Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 14 lipca 2016

"SOBIE PRZEZNACZENI" - rozdział 10 ostatni

ROZDZIAŁ 10
ostatni


Mijało dziesięć miesięcy odkąd byli ze sobą. Bruno wciąż był zauroczony charakterem i nietuzinkową urodą Zuzy, która przy nim rozkwitła i zmieniła się w stuprocentową kobietę zakochaną w nim bez pamięci. Kolejny raz skróciła włosy i to dość mocno. To sprawiło, że wreszcie poczuła się dobrze sama ze sobą. Dawna garderoba wylądowała na śmietniku ze zdartymi do granic możliwości glanami i szerokim płaszczem ojca włącznie. Teraz ubierała się gustownie i z wielkim wyczuciem w stroje podkreślające jej szczupłą sylwetkę, do których zawsze dobierała eleganckie buty na obcasie. Odkryła świat kosmetyków i chociaż nadal nie malowała się przesadnie, to jednak lubiła pociągnąć rzęsy tuszem a usta pomadką. Bruno z przyjemnością rejestrował te wszystkie zabiegi i nie mógł oprzeć się wrażeniu, że tuż pod jego bokiem wyrosła mu zjawiskowa piękność.

Seniorzy też nie tracili czasu. Sobotnie, wspólnie spędzane popołudnia weszły im w krew. Henryk zadomowił się w domu Hanny na tyle, że często zostawał na noc i w dodatku nie spał sam. Oboje odkryli, że uwielbiają swoje towarzystwo i kochają się. Oboje jednak mieli wątpliwości i kompletnie nie wiedzieli jak zakomunikować o tym swoim dzieciom, a przede wszystkim jak one przyjmą te rewelacje.
 - Musimy poczekać na odpowiedni moment – mówiła pełna obaw Hanna. – Mam wyrzuty sumienia, ale czy to moja wina, że zakochałam się po raz drugi? Przecież tego nie planowałam.
W takich razach Henryk przytulał ją mocno i pocieszał.
 - Może nie będzie tak źle? Zuza i Bruno też są parą i jestem pewien, że będą nas oceniać przez pryzmat swojego uczucia. Nie martwmy się na zapas. Będzie dobrze.

Któregoś popołudnia Bruno podjechał pod dom matki. Długo się nie odzywała, aż wreszcie zadzwonił zaniepokojony. Zaprosiła go na obiad. Siedzieli teraz przy stole i rozmawiali cicho.
 - Jak ci się układa z Zuzią? Wszystko w porządku?
 - W jak najlepszym mamo – Bruno uśmiechnął się szeroko.
 - Skoro tak, to na co ty czekasz? Tracisz czas. Czekasz aż posiwieją ci skronie? Powinieneś oświadczyć się jej i wreszcie ożenić. Jak dalej będziesz się tak ociągał, ja w życiu nie doczekam się wnuków – powiedziała z pretensją w głosie. Roześmiał się słysząc ten argument.
 - Aż tak bardzo chcesz je mieć?
 - No pewnie! Henryk też o tym marzy.
Odłożył łyżkę obok talerza z zupą i popatrzył na matkę zastanawiając się nad czymś.
 - No właśnie. Henryk. Odkąd wróciliście z sanatorium odnoszę wrażenie, że staliście się nierozłączni. Co wy kombinujecie? – komicznie pogroził jej palcem.
 - Nic nie kombinujemy. Czy to coś złego, że lubimy się i lubimy razem spędzać czas?
 - Oczywiście, że nie. Ja bardzo się cieszę, że tak przypadliście sobie do gustu. Henryk jest naprawdę fajnym facetem. Ja nie miałbym nic przeciwko temu, gdybyś związała się z nim na stałe.
Hanna otworzyła usta ze zdumienia. To o czym nie miała odwagi powiedzieć synowi on sam wyartykułował bez najmniejszych wątpliwości i dał im zielne światło do dalszych poczynań.
 - Naprawdę nie miałbyś nic przeciwko temu? – zapytała chcąc się jeszcze upewnić. Bruno pogładził jej szczupłą dłoń.
 - Mamo, ja wiem, że ojciec był dla ciebie wszystkim, ale jego już nie ma, a ty jesteś w wieku, w którym spokojnie możesz i powinnaś ułożyć sobie życie od nowa. Niektórym nie jest pisana samotność i skoro dostał ci się tak wspaniały człowiek jak Henryk, to nie wypuszczaj go z rąk, bo taki drugi może ci się już nie trafić. A jeśli chodzi o Zuzkę, to w sobotę zamierzam jej się oświadczyć. Kupiłem już nawet pierścionek i zapewniam cię, że ze ślubem też nie będę zwlekał.
 - Bardzo się cieszę synku. Bardzo

