciężko. Jeszcze do niedawna nienawidziła świąt, bo kojarzyły jej się z najgorszym okresem w jej życiu.

 



 Jej pierwsze wspomnienia dotyczące świąt nie były przyjemne. Uciekała przed agresywną, pijaną matką i wcisnęła się w kąt, w którym stała skąpo ubrana choinka. Serce ze strachu podchodziło jej do gardła i tłukło się w piersi jak oszalałe. Choinkowe igły kłuły jej ciało, ale wolała to niż bicie. Równie pijany ojciec siedząc przy stole i nalewając sobie kolejny kieliszek najtańszej wódki, mitygował żonę.

 - Dajże jej spokój Hela, chodź, wypijmy za Chrystuska, a ty Kaśka do pokoju – ostatnie słowa tego zdania zabrzmiały jak warknięcie.

Rozmazując łzy wyczołgała się spod choinki i uciekła do pokoju, który dzieliła z młodszym rodzeństwem. O dwa lata młodszą Mirką i o cztery lata młodszym Wojtkiem, którzy siedzieli przytuleni do siebie na łóżku przypominającym barłóg z przerażeniem słuchając tej awantury. Kasia wpadła do pokoju zamykając za sobą drzwi.

 - Będziemy coś jeść? - zapytał chłopiec. Przygarnęła ich oboje. Wiedziała, że z wigilijnej kolacji nici. Rodzice nawet o niej nie pomyśleli. Zamiast świątecznej ryby i grzybowej zupy na stole stała bateria butelek z najtańszym alkoholem, słoikiem kiszonych ogórków i suchym chlebem. W milczeniu pokręciła przecząco głową.

 - Spróbuję wam coś przynieść jak już zasną – wyszeptała. – Teraz musimy być cicho.

Po niespełna dwóch godzinach głosy w sąsiednim pokoju ucichły. Kasia odważyła się uchylić drzwi i stała przez chwilę nasłuchując. Poza głośnym chrapaniem ojca i posapywaniem matki nie słyszała jednak nic. Na palcach poszła do kuchni. Tam zrobiła dzieciom herbaty i posmarowała margaryną chleb. Biedny był to posiłek, ale musiał im wystarczyć.

 

 

 
  
Kasia miała osiem lat i była nad wiek dojrzała. W swoim krótkim życiu doznała wyłącznie bicia i poniżania przez rodziców, podobnie jak jej rodzeństwo. Nie przypominała sobie, żeby kiedykolwiek było normalnie. Pieniądze otrzymywane przez rodzicieli z zasiłku szły wyłącznie na alkohol. Oboje, choć młodzi, nie pracowali nigdzie i nawet nie czynili żadnych wysiłków, żeby tę pracę znaleźć. Łatwiej było wydawać pieniądze przeznaczone dla dzieci lub po prostu okradać pobliskie dyskonty. Rodzicielka była bardzo agresywna i wystarczył byle pretekst, żeby tłukła swoje dzieci. Najgorsze cięgi dostawała Kasia. Matka biła ją kablem, który zostawiał krwawe pręgi na całym jej ciele. Skrzętnie ukrywała te siniaki. W szkole nie integrowała się z innymi dziećmi i zawsze uciekała od ich towarzystwa. Bała się dociekliwych pytań i tego, że będą ją wyśmiewać.

 

Był sobotni poranek. Rodzice upojeni alkoholem spali po piątkowej libacji. Mały Wojtek obudził się z płaczem. Był głodny.

 - Kasia, Kasia – szarpnął dziewczynkę za piżamę – boli mnie brzuszek z głodu – poskarżył się. Dziewczynka otworzyła oczy i popatrzyła na braciszka z rozpaczą.

 - Wojtuś, ale w domu nic nie ma… Mama nie kupiła chlebka.

 - Ale ja chcę jeść – rozpłakał się głośno.

 - Ja też jestem głodna – powiedziała cicho Mirka, którą także obudził płacz brata. Kasia bezradnie rozłożyła ręce. W tym momencie do pokoju wpadła rozwścieczona matka i z całej siły uderzyła małego kablem.

 - Ty wstrętny bachorze przestaniesz się drzeć? Spać nie dajesz. Morda w kubeł – ponownie uderzyła malca, który już nie płakał, ale wrzeszczał z bólu zachłystując się łzami.

