Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 8 grudnia 2015

WYBACZ I KOCHAJ (short story) - część 1,2,3 ostatnia



WYBACZ I KOCHAJ
(short story)

Część 1

 - Ula! Ula! Proszę cię porozmawiaj ze mną! Ula! - jego głos niósł się po całej ulicy i wzbudzał niezdrową sensację wśród okolicznych mieszkańców. Było mu wszystko jedno. Jedyne na czym mu zależało, to żeby dała mu jakiś znak, żeby wyszła i pozwoliła mu wszystko wyjaśnić. Stał przed bramą jej domu i intensywnie wpatrywał się w okno jej pokoju. Dostrzegł ruch za firanką i powtórnie zawołał.
 - Ula! Proszę cię nie zostawiajmy tak tego! Pozwól mi wyjaśnić!
 - Musisz się tak wydzierać na cały Rysiów? – usłyszał za plecami. Odwrócił się i zobaczył stojącego w nonszalanckiej pozie Maćka Szymczyka, przyjaciela Uli. Usiłował skupić na nim rozbiegany wzrok i kiedy wreszcie mu się udało, rzucił tylko.
 - Nie wtrącaj się Maciek. To sprawa między nią i mną.
Szymczyk prychnął pogardliwie.
 - Nie ma już żadnej sprawy między nią a tobą. Już dość złego wyrządziłeś. Oszukałeś ją. Zakpiłeś sobie i z niej i z jej uczuć. Możesz być pewien, że dużo upłynie w Wiśle wody nim ona podźwignie się z tej traumy, którą jej zafundowałeś ty i ten głupek Olszański. Nie trać czasu panie Dobrzański i wróć do bagna, z którego wypełzłeś. Jesteś zwykłym draniem, – splunął mu pod nogi – a ona nie chce cię znać. Wielokrotnie jej mówiłem, żeby dała sobie z tobą spokój, że z twojej strony nie spotka ją nic dobrego i miałem rację. A ona leciała do ciebie jak ta ćma do światła aż poparzyła sobie skrzydełka. Ma nauczkę i od teraz będzie już wiedzieć, żeby takich typów jak ty omijać z daleka.
Marek słuchał słów Maćka z wyraźną przykrością. Spuścił głowę. Słowa Szymczyka bolały szczególnie dlatego, że wszystko co powiedział było prawdą.
 - Masz rację Maciek, – odezwał się cicho – jestem draniem najgorszym z możliwych, ale ja tylko chciałem ją przeprosić i wyjaśnić…
 - Człowieku! Tu nie ma czego wyjaśniać! Jak chcesz wyjaśnić tę podłą intrygę i manipulowanie nią!? Jak wyjaśnisz to, że twoja narzeczona potraktowała Ulę jak firmowego złodzieja przetrzepując jej rzeczy, gdy opuszczała biuro? I to w dodatku przy świadkach? – Marek wbił w niego zaskoczony wzrok.
 - Paulina kazała ją zrewidować?
 - A co myślałeś!? Wiesz jak bardzo poczuła się upokorzona!? Jak bardzo dotknięta i zraniona!? Twoja narzeczona nazwała ją złodziejką i zarzuciła, że wyprowadziła z firmowej kasy wory pieniędzy! Poniżyła ją przy Ani i Władku. Myślisz, że spłynęło to po niej? Nawet nie potrafiła się bronić a jedynie płakać. Paulina zarzuciła jej, że ukradła jakąś książkę. Na szczęście była tam imienna dedykacja.
 - To ode mnie ją dostała – ledwo wykrztusił przytłoczony tymi rewelacjami. – Boże, Boże, co ja narobiłem…
 - No tak. Jak trwoga to do Boga – powiedział z wyrzutem Szymczyk. – Zrozum wreszcie, że ona nigdy ci tego nie wybaczy. Nigdy. Sterczysz tu na darmo. Zejdź lepiej z oczu i jej i mnie, bo nie ręczę za siebie. – Marek pokiwał głową.
 - Pojadę… Przekaż jej tylko proszę, że bardzo ją przepraszam za wszystko i bardzo żałuję, że musiała doświadczyć przeze mnie tylu przykrych rzeczy. Powiedz jej też… - przetarł nerwowo twarz. – Powiedz jej też, że bardzo ją kocham i nie będę jej już nękał swoją osobą. Czas zapłacić za to wszystko… najwyższy czas…
Otworzył drzwi samochodu i szybko do niego wsiadł. Ruszył z piskiem opon od razu nabierając dużej prędkości.
 - Wariat – skwitował jednym słowem poczynania Dobrzańskiego Maciek.

Słyszała jego wrzaski pod swoim oknem. Przycisnęła poduszkę do uszu. Nie mogła tego znieść. Czego on od niej jeszcze chciał? Sfałszowała dla niego ten raport, wysłuchała z pokorą, co miał jej do zarzucenia senior Dobrzański i były dyrektor finansowy Alexander Febo. Nie spodziewała się, że dokopią się do sprawy jej firmy Pro-S i tych nieszczęsnych kredytów, które wzięła. Próbowała się bronić, ale chyba nie wyszło jej najlepiej. I jeszcze tyle jadu wylanego na nią przez Paulinę. Dość upokorzeń, już dość. Nie pozwoli na to nigdy więcej. Nie chciała mieć już z firmą nic wspólnego a z Markiem szczególnie. Po co on tu przyjechał? Żeby robić jej wstyd przed sąsiadami? Tyle razy ją oszukał, mamił obietnicami bez pokrycia, a ona wierzyła każdemu jego słowu. Głupia, głupia, głupia…
Rozpłakała się. Przycisnęła twarz do poduszki. Nie chciała, by ktokolwiek z domowników słyszał ten płacz. Do pokoju wszedł Maciek. Przysiadł na tapczaniku obok i pogładził jej trzęsące się plecy.
 - Już dobrze Ula. Nie płacz. Pogoniłem go.
 - Nie chcę o nim rozmawiać. Zostaw mnie samą. Daj mi spokój chociaż ty.
Z ciężkim sercem podniósł się i jeszcze chwilę patrzył jak łka rozpaczliwie. Wiedział, że nie pozbiera się prędko. Za bardzo zaangażowała się w ten związek bez przyszłości i zapłaci za to wysoką cenę.
Wszedł do kuchni i napotkał zaniepokojony wzrok Cieplaka ojca Uli.
 - No i co z nią?
 - Trzeba jej dać spokój. Tego właśnie potrzebuje najbardziej. Musi się wypłakać. Nie wchodźcie do niej i nie wypytujcie o nic. Uspokoi się, to sama powie. Ja wracam do domu.

