Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 9 marca 2017

"SENS ŻYCIA" - rozdział 11

ROZDZIAŁ 11
ostatni


 - Zauważyłeś Paweł to dziwne zachowanie Mony? Już któryś raz z rzędu skotłowała całe legowisko a co gorsza wyrugowała z niego biednego Momo – Wiki podeszła do psa i pogładziła go pieszczotliwie. – Znowu cię wyrzuciła tak? Niedobra sunia. Mona, co ty wyprawiasz? To jakieś niedorzeczne. Ostatnio jest okropnie nadpobudliwa i chyba coś się dzieje z jej sutkami. Nawet dotknąć się nie pozwala.
Paweł spojrzał na swoją narzeczoną i uśmiechnął się.
 - Kochanie zamiast snuć przypuszczenia idź z nią po prostu do weterynarza. Daleko nie masz.
 - Chyba masz rację. Zostawiam cię w takim razie. Gdyby przyszedł ten starszy pan, to możesz mu dać laptop. Działa jak trzeba i wszystko ma skonfigurowane - sięgnęła po torebkę i smycz. – To my idziemy. Mam nadzieję, że to nie potrwa długo. Chodź Mona.
Poczekalnia u weterynarza świeciła pustkami. Były wakacje, więc nie narzekał na nadmiar pacjentów. Wiki przywitała się z nim i opowiedziała o tych dziwnych objawach swojej suni. Lekarz dokładnie ją zbadał. Kiedy dotknął sutków głośno zapiszczała.
 - No cóż…, jakby to zgrabnie ująć… Ona rodzi proszę pani.
Oczy Wiki zrobiły się wielkie jak pięciozłotówki.
 - Ale…, jak to rodzi? Przecież nawet nie zauważyłam, żeby była w ciąży.
 - Bo nie zawsze to można dostrzec. Położę ją na stół i spróbuję zrobić USG. Może uda mi się policzyć płody - delikatnie ułożył psa i równie delikatnie zaczął jeździć po brzuchu głowicą ultrasonograficzną. – Proszę spojrzeć. Są już gotowe do porodu. Duże i donoszone. Wszystko wygląda prawidłowo. Naliczyłem sześć. To pewnie pierwsza jej ciąża i dlatego nie jest tak liczna. Nie ma na co czekać. Podam jej zastrzyk przyspieszający poród i dopilnuję, żeby przebiegł prawidłowo.
Wciąż nie mogąca wyjść z szoku Wiki kiwnęła tylko głową na znak zgody. Wyciągnęła telefon i wybrała numer Pawła. Odebrał natychmiast.
 - I jak kochanie, masz dobre wieści?
 - Wręcz wspaniałe – odpowiedziała z ironią. - Powiem tylko, że Momo zostanie ojcem sześciu szczeniaków.
Przez chwilę w słuchawce słyszała tylko oddech Pawła. – Pewnie i on jest w szoku - pomyślała.
 - Ale jak, kiedy?
 - Nie wiem kiedy, ale przed chwilą oglądałam szczenięta na USG. Zostaję tutaj i gdybym nie wróciła do szesnastej, to przyjedź tu do nas. Przecież nie mogę jej tu samej zostawić. Pan doktor podał jej zastrzyk na przyspieszenie porodu, więc być może nie potrwa to za długo.
 - Dobrze skarbie. A to nowina! Momo, kiedyś ty to zrobił? – rzucił do psa, ale on tylko oparł głowę na jego kolanach i polizał mu dłoń. -
Rozłączam się kochanie, bo mam klienta. Po czwartej będę. Pa.
Wiki schowała telefon do torebki i podeszła do legowiska, w którym leżała już Mona. Gładząc ją mówiła
 - Zostaniesz mamą Mona. Zrobiłaś nam dzisiaj ogromną niespodziankę, wiesz?
 - Chyba się zaczyna – weterynarz przyklęknął przy kojcu trzymając w ręku kilka ręczników. – Ma skurcze.
Lekarz okazał się niezwykle pomocny. Po pięciu godzinach wszystkie szczeniaki były już na świecie. Leżały przy Monie ssąc mleko z sutków, a ona rozdawała im psie całusy dzieląc je sprawiedliwie.


W poczekalni pojawił się Paweł z psem. Podjechał do otwartych drzwi gabinetu i przywitał się z lekarzem.
 - To mój narzeczony, – przedstawiła go Wiki – a to sprawca całego zamieszania – wskazała Momo. – Idź, przywitaj się z dziećmi.
Pies podszedł do kojca i polizał najpierw Monę, a potem z uwagą przyjrzał się leżącym jak serdelki szczeniakom.
 - Zastanawiam się jak my to całe towarzystwo przewieziemy – zmartwiła się Wiki.
 - Ja zaraz zadzwonię do Aleksandra. Powinien być w domu. Zabierzesz się z nim, bo Mona pewnie jest jeszcze słaba. Obok zauważyłem sklep z rzeczami dla piesków – zwrócił się do weterynarza. – To też pański?
 - Jak najbardziej. Chce pan pewnie kupić kojec dla maluchów? Zaraz wybierzemy coś odpowiedniego. Tutaj jeszcze książeczki zdrowia dla piesków z rozpisanymi datami szczepień, proszę – podał je Wiki
Kojec został wybrany i mnóstwo innych rzeczy dla szczeniąt. Paweł regulował właśnie wcale niemały rachunek, gdy podjechał Aleksander. Zobaczywszy ten przychówek złapał się za głowę.
 - Rany! Co wy zrobicie z taką ilością psów!? – Paweł roześmiał się.
 - Odchowamy, a potem oddamy do Fundacji „Ami”, żeby je wytresowano na psy dla niepełnosprawnych. To chyba najlepsze rozwiązanie. Przynajmniej w taki sposób będę mógł się im zrewanżować za Momo i za to, że tak szybko dostałem psa. Jutro skontaktuję się z panią prezes i wszystko załatwię.

