Łączna liczba wyświetleń

środa, 16 grudnia 2015

"TRÓJKĄT" - rozdział 1,2,3,4,5,6 ostatni



TRÓJKĄT



ROZDZIAŁ 1


Helena Dobrzańska siedziała obok syna na kanapie i z wielkim rozczarowaniem słuchała tego, co jej mówił. Nie spodobało jej się to, co od niego usłyszała.
 - Myślę synku, że nie przemyślałeś dobrze tej sprawy. Wciąż mam nadzieję, że jednak pogodzisz się z Paulinką i pobierzecie się.
Marek Dobrzański pokręcił przecząco głową.
 - To nie wchodzi w rachubę. Nie kocham jej. Kocham Ulę. – Helena żachnęła się.
 - Myślę, że tak ci się tylko wydaje, bo kimże jest Ula? To prosta, wiejska dziewczyna, ani nie umywa się do Paulinki. Kompletnie brak jej klasy i z pewnością nie będzie się dobrze czuła w naszym środowisku.
 - Nie przesadzaj mamo. Paulina może i ma klasę, ale nic więcej. To piękny towar w pięknym opakowaniu, ale w środku kompletnie pusty jak wydmuszka. Ula to całkowite jej przeciwieństwo. Jest mądra i ma dobry, łagodny charakter. Z Pauliną ciągle się kłóciliśmy, bo wmawiała mi coraz to nowe kochanki. Biorąc z nią ślub założyłbym sobie pętlę na szyję. Ona nie jest dobrym materiałem na żonę.
 - Jest najlepszym materiałem na żonę – zaprotestowała gwałtownie. - Wychowałam ją i chyba ja najwięcej mogę na ten temat powiedzieć, prawda?
 - Owszem wychowałaś ją, - starał się zachować spokój - ale ja żyłem z nią pod jednym dachem przez ostatnie pięć lat i mogę cię zapewnić, że nie znasz jej wcale. Zresztą nie ma nawet o czym mówić. Ja nie wrócę do Pauliny. Koniec, kropka. Myślałem, że chcesz mojego szczęścia, a tymczasem robisz wszystko, żebym był nieszczęśliwy. Sądziłem, że jesteś po mojej stronie – zakończył z żalem.
 - Jestem synku, ale uważam, że źle robisz. Wcześniej czy później znudzisz się Ulą, bo już nie będzie nic, czym mogłaby cię obdarować lub mile zaskoczyć. Zrobisz jak zechcesz, ale to duży błąd.
Po tej niezbyt miłej rozmowie opuścił dom rodziców. Wyszedł rozczarowany. Nie sądził, że matka, która do tej pory zawsze stała za nim murem i dla której, odkąd się urodził, był oczkiem w głowie, będzie tak bardzo przeciwna jego małżeństwu z Ulą. Znała ich historię. Wiedziała z jaką determinacją starał się odzyskać zaufanie i miłość Uli. Miała świadomość, że gdyby nie ona, firma Febo&Dobrzański dawno by splajtowała. To Ula uchroniła ją przed upadkiem i podźwignęła z zapaści. Jej wychowanka nawet nie kiwnęła palcem, żeby pomóc w czymkolwiek podobnie jak jej brat Alex. Wręcz przeciwnie. Ten ostatni knuł do samego końca i niewiele brakowało, żeby pokaz, od którego zależało być, albo nie być firmy, skończył się niepowodzeniem. Woleli wyjechać do Włoch i tam oczekiwać wielkiej katastrofy. Nic takiego jednak nie miało miejsca, bo Marek w samą porę odkrył tę intrygę Febo i wraz z Ulą zdążyli zadziałać. Pokaz miał dobre recenzje i od tego czasu firma zaczęła się dźwigać. To właśnie na tym pokazie wyznał Uli jak bardzo ją kocha i błagał o wybaczenie wszystkich złych rzeczy, których od niego doświadczyła. Wybaczyła. Nie mogła postąpić inaczej. I ona kochała go bardzo mocno. W niedługim czasie oświadczył się jej. Zaczęli planować wspólne życie i nawet do głowy mu nie przyszło, że napotka taki opór ze strony własnej matki. Z ojcem nie miał takich problemów. On podziwiał Ulę i był jej wdzięczny za to, co zrobiła dla upadającej firmy.
Marek kochał matkę. Do tej pory zawsze była jego sojusznikiem. Broniła przed ojcem, który wiele razy mówił mu jak bardzo jest nim rozczarowany. Bardzo mu zależało, żeby oboje zaakceptowali jego wybór, a tymczasem najbliższa mu osoba postawiła się okoniem. Liczył, że pomoże im w przygotowaniach do ślubu, ale rozczarował się. Rozmowa przybrała niekorzystny dla niego obrót i nawet tego nie zaproponował. Przez złe nastawienie matki do jego narzeczonej musieli teraz liczyć tylko sami na siebie. – Trudno. Będziemy musieli sobie jakoś poradzić.
Wsiadł do stojącego na podjeździe Lexusa. Obiecał Uli, że przyjedzie do Rysiowa i opowie jej o przebiegu tej rozmowy. Z ciężkim sercem odpalił samochód. Wiedział, że będzie jej przykro. Była osobą, którą łatwo można było zranić, a jednocześnie kobietą nie poddającą się przeciwnościom. On sam potrzebował teraz pociechy i wsparcia. Nie chciał się kłócić z matką. Sądził, że jak spokojnie wyłuszczy jej wszystkie argumenty, ona go poprze. Po raz pierwszy tak bardzo mocno go rozczarowała.
Po czterdziestu minutach zaparkował pod bramą z numerem ósmym. Wysiadł z auta i omiótł wzrokiem bryłę budynku, którego okna jaśniały ciepłym blaskiem. Tu zawsze czuł się dobrze. Tu nikt nie wytykał mu błędów i zawsze był tu mile widzianym gościem. Ojciec Uli początkowo nieufny teraz, kiedy Marek jej się oświadczył, traktował go jak członka rodziny. Traktował jak syna. Jasiek i Beatka przepadali za nim. Uśmiechnął się do tych myśli. To poczucie przynależności do tej skromnej rodziny było bardzo miłe i napawało go otuchą. Zadzwonił do drzwi i po chwili witał się ze wszystkimi. Cieplak już wstawiał wodę na kawę, a jego szczęście kroiło w równe kawałki upieczony własnoręcznie sernik.
Przenieśli się do Uli pokoju. Musieli przecież porozmawiać i zadecydować, co dalej. Zauważyła jego przygnębienie i już wiedziała, że ta rozmowa nie przebiegła po jego myśli. Usiadła obok niego i splotła ich dłonie.
 - Opowiesz mi? – spytała łagodnym, cichym głosem. – Tylko proszę, bądź ze mną szczery. Przecież mam świadomość, że twoja mama nie przepada za mną i to nie mnie chciała widzieć u twego boku.
Westchnął ciężko i pokiwał głową.
 - Nie mam zamiaru przed tobą niczego ukrywać. Naprawdę nie rozumiem, skąd w mamie ta niechęć do ciebie. Jesteś najmilszą osobą jaką znam, a ona nadal uparcie podtrzymuje swoje stanowisko, że to Paulina jest mi przeznaczona, i że to z nią powinienem się związać. Powiedziałem, że to nie ją kocham, tylko ciebie. Uznała to za kompletną bzdurę. Nawet nie mówiłem już o tym, że liczyliśmy na jej pomoc przy organizowaniu ślubu. Jesteśmy zdani wyłącznie na siebie i dopniemy swego. Mamy jeszcze sporo czasu. Przemyślałem sprawę i doszedłem do wniosku, że pobierzemy się tu, w Rysiowie. Nie sądzę, żeby nie było można zaklepać terminu na piętnastego kwietnia. To mała społeczność. Gorzej z tym byłoby na pewno w Warszawie. Gości mamy już ustalonych, a po obrączki możemy się wybrać w poniedziałek po pracy. Najgorzej będzie z salą, ale i z tym sobie poradzimy. Z mamą byłoby łatwiej, bo ona zna wszystkie okoliczne knajpy, w których często organizuje jakieś akcje dobroczynne, ale mówi się trudno. Ja nie chcę już czekać, a ta dzisiejsza rozmowa zdopingowała mnie jeszcze bardziej. Nie wiem, co ona sobie myślała. Że zrezygnuję ze szczęścia i miłości do ciebie na rzecz Pauliny, której nie znoszę całym sercem? Nigdy – przygarnął ją do swego boku i przytulił usta do jej skroni. – Bardzo cię kocham Ula. Walczyłem o ciebie i nigdy nie zrezygnowałbym z życia z tobą.
 - I ja kocham cię całym sercem, ale nie chcę też być powodem jakichś animozji między tobą i twoją mamą. Może z czasem przekona się do mnie. Mam nadzieję, że tak będzie.