Jechał do Warszawy jak w amoku. Nie zwracał w ogóle uwagi na znaki drogowe, ani na światła na skrzyżowaniach. W głowie tłukło mu się tylko – wybacz mi Ula…, wybacz mi…
Dotarłszy do swojego domu zahamował gwałtownie zostawiając głębokie ślady na wysypanym przed garażem żwirze. Energicznie wysiadł z auta i równie energicznie wparował do wnętrza budynku. Jego narzeczona obrzuciła go zdumionym spojrzeniem odkładając na szklany stolik jakiś żurnal.
 - A tobie co? Stało się coś?
Posłał jej zjadliwy uśmiech.
 - Stało się. Nawet nie wiesz jak wiele. Czas na generalne porządki. Czas pozbyć się śmieci. Grzecznie się teraz ubierzesz, pójdziesz spakować swoje rzeczy i wyniesiesz się z mojego domu. Już dość nawywijałaś w moim życiu. Nienawidzę cię i nie chcę cię znać. Jutro odwołasz te tłumy gości, które zaprosiłaś na nasz ślub, bo on nigdy się nie odbędzie.
Widział jak mieni się na twarzy. Najpierw zdumienie, potem szok aż w końcu wściekłość.
 - Czy ty zwariowałeś już do reszty?! Nie ma mowy. Nigdzie się nie wyprowadzam, a ślub odbędzie się tak jak było ustalone. Nie wymigasz się od tego.
 - Czyżby? Siłą zaciągniesz mnie do ołtarza? Nie sądzę. Twoje ostatnie poczynania przelały czarę goryczy. Właśnie dowiedziałem się, że kazałaś zrewidować Ulę.
 - To prawda, – odparła hardo – bo to złodziejka. Już i tak wyniosła z firmy dosyć. Miałam pozwolić, żeby wyszła z niej z rzeczami nie należącymi do niej? – Aż się zatrząsnął z wściekłości.
 - Ty jesteś taka tępa, czy tylko udajesz? Gdyby nie ona, firma nie istniałaby już przynajmniej od pół roku. Uratowała ją i to jej zawdzięczasz dotychczasowy poziom życia. Równie dobrze od pół roku mogłabyś żebrać pod mediolańską katedrą. Nie daruję ci tego, że tak ją potraktowałaś, że tak ją upokorzyłaś. Upokorzyłaś kobietę, którą kocham ponad wszystko i to jest główny powód dla którego masz wynieść się z tego domu i z mojego życia. Już ani dnia dłużej z tobą, ani dnia…
Usłyszawszy to wyznanie roześmiała się pogardliwie.
 - Ty i Brzydula. O wszystko mogłabym cię podejrzewać, ale nie o tak idiotyczny romans. Nie wierzę, rozumiesz nie wierzę, a nawet gdyby, to w czym ona jest lepsza ode mnie. Porównaj ją i mnie. Antypody.
Omiótł ją pogardliwym wzrokiem z góry na dół.
 - Masz rację. Różnica jest kolosalna, a najśmieszniejsze jest to, że to ty nie dorównujesz jej w najmniejszym stopniu. Ona jest dobra, łagodna i mądra. W przeciwieństwie do ciebie nigdy nie podnosi głosu, nie awanturuje się, potrafi ciężko pracować a przede wszystkim jest inteligentna. Ty nie jesteś. To nadmiar pieniędzy pozwala ci wyglądać i pachnieć jak gwiazda filmowa. Lubisz lśnić na bankietach, ale gdyby kazano ci się wypowiedzieć na temat tego czym aktualnie zajmuje się twoja firma, jakie są jej plany rozwoju na przyszłość i jakim kapitałem obecnie dysponuje, poległabyś już przy pierwszym podejściu. Nie masz o tym pojęcia. Nie masz pojęcia o niczym. Może tylko o świetnych SPA i dobrych kosmetyczkach. Nie odbiegasz poziomem intelektualnym od zwykłych modelek, które tak bardzo lubiłaś zawsze krytykować. Nie odbiegasz poziomem nawet od tej pustej Violetty, twojej przyjaciółki, bo jeśli chodzi o intelekt jesteście sobie równe. Nie jesteś od nich lepsza. Ambasador firmy – prychnął pogardliwie i machnął ręką. – Dość już tej jałowej dyskusji. Nie będę sobie strzępił języka.
Przeszedł do garderoby i zaczął wyrzucać na środek najpierw walizki a potem jej ubrania. Opróżniwszy jej półki wszedł z powrotem do salonu i widząc, że nadal siedzi na kanapie i nie ma zamiaru się ruszyć sam zaczął pakować jej rzeczy.
 - Pośpiesz się – mruknął z nad otwartej walizki – nie mam całego dnia.
 - Nigdzie się nie ruszam. Nie masz prawa mnie stąd wyrzucać – odparła dumnie.
 - Nie mam? – roześmiał się ironicznie. – Nie jesteś tu zameldowana. Koszty kupna tego domu poniosłem wyłącznie ja, czego dowodem jest akt notarialny, w którym nie ma twojego nazwiska. Ponosiłem przez wiele lat również koszty jego utrzymania. Ciebie też utrzymywałem przez te wszystkie lata i spełniałem twoje idiotyczne zachcianki. Jesteś jak ten pasożyt żerujący na żywym organizmie. Nie wniosłaś absolutnie nic wartościowego ani do tego domu ani do mojego życia. To dlatego rozstaję się z tobą bez żalu. Jeśli za chwilę nie ubierzesz się i nie opuścisz tego miejsca, osobiście wyniosę najpierw walizy a potem ciebie, więc zacznij działać.
Zacisnęła zęby patrząc na niego z wściekłością.
 - Będziesz tego żałował Marco. Natychmiast pojadę do twoich rodziców i o wszystkim im opowiem a głównie o tym, w jak podły sposób mnie potraktowałeś i że odwołujesz nasz ślub.
 - Proszę bardzo. Możesz robić, co ci się żywnie podoba. To wolny kraj. Rodzice nie będą mi mówić jak mam żyć i z kim się związać. Jestem już dużym chłopcem i to od dawna. Potraktowałem cię tak samo jak ty potraktowałaś Ulę. Teraz wiesz, jak czuje się człowiek upokorzony i mam nadzieję, że wyciągniesz z tego wnioski.
Zabrał dwie zapakowane walizki i wyniósł je przed dom. Wyszła i ona.
 - Może chociaż zamówisz mi taksówkę?
 - I może jeszcze za nią zapłacę? Masz telefon. Zamów ją sobie sama. Żegnam – wrócił do wnętrza i z dużym hukiem zatrzasnął za jej plecami drzwi.

Upił się. Najzwyczajniej w świecie upił się na smutno. Z każdym łykiem alkoholu coraz bardziej narastała w nim żałość. Trzymał telefon w dłoni i pieszczotliwie gładził ekran pokazujący jej imię. Wreszcie wybrał funkcję sms-a i zaczął szybko stukać w klawiaturę.

„Tak mi żal kochanie. Tak strasznie mi żal, że nie mogliśmy porozmawiać i wyjaśnić sobie wszystkiego. Doskonale rozumiem, że teraz nie chcesz mnie widzieć. Może kiedyś mi wybaczysz…”

Kolejne porcje whisky wywołały u niego łzy. Znowu pisał.

„Wiem, że mi nie wierzysz i trudno się dziwić. Rozmawiałem dzisiaj z Maćkiem. Prosiłem, żeby przekazał Ci wiadomość ode mnie, ale był taki zły, że jestem niemal pewien, że nic Ci nie powiedział. Chciałem Cię przeprosić. Bardzo przeprosić, że musiałaś znieść tyle upokorzeń i podłości ze strony Pauliny i nie tylko z jej. Nie wiem jakich mógłbym użyć jeszcze słów, żebyś uwierzyła w moje szczere intencje, żebyś uwierzyła w to, co piszę”.

Znowu łyk i jeszcze następny. Przełączył na Sebastiana zostawiając mu wiadomość.

„Jutro mnie nie będzie. Nie będzie mnie przez następnych kilka dni. Zastąp mnie i nie wydzwaniaj do mnie”.

Dostał od niego odpowiedź z pytaniem co się dzieje. Nie odpisał. Odkręcił kolejną butelkę i pociągnął z niej solidny łyk. Był już mocno pijany jednak jeszcze raz wybrał numer Uli.

