Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 29 września 2016

MOŻE JESZCZE KIEDYŚ, GDZIEŚ...? - rozdział 3

ROZDZIAŁ 3


„Wreszcie tu docieram. Autokar zatrzymuje się przy dworcu kolejowym. Moja decyzja przyjazdu tutaj była bardzo spontaniczna i podyktowana emocjami, dlatego koniecznie muszę się rozeznać w sytuacji i znaleźć jakieś miejsce do spania. Drogie hotele rzecz jasna nie wchodzą w grę. Nie przygotowałam się do tej podróży więc pierwszą rzeczą jaką robię to kupuję mapę miasta i cały plik gazet z ogłoszeniami. Szukam ofert pracy w bankach, ale tych jest niewiele i z moim wykształceniem nie mają nic wspólnego. Zniechęcona czytam wszystkie ogłoszenia. Muszę koniecznie zacząć pracować, by mieć się za co utrzymać w tym wielkim mieście. Szukam więc jakiegokolwiek zatrudnienia. Wreszcie trafiam na ofertę opiekunki do chorego mężczyzny. Podany jest adres i telefon. Wybieram numer. Może się uda. W słuchawce słyszę męski głos. Przedstawiam się i mówię, że jestem zainteresowana pracą w charakterze opiekunki. Mężczyzna uważa, że powinnam przyjechać, wtedy zadecyduje. Pytam jeszcze, czy to daleko od dworca. Okazuje się, że niecałe trzy kilometry. Spokojnie mogę pójść pieszo. Na szczęście walizka ma kółka i nie muszę jej dźwigać. Lokalizuję ulicę na mapie i ruszam”.
Marek pokręcił z niedowierzaniem głową. Ileż musiało być w niej desperacji i rozpaczy. Nikt nie wypuszcza się w nieznane nie mając żadnego punktu zaczepienia, jakiejś możliwości pracy, czy zakwaterowania. Ona rzeczywiście poszła na żywioł. Sama jak palec w obcym mieście była skazana wyłącznie na własną zaradność i asertywność. Posiadała obie te cechy. Potrafiła walczyć nawet wtedy, gdy wydawało się, że stoi na przegranej pozycji. O tym przekonał się wielokrotnie. Tak było przy „Sportivo”. Kontrakt z reprezentacją był czymś tak karkołomnym, że podpisanie go groziło całkowitym upadkiem firmy. Alex judził. Mamił ojca i mówił to, co ten chciał usłyszeć, że to prestiż i wielka sława dla F&D. Ula od początku twierdziła, że to jak założenie sobie pętli na szyję. Napisała mu listę mocnych argumentów na „nie”, by mógł przekonać ojca, ale to nie zadziałało. Był gotowy zrezygnować z prezesury, bo wiedział, że nie poradzi sobie z tym. „Marek nie poddawajmy się, proszę”. Tymi słowami przywitała go wchodząc do gabinetu. „Znajdźmy sponsora i zrealizujmy ten kontrakt. Alex na pewno nie ma żadnego pomysłu. To mrzonki. Wyobrażasz sobie jego w roli prezesa? Przecież on tak podle traktuje pracowników. A Pshemko? Jak miałby się z nim dogadać? Przecież mistrz nienawidzi go organicznie i ma wręcz na niego alergię. Proszę cię spróbujmy. Chociaż raz”. Jej słowa i pewność, że faktycznie to może się udać zadziałały na niego motywująco i choć nie znaleźli wtedy sponsora, to Ula wzięła kolejny kredyt, dzięki któremu mogli ruszyć z produkcją. Przestał liczyć jak wiele razy ratowała go z kłopotów, jak bardzo była zaangażowana i pomocna. Wbrew wrażeniu, że jest delikatna i krucha, była bardzo silną kobietą.