Kasia zerwała się z łóżka i stanęła między nim a matką. Teraz nad nią ta ostatnia zaczęła się pastwić. Razy padały gdzie popadło. Otumaniona bólem dziewczynka osunęła się na podłogę. Matka ciężko dysząc wyszła z pokoju rzucając jeszcze na odchodne – cisza ma być, zrozumiano?

Kiedy zamknęły się za nią drzwi Mirka i Wojtek próbowali docucić siostrę, ale bezskutecznie.

 - Zostań tu Wojtuś i popilnuj Kasi. Ja idę zawołać kogoś.

Wymknęła się z mieszkania najciszej jak potrafiła. Matka ponownie zaległa na łóżku zapadając w pijacki sen. Mirka stanęła na palcach, ale nie potrafiła dosięgnąć dzwonka. Zaczęła pukać do drzwi. Wreszcie otworzyły się i stanął w nich zaspany sąsiad.

 



 - Mireczka? A co ty tu robisz tak wcześnie?

 - Niech pan zadzwoni po doktora. Kasia nie chce się obudzić. Próbowaliśmy ją klepać po buzi, ale ona nie może otworzyć oczu. Bardzo proszę. Mama ją bardzo zbiła… - Mirka rozpłakała się.

 - Wejdź dziecko – sąsiad szerzej otworzył drzwi. – Zaraz zadzwonimy po pogotowie. - Nie zwlekając wybierał numer. W kuchni pojawiła się jego żona. Zaskoczona obecnością Mirki podeszła do niej i przykucnęła przy krześle.

 - Mirusia, co się stało?

 - Z Kasią niedobrze. Mama ją zbiła i teraz jak nieżywa leży na podłodze – odpowiedziała płaczliwie.

 - Nie płacz. Zaraz przyjedzie pan doktor – pogładziła jej płowe włosy. – Jadłaś coś dzisiaj? – Dziecko zaprzeczyło.

 - Wczoraj rano zjedliśmy po kromce suchego chleba. Kasia oberwała przez Wojtusia, bo obudził się z bólem brzucha i płakał, że to z głodu. Jego płacz obudził mamę i to dlatego zbiła go kablem. Kasia dostała najgorzej, bo stanęła w obronie Wojtusia.

Sąsiadka z niedowierzaniem pokręciła głową.

 - Co za podła suka… - mruknęła pod nosem. Wyciągnęła z chlebaka trzy bułki. Sprawnie posmarowała je masłem i obłożyła wędliną. – Tu masz śniadanko dla ciebie i rodzeństwa. Musicie coś jeść.

 - Dziękuję… - chlipnęła Mirka.

 

Pogotowie pojawiło się w ciągu piętnastu minut. Lekarz i sanitariusz byli zbulwersowani widokiem jaki zastali po wejściu do mieszkania. Wszędzie walały się butelki a w barłogu spało dwoje ludzi. Mała Mirka wraz z sąsiadką zaprowadziła ich do pokoju. Wciąż było słychać cichy płacz Wojtka. Lekarz szybko ocenił sytuację. Przykucnął przy nieprzytomnej dziewczynce podsuwając jej amoniak pod nos. Zakrztusiła się jego ostrym zapachem i zachłysnęła. Otworzyła oczy.

 - Jak się czujesz dziecko? – zapytał medyk.

 - Wszystko mnie boli – wyszeptała z trudem.

 - Nie zostaniecie tu. Zabieramy całą trójkę do szpitala. Ewidentnie dzieci są maltretowane i wymagają hospitalizacji. Ja już dzwonię po policję, a na miejscu skontaktujemy się z opieką społeczną. Sanitariusz ostrożnie wziął na ręce Kasię. Lekarz chwycił swoją torbę, złapał za rękę Wojtusia, a sąsiadka Mirkę. W połowie drogi do drzwi usłyszeli – a dokąd to? - Za nimi, w wojowniczej pozie, stała matka dzieci. Lekarz odwrócił się i spojrzał na nią surowo.

 - Dzieci są tak zmaltretowane, że wymagają szpitalnej opieki. Państwem za chwilę zaopiekuje się policja. Chyba słyszę radiowóz. Nie ujdzie wam to na sucho. Żegnam.

Kobieta zaczęła się awanturować, ale lekarz wziąwszy Wojtka na ręce szybko zbiegł ze schodów.

 - Pierwsze piętro – rzucił do wychodzących z radiowozu policjantów. – Kompletna patologia. Pijaństwo i znęcanie się nad dziećmi. Trzeba je jak najszybciej zawieźć do szpitala. Powiadomimy opiekę społeczną.

