Łączna liczba wyświetleń

sobota, 2 stycznia 2016

"NASZE MIEJSCE NA ZIEMI" - rozdział 1



Kochani
To opowiadanie powstało z potrzeby serca. Nie dlatego, że ja doświadczyłam tego samego, co moja bohaterka, ale dlatego, że miejsce, w którym rozgrywa się akcja opowiadania jest mi szczególnie bliskie. Byłam tam tylko raz. Skorzystałam z wielkiej uprzejmości i niezwykłej wrażliwości osoby, którą najpierw poznałam wirtualnie, a potem osobiście. To dzięki niej mogłam się trochę podleczyć w bardzo pięknych „okolicznościach przyrody” i skorzystać z porad specjalistów. Sama miejscowość i okolica, w której jest położona wywarła na mnie ogromne wrażenie. Opowiadanie jest wyrazem wdzięczności dla osoby, dzięki której mogłam pokochać to miejsce.
To Tobie Tess dedykuję tę historię.


NASZE MIEJSCE NA ZIEMI

ROZDZIAŁ 1


Wyszła z sali sądowej na przestronny korytarz i odetchnęła z ulgą, jakby wraz z jej opuszczeniem pozbyła się z ramion tonowego balastu. Wreszcie mogła powiedzieć, że jest wolnym człowiekiem. Wreszcie oficjalnie przestała być żoną człowieka, który ją bił, wyciągał od niej pieniądze na hazard i dziwki, który nie szanował ani jej ani ich wspólnej córki. To głównie z jej powodu i za jej namową wniosła sprawę o rozwód. Kolejny raz potwierdziło się, że jej czternastoletnia latorośl jest nad wiek dojrzała. O wiele dojrzalsza niż ona.
 - Musimy się od niego uwolnić mamuś – mówiła zdesperowana. – Ja nie mogę już tak dłużej. Nasza rodzina jest totalnie dysfunkcyjna. Przecież jesteś jeszcze młoda więc nie trać lat przy tym padalcu. On się nie zmieni i chyba na to nie liczysz. Możesz jeszcze z powodzeniem ułożyć sobie życie od nowa. Zasługujesz na wszystko co najlepsze za te lata upokorzeń i bicia. Myślisz, że jestem ślepa i nie widzę jak ojciec cię traktuje? Jak traktuje mnie? Tkwisz w błędnym przekonaniu, że jesteś z nim wyłącznie ze względu na mnie. Jeśli faktycznie tak jest, to ja daję ci swoje błogosławieństwo. Uwolnij nas od niego i to jak najszybciej.


Była nim zauroczona. Był naprawdę wyjątkowo przystojny, bardzo męski i pełen kurtuazji. Pochlebiało jej, że to ją właśnie obdarzył miłością. Wiedziała, że jest dość rozrywkowym typem i lubi zabawy z kumplami w ulubionych knajpach, ale na randki stawiał się zawsze punktualnie i był tylko jej i do jej dyspozycji. Zaślepiła ją ta miłość, chociaż rodzice mówili jej, że on nie jest taki jak ona myśli. Że jest zły. Nie wierzyła im i kiedy obdarował ją zaręczynowym pierścionkiem rzuciła mu się wręcz na szyję. Ślub odbył się prędko, bo ani ona ani on nie chcieli przedłużać narzeczeństwa w nieskończoność. Klapki z oczu spadły jej równie szybko, bo już dwa tygodnie po tej ważnej dla niej uroczystości. Przyszedł do domu pijany. Był środek nocy. Wtedy po raz pierwszy zobaczyła jak na wiele go stać. W przepoconych ciuchach, śmierdzący tanią wódką i odrażający rzucił się na nią i choć się broniła, wykręcił jej ręce i brutalnie zgwałcił na środku pokoju. Była w szoku. Płakała tak jak chyba nigdy w życiu. Kiedy wytrzeźwiał następnego dnia, przepraszał ją na klęczkach zapewniając, że to się nigdy więcej nie powtórzy. Naiwnie wierzyła, że tak będzie, ale myliła się. Zachodziła w głowę jak można tak dobrze ukrywać swoją drugą naturę. Przyznawała rację rodzicom, ale nigdy w życiu nie odważyła się poskarżyć na męża. Nie chciała usłyszeć „a nie mówiliśmy?”
Wkrótce zaszła w ciążę, ale i wtedy jej nie oszczędzał. Była regularnie bita. Bała się, że to dziecko, które już kochała całym sercem nie urodzi się normalne. Razy padały często, a ona tylko kuliła się przed nimi chroniąc swój najcenniejszy skarb.
Marynia urodziła się jako wcześniak w siódmym miesiącu ciąży. Po kolejnym pobiciu poczuła skurcze tak silne, że ostatkiem sił zdołała wezwać pogotowie. Była pełna obaw i strachu, że dziecko urodzi się po prostu martwe. Ono jednak wbrew wszystkiemu żyło, a ona nie odchodziła od inkubatora. Niemal zamieszkała w szpitalu. Pielęgniarki, które zdążyła dobrze poznać wielokrotnie mówiły jej, że powinna wrócić do domu i odpocząć, ale ona oponowała. Bała się co tam zastanie i czy w ogóle będzie miała do czego wracać. Rodzice wspierali ją i jak tylko mogła już zabrać Marynię do domu zaproponowali jej, żeby przez te pierwsze najtrudniejsze miesiące zamieszkała u nich.
Tam trochę odżyła, bo miała spokój. Wbrew jej obawom maleństwo chowało się dobrze i z każdym dniem stawało się silniejsze. Jej mąż odwiedzał je czasami. Bardzo dbał o to, żeby być wtedy trzeźwym i grał nadzwyczaj opiekuńczego. Ona już nie dała sobie zamydlić oczu. Wiedziała, że to tylko gra, że jak wróci z małą do domu znowu zacznie się bicie. Czy w takiej sytuacji mogła stworzyć córce właściwe warunki do prawidłowego rozwoju?
Przez pierwsze trzy lata Marynia mieszkała właściwie u dziadków. Ona musiała wrócić do pracy. Na męża nie mogła liczyć, bo on od początku nie dawał jej żadnych pieniędzy na życie i utrzymywała się z własnej pensji. Nie narzekała na jej wysokość. Pracowała jako kasjerka w banku i z powodzeniem mogła utrzymać siebie i dziecko.
Coraz częściej jednak odkrywała brak pieniędzy w portfelu. Zrozumiała, że mąż okrada ją. Próbowała mu perswadować, że nie może tego robić, bo przez to brakuje jej pieniędzy na pampersy i mleko dla dziecka. Śmiał się wtedy szyderczo cedząc przez zaciśnięte zęby
 - Ja też muszę mieć na mleko Dorotko. Takie od wściekłej krowy, wiesz? I nie podskakuj. Chyba dawno lania nie dostałaś.
Kuliła się w sobie, bo jego słowa cięły jak noże. Była ofiarą przemocy w dodatku pozostawioną samą sobie. Uważała, że to wielki wstyd przyznać się komuś, że jest regularnie okładana przez męża. Robiła co w jej mocy, żeby ukryć siniaki pod grubą warstwą przesadnego makijażu.
 - Powinnaś się trochę delikatniej malować Dorota – mówiły jej koleżanki z pracy. – Wiemy, że masz bladą cerę, ale to źle wygląda w zestawieniu z tym ciemnym fluidem.
Wiedziała, że mają rację, ale nie widziała innego sposobu na ukrycie podkrążonych oczu i często rozciętych warg.