Do czasu odchowania szczeniaków ich rodzice zostawali w domu. Paweł i Wiki mieli sporo zleconej roboty i dodatkowo załatwiali jeszcze sprawy związane ze ślubem. Wciąż szukali oboje odpowiednich strojów dla siebie. W międzyczasie umówili się na mieście z koleżanką Wiki i jej mężem fotografem. Wręczyli im zaproszenia na ślub i poprosili o zrobienie im zdjęć. Mąż Lidki, bo tak miała na imię owa koleżanka, okazał się bardzo miły i sympatyczny. Zaoferował nie tylko robienie zdjęć, ale obiecał im cały album. Dwaj koledzy Pawła, których zaprosił na ślub po prostu pojawili się w serwisie. Wiki zrobiła im kawy i wręczyła zaproszenia.
 - Szczęściarz z ciebie stary – mruknął jeden z nich. – Twoja przyszła żona, to piękna kobieta.
Paweł roześmiał się.
 - Nie zazdrość, bo twojej Iwonie też niczego nie brakuje.
 - A ja wciąż liczę, że pokażesz się w klubie Paweł i poćwiczysz z nami – odezwał się drugi. – Dobrze by ci to zrobiło. Mamy własnych masażystów. Chłopaki są bardzo z nich zadowoleni. Poprzez masaże wzmacniają im mięśnie nóg, a twoje są chyba słabe.
 - Są niemal w zaniku – potwierdził Paweł.
 - Powinieneś to zmienić. Przekonasz się, że po paru miesiącach ćwiczeń wprawdzie chodzić nie będziesz, ale staniesz się sprawniejszy i mocniejszy. Mięśnie nóg wzmocnią się na sto procent.
 - Jak już mi się przewali ten ślub, to na pewno się zjawię. Mnie samego drażni widok tych dwóch patyków. Wiki udaje, że nie robi to na niej wrażenia, ale czasem przyłapuję ją, jak żałośnie na nie patrzy. Chciałbym to zmienić, dlatego nie będę się już ociągał.
 - Trzymam cię w takim razie za słowo.

Szczenięta rosły. Przeszły już na stały pokarm i dały wreszcie spokój zmęczonej nimi Monie. Miały po dwa i pół miesiąca więc Paweł uznał, że już najwyższy czas oddać je na szkolenie.

 
Porozumiał się z szefową fundacji i umówił na konkretny termin. Wiki pożyczyła od brata samochód i pewnej soboty ruszyli do Zduńskiej Woli. Już na miejscu zostali bardzo wylewnie przywitani. Pani prezes nie kryła wzruszenia mówiąc, że znowu kolejnych sześć osób będzie miało psie wsparcie.
 - Są śliczne. Momo świetnie się spisał, a jak sprawdza się w roli asystenta? – zapytała Pawła.
 - Jest rewelacyjny od samego początku. Wszystko rozumie. Jeszcze jakby nauczył się mówić, to byłby genialny – roześmiał się. – A to jest Mona, matka szczeniąt.
 - Pewnie trudno będzie jej się z nimi rozstać.
 - Myślę, że nie będzie tak źle – uspokoiła kobietę Wiki. –Ostatnio dały się jej mocno we znaki i jest już nimi trochę zmęczona.
 - W takim razie zabieramy je.
 - Tu są jeszcze ich książeczki szczepień. Nie nadawaliśmy imion i zostawiamy to już w państwa gestii. Są cztery suczki i dwa psy.
 - Bardzo wam dziękujemy. To wspaniały gest, a pieski będą pociechą dla kogoś.
Paweł i Wiki pożegnali się. Mona zachowywała się bardzo spokojnie. Wydawało się, że wreszcie odetchnęła.

Po powrocie ze Zduńskiej Woli mogli skupić się już wyłącznie na ślubie, który zbliżał się wielkimi krokami. Wiki wreszcie udało się nabyć wymarzoną suknię. Zdesperowana wybrała ją po prostu z katalogu. Po przymiarce okazało się, że wymaga tylko niewielkich poprawek. Garnitur Pawła też był kupiony i wisiał w szafie czekając na właściwy moment.