Już na SOR-ze lekarz przekazał informację o dzieciach dyżurującej lekarce.

 - To dzieciaki z patologicznej rodziny. Najstarsza jest mocno pobita. Ma krwawiące rany a pozostała dwójka nosi ślady długotrwałego bicia. Ja zaraz dzwonię do opieki społecznej. Na pewno ma tam dyżur jakiś pracownik socjalny. Dzieci nie mogą wrócić do domu. Trzeba im znaleźć jakieś miejsce w placówce opiekuńczo-wychowawczej.

 

Najpierw zajęto się Kasią. Mirka i Wojtek, usadzeni na krzesłach w kącie gabinetu zabiegowego, wyglądali na przerażonych stanem siostry. Lekarka dokonująca oględzin była wstrząśnięta.

 



- Jak można było tak pobić dziecko? – mówiła cicho do asystującej jej pielęgniarki. – Spójrz – pokazała ślady na plecach – to stare blizny już wygojone, ale zostaną jej na całe życie. Ręce są w podobnym stanie plus te świeże rany. Nawet twarzy nie oszczędzono. Ma przecięte policzki. – Kasia syknęła z bólu. – Ja wiem kochanie, że to boli, ale musimy zdezynfekować wszystkie świeże obrażenia. Czym cię mama zbiła? To nie wygląda na ślady od dłoni.

 - Biła nas kablem. Bardzo bolało – Kasia nie mogła powstrzymać łez.

 - Już nikt was nie tknie. Nie wrócicie do domu. Nie możemy dopuścić, żeby sytuacja miała się znowu powtórzyć. Opatrzę cię teraz i zajmę się twoim rodzeństwem.

 

Lekarka bardzo rzetelnie wykonała swoją pracę. W raporcie, który miał posłużyć również pracownikowi socjalnemu do dalszego postępowania, zamieściła trzy epikryzy dotyczące każdego z dzieci i zawierające zdiagnozowane przypadki. Pielęgniarka przyniosła im szpitalne piżamy i wszystkie odtransportowano na oddział dziecięcy umieszczając w jednej z sal. Kasia prosiła, żeby ich nie rozdzielać.

 - Nie martw się dziecko – uspokajała jedna z pielęgniarek – nie mamy takiego zamiaru. Zaraz przyniosę wam posiłek i ciepłą herbatę. Na pewno jesteście głodne.

Po jej wyjściu Mirka wyciągnęła foliowy worek pełen bułek.

 - To od pani Basi. Bułki z kiełbaską – rozdzieliła je i sama z przyjemnością wbiła zęby w pachnące pieczywo.

Kończyli jeść, gdy w sali ponownie pojawiła się pielęgniarka z tacą.

 - Tu macie herbatę i chleb z pasztetem. Smacznego.

Ten poranek był dla nich pierwszym sytym porankiem. Bułki były pyszne, ale i chleb z pasztetem smakował bosko. Mimo traumatycznego przebudzenia Kasia była zadowolona, że to tak właśnie się skończyło. Może od teraz będą mieli lepsze życie bez awantur, bicia i picia?

Tego dnia nie męczono ich więcej. W niedzielny poranek pojawił się psycholog dziecięcy i przeprowadził z każdym z osobna wywiad. Najwięcej szczegółów dowiedział się od Kasi. Pozostała dwójka wydała mu się wystraszona i nieco wycofana. Kasia jako najstarsza z trójki rodzeństwa była odważniejsza, chociaż i tak podczas tej rozmowy wylała mnóstwo łez, które bardzo poruszyły lekarza.

 - Oni nie mogą wrócić do domu – mówił do kobiety przybyłej z opieki społecznej. – Rodzice stoczyli się na samo dno. Kompletna patologia. Nie ma dnia, żeby dzieci nie cierpiały wrzasków i bicia. Nie mogą wychowywać się w takiej rodzinie. Oni już są psychicznie zwichnięci. Młodsza dwójka mało kontaktowa i wycofana a najstarsza to emocjonalny wrak. Ona ma dopiero osiem lat i nie zapomni tak łatwo. Proszę z nimi porozmawiać a jestem pewien, że dojdzie pani do podobnych wniosków.