Marynia rosła. Poszła do szkoły. Jak się wkrótce okazało, nie potrafiła zintegrować się z rówieśnikami. Zawsze sama, zawsze na uboczu, nigdy nie uczestnicząca w żadnych zabawach. Wychowawczyni wielokrotnie zwracała Dorocie na to uwagę. Sugerowała, że być może dziewczynka potrzebuje pomocy psychologa. Dla świętego spokoju Dorota zabrała ją kiedyś na taką wizytę, ale mała nie wypowiedziała podczas niej nawet słowa. Już po wyjściu z przychodni oznajmiła jej tylko
 - Nie zabieraj mnie mamusiu już do takich miejsc. Ze mną jest wszystko dobrze. Ja nie potrzebuję przyjaciółek ani koleżanek, bo musiałabym im opowiadać o tacie, a przecież nie możemy nikomu nic powiedzieć, prawda, nawet dziadkom.
Dorocie zakręciły się łzy w oczach. Przecież nigdy nie rozmawiały na ten temat i nigdy nie mówiła córce, że ma tłumić w sobie wszystko. Przytuliła ją tylko mocno szepcząc jej do ucha
 - Jeszcze kiedyś będziemy szczęśliwe córeczko, zobaczysz.
 - A nie możemy po prostu odejść od taty i zamieszkać u dziadków? Oni na pewno by zrozumieli.
 - Może tak, a może nie… Sama nie wiem co robić kochanie. Ja wiem, że odejście od taty byłoby najlepszym rozwiązaniem, ale to nie takie proste… – westchnęła. Wtedy po raz pierwszy pomyślała, że to nie Marynia potrzebuje pomocy psychologa, ale ona, bo wcale nie jest lepsza od swojego męża i naraża córkę na życie w ciągłym stresie i strachu. Wielokrotnie zasłaniała ją swoim ciałem przyjmując na siebie razy, które wymierzał jej ojciec. Nigdy nie pozwoliła, żeby miał zbić także córkę. Często ją popychał i szturchał, ale ciosy dostawały się tylko Dorocie.

