Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 8 września 2016

"ODCZAROWAĆ LOS" - rozdział 9

ROZDZIAŁ 9


Dzięki nowym pracownikom Ludka miała wreszcie trochę luzu. Rano rozwozili wspólnie z Mateuszem pierogi i robili zaopatrzenie w hurtowniach. Potem pomagała jeszcze przy lepieniu przez kilka godzin, ale zazwyczaj popołudnia mieli tylko dla siebie.
W niedziele najchętniej jeździli na plażę, bo tu Ludka regenerowała swoje siły. Spacerowali brzegiem objęci i szczęśliwi. Mateusz ewidentnie był zakochany po uszy, a ona być może nie odwzajemniała tej miłości w sposób, jakiego by pragnął, ale też nie broniła się przed pierwszymi pocałunkami i intymnymi gestami.
Na pewno doceniała jego wrażliwość, uczynność i to, że tak wiele czasu jej poświęcał. Miała w nim prawdziwe oparcie, bo on zawsze był, kiedy tylko go potrzebowała.

Na początku września przyszło zawiadomienie o rozprawie mającej się odbyć w połowie miesiąca w sądzie rodzinnym. Wprawdzie kobiety, które przeprowadzały z Ludką wywiad środowiskowy zapewniły ją, że to będzie tylko formalność, ale nie mogła pozbyć się lęku, że wyciągną z jej życiorysu coś, co spowoduje, że zabiorą jej Luśkę na zawsze. Wiedziała, że pytano też w szkole, czy chodzi na wywiadówki, czy mała chodzi zadbana i przygotowana do lekcji.

Na rozprawę pojechała z Lusią i Mateuszem. Dzięki niemu czuła się pewniej, a on wciąż dodawał jej otuchy mówiąc, że na pewno wszystko skończy się szczęśliwie. Nie mógł z nią wejść na salę, ale siedząc na korytarzu mocno trzymał kciuki. Ludka weszła do środka ze ściśniętym z nerwów żołądkiem. Sędzina zauważyła jej zdenerwowanie i uśmiechnęła się do niej pokrzepiająco.
Lusię zabrano do jakiegoś pokoju. Miał z nią rozmawiać psycholog dziecięcy i dzięki monitoringowi, zgromadzeni na sali ludzie mieli możliwość oglądać przebieg tej rozmowy.
Ludka wstała i przedstawiła się. Podała sędzinie swój dowód osobisty. Padły rutynowe pytania, niemal identyczne jak te, które zadawały jej kobiety z ośrodka. Nie kryła niczego. Miała świadomość, że jeśli będzie szczera, to sąd oceni jej wypowiedzi na korzyść. Opowiedziała historię swojego życia i Lusi od samego początku.
 - Od jak dawna opiekuje się pani siostrą?
 - Od momentu jej urodzenia. Matka przyniosła któregoś dnia noworodka do domu i uznała, że na tym jej rola się skończyła. To ja zajmowałam się małą. Karmiłam, przewijałam, chodziłam do lekarzy, gdy była chora. Miałam dwanaście lat, a musiałam spełniać rolę matki. Byłyśmy biedne. Rodzice pili na umór nie martwiąc się, czy mamy co jeść i w co się ubrać. Zbierałam złom, żeby zarobić na jedzenie dla nas. Chodziłam do opieki społecznej, żeby wyżebrać odżywki dla dziecka, mleko w proszku czy pampersy. To było bardzo upokarzające – rozpłakała się. – Tacy ludzie jakimi byli moi rodzice, nigdy nie powinni mieć dzieci. Czasami myślałam, że o wiele lepiej byłoby nam w domu dziecka niż przy nich.
 - Skończyła pani jakąś szkołę?
 - Skończyłam liceum gastronomiczne w Katowicach. Mam maturę. Obecnie studiuję zaocznie w Szkole Bankowej. Jestem na drugim roku.
 - Mam tu opinię dyrektorki szkoły, do której uczęszcza siostra i opinię jej wychowawczyni. Obie są bardzo pochlebne. Mówią, że dziecko przychodzi do szkoły schludnie ubrane i czyste, przygotowane do zajęć i zaopatrzone w drugie śniadanie. Nie ma więc tu żadnych oznak zaniedbania.
 - Proszę sądu, ja przysięgłam sobie uciekając z domu, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby ona miała szczęśliwe dzieciństwo. Ona musiała zapomnieć o tych okropnościach, które obie przeżyłyśmy. Myślę, że mi się to udało.
 - Posłuchajmy teraz rozmowy z psychologiem.
Pokazano przytulny pokój i Luśkę siedzącą przy stoliku, a obok kobietę, która rozmawiała z nią cicho.
 - Jak się nazywasz?
 - Alicja Szulc.
 - Ile masz lat?
 - Osiem i siedem miesięcy. Chodzę już do trzeciej klasy – powiedziała mała z dumą.
 - A skąd przyjechałyście do Gdańska?
 - Z Katowic, ale my uciekłyśmy proszę pani.
 - Uciekłyście? Dlaczego?
 - Bo nasi rodzice byli niedobrzy. Ciągle pili, a nas wyrzucali z domu. Bili nas i nie dawali nam jeść. Musiałyśmy zbierać puszki i makulaturę i same zarobić na jedzenie.
 - My? To znaczy ty i…
 - Moja siostra, Ludka. Ona jest mądra i dba o mnie nie tak jak mama. Bardzo ją kocham, bo jest najlepszą siostrą na świecie. Ona myśli, że ja jestem jeszcze dzieckiem i niewiele rozumiem, ale ja przecież wiem, że to dla mnie pracuje tak ciężko. Od dwóch lat nigdzie nie wyjeżdżała, nie odpoczęła, za to mnie już cztery razy wysłała na kolonie i raz na zimowisko. W tym roku byłam w Niemczech, a ona nigdy nie była za granicą – pochwaliła się.
 - Pani w szkole mówi, że jesteś wzorową uczennicą.
Twarz Luśki rozciągnęła się w szerokim uśmiechu.
 - Bardzo lubię szkołę. Lubię się uczyć i dużo czytać. Uczę się też angielskiego, bo Ludka mówi, że dobrze jest znać języki.
 - Wystarczy – sędzina oderwała wzrok od monitora. – Myślę, że mamy już jasność. Pani Szulc, chcę tylko powiedzieć, że życzyłabym sobie wiele takich spraw jak ta. Spraw, które nie budzą najmniejszych wątpliwości i tak bardzo ułatwiają podjęcie decyzji. Siostra zostaje przy pani. Stosowne orzeczenie zostanie przesłane pani na adres domowy. A tak już zupełnie prywatnie powiem, że bardzo panią podziwiam za odwagę, determinację i wielkie serce. Życzę i pani i siostrze szczęścia. Zamykam rozprawę.
Po twarzy Ludki toczyły się prawdziwe potoki łez. Nie potrafiła zapanować nad wzruszeniem. Z twarzą czerwoną od płaczu wyszła na korytarz. Mateusz zobaczywszy ją w takim stanie był przerażony.
 - Kochanie, co się stało? Zabierają ci Lusię?
 - Nie…, wszystko w najlepszym porządku. Zostaje ze mną, a ten płacz, to emocje, które ze mnie teraz wychodzą.
Na korytarz w towarzystwie pani psycholog wyszła Lusia i podbiegła do Ludki. Ta przykucnęła i przytuliła siostrę mocno.
 - Byłaś bardzo dzielna kochanie, bardzo dzielna… Wracajmy do domu.
 - A może nie do domu? Może powinnyście to wszystko odreagować? Jeśli się zgodzicie, to porwę was na pyszne lody z bitą śmietaną, a po nich na spacer po parku. Należy wam się oddech – zaproponował Mateusz.
 - Ludka, ja chcę na lody. Zgódź się, co…?
 - Ach, wy to wiecie jakich użyć argumentów, żeby mnie przekonać i wiecie, że nie jestem w stanie wam niczego odmówić. Jedźmy na te lody. Sama nabrałam na nie ochoty.


Wracali. Ten dzień spędzili bardzo przyjemnie mimo rozprawy w sądzie. Już z daleka zauważyli spory tłum przed kamienicą.
 - To chyba nie kolejka po pierogi? Coś musiało się stać.
Mateusz zaparkował, a Ludka pośpiesznie wysiadła z samochodu. Zauważyła Karską i podbiegła do niej.
 - Pani Basiu, co się dzieje? – Karska odwróciła się do niej.
 - Nic dobrego moje dziecko, nic dobrego… Pani Wiśniewska, ta z pierwszego piętra zasłabła. Teraz jest u niej pogotowie. To chyba coś z sercem, bo od dawna uskarżała się na nie. Nie wiem czy ona to przeżyje. Ma już przecież dziewięćdziesiąt dwa lata. Wanda zadzwoniła po jej córkę, bo kiedyś ta dała jej swój numer telefonu.
 - Mam nadzieję, że wszystko dobrze się skończy…
Ludka wróciła do samochodu i wyłuszczyła Mateuszowi sytuację. Ledwie skończyła mówić w drzwiach pokazała się tęga, zapłakana kobieta. Podeszła do Karskiej.
 - Mama nie żyje pani Basiu. Jak tylko ją pochowamy, zaczniemy opróżniać mieszkanie.
 - Spokojnie droga pani, – Karska pogładziła jej ramię – nie ma pośpiechu. Bardzo pani współczuję. Niezmiernie lubiliśmy mamę, bo mimo wieku zachowała niezwykłą pogodę ducha.
 - Dziękuję. Wiem, bo często o was opowiadała. Żyjecie tu jak w rodzinie. Przepraszam, wynoszą ciało. Będę musiała iść. Powiadomię o pogrzebie. Do widzenia.
Smutny to był widok. Tłum nagle zamilkł, gdy wyjechały z sieni nosze, na których leżała pani Wiśniewska zapakowana w biały worek. Ludce było jej bardzo żal. Kobieta była niedołężna i nigdzie nie wychodziła. Ludka zaglądała do niej czasem przynosząc jej porcję gorących pierogów z mięsem i boczkiem, które ta najbardziej lubiła. Ot życie…

Wrzesień się kończył. Mateusz od pierwszego października zaczynał pracę w firmie rodziców. Na szczęście firma miała swoją siedzibę bardzo blisko Ogarnej na Amundsena i to było dla Mateusza bardzo pocieszające. Za to Ludce przybyło obowiązków, bo już bez niego musiała sobie poradzić, a poza tym i ona zaczynała rok akademicki.
Na początku października przyszła do niej Karska z pewną propozycją.
 - Córka Wiśniewskiej zdała mi dzisiaj klucze. Pomyślałam, że może chciałabyś się przenieść na większe mieszkanie. Czynsz jest tylko o dwieście złotych wyższy niż tutaj, a tam masz do dyspozycji trzy wielkie pokoje. Mogłabyś spokojnie urządzić pokój dla Lusi, swoją sypialnię i salon. Kuchnia jest trzy razy większa niż twoja. Jak chcesz, to pokażę ci. Oczywiście mieszkanie trzeba by było odświeżyć, bo nie było malowane od lat, ale przecież poradziłabyś sobie. No i to pierwsze piętro, a nie trzecie. Na twoje ma zakusy Ewa. Chce się usamodzielnić i nie siedzieć wciąż na karku rodzicom. Płacisz jej tyle, że jak sama mi mówiła, stać ją na wynajęcie kawalerki. Co ty na to?
 - Trochę mnie pani zaskoczyła pani Basiu, ale ma pani rację. Luśka rośnie i powinna mieć swój własny pokój. Bardzo ciekawa jestem tego mieszkania, bo nie wchodziłam do niego dalej jak do przedpokoju.
Zeszły na piętro i Karska otworzyła drzwi. Mieszkanie było ogromne. Z przedpokoju prowadziły odrębnie drzwi do pokoi i żaden z nich nie był przechodni. Kuchnia była bardzo duża. Oczami wyobraźni Ludka widziała spory stół, przy którym można normalnie usiąść i zjeść posiłek. Mieszkanie istotnie wymagało remontu i to generalnego, ale nie bała się go. Teraz stać ją było na wynajęcie solidnych fachowców, którzy doprowadziliby to miejsce do stanu używalności.
 - Biorę pani Basiu. Od jutra zacznę szukać jakiejś firmy remontowej. Zmienię kafelki i w kuchni i w łazience. Położę nowe podłogi. Ileż tu przestrzeni. Teraz jak nie ma tu w ogóle mebli wydaje się ogromna, prawda?
Była tak podekscytowana, że wróciwszy do swojego mieszkania zadzwoniła do Mateusza.
 - Bardzo chciałabym, żebyś obejrzał to mieszkanie i może coś doradził.
 - Będę o piętnastej trzydzieści i najpierw zamawiam porcję pierogów, bo na pewno będę głodny.
 - Załatwione. Czekam na ciebie.

Po południu oglądali mieszkanie wspólnie. Mateusz twierdził, że ono ma naprawdę spory potencjał i można je genialnie urządzić.
 - Jak chcesz, to jutro możemy pojechać i obejrzeć płytki. Teraz mają ogromny wybór. Tu najlepsze by były takie ogromne kafle. To ma też dodatkową zaletę, bo kładą się błyskawicznie. Łazienka jest taka wielka, że spokojnie oprócz wanny może stanąć brodzik. Sam układ mieszkania rewelacyjny, a ten najmniejszy pokój idealny dla Lusi. Jak już wszystko zrobią, będzie naprawdę pięknie.