W sobotę nie mógł już dospać. Zerwał się z łóżka bladym świtem i po dość skromnym śniadaniu ruszył do Warszawy. Tak się umówili, że weekend Zuza spędzi w Jeziornej. Dzień zapowiadał się piękny chociaż był początek października.
Drzwi otworzyło mu jego szczęście uśmiechając się do niego radośnie. Przytulił ją mocno całując te słodkie usta.
 - Gotowa? – zapytał cicho. Potaknęła twierdząco głową. – To chodźmy. Daj tę torbę. Mam taki plan, że najpierw podjedziemy do parku zdrojowego, żeby pospacerować, a potem na obiad. Zamówiłem nam stolik. Szkoda tracić taki ładny dzień na siedzenie w domu.

Szli wolniutko objęci podziwiając feerię barw jesiennych, opadłych liści. Mimo, że to był początek jesieni alejki były nimi usłane. Doszli do urokliwego drewnianego mostku i zatrzymali się na nim na chwilę. Bruno ze świstem wciągnął powietrze do płuc.
 - Czuć w powietrzu jesień. Spójrz, – wskazał ręką – co za uroczy obrazek. Mogłabyś go namalować. Mogłabyś namalować cały cykl. Takie wariacje na temat jesieni. Jestem pewien, że sprzedałyby się na pniu.  – Zuza uśmiechnęła się do niego wdzięcznie.
 - Chyba jesteś jedynym człowiekiem, który tak bezkrytycznie wierzy w mój malarski talent. Nie jesteś obiektywny.



