Łączna liczba wyświetleń

środa, 18 października 2023

"GDZIEŚ NA SERCA DNIE..." - rozdział 8

 

ROZDZIAŁ 8

 

Obudził się zlany potem. Tej nocy jeszcze kilkakrotnie wykłócał się z Moniką. Jej wykrzywiona wściekłością twarz co rusz pojawiała się przed jego oczami. Nie mógł tego znieść. Już obudzony kolejny raz zastanawiał się, co tak mocno pociągało go w tej kobiecie, że rzucił dla niej rodzinę i pracę. Nie potrafił odpowiedzieć sobie na to pytanie.

 


Wszedł pod prysznic i stał pod nim tak długo aż pomarszczyła mu się skóra i teraz wyglądała jak pergamin. Wciąż czuł ten nieprzyjemny, wewnętrzny dygot, który każdorazowo towarzyszył mu po koszmarach z Moniką w roli głównej. Żeby się uspokoić zajął się śniadaniem. Potem przerzucił wszystkie zdjęcia zrobione w ZOO do laptopa i wydrukował je. Obiecał córce album i chciał go zrobić jak najszybciej. Ubrał się i podjechał do Złotych Tarasów, dla których ta niedziela była handlowa. Zakupił solidny, gruby, oprawiony w skórę album. Był pewien, że zmieści w nim wszystkie zdjęcia. Przycinanie ich i wkładanie w odpowiednie miejsca umilało mu czas do późnego popołudnia, i pozwoliło zająć głowę czymś innym niż przetrawianie tego koszmaru, który śnił w nocy. W międzyczasie wstawił kurczaka z myślą, że nagotuje sobie rosołu na kilka dni. W garnku wylądowała też włoszczyzna. W internecie znalazł przepis na naleśniki i trzymając się go usmażył kilka. – Ula robiła rewelacyjne – przypomniał sobie. - Moje nie są takie, ale też niezłe.    

Wieczorem zadzwonił do Sebastiana zdając mu relację z wypadu do ZOO i rozmowy z ojcem.

 - Kamień spadł mi z serca, przyjacielu. Nie biczowali mnie, ale też nie byli zbyt wylewni. Po południu rozmawiałem długo z ojcem, który uświadomił mi kilka ważnych rzeczy, a przy okazji to, że byłem kompletnie nieodpowiedzialny. Jednak mogę powiedzieć, że pierwsze lody zostały przełamane i na kolejnej wizycie nie będę już taki spięty.

 - Powoli wszystko się ułoży – pocieszał Sebastian. – Musisz dać temu czas i nic nie przyspieszać. Będzie dobrze.

 

 

Poniedziałek zaczął mu się bardzo pracowicie. Pomny tego, co powiedział mu ojciec, pośpieszał ze swoją robotą, żeby wykroić czas na odciążenie Uli. Dzisiaj miał do zrobienia cztery analizy, ale dzięki temu, że otrzymał szczegółową dokumentację z firm, miał ułatwione zadanie. Koło jedenastej wydrukował wszystko wkładając w odpowiednie teczki i poszedł do Uli. Sekretarki nie zastał więc odważniej wszedł do gabinetu pani prezes. Zza stosu segregatorów widać jej było jedynie czubek głowy.

 - Cześć, Ula… - powiedział cicho nie chcąc jej wystraszyć. Podniosła głowę i obrzuciła go nieprzytomnym spojrzeniem.

 - Cześć…, cześć… Masz coś dla mnie?

 - Mam. Tu masz te cztery analizy, które zobowiązaliśmy się zrobić na dzisiaj. Już zadzwoniłem, że są gotowe i ktoś się zjawi, żeby je odebrać. Musisz tylko podpisać dokumentację i faktury. Są w środku.

 - Nie przestajesz mnie zadziwiać. Jak ty to wszystko ogarniasz? Ja już wymiękam. Spójrz – wskazała na stertę teczek. – Myślałam, że jak zatrudnię czworo ludzi to będzie mi lżej, ale nie jest.

 - Muszą się wdrożyć, a tymczasem może ja zabiorę część i coś postaram się zdziałać? Dzisiaj mam lajtowy dzień i nic szczególnego do roboty.

 - Naprawdę mógłbyś?

 - No pewnie. Dawaj – sięgnął po połowę z tego stosu.

 - W każdej teczce jest zlecenie więc będziesz wiedział czego dotyczy. Segregatory zawierające dokumenty każdego zleceniodawcy są tu u mnie i stąd będziesz musiał je brać. To trochę kłopotliwe, ale nie zabierzesz się z tym wszystkim.