„Na myśl, że już nigdy cię nie zobaczę moje serce zamiera. Nie rób mi tego Ula, błagam. Nie zostawiaj mnie… Wyrzuciłem tę sukę z domu. Nie chcę jej znać. Nienawidzę jej. Żadnego ślubu nie będzie…”

Jeszcze zrobił ostatni wysiłek, by nacisnąć przycisk „wyślij”. Upuścił prawie pełną butelką, której zawartość wylała się na gruby, wełniany dywan. Zamroczony alkoholem zasnął.

Słyszała wielokrotnie dźwięk przychodzących sms-ów. Wiedziała, że są od niego. Nie sięgnęła po komórkę, żeby je przeczytać. Nie chciała nic wiedzieć, a szczególnie tego, co miał jej do powiedzenia. Cierpiała. Zapiekła się w tym bólu i płakała, wciąż płakała. Z opuchniętych od długiego płaczu oczu zrobiły jej się dwie, wąskie szparki. Chciała zniknąć. Zapaść się pod ziemię i nigdy nie wrócić. Zabić w sobie tę absurdalną miłość, która nigdy miała się nie spełnić. Był całym jej światem. Powietrzem, którym oddychała. Czuła się tak jakby nagle zabrakło jej tlenu. Czy będzie potrafiła bez niego żyć? Będzie musiała. Z czasem przywyknie i może zapomni… Nie powinna go tak kochać. Nie zasłużył na to, bo okazał się najpodlejszym z podłych. Pozwoliła, by ją wykorzystał pod każdym względem. Nie powinna była… Nie powinna…
Nie pamiętała jak długo przeleżała w swoim pokoju. Nie miała już nawet sił, żeby płakać. Pamiętała tylko, że wchodził wiele razy ojciec zmartwiony i zatroskany usiłując wmusić w nią jakiś posiłek. Nie była w stanie jeść. Jedzenie to była ostatnia rzecz, o której by teraz myślała. Jednak któregoś dnia Cieplak wszedł zdeterminowany do jej pokoju i rzekł.
 - Córcia tak nie można. Już piąty dzień nie wychodzisz z pokoju i nic nie jesz. Koniec z tym. Choćbym miał użyć siły wmuszę w ciebie trochę jedzenia.
 - Dobrze tato – odezwała się słabym głosem – zostaw ten talerz. Spróbuję coś przełknąć.

Jeden dzień nie różnił się od drugiego. Już niemal nie trzeźwiał. Tylko rankiem bywał w miarę przytomny. Przytomny na tyle, żeby wziąć prysznic i zrobić sobie kawy. Nie przejął się tym, że w ciągu tych kilku dni zarost urósł mu tak, że nie widział w lustrze własnych ust. Powoli kończył się też zapas alkoholu, którego całkiem sporo miał w domu. Dopóki nie był nim całkowicie odurzony nadal wysyłał sms-y do Uli.

„Nie potrafię bez Ciebie żyć. Kocham Cię jak nikogo innego w życiu nie kochałem. Wiem, że bardzo Cię skrzywdziłem. Uwierz mi, że każdego dnia żałuję i niczego tak nie pragnę jak cofnąć czas, bo wszystko wtedy zrobiłbym inaczej”.

Ciągle łudził się nadzieją, że ona się przełamie, że napisze do niego choć parę słów, ale ona milczała jak zaklęta. Za to Sebastian najwyraźniej się martwił, bo zasypywał go gradem wiadomości i niezliczoną ilością połączeń, których Marek nie obierał. Któregoś dnia po południu usłyszał walenie do drzwi i głos przyjaciela proszącego o ich otwarcie. Podszedł do nich, ale ich nie otworzył.
 - Odejdź Seba. Nie otworzę ci. Nie jestem gotowy. Muszę mieć czas, żeby przemyśleć parę spraw. Nie nalegaj i jedź do domu.
Równie wiele razy wyświetlił się numer jego rodziców. Ignorował to. Na pewno będą mu suszyć głowę o Paulinę, a on nie chciał o tym słuchać.
Pod koniec tygodnia dojrzał do decyzji. Ona miała zakończyć jego mękę i ból po stracie ukochanej Uli, której miłości nigdy miał nie odzyskać. Miała sprawić, że raz na zawsze zagłuszy w sobie te ciągłe wyrzuty sumienia. Z butelką w ręku powlókł się do łazienki. Z szafki wyjął wszystkie tabletki i te w blistrach i te we fiolkach. Rozsiadł się wygodnie na kanapie i wysypał całą zawartość na stolik. Leniwie i bez pośpiechu konsumował je popijając mocną whisky. 




Część 2

Sięgnął po telefon. Znowu pisał do niej.

„Ula, to ostatni mój sms do Ciebie. Już nie będę Cię nimi zamęczał. Warta jesteś wszystkiego co najlepsze i nie zasłużyłaś na to, co spotkało Cię z mojej strony. Wierzę, że kiedyś poznasz człowieka o równie dobrym charakterze jak Twój własny. Człowieka, którego obdarzysz miłością i który będzie jej wart. Ja daję ci już spokój kochanie. Odpoczniesz, bo od teraz nie będziesz musiała znosić mojego widoku i rozmów ze mną. A mimo to tak strasznie mi żal, że już nigdy nie zobaczę Twoich cudownych, błękitnych, szczęśliwych oczu, nie pocałuję tych ust pełnych i miękkich i nigdy już nie ujrzę jasnego, szerokiego, szczerego uśmiechu na Twojej buzi. Najpiękniejszego uśmiechu na świecie. Dziękuję Ci za to, że byłaś przy mnie, kiedy najbardziej tego potrzebowałem. Dziękuję, że zawsze wspierałaś mnie i zawsze stałaś po mojej stronie. Sprawiłaś, że zakochałem się w Tobie bez pamięci i zabiorę ze sobą tę miłość tam, dokąd się wybieram, bo dzięki tej miłości przez chwilę byłem naprawdę szczęśliwym człowiekiem. Żegnaj Ula. Kocham Cię tak mocno, że aż boli. Jesteś i na zawsze pozostaniesz miłością mojego życia”.

Wziął kolejną porcję tabletek i pociągnął z butelki porządny łyk. Wcisnął przycisk „wyślij” i odszukał w kontaktach nazwisko Sebastiana.

„Muszę się z Tobą pożegnać przyjacielu, bo tak trzeba. Dziękuję Ci za te wszystkie lata wspaniałej przyjaźni. Naprawdę szczerze to doceniam. I choć bardzo źle postępowaliśmy przez ostatnie miesiące, to w ogólnym rozrachunku wypadamy całkiem nieźle. Nie oceniaj mnie i nie doszukuj się drugiego dna. To moja jak najbardziej przemyślana i chyba najrozsądniejsza decyzja w życiu i nie miej mi za złe. Ja jestem już pogodzony sam ze sobą i chociaż bardzo nieszczęśliwy to jednak wreszcie spokojny. Bywaj”.

Był coraz bardziej senny. W butelce ubywało wódki a na stoliku tabletek. Położył się i przymknął oczy. Rzeczywiście poczuł spokój. Uśmiechnął się jeszcze do napływającego pod powieki wizerunku Uli.
 - Kocham cię mój aniele – wyszeptał.