„Poczdam to piękne miasto. Mnóstwo tu zieleni. Dosłownie wszystko w niej tonie. Ciągnę walizkę za sobą i rozglądam się ciekawie. Po pół godzinie docieram do An der Vorderkappe. Pytam przechodzącą kobietę o numer dwadzieścia cztery. Mówi, że to na samym końcu ulicy tuż przy rzece Haweli. Okolica jest cudowna. Człowiek wcale nie ma poczucia, że jest w wielkim mieście. Docieram do zdobnego ogrodzenia, na którym figuruje tabliczka z numerem. Naciskam guzik dzwonka i po chwili słyszę brzęczenie. Pcham furtkę i wchodzę na wybetonowany podjazd. Dom jest dość spory, wkomponowany w zieleń. Bardzo tu cicho i spokojnie. Widzę jak otwierają się drzwi i wyjeżdża przez nie mężczyzna na inwalidzkim wózku. Jest wyniszczony przez jakąś chorobę. Bardzo blady i łysy. Myślę, że nie ma więcej jak trzydzieści siedem lub osiem lat, ale przez chorobę wygląda starzej. Przedstawiam mu się podając mu dłoń. Jego własna jest bardzo szczupła, delikatna i zimna.
 - Thomas Ditmar. Miło mi panią poznać. Proszę wejść, to porozmawiamy.
Dom urządzony jest bardzo nowocześnie. Ogromny salon, w którym stoją wielkie skórzane kanapy robi przyjemne wrażenie. Zauważam kominek, który też dodaje przytulności. Thomas wskazuje mi jeden z foteli i prosi, żebym usiadła. Pyta skąd pochodzę, bo nazwisko brzmi mu obco i ledwie może je wymówić. Opowiadam mu, że przyjechałam z Polski i bardzo potrzebuję jakiejkolwiek pracy.
 - Opiekowałaś się kiedyś chorymi?
 - Opiekowałam się bardzo długo moim chorym na serce ojcem. Po operacji wyzdrowiał i już nie wymaga mojej opieki, ale jakieś doświadczenie mam.
 - To praca całodobowa i nie wiem czy podołasz.
 - Jestem silna i dam radę. Proszę tylko powiedzieć co będę miała w zakresie obowiązków.
 - Tych jest sporo. Trzeba zająć się mną, posiłkami i zakupami. Raz w tygodniu przychodzi tu Tania, kobieta do sprzątania, więc to by ci odpadło. Nie ukrywam, że potrzebuję też kogoś do towarzystwa i nie chcę, żeby to zabrzmiało dwuznacznie. Choroba odebrała mi przyjaciół i znajomych. Nie mam żadnej rodziny i po prostu potrzebuję czasem się wygadać. Nie przeraża cię to?
Uśmiecham się najpiękniej jak tylko potrafię. Ten znękany chorobą człowiek wzbudził we mnie szczerą sympatię.
 - Ani trochę. Mogę zapytać, co to za choroba?
 - To przewlekła białaczka limfocytowa. Choruję już na nią od siedmiu lat. Niestety ostatnio przyspieszyła i biorę chemię. To stąd ta łysa głowa. Muszę też wiedzieć, czy masz prawo jazdy. To warunek konieczny, bo będziesz musiała wozić mnie na chemię raz w tygodniu.
 - Prawo jazdy posiadam, ale nie jeździłam kilka lat i musiałabym chyba poćwiczyć.
 - To da się zrobić. Mieszkasz gdzieś?
 - Nie… Dopiero będę szukać.
 - To w takim razie nie będzie konieczne. Jak mówiłem potrzebuję całodobowej opieki i musisz być tu na miejscu. Przygotowałem jeden z pokoi i mam nadzieję, że będzie ci w nim wygodnie. Weź walizkę i pozwól za mną. - Pokój jest śliczny. Ma wygodne łóżko i wielkie okno wychodzące na rzekę. – Rozpakuj się teraz i wróć do salonu, bo jeszcze wiele rzeczy zostało do omówienia. Aha… Zapomniałbym o najważniejszym. Wynagrodzenie to trzy i pół tysiąca euro. Odpowiada ci?
 - Jak najbardziej. Bardzo dziękuję.
Moje serce skacze z radości. Mam ogromne szczęście. Myślę, że dobrze będę się dogadywać ze swoim pracodawcą. Jest bardzo uprzejmy i miły”.