 - W ogóle się tym nie przejmuj. Przyda mi się trochę ruchu. Chciałem jeszcze zapytać, czy mógłbym przyjechać do Zuzi w środę. Zrobiłem jej album ze zdjęciami, a poza tym chciałbym ją zabrać do tego schroniska. Orientowałem się i chociaż to nie jest ich dzień otwarty, to powiedziano mi, że mogę przyjechać kiedy zechcę.

 - Oczywiście, że możesz ją zabrać. Ja nie mam nic przeciwko temu.

 - Dziękuję. Idę w takim razie popracować.

Działał jak automat. Szybko zorientował się czego dotyczą zlecenia. Głównie do sporządzenia były zestawienia miesięcznych kosztów niezbędne do kwartalnego bilansu na podstawie dołączonych faktur. Praca była dość prosta, ale wymagała dokładności i liczenia wszystkiego dwu lub trzykrotnie. Ułatwił sobie robotę sporządzając tabele w Excelu i wypełniając je danymi. Program sumował wszystko automatycznie. O piętnastej zajrzała do niego Ula. Wyglądała na zmęczoną.

 - Jak ci idzie?

 - Dobrze. Na pewno dzisiaj to skończę. Posiedzę jeszcze ze dwie godzinki, a ty wracaj do domu, bo ledwie się na nogach trzymasz. Jutro zabiorę taki sam stos. Koniecznie trzeba to wypchać i to jak najszybciej. Sama zamordowałabyś się tym. Trzeba też w miarę szybko przyuczyć tych nowych. Nie możesz wiecznie odwalać za kogoś roboty.

Uśmiechnęła się mimo zmęczenia.

 - Kiedyś odwalałam ją za ciebie, pamiętasz? Bardzo się od tego czasu zmieniłeś.

 - Nie jestem z tego dumny, ale masz rację. Prawdziwy pasożyt był ze mnie. No leć, bo usypiasz na stojąco. Do jutra.

 

Następnego dnia miał tylko dwa spotkania, które przebiegły dość sprawnie i około godziny dziesiątej zjawił się u Uli. Tak, jak poprzedniego dnia, zabrał spory stos teczek z nadzieją, że upora się z nimi do piętnastej. Nie tracił czasu, a praca posuwała się do przodu. Przed końcem dniówki zaniósł gotowe zestawienia do podpisu.

 - Możesz to przejrzeć i podpisać, bo myślę, że wszystko jest w najlepszym porządku. liczyłem trzykrotnie. Dużo tego jeszcze zostało?

 - Dzięki tobie już nie. Naprawdę sądziłam, że po raz pierwszy nie wywiążemy się z tych umów i zawalimy na całej linii. To znacznie podkopałoby dobre imię firmy, na które tak ciężko pracowaliśmy – zerknęła na zegarek. – Zostało pół godziny. Podpiszę to szybko i jutro wyślemy. Dziękuję, Marek. Jeszcze chciałam zapytać, czy jedziesz prosto do nas, czy najpierw do domu?

 - Jeśli nie masz nic przeciwko temu, to wolałbym od razu do was.

 - W takim razie za pół godziny ruszamy.

 

U rodziców nie zabawił długo. Pospiesznie zjadł obiad, pokazał album Zuzi i oznajmił jej, że za chwilę zabiera ją do miejsca, w którym będzie mogła sobie pooglądać pieski. Mała wydała z siebie radosny pisk i rzuciła się Markowi na szyję obsypując jego twarz gradem buziaków.

 - Dziękuję, dziękuję, dziękuję…

 - Jeszcze nie dziękuj, bo nie masz za co. Musimy się zorientować w sytuacji więc ubieraj się prędziutko i ruszamy.

 - A do którego schroniska chcecie jechać? – Ula już przyniosła małej adidasy i sweterek.

 - Tego „Na Paluchu”. Chyba będzie najbliżej. Najpierw pooglądamy sobie pieski i czegoś się o nich dowiemy. Może któryś ci się spodoba?

 - Na pewno mi się spodoba – zapewniła gorliwie Zuzia.

Przez całą drogę do schroniska Marek tłumaczył córce na czym polega opieka nad pieskiem.

 - To wielka odpowiedzialność. Bierzesz pod opiekę żywe stworzenie i nie może być tak, że po tygodniu, czy dwóch znudzisz się nim i przestaniesz się nim zajmować. Jeśli weźmiemy psa, to będzie ci towarzyszył przez następnych kilkanaście lat. Musisz go karmić, dbać o czystość jego skóry i sierści, musisz wychodzić z nim na spacery, a po nich wycierać mu łapki, żeby nie zostawiał śladów na podłodze. Ja będę z pieskiem jeździł do weterynarza, jak zajdzie taka potrzeba. Myślisz, że jesteś już na tyle duża, że podołasz tym obowiązkom?

