Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 22 września 2016

MOŻE JESZCZE KIEDYŚ, GDZIEŚ...? - rozdział 2

ROZDZIAŁ 2


„Marek wyznał mi miłość. Szczypię się po rękach, bo wciąż nie mogę uwierzyć w te słowa. Przytomnie jednak pytam co z Pauliną. Nieśmiało mówię mu, że powinien jej o nas powiedzieć zanim będzie za późno. Obiecuje mi to z ręką na sercu. Mówi, że jak tylko wrócimy do Warszawy rozmówi się z narzeczoną. Bardzo w niego wierzę i ufam, że dotrzyma słowa”.
Nie dotrzymał. Uśmiechnął się gorzko Jak bardzo ją wtedy zawiódł. Widział to w jej oczach i nie potrafił zrobić nic, żeby wyznać Paulinie jak sprawy się mają. Ona nawet nie chciała go słuchać, bo miała pewność, że on ma romans. Nie przypuszczała jednak, że z Brzydulą. Napracował się wtedy nad nią, żeby ją udobruchać. Nie było łatwo, ale udało się. Zabrał ją wtedy na lunch. W międzyczasie zadzwoniła Ula prosząc go o jakieś brakujące do raportu dokumenty, które miał u siebie. Pozwolił jej wziąć je z biurka mówiąc, że będzie za godzinę w biurze. Kiedy wrócił zastał otwartą szeroko szufladę, w której trzymał błyskotki od Sebastiana i tę nieszczęsną kartkę z napisem „Powodzenia z Brzydulą”. Pociemniało mu w oczach a w głowie kołatała mu jedna myśl, że ona już wie i że nigdy mu nie wybaczy.
„Jestem zdruzgotana. Moja miłość do Marka rozsypała się jak domek z kart. Kłamał mi w żywe oczy. On mnie nie kocha, on potrzebował mnie do sfałszowania raportu i odzyskania weksla. Podły drań. Nie chcę go znać, ani pamiętać”.
Następny dzień był dla niego koszmarem i wrył mu się w pamięć na całe życie. Wraz z codzienną pocztą otrzymał teczkę, a w niej wypowiedzenie stosunku pracy, błyskotki, które podarował Uli, sfałszowany raport i weksle. Nie mógł w to uwierzyć, choć te rzeczy dobitnie świadczyły o tym, że ona odchodzi na dobre i nie chce mieć ani z nim, ani z firmą nic wspólnego. Czuł się podle. Czuł się jak ostatni łajdak. Nie tak to miało wyglądać. Nie dała mu czasu, nie pozwoliła wyjaśnić…