 - Thomas Ditmar – mruknął. – Czyż nie tak brzmi drugi człon jej nazwiska? Czyżby wyszła za mąż za śmiertelnie chorego mężczyznę? To raczej do niej niepodobne. W tym pamiętniku napisała przecież, że jeśli Dobrzański nie odwzajemni jej miłości, to już nigdy nikogo tak nie pokocha. A może jednak pokochała i wcale nie wyszła za mąż z litości? Poczuł ukłucie w sercu i ogromny żal. Wyrzucał sobie, że gdyby te pięć lat temu wykazał więcej odwagi dzisiaj mogli by być szczęśliwym małżeństwem. Miał wrażenie, że przegapił najważniejszą rzecz w swoim życiu. Przegapił coś, czego już nie odzyska. Tę stratę traktował jak karę i choć uważał, że na nią zasłużył, to czuł się skrzywdzony jej dotkliwymi skutkami.
„Thomas wiele mi o sobie opowiedział. Miał zaledwie trzydzieści lat, gdy dopadła go ta paskudna choroba. Długo nie odczuwał jej skutków. Rozwijała się podstępnie i powoli. Jego matka zmarła na białaczkę i pewnie po niej ją odziedziczył. Uważam, że jest bardzo dzielny, bo wciąż walczy. Jest współwłaścicielem sporej firmy informatycznej. Wraz ze wspólnikiem budowali ją od zera. Nadal stara się pracować w domu na ile pozwalają mu siły.
Ogrodnik, który przychodzi raz w tygodniu i dopieszcza ogród, za dodatkową zapłatą pomógł mi przypomnieć sobie jak się prowadzi samochód. Przy okazji poznałam topografię miasta. Już wiem, gdzie można dostać najświeższe produkty i gdzie jest klinika, do której będę wozić Thomasa na chemię.
Nie pozwalam, żeby tkwił wyłącznie w czterech ścianach. W ładną pogodę zabieram go nad rzekę, lub jezioro Templiner See. Rozmawiamy o wszystkim i dobrze czujemy się w swoim towarzystwie. Czasem się zamyślam i wspominam Marka. To silniejsze ode mnie. Thomas pyta wtedy o powód mojego smutku. Kiedyś opowiem mu może o tej mojej nieszczęśliwej miłości.
Któregoś dnia wracając z zakupami zauważam w kiosku polską gazetę, a na jej okładce seniorów Dobrzańskich i Marka. Kupuję ją. To impuls. Z niej dowiaduję się, że ślub się nie odbył, że Marek w ogóle nie pojawił się w kościele, a zagniewany ojciec wyrzucił go z firmy. Czy to z mojego powodu? Nie…, na pewno nie… Wiem tylko, że kredyt spłacany jest regularnie. Co miesiąc spływa na konto stosowna kwota. Czyżby senior tego pilnował? A jeśli tak, to na pewno wie o tych dwóch wziętych przeze mnie kredytach. Może to i dobrze? Krzysztof jest uczciwym człowiekiem. Gdyby taki nie był, sama musiałabym te kredyty spłacać. A swoją drogą ciekawe co robi Marek? Jak poradził sobie po odejściu z F&D? Założył coś swojego, czy pracuje u kogoś? Mimo wszystko żal mi Pauliny. Nie chciałabym być na jej miejscu.”
To cała Ula. Nawet diabłu przypięłaby anielskie skrzydła. Paulina narobiła jej tylu świństw, a ona wyraża żal, że do ślubu nie doszło. - Za dobra jesteś Ula, zdecydowanie za dobra. – Dobrze pamiętał te wszystkie awantury, w których wyżywała się na Uli zupełnie bez powodu. Niektóre z nich miały miejsce w biurze i niestety Ula była ich świadkiem.
 - Dla wszystkich masz czas. Dla Sebastiana, dla Pshemko, ba…, co ja mówię? Najwięcej masz go dla Brzyduli. A może ona by z nami zamieszkała? Pomogłaby w przygotowaniach do ślubu.
 - Brzydula? To już nawet o coś takiego jesteś zazdrosna?
Nie zauważył, że ona stoi w sekretariacie jak wmurowana i słucha tej scysji. Jakże żałował tych słów. Żałował, że potraktował ją przedmiotowo. Musiało ją to dotknąć do żywego. Pojęcia nie miał jak ma jej to wyjaśnić. Poleciał za nią wtedy i dopadł na ulicy. Wpił się w jej usta wprawiając ją tym pocałunkiem w ogromny szok. Żeby zatrzeć ten niemiły incydent umówił się z nią wtedy na randkę w palmiarni.