Jeszcze przed ślubem Wiktoria przenosiła swój „dobytek” do mieszkania Pawła. Nie były to rzecz jasna meble, bo to, co miał Paweł w zupełności wystarczało dla nich obojga, ale rzeczy osobiste i trochę bibelotów. Cieszyli się, że wreszcie zamieszkali razem. Paweł od dawna tego pragnął, Wiki chyba też. Mimo jego okaleczenia kochała go całym sercem. Doceniała jego dobry charakter, a także to, że właściwie nigdy nie podnosił głosu i zawsze był spokojny i opanowany. Dzięki temu nie kłócili się, a wszystkie sporne sprawy załatwiali dyskutując i przedstawiając swoje racje.
Wreszcie nastał ten ważny dla nich dzień. Nie robili ceregieli, nie przywiązywali wagi do tradycji. Ubierali się u Pawła w domu czekając na Leśniaków, którzy zaoferowali się, że zawiozą ich do Urzędu Stanu Cywilnego. Niedawno stali się posiadaczami nowego, srebrnego Peugeota 508, który stosownie przystrojony, idealnie nadawał się dla państwa młodych.
Pomogła Pawłowi wciągnąć spodnie od garnituru i połyskliwe półbuty. Z resztą poradził sobie sam. Jeszcze tylko upięła muszkę na jego szyi i to samo zrobiła u Momo. Oboje stwierdzili, że psy muszą się prezentować równie elegancko jak oni. Monie upięła pod szyją koronkowy kołnierzyk i wzięła się za siebie.
Nie spinała włosów i nie zamawiała w tym celu fryzjerki. Po prostu rozczesała je i ozdobiła niewielkim, fantazyjnym stroikiem. Makijaż też wykonała sama. Był bardzo skromny i Wiki wyglądała w nim naturalnie. Paweł sprawdził jeszcze, czy ma w kieszeni obrączki. W rewanżu ich świadkami miała być Basia i Aleksander.
Do domu wszedł Leśniak i uśmiechnął się na ich widok szeroko.
 - Pięknie wyglądacie dzieci. Naprawdę pięknie. Wszyscy są już na miejscu, więc pośpieszmy się.
Paweł usadowił się wraz z Wiki na tylnym siedzeniu, a wózek Józef umieścił w bagażniku. Psy tym razem grzecznie ułożyły się z przodu.
Podobnie jak w przypadku Basi i Olka ceremonia trwała krótko. Po niej wszyscy udali się do restauracji. Mąż Lidki przez cały czas pstrykał im zdjęcia zapewniając, że powstanie z nich naprawdę piękny album.
Mimo obaw jakie mieli oboje wszystko udało się nadzwyczajnie. Na pewno niespodzianką było dla nich wykonanie pierwszego tańca. Aleksander zajął się muzyką i na pierwszy ogień poszedł walc wiedeński. Wiktoria złapawszy Pawła za ręce wdzięcznie kręciła się z nim po parkiecie szeptając mu do ucha, że nogi wcale nie są mu potrzebne. Na koniec usiadła mu na kolanach wyciskając na jego ustach słodkiego buziaka.
 - To był wspaniały walc kochanie. Udało nam się.
Pomimo ograniczeń czasowych, bo salę mieli wynajętą tylko do dwudziestej czwartej, całe towarzystwo wybawiło się do woli chwaląc Aleksandra za fantastyczną muzykę. Nawet Karol Stec nie odmówił sobie tańca ze swoją synową dziękując jej za to, że pokochała jego syna i zapewniając ją, że jest szczęśliwy, iż jemu samemu przybyła jeszcze jedna córka. Leśniakowie traktowali ją podobnie dostrzegając coraz więcej podobieństw do ich ukochanej Marty. Kiedy żegnali się z młodą parą wzruszony Józef uściskawszy ich oboje rzekł
 - Pamiętajcie dzieci, że gdybyście czegokolwiek potrzebowali, zawsze jesteśmy do waszej dyspozycji. Pokochaliśmy cię Wiki równie mocno jak kochamy Pawła. Marty już nic nam nie wróci, więc bądź dla nas córką.
Wiki rozpłakała się ze wzruszenia i podziękowała im.
 - Moi rodzice już nie żyją, i jeśli nie macie nic przeciwko temu chciałabym się do was zwracać tak samo jak zwracałam się do nich. Jesteście oboje wyjątkowymi ludźmi. Dobranoc mamo, dobranoc tato.
Nie mniej wzruszony Paweł uściskał ich raz jeszcze, a potem oboje pożegnali się z resztą towarzystwa. Wraz z towarzyszącymi im psami zamówioną taksówką udali się do domu.