Nie tracili czasu. Przez kolejne dwa tygodnie jeździli i zamawiali potrzebne materiały. Ludka postanowiła wymienić drzwi na bardziej nowoczesne i to nie tylko te zewnętrzne, ale i te od pokoi. Wybrała kolory ścian łagodne, pastelowe. Generalnie wszystko miało być nowe łącznie z piecami gazowymi, armaturą i wymianą rur. Taką też umowę zawarła z ekipą, która miała wykonać remont.
Wydała mnóstwo pieniędzy, ale wiedziała, że to jest inwestycja na lata, inwestycja w przyszłość swoją i Lusi.
Musiała przyznać, że ludzie z firmy spisali się doskonale. Wszystko było bardzo dopracowane i nie odstawiono fuszerki. Teraz mogła się skupić na kupowaniu mebli i urządzaniu przytulnego pokoju dla Lusi. Mała sama wybrała sobie mebelki i Ludka musiała przyznać, że ma naprawdę niezły gust, bo jej samej też się podobały.
Wkrótce opróżniała stare mieszkanie, bo Ewa chciała przywieźć własne meble.
Święta spędzała już na nowym miejscu. Jak zwykle na wigilii obecna była Karska i Wanda z Władkiem. Mateusz wigilię spędzał z rodzicami, ale dwa świąteczne dni z Ludką i Lusią.

Życie zdecydowanie przyhamowało. Kolejna sesja, urodziny i znowu sesja i Mateusz zawsze wierny, wciąż trwający przy niej i kochający ją bez pamięci.
Wyszła z budynku szkoły uśmiechnięta i szczęśliwa. Na parkingu zauważyła swojego chłopaka z ogromnym bukietem róż i Lusię, już prawie dwunastolatkę dzierżącą w dłoni bukiecik stokrotek. Podeszła do nich mocno zaskoczona.
 - A co wy tu robicie?
 - Nie mogliśmy nie przyjść i pogratulować ci – Mateusz już całował jej usta. – Jestem pewien, że obroniłaś się celująco. Gratuluję.
 - Ja też – Lusia przylgnęła do niej. – Jaki stopień dostałaś?
 - Piątkę i jestem bardzo szczęśliwa. Koniecznie trzeba to uczcić. Zapraszam was na pyszny obiad, a po nim na spacer plażą.

Szli brzegiem czule objęci, a Lusia biegła przed nimi schylając się co chwilę i zbierając drobne muszelki.







Ludka popatrzyła na nią z miłością. Nawet nie zauważyła, kiedy jej mała siostrzyczka tak wyrosła. Właśnie skończyła piątą klasę i już drugi raz przyniosła do domu świadectwo z czerwonym paskiem. Czy mogłyby to wszystko osiągnąć, gdyby zostały w Katowicach? Była pewna, że Lusia zdemoralizowałaby się wcześniej czy później, a ona sama być może skończyłaby jak Zosia Głowacka pozostawiona sama sobie i z małym dzieckiem. Podniosła głowę i spojrzała w utkwione w siebie oczy Mateusza. Przytuliła się mocniej do niego.
 - Jestem szczęśliwa. Bardzo szczęśliwa. Kocham cię.

5 komentarzy:

  1. Witaj Małgosiu,
    rozczulająca jest mała Lusia i wcale się nie dziwię, że Ludka się popłakała w trakcie jej rozmowy z panią psycholog. Dorosłym się wydaje, że dzieci nic nie widzą i nic nie rozumieją, bo są zbyt małe i "głupiutkie". Prawda jak widać jest inna. Lusia doskonale pamięta jak było w "domu rodzinnym", pamięta "mamę" i jej postępowanie oraz bardzo dobrze rozumie co dla niej robi jej siostra i jak ciężko pracuje na to co teraz mają:) W Ludce ma bardzo dobry wzór do naśladowania. Jest z niej mała mądrala:) Ludka przynajmniej nie musi się teraz martwić o ich dalsze losy. Już będą razem i nikt i nic ich nie rozdzieli:) Mateusz stoi przy niej murem przez cały czas. Takie wsparcie jest na pewno nieocenioną pomocą dla Ludki. Czas szybko leci i jak widać we trójkę tworzą fajną "rodzinkę". Może Mateusz wreszcie zdobędzie się na odwagę i poprosi Ludkę o rękę:) Przecież Ludka już przyznała się do swoich uczuć, a on ją też kocha:) Ponadto dziewczyny mają dość duże mieszkanie i z pewnością znajdzie się tam miejsce dla jeszcze co najmniej jednej osoby:) Do dzieła, to nic nie boli:) Fajnie, że wreszcie życie Ludki troszeczkę wyhamowało i ma w końcu czas również dla siebie i dla miłości:) Dziękuję za dzisiaj i czekam na następny ruch przede wszystkim Mateusza:) Serdecznie pozdrawiam i przesyłam moc uścisków:)
    p.s. muszę się przyznać, że dostaję chyba owsików jeśli chodzi o kolejne opowiadanie:) Ciężko się doczekać, tym bardziej, że jedna z czytelniczek (chyba Sherlock Holmes?) dopatrzyła się czegoś bardzo ciekawego jeśli chodzi o tę Twoją niespodziankę:) Buziaki:)
    Gaja

    OdpowiedzUsuń
  2. Podobnie jak Gaja ja również nie mogę doczekać się kolejnego czwartku.Oby nie było rozczarowania. Mam rozumieć, że kolejny wpis w niedzielę?
    Co do opowiadania to dość długo trwało zakochiwanie się Ludki. Chyba ponad cztery lata. Ale w końcu zdecydowała się powiedzieć co czuje. Brawo też za studia. Teraz już nic nie szkodzi na przeszkodzie na takie prawdziwe bycie razem. Zwłaszcza, że mieszkanie też jest. Chociaż przypuszczam, że długo tam mieszkać rodzeństwo już nie będzie. Ciągle nic o rodzicach Mateusza. Nie ukrywam, że to mnie najbardziej ciekawi.
    Co do Lusi jeszcze to równie dzielna i zdolna jak jej starsza siostra. I chwała jej za to.
    Pozdrawiam miło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gaja, RanczUla

      Ostatni rozdział opowiadania w niedzielę, a w następny czwartek będę publikować moją niespodziankę dla Was z okazji miliona wejść na blog. Szkoda, że nie zgrało się to w czasie, ale kto mógł przewidzieć...? To dlatego pośpieszam z tym opowiadaniem, bo od czwartku wracam do poprzedniego schematu i będę publikować co tydzień.
      Ta historia dobiega końca. To nie jest tak, że Ludka zakochiwała się w Mateuszu przez cztery lata. Jest w nim zakochana od dawna. Gdyby było inaczej, czy wytrzymaliby ze sobą tak długo? Rodzice chłopaka pojawią się w ostatniej części i choć tego nie pisałam oni poznali już Ludkę i wiedzą z kim się prowadza ich syn.
      Co do Lusi, to wreszcie jej sytuacja prawna została wyprostowana i teraz wszystko jest tak jak być powinno. Jak widać dziewczynka bardzo docenia to, co robi dla niej starsza siostra i szanuje ją za jej poświęcenie. Dzieci szybko dojrzewają a zwłaszcza takie, których dzieciństwo nie jest szczęśliwe. Są mądrzejsze doświadczeniami życiowymi od swoich rówieśników i to tylko my dorośli nie wiedzieć czemu uważamy, że one są za małe, by cokolwiek rozumieć. Mała dała prawdziwy popis w sądzie i chyba rozwiała wszelkie wątpliwości sędziny.
      Jakby na to nie patrzeć wielkimi krokami zbliża się happy end. Zapraszam więc Was w niedzielę.
      Pozdrawiam obie najserdeczniej. Buziaki. :)

      Usuń
  3. Lusia to bardzo mądra dziewczynka. Powiedziała w sądzie to co trzeba. Zaskoczyła przy tym innych. Myśleli ,że mimo niewielu lat nie będzie wiedziała co działo się w domu? Jak wyglądało poprzednie życie jej i siostry? Na szczęście mała została na stałe z siostrą. Przeprowadzili się do nowego mieszkania. Urządzają je ,a Mateusz myślę ,że niedługo zdobędzie się na kolejny krok i oświadczy się Ludce. W końcu są ze sobą już długo.Oboje się kochają, chodź jej długo zajęło przyznanie się do uczuć. Cieszę się ,że wszystko zmierza do szczęśliwego finału.Świetne dwa rozdziały, bo dopiero dziś czytałam poprzedni.Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Justyna

      Mateusz wszelkie decyzje dotyczące ich obojga podejmie w ostatnim rozdziale. Ma być szczęśliwy finał i będzie, to mogę obiecać. Na razie budują swoje małe szczęście i wiją gniazdko.
      Bardzo dziękuję za komentarz i zapraszam Cię na jutrzejszy, ostatni rozdział..
      Pozdrawiam. :)

      Usuń