Dobrze pamięta to posiedzenie zarządu i to jak wił się przed ojcem starając się mu udowodnić za wszelką cenę, że nie jest tak źle i firma jeszcze nie tonie. Był kryzys. Raport przyjęto. Po zarządzie znowu miał na głowie Paulinę. Ślub miał odbyć się za tydzień, a jego kompletnie przestało to obchodzić. Uznał, że najwyższy czas jej o tym powiedzieć. Już po pierwszych jego słowach wpadła w prawdziwą histerię.
 - O nie mój drogi. Tak nie będziesz sobie ze mną pogrywał. Wszystko dopięte na ostatni guzik. Goście zaproszeni. O dwunastej w sobotę stawisz się przykładnie w kościele i weźmiemy ten cholerny ślub, choćby się waliło i paliło. Po nim możemy porozmawiać, ale teraz nie ma na to czasu. Opamiętaj się i skup. Nie chcę nawet tego słuchać.
 - Czy ty naprawdę nic nie rozumiesz? Nie kocham cię i nigdy nie kochałem. Nie chcę się żenić bez miłości. Kocham kogoś innego i to z nią chcę związać swoje życie.
Jej sardoniczny śmiech odbił się od ścian gabinetu.
 - A któż to jest? – prychnęła. - Wiedziałam, że mnie zdradzasz, ale nie ustaliłam jeszcze z kim.
 - To Ula Cieplak. Kocham ją nad życie.
Paula ponownie ryknęła śmiechem. Śmiała się długo trzymając się za brzuch.
 - Brzydula? To ją kochasz? Nie rozśmieszaj mnie. To niemożliwe, żeby ta pokraka… W czym ona jest lepsza ode mnie! No w czym!
 - Nie nazywaj jej tak. Dla mnie jest najpiękniejsza.
Paulina miała dość. Podniosła się z fotela i wycelowała w niego wskazujący palec.
 - Przestań! Po prostu przestań! Czy tobie włączył się jakiś bieg wsteczny? W sobotę o dwunastej chcę cię widzieć przed kościołem. Jak się nie pojawisz, gorzko tego pożałujesz. Zapamiętaj sobie.
Kiedy wyszła zebrał swoje rzeczy i ruszył do Rysiowa. Koniecznie musiał porozmawiać z Ulą i wszystko wyjaśnić, a przede wszystkim to, że jednak ślubu nie będzie.
Drzwi otworzył mu ojciec Uli. Powiedział mu, że córka wyjechała, ale nie może mu powiedzieć dokąd.
 - Ona mi zabroniła informować kogokolwiek, rozumie pan. Proszę próbować dzwonić, może odbierze.
Wyjechał z Rysiowa kompletnie zdruzgotany. Nie sądził, że odetnie się od niego tak definitywnie i tak na zawsze. Próbował jeszcze wielokrotnie ustalić miejsce jej pobytu, ale jej znajomi milczeli jak grób, a detektyw też nic nie ustalił.
Przez kolejny tydzień właściwie ukrywał się przed Pauliną. Skutecznie krył go też Sebastian, u którego pomieszkiwał. Intensywnie szukał mieszkania. Koniecznie musiał wyprowadzić się z domu, który do tej pory dzielił z Pauliną. Postanowił, że w ramach rekompensaty zostawi jej go. Szczęśliwie dla niego pośrednik znalazł mieszkanie na Siennej. Można było się wprowadzać od razu. Wyglądało jak spod igły i przede wszystkim było duże. Umeblował je w ciągu dwóch dni. Ukradkiem poprzewoził swoje osobiste rzeczy i aż dziwne, że Paulina się nie zorientowała. Wielokrotnie dzwonili rodzice, ale nie odbierał. Nie chciał się z niczego tłumaczyć. Poza tym jak wcześniej ustaliła jego matka i narzeczona, miał się ubierać do ślubu w rodzinnym domu i to stąd pewnie ta lawina telefonów. Sebastian musiał się pojawić przed kościołem. Nie mógł pozwolić, by przyjaciel poniósł jakiekolwiek konsekwencje jego decyzji. Musiał stwarzać pozory, że o niczym nie ma pojęcia.
Kilkanaście minut przed dwunastą zaparkował w pobliżu katedry i przeszedł do kawiarenki naprzeciwko niej, by móc obserwować przebieg wypadków. Zajął miejsce przy stojącym w głębi stoliku. Stąd doskonale widział front katedry i plac przed nią. Samochody zaczęły podjeżdżać, a z nich wysypywały się tabuny zaproszonych gości. Zbijali się w grupki i dyskutowali zawzięcie. Wszak ten ślub miał być towarzyskim wydarzeniem sezonu. Większości tych ludzi w ogóle nie znał. Wreszcie podjechała biała limuzyna. Wyskoczył z niej Alex i pomógł wysiąść Paulinie. Białą suknię uszytą przez Pshemko oplatał długi welon. Alex podał jej ramię. Oboje majestatycznie wkroczyli do wnętrza kościoła. Wkrótce ujrzał też swoich rodziców. Matka ewidentnie była zdenerwowana, a i ojciec nie miał szczególnej miny.
O dwunastej trzydzieści goście stojący przed katedrą nerwowo spoglądali na zegarki. Byli najwyraźniej zdezorientowani. W pewnym momencie wyszedł na zewnątrz Sebastian z seniorem Dobrzańskim i tłumaczył mu się z czegoś zawzięcie. Potem dołączyła do nich Helena. Po trzynastej zbiegła ze schodów Paulina. Była wściekła. Ściągnęła z głowy welon i rozszarpała go na strzępy. Nawet tu siedząc w dość sporej odległości słyszał jej krzyk, choć nie rozróżniał słów. Uśmiechnął się pod nosem. – To moja zemsta za te wszystkie lata upokorzeń i awantur – pomyślał butnie.
O czternastej było już wiadomo, że ślub się nie odbędzie. Goście powoli zaczęli się rozjeżdżać do domów. Dobrzańscy przepraszali każdego z nich. Upokorzona Paulina siedziała na schodach katedry i zaciskała zęby i pięści ze złości.
Wyszedł z kafejki jak już nikogo nie było przed kościołem. Był z siebie zadowolony mimo, że miał świadomość, iż żadna panna młoda nie chce przeżywać czegoś podobnego. Z drugiej strony uprzedzał ją przecież, że na ślub nie przyjdzie. Szkoda, że mu nie uwierzyła. Uniknęłaby upokorzenia.
Wsiadł do samochodu i włączył telefon. Skrzynka była zapchana wiadomościami głosowymi i sms-ami, a nieodebranych połączeń było bez liku. Usunął wszystko i dopiero ruszył. Musiał pogadać z Sebastianem, który pewnie zdążył już wrócić do domu.