 - Ależ jestem – odrzekł pośpiesznie. – Wierzę w ciebie, wierzę w siebie i wierzę w nas – sięgnął do kieszeni płaszcza wyjmując z niej małe pudełko. Uchylił wieczko i przykląkł na jedno kolano, patrząc w oczy oszołomionej Zuzy. – Wiesz jak bardzo cię kocham. Jesteś dla mnie najważniejszą osobą na ziemi. Nie potrzebuję więcej czasu, żeby mieć pewność, że tylko z tobą chcę iść przez życie i tylko przy tobie chcę się zestarzeć. Jesteśmy sobie przeznaczeni kochanie, dlatego tu i teraz pytam cię, czy zechcesz zostać moją żoną w chorobie i zdrowiu, w szczęściu i nieszczęściu, na dobre i na złe.
Jej oczy zrobiły się ogromne i lśniły od gromadzących się w nich łez.
 - Nie sadziłam, że to kiedyś nastąpi, że się oświadczysz – wyszeptała. – Jakoś do tej pory nie dopuszczałam myśli o małżeństwie. Jestem z tobą bardzo szczęśliwa i zostanę twoją żoną.
Podniósł się z klęczek, nałożył jej pierścionek na palec i przygarnął ją do siebie namiętnie wpijając się w jej usta.
 - To właśnie chciałem usłyszeć. Jestem szczęśliwy. Mam nadzieję, że zgodzisz się na ślub w święta?
 - W święta? W które święta? Wielkanocne? – zapytała podziwiając jednocześnie siejący blaskiem niewielki brylancik.
 - Nie…, zbyt długo musiałbym czekać… Chodzi o te grudniowe…
 - To strasznie mało czasu na przygotowania.
 - Zuza, ale co ty chcesz przygotowywać? O ile wiem, nie macie już ani bliższej, ani dalszej rodziny, a jeśli nawet jakaś jest, to i tak nie utrzymujecie z nią kontaktów. U mnie z kolei rodziny jest mnóstwo, ale po pogrzebie ojca postanowiłem, że nie chcę znać nikogo z nich. Oni ciągle wisieli u ojca w kieszeni, ciągle wydzwaniali prosząc o jakieś pożyczki, których nie mieli zamiaru spłacać. Myślę, że śmierć ojca rozwiązała problem wielu z nich. Ojciec nawet nie domagał się spłaty machając na wszystko ręką. Ja nie będę taki dobry. To banda nieudaczników i zwykłych pasożytów. Tata jeszcze nie ostygł, a oni na stypie myśleli tylko żeby nażreć się wykwintnego żarcia i naciągnąć mnie na koszty. Ani jeden z nich nie wspomniał ojca dobrym słowem. Bardzo mnie to zraniło. Mamę zresztą też. Długo nie mogła się uspokoić po pogrzebie. Dlatego nie mam zamiaru zapraszać nikogo. Najchętniej widziałbym tylko naszych rodzicieli i Stefana z Basią. To jego dziewczyna – zakończył posępnie. Zuza przytuliła się do jego ramienia.
 - Nie wiedziałam, że tak się sprawy mają. Ja też wolałabym skromny ślub i najlepiej tylko cywilny. Nigdy nie rajcowały mnie białe suknie ślubne i powłóczyste welony. To nie moja bajka. Nie jestem zbyt wierząca – dodała patrząc z obawą na Bruna. – A ty?
 - Ja w ogóle nie jestem wierzący. Jestem ateistą. Nawet nie jestem ochrzczony. Myślę, że w takiej sytuacji żaden ksiądz nie udzieliłby nam ślubu. Jakoś wcale nie jest mi przykro z tego powodu. W takim razie mamy ustalone. Załatwienie w urzędzie formalności, to betka i zajmie niewiele czasu. Za pieniądze, które mielibyśmy wydać na ślub z pompą pojedziemy sobie w super podróż poślubną.
Twarz Zuzy rozjaśnił uśmiech.
 - A dokąd?
 - Jeszcze nie wiem dokąd, ale na pewno w jakieś ciepłe, egzotyczne miejsce. Może Karaiby? Wiesz, biały piasek, lazurowy ocean, wygodne leżaki i drinki z parasolką. Upojne lenistwo. Byłoby wspaniale. Jutro jak będę odwoził cię do Warszawy wstąpimy do mamy i powiemy o zaręczynach. Ucieszy się. Twojemu ojcu też trzeba powiedzieć. Może zastaniemy go u mamy. Wiesz, że oni się spotykają od kiedy wrócili z sanatorium i w dodatku nie jest to przyjacielska relacja? Myślę, że zakochali się w sobie.
 - Serio? Wiem, że spotykają się od czasu do czasu, ale nie miałam pojęcia o „takiej” zażyłości. A to dopiero nowina…
 - Masz coś przeciwko?
 - Absolutnie nie – zaprzeczyła szybko. – Bardzo lubię twoją mamę, a ojcu od lat powtarzam, że powinien sobie ułożyć życie, a nie tkwić na tym świecie sam jak palec.
 - Cieszę się, że mamy takie samo zdanie na ten temat. A wracając do ślubu, to mamy całkiem sporo czasu. W tygodniu wyskoczymy po obrączki i rozejrzymy się za kreacją dla ciebie. Ja garniturów mam dość i na pewno wybiorę jakiś odpowiedni. Przyjęcie możemy zorganizować u mnie w domu. Miejsca jest pod dostatkiem, a nas będzie niewielu. Zamówimy dobry catering, jakiś smaczny tort i kelnera, lub dwóch do obsługi. Nic więcej nie będzie nam potrzebne. Przed ślubem zrobimy imprezę w pracowni. Chyba tak wypada, prawda?

Kiedy zajechali następnego dnia pod dom Hanny, faktycznie zastali tam Henryka. Opowiedzieli im o zaręczynach i wyłuszczyli powody, dla których chcą mieć skromny, cywilny ślub. Bez wątpienia uszczęśliwili tą informacją ich oboje, bo prześcigali się w gratulacjach.
 - Bardzo się cieszymy dzieci – mówiła wzruszona Hanna. – My też postanowiliśmy się pobrać, ale to dopiero w przyszłym roku. – Bruno mrugnął do Zuzy porozumiewawczo.
 - Nooo i wy nie tracicie czasu. I bardzo dobrze. Macie nasze błogosławieństwo.

