Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 7 lipca 2016

"SOBIE PRZEZNACZENI" - rozdział 9

KOCHANI
Dziękuję za kolejną pięćdziesiątkę.





ROZDZIAŁ 9


Zaczęły się dla niej dni nudy i kompletnego bezrobocia, a przynajmniej do momentu, w którym Bruno wracał z pracy. On sam starał się nie przedłużać zajęć w pracowni, bo ciągnęło go do domu, do Zuzy. Teraz właściwie nie musiał się o nią już martwić, bo w końcu nogi miała sprawne i była na chodzie. Ona sama często protestowała i nie godziła się na tę jego nadopiekuńczość. Popołudniami oboje pracowali na strychu. Bruno pod dyktando Zuzy nanosił kolejne elementy konstrukcyjne na jej projektach. Czasem coś korygował, gdy nie wydawało mu się spójne z założeniami projektu. Była mu wdzięczna, bo gdyby tego nie zrobił zleceniodawcy mogliby odwołać swoje zlecenia. Zresztą jemu samemu też zależało, żeby projekty ujrzały światło dzienne. W końcu od tego zależał dochód całej pracowni a nie tylko Zuzki.
Cieszył się, że ona coraz bardziej przełamuje się w stosunku do niego. Wtedy, gdy przywiózł ją ze szpitala do domu od razu zaprowadził ją do pokoju i prosił, żeby się położyła. Była jeszcze otumaniona narkozą i środkami przeciwbólowymi i być może dlatego zapytała go, czy zostanie z nią na noc. Zaskoczyła go kompletnie.
 - Jesteś tego pewna? – zapytał.
 - Jestem. Nie chcę być sama, gdy znowu dopadnie mnie ból, a ty nie usłyszysz, że cię wołam.
Wieczorem położył się obok niej i drżał. Wiedział, że żadnego seksu nie będzie, bo ona jest zbyt obolała, ale tak miło było przytulić się do niej, objąć ją wpół i chłonąć jej zapach. Wtulała się w niego ufna jak kocię. Ból przestał być ważny, bo było jej dobrze i tak przyjemnie było go poczuć tuż obok przyklejonego do jej pleców. Wtedy po raz pierwszy uświadomiła sobie jak bardzo go pragnie i gdyby nie ten gips, ta noc nie skończyłaby się jedynie leżeniem obok siebie.
Od tej pory zasypiali i budzili się razem. On pozwalał sobie jedynie na pocałunki i delikatne pieszczoty. Ona wcale się nie broniła.

W ciągu tego pobytu u Bruna wielokrotnie dzwoniła do taty. Nie przyznała mu się, że wybiła bark. Nie chciała, żeby się martwił. On miał nabierać sił i sprawności w sanatorium, a nie myśleć jeszcze o niej. Cieszyła się gdy mówił, jak bardzo zaprzyjaźnił się z matką Bruna, jak dużo czasu spędzają razem, jak bardzo się stara oderwać jej myśli od zmarłego męża.
 - Ona jest już inną osobą córcia. Bruna to na pewno mile zaskoczy.
 - Tak się cieszę tatusiu, że przyjemnie spędzacie czas i przede wszystkim zdrowiejecie. My za cztery dni przyjedziemy i odbierzemy was. Już nie mogę się tego doczekać. Bardzo stęskniłam się za tobą.
 - Ja także kochanie. Czekamy na was. Pozdrów Bruna. Ciebie mocno całuję i ściskam. Do zobaczenia.

Dzień przed wyjazdem przenieśli się do mieszkania Majewskich. Zuza bardzo nalegała mówiąc, że mieszkanie trzeba odkurzyć i w ogóle nieco ogarnąć, bo nie chce, żeby ojciec zastał bałagan.
Wyruszyli następnego dnia rano. Bruno wpadł na pomysł, że jak wrócą już do Warszawy, to pójdą jeszcze na wspólny obiad i w związku z tym przezornie zarezerwował stolik w jednej z lepszych restauracji stolicy. Już z trasy zadzwonił do matki informując ją, że za jakieś półtorej godziny powinni być na miejscu. Niewiele się pomylił. Zaparkował przed budynkiem i pomógł wysiąść Zuzie. Seniorzy czekali na nich w holu siedząc w wygodnych fotelach. Widok Zuzy z ręką w gipsie i na temblaku wprawił ich w prawdziwe osłupienie.
 - Co ci się stało dziecko? – spytała zaniepokojona Hanna.
 - To nic takiego. Wybiłam bark i jeszcze przez miesiąc muszę nosić tę zbroję. Poza tym wszystko w najlepszym porządku – Zuza uśmiechnęła się do Dębskiej wdzięcznie. – Wspaniale wyglądacie oboje. Bardzo zdrowo i nawet nie utykasz już tato. Dobrze wam zrobił ten pobyt.
 - To prawda – Majewski uściskał córkę. – Mieliśmy tu wszystko, co najlepsze, a zabiegi rewelacyjne. W błyskawicznym tempie postawiły nas na nogi.
 - Załatwiliście już wymeldowanie? Jeśli tak, to zbieramy się. Zapraszam was na pyszny obiad – Bruno wyszczerzył się do obojga. – Już zamówiłem stolik.

Po obiedzie Bruno odwiózł najpierw Majewskich do domu. Pomógł jeszcze z bagażem i czule pożegnał się ze swoją ukochaną.
 - Wpadnę jutro po pracy, dobrze?
Uśmiechnęła się do niego wdzięcznie.
 - Będę czekać. Ugotuję coś smacznego, więc nie jedz na mieście. Tato mi pomoże.
Wycisnąwszy słodkiego buziaka na jej ustach szybko zbiegł na parter. Kiedy ruszył obierając kierunek na dom matki, zapytał:
 - Jesteś zadowolona mamo? Jeśli tak, możemy powtarzać takie turnusy co jakiś czas.
 - Jestem bardzo zadowolona synku. Myślę, że gdyby nie ten szczęśliwy traf, że pan Majewski był tam razem ze mną, chyba ten pobyt nie byłby taki fantastyczny. To przemiły i przeuroczy człowiek. Przy nim nie można się nudzić. Opowiada takie ciekawe historie, ale też jest wdzięcznym słuchaczem. Obiecaliśmy sobie, że nie zerwiemy kontaktu i będziemy się spotykać od czasu do czasu.
 - Bardzo się cieszę mamo, bo przynajmniej nie będziesz siedziała sama zamknięta w czterech ścianach i nie będziesz wciąż rozpamiętywała ojca. Ja wiem, że on był najważniejszą dla ciebie osobą i że go kochałaś - westchnął. - Jego już nie ma, a ty nie jesteś zgrzybiałą staruszką, żebyś musiała umartwiać się do końca życia katując się wspomnieniami o nim. Ojciec na pewno by tego nie chciał.
 - Wiem synku, wiem i powoli się otrząsam. A tak z innej beczki, to co ta Zuzia zrobiła, że wybiła bark?
 - Uparła się na kręgle a ja się zgodziłem, chociaż niechętnie. Ona nigdy nie była na kręgielni i koniecznie chciała spróbować. Niestety przeceniła własne siły i wzięła zbyt duży zamach. Ciężar kuli przeważył i spowodował wybicie barku. Byłem przerażony widząc jak ogromnie cierpi. Natychmiast zawiozłem ją do szpitala gdzie nastawili jej kość i zapakowali w gips. Ot, cała historia. Za niespełna cztery tygodnie mają jej go ściągnąć.
Hanna uśmiechnęła się.
 - Czasami ona wydaje mi się taka trzpiotowata…
 - Nie jest trzpiotowata – zaprotestował gwałtownie. – To najbardziej odpowiedzialna, rozsądna i niezwykle logiczna osoba jaką znam. Kocham ją.
Tym ostatnim wyznaniem mocno zaskoczył matkę.
 - Mówisz poważnie?
 - Śmiertelnie poważnie. Jesteśmy sobie pisani. To kobieta mojego życia, kompletne przeciwieństwo tych wszystkich dziewczyn, z którymi miałem do czynienia do tej pory. Doskonale się rozumiemy i uzupełniamy. Bardzo mi na niej zależy. Bardzo.
Hanna popatrzyła na skupioną na drodze twarz swojego syna. Pomyślała, że chyba już najwyższy dla niego czas, żeby się ustatkować i założyć rodzinę. Bardzo przypominał jej zmarłego męża. Byli do siebie podobni i fizycznie i mentalnie. Westchnęła nieznacznie.
 - Uważasz, że Zuzia byłaby dobrą żoną? – Odwrócił się do matki i uśmiechnął szeroko.
 - Jestem tego absolutnie pewien. Jeszcze tylko ją muszę do tego przekonać, a to zapewne trochę potrwa. Będę jednak cierpliwy i konsekwentny, bo warto, zapewniam cię.

Po długiej chorobie i udanej rekonwalescencji Henryk Majewski wreszcie wrócił do pracy. Nie znosił obijania się, a bezczynne siedzenie w domu po prostu go dobijało. Żeby zająć czymś czas, wykonywał jakieś drobne naprawy lub przeróbki w obronie przed nudą. Często wpadał Bruno i wtedy z wielką ochotą dyskutowali obaj zawzięcie na różne tematy, głównie polityczne. Zuzka przekornie reagowała na to zarzucając swojemu chłopakowi, że tak naprawdę to on nie przyjeżdża do niej, a do jej ojca. Bruno śmiał się wtedy mówiąc, że droga do jej serca uwzględnia również dobre relacje z jej tatą.
 - Nie musisz aż tak się starać, bo tata uwielbia cię i najchętniej by cię zaadoptował – mawiała.
W weekendy Bruno najczęściej zabierał ją do Jeziornej i chociaż pogoda nie zawsze sprzyjała spacerom, to jednak nie nudzili się.
Zuza zostawiała ojca na te wolne dni bez wyrzutów sumienia. Z jego pomocą przygotowywała mu posiłki na całe dwa dni i robiła zaopatrzenie. Nie miała pojęcia, że tata wymyka się z domu w każde sobotnie popołudnie na spotkania z Hanną Dębską. Coraz bardziej pociągała go ta kobieta. Dziwił się sam sobie, bo przecież przez te wszystkie lata nie zdradził pamięci swojej zmarłej żony, którą kochał najbardziej na świecie. Hanna wyzwalała w nim pozytywne uczucia i nieświadomie otwierała to skostniałe serce na nowe doświadczenia. Często bywał gościem w jej domu. Dobrze się tu czuł, bo dom urządzony był niezwykle klimatycznie i przytulnie.

W jedno z piątkowych przedpołudni Bruno zajechał pod dom Zuzy. To właśnie dzisiaj miała się uwolnić od gipsowego pancerza. Nie wchodził na górę, tylko dał znać sygnałem z komórki, że już jest. Po kilku minutach Zuzka wybiegła z klatki schodowej i wślizgnęła się do samochodu.
 - Dzięki, że przyjechałeś, chociaż wciąż nie mogę pozbyć się wyrzutów sumienia, że zawracam ci głowę podczas pracy.
Ucałował jej miękkie usta i uśmiechnął się.
 - I tak nie pozwoliłbym, żebyś pojechała tam sama. Pewnie przepiszą ci jeszcze jakąś rehabilitację, ale to już Pikuś. Najważniejsze, że zdejmą gips.

Już na miejscu zrobiono jej powtórnie prześwietlenie, a po nim rozcięto sztywny pancerz. Wyraźnie czuła, że ramię jest słabsze. Dłoń również. Powiedziała o tym lekarzowi, ale uspokoił ją.
 - To normalne po takim unieruchomieniu. Za kilkanaście dni wszystko zacznie wracać do normy pod warunkiem, że będzie pani solidnie ćwiczyć. Tu skierowanie na rehabilitację. To wszystko i proszę na siebie uważać.
Z załatwieniem ćwiczeń nie poszło gładko. Okazało się, że terminy są odległe nawet o kilka miesięcy, a ona musiała przejść to usprawnienie natychmiast. Tu zadziałał Bruno, bo pomyślał, że skoro nie można tego przyspieszyć, należy wykupić zabiegi. Nawet się nie zastanawiał. Wcisnął Zuzę do samochodu i pojechał do Konstancina. Tam zabiegi załatwił bez problemu odpowiednio za nie płacąc. – Jednak trzeba przemawiać do kieszeni, – myślał – bo inaczej nic się nie wskóra.
 - Musisz przenieść się do mnie na te dwa tygodnie. Ode mnie możesz chodzić pieszo, bo jest blisko. Nie ma możliwości, żebym codziennie cię woził aż z Warszawy. Nie dam rady. Trzeba uprzedzić tatę i zrobić mu zaopatrzenie.
Przyznała mu rację. On i tak bardzo poświęcał się dla niej. To było najlepsze wyjście z sytuacji, jakie mógł wymyślić.
Ojciec Zuzy nie sprzeciwiał się. I tak pracował na trzy zmiany więc więcej go nie było w domu jak był.
 - Najważniejsze, żeby te zabiegi ci pomogły. Na mnie nie patrz, bo ja dam sobie radę.
Uspokojona tymi zapewnieniami spakowała do torby trochę ciuchów i wraz z Brunem ruszyła do Jeziornej.

Kolację zjedli dość późno. Oglądali po niej jakiś film, ale Zuzka najwyraźniej była znudzona i walczyła z ziewaniem.
 - Chodźmy spać – zaproponował Bruno. – Ten film jest nudny jak flaki z olejem. Męczymy się tylko.
Nie protestowała. Po raz pierwszy od założenia gipsu wzięła porządny, relaksujący prysznic, który orzeźwił ją nieco. Przytuliła twarz do chłodnej poduszki czekając na Bruna. Wkrótce i on dołączył. Jak zwykle przylgnął do jej pleców obejmując ją ciasno ramieniem. Odwróciła do niego twarz patrząc mu w oczy.
 - Zróbmy to Bruno. Chcę mieć to już za sobą. Kocham cię i pragnę – wyszeptała. Zaskoczyła go. Nie sądził, że to właśnie dzisiaj będzie najpiękniejsza noc w jego życiu. Zadrżał na samą myśl czując przyjemny niepokój w podbrzuszu. Przywarł do jej ust całując je zachłannie.
 - Będę bardzo ostrożny, żeby nie sprawić ci bólu. Obiecuję – powiedział zduszonym głosem uwalniając ją jednocześnie z cienkiej, jedwabnej koszuli. Pod nią nie miała nic. Jego oczom ukazały się dwie niewielkie, choć bardzo kształtne piersi z sutkami sterczącymi pod wpływem podniecenia. Ucałował każdą z nich wywołując tym samym gęsią skórkę na ciele Zuzy. Westchnęła. Pogładził dłonią jej płeć rozkoszując się przy okazji płaskim brzuchem, dla niego idealnym.
 - Jesteś piękna, – usłyszała pomiędzy jednym pocałunkiem a drugim – idealnie piękna. - Jego pocałunki stały się coraz bardziej gwałtowne i pożądliwe. Jego usta czuła wszędzie. Dłoń Bruna wdarła się do wnętrza jej kobiecości. Jęknęła, bo poczuła nagłą błogość. Bruno drażnił ją palcami nie pozwalając jej odetchnąć. Coraz bardziej wilgotniała. On to też wyczuł. W pewnym momencie zawisł nad nią i wolno wszedł między jej uda rozchylając je szeroko. Widziała jego pobudzoną, imponującą męskość i nie mogła się doczekać, kiedy wreszcie poczuje ją w sobie. Wchodził ostrożnie uważnie obserwując jej twarz i przymknięte na wpół powieki. Poczuła ból i chciała krzyknąć, ale zamknął jej usta pocałunkiem. Nagle ból zniknął podobnie jak grymas z jej twarzy. Otworzyła oczy i uśmiechnęła się do niego cudnie. Oplotła jego biodra nogami. Stali się jednością. Ten akt był długi i dostarczył im obojgu niesamowitych wrażeń. Zuza była szczupła, a Bruno wykorzystywał to zmieniając co chwilę pozycje. Raz była pod nim, raz na nim. Za moment penetrował ją leżąc na boku przywarłszy do jej pleców. Jego kreatywność wznosiła się na wyżyny, a ona rejestrowała jakby z oddali te wszystkie zmiany pozycji nie bardzo wiedząc, co się z nią dzieje. Czuła tylko, że to ogromne napięcie stanie się wkrótce nie do zniesienia i będzie musiało gdzieś znaleźć ujście. Kolejny raz była pod nim. Jego ruchy stały się intensywniejsze i głębsze. Z jej gardła wydobył się krzyk. Wnętrze pulsowało, a ona sama wygięta w łuk nie mogła przestać krzyczeć. Poczuła błogie ciepło rozlewające się w jej podbrzuszu. To Bruno doszedł. Zwolnił ruchy mocno przytulając ją do siebie.
 - To było wspaniałe… Ty byłaś wspaniała. Dziękuję. Nigdy z żadną kobietą nie czułem czegoś równie pięknego. Kocham cię.
Uspokajała oddech. Nie miała nawet wyobrażenia, że seks może być taki niesamowity i dawać tyle przyjemności, którą ciężko ogarnąć rozumem. Zasypiała całkowicie zrelaksowana, odprężona i bezgranicznie szczęśliwa.
Przez te dwa tygodnie pobytu Zuzy u niego nie było nocy, by odmówili sobie seksu, a i czasem w dzień nabierali ochoty na miłosne igraszki. Bruno był mistrzem w tym względzie. Kochali się wszędzie. Seks pod prysznicem stał się standardem. Blat kuchenny, wielkie biurko na strychu i gabinetowy, skórzany fotel. Zachowywali się jak para niewyżytych i niedopieszczonych maniaków seksualnych. On uczył ją wszystkiego, czego sam kiedyś doświadczył, ona była pilną uczennicą. Niezmiennie pragnęli siebie nawzajem i niezmiennie się uszczęśliwiali.

12 komentarzy:

  1. Witaj Małgosiu,
    lubię takie niespodziewajki i bardzo za nie dziękuję:) Do rzeczy! Większość z nas wie o tym dobrze, że malutkimi kroczkami też można zawojować świat, ale jak przychodzi co do czego, to najczęściej brakuje nam po prostu cierpliwość i konsekwencji w działaniu, chcemy już!, teraz!, natychmiast! Jak tak nie jest, to najczęściej odpuszczamy. Może później żałujemy, ale i tak gdy przychodzi następna taka próba, to powtarzamy swoje błędy. Chociaż niby człowiek powinien uczyć się na swoich błędach?! Jak to dobrze, że Twojemu bohaterowi wystarczyło cierpliwości. Powinien być z siebie dumny! Trochę się nastarał, ociupinkę się namęczył, ale za to jaka trafiła mu się nagroda!!! Wiem, wiem, Bruno już dawno stwierdził, że tylko Zuzka, ale zawsze mógł odpuścić, pójść łatwiejszą drogą. Zapewne nie bez znaczenia jest tutaj również to, że on już się wyszalał, już kroczył po łatwiejszych dróżkach i teraz kiedy osiągnął odpowiedni wiek wreszcie wie czego tak naprawdę chce, co mu jest potrzebne do życia i szczęścia:) Nic tylko się cieszyć i trzymać za nich kciuki:) Zuza jest po prostu rozczulająca, z jednej strony twardo stąpająca po ziemi i bardzo samodzielna, ale z drugiej zupełnie jak mała dziewczynka. Nie ma co Bruno zupełnie sobie ją oswoił:) Teraz troszeczkę o rodzicach. Muszę przyznać, że zaskoczyłaś mnie, że oni się aż tak bardzo zaprzyjaźnią:) Rozbawiło mnie stwierdzenie, że tata Zuzy wymyka się z domu w każde sobotnie popołudnie na spotkania z Hanną Dębską. Fajnie, że tak im ze sobą dobrze:) Czyżby się szykował kolejny romans? Jak tak dalej pójdzie, to mieszkanie Majewskich będzie zbędne:) Z niecierpliwością czekam na ostatnią odsłonę tego ciekawego opowiadania. Serdecznie pozdrawiam i jak zwykle życzę samych przyjemności:) Przesyłam moc uścisków:)
    p.s.1 nieustająco ogromne gratulacje z wiadomego powodu:)
    p.s.2 cieszę się, że pojawiła się kolejna zapowiedź:) Nie ma to jak dobra motywacja, prawda?
    Gaja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gaju
      Rozpisywać się nie będę, bo opowiadanie dobiega końca i w zasadzie wiadomo kto z kim i dlaczego. Okazało się, że sobie pisani są nie tylko Zuza i Bruno, ale też i seniorzy.
      Więcej napisałam w mailu, ale to nie dotyczy tego opowiadania. Zapowiedź nowego się pojawiła, choć nie jest skończone i nadal pisze. Za dwa tygodnie zacznę publikować "Odczarować los" trochę śląskie klimaty, ale może komuś przypadną do gustu.
      Dzięki wielkie za komentarz i za p.s.1.
      Przesyłam pozdrowienia i buziaki. :)

      Usuń
  2. Małgosiu,
    właśnie mi uświadomiono coś bardzo istotnego, a mianowicie, że dzisiaj jest czwartek, a nie tak jak sądziłam środa?! Muszę się nad sobą zastanowić?! Bo po pierwsze jak widać nie umiem czytać - nad rozdziałem jest napisane czwartek?, jest!!! Po drugie, gdzie ja zgubiłam jeden dzień i właściwie który?! Oj oby do urlopu:) Buziaki
    p.s. jak wrócę do domu, to odpowiem na e-maila:)
    Gaja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gaju
      Zdarza się nawet w najlepszych rodzinach. To tylko dowód na to, że bardzo potrzebujesz wypoczynku. Nie bardzo rozumiałam te pierwsze zdania o niespodziance, a teraz już wszystko jasne Hahaha. Jednak niespodzianki nie było. Idziemy planowo.
      Trzymaj się kochana i nie daj zwariować robocie, bo tej jeszcze nikt nie przerobił.
      Uściski. :)

      Usuń
  3. Mam sentyment do tego opowiadania. Czekam na ostatni rozdział. Bardzo mi się podoba. Szkoda,ze tylko raz w tygodniu rozdział. Pozdrawiam i gratuluję

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gosiu
      Cieszę się, że śledzisz tę historię. Myślałam, że wypoczywasz już gdzieś w pięknym miejscu i odcięłaś się od internetu. A jeśli chodzi o publikowanie raz w tygodniu, to częściej naprawdę nie dam rady. Poza tym musiałabym non stop pisać, żeby dostarczać Wam regularnie lektury, a to awykonalne, bo przecież mam też inne zajęcia i pewnie szybko zabrakło by mi pomysłów.
      Pozdrawiam Cię najserdeczniej i mam nadzieję, że jednak odpoczywasz od trudnych studiów. Bardzo dziękuję za komentarz. :)

      Usuń
    2. Witaj Gosiu,
      rozumiem, że trzeba żyć a nie tylko pisać. Tylko to czekanie. Wiem, że popłaca, ale trzeba mieć dużo cierpliwości.
      Ja jestem w pracy. Całe wakacje. Kelneruję w ośrodku wypoczynkowym nad morzem. Czytam opowiadania i książki, i w pewien sposób wypoczywam. A wrzesień jest dla mnie, dla gór i dla znajomych i trochę dla rodziców.
      A co do opowiadań to w tamtym roku, było jakieś zawieszenie i opowiadania były dodawane szybciej. I może dlatego przyzwyczaiłam się, że przez okres wakacji są inaczej dodawane rozdziały.
      Pozdrawiam
      PS. Jak tam zdrowie? Mam nadzieję, że lepiej.

      Usuń
    3. No właśnie o to zdrowie głównie chodzi, bo nadal pracuję i włóczę się po lekarzach. To pochłania mnóstwo czasu, ale nic nie mogę na to poradzić.
      Ty natomiast łączysz przyjemne z pożytecznym. Chylę czoła, bo to ciężki kawałek chleba zwłaszcza właśnie w sezonie. Zazdroszczę Ci września. Kocham góry. Uwielbiałam włóczyć się po górskich szlakach, ale od paru lat nie mogę już tego robić. Podziwiać mogę jedynie z daleka, a ponieważ najbliżej mi do Wisły, Ustronia czy Jaszowca, to jeśli tylko mam okazję jechać, to jadę, żeby nacieszyć oczy.
      Jeśli zaś chodzi o rozdziały, to odkąd przestałam pisać na temat serialu zaczęłam dodawać raz w tygodniu. cała sytuacja związana z hejtem nieźle mną trzepnęła. Rozważałam nawet zaprzestanie pisania. Przecież pamiętasz. Teraz już jest spokojniej, za to czasu mniej. Pocieszające jest to, że inne blogerki dodają rzadziej ode mnie i to jest plus.
      Mimo pracy, życzę Ci też wypoczynku i opalenizny. Pozdrawiam. :)

      Usuń
    4. Z pracą nie jest tak źle. Oprócz tego, że cały czas jestem na ośrodku. Poza domem niestety. Tak jest wygodnie. Ośrodek wypoczynkowy. Pory obiadokolacji i śniadania. Nie jest to kawiarnia całodobowa, czy coś takiego podobnego. Jest tak łatwiej.
      Góry - mam podobne wrażenie. Ja mam daleko, bo mam 100 km do morza, więc góry są daleko, ale dla nich warto pojechać tak daleko.
      Tak pamiętam te historie z hejtem i ogólnym zamieszaniem. Polubiłam opowiadania bez brzyduli, przecież nie oglądałam serialu. A tak długo czytałam opowiadania. Teraz brzydulowy blog został mi tylko jeden, ale lubię czytać stare opowieści.
      A zdrowie jest najważniejsze, trzeba o nie dbać. I nie żałować ani czasu ani pieniędzy. Właśnie zaczynam się tego uczyć na własnej skórze.
      :)

      Usuń
  4. Ależ ta Zuza ma szczęście. Pierwszy facet się jej nawinął i od razu ideał.Inteligentny, przystojny, dobry, troskliwy. Widać to choćby po tym z jakim szacunkiem traktuje matkę. A wiadomo, że jak traktuje matkę tak i będzie traktować i żonę. Chociaż nie zawsze się to sprawdza. W tym przypadku to pewnie tak będzie. Przyszła teściowa i teść są za, kochają się, więc czekam na rychły ślub. A swoją drogą to szybko uwinęli się z tą miłością. Zwłaszcza Zuza szybko mu zaufała, bo dokładnie wiedziała jak żył. Myślę, że to ta troskliwa opieka nad nią sprawiły, że mu zaufała.
    Pozdrawiam miło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tym przypadku to pewnie tak będzie. Umknęło mi słowo NIE .Miało być nie będzie. Jeszcze lepiej by brzmiało W tym przypadku to pewnie tak nie będzie i będzie dobrym i oddanym mężem.
      Pozdrawiam jeszcze raz.

      Usuń
    2. Zuzka to dziewczyna z gatunku raczej ufnych, ale bez doświadczenia i znajomości świata mężczyzn. Doceniła jednak troskę i opiekuńczość Bruna, że wreszcie coś do niego poczuła, a jak już poczuła, to poszła, że tak to ujmę na całość. Nie jest pruderyjna i nie okłamuje samej siebie, że nie pragnie pieszczot Bruna. Zachowuje się trochę tak jakby chciała nadrobić ten czas bez mężczyzny u swojego boku.

      Wielkie dzięki za komentarz. Pozdrawiam cieplutko. :)

      Usuń