 - Z pewnością ma pan rację. Lekarz z pogotowia, z którym rozmawiałam opowiedział mi o sytuacji w tej rodzinie. Bez wątpienia znajdziemy im inny dom i zapewnimy opiekę psychologiczną.

 

42 komentarze:

  1. Zaczyna się dość dramatycznie. Trójka małych dzieci nigdy nie doświadczyła ciepła, miłości matczynej. Martwi mnie jedynie czy dzieciaki nie zostaną rozdzielone. Ewentualnie czy reszty dzieciństwa nie spędzą w sierocińcu.
    Dziękuję Ci bardzo za tę część.
    Cieplutko pozdrawiam w czwartkowe przedpołudnie.
    Julita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Julita
      Te dzieci są jeszcze małe a już mają najgorsze doświadczenia w swoim krótkim życiu. Sierociniec jest dla nich wybawieniem, bo tam jest czysta pościel, jedzenie i nie ma bicia.
      Pozdrawiamy Cię najserdeczniej i bardzo dziękujemy za wpis. :)

      Usuń
  2. Zaczyna się smutno, wręcz dramatycznie... Zawsze doprowadza mnie do łez czytanie bądź słuchanie o krzywdzie dzieci. Te maluchy już na starcie doświadczyły traumatycznych przeżyć.
    Dziękuję Wam bardzo i pozdrawiam cieplutko 💖

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dagmara
      Patologia zdarza się wszędzie, ale w tym kraju od dawna jest wręcz nagminna. Wczoraj usłyszałam o śmierci rocznego chłopczyka.Zmarł m.in. z niedożywienia. Winna mamusia i konkubent. Na szczęście pójdą siedzieć. To samo powinno spotkać rodziców tej trójki. Dzieci wyraźnie są zaniedbane, zaszczute i wycofane a tak naprawdę nigdy nie powinny doświadczyć tych okropieństw.
      Bardzo dziękujemy za komentarz i najserdeczniej pozdrawiamy. :)

      Usuń
  3. Szkoda mi tych dzieci, czytałam kiedyś, że dzieci które nie mają w domu rodziny są wycofane, mnie ciekawi tylko czy będą razem, bo takie rozdzielenie od rodzeństwa może spowodować, że te dzieci będą cierpiały jeszcze bardziej... ta matka od nich to prawdziwy potwór, alkohol ją zniszczył... oczywiście można się napić raz na jakiś czas, ale nie żeby były libacje... Całkowicie tego nie pochwalam.
    Pozdrawiam 🎄❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Renia
      Dzieci są bardzo ze sobą związane i nawet personel, który się nimi opiekuje zauważa tę emocjonalną więź. Trudno krzywdzić je jeszcze bardziej fundując im rozdzielenie skoro tyle już przeszły.
      Bardzo dziękujemy, że zajrzałaś i skomentowałaś. Najserdeczniej pozdrawiamy. :)

      Usuń
  4. Ja się zastanawiam co z tych dzieci wyrośnie? Taka sama patologia? Bardzo im współczuję. Miśka pozdrawia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miśka
      Jeszcze nie jest za późno, żeby pokazać tym dzieciom, że istnieje jeszcze inny świat poza tym, który już znają. Są jeszcze małe i mają czas na nauczenie się nowych rzeczy.
      Pozdrawiamy pięknie i bardzo dziękujemy za wpis. :)

      Usuń
  5. Niezła magia świąt?! Ciekawe dla kogo, bo chyba nie dla Kaśki, Mirki i Wojtka? Liczę na to, że ich los się odwróci. Przesyłam ciepłe pozdrowienia;) Daga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Daga
      Początek opowiadania sugeruje przyszłość a później już wspomnienia bohaterki z przeszłości, która byłą dramatyczna dla niej i rodzeństwa. Tytułu nie nadałam z premedytacją, ale dlatego, że dla tych dzieci święta nigdy nie istniały i kiedy miały możliwość po raz pierwszy spędzenia tych prawdziwych, to okazały się magiczne.
      Pozdrawiamy cieplutko i bardzo dziękujemy, że zajrzałaś. :)

      Usuń
  6. Bardzo bym nie chciała żeby te rodzeństwo rozdzielone. Już i tak wiele wycierpieli. Noże znajdzie się rodzina, która da im ciepło rodzinnego domu? Pozdrawiam Mira