Sprawy związane ze ślubem załatwiali zupełnie bezstresowo. Formalności w urzędzie trwały niecałą godzinę. Wyznaczyli sobie datę osiemnastego grudnia przed świętami. Wkrótce zadbali o obrączki, które były dość skromne. Zuza nie chciała nic wyszukanego i ekstrawaganckiego. To miały być płaskie krążki bez żadnych zdobień. Jej suknia też wisiała już w szafie. Była prosta, ale bardzo elegancka z połyskliwego jedwabiu i pięknie odszyta.
W pracowni urządzili imprezę z pompą i tańcami. Były przystawki, mnóstwo ciasta i tort, a także solidny obiad dla wszystkich. W sobotę wszyscy pracownicy stawili się jak jeden mąż w urzędzie stanu cywilnego z kwiatami i prezentem od całej załogi. Po zaślubinach otworzono jeszcze szampana, żeby wypić za zdrowie młodej pary. Potem świętowali już we własnym gronie.
Tak jak obiecał Zuzie Bruno, wyjechali w podróż poślubną na Karaiby, a konkretnie na Dominikę, państwo graniczące z Haiti.



Było tam wszystko, o czym tylko mogli zamarzyć. Cudowny hotel tuż przy plaży, biały piasek i czysty jak kryształ ocean, w którym nurkowali podziwiając faunę tego miejsca i robiąc tysiące zdjęć.





Nocami kochali się do utraty tchu wciąż głodni siebie, szaleńczo zakochani i nienasyceni. Wrócili opaleni, wypoczęci i szczęśliwi obiecując sobie, że to nie był pierwszy i ostatni ich pobyt w tym raju na ziemi.
Hanna i Henryk pobrali się sześć miesięcy po nich w pewną czerwcową sobotę. Zuza była już wtedy w czwartym miesiącu ciąży. Bruno podziwiał ją, bo wyjątkowo dobrze znosiła ten stan i ani myślała o tym, żeby zrobić sobie przerwę w pracy. Była aktywna do samego końca i to dosłownie, bo bóle porodowe złapały ją na budowie. Na szczęście Bruno przez ostatnie miesiące towarzyszył żonie obawiając się sytuacji takiej jak ta właśnie, że zacznie rodzić gdzieś na placu budowy doglądając swojego projektu. Dziecko urodziło się bardzo szybko. Zuza nawet nie wiedziała kiedy wyskoczyło na świat i oznajmiło ten fakt donośnym krzykiem. Kiedy Bruno zobaczył tę piękność, po prostu oniemiał, bo dziewczynka mimo, że była drobna, to na głowie miała burzę kruczoczarnych, kręconych włosów i duże zielone oczy tak jak matka. Na ten widok jego twarz pojaśniała ze szczęścia. Tulił Zuzę w ramionach i całował najgoręcej dziękując jej za tę śliczną kruszynkę. Obiecywał, że skoro wychodzą im takie piękne dzieci, koniecznie muszą popracować nad kolejnym. Dziadkowie też nie ukrywali radości gratulując im maleństwa, a Bruno tylko powtarzał w kółko, że gdyby nie byli sobie przeznaczeni ono nie pojawiłoby się na świecie.



Kiedy mała Ania skończyła dwa lata Zuza powiła kolejne dziecko. Tym razem chłopca. I on odziedziczył urodę po matce. Był łudząco podobny do Ani, gdy była oseskiem. Bruno szalał ze szczęścia. Gdyby mógł, nosiłby żonę na rękach.
 - Dałaś mi dwoje cudownych dzieci kochanie. Nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo jestem szczęśliwy, że was mam. Jestem wielkim farciarzem Zuzka i bardzo, bardzo was kocham.

K O N I E C


8 komentarzy:

  1. Witaj Małgosiu,
    piękny koniec ciekawego i pozytywnego opowiadania:) Nie mam pojęcia skąd wyszukujesz zdjęcia, ale mała jest po prostu boska!!! Nie dość, że piękna z niej dziewczynka, to dodatkowo widać, że niezła z niej rozrabiara:) Takiemu dziecku wszystkie wybryki się wybacza, wystarczy, że spojrzy i się uśmiechnie, i już jest się ugotowanym:) Tym zdjęciem bardzo, ale to bardzo poprawiłaś mi humor:) Pogoda dzisiaj, że hoho!!! Leje, wieje, zimno, po prostu świetne lato, brrrrr! Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło - przynajmniej szybko wróciłam do domu:) No nic, wracam do opowiadania. Tak przypuszczałam, że mieszkanie Henryka i Zuzki będzie zbędne:) Bardzo fajnie Bruno i Zuza zareagowali na wzajemną fascynację rodziców. Rzeczywiście oboje są jeszcze w takim wieku, że nie powinni być samotni. Razem zdecydowanie łatwiej pokonuje się niespodzianki życia. Miło, że obie pary zdecydowały się zalegalizować związki. Niby "papierek" z USC nie jest do niczego potrzebny i niczego nie gwarantuje ale należy przyznać, że często jest niezbędny. Wszyscy bohaterowie dość długo czekali na te swoje przeznaczenie, ale każdemu z nich cierpliwość się bardzo opłaciła. Bruno trochę błądził zanim zorientowała się czego tak naprawdę chce, za to Zuzka miała chyba najwięcej szczęścia - pierwszy chłopak, pierwsza miłość okazała się tą na całe życie. Teraz wszystkich czeka tylko szczęście i radość:) Bardzo dziękuję za to opowiadanie, które czytałam z ogromną przyjemnością. Z niecierpliwością czekam na nową historię. Serdecznie pozdrawiam i wbrew pogodzie przesyłam moc cieplutkich uścisków:)
    Gaja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gaju

      U mnie już od kilku dni ulewy i wichury. Jakoś trzeba to przetrwać i ja już wolę chyba to od morderczych upałów.
      A co do ostatniej części to tytuł opowiadania tyczy się i starych i młodych, ale wiadomo, że wszystko musiało zakończyć się happy endem.
      Wielkie dzięki za te długie komentarze pod każdym rozdziałem i liczę na następne takie pod kolejnymi historiami.
      Pozdrawiam Cię najserdeczniej i przesyłam uściski. :)

      Usuń
  2. Ależ długo ten Bruno czekał z oświadczynami a i cierpliwość Zuzy wystawiona była na próbę. W którymś tam momencie nawet zwątpiła w oświadczyny Bruna. Gdyby nie matka to dalej być może nic by nie było. Seniorzy tymczasem bardziej zdecydowani. I bardzo dobrze , że w jesieni życia znaleźli siebie i szczęście a wnuki te szczęście bardziej dopełniły. Teraz tworzą wspaniała trzy pokoleniową rodzinę. Bardzo to piękne. Dzięki za te opowiadanie i czekam z niecierpliwością na kolejne.
    Pozdrawiam miło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. RanczUla
      A ja dziękuję za komentarze pod każdą częścią.
      Serdecznie Cię pozdrawiam. :)

      Usuń
  3. Zuzka doczekała się oświadczyn i jest szczęśliwą żoną i matką. Słodka ta mała i tak mi się zdaje ,że niezła rozrabiała. Dziecko ,którego wszędzie pełno. Ciekawe świata i tego co go otacza. Bruno myślę ,że gdyby nie rozmowa z rodzicielką to troszkę by jeszcze zaczekał z tymi oświadczynami. Ale w sumie po co czekać skoro oboje wiedzą ,że są sobie pisani. Tak samo jak i państwo starsi. Również odnaleźli siebie i zagubione szczęście . Świetny rozdział. A te zdjęcia przepiękne. Pozdrawiam serdecznie :). Ps.Już cieszę się na myśl ,że będzie kolejne opowiadanie choć nie wiem jeszcze o czym.Masz świetne pomysły i zawsze w ciekawy sposób je opisujesz.Ubierasz w ładne słowa . Hm...też bym tak chciała ,a niestety moje bazgroły...nie powinny ujrzeć światła dziennego.Chęć pisania czasem bywa silniejsza (niestety). Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Justyna
      Co Ty opowiadasz!? Piszesz świetnie i od zawsze tak uważałam a pomysły o niebo lepsze od moich. Już kilka razy pisałam Ci, że Twój blog mógłby być jednym z najlepszych. Ciebie gubi jedynie pośpiech i niechęć kilkakrotnego sprawdzania tekstu. Jak to opanujesz, będziesz mistrzynią. Gwarantuję.
      Pozdrawiam Cię najserdeczniej. :)

      Usuń
  4. Świetne opowiadanie, oczywiście z happy endem. I starzy i młodzi odnaleźli swoje przeznaczenie. Szczególnie podobała mi się reakcja młodych na wieść o związku rodziców. Niestety często ludzie w jesieni wieku traktowani są jakby nie zasługiwali na szczęście, miłość i odrobinę przyjemności. Ogólnie piękna historia wspaniale ubrana przez Ciebie w słowa. Już nie mogę się doczekać kolejnego opowiadania i nowej historii. Pozdrawiam ;) M

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. M.
      Bardzo dziękuję za miłe słowa. Mam nadzieję, że kolejne opowiadanie również Ci się spodoba, a zapraszam na pierwszy jego rozdział już jutro.
      Pozdrawiam Cię serdecznie. :)

      Usuń