Już na miejscu pomogła mu ściągnąć garnitur i koszulę. Sama również pozbyła się sukienki. Miała świadomość, że jej noc poślubna będzie wyglądać inaczej niż ta u ludzi sprawnych. To ona musiała tu przejąć inicjatywę. Zostawszy w samej bieliźnie pchnęła wózek do łazienki. Kiedy Paweł przesiadł się na taboret patrząc mu w oczy pozbawiła go bokserek. Sama także zrzuciła bieliznę stając przed nim nago. Paweł patrzył na nią jak na zjawisko.
 - Jesteś taka piękna…
Odkręciła prysznic i podała mu gąbkę nasączoną żelem. Uklękła przed nim pozwalając mu wetrzeć go w jej ciało. Potem namydliła jego. To dla obojga były bardzo przyjemne i odprężające doznania. Nagiego zawiozła do sypialni. Przesunął się na łóżko, a ona zgrabnie wsunęła się do chłodnej pościeli. Przytulił ją mocno czując na swojej klatce piersiowej jej jędrne piersi. Wpił się w jej usta i całując namiętnie przesuwał się z pocałunkami na szyję. Dotknął dłonią jej piersi. Czuł jak nabrzmiały z podniecenia. Ręka poczynając sobie coraz śmielej gładziła jej brzuch i podbrzusze. W końcu dotarła do tego najwrażliwszego miejsca. Wiki jęknęła cicho. Nie pozostawała mu dłużna. Jej ręce też błądziły po jego ciele poznając każdy jego zakamarek. Do połowy było prawdziwie męskie, umięśnione i silne. Od połowy słabe i nie pasujące do reszty. Poczuła jego wzwiedzioną męskość i usiadła mu na biodrach. Pochyliła się nad nim pieszcząc mu tors. Westchnął rozkosznie.
 - Zrób to kochanie, błagam…
Nie miała jakichś większych doświadczeń damsko męskich i działała raczej instynktownie. Powoli acz konsekwentnie połączyła ich ze sobą. Uśmiechnęła się do Pawła czując go w sobie. Zaczęła się rytmicznie poruszać.  Wydawało się, że tylko w takiej pozycji seks z nim był możliwy. Wzbierało w niej coraz większe pożądanie. Przyspieszyła. Ruchy stały się rytmiczne. On dawno nie czuł się tak dobrze. Odkąd Marty zabrakło nie uprawiał seksu z żadną kobietą. Przyciągnął ją do siebie. Dyszała, ale nie przestawała się poruszać. Przytulił głowę do jej piersi chcąc uspokoić ich szaleńczy taniec. Dochodzili. W końcu nastąpił ten moment, który napiął ciało Wiki wyginając je w łuk. Krzyknęła, gdy poczuła w sobie pulsowanie i ciepło w podbrzuszu. Za chwilę i ona zaczęła dygotać uwalniając się z tego ogromnego napięcia. Oboje zastygli wciąż przeżywając ten piękny akt. Wiki wyprostowała się i otworzyła oczy. Przytuliła usta do ust Pawła.
 - To było coś wspaniałego kochanie – wyszeptała.
 - Tylko dzięki tobie. Jestem bardzo szczęśliwy Wiki. Bardzo.

W niedzielę obudzili się późno. Pierwsza przetarła powieki Wiki. Nie ociągając się narzuciła na siebie dres i zabrała psy na spacer. Kiedy wróciła do domu jej mąż brał prysznic. Przygotowała dla nich śniadanie i nakarmiła psy. Przeżuwając ostatnie kęsy tosta Paweł ujął dłoń Wiki i zapytał.
 - Miałabyś coś przeciwko temu, żebyśmy po śniadaniu wybrali się na cmentarz? Bardzo chciałbym tam dzisiaj pojechać – dodał ciszej spuszczając głowę.
Wiki wcale nie była zaskoczona tą prośbą, ani też zazdrosna. Doskonale rozumiała tę potrzebę rozmowy z Martą. W końcu coś się w życiu Pawła zmieniło i na pewno chciał jej o tym powiedzieć.
 - Myślałeś, że będę temu przeciwna? Oczywiście, że pojedziemy. Kupimy pod cmentarzem kwiaty i kilka zniczy. Ciebie zostawię u Marty a sama pójdę na grób rodziców. Powinnam przecież pochwalić się im swoim szczęściem, prawda?
Twarz Pawła pojaśniała.
 - Bardzo cię kocham, wiesz?
 - Ja też cię kocham. Zbierajmy się.
Pogoda była cudna, chociaż w powietrzu czuło się już jesień. Jechali wolniutko rozkoszując się widokiem pierwszych, rdzawych liści, które szeleściły pod stopami Wiktorii i kołami wózka. Psy jak zwykle biegły obok niego. Minęli kaplicę i dojechali do grobu Marty.
 - To ja cię zostawiam. Postawię jeszcze chryzantemy na płycie. Ze zniczami poradzisz sobie sam.
Kiedy oddaliła się w stronę grobowca rodziców otworzył wieczka zniczy i zapalił knoty. Ustawił zapalone obok chryzantem.
 - Wczoraj się pobraliśmy Martuś – wyszeptał. – Po raz pierwszy od twojej śmierci poczułem się naprawdę szczęśliwy. Wiki, to wspaniała kobieta i jestem pewien, że będzie idealną żoną. Twoi rodzice pokochali ją. Bardzo przypomina im ciebie. Obie jesteście takim rodzajem ludzi, których nie da się nie lubić, bo od razu wzbudzają sympatię. Chcę ci za nią podziękować Martuś. Ty od samego początku wiedziałaś, że to kobieta dla mnie. Ma wiele twoich cech. Kocha mnie, troszczy się o mnie i dba o dom. Jest bardzo pracowita i zaradna. To cała ty Martuś. Zaczynam więc nowe życie. Znacznie lepsze od tego koszmaru, jaki przeżywałem po twojej śmierci i śmierci naszego dziecka. Bardzo chciałbym kiedyś zostać ojcem. Może i to marzenie się spełni?
Postanowiłem sobie, że będę silny. Wiem, że nigdy już nie podniosę się i nie stanę na nogi, ale przynajmniej chociaż trochę je wzmocnię. Mateusz Wilk, na pewno go pamiętasz, zaproponował mi treningi w klubie. Będę tam jeździł od listopada. Wiki bardzo mnie w tym wspiera i dopinguje całym sercem.
Miłość do ciebie ukryłem głęboko, bo teraz tak jak tego chciałaś, otworzyłem się na nową i to dla niej chcę żyć. Wspieraj nas moja kochana dziewczynko i chroń nas od nieszczęść i złych decyzji. Będę cię odwiedzał czasem. Już nie tak często jak kiedyś, ale wiem, że to zrozumiesz. Do widzenia Martuś - podniósł głowę i przetarł wilgotne oczy. Zauważył zbliżającą się Wiki i pomachał do niej. Ona też już pochwaliła się rodzicom i poprosiła ich o opiekę. Mogli wracać.