 - Na pewno podołam. Od dawna marzyłam o piesku i na pewno go pokocham. A skoro tak, to przecież nie mogę go zaniedbać, prawda?

 - Prawda. Dojeżdżamy.

Weszli na teren schroniska szukając kogoś, kto udzieliłby im jakichś informacji. W końcu zauważyli wychodzącą z jednego z budynków kobietę. Przywitali się z nią. Marek wyjaśnił w jakiej sprawie przyjechali.

 



 - Chcemy zaadoptować małego pieska, lub szczeniaczka, który nie urośnie za bardzo, najlepiej o gładkiej sierści. Córka od dawna zamęcza nas o psa więc pomyśleliśmy, że najlepiej będzie przysposobić jakąś sierotkę ze schroniska. Moglibyśmy obejrzeć pieski?

 - Oprowadzę was. Dużo tu mamy sierotek i każda adopcja jest dla nas błogosławieństwem, bo nie lubimy usypiać psów. Jeśli chcecie małego, to wejdziemy tutaj – otworzyła wejście do boksów. – Proszę bardzo. Oglądajcie.

Psów było mnóstwo. Najwyraźniej schronisko było przepełnione, bo w boksach umieszczono po trzy, cztery psy w zależności od ich gabarytów. W większości były to zwykłe kundelki, ale ponoć takie są najwierniejsze. W pewnym momencie Zuzia przykucnęła przy siatce pokazując na rudy kłębek zwinięty w rogu pomieszczenia.

 - Popatrz tatusiu jaki śliczny i taki smutny.

 


Kobieta otworzyła klatkę i zawołała – Kiki, chodź do mnie. Jest bardzo spokojna. Ma cztery miesiące i źle znosi samotność. Jej rodzeństwo już poszło do ludzi, a ona została jako ostatnia z miotu. To bardzo ufna i niezwykle przyjaźnie nastawiona sunia.

Piesek podszedł do wyciągniętej ręki kobiety i delikatnie sięgnął po przysmak, który w niej trzymała. Zuzia przykucnęła i zaczęła głaskać psiaka. Najwyraźniej to uwielbiał, bo przylgnął do kolan dziewczynki liżąc jej ręce i mrużąc oczy.

 - Chyba cię polubił – uśmiechnęła się opiekunka. – Piesek jest zaszczepiony i odrobaczony. Jeśli reflektujecie państwo na niego to musimy przejść do biura. Tam wypełni pan wniosek adopcyjny, a pieska na koniec obejrzy jeszcze weterynarz. Dostaniecie też od nas obróżkę i smycz gratis. Mamy tu sklep, w którym można kupić karmę, miski i legowisko.

 - To co, Zuziu? Zabieramy go?

 - Bardzo chcę go mieć. Jest wspaniały.

 - W takim razie chodźmy załatwić formalności.

35 komentarzy:

  1. Te koszmary z Moniką powinny go dręczyć do końca życia. Za głupotę niestety, ale się płaci.
    Plusem dla Marka jest jego pomoc Uli w pracy.
    Dziękuję Ci bardzo za tę część.
    Cieplutko pozdrawiam w czwartek przed południem.
    Julita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Julita,
      Marek zrobi wszystko aby Ula mu ponownie zaufała. Jeśli chodzi o Monikę to każdy koszmar kiedyś się kończy. Pozdrawiamy Cię cieplutko i bardzo dziękujemy za wpis:) Gaja

      Usuń
  2. Co ja poradzę, że cieszę się, że Marek choć trochę cierpi z powodu Moniki i nieprzespanych nocy. I tak uważam, że za mało cierpi po tym co zrobił. Pozdrawiam Sylwia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sylwia,
      hihihi, Monika tak łatwo nie pozwala o sobie zapomnieć. Serdecznie pozdrawiamy i bardzo dziękujemy, że zajrzałaś:) Gaja

      Usuń
  3. Miło ze strony Marka, że w tak prosty sposób, bez wywyższania się udało mu się pomóc Uli. Czekam na next. Pozdrowienia;) Kara

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kara,
      Marek obiecał ojcu, że z całych sił wspomoże działania Uli. Poza tym obiecał, że zrobi to tak aby Ulka nie poczuła się źle. Pięknie dziękujemy za wpis. Najserdeczniej pozdrawiamy:) Gaja