Była w domu sama. Jej rodzeństwo poszło rano do szkoły a tata po zakupy. Usiłowała wziąć się w garść, choć nadal nie znajdowała w sobie dość siły, by opowiedzieć o wszystkim ojcu lub choćby porozmawiać z Maćkiem. Nie naciskali na nią. Znali ją już na tyle dobrze i wiedzieli, że jak będzie gotowa sama opowie o tym.
Pościerała kurze i ogarnęła po śniadaniu kuchnię. Powinna właściwie pojechać do firmy z wypowiedzeniem, ale na razie odpuściła sobie. Nie miała ochoty narażać się na plotki i kpiny, których niechybnie by doświadczyła. Za kilka dni być może zadzwoni do Ali i porozmawia z nią. Przyjaciółka na pewno nie odmówi jej pomocy i złoży to wypowiedzenie w jej imieniu.
Wyciągnęła kosz z jarzyną i zabrała się za jej obieranie. Od tej czynności oderwał ją dźwięk telefonu stacjonarnego. Wytarła dłonie w kuchenny fartuch i podniosła słuchawkę.
 - Halo.
 - Dzień dobry Ula, Sebastian mówi. Proszę cię nie odkładaj słuchawki, bo mam bardzo ważne i chyba niepokojące informacje – wyrzucił jednym tchem.
 - Jeśli to Marek namówił cię na wykonanie tego telefonu to daruj sobie. Ja nie chce go znać i nie chcę wiedzieć o niczym, co jego dotyczy.
 - Ja wiem Ula, że dotkliwie skrzywdziliśmy cię obaj i nawet nie wiesz jak bardzo jest mi z tego powodu przykro i wstyd, ale tu nie chodzi o to jak cię potraktowaliśmy. Z Markiem nie widziałem się od tego nieszczęsnego zarządu. Nie odpowiadał na sms-y i telefony. Zamknął się w domu na cztery spusty. Przegonił Paulinę. Kazał jej się spakować i wynieść. Tyle wiem z plotek. Nie niepokoiłbym cię, ale dostałem od niego kilka minut temu wiadomość, która zmroziła mi krew w żyłach. Przeczytam ci.
Słuchała tego, co czytał Olszański i coraz bardziej wzrastał w niej paniczny strach. Nie mogła uwierzyć, że byłby zdolny targnąć się na swoje życie.
 - Ula, on chyba wysyłał ci jakieś wiadomości. Czytałaś je?
 - Nie – załamał jej się głos. - Od kiedy opuściłam firmę nie odbierałam telefonu.
 - Posłuchaj. Ja wsiadam do samochodu i przyjadę do ciebie. Ty w międzyczasie odczytaj wiadomości, dobrze? Ja naprawdę boję się, że on coś sobie zrobił. Pomożesz mi?
 - Dobrze. Przyjeżdżaj. Czekam.
Odłożyła słuchawkę na widełki i pobiegła do swojego pokoju. Włączyła telefon i ujrzała sporo nieodebranej poczty. Zaczęła czytać. Kiedy dotarła do ostatniej wiadomości miała już pewność. Jej tekst wstrząsnął nią i wywołał spazmatyczny płacz. - Jednak mnie kochał… Kocha – poprawiła się w myślach – Kocha. Boże spraw żeby nie było za późno. Gdzie ten Sebastian? – Ubrała się pośpiesznie i wyszła przed bramę. Minęła się w niej z ojcem.
 - A dokąd ty idziesz córcia?
 - Muszę jechać natychmiast do Warszawy. Jak wrócę, to wszystko ci wytłumaczę. Czekam na samochód. Zadzwonię później, żebyś się nie denerwował.
Wreszcie ujrzała błękitny samochód Olszańskiego. Zatrzymał się i otworzył jej drzwi.
 - Sprawdzałaś telefon?
 - Sprawdzałam – odpowiedziała drżącym głosem. – Mam nadzieję, że zdążymy mu w tym przeszkodzić. Nie mogę uwierzyć, że chce to zrobić.
 - Kiedy odeszłaś, nie mógł sobie z tym poradzić. To moja wina i bardzo cię za to przepraszam, że namotałem tę obrzydliwą intrygę i wciągnąłem go w nią. Nie miałem racji. Bardzo tego żałuję Ula. Bardzo. Nawet do głowy mi nie przyszło, że on zakocha się w tobie tak mocno, że poświęci związek z Pauliną i to w dodatku tuż przed ślubem.
 - Pisał mi o tym. Najgorsza była ostatnia wiadomość. Mam nadzieję, że jeszcze nie zrobił nic głupiego. Jeśli możesz pośpiesz się. Nie wiem jak my dostaniemy się do domu jeśli…, jeśli nie będzie nam mógł otworzyć – nie mogła i nie chciała przyjąć do wiadomości, że on może być już nieprzytomny lub może nawet nie żyć.
 - Nie martw się. Wziąłem klucze, które kiedyś mi dał. On ma moje.
Dojechali. Sebastian otworzył furtkę a następnie wejściowe drzwi. W domu panował zaduch tak charakterystyczny dla nie wietrzonych długo pomieszczeń. Weszli do salonu i zobaczyli go jak leżał na kanapie. Olszański potrząsnął nim, ale nie zareagował. Najwyraźniej był nieprzytomny. Przyłożył dłonie do szyi, żeby wyczuć tętno. Było. Ledwie wyczuwalne, ale było. Natychmiast połączył się z pogotowiem i wezwał karetkę. Ula stała jak słup soli a z jej oczu toczyły się potoki łez.
 - Zaraz tu będą – rzekł cicho Sebastian. – Nie płacz. To silny facet i na pewno z tego wyjdzie.
Uklękła przy nim i ujęła jego bezwładną dłoń.
 - Walcz kochanie. Chociaż spróbuj. Dla mnie.
Karetka zjawiła się błyskawicznie. Wszedł lekarz i sanitariusz. Wiedzieli, że to próba samobójcza. Lekarz od razu zajął się Markiem. Zbadał go i założył mu maskę z tlenem. Wcześniej podstawił mu pod nos fiolkę z amoniakiem, ale nie zareagował.
 - Jest w krytycznym stanie. Zabieramy go natychmiast. Wiecie co zażył?
Olszański pokazał dłonią leżące na podłodze opakowania.
 - Chyba to wszystko, co tu leży. Popił alkoholem. Pozbieram fiolki i weźmie pan ze sobą. My pojedziemy za karetką.
Na noszach wsunięto go do wnętrza pojazdu i natychmiast ruszono z włączoną syreną. Ula z Sebą jechali za nimi. Nie mogła opanować tego żalu, smutku i rozpaczy, które wylewały się z niej pod postacią strumienia łez.
 - Nigdy sobie nie wybaczę, że nie pozwoliłam mu wyjaśnić, że nie wpuściłam go do domu. Jeśli umrze, ja nie mam po co żyć.
 - Nie umrze – wysyczał Olszański przez zaciśnięte zęby. – On musi żyć dla ciebie i dla mnie. Jest moim najlepszym przyjacielem. Lepszego nie miałem i nie będę miał.
Dotarli do szpitala w momencie, gdy zabierano go na płukanie żołądka. Kazano im usiąść i poczekać. Czas się dłużył. Siedzieli w milczeniu każde na swój sposób przeżywając tą tragedię. Każde modliło się o cud.
Wreszcie wyszedł jeden z lekarzy. Podnieśli się z foteli i podeszli do niego z niemym pytaniem na ustach.
 - Państwo są rodziną?
 - To jego narzeczona a ja jestem bratem. Co z nim? Wyjdzie z tego?
 - W tej chwili trudno powiedzieć. Najbliższa doba będzie decydująca. Zażył mnóstwo leków o różnym działaniu. Każdy z osobna pomaga wyzdrowieć, ale wzięte razem stanowią niebezpieczną mieszankę. Zrobiliśmy płukanie żołądka, ale nie mamy wiedzy kiedy zażył te środki i jak długo jest nieprzytomny. One już zdążyły się połowicznie rozpuścić i teraz ma spore ich stężenie w krwiobiegu. Nadal jest nieprzytomny. Trzeba być dobrej myśli. Jest młody i powinien poradzić sobie ze zwalczeniem zatrucia. Za chwilę przewiozą go na salę numer dwadzieścia trzy. To trzeci pokój po prawej stronie.
 - Będziemy mogli zostać? – zapytała Ula płaczliwym tonem. – Ja chciałabym zostać do momentu aż nie odzyska przytomności.
 - To może długo potrwać.
 - Proszę się zgodzić. On jest dla mnie najważniejszy i bardzo chcę przy nim być.
