Łączna liczba wyświetleń

środa, 30 grudnia 2015

"OGRÓD SZCZĘŚCIA" Autor: emisia12345 - rozdział 10 ostatni



ROZDZIAŁ 10
ostatni


Po przebudzeniu Ula spojrzała w okno. Zaróżowione niebo zwiastowało zmianę pogody. Lato niestety będzie musiało ustąpić miejsca jesieni. Powiał wiatr, okno trzasnęło. Ula wzdrygnęła się.
 - Zimno ci? - odwróciła głowę i zobaczyła, że Marek leży wsparty na łokciu. Jak długo ją obserwuje? Speszona podciągnęła koc pod samą brodę.
 - Nie.
 - Żałujesz?
 - Ani trochę - przezwyciężyła nieśmiałość i przytuliła się do niego. - Jesteś wspaniały. To była cudowna noc. Nigdy się tak nie czułam, nie przeżyłam czegoś takiego. No... nie wspominając małżeńskiego obowiązku, ale to nie było naprawdę. To pierwszy raz, gdy to jest dla mnie naprawdę. Nic nie równa się z przeżyciami tej nocy.
Piotr nie spał z nią z miłości. Po przebudzeniu nie patrzył zaniepokojony, że ukochana zniknie, jeśli na moment oderwie od niej wzrok. Wtedy brak było szczerych uczuć, cudownej radości. Zupełny brak poczucia, że świat się zmienił, a przecież wkrótce okazało się, że dla niej już nic nie będzie takie samo.
 - Piotr mnie nigdy nie kochał, to nie była...
Marek zamknął jej usta pocałunkiem.
 - Czy ktoś ośmielił ci się już kiedyś powiedzieć, że za dużo mówisz?
 - Nie. Przynajmniej ostatnio. Mówię za dużo, gdy jestem podenerwowana.
 - Czy przy mnie czujesz się podenerwowana? Tak źle na ciebie wpływam? - chciała zaprzeczyć, ale podniecona pieszczotami jedynie westchnęła. - A jednak - zaśmiał się Marek
 - Nie, - szepnęła drżącym głosem - ale masz... zimne ręce.
 - Nieprawda - odkrył ją. - Nie masz pojęcia co przeżywałem od chwili, gdy pierwszy raz cię ujrzałem. Długo nie kochałem się z żadną kobietą, myślałem, że zapomniałem jak to się robi.
 - Nic nie zapomniałeś.
 - Dzięki tobie. Gdy zobaczyłem cię w ogrodzie, wszystko mi się przypomniało. Zostałem uleczony.
Dał tego kolejny dowód. Oddawała mu gorące pocałunki, z całej siły wtulając się w jego ciało, starając się go jeszcze bardziej podniecić. Czuła cudowne mrowienie w piersiach i brzuchu, ogień między nogami, ucisk w łonie. Marek... Jego usta błądziły po jej twarzy, szyi, piersiach. Z wielką wprawą grał ponownie na jej zmysłach jak na strunach skrzypiec.

Zachował się dyskretnie i wrócił do domu, nim wieś zbudziła się ze snu. Wszedł do małżeńskiej sypialni, stanął przed zdjęciem w srebrnej ramce.
 - Paula, zakochałem się - powiedział na głos i spojrzał na suknie, które wydały mu się stare, jakby Paulina porzuciła je jako niepotrzebne. Wziął fotografię do ręki. - Najdroższa, nigdy cię nie zapomnę. Wiesz o tym, bo wiele razy ci to powtarzałem, lecz spotkanie z Ulą uświadomiło mi, że pamięć o tobie nie oznacza wycofania się na pustynię. Pokochałem inną kobietę, ale ty nadal jesteś częścią mnie, zawsze będziesz. Gdybym umarł pierwszy, nie chciałbym, żebyś była sama, żeby nikt cię nie kochał i żebyś nie miała dzieci - zamilkł, jakby czekał na odpowiedź. zamiast głosu zza światów usłyszał trzaśnięcie furtki. To ogrodniczka przyszła do pracy. Spojrzał w okno i uśmiechnął się na widok Uli w roboczym stroju. Chętnie poszedłby do niej, ale jeszcze nie skończył rozmowy z Paulą. - Wiesz, ona pod wieloma względami przypomina mi ciebie. Jest odważna, uczciwa, bezpośrednia - uśmiechnął się. - Często mówi coś półżartem, czym nieświadomie mnie rozbawia, a myślałem, że zapomniałem co to śmiech. Sprawiła też, że chciało mi się płakać, a sądziłem, że wylałem wszystkie łzy. Gdy wynurzyła się z porannej mgły, jakby wstąpiło we mnie nowe życie - powiódł palcem po fotografii. - Oczywiście nie ma twojej gracji, manier, pewności siebie. Ubiera się fatalnie i bez zastanowienia mówi, co ślina na język przyniesie. Niepojęte, że uległem złudzeniu i przez pomyłkę wziąłem ją za ciebie. Że co? Aha. Rozumiem. Dziękuję ci mój aniele.