38 komentarzy:

  1. Hahaha, ale się uśmiałam. Od razu dzień jest lepszy. Taka cudna klęska urodzaju;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że wywołałam uśmiech na Twojej twarzy. Serdecznie pozdrawiam. :)

      Usuń
  2. Momo jak zawsze był szybszy niż panowie, oj wstyd;) Nie powiem, nieźle im wjechał na ambicję. Zobaczymy czy ich to zdołuje, czy wręcz przeciwnie, zagrzeje do boju;) Paweł można powiedzieć, że jest już na dobrej drodze, a Olek? Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy, bo mówiłaś, że jeszcze coś będzie, prawda? Pozdrowienia Edyta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Edyta
      Będzie epilog, bo jakoś należy to zakończyć. Panowie na pewno nie dadzą się zdołować, raczej poczują się zdopingowani.
      Pozdrawiam Cię serdecznie. Dziękuję za wpis. :)

      Usuń
  3. Początek super. Mamy cztery córcie i dwóch synków w związku Momo i Mony.
    Cieszy mnie fakt, że Paweł po tym co przeżył podniósł się i teraz zaczyna życie od nowa. Ale już końcówka mnie rozczarowała. Był ślub, była noc poślubna a potomstwa brak i nawet słowa o tym aby miały się pojawić.
    Pozdrawiam serdecznie
    Julita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Julita
      Nie czuj się rozczarowana, bo będzie jeszcze epilog. Dodam go za tydzień i on właśnie dopełni wszystko do końca.
      Pozdrawiam cieplutko. :)

      Usuń
  4. Wow!!! Ale przychówek! Ci to dopiero mają rozmach. No chyba, że Momo i Mona chcieli dostać 500+? Można by z takich pieniędzy nieźle pożyć;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie sądzę aby można było nieźle pożyć z 500+. Jak dotąd mamy tylko degrengoladę w społeczeństwie przez tę dziwną ustawę, którą partia rządząca kupiła sobie głosy wyborców. A abstrahując od polityki, to przecież na zwierzaki nie dają. Haha.

      Usuń
  5. Jestem baaardzo zadowolona;) Fantastyczne pieski, takie malutkie słodziaki;) Tak jakoś się złożyło, że nigdy nie miałam zwierząt w domu, może dlatego nie miałam pojęcia, że może tak się zdarzyć, że nikt nie wie o ciąży?! Dla Wiki, to dopiero musiał być szok! Mam nadzieję, że szybko się przekona, że sama spodziewa się bobaska;) Gorąco pozdrawiam;) Ola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ola
      Ja kocham psy i przez mój dom przewinęły się cztery. Wprawdzie nie labradory, bo moją ukochaną rasą są owczarki niemieckie, ale wszystkie psiaki, kiedy są szczeniętami, bez wątpienia bywają przesłodkie. Nie zawsze ciąża jest oczywista. To tak jak z kobietami. Niektóre nawet nie mają pojęcia, że w niej są. Dla Wiki i Pawła to ogromne zaskoczenie, ale jakież pozytywne.
      Dziękuję i serdecznie pozdrawiam. :)