Któregoś dnia dojrzała wreszcie do decyzji i wyszukała w internecie jakąś grupę wsparcia. Zadzwoniła pod widniejący na stronie numer i umówiła się na spotkanie. Poszła tam z Marynią. Nie chciała zostawiać jej samej w domu na wypadek, gdyby Karol znowu wrócił wypity.
Weszły nieśmiało do sporego pomieszczenia, w którym siedziało już kilkanaście osób, głównie kobiet, ale i mężczyzn było sporo. Jeden z  nich zauważywszy je wstał i podszedł przedstawiając się.
 - Doktor Witold Zawadzki, a panie…?
 - Dorota Musialik, a to moja córka Marynia. Ja dzwoniłam dzisiaj i powiedziano mi, że mogę przyjść, ale musiałam zabrać córkę. Mam nadzieję, że będzie mogła zostać? – Lekarz uśmiechnął się z sympatią.
 - Tak, to ze mną pani rozmawiała, a córce znajdziemy jakiś cichy kącik. Na pewno masz lekcje do odrobienia, prawda? - Mała tylko kiwnęła głową. – W takim razie zapraszam. Za chwilę zacznie się sesja.
Usadowiona przy stoliku w kącie sali Marynia wbiła wzrok w książkę i starała się nie słuchać. Doktor Zawadzki stanął na środku i zagaił.
 - Jest trochę nowych osób i za chwilę poproszę państwa o przedstawienie się. Terapia polega na tym, że każdy z was przynajmniej próbuje coś opowiedzieć o sobie, o swoich obawach i lękach, o chwilach trudnych i tych dramatycznych. Jeśli ktoś czuje wciąż wewnętrzną blokadę, to tylko słucha. Pytania zadajemy na samym końcu. Pod koniec też będą zapisy na prywatne konsultacje. Zaczynamy.
Dorota postanowiła być dzisiaj bierna. Nie znała tych ludzi i była pewna, że wywnętrzanie się przed nimi ze swoich problemów byłoby dla niej zbyt trudne. Może innym razem się ośmieli?
Chłonęła słowa tych, którzy byli bardziej odważni od niej i ze zdumieniem odkrywała wielkie podobieństwo ich sytuacji do swojej własnej. – Czy to zawsze odbywa się w taki sam sposób? – pytała sama siebie. – Czy mechanizm przemocy jest w każdym przypadku taki sam? – Słuchała skarg kobiet poniewieranych przez swoich mężczyzn, permanentnie obrzucanych obelgami, obnoszących się z siniakami i będących stałymi bywalczyniami przychodni i SOR-ów. Te wynurzenia trwały około dwóch godzin. Wreszcie odezwał się doktor Zawadzki.
 - Dużo usłyszeliśmy dzisiaj, a ja mam do was kilka pytań. Co wy sami zrobiliście w swojej własnej sprawie? Czy któreś z was posiada lekarskie obdukcje? Czy zgłaszało to któreś z was na policji? Czy któreś z was występowało o sądowy zakaz zbliżania się do was waszego oprawcy? - Na sali zaległa cisza. Zawadzki tylko smętnie pokiwał głową. – Tego właśnie się spodziewałem. Nawet nie zdajecie sobie sprawy, że taką postawą dajecie przyzwolenie swojemu katowi na takie podłe traktowanie. Wiecie jak to się nazywa? To miłość ofiary do kata. Nic z tym nie robicie, bo uważacie, że bez niego nie poradzicie sobie, lub wciąż żyjecie nadzieją, że ta miłość, którą kiedyś obdarzaliście się wzajemnie kiedyś wróci. Rozczaruję was. Nie wróci. To wy musicie wziąć sprawy w swoje ręce, a zwłaszcza w przypadku, gdy cierpią na tym wasze dzieci. Jaką przyszłość chcecie im zgotować pozostając nadal w związku z oprawcą i żyjąc z nim pod jednym dachem? Jakie one mogą wynieść pozytywne wzorce z takiego domu? Najczęściej takie dzieci są mocno wycofane, zamykają się we własnym świecie, nie szukają towarzystwa, bo boją się otworzyć usta. To dzieci o skrzywionej psychice, które mogą mieć poważne problemy emocjonalne w dorosłym życiu. Nie siedźcie z założonymi rękami i zacznijcie działać, bo tutaj czas nie jest waszym sprzymierzeńcem, ale wrogiem. Im szybciej uwolnicie się od swojego dręczyciela tym lepiej dla was. Pomyślcie o tym.
Dorota była wstrząśnięta ostatnimi słowami doktora. Spojrzała na siedzącą w kącie Marynię. – Ona już jest taka. Milcząca i bierna. Apatyczna. Po każdej awanturze zamyka się w sobie i odcina od świata zewnętrznego. To moja wina. Jak ja mogę tak krzywdzić własne dziecko?
Postanowiła nie poprzestać na tej jednej sesji i umówiła się z psychologiem na prywatną konsultację. Potem przyszły kolejne. To właśnie Zawadzki otwierał jej oczy na wszystkie złe aspekty pożycia z człowiekiem uzależnionym od alkoholu i hazardu, a w dodatku brutalnym i pastwiącym się nad rodziną. Uświadomił jej, że mimo swoich oporów powinna szczerze porozmawiać z rodzicami i opowiedzieć im o wszystkim. Dzięki temu będzie miała większe pole manewru i stworzy coś w rodzaju zaworu bezpieczeństwa dla swojego dziecka. Mówił jej jak ma postępować po pobiciu. Najpierw zadzwonić, o ile to możliwe na policję, a potem iść na pogotowie po obdukcję.
 - Musisz zbierać wszystkie zaświadczenia Dorota, bo to będzie koronny dowód w sprawie rozwodowej. Pierwszą rzeczą jaką powinnaś zrobić, to opuścić dom. Poproś rodziców. Może się zgodzą, żebyście przez jakiś czas mogły u nich zamieszkać. Napisz wniosek do prokuratury o zakaz zbliżania się do ciebie. Musisz po prostu zabezpieczyć się ze wszystkich stron. Musisz zabezpieczyć siebie i Marynię.
Nie była zbyt konsekwentna, za co rugała samą siebie. Wszystko przeciągało się w czasie, a ona nie potrafiła się zmobilizować, żeby pozałatwiać te wszystkie rzeczy. Długo nie miała odwagi, żeby porozmawiać z rodzicami. Cierpiała i ona i jej dziecko.