- No dobrze. Zgadzam się. Zaraz powiadomię pielęgniarkę.
Podziękowali mu, chociaż nadal byli mocno zdenerwowani, bo wciąż nie było wiadomo, czy Marek przeżyje.
Wsunęli się cicho do sali, w której go umieszczono. Był śmiertelnie blady i wyraźnie wymęczony tym płukaniem żołądka. Wprost do jego żyły sączyła się kroplówka a podpięte na klatce piersiowej elektrody pomagały monitorować serce. Kolejny raz wstrząsnął nią szloch. Pragnęła tylko, żeby się wybudził i uśmiechnął do niej jak kiedyś. Przysiadła na twardym, szpitalnym krześle. Sebastian stanął za nią i spojrzał na mizerną twarz przyjaciela. Biel cery wyraźnie odcinała się od sporej, czarnej, gęstej brody.
 - Coś ty zrobił Marek, coś ty zrobił… - wyszeptał.
 - Sebastian mam do ciebie wielką prośbę. Ja muszę tu zostać. Chciałabym, żebyś pojechał jeszcze raz do Rysiowa. Opowiedz tacie o wszystkim i wytłumacz, że powinnam tu teraz przy nim być. Niech spakuje trochę moich osobistych rzeczy. Trzeba by chyba też pojechać do Dobrzańskich i powiadomić ich. Mógłbyś to załatwić?
 - Załatwię Ula. Nie martw się. Jadę w takim razie, ale wrócę tu jeszcze. Gdyby coś się działo, to zadzwoń mi. Masz mój numer?
 - Mam. Na pewno zadzwonię.
Została sama. Wtuliła policzek w jego dłoń mocząc ją łzami. – Kocham cię Marek – szeptała – nie zostawiaj mnie. Bez ciebie moje życie jest bez sensu. Jeśli… jeśli postanowisz odejść, ja nie znajdę uzasadnienia, żeby żyć bez ciebie. Tak bardzo cię przepraszam, że nie chciałam cię wysłuchać, ale byłam taka zraniona… Nie mogłam uwierzyć, że ty naprawdę mnie kochasz.
 - Ulaaa… - usłyszała swoje imię, choć bardziej zabrzmiało to jak westchnienie. Wstała i spojrzała mu w twarz z nadzieją.
 - Marek ocknij się. Jestem tutaj przy tobie. Marek…?
 - Ulaaa…
To nie była oznaka odzyskiwania przez niego świadomości. Nie miała pojęcia, dlaczego wciąż wymawia jej imię.
Późnym wieczorem wrócił Sebastian i przywiózł ze sobą rodziców Marka. Byli wstrząśnięci jego stanem, ale wiedzieli już wszystko. Sebastian opowiedział im całą historię od początku do końca. Długo to trwało, ale uświadomił im, że to Ula jest tą właściwą kobietą bez której nie potrafił żyć. Prosił, żeby potraktowali ją delikatnie.
 - Ona dużo już przeszła a widok nieprzytomnego Marka sprawił, że rozsypała się zupełnie. Bardzo go kocha podobnie jak on ją. Chciałbym jeszcze tylko prosić, żeby nie powiadamiali państwo Pauliny i Alexa. On by tego nie chciał. Z Alexem zawsze był skłócony a Paulinę znienawidził i zapewniam, że miał do tego niejeden powód.
Przywitali się z Ulą niezwykle serdecznie. Krzysztof pogładził ją po głowie i spytał.
 - Jak on się czuje dziecko? – Zaszkliły się jej oczy.
 - Trudno powiedzieć. Co chwilę wymawia moje imię, ale to nie znaczy, że odzyskuje przytomność. Najpierw myślałam, że ma świadomość, że tu jestem, ale to złudne. Lekarz powiedział, że ta doba będzie decydująca – wykrztusiła łamiącym się głosem i rozpłakała się głośno. – To wszystko moja wina. Gdybym pozwoliła mu wyjaśnić…, gdybym nie była taka uparta, on nigdy by tego nie zrobił.
 - Nie obwiniaj się Ula – usłyszała głos Heleny. – Sebastian opowiedział nam jak cię potraktowali. Nie tak wychowaliśmy syna. Chyba sam diabeł szeptał mu do ucha i udzielał rad.
 - To nie diabeł, to ja – wtrącił skruszony Sebastian. – I jeżeli macie już kogoś obwiniać, to właśnie mnie.
 - Ulaaa… - znowu wymawiał jej imię. Pochyliła się nad nim. Spadło na jego policzek kilka słonych łez.
 - Jestem tu kochanie. Jestem przy tobie. Spróbuj otworzyć oczy. Jesteśmy tu wszyscy. Są twoi rodzice, którzy martwią się o ciebie. Jest też Sebastian. Bardzo chcą porozmawiać z tobą, wiec postaraj się, dobrze?
Poczuła uścisk jego palców i spojrzała na niego z nadzieją, ale nie otworzył oczu. Do sali wszedł lekarz, z którym rozmawiali wcześniej. Powiedzieli mu, że reaguje, choć chyba nie bardzo świadomie.
 - Kilka razy wymówił moje imię i przed chwilą uścisnął mi dłoń, ale na mój głos nie reaguje w ogóle.
 - To nie są odruchy przez niego kontrolowane, jednak mogą świadczyć o tym, że organizm próbuje się w jakiś sposób bronić. Za chwilę podłączymy mu drugą kroplówkę – schylił się i podniósł worek z moczem. – Jeszcze nie wygląda tak jak powinien. Jest zbyt ciemny. Pozytywne jest to, że na pewno nerki nie zostały uszkodzone i pracują prawidłowo, w przeciwnym wypadku w worku była by krew. Wiele czynników przemawia za tym, że wyjdzie z tego. Proszę być dobrej myśli.
Po wyjściu lekarza posiedzieli przy Marku jeszcze trochę, ale było już późno i trzeba było wracać do domu. Ula zostawała na posterunku.
 - Na pewno zadzwonię do państwa gdyby się coś niepokojącego działo – mówiła wprowadzając ich numer do swojej komórki.
 - Tu masz Ula reklamówkę z rzeczami, – Sebastian podał jej torbę – a tacie o wszystkim opowiedziałem. Może zadzwoń jeszcze do niego i go uspokój.
Zadzwoniła. Olszański właściwie wyręczył ją wyjaśniając Cieplakowi zaistniałą sytuację. Nie musiała nic mówić.
 - Ja muszę a przede wszystkim chcę tu przy nim być. Nie mogę go teraz tak zostawić, gdy nie wiadomo czy przeżyje. Lekarze sami tego nie wiedzą. Trzeba czekać.
 - O nic się córcia nie martw i zostań tak długo jak uważasz. Zrobili ci wielką krzywdę tą intrygą, ale myślę, że Marek naprawdę kocha cię szczerze i bardzo mu na tobie zależy.
Uspokoiły ją słowa ojca. Znów zajęła miejsce na twardym krześle i zapatrzyła się w twarz ukochanego, jakby chciała w niej odnaleźć najlżejsze oznaki jego powrotu do żywych. On jednak nadal wyglądał tak samo i tak samo wypranym z emocji głosem powtarzał co jakiś czas jej imię.
Obudził ją zapach kawy. Podniosła głowę i przetarła zaspane oczy. Do salki weszła pielęgniarka niosąc jej w kubku aromatyczny płyn.
 - Pomyślałam, że przyda się pani trochę kofeiny – powiedziała półgłosem. – Całą noc przesiedziała pani przy narzeczonym. Zaraz przyniosę pani coś do jedzenia. On nadal jest na kroplówkach wzmacniających i równie dobrze może pani zjeść za niego śniadanie.
Ono okazało się bardzo skromne. Dwie kromki chleba i niewielka kostka masła. Do tego topiony serek. Mimo to posiłek pokrzepił ją i dodał sił. Mogła zejść do szpitalnego sklepiku, ale nie miała odwagi zostawić go samego, bo gdyby się obudził nie darowałaby sobie, że jej przy nim nie ma. O dziewiątej zadzwoniła do Sebastiana i poprosiła, żeby zrobił jej jakieś małe zakupy w sklepie spożywczym. I tak miał przyjechać do szpitala w porze lunchu. Wykonała też telefon do Dobrzańskich i poinformowała ich, że na razie bez zmian i że nadal nie odzyskał przytomności.
 - Proszę się nie martwić. Ja nie mam zamiaru zostawić go tutaj samego. Nigdzie się stąd nie ruszam i będę informować państwa na bieżąco.