      Usuń
  6. Witaj Małgosiu,
    najbardziej wzruszył mnie moment rozmowy Wiki i Leśniaków. Pokazałaś jak bardzo oni nawzajem siebie potrzebują. To dość trudna sprawa, aby tak od razu po ślubie mówić do właściwie obcych osób mamo i tato. Może Wiki przyszło to tak łatwo, bo niestety nie ma już swoich rodziców? A może to dzięki jej charakterowi? Pokazałaś też, że Wiki nie robi tego z litości, czy dlatego, że tak by wypadało, żeby nie zrobić przykrości i im i Pawłowi - ona naprawdę chciałaby mieć rodziców i ich miłość oraz wsparcie, a oni są szczęśliwi bo znowu mogą mieć i syna i córkę, nie będą już sami. Myślę, że taka postawa otwarta wzajemnie na siebie wróży same szczęśliwe relacje pomiędzy nimi i teściami. Pożegnalna rozmowa Pawła z Martą, też ściska za gardło. Wiki jest wielka, że zrozumiała Pawła i jego chęć podzielenia się z Martą ich szczęściem. Kolejną sprawą, o której chcę wspomnieć, to oczywiście Momo i Mona i ich sześć wspaniałych szczeniaczków. Dzięki nim inne osoby potrzebujące psów przewodników będą miały lżej w życiu. Wspaniała postawa Pawła i Wiki. Mogli przecież sprzedać szczeniaki albo rozdać po rodzinie i znajomych. No i wreszcie ślub, na który wszyscy czekali. Wesele się udało, ale to co zdarzyło się po nim jest najważniejsze:) Pierwsze koty za płoty. Szybko się dopasowali i chyba my równie szybko możemy się spodziewać efektów tego dopasowania? Dziękuję za dzisiaj. Oczywiście czekam na kolejny rozdział. Serdecznie pozdrawiam i przesyłam uściski:) Gaja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gaju
      Leśniakowie w małżeństwie Pawła i Wiki upatrują też szansy dla siebie i niejako swojego miejsca w życiu. Pawła od początku traktowali jak syna, a po śmierci Marty otoczyli go jeszcze większą opieką. Marty już nic im nie wróci i część tej miłości spokojnie mogą przelać na swoją przyszywaną córkę.
      Jeśli chodzi o szczeniaki, to Paweł zawsze czuł wdzięczność do ludzi z fundacji i oddanie psiaków na szkolenie, by służyły komuś w potrzebie wydaje mu się bardzo logiczne.
      Dzięki wielkie za wpis. Przesyłam uściski i życzę udanego weekendu. :)

      Usuń
  7. Gdy czytałam początek śmiałam się z szybkiej akcji Momo i Mony a potem śmiech zamienił się w wzruszenie. Pokazałaś że niepełnosprawnego Pawła wcale nie muszą omijać takie rzeczy jak pierwszy taniec czy noc poślubna. Wiki w pełni zaakceptowała jego niepełnosprawność, ale podoba mi się, że Paweł postanowił wziąć się za siebie i zacząć ćwiczyć. Czekam na epilog i mam nadzieję, że pojawią się w nim jakieś dzieci (nie mówię tu oczywiście o dzieciach Momo i Mony, chociaż ich też możesz obdarzyć kolejnym potomstwem)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marzycielko
      Sama uważam, że człowiek niepełnosprawny nie jest gorszy od tych sprawnych i podobnie jak oni może w pełni korzystać z uroków życia. Wystarczy trochę determinacji a wszystko stanie się możliwe. Wiki nigdy nie przeszkadzała niepełnosprawność Pawła, wręcz ciągnęło ją do niego. Pod tym względem nie miała absolutnie żadnych oporów i pokochała go takim jakim był. Oczywiście kiedy pierwszy raz zobaczyła jego nogi była w szoku. On sam widzi, że coraz gorzej z nimi i to dlatego postanawia jednak zacząć ćwiczyć bardziej właściwie dla względów estetycznych.
      Pięknie dziękuję Ci za komentarz. Serdecznie pozdrawiam. :)

      Usuń
  8. No masz, znowu udało ci się nas zaskoczyć! Aż taka wielka miłość Momo i Mony - supernowo;) Żałujemy tylko, że tak mało informacji dotyczących Basi i Olka. Trochę boimy się zapytać co u nich, bo jeszcze się okaże, że spotka ich tak samo wielkie szczęście jak Monę i Momo;) A Paweł i Wiki w swoim tempie zmierzają do szczęśliwego finału;) Też czekamy na maluszki w obu związkach;) Pozdrawiamy i czekamy na cd;) M i E

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. M i E
      Dziewczyny, będzie więcej o Olku i Basi w epilogu. Mam nadzieję, że nikogo nie pominę i wszystkie sprawy doprowadzę do szczęśliwego końca. Jedno jest pewne. Nie obdarzę Basi ciążą mnogą np. sześcioraczkami. Hahaha.
      Pozdrawiam Was najserdeczniej i dziękuję za wpis. :)

      Usuń
  9. Świetny rozdział. Jest w nim po trochę zaskoczenia, uśmiechu i wreszcie wzruszenia. Mieszanka, którą lubię. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za przychylny komentarz. Pozdrawiam pięknie. :)

      Usuń
  10. Jeśli Paweł i Wiki tak dobrze potrafili zorganizować opiekę nad szczeniaczkami i skrzyknąć do pomocy rodziców na czas ich nieobecności, to z zapewnieniem pomocy przy opiece nad dziećmi też nie powinni mieć problemów. Można powiedzieć, że dzięki pieskom wszyscy albo przypomnieli sobie albo nauczyli się opiekować takimi maleństwami;) Niech żyje doskonała organizacja, która sprawdziła się też i przy pierwszym tańcu i przy pierwszym zbliżeniu;) Do następnego. Pozdrawiam;) AB

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. AB
      Myślę, że to nie było aż takie trudne. Psiaki dały dobry przykład, a i reszta nie pozostanie bierna. Końcówka będzie wyjątkowo słodka.
      Bardzo dziękuję za wizytę na blogu. Pozdrawiam cieplutko. :)