Wracała do domu z zajęć dodatkowych i już na parterze usłyszała odgłosy awantury. Przeskakując po dwa stopnie szybko dotarła na drugie piętro i niemal wyrywając drzwi z zawiasów wparowała do mieszkania. Matka w pozycji embrionalnej leżała na podłodze w dużym pokoju osłaniając głowę rękami, a pijany ojciec kopał ją gdzie popadło.
Marynia rzuciła plecak i ruszyła do kuchni. Szarpnęła za szufladę zawierającą sztućce i wyjęła z niej największy kuchenny nóż. Stanęła w progu pokoju i wysyczała
 - Zostaw ją w spokoju gadzie.
Jej ojciec odwrócił się gwałtownie i spojrzał na wielki nóż trzymany przez Marynię w dłoni. Zachwiał się i uśmiechnął obleśnie.
 - Też chcesz oberwać gówniaro?
 - Tylko spróbuj podnieść na mnie dłoń, a nie ręczę za siebie, ty popieprzony skurwysynu. Odsuń się od niej i to już!
 - Jak będę chciał! Dawaj ten nóż! Ja ci zaraz pokażę, kto tu rządzi!
Podszedł bliżej, ale Marynia już nie panowała nad sobą. Doskoczyła do niego i precyzyjnie przejechała nożem po jego policzku robiąc w nim głęboką bruzdę. Karol zawył i przyłożył dłoń do rany. Między palcami zaczęły płynąć strugi krwi. To samo powtórzyła na drugim policzku.
 - Jak ci mało, to osadzę ci ten majcher w bebechach i każdy sąd mnie uniewinni! A teraz wynoś się stąd i nigdy nie wracaj! Już się ciebie nie boję kanalio i potrafię się bronić przed takimi jak ty. Wynoś się!
Wyszedł bez słowa. Jak tylko zamknęły się za nim drzwi, rzuciła na podłogę nóż i przykucnęła przy matce.
 - Mamusiu…, ocknij się, proszę…, Mamo…?
Jednak ona nie dawała znaku życia. Marynia nawet się nie zastanawiała i zadzwoniła po karetkę. W szpitalu okazało się, że Dorota ma liczne krwiaki na całym ciele, odbite nerki i złamaną nogę. Zanim Marynia wyszła ze szpitala powiedziała jej jeszcze, że idzie zgłosić to na policję.
 - Ja już nie będę się z nim cackać tak jak ty. On musi wreszcie ponieść konsekwencje swoich czynów. Nie będę się biernie przyglądać, jak zabija cię na moich oczach. Niewiele brakowało i gdybym nie wróciła na czas, ty mogłabyś już nie żyć.

Początkowo na komendzie nie potraktowano jej zbyt poważnie. Dopiero jak wyciągnęła zapakowany w foliowy worek zakrwawiony nóż i pokazała im zaświadczenie z obdukcji i zdjęcia, uwierzyli jej. Zabrano ją na przesłuchanie w obecności psychologa dziecięcego. Wyciągnęła jeszcze teczkę i podsunęła ją komendantowi.
 - Tu dodatkowo są obdukcje z lat poprzednich. Chcę, żeby ten drań wylądował za kratkami na długie lata. Chcę, żeby dostał sądowy nakaz zbliżania się do nas na odległość nie mniejszą niż sto metrów. Chcę, żeby cierpiał tak, jak my cierpiałyśmy przez te wszystkie lata. Zgotował nam życie gorsze od śmierci. Pewnie teraz opatruje rany, które mu zrobiłam tym nożem na policzkach. To i tak nic w porównaniu z tym, czego dopuszczał się wobec nas. – Była na granicy wytrzymałości i kompletnie rozbita emocjonalnie. Nie wytrzymała napięcia i rozpłakała się. – Nie zawiedźcie mnie. Niech ten koszmar wreszcie się skończy. Mama leży ciężko pobita w szpitalu, a ja jeśli się zgodzicie pojadę do swoich dziadków. Oni muszą wiedzieć co się stało.
 - Nie martw się dziecko – komendant poklepał ją przyjacielsko po dłoni – on odpowie za swoje czyny, a do dziadków załatwimy ci transport. Jest już późno, a ty musisz dotrzeć bezpiecznie do domu.

28 komentarzy:

  1. Cieszę się, że znowu piszesz , baaaardzo się cieszę!!!!! Co do rozdziału, jak często taki scenariusz rozgrywa się za czterech ścianach mieszkań, ofiary o tym nie mówią , bo się wstydzą, bo mają nadzieję że coś się zmieni i chwałą tym kobietom które potrafią to przerwać i stworzyć nowe, lepsze życie sobie i swoim dzieciom. jak często będziesz publikować ? pozdrawiam B.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. B.

      Na pewno nie będą to regularne publikacje, bo mnie samej trudno jest to określić. Na pewno nie będą dwa razy w tygodniu. Jeżeli już, to najprędzej w niedziele. To wszystko będzie zależało od mojego samopoczucia i wizyt u lekarzy. Nie będę nic obiecywać, bo nie lubię robić z gęby cholewy. Póki co, trzeba zaglądać od czasu do czasu na blog, żeby sprawdzić, czy nie pojawiła się kolejna część.

      Zaczynam dość traumatycznie, ale wkrótce to uzależnienie od męża-kata się skończy, a Dorota odetchnie.
      Bardzo się cieszę, że wciąż jesteś obecna na blogu. Dziękuję pięknie za komentarz i serdecznie Cię pozdrawiam. :)

      Usuń
  2. Cieszę się ze znów zaczynasz publikować. :)
    Narazie nie mogę przeczytać ale gdy będę miała chwilkę to przeczytam i zostawię komentarz.
    Pozdrawiam UiM

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdy zobaczyłam ze na Twoim blogu pojawiło się coś nowego, uśmiechnęłam się od ucha do ucha. Myślałam, ze wracasz do nas... Jednak moja radość nie trwała długo... Myślałam, że będzie to opowiadanie o Uli i Marku, a tu kolejna niespodzianka. Treść bardzo dramatyczna co sprawia, że jest poruszająca i smutna. Dorota zrobiła pierwszy krok i uwolniła się od tego łajdaka, ale czy to koniec jej problemów? Wydaje mi się że to dopiero początek id drogi do szczęścia.
      Nawet nie wiesz jak przykro mi, że wzięłaś rozwód z Febo&Dobrzańskim światem. Uwielbiałam Twoje opowiadania :) Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się pokusisz i wrócisz do nich. Ja jak na razie raczę się wszystkimi wpisami z przeszłości... To opowiadanie oczywiście będę śledzić, chociaż nie wiem czy zawojuje mnie tak jak te o Uli i Marku.
      Pozdrawiam bardzo, bardzo serdecznie, UiM