Przyszedł do sąsiedniego ogrodu na lunch i został do podwieczorku. na pożegnanie pocałował Ulę w policzek.
 - Do jutra po południu.
Doceniła to, że nie chciał zostać na noc, gdy w sąsiednim pokoju śpi dziecko. Jak dobrze, że jest delikatny. Wieczorem zadzwonił, dając dowód, że myśli o niej. Rano zadzwonił, by powiedzieć, że zaczyna robić porządki w szafach.
Przez pół dnia Ula uśmiechała się radośnie, lecz teraz, tuż przed spotkaniem, denerwowała się, bo nie bardzo wiedziała jak rozmawiają ludzie, którzy spędzili ze sobą noc? Czy zmienia coś fakt, że pracuje w ogrodzie kochanka? Jak się w tej sytuacji zachować?
Okrężną drogą zachęcała Marka, by uporządkował rzeczy po zmarłej żonie. Stale zwlekał, a zajął się tym zaraz po upojnej nocy! Co to oznacza?
Spodziewała się, że zastanie go w ogrodzie, że jak zwykle będzie udawał, iż coś robi. To pretekst, aby być koło niej. Tymczasem nigdzie go nie widać. Podejrzane.

Zaczęła pielić. Pocieszała się, że wyjechał w pilnej sprawie. Zajęła się usuwaniem rozrośniętego rabarbaru. Chciała wyciągnąć cały korzeń, wiec na klęczkach cierpliwie go obkopywała.
 - Dzień dobry - drgnęła i przecięła korzeń.
 - Och! Przez ciebie reaguje nerwowo.
 - Wiem. Wystarczy dotknąć pewnego miejsca - gdy jej twarz spłonęła rumieńcem, dodał: - Cieszy mnie, że pamiętasz.
 - Jak mogłabym zapomnieć?
 - Myślałem, że przyjdziesz się przywitać.
 - Mam mnóstwo do zrobienia i ty chyba też. Nie chciałam przeszkadzać.
 - Za późno martwisz się o mój spokój. Zakłócenie jest trwałe... Zostaw zielsko. Widzisz? - pokazał duże pudło. - Wreszcie cię posłuchałem.
 - Czemu akurat dziś to wyrzucasz?
 - To po prostu stare rzeczy. Nie należy liczyć na to, że potraktujesz mnie poważnie, poślubisz i wprowadzisz się do domu, w którym wszędzie będą rzeczy Pauli. Nie mogę uparcie trzymać się przeszłości.
 - Ślub? Przeprowadzka? - sądziła, że się przesłyszała. Za mało się znali, więc na razie małżeństwo nie wchodziło w grę. Jeszcze nie oswoiła się z myślą, że spędzili razem noc.
 - Chodź - rzekł Marek. Położył rzeczy na stosie suchych gałęzi i podpalił. Ula postanowiła, że sama nie wspomni o małżeństwie. A jeśli Marek znów poruszy ten temat? Hmm, wtedy... wymyśli coś na poczekaniu. To tak prędko się nie zdarzy. Małżeństwo byłoby szaleństwem.
 - Przypilnuj ognia, a ja pójdę po następne pudło.
 - Dobrze - dorzuciła gałęzi, żeby suknie Pauliny paliły się żywym płomieniem. Marek stwierdził, że operacja, której się bał, nie jest taka przykra. Raz czy dwa zawahał się przed wrzuceniem czegoś w ogień. Lecz dopiero po otwarciu małego pudełeczka nieco się ociągał. Ula przykucnęła obok.
 - O co chodzi?
 - O to - westchnął smutno. - Patrz! - W pudełku leżał biały miś. - Paulina była w ciąży. Rozzłościła się, że kupiłem zabawkę, bo według niej to zły znak. Wyzwanie losu.
 - Nikt nie ma wpływu na swój los, chociaż nam się zdaje, że możemy coś zmienić.
Marek rzucił misia w ogień i wstał. Ula chwyciła go za rękę.
 - Byłem nieprawdopodobnie szczęśliwy. Chciałem podzielić się radością z całym światem, ale Paulina prosiła żebym zachował tajemnicę przez pierwsze niepewne miesiące. A potem nie było sensu mówić. Szwagier i moi rodzice i tak strasznie rozpaczali i nie miałem sumienia pogłębiać ich bólu.
 - Rozumiem cię.
Objęli się, a w ich oczach pojawiły się łzy. Marek płakał nad okrucieństwem losu. Ula przypomniała sobie pierwsze spotkanie, gdy pomylił ją ze zmarła żoną i to jak natarczywie pytał o Gosię. Wtedy sądziła, że to niegroźne. Teraz doszła do wniosku, że oszukiwała sama siebie, bo Marek nie jest uleczony, nie przebolał straty. Ona i Gosia stanowią namiastkę rodziny, której się nie doczekał. Oboje mieli złudzenia. Marek łudził się, że można zapełnić puste miejsce po zmarłej żonie i nienarodzonym dziecku. Palił pamiątki, ponieważ uznał, że nie są już potrzebne jako rekwizyty. Ula łudziła się, że pocałunek nieznajomego zbudzi ją do innego życia. Chciała pomóc mu się wyleczyć, ale swym nieprzemyślanym wtrąceniem jedynie pogorszyła sprawę. I to bardzo.
Zadzwonił budzik, więc ucieszyła się, że ma pretekst, by się pożegnać.
 - Muszę już iść. - Marek nadal ją trzymał, jakby wiedział, że ucieknie od niego. A chciał ją zatrzymać. - Wpadnę później.
Ula bała się odezwać więc jedynie rozciągnęła usta w wymuszonym uśmiechu. Uciekła, zostawiając narzędzia.
Marek, wzdrygnął się, jakby dostał zimnych dreszczy. Miał wrażenie, że Ula już nie wróci. Czuł, że coś się między nimi popsuło.
Widocznie źle wybrał moment palenia rzeczy Pauliny. Żałował, że nie zrobił tego kilka dni wcześniej, lub chociażby rano, lecz on wolał, by Ula widziała, że rozstaje się z przeszłością i myśli o przyszłości. Chciał dać dowód, że pragnie, aby ona należała do jego przyszłości. Chodziło też o coś więcej, niż palenie pamiątek. Dostrzegł moment, w którym Ula odsunęła się od niego nie fizycznie, lecz emocjonalnie. Zauważył, jak jej ulżyło, gdy zadzwonił budzik. Skorzystała z okazji, aby prędko odejść. Stał wpatrzony w dogasające ognisko i kolejno przypominał sobie każde słowo, każdy gest, aż dotarł do kluczowego momentu. Zrozumiał, co zrobił.


Ula czuła się tak, jakby znowu miała dwadzieścia jeden lat i była przytłoczona problemami, z którymi nie umiała sobie poradzić. Kolejny węzeł gordyjski! Znowu inni manipulują nią do swoich celów. Lecz tym razem nie ucieknie przed trudną sytuacją. Ucieczka rzadko jest dobrym rozwiązaniem. Gdyby przed laty odważyła się upomnieć o swoje prawa, zaoszczędziłaby sobie cierpień. Teraz wiedziała dużo z własnego doświadczenia, a wtedy posiadała jedynie wiedzę książkową. Była odcięta od bliskich, nie miała wsparcia w rodzinie, nikt jej nie kochał, nikt jej nie powiedział, że jest warta znacznie więcej niż nazwisko w czołówce najlepszych studentów, oraz wzorowa żona młodego lekarza. Dopiero Maciek i Ania pokazali jej, czym jest miłość bliźniego i wtedy wszystko się zmieniło. Nauczyła się z powrotem odwzajemniać uczucia, co ją samą odmieniło. Niewiele pomogła Markowi, lecz on nauczył ją czegoś cennego. Tego, że żadna odległość nie rozwiąże problemu, a upływ czasu go nie usunie. Człowiek musi stawić czoło demonom.
Dlaczego Marek, dopytywał się o ojca Gosi? Czy chciał mieć pewność, że namiastka rodziny nie zostanie mu odebrana? Nadejdzie dzień, że Gosia też zapyta o ojca. Dziecko ma prawo coś wiedzieć o rodzicach. Ula chciała powiedzieć Markowi, że postanowiła wrócić do przeszłości po to, by naprawić popełnione błędy. Oby to pomogło mu pogodzić się z faktem, że Małgosia nie jest jego dzieckiem.
Przyprowadziła Gosię do domu, wysłuchała wieści ze szkoły i nakarmiła. Potem zostawiła ją przy rysowaniu i poszła zatelefonować do szpitala, w którym pracował Piotr. Kwadrans później zadzwonił telefon. Ula spodziewała się telefonu ze szpitala z informacją zwrotną, więc zaniemówiła, gdy przedstawił się ojciec Piotra. Wysłuchała go, a potem zawołała:
 - Słonko, dziadek chce z tobą rozmawiać.
 - Ja mam dziadka?... Dzień dobry. Czy przyjedziesz na moje urodziny?
Ula zauważyła w drzwiach Marka.
 - Pukałem... - zdziwiony zerknął na Gosię.
 - Rozmawia z dziadkiem - wyjaśniła Ula.
 - Z ojcem Piotra?
 - Tak. Rzekomo przez te wszystkie lata czekał, żebym się odezwała. Bardzo chciał, żebym zadzwoniła. Twierdzi, że jak wtedy przyjechał i rozmawiał z Piotrem, to chciał mnie zabrać do domu, zaopiekować się. Potem wysłał ludzi na poszukiwania, a gdy nadszedł czas porodu, dzwonił do różnych szpitali...
 - Piotr, też czekał na znak od ciebie? Czemu cię nie szukał?
 - Ja nie jestem ważna. I tak chciał mnie zostawić. Było mu na rękę, że to ja odeszłam. Chodziło tylko o Gosię.
 - Czyli nie będziesz spotykać się ze swoim mężem?
 - Piotr nie żyje. Cztery lata temu wysłali go na wojnę do Iraku, jako lekarza wojskowego. W ubiegłym roku zginął podczas ostrzelania bazy wojskowej w której przebywał - spojrzała na Gosię, rozmawiająca z dziadkiem, jakby od dawna go znała. Skinęła na Marka i wyszli na ganek. - Szkoda. Gdyby nie moja głupota. Piotr znałby córkę. I ona znałaby ojca.
 - Gdyby nie jego głupota - gniewnie rzucił Marek. - Gdyby wtedy wszyscy okazali trochę serca i rozumu, potoczyłoby to się inaczej. Byliście młodzi, on zupełnie nieprzygotowany na ojcostwo - pragnął przytulić Ulę i pocieszyć, a jedynie ujął jej dłonie i mocno uścisnął. - Czemu zadzwoniłaś akurat teraz?
Wiedział, ale chciał, żeby sama mu powiedziała.
 - Musiałam pokonać strach i wyjaśnić pewne rzeczy. Powinnam zrobić to wcześniej.
 - Dużo rzeczy robimy za późno i ogarnia nas spóźniony żal. Ja najbardziej żałuję tego, że tyle czasu spędziłem na zebraniach ciągnących się do późnego wieczora. A powinienem siedzieć w domu.
 - Wszyscy bezmyślnie trwonimy czas. Gdybyśmy wiedzieli...
 - Trzeba uczyć się na błędach. Musimy traktować każdą chwilę jak bezcenny dar obojętnie, czy chodzi o podpisanie umowy wartej miliony, czy o taniec z kobietą, z którą, jeśli szczęście dopisze, zawsze będziemy słyszeć te same melodie. Człowiek nie powinien niczego trwonić.
 - Jakie to trudne - rzekła Ula półgłosem.
 - Zostawię cię teraz. Jesteś potrzebna córce, bo będzie miała dużo pytań. Przyniosłem kilka zdjęć - podał dużą kopertę. - Obejrzyj w wolnej chwili. Potem porozmawiamy.
 - O czym?
- O przeszłości i przyszłości - pragnął otoczyć ją ramionami jak łańcuchem, który złączy ich na zawsze. - O nas. Do zobaczenia.
Ula zajrzała do koperty i wyjęła jedno kolorowe zajęcie.
 - Gdzie pan Marek?
 - Poszedł do domu.
Ula wyobrażała sobie, że Paulina Dobrzańska była szczupła, ciemnowłosa. Bardzo elegancka, bo o tym świadczyły jej suknie. Lecz jako ogrodniczka musiała miewać brudne paznokcie i poplamione ubranie.
 - Czemu już poszedł?
 - Kto? Aha. Bo, nie mógł zostać.
 - Szkoda, ale powiemy mu jutro.
 - O czym?
 - O dziadku. Kto to?
 - Żona pana Marka.
Znalazł zdjęcia podczas robienia porządków i... - i co? Uświadomił sobie swój błąd? Dlaczego przyniósł fotografie żony? Czemu nic nie wyjaśnił?
 - Gdzie ona jest?
 - W niebie.
 - Jak mój tatuś?
 - Dziadek ci powiedział?
 - Tak. Obiecał, że przyśle zdjęcie. Czeka na adres.
 - Co? Jeszcze chce rozmawiać? - pobiegła do telefonu, przeprosiła teścia i obiecała wysłać zdjęcia Gosi. Potem rozłożyła na stole wszystkie zdjęcia z koperty. Paula była idealnie piękna, wysoka, smukła. Włosy miała czarne jak heban, skórę bez skazy. Kobiety o takiej urodzie są piękne do końca życia i w starszym wieku też wzbudzają zachwyt.
 - Czy wyglądał jak pan Marek?
 - Kto?
 - Tatuś.
 - Nie. Miał jasne włosy... Czemu pytasz?
 - Myślałam, że żenisz się z nim, bo jest podobny do tatusia.
 - Kto ci powiedział, że za niego wychodzę?
 - Wszyscy mówią. Mama Aldony widziała, jak go całowałaś.
 - Też coś!
 - Nie szkodzi, że nie jest podobny do tatusia, bo ty nie jesteś podobna do tej pani. Prawda?
 - Prawda.


Ula wybrała numer komórki Marka. Odezwał się natychmiast.
 - Dlaczego pierwszego dnia, myślałeś że jestem Pauliną?
 - Gra światła. Zmęczenie. Cud. Wszystko razem.
 - Omówmy najpierw teorię cudu.
 - Bardzo chętnie, bo to moja ulubiona. Ale gdybym nie był, piekielnie zmęczony do pomyłki nie wystarczyłaby turkusowa bluzka i słomkowy kapelusz.
 - A widzisz.
 - W związku z tym ja bym cię nie pocałował, a ty nie przyszłabyś za mną do domu i nie dałabyś mi herbaty, którą wzgardziłem. Nie miałbym za co cię przepraszać i nigdy nie przyszłoby mi do głowy, żeby zaangażować jako ogrodniczkę panią Urszulę.
 - Rozumiem - pomyślała, że powtarzał jej imię bardzo często, jak gdyby dawał dowód, że wie kogo całuje, z kim tańczy. Uśmiechnęła się promiennie.
 - Jesteś niezwykłą , cudowną, piękną kobietą, którą uwielbiam - odwróciła się zdziwiona, że głos dochodzi od drzwi. Marek wszedł do kuchni. - Kocham cię Ula. Zostaniesz moją żoną?
 - Mamusiu! - zawołała Gosia - Będę druhną?
 - Nie - Ula spojrzała na Marka- Nie mogę wyjść za ciebie.
 - Dlaczego? Skoro Piotr nie...
 - Dopiero co dowiedziałam się, że zostałam wdową. Ale przecież przed ślubem ludzie muszą dobrze się poznać, a my spotkaliśmy się niedawno.
 - Ten czas liczy się podwójnie.
 - Jak dla kogo!
 - Masz zamiar kłócić się ze mną?
 - Nie.
 - Słusznie. Lepiej wyjdź za mnie.
 - Nie mogę. Mam za dużo obowiązków. Firmę, która dopiero się rozkręca, dziecko które się rozwija, i klientów, którzy dużo wymagają. A najważniejsze, że nie chcę mieć znowu męża, który wyjeżdża na koniec świata. Nie mogłabym spać ze zmartwienia.
 - Naprawdę martwiłabyś się o mnie? - zbliżył się o dwa kroki, a Uli zaschło w gardle.
 - O każdego bym się martwiła.
 - Może poślubisz mnie, żeby uchronić przed niebezpieczeństwem?
 - To nieuczciwe posuniecie.
 - Nie zamierzam grać uczciwie. Wykorzystam całą przewagę jaką mam. Czy dobrze rozumiem, że nie chcesz być moją żoną ze strachu, że wpakuję się w jakieś tarapaty i nie będziesz mogła spać spokojnie?
 - Uhmm.
 - A jeśli odstąpię dalekie wojaże innym i nie ruszę się z domu? Jeśli rozszerzę swe zainteresowania, żeby objąć nimi tutejszych młodych ludzi, którzy potrzebują wsparcia, czy to usunie główną przeszkodę?
 - Naprawdę zamierzasz coś takiego zrobić?
 - Zależy od ciebie.
 - To nieuczciwe - pożałowała, że nie wysunęła innych zastrzeżeń. - Skąd masz pewność, że nasze małżeństwo będzie udane? Po co ten pośpiech?
 - To co, mamy czekać, żeby czas nadążył za naszymi uczuciami? Romantyczne, nocne spotkania i pożegnania o bladym świcie rozbawią całą wioskę, dostarczą tematu do plotek.
Ula wpiła wzrok w podłogę, jakby zobaczyła na niej coś nadzwyczaj ciekawego.
 - Wprowadzisz się do mnie, czy ja do ciebie? Co ci potrzebne do szczęścia?
 - Miłość.
 - Już jest - Marek chwycił ją za rękę. - Bierzemy ślub Ula - powiedział to przytłumionym głosem, w którym zabrzmiała nuta trafiająca prosto do serca. Tym razem Ula nie dyskutowała, nie sprzeciwiała się, lecz po prostu zapytała.
 - Kiedy?
 - Gdy w ogrodzie stanie nowa altana. To potrwa ponad pół roku - Marek uśmiechnął się przewrotnie.
 - Przecież chciałaś czekać, żeby lepiej mnie poznać. Razem wybierzemy pierścionek zaręczynowy, a na razie mam dla ciebie tylko taki prezent - wyjął z kieszeni etui, a z niego zegarek. - Niech nam przypomina, że nie wolno tracić ani sekundy.


Dom rozbrzmiewał śmiechem dzieci grających w hałaśliwa grę, która polegała na utrzymaniu balonu w powietrzu.
 - Patrz na nich, bawią się jak dzieci - rzekła Ania. - Mężczyźni nigdy nie dorastają W każdym tkwi chłopiec chętnie wymykający się spod kontroli.
 - Święta prawda - Ula uśmiechnęła się znacząco. - Kiedy wyjawisz tajemnicę?
 - Jaką? - spytała Ania z niewinną miną.
 - Ostatnio stale jesteś rozpromieniona.
 - Z natury jestem bardzo pogodną osobą. Ale zdradzę ci, że jestem w ciąży.
 - Cudownie. Maciek pewnie szaleje ze szczęścia - Ula serdecznie ucałowała przyjaciółkę. - Chcielibyście chłopca czy dziewczynkę?
 - Najważniejsze, żeby było zdrowe - Ania położyła rękę na brzuchu.  - Tak długo staraliśmy się o kolejne dziecko, że płeć jest obojętna.
Balon pękł z hukiem, dzieci krzyknęły jeszcze głośniej i w tym momencie w drzwiach stanął dystyngowany starszy pan.
 - Dzień dobry. Czy tutaj odbywa się przyjęcie urodzinowe panny Małgorzaty Sosnowskiej? - zapytał. - Nie jestem intruzem, ponieważ otrzymałem zaproszenie - pokazał bilecik, który Ula wydrukowała na nowym komputerze, kupionym na raty. Były tam wykaligrafowane przez jubilatkę słowa: "KOCHANY DZIADKU, CAŁUJĘ GOSIA."
Ula była mile zaskoczona, a jednocześnie obawiała się reakcji Marka. Co pomyśli o nagłym pojawieniu się jej teścia, a zarazem dziadka jej córki? Odwróciła się i zobaczyła, że Marek bierze na ręce onieśmieloną Małgosię. Ula z wrażenia zaniemówiła, a on zręcznie dokonał prezentacji. Gosia szybko odzyskała pewność siebie i zabrała dziadka, aby pokazać mu prezenty. Zygmunt Sosnowski podarował wnuczce złoty medalion ze zdjęciem ojca.
Marek wziął Ulę pod rękę i szepnął:
 - Jedno spotkanie przeszło gładko. W przyszłym tygodniu jedziemy do moich rodziny.
 - Do twoich rodziców?
 - Tak - uśmiechnął się promiennie.- Zaprosisz pana Zygmunta na nasz ślub? W końcu zawsze pozostaniesz matką jego wnuczki i jego synową.
 - Tak, zaraz to zrobię.


Pewnego kwietniowego dnia do kościoła w Rysiowie przybyli mieszkańcy wioski oraz goście zaproszeni na ślub Urszuli Sosnowskiej i Marka Dobrzańskiego. Panna młoda w długiej kremowej sukni, zaprojektowanej przez przyjaciela rodziny Dobrzańskich, znanego projektanta Pshemko, widziała tylko swojego przyszłego męża. Wieczorem państwo młodzi wyszli przed dom. Ula spojrzała na gwiazdy i westchnęła.
 - Myślałam, że pocałunek niczego nie zbudzi do życia, a zbudził nie tylko rośliny.
 - Pocałunek ze szczerego serca czyni cuda. Chcesz się przekonać?
 - Oczywiście.


KONIEC.

2 komentarze:

  1. Jak ja uwielbiam Twoje opowiadania, każde przeczytałam chyba po pięć razy. Świetnie piszesz, potrafisz grać na emocjach, ustawiasz bohaterów w różnych konfiguracjach i sytuacjach, poruszasz trudne tematy, wręcz te należące do tabu. Umiejętnie budujesz napięcie przeciągając niektóre wydarzenia by za chwilę przyśpieszyć akcję. Nie wszystko jest jasne na początku co bardzo zachęca do dalszego czytania. Chyba najlepszymi opowiadaniami są "Pokochaj mnie tato" i "Rany"- w życiu się tak nie poryczałam. Dziękuję z Twój wysiłek i gorąco pozdrawiam mając nadzieję, że będę miał jeszcze okazję przeczytać coś Twojego autorstwa. Co do opowiadania "Ogród szczęścia" to bardzo mi się podobało, super, że je tu wstawiłaś. To opowiadanie pięknie pokazuje, że nie można budować związku na zasadzie 'zamiast'- nie mogę być z kimś więc znajduję sobie zamiennik tej osoby. Pięknie pokazane, że miłość jest lekiem na całe zło i że nawet najgłębsze rany na duszy można nią uleczyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To bardzo miłe, co piszesz Anonimie i dziękuję za każde słowo tego komentarza. O Brzyduli raczej już pisać nie będę, ale jak tylko nabiorę formy, to zapraszam Cię serdecznie na inne moje opowiadania. Zapowiedź jednego z nich już figuruje na blogu, ale od kiedy zacznę dodawać, po prostu nie wiem. Jeśli będziesz tu zaglądać, na pewno któregoś dnia natkniesz się na pierwszy rozdział.
      Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę wspaniałego Nowego Roku. :)

      Usuń