      Usuń
  4. Fajnie, że Marek ma komu się wygadać. Sebastian cały czas trzyma poziom. Do czwartku;) Pozdr

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hihihi, nie ma to jak telefon do przyjaciela. W tym opowiadaniu Sebastian jest fajnym facetem. Cieszymy się, że zajrzałaś i zostawiłaś ślad. Przesyłamy serdeczności:)

      Usuń
    2. Przepraszam, zapomniałam się podpisać Gaja

      Usuń
  5. Marek i prace ręczne i do tego widać, że sprawiało mu to radość. Album powinien się podobać Zuzi. Miśka pozdrawia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miśka,
      Marek robi wszystko aby nie zawieść pokładanej w nim nadziei i powoli odzyskiwanego zaufania. Bardzo dziękujemy za komentarz. Najserdeczniej pozdrawiamy:) Gaja

      Usuń
  6. WOW! Rosół i naleśniki. Monika go nieźle wytresowała. Pozdrawiam Mira

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mira,
      Marek tylko nauczył się dbać o siebie. Jedzenie w restauracjach jest fajne ale tylko od czasu do czasu. Luksus w nadmiarze też potrafi zbrzydnąć. Bardzo dziękujemy za komentarz. Najserdeczniej pozdrawiamy:) Gaja

      Usuń
  7. No proszę i u Marka sprawdza się powiedzenie - dopiero kiedy coś stracimy, doceniamy, jak ważne to było. Gdyby nie Monika, to pewnie ten nieszczęsny Marek nigdy by nie docenił swojej żony. Dureń! Oczekując na kolejny czwartek serdecznie pozdrawiam;) Jolka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jola,
      hihihi, zapewniamy, że Ula za nic nie będzie dziękowała Monice. Najserdeczniej Cię pozdrawiamy i pięknie dziękujemy za komentarz:) Gaja

      Usuń
  8. Nie żebym była złośliwe, wredne stare babsko 🤣 ale te koszmary z Monisią w roli głównej to powinny Mareczka jeszcze długo męczyć. Miał w domu łagodną, rasową kotkę i śliczne kociątko, które chciały tylko Jego miłości to pognał za kąsającą suką, która koniec końców dotkliwie Go pogryzła. A swoją drogą to jestem ciekawa czy Ula patrząc Markowi prosto w oczy zapyta w czym Monisia była od Niej lepsza, że pognał za Nią🤔 Seba trzyma poziom, prawdziwy z Niego kumpel i bitki i do wypitki 👍😉 Krzysztof to chodząca mądrość, swoimi radami wręcz podaje Ulę Markowi na talerzu. Bo takie drobne gesty mogą czynić cuda. Ale Zuzia to chodząca słodycz 🤗 pieska sobie załatwiła to teraz jak mniemam przystąpi do załatwienia sobie rodzinki w komplecie. Czyli Mama Tata i może jakieś kolejne Dobrzaniątko 😘 pozdrawiam serdecznie i czekam niecierpliwie na kolejną część 🌻

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Halina,
      hihihi, Ula na talerzu zamiast np. naleśników, ale z całą pewnością coś w tym jest z tym talerzem. Jeśli chodzi o kolejny przychówek, to najpierw muszą na nowo się poznać. Przesyłamy serdeczności i bardzo dziękujemy za komentarz:) Gaja

      Usuń
  9. Szast prast i załatwione. Zuzia ma już przyjaciela. Coś czuję, że niedługo opieka nad pieskiem spadnie na mamę. Z chęcią przeczytam kolejny odcinek. Pozdrawiam;) Iza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iza,
      gwarantujemy, że tak się nie stanie, przynajmniej w najbliższej przyszłości. Zuzia to mądra i odpowiedzialna dziewczynka i bardzo kocha zwierzęta. Bardzo dziękujemy za odwiedziny na blogu. Serdecznie pozdrawiamy i zapraszamy na kolejny czwartek:) Gaja

      Usuń
  10. Zuzia dostała niezły wykład na temat odpowiedzialności. Trzeba przyznać, że Marek to mądrze rozegrał. Po przemyśleniu mogła jeszcze zrezygnować. Gorąco pozdrawiam Teresa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teresa,
      Zuzi za bardzo zależy aby zrezygnować z posiadania przyjaciela. Marek chciał jej tylko uświadomić z iloma obowiązkami wiąże się posiadanie pieska. Zuzia zrozumiała, ale jej to nie przestraszyło. Bardzo dziękujemy, że zajrzałaś i najserdeczniej Cię pozdrawiamy:) Gaja