      Usuń
    2. UiM

      Myślę, że jednak niespodzianki nie było, bo przecież wielokrotnie uprzedzałam, że kończę pisać o serialu. Nie wzięłam rozwodu z Febo&Dobrzański, ja tylko przestałam o tym pisać. Przecież nadal odwiedzam Wasze blogi i komentuję każdy rozdział. Miłość do serialu chyba nie przejdzie mi nigdy.
      Jeśli tak trudno zaakceptować Ci innych bohaterów i opowiadanie nie związane z serialem, to może spróbuj wyobrazić sobie, że Dorota, to Ula, Karol to Bartek, a mężczyzna, który niedługo pojawi się u boku Doroty, to Marek. Masz przecież wielką wyobraźnię i na pewno nie będzie trudno wyobrazić sobie taką zamianę ról.
      Ja uważam, że ta historia znacznie różni się od tych o F&D, bo jest bardzo realna i osadzona w miejscu jak najbardziej rzeczywistym. Ja miałam wielkie szczęście tam być, zachwycić się i chłonąć przyrodę tego miejsca wszystkimi zmysłami. Mam nadzieję, że jednak w jakiś sposób wciągnie Cię ta historia.
      Dziękuję pięknie za komentarz i przesyłam uściski. :)

      Usuń
  3. Jestem zaskoczona treścią. Pierwsze opowiadanie i od razu takie smutne i życiowe.Myślałam, że będzie tak samo pięknie jak w opowiadaniach o Uli i Marku. Tytuł mi na to wskazywał. Na szczęści pierwszy krok w lepsze życie jest już poczyniony i może w kolejnych częściach Dorocie i Marysi zaświeci słońce.
    Pozdrawiam miło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. RanczUla

      Przecież opowiadania o Marku i Uli też zazwyczaj zaczynały się smutno i kończyły optymistycznie. Tu nie będzie inaczej. Tytuł obiecuje wiele, a Dorota i Marynia nie rozczarują się.
      Dzięki, że zajrzałaś. Pozdrawiam serdecznie. :)

      Usuń
  4. Witaj Małgosiu,
    zamurowało mnie i mogę powiedzieć tylko - jakie to koszmarne i przerażające:( Jak to dobrze, że córka okazała się nad wyraz dorosła! Ciężko jest zrozumieć osoby, które tak biernie zgadzają się na takie traktowanie i to nie sto lat temu, tylko w XXI wieku. Przeważnie, tak jak tutaj są to kobiety pracujące, mieszkające w miastach, mające jakieś bliższe lub dalsze rodziny, na których pomoc zapewne mogłyby liczyć, osoby wykształcone, a jednak z jakiś względów godzące się na katowanie siebie i swoich dzieci:( Zapewne głównym powodem jest wstyd przed otoczeniem? Ale tak naprawdę to nie one mają powód do wstydu, tylko ich oprawcy! Czym różni się mąż Doroty od zwykłego bandziora? Niczym a może tylko tym, że uważa się za nietykalnego, za pana i władcę. Dlaczego nie idzie się spróbować z równym sobie? Bo zwykły z niego tchórz! W sekundę miałby obitą mordeczkę i nie tylko! Powinien być sądzony znacznie surowiej od przysłowiowego zwykłego oprycha i bandyty! Choćby za to, że znęca się latami nad osobami, które mu ufają, wierzą w zmianę na lepsze, które są od niego zależne, które go mimo wszystko kochają?! Nawet teraz przestępcy mają jakiś kodeks moralny, może niezbyt zrozumiały ale oprawca dzieci i kobiet nie jest zbyt dobrze traktowany wśród współwięźniów!!! Nie powinnam tak mówić, ale życzę Karolowi aby spotkał na swojej drodze właśnie takich facetów! Niech mu pomogą zrozumieć parę spraw! Trochę dziwię się też, że otoczenie nic nie zauważyło przez 15 lat!? Oczywiście piszesz, że Dorota nikomu się nie skarżyła i dobrze maskowała miejsca po pobiciu, ale nikt nic nigdy nie słyszał, nie widział? Wiem, że przeważnie tak jest. Nikt nie chce się wtrącać w cudze życie, w cudze sprawy. Smutne to wszystko. Ciężka przeprawa przed Dorotą i Marynią. Jakoś tak mi się wydaje, że Karolek tak szybko nie odpuści i pomimo rozwodu nie da im spokoju?! Trzymam kciuki za ich wytrwałość i mądrość!
    Serdecznie Cię pozdrawiam i życzę miłej niedzieli:)
    p.s. ogromnie się cieszę, że zaczęłaś publikować:)
    Gaja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gaju

      Otoczenie zauważało, bo nie dało się tego przeoczyć. Było bicie i awantury, a to wszystko słychać w zwykłym blokowisku. Piszę o tym chyba w drugim rozdziale. Jednak otoczenie woli milczeć, woli nie widzieć zwłaszcza wtedy, gdy taki Karol zacznie temu otoczeniu grozić.
      Przemoc domowa jest zjawiskiem dość powszechnym w dzisiejszych czasach. Nawet policja niezbyt chętnie w to wkracza czekając aż zdarzy się coś naprawdę dramatycznego. Zobojętnienie na taką patologię uważam za głęboko naganne. Najgorsze jest to, że zazwyczaj to kobieta cierpi i jej potomstwo.
      Rozdział zaczyna się od tego, że Dorota wychodzi już z sali rozpraw, na której orzeczono jej rozwód. Wcześniej była sprawa karna. Cofam się trochę z wydarzeniami chcąc naświetlić jak do tego wszystkiego doszło. Po 15-tu latach zarówno Dorota jak i Marynia uwolniły się od tej kanalii.