 - Szedłem w zaparte bracie, chociaż z twoim ojcem nigdy nie jest łatwo. Powiedziałam, że ubrałeś się i wyszedłeś, a ja musiałem pojechać jeszcze po Violettę. W życiu bym się nie spodziewał, że wytniesz taki numer. Paulina gryzła palce z wściekłości.

Poniedziałkowy poranek nie okazał się dla niego zbyt szczęśliwy. Kiedy wszedł do sekretariatu Violetta patrzyła na niego spode łba, a w gabinecie czekali już jego rodzice i Paulina. Przywitał się z nimi i zajął miejsce za biurkiem. Splótł dłonie i obrzucił ich spojrzeniem.
 - To co was do mnie sprowadza?
 - Chyba wiesz, co? – odezwał się senior. – Jak mogłeś coś takiego zrobić? Jak mogłeś tak potraktować własną narzeczoną?
 - Chwila, chwila, chwila… Przecież rozmawialiśmy tydzień temu i powiedziałem jej, że żadnego ślubu nie będzie, bo jej nie kocham. Kocham inną kobietę i to ją kiedyś poślubię, a przynajmniej taką mam nadzieję.
 - To ta Cieplak – pogardliwie wyrzuciła z siebie Febo. – Nikt w to nie uwierzy. Upokorzyłeś mnie przed niemal tysiącem gości. Nie puszczę ci tego płazem…
 - A co mi zrobisz? Poderżniesz mi gardło, czy napuścisz na mnie swojego brata? A może naślesz włoską mafię? – wymieniał ironicznie. – Nie ośmieszaj się. Chcę ci tylko powiedzieć, że jako rekompensatę za straty moralne zapisałem ci dom. Proszę, tu jest akt notarialny – wyciągnął z teczki zszyty plik kartek i przesunął po blacie w stronę Pauliny. - Ja od trzech dni już tam nie mieszkam. Pewnie nawet tego nie zauważyłaś, prawda? Byłaś tak pochłonięta tym ślubem, że nie uwierzyłaś mi, gdy mówiłem, że nie pojawię się na nim. Sama się upokorzyłaś, bo masz za duże parcie na szkło, a ja nie będę już dłużej tańczył tak jak mi zagrasz i spełniał twoich zachcianek.
 - Jeśli myślisz, że darujemy ci ten afront, to grubo się mylisz. Poniesiesz wszystkie jego konsekwencje – senior poluzował krawat i odetchnął ciężko jakby brakowało mu powietrza. – Od teraz już nie jesteś prezesem tej firmy. Proszę też o zwrot udziałów jakie ci daliśmy. Wiemy o kredytach wziętych przez panią Cieplak i choć nie pochwalamy tego, to spłacimy ją co do grosza. Nie wiem na ile jej intencje były szczere, ale rzeczywiście te pieniądze uratowały firmę i chyba powinniśmy być jej wdzięczni. Od teraz twoje stanowisko przejmuje Alex, a ty pakuj się. Nic tu po tobie.
Cała trójka odwróciła się w kierunku drzwi i opuściła gabinet. Początkowo sądził, że to ze strony ojca jakiś koszmarny żart, ale jednak senior mówił poważnie. Z wypowiedzeniem powędrował do Sebastiana i powtórzył mu treść odbytej przed chwilą rozmowy. Olszański wyglądał na zmartwionego.
 - Może lepiej było się ożenić i nie mieć takich kłopotów?
 - Miałbym znacznie większe, zapewniam cię. To dziwne, ale teraz czuję ulgę. Udowodnię ojcu, że wcale nie muszę pracować w firmie, żeby dorobić się w życiu. Od jutra zaczynam działać. Usamodzielniam się przyjacielu.
 - To ja chyba pociągnę razem z tobą. Jak nastanie Alex, to i tak muszę liczyć się z tym, że wysiuda mnie z posady. Też napiszę wypowiedzenie. Idziemy razem. Jak sztama to sztama, nie? Jestem pewien, że we dwójkę nam się powiedzie i znajdziemy coś, co będzie dawało realny dochód.
Marek uścisnął mu dłoń.
 - To do dzieła przyjacielu. Nie wiem tylko jak Violetta. Ona na pewno nie zagrzeje długo miejsca przy rządach Febo. Pogadaj z nią. Może zechce dołączyć. Chyba nie chcesz zostawić swojej dziewczyny na pożarcie temu włoskiemu lwu?