      Usuń
  11. Wreszcie się wyjaśniło, że to na noc poślubną oboje czekali. W dzisiejszych czasach, to dość odważne i zarazem ryzykowne. Godne podziwu. Bo tak bez próby do "ołtarza"? Świetnie, że im się udało, że tak dobrze się zgrali, bo to ważna sfera życia;) Jestem usatysfakcjonowana;) Ale jakiś niedosyt jest, bo chociaż dzieci, to przede wszystkim obowiązki, to jednak warto je mieć. Dobrze o tym wiedział Momo, hahaha;) Serdecznie pozdrawiam;) Jolka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jolu
      Ja myślę, że zawsze jakoś można się dopasować, a co do dzieci, to poczekaj jeszcze trochę. Będzie przecież epilog.
      Dziękuję, że wpadłaś. Pozdrawiam Cię najpiękniej. :)

      Usuń
  12. Miło się czyta o szczęściu, aż ciepło robi się na sercu;) Paweł i Wiki właściwie od samego początku ich znajomości świetnie się dogadywali. Brakowało im tylko bliższych relacji. No to teraz już wiedzą i my też, że na tym polu również wspaniale sobie radzą;) Niech się sobą nacieszą, spokojnie z tą ciążą, jeszcze zdążą, przecież nic ich nie goni. Co innego Basia i Olek, ich goni nieubłagana metryka, hahaha;) Poza tym dla Pawła może to być dość trudne - stracił w wypadku dziecko. Może mieć traumę, może się obawiać, że to się może powtórzyć. Oby nie. Najważniejsze aby oboje tego chcieli. A jak nie, to też nic się nie stanie, przecież jest sporo rodzin, które żyją również w szczęściu bez dzieci. Bardzo przyjemna część;) Pozdr

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bez obawy. Napisałam epilog w taki sposób, żeby wszyscy dostali to, na co zasługują. Basia nie jest już najmłodsza, ale przecież wiemy, że nawet sześćdziesięcioletnie kobiety rodzą dzieci, a Basi do tego wieku jeszcze ho, ho. Jedno jest pewne, że wszyscy ze wszystkim zdążą na czas.
      Dziękuję ślicznie za wpis. Pozdrawiam najserdeczniej. :)

      Usuń
  13. Teraz Paweł już nie ma wyjścia, musi zadbać o swoje zdrowie, a szczególnie o swoją tężyznę fizyczną. Oczywiście aspekty estetyczne są ważne, ale wygląd jego nóg nie przeszkodził w tym aby Wiki go pokochała. Ale skoro zdecydował się założyć rodzinę i marzy o dzieciach, to musi mieć mnóstwo sił fizycznych. Na pewno będzie mu potrzebna, musi przecież pomagać Wiki w wychowywaniu dziecka/dzieci? Najważniejsze, że podjął już decyzję i będzie uczestniczył w zajęciach grupy na wózkach. Trochę zmęczenia wyjdzie mu tylko na dobre;) Serdecznie pozdrawiam;) Ada

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ada
      Ja też uważam, że ćwiczenia są zbawienne dla człowieka z niedowładem. Paweł to wreszcie zrozumiał. Tam na miejscu są masażyści, trenerzy właśnie po to, żeby maksymalnie usprawnić takiego człowieka. Paweł chodzić nie będzie już nigdy, ale czyż nie udowodnił już, że właściwie nogi do niczego nie są mu potrzebne? Zamiast dwóch chudych patyków może mieć dwie całkiem nieźle umięśnione kończyny.
      Dzięki wielkie za wizytę na blogu. Najserdeczniej Cię pozdrawiam. :)

      Usuń
  14. We wszystkim należy znaleźć pozytyw. W niepełnosprawności Pawła ja się doszukałam np. tego, że Paweł nie musiał dźwigać i przenosić Wiki przez próg. Teraz zapewne byłoby to przyjemne, bo Wiki jest szczuplutka, ale z biegiem czasu może to się zmienić. A kobietki niezależnie od upływu lat zawsze chciałyby być noszone na rękach. Paweł nie musi wymyślać żadnych wymówek, bo Wiki nie będzie mu ciosać kołków na głowie przynajmniej za to;) Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No proszę jak ładnie nam to przedstawiłaś a ja przyznaję Ci rację. Zamiast przenoszenia przez próg jest przejazd na wózku przez próg. Optymizm zawsze jest bardzo pożądany, a zwłaszcza w szczególnie trudnych przypadkach. Paweł po śmierci Marty nie widział przed sobą celu i sądził, że jego życie nie ma sensu. Teraz pragnie żyć pełną piersią.
      Dziękuję za pozytywny komentarz i serdecznie pozdrawiam. :)