      Zaczęłam publikować, ale opowiadanie nie jest skończone. Jak już pisałam "B", raczej nie będę dodawać regularnie przynajmniej na razie. Może z czasem to się zmieni, ale póki co to niemożliwe.

      Fajnie, że zajrzałaś. Dziękuję za komentarz i oczywiście gorąco pozdrawiam. :)

      Usuń
  5. Gosiek.Dzięki za dedykację.Wracaj w te magiczne miejsce z wiosną,a wszystko się zmieni.Pozdrawiam Tess.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tess
      Wiesz dobrze, że gdybym była zdrowa poleciałabym tam jak na skrzydłach. Wciąż żyję nadzieją, że jeszcze wszystko obróci się na dobre. Że jeszcze kiedyś "polecę".
      Buziaki. :)

      Usuń
    2. Na mietle nie bardzo,ale pindolino,,,zawsze do dyspozycji.
      Twoje i moje pozytywne myślenie...podstawa spełnienia naszych marzeń.
      Pozdrawiam Tess.

      Usuń
  6. opowiadanie zaczyna się bardzo traumatycznie,ale do tego co przeczytałem mam pytanie czy młodzi ludzie mają ,aż takie klapki na oczach.rozumiem ukrywanie hazardu ,ale przepitych oczu i agresji raczej nie.i jeszcze jedno ,jeżeli chodzi o otoczenie to czasami bywa tak,że po interwencji i wezwaniu następnego dnia ma wizytę ofiary,która stwierdza co się w....lasz to nasza sprawa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli rodzina jest dysfunkcyjna, to oczywiście, że nie da się ukryć ciągot do hazardu, wódeczki, czy kobiet/mężczyzn. Rzecz w tym, że nie każda przemoc w rodzinie jest zgłaszana, a policja nie taka znowu chętna do interwencji. Sąsiedzi nabierają wody w usta szczególnie wtedy, gdy ten, który stanowi problem w takiej społeczności, grozi i zastrasza. Rzadko trafia się jednostka, która bez względu na konsekwencje naświetla problem szerzej. Sprawy tak bardzo patologiczne są niezwykle trudne, bo jeśli nawet dojdzie do rozprawy, to na niej strona skarżąca często wycofuje swoje zarzuty i wraca do punktu, z którego wyszła, czyli powraca do przeszłości licząc chyba na cud. Jak napisałam w tej części, to miłość ofiary do kata i wiara w to, że ten kat jeszcze się zmieni i nagle stanie się kochającym tatusiem i mężem. Nic bardziej błędnego.
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam. :)

      Usuń
  7. Cieszę się, że wróciłaś do publikowania.
    Opowiadanie porusz bardzo traumatyczny temat. Przemoc domowa jest częstym zdarzeniem XXI wieku. Najgorsza jest przemoc psychiczna. Ból fizyczny można jakoś znieść, wziąć jakieś proszki itp. Ale wszelkie znaki na psychice są nieodwracalne i zakopane głęboko gdzieś w środku człowieka. Nie da się ich wymazać. Można próbować trochę zmniejszyć ten ból, ale nigdy nie zniknie w całości. Świat nie jest kolorowy...
    Ahhh smutno mi się zrobiło.
    Pozdrawiam Andziok

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Andziok

      Głowa do góry. Matka i córka otrząsną się z tej traumy. Tak naprawdę to to opowiadanie jest bardzo optymistyczne. Wiadomo, że początek zawsze musi być trudny, ale wychodzenie z kłopotów bywa przyjemne.
      Dziękuję, że wpadłaś. Pozdrawiam serdecznie. :)

      Usuń
  8. Będę kolejną osobą, która to napiszę, ale też się cieszę, że wróciłaś do pisanie. Lepiej jak dodajesz rzadziej rozdziały niż jakbyś w ogóle nie pisała. No dobra, a teraz wróćmy do treści. Przemoc to trudny orzech do zgryzienia. Nie każdy jest odważny, aby iść na policję lub powiedzieć najbliższym, co tak naprawdę dzieje się w ich życiu. Przed ślubem powinno się dobrze poznać drugą osobę z dobrych stron, ale i też ich słabe punkty. Nie każdy jest perfekcyjny, to oczywiste, ale trzeba umieć siebie kontrolować. Tutaj Karol tego nie potrafi. Alkohol robi z niego najgorszego człowieka. Nie mogę sobie wyobrazić jak można zgwałcić swoją żonę. To jest nie dorzeczne. Nie życzę mu źle, bo tak naprawdę jest dobrym człowiekiem, ale zagubił się w swoim życiu. Potrzebny jest mu psycholog, aby uświadomił mu, co tak naprawdę robi. Bo on może być tego nie świadom. Takie problemy zazwyczaj dotykają naszych najbliższych. Tutaj to jest dziecko. Ta dziewczyna marzy na pewno, aby mieć pełną rodzinę, ale musi się pogodzić z rzeczywistością. Przez to jaki jest ojciec, ona zamyka się w sobie. Nie chce rozmawiać z innym, nie ma przyjaciółek. Ale jest przede wszystkim odważna, aby postawić się swojemu ojcu. Dorota broni swojego dziecka za wszelką cenę. Nie chce, aby ona też dostała. Jej pierwszym krokiem, aby uciec od takiego życia jest wybranie się do grupy wsparcia. Moi zdaniem to jest świetny pomysł, ponieważ może sobie uświadomić, że nie tylko ona ma takie problemy. Może to jest dać więcej odwagi, aby postawić się mężu i rozwieść się z nim.Dorota, gdy spotkała na swojej drodze Karola, zakochała się w tym człowieku. Takim właśnie jaki był, kiedy nie pił. Musiała bardzo go kochać, jednak dwa tygodnie po ślubie okazało się, że jest inny niż jej się zdawało. Alkohol zrobił z niego gwałciciela i zaczął bić swoją żonę. W kościele ślubował jej miłości ( czy z miłości biję się drugą osobę, aby zrobić jej krzywdę?). Mam nadzieję, że się opamięta i zrozumie swoje błędy i przede wszystkim się zmieni. Może to być trudne, ale tylko wytrzymałość w tym przypadku ma największe znaczenie. Bo wsparcia na pewno nie dostanie.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aneta