Przez cały tydzień nie odchodziła od jego łóżka. Myła go i zmieniała mu piżamę. Poprosiła jednego z pielęgniarzy, żeby go ogolił. Nie wyglądał dobrze a zarost podkreślał jego zapadnięte policzki. Bardzo się pocił, ale lekarz uznał to za dobry znak i mówił, że jego organizm walczy i w ten sposób wydala toksyny.
Przy pomocy Sebastiana zmieniała mu pościel. W pojedynkę nie byłaby w stanie go podnieść. Gdy zostawała z nim sama gładziła z czułością jego twarz i całowała policzki. Całowała usta szepcząc mu, że prawdziwy z niego śpioch. Powinien już dawno obudzić się i przytulić ją.
 - Tęsknię za tobą. Bardzo. Brakuje mi twojego uśmiechu i tych słodkich dołeczków. Obudź się kochanie i nie pozwól mi już dłużej czekać.
 - Ulaaa…
 - Jestem. Cały czas jestem. Daj mi przynajmniej jakiś znak, że o tym wiesz i że słyszysz co do ciebie mówię.




Część 3
ostatnia

Ocknął się nagle. Otworzył szeroko oczy i omiótł pomieszczenie. – To tak wygląda niebo? – zdziwił się. Za oknem szarzało. W tej słabej poświacie dojrzał głowę spoczywającą na łóżku. – Kto to jest? – przyjrzał się uważniej. – Przecież to Ula? Skąd się tu wzięła? I co to za miejsce? To jej włosy – wyciągnął dłoń i z miłością pogładził leżące na prześcieradle kosmyki. Zauważył stojącą przy łóżku kroplówkę i zrozumiał. – Jestem w szpitalu. Uratowali mnie, ale czy było warto? Dlaczego ona tu jest? Przecież nie dała mi wtedy szansy…
 - Ulaaa… - spłynęło z jego warg.
 - Jestem kochany, – usłyszał jej senne mruczenie – cały czas jestem. Nie zostawię cię.
Uśmiechnął się uszczęśliwiony. Wybaczyła mu. Na pewno mu wybaczyła. Gdyby było inaczej nie mówiłaby do niego tak pieszczotliwie. Jego serce przyspieszyło i śpiewało z radości.
 - Ulaaa… - znowu mruknęła. Uniosła nieco głowę i ziewnęła przeciągle. Jego dłoń z czułością pogładziła jej włosy.
 - Ula, obudź się – powiedział cicho. Jej ogromne oczy wpatrywały się w niego intensywnie nie mogąc wciąż uwierzyć, że jego własne patrzą na nią zupełnie przytomnie i są całkowicie skupione na jej twarzy.
 - Marek!? Marek? – targnął nią szloch. – Dobry Boże! Obudziłeś się mój kochany, obudziłeś – przylgnęła do niego i spontanicznie zaczęła całować jego twarz. - Nigdy więcej mi tego nie rób. Nigdy więcej… Odchodziłam od zmysłów, niemal umarłam z rozpaczy. Tak bardzo cię przepraszam, że byłam taka uparta, że nie wysłuchałam cię…
Płakał i on. Nie mógł uwierzyć, że ona tuli się do niego, całuje i jeszcze w dodatku przeprasza.
 - Nie przepraszaj kochanie, to nie twoja wina - mówił gorączkowym szeptem. - To ja jestem wszystkiemu winien. Kiedy zrozumiałem, że ty nie będziesz w stanie wybaczyć mi tych świństw, nie widziałem już szansy dla siebie na szczęśliwe życie. Było bez sensu. Bez ciebie wszystko było bez sensu. Nie chciałem już żyć. Nie bez ciebie u boku.
 - To dzięki Sebastianowi żyjesz, bo to on mnie powiadomił zaraz po tym jak dostał od ciebie tego strasznego sms-a. Po rozmowie z nim i ja przeczytałam je wszystkie. Byłam zdruzgotana. On przyjechał po mnie i pojechaliśmy do twojego domu. Byłeś już nieprzytomny i nie dawałeś znaku życia. Było naprawdę źle. Minęło już dziesięć dni od kiedy tu jesteś. Koniecznie muszę zadzwonić do twoich rodziców. Bardzo martwią się o ciebie i każdego dnia wyczekują nowin.
Uśmiechnął się i przytulił ją mocno do siebie.
 - Może trochę później. Jest chyba dość wcześnie a oni pewnie śpią.
 - Masz rację, ale i tak powinnam iść do lekarza dyżurnego. Musi cię zbadać i sprawdzić, czy wszystko jest w porządku – przylgnęła do jego ust. – Zaraz wracam. Nie zasypiaj. Już wystarczająco długo spałeś.
Wysunęła się z jego ramion i z uśmiechem na twarzy pomaszerowała do dyżurki. Wróciła wraz z lekarzem. On zbadał dokładnie Marka. Spytał, czy coś go boli i spojrzał na worek z moczem.
 - Wygląda na to, że wszystko w porządku. Nerki filtrują czysty mocz. Dzisiaj zrobimy jeszcze USG. Trzeba sprawdzić co z wątrobą. Pobierzemy też krew do kompletu badań. Miał pan dużo szczęścia. Niewiele brakowało. Naprawdę niewiele i już nie wybudziłby się pan. Pańska narzeczona to wspaniała kobieta. Odkąd pana przywieziono nie odchodzi od łóżka. Za godzinę przyślę pielęgniarkę. Pobierze krew.
Lekarz wyszedł a Marek spojrzał roziskrzonym wzrokiem na Ulę.
 - Narzeczona? – Zarumieniła się.
 - Sebastian mnie tak przedstawił, gdy lekarz spytał, czy jesteśmy twoją rodziną. Sam powiedział, że jest twoim bratem.
Ujął jej dłonie i zamknął w swoich. Popatrzył w jej oczy z taką czułością, że aż zadrżała.
 - Nawet nie wiesz jak bardzo pragnę, żebyś nią została. Jak tylko stąd wyjdę zadbam o odpowiedni rekwizyt. Zapewniam cię. Pogładziła go po szorstkim policzku.
 - Nie śpieszmy się tak Marek. Najpierw musisz wydobrzeć. Słaby jeszcze jesteś i na pewno będziesz wymagał rehabilitacji. Od wielu dni leżysz w łóżku bez żadnego ruchu. Codziennie oklepywałam ci plecy spirytusem, żebyś nie dostał odleżyn i zapalenia płuc. Nie wiadomo, czy będziesz w stanie ustać na nogach. Ja muszę mieć pewność, że jak stąd wyjdziesz, będziesz całkowicie zdrowy.
Wzruszony przytulił się do jej ust.
 - Będzie jak zechcesz skarbie. Wciąż nie mogę uwierzyć, że jesteś tu przy mnie. Tak bardzo cię kocham. Nie zostawiaj mnie i wybacz mi. Ja ci przysięgam, że już nigdy cię nie okłamię, nie oszukam i zawsze będę wobec ciebie szczery.
Te czułości przerwała pielęgniarka, która weszła do pokoju niosąc zestaw do pobrania krwi. Potem zabrano Marka na USG. Postanowiła, że zadzwoni do seniorów. Wybrała ich numer i po chwili usłyszała głos Heleny.
 - Dzień dobry pani Heleno – powiedziała radosnym głosem. – On się obudził. Już rozmawialiśmy i badał go lekarz. Wygląda na to, że wszystko jest w porządku.
 - To cudowna wiadomość Uleńko. Powiedz mu, że przyjedziemy go dzisiaj odwiedzić. Tęskniliśmy za nim. Koniecznie uściskaj go od nas. Będziemy koło piętnastej. Idę przekazać Krzysztofowi te wspaniałe wieści. Do zobaczenia dziecko.
 - Do widzenia – pożegnała się.