      Usuń
  15. Sielsko anielsko;) Wszystko im się fantastycznie udało i zmierza ku szczęśliwemu finałowi. Ja tam bardzo im życzę potomstwa. No może nie od razu w ilościach hurtowych tak jak u Mony i Momo, ale dzieci oprócz obowiązków, to też wielkie szczęście;) Tego samego również życzę drugiej przesympatycznej parze. Basia i Olek mają dość duże mieszkanie i swobodnie się pomieszczą. A co w przypadku Wiki i Pawła? Ich mieszkanie nie grzeszy wielkością, a przeprowadzka w ich przypadku jest obarczona kilkoma przeszkodami. Nie można zapomnieć, że Paweł jeździ na wózku i nowe lokum musiałoby być nie tylko większe, ale przede wszystkim dostosowane do jego potrzeb. A skąd brać na to pieniądze? Czekam na next i na to co jeszcze wymyśliłaś. Pozdrowienia;) Kara

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kara
      Nie przestajesz mnie zadziwiać, ale chyba nic się nie stanie jeśli zdradzę, że pomyślałam o domu dla Pawła i Wiki. Mieszkanko jest niewielkie, a rodzina rozwojowa i na pewno nie pomieściliby się w nim. Ciekawa jestem, czy spodoba Ci się mój pomysł.
      Pozdrawiam Cię najserdeczniej i dziękuję za wpis. :)

      Usuń
  16. O mamuńciu! Szóstka małych, wszędobylskich szczeniąt, wcale się nie dziwię, że Mona jakoś specjalnie nie rozpaczała jak odebrali jej te maleństwa. Przynajmniej teraz odpocznie, no chyba, że Momo znowu weźmie sprawy w swoje łapy;) A tak swoją drogą, to on jest naprawdę cudownym pieskiem, jaki był grzeczny i cierpliwy, kiedy Mona go wyprowadziła z ich legowiska;) Wzruszające i świadczące o tym jakie, to mądre stworzenie;) Ciekawe czy panowie będą równie wyrozumiali dla swoich pań w ich chwilach wahania nastrojów? Czekam na epilog. Pozdrawiam;) Iza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iza
      Psie mamy też z czasem bywają zmęczone, zwłaszcza wtedy, kiedy zbyt długo mają szczeniaki przy sobie. Dwa lub trzy miesiące, to dość, żeby maluchy stały się w miarę samodzielne, a że zazwyczaj bywają rozbrykane, to i psie matki mają dosyć.
      Czy panowie wezmą przykład z Momo? Myślę, że są dobrymi mężami i są wyrozumiali. Ciąża to stan pod szczególną ochroną i oni dobrze o tym wiedzą.
      Bardzo dziękuję Ci za wpis. Pozdrawiam serdecznie. :)

      Usuń
  17. Tu przysłowie że miłość jest ślepa pasuje ewidentnie. Wiki i Paweł byli tak zapatrzeni w siebie, że nie zauważyli, że szykuje się powiększenie rodziny. Szóstak szczeniąt do tego dwa dorosłe psy i dwoje dorosłych to nie zazdroszczę w dwóch pokojach. Ale na szczęście, że pieski wyprowadziły się i jest miejsce na łóżeczko.
    Pozdrawiam miło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. RanczUla
      Mówią też, że szczęście trzeba dawkować, bo jego nadmiar szkodzi. Sześć szczeniąt potrafi zrobić sporo zamieszania i postawić życie właścicieli na głowie. Na szczęście ktoś będzie miał z nich pożytek.
      Dzięki za wpis. Pozdrawiam cieplutko. :)

      Usuń
  18. Pieski słodkie.
    U Wiki i Pawła zatriumfowała miłość. Z resztą nie tylko u nich =D. Pieski też pięknie się spisały i dobrze ,że szczeniaki trafią w dobre ręce ,bo gdyby zostały to powstałby niemały tłok ,ale powiększenie rodzinki pewnie znów będzie i tym razem innej. ( czyt.dziecko).Paweł marzy o zostaniu ojcem więc może niedługo to marzenie się ziści. Epilog to będzie taka wisienka na torcie. Pozdrawiam serdecznie :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Justyś
      Wielkie dzięki za komentarz. Nie będę się za bardzo rozwodzić, bo już pisałam i o psiakach i o młodych wyżej. Nie wiem, czy epilog będzie wisienką na torcie, ale mam nadzieję, że większość z Was usatysfakcjonuje.
      Pozdrawiam serdecznie. :)

      Usuń
  19. A ja ostatnia? No cóż, podobno ostatni będą pierwszymi;) Trochę się przestraszyłam, że po ostatnim rozdziale zostanie taki niedosyt. Ale szybko zorientowałam się, że planujesz jeszcze epilog i od razu lżej na duszy;) No i stało się, wreszcie w sercu i w nowym życiu Pawła niepodzielnie króluje Wiki;) Z tego co się zorientowałam z komentarzy planujesz dla nich kogoś jeszcze. Fajnie, bo oboje zasługują na pełną, normalną, kochającą się rodzinę. Pozdrawiam i do następnego razu;) Nina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nina
      Raczej zawsze staram się doprowadzać i wyjaśniać sprawy do końca, żeby właśnie uniknąć tego niedosytu. Wiele już zostało powiedziane, a wielki finał za chwilę. Mam nadzieję, że się nie rozczarujesz.
      Pozdrawiam Cię pięknie i bardzo dziękuję za komentarz. :)

      Usuń