      Masz ciekawe spojrzenie na Karola. Usiłujesz go w jakiś sposób usprawiedliwiać. On z całą pewnością nie jest dobrym człowiekiem. Jest zwyrodnialcem, któremu wóda przeżarła mózg. Przypomnę tylko, że nad żoną zaczął się pastwić już dwa tygodnie po ślubie i nie przestał nawet wtedy jak była w ciąży. Marynia wcale nie marzy o pełnej rodzinie. Od małego chowa się w dysfunkcyjnej i jedyne o czym marzy, to mieć wreszcie cichy, spokojny dom bez awantur i bicia.
      Dorota była bardzo młoda, gdy wychodziła za mąż i postrzegała Karola przez pryzmat księcia z bajki. Odarcie jej ze złudzeń okazało się bardzo bolesne i psychicznie i fizycznie. Można być z człowiekiem całe życie i nie poznać go do końca zwłaszcza, jeśli nosi w sobie jakieś mroczne tajemnice.

      Bardzo dziękuję Ci za długi komentarz.
      Serdecznie pozdrawiam. :)

      Usuń
    2. Może mam inne spojrzenie na Karola, ponieważ próbuje go zrozumieć. Zaczem zacznę od jego złych stron, próbuję poznać go z tych dobrych.Nie lubię określeń dobry lub zły. Dla mnie człowiek to człowiek. Po prostu niektórzy weszli na złą drogę, ale musi to być czymś spowodowane. Może jak był młody miał takie doświadczenia, które sprowadziły go w złą drogę. Może to być inny powód. Trochę się ich znajdzie. Odwołam się do twojego ostatniego zdania : "Można być z człowiekiem całe życie i nie poznać go do końca zwłaszcza, jeśli nosi w sobie jakieś mroczne tajemnice." Zgadzam się z tobą. Znam przykład, bo ostatnio oglądałam taki serial, gdzie jest szczęśliwa rodzina. Mąż , żona i dwójka dzieci. Ten mąż jest seryjnym mordercą. Nie ma żadnej rodziny ze swojej strony i gdy był mały trafił do sierocińca. Ta żona nic nie wiedziała, że morduje młode kobiety. Żyła z nim pod jednym dachem i tak naprawdę nic o nim nie wiedziała.
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
  9. Ta historia nie zaczyna się dobrze a wręcz dramatem. Młoda kobieta zakochała się i poślubiła mężczyznę ,który wydawał się jej idealny. (Idealnych ludzi nie ma ) ale z pewnością dla niej był. Miłość bywa ślepa. Jednak szybko się okazało ,że to nie człowiek a prawdziwa menda ,kanalia ,pijak. Jednak ona go kochała i żyła nadzieja ,że on się zmieni. Przestanie pić . Może pójdzie na odwyk i przestanie był agresywny. Nic bardziej mylnego. czas mijał a było coraz gorzej. Znosiła to bo wiedziala ,że nikt jej nie uwierzy jeśli komuś powie. Ludzie w takich sytuacjach wola nie widzieć ,nie słyszeć. Udawać ,że wszystko jest w porządku. A wcale tak nie jest. Potem jeszcze zaszła w ciąże. Nawet to go nie powstrzymało przed piciem ,biciem i gwałtem. To cud ,że Marynia urodziła się zdrowa . Nie zgłaszała tego na policję bo pewnie bala się ,że to nic nie da i będzie jeszcze gorzej. Rany na ciecie z czasem się goją ale te psychiczne .. . Obie przeżyły koszmar ,który będą pamiętać całe życie. Marynia wyrosła na mądrą dziewczynę. Dobrze ,że nie poszła w ślady ojca albo nie wpadła w jakieś nieciekawe towarzystwo. Ten człowiek powinien zgnić w więzieniu. Nic nie usprawiedliwia jego zachowania. Przez 15 lat traktował żonę jak worek treningowy więc powinna spotkać go kara. Mam nadzieję ,że otrząsną się z tej traumy i zaczną na nowo żyć. Ale daleko od tego miejsca aby przykry wspomnienia nie wracały. Aby zamknęły przeszłość i spojrzeli w przyszłość. To co niesie dla nich los. Zgadzam się też z sformułowaniem ,że ,, można być z człowiekiem całe życie i nie poznać go do końca . ..'' Czasem i tak się zdarza. Albo ,że jeden dzień może zamienić się w piekło . Albo ktoś kto wydaje się być miły może okazać się psychopatą. Oczywiście ,że nie ,każdy. Marynia z pewnością marzy o ciszy ,spokoju miejscu gdzie nie będzie przemocy fizycznej ani psychicznej. Najbardziej w takich toksycznych związkach cierpią dzieci. Moje zdanie o Karolu jest takie ,że on się nie zmieni. Bo jest zepsuty do szpiku kości i takiemu komuś kto wiele lat krzywdził rodzinę ... Ja w jego przemianę nie wierzę. On się nie zmieni. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Justyś