Nie tracili czasu, bo on był tu niezwykle ważny i cenny. Im szybciej staną na nogi i zaczną zarabiać jakieś pieniądze, tym lepiej. Przekopywali się obaj przez tysiące ogłoszeń, aż wreszcie Sebastian natknął się na jedno godne uwagi.
 - A co byś powiedział na małe wydawnictwo?
 - Wydawnictwo? – Marek spojrzał na przyjaciela nieco skonsternowany.
 - Facet dał ogłoszenie. Ma wydawnictwo książek niszowych, druków akcydensowych i mnóstwo innych. Chce szybko sprzedać, a skoro tak, to na pewno obniży cenę. Wprawdzie nie znamy się na tym, ale to nie może być takie trudne. Moglibyśmy poszerzyć ofertę i być konkurencyjni. Uważam, że powinniśmy się z nim umówić.

Wkrótce doszło do spotkania. Wydawnictwo mieściło się w jakimś baraku na Pradze i nie przedstawiało się zbyt imponująco. Marek kręcił nosem, ale Sebastian urabiał właściciela wyciągając od niego potrzebne informacje zwłaszcza te o zyskach.
 - Nie są powalające, – przyznał szczerze mężczyzna – ale wy jesteście młodzi, pełni zapału i z całą pewnością macie pomysł jak to rozbudować. Ja jestem już stary i chory, nie radzę sobie. Nie chcę drogo i skóry z was nie zedrę. Mam pięciu doświadczonych pracowników. W zamian za utrzymanie pracy na pewno pomogą. Znają doskonale obsługę maszyn. Trzy z nich są całkiem nowe, jeszcze na gwarancji. Jeden z pracowników jest grafikiem komputerowym niezwykle przydatnym do projektowania okładek książkowych tudzież nawet opakowań dla przemysłu spożywczego. Udostępnię wam wszystkie kontakty jakie posiadam, a przez lata uzbierało się tego trochę.

Teraz, kiedy wracał pamięcią do tych rozmów i do tego sympatycznego staruszka musiał przyznać, że kupno tego wydawnictwa było jedną z najlepszych decyzji w jego życiu. Szybko doszli do porozumienia i podpisali stosowne dokumenty. Pan Jankowski wprowadził ich w tajniki tego biznesu. Był kopalnią wiedzy. Zaprzyjaźnił się z nimi i przez dwa następne lata bywał ich częstym gościem. Czerpali z tego co mówił możliwie jak najwięcej, wciąż się uczyli i uzupełniali wiedzę. Niestety dwa lata później staruszek zmarł. Towarzyszyli mu w tej ostatniej drodze i żałowali, że znali go tak krótko. Kilka miesięcy po jego śmierci Marek wykupił w centrum w jednym z biurowców cały parter i tam przeniesiono wydawnictwo. Tu klientom łatwiej było trafić. Reklama w prasie i internecie też zrobiła swoje. Przyjęli kilku ludzi do pracy. Teraz było ich na to stać. Mieli sąsiadujące ze sobą gabinety oddzielone sekretariatem, w którym królowała Violetta. Wyrobiła się przez te lata i stała się profesjonalistką. Ludzi wynagradzali uczciwie a oni odwdzięczali im się rzetelną i solidną pracą. Dzięki temu wydawnictwo zyskiwało coraz większą popularność i więcej klientów.
To, że rzucił się w wir ciężkiej pracy nie pozwoliło mu jednak zapomnieć o tej wielkiej miłości, którą darzył Ulę. Bez przerwy zaprzątała jego myśli. Zachodził w głowę zastanawiając się, gdzie ona jest. Nie miał konceptu jak ma ją odnaleźć i chyba wyczerpał już wszystkie możliwości. Ta bezsilność sprawiła, że mroczniał i chmurniał. Nie uśmiechał się już tak jak dawniej. Z rodzicami zerwał wszelkie kontakty, z ludźmi z firmy także. Tylko czasem dowiadywał się różnych rzeczy z prasy. Miał żal do seniorów, że nie potrafili zrozumieć jego stanowiska w sprawie ślubu i uznali, że on jest wszystkiemu winien. Nie był w stanie się przełamać, żeby choć zadzwonić do nich na święta. To bolało, ale uważał, że to nie on powinien wykonać pierwszy krok w kierunku pojednania.