USG nie wykazało żadnych niepokojących zmian. Wrócił bardzo zadowolony. Po raz pierwszy od tylu dni zjadł normalne śniadanie. W porze lunchu przyjechał Sebastian, którego Ula również powiadomiła o odzyskaniu przytomności przez Marka. Uściskali się serdecznie.
 - Wybacz Seba ten sms, ale byłem taki zrozpaczony, że śmierć wydawała mi się jedynym rozsądnym wyjściem.
 - Wybaczam, ale nie rób tego więcej. Sam niemal zszedłem na zawał.
 - Na pewno już tego nie powtórzę. Możesz być spokojny. Odzyskałem swoje szczęście i już nigdy nie dopuszczę do sytuacji, żebym miał je stracić.

Po południu przyjechali Dobrzańscy. Niestety nie byli sami. Wraz z nimi do sali weszła Paulina Febo. Zdziwili się jej obecnością. Marek zmarszczył brwi, co świadczyło o jego poirytowaniu.
 - Co ty tu robisz? – spytał nieco podniesionym głosem.
 - Akurat przyjechałam do rodziców, gdy wybierali się do ciebie. Postanowiłam przyjechać i ja. Naprawdę nie rozumiem – zwróciła się do Uli karcącym tonem – dlaczego nie powiadomiłaś mnie, że Marek jest w szpitalu. To niewybaczalne.
 - A po co miała cię zawiadamiać? Ja nie życzyłbym tego sobie, a ona zna mnie jak nikt i zrobiła dokładnie tak jak chciałem.
Przysiadła na jego łóżku bezceremonialnie i ostentacyjnie gładząc jego twarz. Odsunął się z odrazą.
 - Nie gniewaj się Marco. Pomyślałam, że być może byłaby szansa jeszcze dla nas.
 - Jakich nas Paulina? Nas już nie ma i tak naprawdę nigdy nie było. Powiedziałem ci już wtedy, kiedy się wyprowadzałaś, że kocham tylko Ulę i od tej pory zmieniło się tylko tyle, że teraz kocham ją jeszcze bardziej. Daruj więc sobie te teatralne gesty. - Oburzona wstała z łóżka.
 – To nie był dobry pomysł, żeby tu przyjeżdżać Helenko. Nic tu po mnie. Wychodzę. Życzę ci zdrowia mimo wszystko - stukając wysokimi obcasami opuściła pokój.
 - Wybacz nam synku – Helena podeszła do łóżka i ujęła jego dłoń. - Ona bardzo nalegała, żeby przyjechać tu z nami a my nie mieliśmy serca odmówić.
 - Nie mam pojęcia na co jeszcze liczyła? Jak mogła nawet pomyśleć, że po tym, czego od niej doświadczyłem i ja i Ula, miałbym ochotę do niej wrócić. Wiem, że byliście niezadowoleni, kiedy zerwałem z nią, ale uwierzcie mi ona nie jest taka jak myślicie. Nie znacie jej w ogóle, chociaż wychowaliście ją. To podła intrygantka a ja jestem szczęśliwy, że pozbyłem się jej ze swojego życia.
 - Wiemy Marek, – odezwał się Krzysztof – bo Sebastian trochę naświetlił nam sprawę. Nie będziemy ci robić wyrzutów z tego powodu. To rozdział zamknięty, a ty powinieneś skupić się teraz na dojściu do zdrowia. Firma czeka i na ciebie i na Ulę. Póki co ja cię zastępuję, bo na razie nie narzekam na serce. Oby jak najdłużej.
Ula patrzyła na seniora kompletnie zaskoczona. Sądziła, że po tej całej aferze z Pro-S on nigdy nie będzie proponował jej powrotu do F&D.
 - To bardzo miło z pana strony panie Krzysztofie, ale to chyba nie jest dobry pomysł, żebym miała wrócić. Nie po tym co się stało i czego doświadczyłam. Ja naprawdę biorąc te kredyty miałam wobec firmy najszczersze intencje. To co mówił o mnie pan Febo było zwykłym oszczerstwem, bo nigdy nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby ugrać coś dla siebie lub robić jakieś lewe interesy poza plecami Marka. – Krzysztof uśmiechnął się dobrotliwie.
 - Teraz już to wiemy Uleńko. Sebastian otworzył nam oczy i jest mi naprawdę przykro, że tak cię potraktowaliśmy na zarządzie. Mam świadomość, że gdyby nie te kredyty, które wzięłaś i podjęłaś tak ogromne ryzyko, nie ustrzeglibyśmy się bankructwa. Ja ci przysięgam, że spłacimy je co do grosza, bo tak jak ty jesteśmy uczciwi.