      Widzę, że i Ty podeszłaś bardzo emocjonalnie do tematu. Nie sądziłam, że aż tak bardzo Was poruszy, ale rzeczywiście obok czegoś takiego nie można pozostać obojętnym.
      Ja sama znam kilka przypadków kobiet, które przez całe lata żyły pod jednym dachem z takim łotrem i nie potrafiły odejść mimo przedstawianych im racjonalnych argumentów. One zgadzały się ze wszystkimi, a mimo to strach paraliżował je do tego stopnia, że nie były w stanie opuścić takiej kreatury. To trochę takie błędne koło, bo w większości to one czuły się winne całej sytuacji. Bardzo ciężko jest wyrwać kobietę z takiego środowiska i jeśli sama tego nie pojmie, że nie robi tego wyłącznie dla siebie, a przede wszystkim dla swoich dzieci, to nadal będzie tkwić w tej pętli czasu do chwili, aż ktoś nie znajdzie jej ciała. Taki dramat przeżywa wiele rodzin niestety.
      Dziękuję pięknie za rozbudowany komentarz i pozdrawiam cieplutko. :)

      Usuń
  10. Gośka ja to wszystko rozumiem ,ale o ile wstyd jest facetowi powiedzieć kobieta mnie bije jak powiedział Maks w"Seksmisji",o tyle w przypadku kobiet uważam to za pewien rodzaj maschizmu .przepraszam za porównanie ,ale czy wiesz z kogo córka alkoholika wyjdzie za mąż przeważnie za alkoholika, bo zna tren i wie jak się w nim poruszać.wiem że to to stereotyp ,dlatego społeczeństwo nasze uważa pijaka,za człowieka z problemami ,ale dobrego a trzeźwego alkoholika za wybryk.i dyzfunkcyjną rodzinę ,ialkoholizm znam z autopsji.przepraszam,jeżeli uraziłem czyjeś uczucia sorry Winnetou.zgredek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgredek

      Masz rację. Bardzo często tak jest, że córki, czy synowie z rodzin alkoholików powtarzają błędy swoich rodziców, bo często nie mają dobrego wzorca w tak rozpitym środowisku. Jednak nie można tego generalizować, bo nie zawsze tak jest. Bywa, że młodzi chcą się wyrwać z tej patologii i żyć jak normalni ludzie. Nie twierdzę też, że sytuacja dotyczy wyłącznie kobiet. Sama napisałam kiedyś opowiadanie, w którym to właśnie mężczyzna był bity przez kobietę. Schemat działa w obie strony. Rzecz tylko w tym, że jednak przemoc wobec kobiety ma miejsce znacznie częściej. Mężczyzna działa tu z pozycji siły i nie oszczędza ani żony, ani swojego potomstwa.
      Problem jest złożony i można by jeszcze długo o nim dyskutować. Myślę, że on będzie istniał zawsze, bo zawsze znajdą się takie ofiary przemocy, które nie zdecydują się na poprawę swojego losu i uparcie będą tkwić w tym bagnie znosząc bolesne ciosy.

      Pozdrawiam Cię serdecznie. :)

      Usuń
  11. Bardzo dramamtyczna historia, jakich niestety wiele....Bardzo czesto ofiary przemocy domowej wstydza sie tego, ze sa bite, jakby to one byly winne.... to jest w tym wszytskim najgordze...w tym wypadku corka okazala sie duzo madrzejsza od matki. W pewnym sensie dziwie sie takim osobom wlasnie ze wzgledu na dzieci...PRzeciez taki kat moze zabic nie tylko matke, ale i dziecko...Nie chce oceniac, bo nie wolno, tylko osoba ktora to przezywa moze sie na ten temat wypowiedziec, ale naprawde takie sprawy wlasnie ze wzgledu chocby na dzieci powinno sie jak najszybciej zglaszac, szukac pomocy, uciec.
    Pozdrawiam serdecznie, Magda M. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Magda M

      Masz rację. Ten, kto nigdy nie był w podobnej sytuacji, nie ma prawa oceniać postępowania ofiar przemocy, bo nie wiadomo jak my sami zareagowalibyśmy będąc na ich miejscu. Ofiary doskonale wiedzą co rozbić. Wiedzą, że powinny zgłaszać każdy przypadek pobicia, robić obdukcje i próbować uwolnić się za wszelką cenę od zwyrodnialca. Problem tylko w tym, że niektóre z nich są tak bardzo zastraszone, że każda próba zrobienia czegokolwiek po prostu je paraliżuje i obezwładnia, i dopóki nie znajdzie się ktoś, kto będzie w stanie im pomóc i pokierować nimi, same niczego nie zrobią.

      Ślicznie dziękuję za komentarz. Najserdeczniej Cię pozdrawiam. :)

      Usuń
  12. A ja się zgubiłam! :/
    To jest coś nowego? Czy ja nigdy tego nie widziałam? Jak to teraz jest z dodawaniem rozdziałów?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gosiu

      To nowe opowiadanie, ale już nie o BrzydUli. Tak jak zapowiadałam kończę z serialem i zaczynam z zupełnie z czymś nowym. Mam nadzieję, że Ci się spodoba.
      Pozdrawiam. :)

      Usuń
    2. A jednak się coś pojawia. Nie zauważyłam, wcześniej nic. :/

      Usuń