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mira
      Podobnie pomyślą ludzie, którzy teraz się nimi zajmują, bo byłaby to kolejna krzywda dla nich. Z adopcją większej liczby dzieci zawsze jest kłopot i nawet dochodzi do rozdzielenia rodzeństw, ale tu tak nie będzie.
      Najserdeczniej pozdrawiamy i dziękujemy za komentarz. :)

      Usuń
  7. Rodzina straszna, ale może jest dla nich jeszcze jakaś szansa? Gdyby ktoś im pomógł, to może rodzice by przestali pić? Wtedy dzieci miałyby prawdziwą rodzinę. Pozdrawiam Sylwia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sylwia
      Rodzice, to kompletna patologia i raczej nie ma takiej możliwości, żeby dzieci miały do nich wrócić. Tacy ludzie nie trzeźwieją a dzieci nie mogą wrócić do tego koszmaru.
      Bardzo cieszymy się, że zajrzałaś. Najserdeczniej pozdrawiamy. :)

      Usuń
  8. Jaka dzielna i wspaniała mała kobietka! Kasia jest wielka a jej rodzeństwo chyba nie zdaje sobie sprawę z tego jakie mają szczęście w tym całym nieszczęściu. Do następnego. Pozdrawiam;) AB

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. AB
      Kasia jest dzielna, ale to wynika bardziej z instynktu przetrwania, niż z jej świadomości, chociaż bez wątpienia zachowuje się jak mała-dorosła troszcząc się o swoje rodzeństwo.
      Bardzo dziękujemy za wizytę na blogu. Najserdeczniej pozdrawiamy. :)

      Usuń
  9. Jak dobrze mieć sąsiada! Gdyby nie oni, to Kasia by pewnie nie przeżyła! Czekam na next. Pozdrowienia;) Kara

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kara
      Dobry, życzliwy sąsiad zawsze w cenie. Tu rzeczywiście dzieci miały szczęście, bo sąsiedzi zajęli się wszystkim.
      Pozdrawiamy pięknie i dziękujemy za wpis. :)

      Usuń
  10. Pierwszy rozdział i dlatego nic jeszcze nie jest pewne. Wydaje się, że lekarze nie pozwolą na powrót dzieci do domu? Do czwartku;) Pozdr

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Generalnie przejęto się losem tej trójki więc na pewno znajdą się ludzie, którzy zechcą im pomóc.
      Pozdrawiamy serdecznie i bardzo dziękujemy za odwiedziny na blogu. :)

      Usuń
  11. A święta to podobno taki święty czas? Wszyscy się starają być lepszymi. Okropna rodzina! Zdecydowanie by im było w jakimś domu dziecka. Smutne, ale chyba prawdziwe. Oczekując na kolejny czwartek serdecznie pozdrawiam;) Jolka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jola
      Patologii ci u nas dostatek i tylko dzieci szkoda, że mają takie fatalne wzorce od najmłodszych lat. Te święta dla rodziców były świętym czasem, bo przynajmniej popili i zapadli w nieświadomość, a dzieciom kiszki grały marsza z głodu.
      Bardzo dziękujemy za wpis i za to, że zajrzałaś. Najserdeczniej pozdrawiamy. :)

      Usuń
  12. Smutno mi się zrobiło. Gdzie wcześniej byli sąsiedzi? Gdzie jakaś opieka socjalna? To niesprawiedliwe aby takie maluchy przechodziły w domu rodzinnym gehennę. Pozdrawiam;) Iza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iza,
      przeważnie tak jest, że nikt nie chce się wtrącać w nie swoje sprawy. Dzieje się tak z różnych przyczyn. Najważniejsze, że w chwili próby zareagowali tak, jak powinni. Bardzo dziękujemy za odwiedziny na blogu. Serdecznie pozdrawiamy i zapraszamy na kolejny czwartek:)

      Usuń
  13. Zaczyna się intrygująco. Przesyłam pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękujemy za wpis i także przesyłamy pozdrowienia:)

      Usuń
  14. Niezła Wigilia!? Dlaczego im nie zabrano dzieci wcześniej? Należy im bezwzględnie zabrać prawa rodzicielskie i wsadzić do paki! Może tam obiją im gęby co najmniej tak, jak matka biła dzieci! Pozdrawiam i do następnego razu;) Nina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nina,
      dla tej rodziny nie było różnicy, czy to święta, czy normalny dzień. U nich niepodzielnie królował alkohol. Dzieci miały spokój wtedy, gdy były cicho i nie przeszkadzały rodzicom. Uspakajamy, sprawiedliwość dla nich też nadejdzie. Pozdrawiamy Cię najserdeczniej i bardzo dziękujemy za wizytę na blogu:)