Następnego dnia do południa mieli kolejnego gościa, którego obecność w tym miejscu mocno zaskoczyła Marka. Każdego mógłby się spodziewać, ale nie jego. Stanął w drzwiach i mnąc w dłoniach kaszkiet przywitał się z nimi niepewnie. Na jego widok Uli twarz rozjaśniła się w szerokim uśmiechu.
 - Maciek! Wchodź, wchodź. Zapraszamy.
Wolno podszedł do łóżka Marka i wyciągnął do niego dłoń.
 - Uściśniesz ją? Przyszedłem przeprosić. Nie miałem racji. Pan Cieplak opowiedział mi o wszystkim i teraz czuję się naprawdę głupio. – Marek uśmiechnął się do niedawnego wroga.
 - Uścisnę mocno i szczerze. Nie rób sobie wyrzutów, bo sam na twoim miejscu nie zareagowałbym inaczej. Obu nam bardzo zależy na Uli i nic dziwnego, że chciałeś ją chronić. Zbyt mocno ją skrzywdziłem. To twoje słowa wtedy tam pod bramą jej domu dobitnie mi to uświadomiły. Nie poradziłem sobie z tą świadomością i dlatego tu dzisiaj jestem. Dobrze, że to nie cmentarz a ona kolejny raz mnie uratowała – z miłością spojrzał w jej oczy. – To co, przyjaciele? –Maciek odetchnął.
 - Przyjaciele.
Tego dnia wraz z Szymczykiem zabrała się do domu. Powinna zadbać też i o siebie. Obiecała Markowi, że będzie przyjeżdżać codziennie, bo już nie ma takiej potrzeby, żeby musiała czuwać przy nim.
Maciek zerkał co jakiś czas na zamyśloną Ulę i uśmiechał się.
 - Kochasz go, prawda? Mimo tego co ci zrobił ty nadal go kochasz. – Odwzajemniła uśmiech.
 - To prawda Maciuś. Nie można tak po prostu przestać kochać. Teraz wiem jak silne jest to uczucie w Marku. Chciał się zabić, żeby uwolnić mnie od siebie – zadrżał jej głos a w oczach zakręciły się łzy. – Byłam bardzo zraniona, ale byłabym jeszcze bardziej, gdyby ta próba samobójcza się powiodła. Wierz mi Maciuś, że o wiele lepiej jest wybaczyć i kochać dalej niż do końca życia mieć wyrzuty sumienia z powodu śmierci ukochanej osoby. Ta intryga była podła a Marek jest podatny na sugestie. Zrobił coś, czego tak naprawdę wcale nie chciał i zapłacił za to wysoką cenę.
 - A ja jestem świnią. Wtedy, gdy rozmawiałem z nim przed twoim domem prosił, żebym ci przekazał jego przeprosiny i powiedział, że on bardzo cię kocha. Nie zrobiłem tego, bo byłem wściekły. Chciałem tylko, żeby jak najprędzej wyniósł się z Rysiowa i nie ranił cię więcej. Może gdybym ci to powiedział, wszystko potoczyłoby się inaczej? – Uśmiechnęła się smutno.
 - Nie potoczyłoby się Maciuś. Nawet gdybyś to powiedział nie uwierzyłabym w jego słowa, bo już nie chciałam wierzyć w nic. Na szczęście teraz jest wszystko dobrze i oby tak zostało.
Przyjeżdżała do szpitala każdego dnia. Maciek ofiarnie odwoził ją i przywoził do domu, a Marek zdrowiał. Po odzyskaniu przytomności rzeczywiście był bardzo słaby i wielokrotnie jego nogi odmawiały mu posłuszeństwa. Intensywna terapia przynosiła jednak rezultaty. Codzienne masaże i ćwiczenia wysiłkowe zrobiły swoje. Ewidentnie nabierał kondycji. Po kolejnym tygodniu wreszcie wypisano go do domu. Ula ustaliła wcześniej z Dobrzańskimi, że wraz z Sebastianem przywiozą go do nich. Załatwiła wszystkie szpitalne formalności i pomogła się ubrać Markowi. Olszański stawił się punktualnie. Marek uścisnął mu dłoń i mruknął cicho.
 - Załatwiłeś wszystko? Rozmawiałeś z mamą?
 - Załatwiłem. Ucieszyła się. Wszystko przygotowane więc nie traćmy czasu.
Pod posesję Dobrzańskich zajechali z fasonem i klaksonem, bo Sebastian nie mógł sobie odmówić tej przyjemności. Na jego dźwięk wylegli na podjazd seniorzy a za nimi ojciec Uli i jej rodzeństwo a także Maciek. Zaskoczyli ją.
 - A co oni tu wszyscy robią?
 - Też chcieli przywitać Marka, a Maciek przywiózł ich wszystkich – odpowiedział Sebastian. – Chodźmy. Trzeba uczcić ten szczęśliwy powrót.
Przechodził z rąk do rąk ściskany i całowany z wielką serdecznością. Nawet Zosia, gospodyni seniorów ze łzami w oczach tuliła go w ramionach. Wreszcie zasiedli przy dużym stole w salonie a Marek trzymając w dłoniach kieliszek szampana wstał, żeby wznieść toast. 
 - Kochani, nawet nie wiecie jak bardzo jestem szczęśliwy móc być dzisiaj tu z wami. Brakowało naprawdę niewiele, a wszystko mogło skończyć się zupełnie inaczej. To, że tutaj jestem zawdzięczam mojej kochanej Uli i mojemu najlepszemu przyjacielowi Sebastianowi. Wiele złego wyrządziliśmy tej anielskiej istocie i wiele przez nas wycierpiała. Mimo to nie odwróciła się ode mnie i gdy nadszedł czas próby wiernie trwała u mego łóżka opiekując się mną i dbając. Myślałem, że to już niemożliwe i nieodwracalne a jednak wybaczyła i mnie i Sebastianowi te wszystkie świństwa. Jest najlepszą i najwspanialszą osobą jaką znam i bardzo ją kocham. Dlatego tu z tego miejsca chciałbym pana prosić panie Józefie o jej rękę – uklęknął przed niczego nie spodziewającą się Ulą i wyciągnął z kieszeni zdobne pudełeczko. Otworzył wieczko a jej oczom ukazał się piękny pierścionek z kamieniem błękitnym jak jej oczy. – Kochanie, wiem ile krzywdy ci wyrządziłem i wiem, jak bardzo cierpiałaś. Obiecuję ci jednak, że to już zamknięta historia, której wstydzę się do tej pory. Przysięgam, że zawsze będę cię kochał i zawsze będę wobec ciebie szczery. Nigdy cię nie zawiodę i zrobię wszystko, żebyś była szczęśliwa i spełniona u mego boku. Zgodzisz się zostać żoną największego łajdaka, który zrozumiał jak źle postępował i wyciągnął z tego nauczkę?
Roześmiała się choć łzy moczyły jej policzki.
 - Tak. Zgadzam się. I ja bardzo cię kocham.
Wsunął jej pierścionek za palec i zza pleców wyciągnął ogromny bukiet czerwonych róż. Ponownie podniósł kieliszek.
 - Wypijcie kochani za nasze szczęście. Za wybaczenie i miłość.
To przyjęcie przeciągnęło się do późnych godzin wieczornych. Gratulowali im wszyscy. Ula była przejęta i co chwilę z niedowierzaniem spoglądała na pierścionek zaręczynowy. Widział to i za każdym razem z miłością przytulał ją do swego boku. Był niewyobrażalnie szczęśliwy. Nareszcie szczęśliwy.

K O N I E C

2 komentarze:

  1. Przede wszystkim, dziękuję doktorowi Агбазаре za to, że oddał mi mojego ukochanego w ciągu 48 godzin. Nie mam nic do powiedzenia, jak tylko podziękować i powiedzieć, że jestem szczęśliwy.. Moja ukochana traktuje mnie lepiej, i spędza większość swojego czasu ze mną teraz mówi mi, jak bardzo mnie kocha, niż kiedykolwiek wcześniej.. Jeśli masz jakiekolwiek problemy ze swoim kochankiem, skontaktuj się z lekarzem Агбазарой e-mail: ( agbazara@gmail.com ) lub WhatsApp +2348104102662, bo on jest rozwiązaniem wszystkich problemów w relacjach

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo mi się to podoba. Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń