Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 16 listopada 2017

"ŚWIATEŁKO W MROKU" - rozdział 4

ROZDZIAŁ 4

Wreszcie nadszedł ten dzień, kiedy miano ją wypisać ze szpitala. Ponieważ mama musiała już wrócić do pracy, zawsze niezawodna Karolina zaoferowała się, że odbierze Anię. Wzięła jej kilka ciuchów starannie zapakowanych przez panią Kruk w reklamówkę i własną czapkę bejsbolówkę. Pomyślała, że Ania mogłaby się czuć skrępowana, gdyby musiała iść z tą wygoloną głową. Czapka wszystko przykryje.
Punktualnie o jedenastej pojawiła się na oddziale. Ania była gotowa do wyjścia i w ręku trzymała wypis. Przywitały się serdecznie a Karolina od razu wręczyła jej reklamówkę.
 - Tu masz świeże ciuchy i jeszcze to – wyciągnęła czapkę i przeciwsłoneczne okulary. – Pomyślałam, że zanim dotrzemy do domu, powinnyśmy kupić niezbędne ci rzeczy. Tu na dole w podcieniach jest sklep z zaopatrzeniem medycznym. Byłam tam i już wiem, że mają w ofercie laski. Takie składane. Są w różnych cenach. Najtańsza kosztowała sześćdziesiąt sześć złotych i miała świecącą końcówkę. Przynajmniej będzie cię widać. Nie potrzebujesz nic droższego, bo jednak coś tam widzisz. Załatwimy też okulary. Na pewno nie zrobią ich od razu, ale to nie szkodzi. Najwyżej odbiorę jutro. Tu niedaleko jest optyk. Mamy po drodze na przystanek.
Ania słuchała tej tyrady i nie mogła przestać się uśmiechać. Karolina była najlepszym człowiekiem i najlepszą przyjaciółką jaką miała w życiu. Czasami była dość nerwowa i nie zawsze potrafiła zapanować nad językiem, ale w ogólnym rozrachunku wydawało się to być bardzo pomocne. Zawsze potrafiła zawalczyć o swoje i teraz okazało się, że także walczyła i w Ani sprawie z matką Tomasza na przykład.
 - Karolina, chyba za bardzo się rozpędziłaś. Przecież ja nie mam przy sobie żadnych pieniędzy.
 - Tym się nie martw. Ja mam, bo dostałam wczoraj od twojej mamy siedemset złotych. Pewnie to te same, które zarobiłaś.
 - No skoro tak, to możemy iść – Ania wpakowała piżamę do reklamówki. Karolina zabrała ją. Podała Ani torebkę i ująwszy jej rękę przełożyła przez swoją.
 - Trzymaj się mocno. Pójdziemy wolno. Będę uważać, żebyś na coś nie wpadła.
W sklepie zaopatrzenia medycznego nie spędziły dłużej jak dziesięć minut. Kupiły tę najtańszą laskę. Była wygodna i w razie potrzeby można było ją złożyć i schować do torebki. Nieco dłużej zeszło im u optyka. Ania nie chciała jakichś wyszukanych oprawek, ale Karolina była uparta.
 - Nie będziesz nosić czegoś, co jest ciężkie i brzydkie. Nie jesteś staruszką. - W końcu wybrała lekkie, cienkie i stosunkowo niedrogie oprawki. Razem ze szkłami zapłaciły za nie trzysta sześćdziesiąt złotych. Po odbiór miały się zgłosić następnego dnia.
Szły powoli w stronę przystanku. Ania zwierzyła się przyjaciółce, że od jakiegoś czasu nosi się z zamiarem podcięcia włosów.
 - Początkowo myślałam o fryzjerze, ale wciąż się krępuję, gdy mam świadomość, że ktoś gapi się na moją bliznę. Przecież ty możesz je podciąć. To żadna filozofia. Zrobisz to? Jakieś dziesięć centymetrów. Nadal będą długie, ale nie aż tak.
 - Podetnę, ale żebyś nie miała pretensji jeśli nie zrobię tego fachowo. Nie jestem fryzjerką.
Dotarły do mieszkania. Ania wyjęła z torebki klucze i palcami starała się wyczuć ten od górnego zamka. Karolina uśmiechnęła się.
 - Widzisz jak dobrze ci idzie? Poradzisz sobie. Ze wszystkim sobie poradzisz - pocieszała. – A ja mam dla ciebie kilka niespodzianek i zaraz ci je pokażę. Wrzucę tylko te śmierdzące szpitalem ciuchy do pralki. Ty spróbuj rozłożyć laskę i przejść się z nią po mieszkaniu. Pamiętasz przecież jego rozkład i gdzie stoją meble. Ruszaj.
Teren był Ani dobrze znany. Nie obijała się o sprzęty. Doktor miał jednak rację. Miała problem z oceną odległości, ale dzięki lasce doskonale lokalizowała pokojowy segment, fotele i kanapę. Usiadła na niej czekając na Karolinę. Pojawiła się po kilku minutach niosąc swoją przepastną, workowatą torbę.
 - Nastawiłam pralkę. Ciepło jest, to wywalę pranie na balkon. Spójrz, co ci kupiłam, a raczej dotknij. Ten pierwszy przedmiot to czujnik do płynów. Zawiesza się go na brzegu kubka lub szklanki i dzięki temu lejąc do nich wodę nie poparzysz się, bo czujnik będzie piszczał. Zaraz go zresztą wypróbujemy.


Ten drugi przedmiot w kształcie kółeczka, to skarpetnik. Dzięki niemu nie będziesz miała problemu z pomieszaniem skarpet w praniu.



I wreszcie trzecia rzecz, to mówiący budzik. Na pewno przyda ci się jak wrócisz na uczelnię. A teraz chodź, spróbujemy zaparzyć kawę.


Ania miała łzy w oczach. Wzruszyła ją wspaniałomyślność przyjaciółki.
 - Naprawdę nie wiem jak mam ci dziękować. Poświęcasz się dla mnie i bardzo to doceniam. Nawet rodzona siostra nie zrobiłaby dla mnie tyle co ty. – Karolina roześmiała się i podniosła z kanapy.
 - Nie masz przecież siostry więc nie teoretyzuj. Chodźmy do kuchni.
Zaparzyły sobie kawę wypróbowując przy okazji czujnik. Potem Karolina usadowiwszy Anię na krześle wzięła się za skracanie jej włosów. Może nie wyszło idealnie, ale przycięła je dość równo.
 - Myślę, że dopóki nie zaczną odrastać na dobre te wygolone, będziesz musiała jednak chodzić w czapce, lub jakimś słomkowym kapeluszu. Nie dasz rady tego zakryć. Nawet nie można ich upiąć tak, żeby zasłonić bliznę. Na pocieszenie ci powiem, że masz już mały meszek w tym miejscu. Za miesiąc powinien zakryć ten łysy placek. A tak już z innej beczki. Kiedy zamierzasz jechać do dziadków? – Ania uśmiechnęła się na wspomnienie staruszków.
 - Myślę, że w sobotę rano. Babcia mówiła, że możemy tam siedzieć nawet do października, dopóki nie zaczną nam się zajęcia. Ja jestem za. Rodzice i tak nie biorą teraz urlopu i będą pracować przez całe lato. Zanudziłabym się tu na śmierć. Ty chyba też nie masz żadnych planów?
 - Nie mam. Wymigałam się ze wspólnego wyjazdu nad morze. W takim razie sprawdzę połączenia. Jedziemy pociągiem, czy autobusem?
 - Tym drugim będzie szybciej. Poza tym wiem, że lubisz tę długą drogę od przystanku. Ja zresztą też. Uwielbiam las.


Następnego dnia rano Karolina odebrała okulary Ani od optyka i podekscytowana pobiegła do niej do domu. Wpadła tam jak burza dzierżąc w dłoni zielone etui.
 - Ania! Mam! Chodź przymierzyć! - Ania podniosła się z kanapy i ruszyła wolno w kierunku przedpokoju. – Zobacz – Karolina już wyjmowała okulary z pudełka i wkładała przyjaciółce na nos. – I jak? Lepiej? – zapytała trochę zaniepokojona.
 - Chyba lepiej. Jakby wyraźniej. Widzę twoją twarz, ale zapewne dlatego, że stoisz tuż obok. Zacznij się oddalać.
Z każdym krokiem twarz Karoliny robiła się coraz bardziej rozmazana.
 - Jeśli ktoś jest blisko, to jest całkiem nieźle – wzięła do ręki jedną ze starych gazet leżącą na szafce. – Z bliska nawet przeczytam te duże litery, ale drobnego druku już nie. Szkoda.

Siedziały u Ani w pokoju racząc się mocną kawą i herbatnikami. Omawiały jeszcze szczegóły wyjazdu do dziadków Kruków.
 - Tata powiedział, że nas odprowadzi na dworzec. Ma wykupić jeszcze jakieś recepty dla dziadka. Pewnie będę wiozła całą aptekę, bo i ja mam trochę leków.
 - A może jest coś czego oni potrzebują? – Karolina sięgnęła po telefon Ani. – Najlepiej zadzwonię i zapytam. Trzeba im też powiedzieć o naszym przyjeździe, bo pewnie o nim nie wiedzą.
 - Wiedzą. Mama wczoraj ich poinformowała.
 - Mimo wszystko zadzwonię i zapytam. Potem ustawię ci dzwonki w telefonie, żebyś wiedziała, kto do ciebie dzwoni. Tak będzie ci łatwiej.
Telefon odebrała babcia. Mówiła, że cieszy się, że przyjadą i że niczego nie potrzebuje.
 - Ja tu wszystko mam Karolinko i już nie mogę się was doczekać. Byłyście tu chyba tuż po maturze. To ponad cztery lata temu. Strasznie dawno. Od razu będzie nam weselej. Czekamy na was.

W sobotę wcześnie rano wraz z ojcem Ani ruszyły na dworzec autobusowy. Obie niosły na plecach pokaźne plecaki, a Ania dodatkowo wspomagała się laską. Ojciec chciał ją wziąć pod ramię, ale sprzeciwiła się.
 - Przecież nie możesz mnie całe życie niańczyć tato. Ja muszę sobie poradzić sama.
Pan Kruk miał łzy w oczach. Był bardzo wrażliwym człowiekiem. Ona była jego ukochaną córeczką w dodatku tak ciężko okaleczoną przez los. Jak mógł się o nią nie martwić?
 - Jesteś bardzo dzielna córuś – wyszeptał do jej ucha. – Bardzo cię kocham.

Autobus podjechał na stanowisko. Plecaki wylądowały w jego przepastnym bagażniku, a one obie pożegnały się z panem Krukiem. Ania przytuliła twarz do jego policzka.
 - Zadzwonimy jak tylko dotrzemy na miejsce. Będzie dobrze, a ty i mama uważajcie na siebie. Postaramy się we wrześniu uzbierać i ususzyć trochę grzybów, bo pewnie już się pojawią. Do zobaczenia tatusiu.
Ruszyły. Ta droga nie była męcząca. Autobus miał do pokonania zaledwie sto pięć kilometrów. Liczyły więc, że za niespełna dwie godziny znajdą się w tym magicznym dla nich miejscu. Odkąd się poznały i zaprzyjaźniły, bywały tu kilkakrotnie. Z racji tego, że to byli Ani dziadkowie, ona przyjeżdżała tu znacznie częściej. Karolina będąca typowym mieszczuchem za każdym razem szeroko otwierała oczy uwiedziona przyrodą tego miejsca. Las był wspaniały, cichy, spokojny. Tu można było znaleźć ukojenie i wyciszyć galopadę myśli. Często obejmowały drzewa i przytulały się do nich jakby chciały od nich czerpać życiową energię. Uwielbiały zagubić się na leśnych polankach, ułożyć się w wysokiej trawie i obserwować obłoki. Szkoda, że od teraz Ania nie będzie mogła ich podziwiać. Wioska, w której mieszkali rodzice pana Kruka była nieduża, zaledwie kilkanaście domostw. Dwa kilometry dalej była następna i jeszcze jedna. Wszystkie wtopione w leśny krajobraz. Najpiękniejsze było jednak jezioro. To w nim uskuteczniały przyjemne kąpiele a potem wygrzewały się w słońcu na jego brzegu lub leżakowały na pomoście zbudowanym przez dziadka Ani.
 - Chyba dojeżdżamy. Poznaję okolicę – Karolina pochyliła się w kierunku przyjaciółki, która na dźwięk jej głosu otworzyła oczy. Autobus zatrzymał się na przystanku z drewnianą wiatą. Karolina podniosła się z siedzenia pociągając za sobą Anię. – My wysiadamy, – oznajmiła kierowcy – zechce pan wyciągnąć nasze plecaki?
Mężczyzna uśmiechnął się przyjaźnie i wraz z nimi wyszedł z autobusu. Ania rozłożyła swoją laskę, a Karolina odebrała bagaż i podziękowała za szczęśliwe dowiezienie ich na miejsce. Po chwili autobus zniknął im z oczu. Podniosła plecak Ani pomagając go zarzucić jej na ramiona. Swój także zarzuciła na plecy. Złapała dłoń przyjaciółki i obie ruszyły leśnym duktem.
 - Dopiero teraz zdałam sobie sprawę jak bardzo tęskniłam za tym miejscem – Karolina z zachwytem obserwowała otoczenie. – Czujesz Aniu ten zapach? Czy może być coś piękniejszego? Czuję i ściółkę leśną pomieszaną z jakąś grzybową nutą i sosnowe igliwie. Nawet da się wyczuć zapach żywicy. Tak się cieszę. Będzie nam tu jak w raju.
Przemierzyły leśną ścieżkę i po kilkunastu minutach znalazły się na otwartej przestrzeni. Tuż pod ścianą lasu stał przytulony do niej dom dziadków Kruków. Karolina uśmiechnęła się na widok znajomej bryły domu. Nic się tu nie zmieniło. Dom jak stał tak stoi. Był już stary, ale świetnie utrzymany. Ojciec Ani dokonywał w nim cudów, żeby jego rodzice mieli wygodne życie na starość. Od lat podłączona była do budynku woda i kanalizacja, a także nowoczesny piec, który ogrzewał zimą cały dom.



 - Widzę dziadka kręcącego się po obejściu – powiedziała cicho Karolina.
Ania uśmiechnęła się i krzyknęła
 - Dziadku! Dziadku! Jesteśmy.
Mężczyzna odwrócił się i uszczęśliwiony rozłożył szeroko ramiona, w których po chwili wylądowała jego wnuczka.
 - Moja wnusia kochana. Już nie mogliśmy się was doczekać. Z nudów zacząłem liczyć kury – roześmiał się. – I ciebie witam Karolinko – przytulił dziewczynę do siebie. – Ależ obie wypiękniałyście. Już prawdziwe z was kobiety, a jeszcze niedawno biegałyście po lesie w krótkich majtkach. Ale dość gadania. Chodźcie, bo już babcia na was czeka.

28 komentarzy:

  1. Serce rośnie jak się czyta, że Ania tak doskonale sobie radzi. Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ania to nie taki typ człowieka, który będzie biadolił i załamywał ręce. Ona walczy o siebie i jak się niedługo okaże, dość skutecznie.
      Pozdrawiam serdecznie i bardzo dziękuję za wpis. :)

      Usuń
  2. Rzeczywiście można powiedzieć, że Karolina pełni funkcję oczu Ani. Świetna dziewczyna. Nie biadoli, nie pozwala się Ani rozklejać, zbywa wszystko śmiechem. Przy całym nieszczęściu jakie spotkało Anię, Karolina jest dobrem nieocenionym. Jednak co będzie dalej? Przecież przed nimi całe życie. Karolina wiecznie z nią nie będzie. Czy Ania da sobie radę, nie rozklei się? Oczekując na kolejny czwartek serdecznie pozdrawiam;) Jolka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jola
      Karolina jest z natury cholerykiem w przeciwieństwie do obdarzonej stoickim spokojem Ani, ale też osobą niezwykle wrażliwą i uczynną. Jest wobec przyjaciółki niezwykle lojalna. Jak trzeba - pomoże, innym razem obroni przed złymi językami (matka Tomasza). Nigdy nie pozwoli, żeby Ani miało się coś stać. Uważa na nią, uprzedza przed ewentualnymi przeszkodami. Tylko w ten sposób na razie Ania może funkcjonować. Bez pomocy Karoliny wiele rzeczy nie mogłaby robić. Trzeba pamiętać, że ona jednak trochę widzi i to widzenie do roku czasu powinno się jeszcze poprawić, chociaż i tak niezbędne będą okulary i biała laska.
      Pozdrawiam najserdeczniej i bardzo dziękuję za komentarz. :)

      Usuń
  3. Nawet nie chcę myśleć jak ciężko było rodzicom Ani spuścić ją z oka. Z drugiej strony trudno oczekiwać, że od teraz dziewczyna będzie siedziała cięgiem w domu. Dobrze, że nie ma żadnej traumy i sama chciała jechać autobusem. Pozdrawiam Mira

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mira
      Ania mimo nieszczęścia, które ją spotkało stara się być samodzielna. Nie lubi użalać się nad sobą i nie chce współczucia. Jej rodzice doskonale to rozumieją i nie narzucają się z pomoca. Jest przecież Karolina, która nad wszystkim czuwa.
      Pozdrawiam najpiękniej i dziękuję za komentarz. :)

      Usuń
  4. Jak to człowiek zdrowy nie zdaje sobie sprawy z tego co potrzeba osobie chorej. Nic, tylko się cieszyć, że są takie udogodnienia dla osób niedowidzących. W życiu się nie zastanawiałam jakbym miała nalać wody do kubka, żeby się nie oparzyć. Tym urządzeniem mnie zaskoczyłaś. Pozdrawiam Daga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Daga
      Na rynku można dostać wiele zmyślnych urządzeń bardzo przydatnych w funkcjonowaniu człowieka obarczonego kalectwem. Ja wprawdzie nie jestem ociemniała, ale też jestem osobą niepełnosprawną i często korzystam z takich nowinek technicznych. Są bardzo przydatne i ułatwiają życie. Technika idzie do przodu z czego skwapliwie korzystają ludzie o różnej niepełnosprawności i to jest budujące.
      Pozdrawiam Cię najserdeczniej i dziękuję za komentarz. :)

      Usuń
  5. Taka przyjaciółka to skarb. Karolina pomaga i opiekuje się Anią najlepiej jak może.
    Oby tylko ta przyjaźń przetrwała. Wiadomo, że kiedyś Karolina pozna kogoś kogo pokocha. A wówczas będzie musiała wybrać.
    Samą Anię podziwiam za jej hart ducha, mimo tego całego nieszczęścia ona potrafi się cieszyć.
    Pozdrawiam serdecznie Julita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Julita
      one obie są już w wieku, kiedy zaczyna się myśleć o własnej rodzinie. Ania powoli się usamodzielnia, a Karolina nie będzie jej przecież wiecznie niańczyć. Zresztą według Ani sytuacja nie jest beznadziejna, bo oprócz wzroku wszystko inne ma sprawne. Poradzi sobie.
      Bardzo dziękuję za wpis i najserdeczniej pozdrawiam. :)

      Usuń
  6. Trochę przerażająca jest ta biała laska. Okulary też niezbyt wiele pomogły. Ciężkie życie przed Anią. Dobrze, że chyba ona nie zdaje sobie sprawy z powagi sytuacji. Niby wie, ale myślę, że z biegiem czasu może jednak się załamać. Obym nie miał racji i oby Ania zawsze już była taka radosna. Serdecznie pozdrawiam;) Iza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iza
      Laska jest przerażająca, choć może nie tak bardzo jak świadomość, że trzeba będzie jej używać. Dzięki niej Ania będzie omijać przeszkody, na które się natknie. Dziewczyna trochę widzi na jedno oko, ale to i tak nie pozwala na ocenę odległości, czy wysokości. Laska jest więc niezbędna. Ania doskonale zdaje sobie sprawę ze swoich ograniczeń i stara się jak najbardziej je niwelować w codziennym życiu. Nic jej nie da użalanie się nad swoim losem. Musi zrobić wszystko, żeby maksymalnie ułatwić sobie funkcjonowanie.
      Pozdrawiam Cię pięknie i dziękuję za wpis. :)

      Usuń
  7. Dobrze, że w tym odcinku darowałaś nam spotkania z "uwielbianym" Tomkiem. Czekam na wieści jak dziewczyny spędziły wakacje na wsi. Pozdr

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tomasz jeszcze się pojawi, ale o ile pamiętam nie tak szybko. W przedziale czasowym opowiadania, to będzie po wakacjach.
      Pięknie dziękuję za wpis. Pozdrawiam. :)

      Usuń
  8. Dziewczyny świetnie sobie radzą. Nie ma to jak lojalność i zwykła przyzwoitość przyjaciółki. Oczywiście czekam na kolejną część. Pozdrawiam;) Ola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ola
      Obecność Karoliny to trochę takie szczęście w nieszczęściu, ale dzięki niej Ania lepiej funkcjonuje i przyzwyczaja się do nowej rzeczywistości.
      Najserdeczniej pozdrawiam i dziękuję za wpis. :)

      Usuń
  9. I co ja mam teraz zrobić? Poprzednio miałam na kogo psioczyć. Obecnie wydaje się fajnie, ale jakoś tak mi się wydaje, że to nie koniec kłopotów Ani. Fajnie by było gdybym się myliła;) Do następnego czwartku. Pozdrowienia. Edyta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Edyta
      Ania już swoje przeszła. Raczej daleka jestem od tego, żeby dokładać jej traumy. Ona teraz musi nauczyć się żyć ze swoim kalectwem i radzić sobie w życiu. Na pewno nie będę się nad nią pastwić.
      Pozdrawiam Cię pięknie i dziękuję za komentarz. :)

      Usuń
  10. Karolina to naprawdę wielki skarb. To opowiadanie właśnie pokazuje, że dopiero w biedzie poznajemy kto jest naszym przyjacielem. Tomek ją zostawił, a Karolina nie.
    Pozdrawiam serdecznie ;)
    Marku,szefie,prezesie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To stare przysłowie akurat w tym przypadku sprawdza się znakomicie.
      Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za wizytę na blogu. :)

      Usuń
  11. Przed Anią długa praca na przyzwyczajenie się do nowej sytuacji i pewnie nie raz upadnie, coś strąci, ale trening czyni mistrza, jak to mówią, to i ona opanuje swoje kalectwo i z każdym dniem będzie lepiej i pomocy będzie potrzebowała coraz mniej. Koleżanka i rodzina oczywiście zasługują na medal. Teraz tylko brakuje jakiegoś mężczyzny obok Ani i Karoliny.Obie zasługują na prawdziwą miłość.
    Pozdrawiam miło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. RanczUla
      Ania stara się myśleć pozytywnie i przyjmować swoje kalectwo z całym dobrodziejstwem inwentarza jak to mówią. Nie zniechęca się, bo jest zdeterminowana. Próbuje znaleźć sposób na siebie, szuka czegoś, czym mogłaby się zająć zarobkowo i co zaspokoiłoby jej ambicje.
      Pozdrawiam Cię najserdeczniej i bardzo dziękuję za komentarz. :)

      Usuń
  12. Witaj Małgosiu,
    straszna jest ta biała laska, ale jak się okazuje tylko dla mnie. Ania doskonale potrafi się dostosować do nowych warunków. Jest niesamowicie dojrzała i bardzo opanowana. Nie wiem czy to tylko tak na chwilę, czy rzeczywiście nie ogląda się za siebie i nie gdyba co by było gdyby ...? Jeśli to drugie, to jej postawa powinna służyć jako wzór do naśladowania wielu osobom i to nie tylko niepełnosprawnym. Zuch dziewczyna:) Podziwiam też jej rodziców. Wiem, że jest dorosła i musi zacząć sobie radzić w życiu bez niczyjej pomocy, ale ja bym umierała ze strachu spuszczając ją z oka tak szybko po wypadku. Myślę jednak, że ich postawa jest zdecydowanie lepsza dla Ani. Pozwalają jej na samodzielność. Przy tym znają doskonale Karolinę. Wiedzą, że ona prędzej sobie zrobi krzywdę, niż pozwoli na to, żeby Ani stała się krzywda. Przed nimi świetne wakacje. Ania nie będzie narażona na ciągłe wyjaśniania dlaczego z jednej strony jest łysa. Co się stało, że korzysta z laski itp. Spokój, cisza, wolność i kochający dziadkowie. Powinny nieźle naładować akumulatory do walki na ostatnim roku studiów. Też bym chciała żeby Ania i Karolina znalazły sobie fajnych chłopaków. Dziwię się, że taka fajna dziewczyna, jaką jest Karolina chodzi do tej pory luzem, no chyba, że my jeszcze nic nie wiemy o jakimś narzeczonym? Dla Ani, to chyba zdecydowanie za wcześnie na takie uniesienia. Pewnie czułaby się niekomfortowo, ma jeszcze wyraźne oznaki tego wypadku. Ale ona jest taką fajną osobą i należy się jej prawdziwe szczęście. Oczywiście czekam na kolejny czwartek. Serdecznie pozdrawiam i przesyłam mnóstwo uścisków:) Gaja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gaja autor, Gaja komentuje to trochę dziwne. Chyba, że chodzi o dwie różne osoby.
      Pozdrawiam ciepło obie panie.

      Usuń
    2. Gaja dodaje rozdziały opowiadań nie dotyczących BrzydUli. Autorką wszystkich jestem ja - Małgorzata. Gaja komentuje rozdziały, bo wcześniej nie zna ich treści, nie czyta i robi to już wtedy, gdy są na stronie. Nie czyta wcześniej, bo jest osobą aktywną zawodowo i bardzo zajętą. Jestem jej bardzo wdzięczna, że zdecydowała się pomóc w prowadzeniu bloga. To rzecz nie do przecenienia w przypadku, kiedy ja - osoba niepełnosprawna mam gorsze dni i umieram z bólu. Gdyby nie pomoc Gai, czasami długo musiałybyście czekać na kolejne części. Czekać do momentu, aż poczuję się lepiej. Dzięki niej wszystko idzie zgodnie z planem i przyjętą parę lat wcześniej regularnością.
      Mam nadzieję, że takie wyjaśnienie Cię usatysfakcjonowało. Obie pozdrawiamy serdecznie. :)

      Usuń
    3. Gaja
      Ania nie do końca jest postacią całkowicie przeze mnie wymyśloną. Ma swój odpowiednik w rzeczywistości. Oczywiście obie postaci nie są identyczne, chociaż poziom dramatyzmu u jednej i drugiej w tym, co przeżyły i co musiały przejść, jest porównywalny. Założeniem opisywanej przeze mnie historii miało być uświadomienie innym, że nie warto się poddawać bez walki, że trzeba i należy walczyć o siebie mimo obiektywnych trudności. Niepełnosprawność przybiera różne formy. Jedno poddają się bez walki, zamykają w czterech ścianach i odcinają się od świata. Inni nie godzą się ze swoim stanem, buntują się i bardzo chcą coś zmienić. To wszystko zależy od nastawienia i motywacji również najbliższych. Biała laska to tylko atrybut, coś dzięki czemu uchronimy się od potknięć i tak należy ją traktować. Samodzielność jest nadrzędnym celem w tej walce. Przecież nie możemy zakładać, że rodzice będą żyć wiecznie, a przyjaciele stawią się na każde skinienie. Ania będzie dążyć do samodzielności bardzo konsekwentnie i dzięki swojej determinacji w jakiś sposób ją osiągnie.
      Pozdrawiam Cię cieplutko i dziękuję za komentarz. :)

      Usuń
  13. Anka walczy o siebie,uczy żyć z niepełnosprawnością to osoba bardzo zdeterminowana i ambitna ,chcąca stać się osobą niezależną ,a nie być zdana wyłącznie na łaskę innych. czułaby się niekomfortowo i złe jeśli ktoś musiałby być non stop przy niej ,a wiadomo ,każdy ma swoje życie ,plany do realizacji. Korzysta z życia na tyle ile pozwala jej ówczesny stan. Trochę zajmie jej czasu na przyzwyczajenie się ,nauczenie funkcjonować w półmroku ,ale da radę. Kto jak nie ona. Najbliżsi będą ją wspierać w tej walce o samodzielność i posłużą radą w razie potrzeby czy również pomocą. Może ,któregoś dnia znajdzie się osoba ,która zajmie szczególne miejsce w sercu dziewczyny i zostanie na zawsze ,a nie zmyje się jak ten bawidamek i łajdak Tomek niecącą mieć nic wspólnego z kalectwem dziewczyny. Podłe ,ale lepiej ,że go nie ma niż miałby z nią być z litości.
    Czekam na cd. Pozdrawiam serdecznie :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Justyna
      Rozpisałaś się, ale ja odpowiem bardzo krótko, bo właściwie o tym wszystkim pisałam już wyżej. Ania stara się być jak najbardziej samodzielna. Oczywiście nie wszystko jeszcze wychodzi tak jak powinno, ale pewne odruchy można wyćwiczyć i wykonywać je nawet w ciemno. Szansa na to, że będzie miała wsparcie w postaci mężczyzny na pewno się pojawi. Sęk w tym, że ona na razie jest daleka od angażowania się w jakikolwiek związek. Tomasz trochę jednak pozamiatał w jej życiu.
      Pozdrawiam Cię serdecznie i bardzo dziękuję za wpis. :)

      Usuń