      Usuń
  11. Wydaje się, że Marek dużo wie o obowiązkach i odpowiedzialności za bliskich, szkoda, tylko, że nie pamiętał o tym kiedy opuszczał swoją rodzinę. Pozdrawiam i do następnego razu;) Nina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nina,
      no cóż, chyba należy tylko powiedzieć, że mądry Polak po szkodzie. Pozdrawiamy Cię najserdeczniej i bardzo dziękujemy za wizytę na blogu:) Gaja

      Usuń
  12. Brawo za adoptowanie pieska ze schroniska! Chociaż oni wykazali się rozumem. Chwała im, że nie zdecydowali się na kupno najbardziej popularnej rasy psów. Serdecznie pozdrawiam Regina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Regina,
      schroniska są przepełnione porzuconymi zwierzakami i to już wystarczy. Rodzina Zuzi chce zrobić jej przyjemność a przy okazji pomóc jakiemuś psiakowi. Bardzo dziękujemy za komentarz. Przesyłamy serdeczności:) Gaja

      Usuń
  13. Ciągle jestem pod wrażeniem, jak fajnie została wychowana Zuzia. Widać, że jest szczęśliwym dzieckiem. Jest bardzo radosna i nie ma żadnych uprzedzeń, kocha tatę. Do następnego czwartku. Pozdrowienia. Edyta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Edyta,
      Ula oraz rodzice Marka nie chcieli aby troski i zmartwienia dorosłych przeniosły się na dziecko. Robili wszystko aby Zuzia tak bardzo nie odczuwała braku taty. Przesyłamy serdeczności i dziękujemy za komentarz:) Gaja

      Usuń
  14. Coś mi się wydaje, że blisko coraz bliżej jest do powrotu marnotrawnego syna do domu. Seniorzy mają ogromny dom. Zastanawiam się tylko czy będzie to też dotyczyło Uli? Do następnego. Pozdrawiam;) AB

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. AB,
      serdecznie przepraszamy, ale tego zdradzić nie możemy:) Natomiast potwierdzamy, że do końca tego opowiadania jest coraz bliżej. Wielkie dzięki za wpis. Najserdeczniej pozdrawiamy:) Gaja

      Usuń
  15. Marek stał się bardzo pracowity. Czyżby to wymagania Moniki, kiedy musiał pracować na jej wymagania zaowocowały. Teraz patrzeć jak Ula i Marek będą po godzinach zostawiać a wtedy wszystko może się stać. Wdzięczność to też dobry początek na coś więcej .
    Pozdrawiam milutko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. RanczUla,
      to prawda, że Monika miała duże potrzeby a Marek musiał jeszcze płacić alimenty, wiec musiał dużo i dobrze pracować. Nadgodziny raczej nie wchodzą w grę ponieważ czeka Zuzia. Serdecznie pozdrawiamy i pięknie dziękujemy za komentarz:) Gaja

      Usuń
  16. Kiedyś oddalałam pracę za ciebie. Punkt dla Marka za odpowiedź - pasożyt był ze mnie. Chyba naprawdę się zmienił. Przesyłam ciepłe pozdrowienia;) Daga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Daga,
      Marek dostał od Moniki nieźle w kość. Poza tym po rozwodzie seniorzy odcięli go od łatwych pieniędzy i dlatego Marek nie miał wyjścia i dość szybko nauczył się porządnie pracować i nawet mu się to spodobało. Serdecznie pozdrawiamy i bardzo dziękujemy, że zajrzałaś:) Gaja

      Usuń
  17. Tyle dobrego z tego naszego Mareczka, że wyciągnął odpowiednie wnioski z tej życiowej lekcji. Ogromna szkoda, że za ten jego życiowy błąd zapłaciła cała ich rodzina. Marka dręczą wyrzuty sumienia i bardzo dobrze. Należy mu się za to, co zrobił.
    Zuzia zafascynowana nowym przyjacielem i to jak najbardziej na plus. Wspaniała dziewczynka, co jest niewątpliwą zasługą Uli.
    Pozdrawiam cieplutko i czekam na ciąg dalszy 💖💖💖

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dagmara,
      hihihi, można powiedzieć, że lepiej późno niż wcale:) Marek po prostu potrzebował dużo więcej czasu niż zazwyczaj aby dorosnąć. Najważniejsze, że najbliżsi mu zaczynają wierzyć. A Zuzia jest słodkim aniołkiem:) Pozdrawiamy cieplutko i bardzo dziękujemy za wpis:) Gaja

      Usuń