Podziwiał ją za to, że nie chowa długo urazy i jest w stanie wybaczyć najgorsze świństwo. Po jej ucieczce dość długo wierzył, że złość jej przejdzie i będzie mógł porozmawiać z nią spokojnie i wszystko klarownie wytłumaczyć. Potem zrozumiał, że ta cała intryga była świństwem najcięższego kalibru i że ona tym razem mu nie wybaczy.
„Dziś mija rok odkąd jestem w Poczdamie. Siedzimy z Thomasem na słonecznej werandzie i pijemy z tej okazji szampana. Mam co świętować, bo dzięki Thomasowi co miesiąc mogę wspomóc swoją rodzinę finansowo. Wysyłam im tysiąc euro. To, co mi zostaje w zupełności wystarcza. Nie płacę za mieszkanie i wyżywienie. To duża oszczędność. Założyłam sobie tu lokatę i wpłacam na nią systematycznie.
Thomas okazał się wspaniałym człowiekiem i przyjacielem. Mogę z nim porozmawiać o wszystkim, bo potrafi słuchać i nie przerywać. Ma lepsze i gorsze dni. Czasem, gdy bardzo jest źle wzywam lekarza. Nauczyłam się też podawać mu wzmacniające kroplówki. Mam wrażenie, że z dnia na dzień jest coraz słabszy. Najgorzej jest po chemii, bo długo szarpią nim torsje. To go wykańcza.
Patrzy na mnie uśmiechając się łagodnie. Od przyjazdu bardzo się zmieniłam. Na nosie mam modne okulary, wymieniłam stare ciuchy na nowe, aparat na zębach zniknął, a włosy błyszczą miedzianym odcieniem w letnim słońcu.
 - Stałaś się bardzo atrakcyjną kobietą Ula. Jesteś piękna. Tylko patrzeć jak zakochasz się w kimś i odejdziesz stąd – zakończył smutno.
 - Bez obawy – zapewniam go. – Nic takiego się nie stanie. Raczej jestem stała w uczuciach.
 - Nadal kochasz tego drania, który tak bardzo cię skrzywdził?
Wzdycham ciężko na myśl o Marku i kiwam głową.
 - Nie tak łatwo jest przestać kochać, niestety – odpowiadam nieco filozoficznie.
 - A ja już od jakiegoś czasu noszę się z pewną propozycją, ale boję się, że jak ci ją przedstawię, to znienawidzisz mnie.
Gładzę delikatnie jego szczupłą dłoń.
 - Thomas ciebie nie można znienawidzić, bo jesteś najlepszym człowiekiem jakiego znam. Powiesz mi o co chodzi?
 - Wiesz, że niewiele czasu mi już zostało. Nie wiem jak długo jeszcze pożyję, może rok, może dwa? Lekarze nie dają mi szans na więcej. Wiesz też, że nie mam nikogo komu mógłbym zostawić to wszystko, a bardzo nie chcę, żeby przeszło to na rzecz miasta. Pomyślałem sobie, że moglibyśmy wziąć ślub. Cywilny ślub. Wtedy jako żona miałabyś prawo do całego majątku. Trochę tego jest. Nie wiesz o tym, ale mam pięćdziesiąt procent udziałów firmy. Oprócz tego kilka lokat i giełdowych akcji, które przynoszą niezły dochód. Jest też ten dom… Przez ten rok sprawiłaś, że znowu stałem się szczęśliwym człowiekiem. Jesteś przyjaciółką, powiernicą, opiekunką i najwspanialszą towarzyszką, jaką tylko mógłbym sobie wymarzyć. Jeśli nie przyjmiesz tego majątku wszystko przepadnie.
Siedzę wbita w fotel jak słup soli. Tego w życiu bym się nie spodziewała. Ściskam dłonie tak mocno, że aż bolą mnie palce.
 - Thomas…, - mówię cicho - to bardzo szlachetna propozycja z twojej strony, ale pomyśl, co powiedzą twoi znajomi. Powiedzą, że wyszłam za ciebie wyłącznie dla tego majątku. Nie chcę tak…
 - Widziałaś tutaj przez ostatni rok jakichś moich znajomych? Nikt nawet tak nie pomyśli. Ja nie mam znajomych. Jestem samotnym człowiekiem Ula. Nawet mój wspólnik ma ze mną kontakt wyłącznie telefoniczny, bo nie ma pojęcia jak miałby się zachować widząc mnie w takim stanie. Ślub to tylko formalność. Weźmiemy na świadków Tanię i Uwe i to wystarczy. Błagam zgódź się. Chcę spokojnie zamknąć oczy nie martwiąc się, że to wszystko pójdzie na zatracenie, że przepadnie, lub zostanie rozkradzione. Przecież to owoc mojej ciężkiej pracy przez lata.
Oderwał wzrok od książki i zamyślił się. Teraz wszystko zrozumiał. Wyszła za mąż za tego człowieka nie dlatego, że bardzo chciała zapomnieć o starej miłości, ale dlatego, że Thomas, człowiek śmiertelnie chory prosił ją o to. To tak jakby spełniała jego ostatnią wolę - Ona nie zapomniała, ona nadal nosi tę miłość w sercu i nadal mnie kocha. – Ta myśl była jak objawienie, jak powiew świeżego powietrza, jak łyk wody na pustyni. Poczuł przyjemne ciepło rozlewające się wokół jego serca. To była bardzo obiecująca świadomość dająca nadzieję na pojednanie. Może uda mu się porozmawiać z nią po tym spotkaniu autorskim? Jeśli będzie trzeba, uklęknie przed nią i będzie błagał o chwilę rozmowy.
„No i stało się. Dzisiaj zostałam panią Urszulą Cieplak-Ditmar. Patrzę w oczy mojego męża i uśmiecham się szeroko. Jest bardzo szczęśliwy i nie potrafi tego ukryć. Tania i Uwe gratulują nam. Zapraszamy ich do restauracji na mały poczęstunek w postaci obiadu, deseru i szampana. Po dwóch godzinach wracamy do domu. Thomas wygląda na bardzo zmęczonego. Jest blady a czoło ma usiane kropelkami potu. Pomagam mu się rozebrać z garnituru i daję świeżą piżamę. Podłączam kroplówkę. To go trochę wzmocni.
 - Posiedź przy mnie Ula i poczytaj mi coś. Może „Istotę” Arno Strobela?
 - Tylko się przebiorę i zaraz do ciebie wracam. Chcesz coś do picia? Przyniosę sok pomarańczowy.
Koniecznie muszę coś zrobić. Chcę, żeby ten dobry o szczerym sercu człowiek pożył jak najdłużej, choć wiem, że nosi na sobie piętno śmierci.