Wstał z kanapy i poszedł do kuchni. Ponownie nalał do filiżanki kawy i wrócił do czytania.
„Musiałam uciec. Uciec od Marka. Nie zniosłabym jego natarczywych telefonów lub wręcz wizyt w moim domu. Potrzebowałam oddechu i oczyszczenia umysłu z tej podłości jakiej doświadczyłam z jego strony. Ufałam mu do cholery! On zawiódł mnie pod każdym względem. Wykorzystał mnie, moją naiwność i głupotę. Już nigdy więcej nie pozwolę uwikłać się w nic podobnego i już nigdy nie dam się omamić żadnemu mężczyźnie.
Ojcu i dzieciakom trudno jest się pogodzić z moją decyzją, ale nie protestują i nie odwodzą mnie od wyjazdu. Pakuję trochę swoich rzeczy do niewielkiej walizki. Sprawdzam jeszcze w internecie połączenia autokarowe do Niemiec. Poczdam to dobry wybór. Miasto jest duże i na pewno znajdę tam jakąś robotę. Nie zastanawiam się długo i kupuję przez internet bilet. Muszę stąd zniknąć jak najprędzej. Tata nie rozumie tego mojego dziwnego pośpiechu, ale nie mówię co jest jego powodem. Nie chcę go martwić. Obiecuję, że się odezwę jak tylko dotrę na miejsce”.
No proszę. Niemcy. Poczdam. Do głowy by mu nie wpadło, że właśnie tam znajdzie azyl przed jego natarczywością. Z drugiej strony mógł się tego od razu domyślić. Przecież ona doskonale zna niemiecki. Podziwiał ją, kiedy wystąpiła w roli tłumacza podczas wizyty w firmie madame Krüger.


Teraz ta jej ucieczka do Niemiec wydawała mu się taka oczywista.

18 komentarzy:

  1. No powoli dowiadujemy się jak to dalej się potoczyło. Muszę przyznać, że senior Dobrzański mnie totalnie zaskoczył. Nie spodziewałam się takich słów po nim. Ale w sumie to wyszło Markowi na dobre. Usamodzielnił się, a przede wszystkim uwolnił się od Pauliny. Nie mogę doczekać się kolejnej części.
    Pozdrawiam bardzo serdecznie, Andziok :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Andziok
      Oczywiście, że sytuacja Marka nie jest do pozazdroszczenia, bo właściwie został na lodzie, bez pracy i dochodów, ale przecież nie jest głupi i jakieś doświadczenie ma. Pewnie z czasem zrozumie, że ta dramatyczna decyzja jego rodziców rzeczywiście wyszła mu na dobre. A Paulina przeszła do historii i to daje mu jakąś satysfakcję.
      Wielkie dzięki za komentarz. Pozdrawiam cieplutko. :)

      Usuń
  2. Fajna strona. Świetne opowiadanie. Będę częściej zaglądać. Pozdrowienia. Ola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Olu

      Bardzo dziękuję i cieszę się, że trafiłaś na mój blog.
      Serdecznie Cię pozdrawiam. :)

      Usuń
  3. Witaj Małgosiu,
    litości, teraz mam jeszcze więcej pytań niż poprzednio:) Czyżby Paulinka odpuściła Markowi taki afront?! Zadowoliła się tylko wyrzuceniem go z firmy?! To chyba niemożliwe? Tak swoją drogą, Marek okrutnie z nią postąpił. Zresztą nie tylko z nią, z rodzicami również. Jaki wstyd i upokorzenie! Miała być taka gala, a wyszła spektakularna klapa - tysiąc gości, chyba zwariowała?! Że też nikt nie wpadł na pomysł i nie schował Pauli przed oczami i złośliwościami gości. Muszę przyznać, że zrobiło mi się jej żal. Nawet taka wredota i złośnica nie zasługuje na takie traktowanie. Wiem, że Marek jej powiedział, że ślubu nie będzie, ale ona była w takim szoku, że mogła tego nie zrozumieć. Za taki obrót sprawy Marek musiał bardzo drogo zapłacić. Został z niczym. Rodzice aż tak byli obrażeni i aż tak ciężko było im zrozumieć swojego syna? Przecież rodzice wybaczają swoim dzieciom nie takie głupstwa. Tym bardziej, że mają go jednego. Czyżby rzeczywiście bardziej kochali Paulinkę i Aleksa? Jeśli tak, to są beznadziejni i dobrze, że Marek ma z nimi spokój. Dobrze, że chociaż są honorowi i spłacą dług wobec Uli. Współczuję ludziom pracującym w FD, bo Państwo Febo raczej nie są fajnymi szefami? Chyba, że władza robi swoje i ponieważ Aleks dostał, to co chciał, zrobił się miłym facetem? Jak to piszę, to sama w to nie wierzę:) Co się dzieje z firmą i z seniorami Dobrzańskimi? Czy ukochane rodzeństwo jest w dalszym ciągu same? Teraz przejdę do Seby. On i Viola bardzo, ale to bardzo pozytywnie mnie zaskoczyli:) Mieć takiego przyjaciela, to skarb:) Nie zostawili Marka na pastwę losu, tylko poszli za nim murem. Mimo tego, że mogli wziąć na wstrzymanie, nie wiadomo czy Aleks wyrzuciłby ich z roboty. Raczej tak, ale istniała zawsze odrobinka nadziei, że pozostaliby w pracy. Mieli tam całkiem nieźle i pod względem płacy i pod względem ilości pracy. Do tej pory się nie namęczyli. W przeciwieństwie do swojego interesu. Zupełnie inna branża od tego co znali. Musieli się wszystkiego nauczyć. Zaufali też poprzedniemu właścicielowi i jego kontaktom. Wspaniale, że im się udało:) Ale czy kosztem pracy poświęcili życie osobiste? Czy Cebulek jest z szaloną Volą, czy też każde z nich jest z kimś innym? I wreszcie co u Uli? Śmiem twierdzić, że jej się chyba powiodło i w życiu zawodowym i osobistym. Szkoda, że Ula i Marek nie mieli możliwości porozmawiania po niefortunnym odnalezieniu prezentów. Pewnie nic by to nie dało, ale może tym razem Marek stanąłby na wysokości zadania i jej wszystko wyjaśnił? Przecież tak ją kochał:) Jak widzisz mam same pytania i wątpliwości. I teraz zostanę z nimi aż do następnego razu? Dziękuję za dzisiaj i czekam na następna odsłonę. Serdecznie i gorąco pozdrawiam w pierwszym dniu jesieni i przesyłam moc uścisków:)
    p.s. gratulacje i jeszcze raz gratulacje!!!
    Gaja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gaju
      Paulina wie, że praca w firmie ojca, na stanowisku prezesa jest dla Marka bardzo ważna. W końcu to o nią toczył bój z jej bratem. Ma świadomość, że decyzja Dobrzańskich mocno Marka zaboli. Wszak obiecała mu przecież, że jak nie zjawi się w kościele to pożałuje. Nie mogła mu poderżnąć gardła, to posłużyła się seniorami. Jest świetną manipulantką a seniorzy oburzeni takim obrotem sprawy, bo pojęcia nie mieli, że tydzień wcześniej Marek właściwie odwołał ten ślub. Oni nadal sądzą, że on porzucił ją przed ołtarzem i nie wierzą w jego tłumaczenia. Żadna panna młoda nie powinna tego doświadczyć i Marek też tego żałował, gdy wychodził z kawiarenki. Problem tylko w tym, że ona po tej rozmowie o odwołaniu ślubu wciąż nie wierzyła, że Marek będzie zdolny do czegoś takiego. Przecież panny Febo się nie porzuca. To nie świat jest dla panny FE darem, ale ona dla świata. To też jakiś rodzaj wyparcia z jej strony i to dlatego nic nie powiedziała seniorom, że jej narzeczony nie zjawi się przed ołtarzem. Marek nie jest tu bez winy, ale ja rozdzieliłabym te winę po połowie, bo żadne z nich nie zachowało się tak jak trzeba. Seniorzy zawsze lepiej traktowali swoje przybrane dzieci niż własnego syna. W serialu Marek wielokrotnie to podkreślał, dlaczego więc teraz mieliby wziąć jego stronę? Wiedzą jaki jest i mają go za hulakę i babiarza, za to Paulinka to chodzący ideał.
      Na resztę pytań nie odpowiem. Musisz uzbroić się w cierpliwość, bo w każdym następnym rozdziale wszystko zostanie wyjaśnione.
      Bardzo Ci dziękuję za tak długi wpis. Nie miałam pojęcia, że rozdział zrodzi tyle pytań. Pozdrawiam Cię najserdeczniej z nadzieją, że jesteś zdrowa. Mnie dopadło paskudne przeziębienie i jestem totalnie zasmarkana. Hahaha. Buziole. :)