      Usuń
  15. Mój Boże! Co za matka!? Koszmar jakiś. Po co im dzieci? Mam nadzieję, że matka i ojciec dostaną za swoje? Do następnego czwartku. Pozdrowienia. Edyta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Edyta,
      niestety takie rodziny też się zdarzają. Co do ojca i matki, to zapewniamy, że sprawiedliwość zagości:) Przesyłamy serdeczności i dziękujemy za komentarz:)

      Usuń
  16. Całe szczęście, że dzieci trafiły do szpitala. Przynajmniej tam miały co jeść. Tylko żeby ich nie rozdzielono. Gorąco pozdrawiam Teresa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teresa,
      od tej chwili dzieci nie będą już głodne i będą miały spokój:) Bardzo dziękujemy, że zajrzałaś i najserdeczniej Cię pozdrawiamy:)

      Usuń
  17. Też uważam, że absolutnie rodzeństwem powinien zająć psycholog. Te dzieciaczki tyle już wycierpiały i pewnie będą nieufne. Jak pójdą do szkoły, to mogą mieć problemy. Serdecznie pozdrawiam Regina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Regina,
      dzieci będą miały najlepszą opiekę:) O ich postępach w szkole w kolejnych odcinkach, na które serdecznie zapraszamy:)Bardzo dziękujemy za komentarz. Przesyłamy serdeczności:)

      Usuń
  18. To niesamowite co może z człowieka zrobić alkohol. Ciekawe czy oni pili tak od początku, czy może jednak coś się stało i dlatego się tak stoczyli? Czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam;) Ada

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ada
      Już tak głęboko nie wchodziłam w tę patologię, ale można sobie wyobrazić, że oboje rodzice wynieśli podobne wzorce ze swoich rodzinnych domów.
      Pozdrawiamy pięknie i bardzo dziękujemy, że zajrzałaś. :)

      Usuń
  19. To i tak sukces, że te dzieci nie urodziły się upośledzone albo z Zespołem FAS! Bo chyba są zdrowe? Oby jak najdalej od takich rodziców. Chyba każdy inny będzie lepszy, chociaż mówi się, że rodzina, to jednak rodzina. Pozdrowienia przesyłam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieci są po prostu zaniedbane pod względem higieny i żywienia. Mają spora niedowagę, są anemiczne i fizycznie słabe, ale jeśli chodzi o rozwój psychiczny, to pod tym względem jest w porządku.
      Bardzo dziękujemy za komentarz, najserdeczniej pozdrawiamy. :)

      Usuń
  20. Mama, mamusia, mamunia tak przeważnie dzieci mówią. Rodzice, a szczególnie mama to ostoja, to ramiona, w których jest bezpiecznie. Jak sobie poradzić w życiu mając taką matkę? A ojciec nie jest lepszy! Pozdrawiam Ola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ola
      Te dzieci nigdy od swojej "mamusi" nie zaznały niczego podobnego. Nie było przytulania i bezpiecznych ramion, w których można się było schronić przed światem. Było bicie, znęcanie się i poniewieranie. Czasem zdarzają się takie wyrodne mamusie.
      Pozdrawiamy serdecznie i bardzo dziękujemy za wpis. :)

      Usuń
  21. Szkoda, że dopiero jak wydarzyła się tragedia, coś drgnęło. Najstarsza córka chodziła chyba do szkoły i wychowawczyni powinna coś zauważyć. Tak samo sąsiedzi. Wiem, że ciężko jest się wtrącać w życie innych, ale czasami warto zaryzykować. Pozostaje jeszcze opieka społeczna. Ci już dawno powinni donieś na policję o sytuacji w rodzinie. Teraz chyba wszystko pójdzie ku lepszemu.
    Pozdrawiam miło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. RanczUla
      To skrajny przypadek, gdzie sąsiedzi nie interweniują, bo właśnie nie chcą się wtrącać a i szkoła nie wchodzi w te patologiczne relacje rodzinne. Gdyby znalazł się ktoś odważny, te dzieci od dawna byłyby zaopiekowane i nie tak zaniedbane jak w tej chwili. Wszystko jednak zmierza ku lepszemu.
      Pozdrawiamy Cię serdecznie i bardzo dziękujemy, że znalazłaś dla nas czas. :)

      Usuń