27 komentarzy:

  1. Stoję w kilometrowej kolejce po indeks i jedynym pocieszeniem jest Nowa część tego opowiadania. Tak samo jak Marek byłam ogromnie ciekawa jaka historia łączyła się z drugim czlonem nazwiska Uli. Na szczęście tą tajemnica nie była straszna. Ula nie zakochała się ponownie A jedynie spełniła ostatnią wolę umierającego.
    Pozdrawiam serdecznie Andziok :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Andziok
      Ta kolejka musiała być naprawdę długa skoro zdążyłaś przeczytać rozdział i jeszcze go skomentować. Tajemnica nazwiska Uli rozwikłana. Nie pisałam nigdzie, że będzie straszna. Ot, po prostu życie.
      Dziękuję i pozdrawiam Cię najserdeczniej. :)

      Usuń
    2. Andziok,
      czyli nie tylko ja czytałam w kolejce do dziekanatu, ha! Jeszcze powiedz, że na Wrocławskim... :D

      Gosiu. Cudowne opowiadanie. Nie wyobrażam sobie opisania swego życia, a tu mamy do czynienia z czymś takim... Czekam na więcej i będę czekać na ciąg dalszy :)

      Usuń
    3. Stałam od 10 do 13, ale indeks i legitymacja jest już w moich rękach. Na całe szczęście! :)
      M.,
      Na Ekonomicznym w Krakowie :) Pozdrawiam studentkę.

      Usuń
    4. M.
      Bardzo dziękuję za miłe słowa. Następna część jak zwykle za tydzień. Poza tym gratuluję Wam obu i Tobie i Andziok.
      Pozdrawiam najserdeczniej. :)

      Usuń
  2. Świetne Coraz więcej wiemy Chcę jeszcze i jeszcze:) Pozdrawiam Ola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ola
      Bardzo dziękuję, że czytasz i komentujesz. Jeszcze wiele części przed Wami, więc będzie co czytać.
      Pozdrawiam Cię serdecznie.

      Usuń
  3. Super, naprawdę ekstra!!! Baaardzo wciąga. Czekam na next! Pozdrowienia. Kara

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kara
      Bardzo entuzjastycznie reagujesz na to opowiadanie, ale to mnie bardzo cieszy, bo nie sądziłam, że dla kilku osób będzie wciągające. Brawo Ja. Pozdrawiam Cię cieplutko. :)

      Usuń
  4. Zastanawiałam się czy Ula czyta gazety. Skoro ślub miał być zorganizowany z wielką pompą to musieli być tam dziennikarze i musieli sporo pisać o odwołanym ślubie. Chciałam nawet takie pytanie zadać, ale już wiemy, że Ula czyta i wie tylko źle to odczytała. Tomasz to takie odzwierciedlenie Piotra z innym zakończeniem. Dobry miły facet nie tak wnerwiający jak Piotr. Może nawet okaże się, że pokochała go.Nic nie miałabym przeciwko. Albo może on skłoni Ulę do napisania pamiętnika i na spotkanie z Markiem swoją największą miłością. Ciekawa jestem czy jeszcze żyje. Czekam oczywiście na ich spotkanie.
    Pozdrawiam miło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. RanczUla
      Oczywiście, że Ula czyta gazety. Przecież nie jest odcięta od świata. Informację o nieodbytym ślubie przeczytała i faktycznie źle ją zinterpretowała, ale wydawało jej się mało prawdopodobne, żeby ten ślub nie odbył się z jej powodu.
      Thomas jest zupełnie różny od Piotra. Nie ma ani jednej jego cechy. Piotr w moim odczuciu był fałszywy i mówił Uli sporo kłamstw gloryfikując przy okazji siebie. Taki cichy, podły pan doktorek. Na resztę odpowiedzi musisz zaczekać.
      Wielkie podziękowania za komentarz. Pozdrawiam najserdeczniej. :)

      Usuń
    2. Myślę, że żyje i to będzie powód, że tak szybko nie zwiąże się z Markiem.
      RanczUla pozdrawia.

      Usuń
  5. Witaj Małgosiu,
    co tam praca, pal sześć zakazy, ale muszę chociaż tyle napisać - jestem wstrząśnięta! I nie ma to nic wspólnego z martini J. Bonda:) Więcej wieczorem. Uściski:)
    Gaja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gaju
      Nie rób głupstw kochana, bo jeszcze wywalą Cię z roboty, a wtedy wyrzuty sumienia nie dadzą mi żyć. Czekam na więcej. Buziaki. :)

      Usuń
    2. Małgosiu,
      ogromnie poruszyła mnie historia Uli i Thomasa. Chyba lepiej też zaczynam rozumieć tytuł książki Uli - Moje zmagania z życiem. Ale może po kolei:) Strasznie to niesprawiedliwe, że tak młody człowiek tak bardzo cierpi. Takie życie, choroba nie wybiera, ale jakby tego było mało, to do tego był z tym zupełnie sam!? Mógł liczyć tylko na pomoc obcych osób i to dopiero za odpowiednią zapłatę! Gdzie podziała się rodzina, dalsza lub bliższa, gdzie są przyjaciele lub znajomi? Zdaję sobie sprawę, że każdy ma swoje sprawy, ale tak opuścić człowieka w potrzebie, to jest okropne! Wymazali go z pamięci?! Uważają, że jak go nie widzą, to choroba się cofnie, czy też udają przed sobą, że choroby nie ma? Wiem też, że większość osób nie wie jak zachować się w takiej sytuacji, ale przecież to nie zwalnia z poczucia empatii, z poczucia człowieczeństwa! Przebywając z osobą chorą można się zorientować czego jej potrzeba. Niekiedy wystarczy tylko nasza obecność, zrozumienie sytuacji lub wysłuchanie. Dobrze chociaż, że Thomas ma pieniądze i dzięki nim może zapewnić sobie dobrą opiekę. Tak poznaje wrażliwą, spokojną, potrafiącą wczuć się w sytuację, uczciwą Ulę. Jak na razie los jej nie oszczędzał! W Polsce najpierw zmartwienia w domu, później kłopoty z pracą i z Markiem. W Niemczech też nie ma oddechu. Zamiast jedne z najpiękniejszych lat miło spędzać, całkowicie je poświęca na opiekę nad chorym człowiekiem. Przez to nikogo nie jest w stanie poznać, nie ma chwili oddechu od śmiertelnej choroby. Z drugiej strony dobrze zarabia i może pomóc rodzinie. Ale gdzie w tym wszystkim jest ona sama? Gdzie jej potrzeby? Przecież jest dojrzałą i piękną kobietą. Thomas jest oczywiście bardzo dobrym i fajnym facetem. W nieprawdopodobny sposób odwdzięcza się Uli za okazywaną troskę i dobro. Małżeństwo zapewni jemu dozgonną opiekę a Uli niezły majątek - taka transakcja wiązana. Mimo wszystko, jakoś nie chce mi się wierzyć, że to jest lub było tylko "białe" małżeństwo, że nie było tam żadnych uczuć choćby ze strony Thomasa? Oczywiście pamiętam również, że Thomas wie o Marku, ale mimo wszystko przecież upłynęło sporo czasu, więc może? Teraz słówko o Marku. To co zrobił Uli było bezsprzecznie świństwem, można nawet w tym przypadku zgodzić się ze słowami piosenki, że facet, to świnia. Wiem, że się zmienił, wiem, że żałuje, jednak zastanawiam się czy on tak naprawdę zdawał sobie sprawę z tego jak bardzo wpłynął na życie Uli? Czytając książkę może bardzo dokładnie się o tym przekonać. Na spotkaniu z nią będzie w o wiele lepszej sytuacji. Po pierwsze będzie wiedział co u niej się działo i po drugie i chyba najważniejsze, będzie mógł się do tego spotkania bardzo dobrze przygotować. Dla Uli będzie to zupełne zaskoczenie i nie wiem czy miłe? Kończę, bo chyba mogłabym jeszcze tak ciągnąć te moje bzdetki. Bardzo dziękuję za dzisiaj i chyba nie muszę przekonywać, że bardzo mi się podobało:) Już dzisiaj chciałabym aby był kolejny czwartek:) Serdecznie pozdrawiam i przesyłam mnóstwo buziaków:)
      p.s. z pracą chyba nie będzie tak źle:)
      Gaja

      Usuń
    3. Gaju
      Thomas nie miał żadnej rodziny. Był właśnie jednym z tych pechowców, którzy w chorobie zostają absolutnie sami. Ma kolegę, z którym wspólnie zakładali firmę. Klaus jest porządnym człowiekiem, ale tak jak większość nie potrafi stawić czoła śmiertelnej chorobie kolegi. Thomas poniekąd go rozgrzesza, bo w firmie zawsze jest urwanie głowy i kolega jest wciąż zajęty. Thomas jednak nie narzeka, bo przyjmuje taki stan jak coś bardzo oczywistego. Nie ma znajomych, przyjaciół i zdołał się z tym pogodzić. Choroba sprawia, że ma wahania nastrojów i nie zawsze dobrą formę. On sam nie chce się pokazywać ludziom na oczy kiedy jest słaby po chemii na przykład. Ula wniosła w jego życie radość. Dzięki niej częściej się uśmiecha. To nie jest bez znaczenia i z pewnością wywołuje jakieś głębsze uczucia. Piszę o tym w jednym z najbliższych rozdziałów, więc nie będę tu opisywać wszystkiego.
      A jeśli chodzi o Marka, to zapewniam Cię, że te pięć lat dało mu w kość. To długi czas, żeby zadręczyć się z tęsknoty i wyrzutów sumienia na śmierć. O spotkaniu nie będę pisać, bo za chwilę sama się przekonasz jak to będzie wyglądało.
      Dzięki za długaśny komentarz. Uwielbiam każdy jeden przez Ciebie napisany, bo analizujesz wszystko bardzo dokładnie.
      Dziękuję i przesyłam mnóstwo uścisków. :)