      Usuń
    2. Małgosiu,
      wykorzystam sytuację i cwaniacko spróbuję jeszcze raz ale z innej strony, bo przecież smarkata smarkatą zrozumie, prawda? Wyobraź sobie: mam pięć lat, tupię nóżką, usta układają mi się w podkówkę i płaczliwym głosikiem mówię - ale ja chcę już! No i co, dziecku odmówisz? Mam nadzieję, że poprawiłam humor. Życzę szybkiego wyjścia z zasmarkania:) A ja zdrowo i "cierpliwie" poczekam na rozwikłanie moich wątpliwości. Buziaki:)
      Gaja

      Usuń
  4. Do odważnych świat należy , jak to mówią a Marek odwagą wykazał się nie lada. Teraz musi tylko uzbroić się w cierpliwość. Trochę już wie o Uli, chociaż te drugie nazwisko radości mu nie przysparza.Tak jak mi zresztą. Nie lubię, gdy obok nich jest zbyt długo jakaś pani X czy pan Y.Mam nadzieję, że cierpliwość Marka na czekanie na Ulę nie wyczerpie się na finiszu i jest bliżej do ich wspólnego życia niż od rozłąki . Należy im się po tylu latach przecież jakieś wspólne łóżkowe życie i dzieci. Czekam też z niecierpliwością na Ulę w realu a nie tylko we wspomnieniach.
    Pozdrawiam miło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. RanczUla
      Ula w realu na pewno będzie. Na pociechę powiem, że sprawa drugiego nazwiska Uli wyjaśni się chyba w następnej części. Tak, czy owak za chwilę większość tajemnic ujrzy światło dzienne.
      Trochę gorsze wieści jeśli chodzi o sprawy łóżkowe. One pewnie się pojawią, ale dużo, dużo później. Nie potrafię sprecyzować, bo nadal piszę to opowiadanie i jestem przy 13 rozdziale, a końca nie widać i trochę mnie to przeraża.
      Bardzo Ci dziękuję za wizytę na blogu i mam nadzieję, że jakoś dotrwasz do końca tej historii. Pozdrawiam Cię serdecznie. :)

      Usuń
    2. Chyba nie będą chodzić do łóżka po pięćdziesiątce , bo dzieci z tego nie będzie i chyba sprawność nie ta. To ich najlepsze lata i nie można odbierać im tej przyjemności.(Jeszcze w miarę młoda mężatka to mówi)
      Na te ponad 13 części już się cieszę. Może skoro jest tyle części to dałoby radę publikować dwa razy w tygodniu? Jakby nie liczyć to ten trzynasty rozdział przypada na początek grudnia a to masa czasu.
      Jeszcze raz pozdrawiam.

      Usuń
    3. Nie będzie częstszych publikacji.
      Nie wiem skąd przypuszczenie, że po pięćdziesiątce nie chodzi się już do łóżka? Pójdą znacznie wcześniej. :)

      Usuń
  5. Bardzo się cieszę ,że będzie więcej niż standardowych dziesięć części.Opowiadania nadal stawia wiele pytań bez odpowiedzi. No oczywiście pewnie ją poznam w późniejszym czasie. Zastanawia mnie co robi obecnie Ulka i z kim jest związana. Zakładam ,że po tej intrydze próbowała ułożyć sobie z kimś życie ,aby zapomnieć Marka.Ciekawe w jakich okolicznościach dojdzie do ich spotkania i kiedy Ula przestanie być tylko wspomnieniem. Marek bardzo za nią tęskni i cierpi z tego powodu.Myślę ,że wiele muszą wyjaśnić ,aby mogli znów ,kiedyś... być razem. Martwi mnie to nazwisko. Czyżby była mężatką? Bo jakoś na chwilę obecną nic innego do głowy mi nie przychodzi. Zaskoczenie jest dla mnie spore ,że wydała książkę i wiele ludzi pozna jej historię.Co ją do tego skłoniło? Chciała ,aby egzemplarz wpadł w ręce marka i ,aby wiedział jak cierpiała ,gdy ją oszukiwał?By coś zrozumiał?Czy wydała ją tak po prostu? Pauliny porzuconej przed ołtarzem mi nie żal. Gdyby potrafiła słuchać to uniknęłaby tego.Czekam na cd.Dużo słońca w te chłodni dni .Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Justyna
      Ty też zadajesz mnóstwo pytań i na większość nie mogę udzielić odpowiedzi. Jak wspominałam wyżej sprawa nazwiska wyjaśni się w kolejnej części, natomiast jeśli chodzi o książkę, to chyba nie podejrzewasz Uli, że napisała ją tylko po to, żeby powiadomić Marka o swoich losach i być może wzbudzić w nim litość? Książka jest wypadkową wielu złych emocji, nastrojów i raczej została napisana po to, żeby się po prostu wygadać. To zupełny przypadek, że Marek na nią się natknął. Pracuje w branży wydawniczej, więc siłą rzeczy interesuje go konkurencja.
      Mam nadzieję, że chociaż trochę rozwiałam Twoje wątpliwości.
      Dzięki serdeczne za wpis. Pozdrawiam Cieplutko. :)

      Usuń
  6. Skończyłam Opowiadania świetne To SUPER Czekam na next Pozdrawiam Kara

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Karo
      Bardzo dziękuję i bardzo się cieszę, że opowiadania Ci się podobały. Na kolejną część tego zapraszam Cię w czwartek.
      Serdecznie pozdrawiam. :)

      Usuń
  7. No nie spodziewałam się, że wymyślisz takie upokorzenie dla Paulinki, ale w sumie to Marek odpłacił się pięknym za nadobne. Sam z resztą stracił, bo nagle został bez pracy i rodziny. Ale grunt, że dał radę. Dużo wiemy już o nim, ale losy Ulki pozostają zagadką, która mam nadzieję rozwikła się choćby częściowo już w kolejnym rozdziale. Czekam na cd, pozdrawiam ;) M

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. M.

      Pomysł na upokorzenie jakoś tak sam mi wpadł do głowy. Początkowo myślałam o czymś innym, ale wzięłam pod uwagę charakter Pauliny. To jak bardzo lubiła zadzierać nosa, jak mocno wierzyła we własną doskonałość i w to, że nikt nie ośmieliłby się porzucać jej przed ołtarzem. Znała Marka dobrze. Wiedziała, że nie grzeszy odwagą i nie zdobędzie się na nieprzyjście do kościoła. Srogo się pomyliła i gdyby słuchała tego, co Marek mówił jej tydzień wcześniej, gdyby dotarł do niej sens jego słów, nie upokorzyłaby się na własne życzenie. Przez ten "akt odwagi" Marek stracił dosłownie wszystko. Przychylność rodziców, stanowisko, udziały i stały dochód. Nie jest jednak głupcem. Jest też honorowy. Urażona duma i ego a także rozczarowanie rodzicami zrobiło swoje, bo wziął się w garść i zaczął pracować na własny rachunek.
      Co do Uli, to sporo wyjaśni kolejna część. Powoli będę odkrywać karty.
      Bardzo dziękuję za wizytę na blogu i najserdeczniej Cię pozdrawiam. :)

      Usuń