      Usuń
  6. Hej. Świetny rozdział. Przeczytany na bezdechu:) Thanks Czekam na cd. AB

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. AB
      Bardzo dziękuję, ale polecam jednak oddychać, bo nieoddychanie jest niebezpieczne. Hahaha. Pozdrawiam najpiękniej. :)

      Usuń
  7. Zastanawia mnie czy mąż Uli żyje, lepiej dla przyszłości Uli i Marka byłoby aby Ulka była sama. Lubię twoje opowiadania o tej parze i bardzo za nimi tęskniłam.;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż mogę powiedzieć... Thomas nadal żyje, ale jego czas bardzo się kurczy.
      Bardzo dziękuję i cieszę się, że podobają Ci się moje bazgrołki.
      Pozdrawiam serdecznie. :)

      Usuń
  8. Rewelacja. Nie wiem co więcej napisać. Chyba tylko to, że pozdrawiam i czekam na więcej;) Nina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nina

      Wielkie podziękowania. Naprawdę to, jak przyjmujecie tę historię jest dla mnie wielkim zaskoczeniem i bardzo się cieszę, że Wam się podoba, czemu dajecie wyraz w komentarzach.
      Dziękuję i najserdeczniej pozdrawiam. :)

      Usuń
  9. JUSTYNA
    Chcę Cię najserdeczniej przeprosić, bo wiem ile kosztuje napisanie takiego długiego komentarza. Pierwszy usunęłaś, a ja chciałam go całkowicie usunąć ze strony i wraz z nim usunęłam przez własną głupotę ten drugi. Jestem wściekła i liczę na to, że wybaczysz starej, głupiej babie. Bardzo Cię przepraszam i serdecznie pozdrawiam.
    PS. Na szczęście zanim usunęłam, zdążyłam go przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Małgosiu
      Oczywiście ,że się nie gniewam. Pierwszy pisałam na szybko byłam zmęczona i dziś chciałam do niego dopisać kilka słów ,a przez przypadek skasowałam poprzedni. (też byłam wściekła). Nie będę pisać już drugi raz,chociaż mniej więcej pamiętam co tam było. (wybacz). Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
    2. Justyś
      Ja nawet nie śmiałabym Cię o to prosić. Wiem, co w nim było, bo przeczytałam i bardzo Ci za ten wpis dziękuję.
      Pozdrawiam cieplutko. :)

      Usuń
  10. Ja myślałam (przyjaciółka też), że Ula znalazła pracę u Ingrid i po cichu zemści się na FD. Zmyliło nas ostatnie zdjęcie;) A tutaj niespodzianka. Marek i Ula robią zupełnie coś innego niż biznes modowy. To co jest teraz z FD? Nie ma tam już D? Pazerne rodzeństwo dostało wszystko? Szkoda! Gdzie sprawiedliwość? Obie pozdrawiamy. M i E

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. M i E

      Ktoś wpadł już kiedyś na pomysł, że Ula pracuje dla Ingrid. Szczerze powiedziawszy mnie nie przyszło to do głowy.
      O tym, co dzieje się w F&D na pewno się dowiecie, ale to za kilka rozdziałów. Wszystko wyjaśniam więc uzbrójcie się w cierpliwość.
      Dziękuję dziewczyny za komentarz. Obie najserdeczniej pozdrawiam. :)

      Usuń