Tymczasem w domu, który niegdyś Marek dzielił ze swoją byłą narzeczoną, ona sama nerwowo przemierzała salon wzdłuż i wszerz wyłamując szczupłe palce. Siedzący na fotelu Alex nieco już zirytowany jej zachowaniem wysapał.
 - Usiądź chociaż na chwilę sorella, bo od tego ciągłego chodzenia zaczyna mi się kręcić w głowie. Naprawdę nie rozumiem, dlaczego tobie nadal zależy na tym dupku. Za mało cię jeszcze upokorzył? Na twoim miejscu dałbym sobie z nim spokój. Nie jest ciebie wart.
 - Nic nie rozumiesz fratello. Wcale mi na nim nie zależy, ale jeśli nie dopuszczę do tego absurdalnego ślubu, będę mieć przynajmniej satysfakcję, że zemściłam się na nim i na tej Cieplak. Zemsta jest słodka - chciała jeszcze coś dodać, ale w tym momencie rozdzwonił się jej telefon. Dopadła błyskawicznie szklanego stolika, na którym leżał i odebrała.
 - Dobry wieczór Helenko? Jesteś już po rozmowie z Markiem?
 - Właśnie wyszedł. Jestem bardzo nim rozczarowana. Użyłam wszystkich racjonalnych argumentów, ale do niego kompletnie nic nie dociera. Uparcie twierdzi, że kocha Ulę i nie ma opcji, żeby miał do ciebie wrócić. Ma mi za złe, że nie mam o jego wybrance dobrego zdania. To nie tak miało wyglądać. Wierzyłam, że jeszcze dojdzie do niego jakiś głos rozsądku i wrócicie do siebie. Chyba nie ma już na to szansy, bo on jest bardzo uparty.
 - No trudno. Jak sobie pościeli, tak się wyśpi. Widocznie wiejskie dziewuchy bardziej pociągają go niż kobiety z klasą. Ten jego plebejski gust jeszcze się na nim zemści. Dziękuję ci, że zadzwoniłaś. Dobranoc Helenko - odłożyła słuchawkę i spojrzała na brata. - Ten dupek kompletnie zwariował. Nadal chce poślubić to bezguście.
 - Daj już temu spokój. Niech robi co chce. Ty zasługujesz na kogoś lepszego. Na kogoś, kto będzie cię szanował i kochał, a nie zdradzał cię z tanimi dziwkami i wolał towarzystwo tej durnoty Olszańskiego bardziej niż twoje. Powinnaś być szczęśliwa, że uwolniłaś się od tego kretyna.
 - Masz rację. Już dość wybaczania i pobłażliwości. Czas ułożyć sobie życie z kimś innym.

W poniedziałek po pracy udali się do jubilera i wybrali skromne obrączki. Zjedli w restauracji obiad i pojechali do mieszkania Marka na Sienną. Uprzedziła ojca, że nie wróci na noc do domu, bo chcą poszukać w internecie jakiejś ładnej sali na wesele. Przez dwie godziny przekopywali się przez sieć, wreszcie trafili na taką salę, która im odpowiadała. Spisali numery telefonów. Jutro od rana mieli dzwonić.
Nie chcieli wesela z pompą. To miała być skromna uroczystość, a gości zaledwie pięćdziesięciu. O stroje nie musieli się już martwić, bo Marek uprosił Pshemko, projektanta firmy, żeby im je uszył. Sebastian Olszański obiecał im załatwić zaproszenia.
 - Zobaczysz Ula, że nie będzie tak źle – pocieszał ją Marek. – Sebastian pomoże. Viola też zadeklarowała się do pomocy. Mamy dwoje oddanych przyjaciół i mama nie jest nam wcale potrzebna, bo powolutku wszystko uda nam się załatwić.
Los im sprzyjał. Wkrótce zabukowali termin ślubu w rysiowskiej parafii. Zapowiedzi miały wyjść tak jak powinny. Marek opłacał wszystko od ręki i nie chciał zaprzątać sobie głowy tym, że gdzieś ma jeszcze jakieś zaległe płatności. Pojechali obejrzeć też salę na wesele. Nie była duża, ale na tę ilość gości, którą przewidzieli, wystarczająca. Omówili z właścicielką wystrój wnętrza i catering. Nawet jako atrakcję zaproponowała im pieczone na rożnie prosię. Zapewniała wszystko łącznie z ciastami i weselnym tortem. Dysponowała również zapleczem hotelowym, w którym zamówili pokoje dla przyjezdnych gości, a także dla swoich rodzin. Sala była najważniejsza i cieszyli się, że w końcu udało się ją załatwić. Sebastian też się spisał, bo nie dość, że załatwił im zaproszenia w drukarni, to jeszcze świetny zespół. Zadaniem Violi było zamówienie kwiatów do kościoła i wiązanki ślubnej. Wkrótce rozesłali powiadomienia o swoim ślubie, a tym, którzy byli na miejscu, rozdali. Marek już nie pojechał do rodziców. Skorzystał z tego, że to ojciec któregoś dnia wpadł do firmy i dał mu zaproszenie. Obojgu Febo wręczył również osobiście.
 - Mam nadzieję, że mimo wzajemnej antypatii zechcecie na tym ślubie być – mówił.
 - Na pewno będziemy – zapewniła go Paulina.

Wszystko było już zapięte na ostatni guzik. Piętnastego kwietnia rozdzwoniły się dzwony w rysiowskim kościele. Przed wyjazdem z domu Józef błogosławił im jeszcze. Krzysztof również, ale Helena nie pojawiła się u jego boku. Siedząc w kościelnej ławie dość głośno krytykowała skromny wystrój kościoła mówiąc swojej przybranej córce, że właściwie to była na to przygotowana, bo czegóż można się było spodziewać po kimś, kto pochodzi z takiej dziury zabitej dechami.
 - Uważaj Paulinko, żebyś się nie pobrudziła. Te ławki nie wyglądają na zbyt czyste. – Krzysztof syknął głośno.
 - Możesz już dać spokój? Przestań się wyżywać na tej dziewczynie, bo nie zasłużyła sobie na to.
Rozległ się dźwięk organów. W drzwiach do kościoła ukazała się para młoda. Po ławach przeszedł szmer podziwu. Ula w pięknej, białej sukni niemal płynęła trzymając pod ramię Marka ubranego w idealnie skrojony, czarny garnitur. Dyskretnie omiotła spojrzeniem ławy. Z prawej strony dostrzegła swojego ojca z rodzeństwem, a z lewej swoją przyszłą teściową i teścia, a tuż obok nich rodzeństwo Febo. Helena przybrała surowy wyraz twarzy, a z oblicza Pauliny wyczytała jedynie pogardę i chłód. Zadrżała. Wyczuł to Marek i mocniej ścisnął jej dłoń.
 - Nie denerwuj się kochanie. Za chwilę to wszystko się skończy i będziemy mogli stąd wyjść.
Kiedy ksiądz ogłosił ich mężem i żoną, odetchnęli. Marek ucałował jej usta i trzymając za rękę wyprowadził z kościoła. Tam wpadli w objęcia Józefa i dzieciaków. Po nich podszedł Krzysztof z Heleną. On ucałował Ulę serdecznie i pogratulował im życząc długich lat w zdrowiu i szczęściu. Helena powściągliwie uścisnęła tylko Uli dłoń, życząc i jej i Markowi wszystkiego najlepszego. Rodzeństwo Febo nie złożyło im życzeń w ogóle. Za to Sebastian i Violetta długo im gratulowali ciesząc się ich szczęściem. Potem było już tylko gorzej. Siedzące naprzeciw pary młodej Helena i Paulina bezustannie wybrzydzały. A to, że rosół za zimny, a to kluski za twarde, przypalone mięso, a surówka kompletnie niejadalna. Ostentacyjnie grzebały w talerzach obrzydzając jedzenie innym.
Marek początkowo nie zwracał na to uwagi, ale wkrótce i do niego dotarła ta lawina narzekań. Wbił w matkę zdziwione spojrzenie.
 - Nie smakuje wam? Nam bardzo smakowało i innym chyba też, bo świadczą o tym puste talerze. Jeśli chcecie, to zamówię wam coś innego.
 - Nie, nie synku. Nie trzeba. Ja chyba straciłam apetyt.
Weselne ciasta, a przede wszystkim tort też zostały poddane krytyce. Według nich wszystko było bez smaku i zdecydowanie przesłodzone. Paulina z pretensjami zwróciła się do kelnerki, że podała brudne sztućce i talerze, co było nieprawdą. Po jej występie Marek zorientował się, że obie robią to specjalnie i chcą zepsuć im wesele. Ula również to zrozumiała. Zalśniły jej w oczach łzy. Wstała od stołu i uciekła do łazienki. Tam rozpłakała się na dobre. Marek pobiegł za nią. Przytulił ją mocno gładząc uspokajająco po plecach.
 - Dlaczego one nam to robią? – szlochała. – Czy aż tak bardzo mnie nienawidzą, żeby psuć mi ten najważniejszy dzień w życiu? Przecież nigdy nie zrobiłam im nic złego. Nigdy nie ubliżyłam żadnej z nich, nigdy żadnej nie obraziłam.
 - Obiecuję ci kochanie, że z nimi porozmawiam. Stworzyły jakiś wspólny front przeciwko nam, ale ja nie pozwolę, żeby nadal miały nas poniżać. Najpierw pogadam z ojcem, a ty ochłoń i uspokój się trochę. 



ROZDZIAŁ 2


Kciukami wytarł jej z policzków łzy. Z kieszeni wyjął klucze i podał jej.
 - Idź do naszego pokoju i odpocznij chwilę, ja idę do ojca.
Odnalazł go rozmawiającego z Cieplakiem. Przeprosił i spytał.
 - Chciałbym z tobą pogadać tato. Możesz mi poświęcić chwilę?
Krzysztof wstał i wraz z synem wyszedł na zewnątrz. Usiedli na jednej z ławek ustawionych przy malowniczym skalniaku.
 - Zauważyłeś tato jak perfidnie zachowuje się mama i Paulina? Już teraz mogę powiedzieć, że zepsuły nam wesele. Ciągle wybrzydzają i ostentacyjnie wyśmiewają się z tutejszej kuchni. Ula nie mogła tego znieść. Siedzi w wynajętym pokoju i zalewa się łzami. Jest jej przykro, bo te zupełnie nie na miejscu uwagi potraktowała bardzo osobiście. Ja również. One od początku miały taki plan, żeby przyjść i zepsuć nam ten dzień. Równie dobrze nie musiały przychodzić. Jakoś bym to zniósł, ale łez mojej żony nie potrafię znieść i nie wybaczę im tego zachowania. O ile mogę je zrozumieć w przypadku Pauliny, tak zupełnie nie rozumiem mamy, że zniża się do jej poziomu.
 - Wiem Marek. Ja nie jestem ślepy ani głuchy. Próbowałem je nieco stonować, ale chyba nie przejęły się moją gadaniną. Spróbuję raz jeszcze. Jeżeli to nie poskutkuje, wsadzę je obie w taksówkę i każę zawieźć do domu. Zaraz to załatwię, a ty idź uspokoić Ulę.

Krzysztof stał naprzeciw siedzących na ławce Heleny i Pauliny. Splótł ręce na piersi i wyrzucił z siebie.
 - Znam cię Helenko od trzydziestu pięciu lat, a dzisiaj doszedłem do wniosku, że nie znam cię w ogóle. Nawet w najgorszych koszmarach nie wyobrażałem sobie, że potrafisz być podła do tego stopnia, że posuniesz się do zrujnowania najpiękniejszego dnia w życiu twojemu jedynemu dziecku – przeniósł wzrok na Paulinę. – A ty udowodniłaś dzisiaj wszystkim, że nie masz kompletnie klasy, bo zachowałaś się jak roszczeniowa gówniara i udzielna księżna, której nic nie pasuje. Lepiej będzie dla ciebie, jeśli już nigdy nie powiesz o sobie, że jesteś dobrze wychowaną kobietą z klasą. Właśnie dzisiaj udowodniłaś wszystkim, że jest dokładnie odwrotnie. Moja synowa ma jej więcej niż wy dwie razem wzięte. Myślę, że wasza obecność na tym weselu nie jest już niezbędna. Za chwilę podjedzie taksówka i zawiezie was do domu. Marek poczuł się bardzo urażony i rozczarowany. Nie potrafi uspokoić Uli, która nie może zrozumieć, czym wam zawiniła, że tak bardzo jej nienawidzicie. Nie może przestać płakać. To była zagrywka poniżej pasa, podła i okrutna. Obraziłyście nie tylko mojego syna i synową, ale także mnie. To wszystko, co miałem wam do powiedzenia. Pozbierajcie swoje rzeczy, taksówka już czeka. A z tobą Heleno porozmawiam jeszcze w domu.
Bez słowa podniosły się z ławki. Z sali zabrały swoje torebki i wsiadły do taksówki. Zdziwiony Alex podszedł do Krzysztofa dopytując się, o co chodzi.
 - Obie zachowały się skandalicznie. Obraziły Ulę i Marka. Zepsuły im tę piękną uroczystość. Czy chciałbyś, aby na twoim weselu znalazł się ktoś, kto bezustannie krytykuje wszystko i wszystkich? Kpi i wyśmiewa? Z całą pewnością nie zachowałbyś spokoju i wyrzuciłbyś takiego kogoś z przyjęcia. One nie zasłużyły na nic innego. Zamiast Marka, zrobiłem to ja. Obie są w drodze do domu. Twoja siostra chyba nadal nie może się pogodzić z faktem, że to nie ona jest żoną Marka. Moja żona nie może się z tym pogodzić również. W swej nienawiści za daleko się posunęły. Nigdy nie przypuszczałem, że mogą być zdolne do czegoś takiego – Krzysztof rozejrzał się po sali. – Przepraszam cię synu, ale muszę znaleźć Marka i Ulę.

Senior Dobrzański wszedł na piętro i zapukał do jednego z pokoi. Po chwili drzwi otworzył mu Marek. Ula siedziała na łóżku i zalewała się łzami.
 - Ciągle płacze i nie mogę jej uspokoić – mruknął do ojca. Krzysztof usiadł obok niej i objął ją ramieniem.
 - Nie płacz Uleńko. Już nikt nie będzie robił ci przykrości. Moja żona wraz z Pauliną pojechała do domu. Już dość złego narobiły. Ty musisz wziąć się w garść, bo trzeba wrócić do gości. Za chwilę będą oczepiny. Wiem, że nie jest ci łatwo, ale musicie trzymać fason do samego końca.
Wytarła oczy i spojrzała smutno na Krzysztofa.
 - One znienawidzą mnie teraz jeszcze bardziej, chociaż nie wiem co im takiego zrobiłam. Nigdy nie chciałam popsuć relacji Marka z mamą. Bez względu na to, czy ona mnie lubi czy nie, Marek jest jej synem.
 - Masz rację dziecko. Jednak ona nie miała skrupułów, żeby popsuć mu ten najważniejszy dla niego dzień. Chodźmy już, bo goście się niecierpliwią i twój tata też.

Wrócili na salę i usiedli na swoich miejscach. Po oczepinach podszedł do nich Alex. Marek spojrzał na niego z niechęcią, a Ula powiedziała.
 - Jeśli i ty chcesz nas dobić, to nie krępuj się.
 - Nie przyszedłem was dobijać, ale przeprosić. Za Paulinę. Już wiele razy mówiłem jej, że ma ci dać spokój Marek. Nie posłuchała mnie. Po tym, co powiedział mi Krzysztof mam ochotę przywalić jej w twarz. Chcę, żebyście wiedzieli, że nie jestem waszym wrogiem, a z Pauliną sobie porozmawiam. Jeszcze raz przepraszam za nią.
 - Nie musisz przepraszać Alex, bo w niczym nie zawiniłeś i o nic nie mamy do ciebie żalu – Marek wyciągnął do niego dłoń. – Uściśniesz ją?
Febo bez namysłu wyciągnął swoją prawicę.

Nad ranem sala opustoszała. Zmęczeni goście udali się do swoich pokoi. Marek i Ula również. Nie byli w nastroju do spędzenia reszty nocy na upojnym kochaniu się. Przytuleni do siebie szybko zasnęli.
W niedzielne, wczesne popołudnie wszyscy rozjechali się do domów. Państwo młodzi też wrócili na Sienną. Krzysztof wysiadł z taksówki i wszedł do domu. W salonie zastał swoją żonę. Usiadł obok niej i rzekł.
 - Mam nadzieję, że przemyślałaś swoje postępowanie. Jesteś winna przeprosiny zarówno Markowi jak i Uli. Liczę na to, że znajdziesz w sobie na tyle odwagi, żeby to zrobić.
 - Wiem Krzysztof. Na pewno przeproszę. Nie wiem, co we mnie wstąpiło, przecież kocham Marka nad życie. Może i do Uli się przekonam jak lepiej ją poznam. Mógłbyś w moim imieniu zaprosić ich na następną sobotę? Zjedlibyśmy wspólny obiad. Ode mnie może nie odebrać telefonu – wyjaśniła widząc zdziwienie na twarzy męża.
 - No dobrze. Zadzwonię, ale wieczorem. Najpierw muszą dojść do siebie, bo wytrąciłyście ich z równowagi.

Zaproszenie zostało przyjęte. Ula nie chciała kłótni. Pragnęła, żeby Marek nadal utrzymywał poprawne stosunki z matką. Krzysztof zapewnił ich, że Helena chce ich przeprosić. Tak się też stało. Przepraszała i nawet wycisnęła z oczu łzy, choć Ula odniosła dziwne wrażenie, że jednak Dobrzańska nie przeprasza szczerze, ale Marek te przeprosiny przyjął. Kiedy wracali już do domu, mówił:
 - Zobaczysz kochanie, że wszystko się jeszcze ułoży. Mama jak pozna cię lepiej to zrozumie, że jesteś najlepszym co dostałem od losu i tylko z tobą mogę być szczęśliwy. Ona się zmieni. Gwarantuję i wierzę, że już nigdy nie zrobi ci żadnej przykrości.
Zaczęli wspólne życie. Na początku układało się wszystko idealnie. Byli szczęśliwi. Pauliny unikali, szczególnie Ula. I chociaż Alex zapewnił ją, że rozmawiał z siostrą i uświadomił jej kilka rzeczy, to nie doczekali się od niej przeprosin. Dumna panna Febo nie zniżyłaby się do tego, żeby kogokolwiek przepraszać. Nadal była wobec Uli złośliwa i opryskliwa. Korzystała z każdej okazji, żeby ją wykpić i upokorzyć. Helena stwarzała pozory i jak się wkrótce okazało, przyjęła zupełnie inną taktykę.

Była przeziębiona. Już od tygodnia siedziała w domu i ani katar, ani kaszel nie ustępował. Miała też wysoką gorączkę. Lekarz przepisał jej mnóstwo specyfików i antybiotyk. Dał też dwa tygodnie zwolnienia. Marek troszczył się o nią. Kupował owoce i wyciskał z nich świeże soki, żeby miała choć trochę witamin. Okazało się, że nie tylko on o nią tak dba. Od pierwszego dnia jej choroby zaczęła pojawiać się w ich domu Helena. Znosiła jej hektolitry rosołu i niemal karmiła ją nim. Próbowała protestować. Mówiła, że poradzi sobie sama, ale Helena nie poddawała się.
 - Jesteś taka słaba Uleńko. Pozwól mi się tobą zająć a zobaczysz, że choroba minie raz dwa.
Nie miała argumentów i w końcu skapitulowała. Helena, która posiadała zapasowe klucze od ich mieszkania pojawiała się w nim z samego rana. Marek wychodził do pracy, a ona niczym duch materializowała się w drzwiach. Ula leżała w gorączce, a jej teściowa wpadała co chwilę do pokoju mówiąc.
 - Te skarpety Marka są jakieś niedoprane. Koszule też. Musisz koniecznie zwracać baczniejszą uwagę na kołnierzyki. Je najtrudniej uprać, ale nastawię pralkę i na pewno się dopiorą. Jak będziesz zdrowsza, to pokażę ci, jak ja to robię. Marek uwielbia dobrze uprane i uprasowane koszule.
 - Dziękuję mamo – odzywała się zachrypniętym głosem. Helena uśmiechała się do niej i mówiła.
 - Nie ma za co moje dziecko. Ty odpoczywaj, a ja poradzę sobie ze wszystkim.
Ta jej nadopiekuńczość była bardzo męcząca i mocno podejrzana. Nie sądziła, by aż tak zmienił się stosunek teściowej do niej. Ta nadopiekuńczość była raczej kierowana w odniesieniu do Marka. Ona nie mogła dopuścić, żeby jej syn w jakikolwiek sposób ucierpiał w tym małżeństwie. Musiał mieć wszystko eleganckie i schludne od skarpet począwszy na krawacie skończywszy.
Siedziała u ich niemal cały dzień. Siedziała do momentu, aż Marek nie wrócił z pracy. Podawała mu wtedy obiad mówiąc niewinnie.
 - Prawda, że smaczny? Nasza Zosia wie, co lubisz najbardziej. Ula pewnie nie przyrządza ci takich przysmaków.
 - Ula gotuje świetnie mamo. W weekendy jemy pysznie i zdrowo. W tygodniu zwykle jadamy na mieście, bo jesteśmy oboje pochłonięci pracą i nierzadko przynosimy ją do domu. Nie ma czasu, żeby gotować.
 - No tak…, no tak…, ale to nie powinno tak wyglądać.
Do sypialni, w której leżała znękana gorączką i obecnością Heleny Ula, często dochodziły te wymiany zdań między Markiem i jego matką. Coraz bardziej zyskiwała pewność, że to jakaś wyrachowana gra prowadzona przez jej teściową. Tu niby taka miła, współczująca i usłużna, w rozmowach z Markiem starała się przedstawić Ulę w niekorzystnym świetle wmawiając mu, że jego żona nie jest taka idealna jak myśli. On na szczęście zawsze stawał po stronie Uli logicznie zbijając wszystkie argumenty matki.
 - Wyprałam i wyprasowałam Ci koszule. Na następny tydzień będziesz miał świeże.
 - Dziękuję mamo, ale nie musisz tego robić. Ja koszul mam dość, a i pralkę potrafię włączyć sam.
 - Wiem synku, ale znalazłam cały stos tych przygotowanych do prasowania i musiałam je uprać jeszcze raz, bo miały brudne kołnierzyki. Mówiłam Uli, że powinna na to zwracać uwagę.
 - Nie męcz jej mamo. Ona jest bardzo słaba. Mocno się przeziębiła, a gorączka dobija ją zupełnie. Będzie silniejsza to poradzi sobie ze wszystkim.
 - Oczywiście, że sobie poradzi. Mimo to ja zawsze chętnie przyjdę i jej pomogę. Przynajmniej nie będę się nudzić w domu.
Tak mniej więcej przebiegał okres jej rekonwalescencji. Nie skarżyła się Markowi. On nadal wierzył, że matka dokonała niesamowitej wolty w swoim stosunku do synowej i był bardzo z tego zadowolony. Ula nie chciała psuć mu tego dobrego samopoczucia, a przede wszystkim ich wzajemnych relacji. W pokorze znosiła cierpkie uwagi swojej teściowej podane w kulturalnym opakowaniu. Sądziła, że jak wyzdrowieje i wróci do pracy, będzie miała już spokój, ale myliła się. Jej teściowa wznosiła się na wyżyny kreatywności. W firmie była codziennie. Kiedy zbliżała się pora lunchu wchodziła do sekretariatu objuczona termosami z zupą i drugim daniem. Rozkładała się ze wszystkim w Marka gabinecie. Oczywiście serdecznie zapraszała i Ulę, ale ona skorzystała z tej wspaniałomyślności zaledwie kilka razy. Później wymawiała się brakiem czasu, lub apetytu. Samotnie wychodziła z budynku firmy i szła na ulubione zapiekanki. One pozwalały jej przetrwać do siedemnastej. Marek zdawał się niczego nie zauważać. Czasem tylko mówił matce, że nie powinna się nimi aż tak przejmować i aż tak się poświęcać dla nich. Ona bagatelizowała to co mówił.
 - Ja wiem synku, że jest wam ciężko i ciągle nie macie na nic czasu. Ula jest taka zalatana. Kiedy wy znajdziecie czas na dziecko? Od ślubu minęło już kilka miesięcy, a tu nawet się na to nie zanosi. A może ona powinna się przebadać, czy w ogóle może zostać matką?
 - Wszystko w swoim czasie mamo. I na dziecko przyjdzie czas. Co ma być, to będzie. Ja nie mam stresu z tego powodu. Jesteśmy młodym małżeństwem i chcemy się najpierw sobą nacieszyć. Potem pomyślimy o dziecku.
 - Może to i dobrze – odezwała się po chwili. – Teraz nawet nie macie czasu, żeby o siebie zadbać, a co dopiero o dziecko.
 - To się na pewno zmieni. I o siebie zadbamy. Nawet nie byliśmy w podróży poślubnej, bo było tyle pracy, ale odbijemy to sobie. W lipcu zabieram Ulę nad morze. Odpoczniemy, zrelaksujemy się, może i o dziecko się postaramy. Będzie dobrze. 



ROZDZIAŁ 3


Helena nie pozwalała im odetchnąć, a właściwie nie pozwalała odetchnąć Uli. Doszło do tego, że po powrocie do domu zastawali ją układającą ich odzież na półkach, lub przestawiającą bibeloty. Uli zazwyczaj bardzo opanowanej i anielsko cierpliwej opadały na widok teściowej ręce. W takich momentach z rozpaczą patrzyła Markowi oczy i bez słowa szła do ich sypialni przebrać się w domową, luźną odzież.
 - Nie powinnaś tak chodzić po domu Uleńko. Jakby ktoś niespodziewanie złożył wam wizytę, a ty pokazałabyś się w tym rozciągniętym dresie, z całą pewnością poczułby się zniesmaczony. Powinnaś zawsze do końca dnia być ubrana elegancko i z klasą.
 - Daj spokój mamo, – Marek po raz kolejny brał żonę w obronę – nikt niezapowiedziany tutaj się nie zjawi, a ona ma dość eleganckich ciuchów, w których musi się męczyć cały dzień. Powrót do domu zawsze wiąże się z ubraniem czegoś niekrępującego i wygodnego. Ja zaraz też przebiorę się w swój ulubiony dres.
Ula nie odezwała się wcale. Poszła do kuchni i nastawiła express do kawy. Była zmęczona. Cały dzień podliczała budżet najnowszej kolekcji i nie miała już siły na utarczki słowne ze swoją teściową. Te jej wizyty kończyły się dość późno i wymuszały na Marku powinność odwiezienia matki do domu. Najchętniej uwaliłby się na kanapie z głową ułożoną na kolanach Uli, ale nie mógł pozwolić, by matka tłukła się do domu autobusem. Zawsze też w samochodzie musiał wysłuchać jaka to Ula jest nieporządna, jak źle układa bluzki i swetry na półkach, że nie kolorami, ale byle jak.
 - Po co w ogóle tam zaglądasz? To jej osobiste rzeczy. Byłabyś zadowolona gdyby ktoś obcy grzebał w twoich?
 - Jak to obcy? Jest przecież moją synową i chyba mam prawo…
 - Nie mamo. Nie masz – przerwał jej łagodnie. – To nasz dom i sami wiemy jak o niego zadbać. Nie musisz tego za nas robić i nie musisz też codziennie przyjeżdżać. Przecież nie masz już piętnastu lat i jestem pewien, że jazda autobusami na pewno cię męczy. Nie pomyślałaś, że ojciec siedzi sam jak palec w domu i też przydałoby mu się twoje towarzystwo?
 - Ojciec sobie poradzi synku. Jest przecież Zosia, a ja wam się tu lepiej przydam niż w domu.

Kilka tygodni po pokazie kolekcji wiosna-lato, kiedy było już wiadomo, że pokaz odniósł sukces Marek pokazał Uli foldery ze zdjęciami ośrodka, w którym mieli spędzić urlop.
 - Spójrz kochanie, czyż nie jest tam pięknie? Cisza, spokój, plaża i fale rozbijające się o brzeg. Wynająłem ładny apartament z widokiem na morze. Wreszcie odpoczniemy od tej harówy i może od mamy. Ostatnio stała się nieco nadopiekuńcza i trochę męcząca.
Ula nie skomentowała tego. Wzięła do ręki broszury i zaczęła je przeglądać.
 - Rzeczywiście okolica bardzo piękna. Jeszcze tylko musimy zamówić ładną pogodę i nic do szczęścia nie będzie nam brakować. Już się nie mogę doczekać tego wyjazdu. Jeszcze prawie trzy tygodnie.
Przyciągnął ją do siebie i zaczął namiętnie całować, gdy drzwi otworzyły się z rozmachem i wparowała przez nie Helena. Stanęła w progu widząc te karesy.
 - Dzień dobry kochani. Przepraszam, że tak wtargnęłam bez pukania, ale ciężkie mam torby i chciałam się z nich jak najszybciej uwolnić. Poza tym to chyba nie wypada okazywać sobie w biurze takich czułości. Powinniście świecić przykładem. Co pomyślą o tym pracownicy?
 - Nic nie pomyślą mamo, bo oni zanim wejdą zawsze pukają.
Helena zbyła to milczeniem. Postawiła siatki na szklanym stoliku i usiadła w fotelu.
 - Dzisiaj twoje ulubione polędwiczki cielęce synku. Zosia bardzo się postarała. Mam nadzieję, że i ty zjesz Uleńko?
 - Nie…, nie… Ja bardzo dziękuję. Nie jestem głodna.
 - W takim razie zjem z tobą synku – odkręciła termosy i zaczęła nakładać dania. Ula popatrzyła na Marka z żalem i bez słowa wyniosła się z gabinetu.
Helena podeszła do biurka i podała Markowi talerz i sztućce.
 - Proszę bardzo. Smacznego – zerknęła w bok i zauważyła leżące na biurku foldery. Wzięła jeden z nich i zaczęła przeglądać.
 - Już wybraliście miejsce odpoczynku?
 - Tak. Już zabukowałem apartament w tym pięknym hotelu. Za trzy tygodnie wyjeżdżamy.
 - Ładne miejsce. Plaża zadbana i tyle zieleni wokół. Szykuje się wam udany urlop.
 - Też powinniście gdzieś wyjechać z ojcem. Nigdzie ostatnio nie byliście. Ty potrzebujesz odpoczynku, a i ojciec na pewno ucieszy się z wyjazdu.
 - Masz rację. Pomyślę o tym i porozmawiam z Krzysztofem.

Wreszcie doczekali się tego urlopu. Ruszyli wczesnym rankiem. Chcieli dojechać w porze obiadowej. Pogoda im sprzyjała. Obejrzeli prognozę długoterminową dzień wcześniej i wiedzieli, że przez większość pobytu będzie świecić im słońce. Ula była w doskonałym humorze. Przynajmniej przez dwa tygodnie nie będzie musiała oglądać swojej teściowej i nie będzie doświadczać jej nachalności.
Trasę pokonali dość szybko. Skupili się wyłącznie na sobie i rozmawiali wyłącznie o sobie.
 - Przez te dwa tygodnie będziesz tylko moja – obiecywał Marek. – Będziemy się kochać do upadłego i będziemy korzystać ze wszystkich luksusów jakie oferuje hotel. Nie mam zamiaru oszczędzać i będę cię rozpieszczał do obrzydzenia.
Ona na te słowa uśmiechnęła się do niego cudnie i wyszeptała.
 - Już się nie mogę tego doczekać. Czasami tęskniłam za tobą, chociaż byłeś obok. Ten nadmiar pracy odbił się na naszej bliskości, ale nadrobimy to kochany.
Dojechali. Zameldowali się w hotelu i zabrali kartę magnetyczną do pokoju. Był bardzo elegancki i zrobił na nich wrażenie. Rozpakowali się szybko i zeszli do restauracji na obiad. Po nim postanowili pójść na długi spacer plażą. Objęci trzymając w rękach klapki, szli wolno wzdłuż brzegu mocząc stopy w słonej wodzie.
 - Pięknie tu jest. Mógłbym zostać tu na zawsze – Marek westchnął i mocniej przytulił Ulę. – Na drugi rok wykupię nam wczasy za granicą, na przykład w Hiszpanii albo w Portugalii. A może na greckich wyspach? Też są piękne.
 - Nigdy nie byłam za granicą – powiedziała cicho.
 - Dlatego trzeba to nadrobić i nadrobimy. Jak chcesz, to zimą wykupię turnus we włoskich Alpach. Byłem tam już raz i bardzo mi się podobało. Alpy są piękne, szczególnie zimą. Byłabyś zachwycona.
 - Do zimy jeszcze daleko, a my i tak mamy się czym zachwycać. Spójrz tam – pokazała ręką morze. – To chyba kutry rybackie. Ciekawie wyglądają. Pewnie wracają z połowu. Koniecznie musimy znaleźć tu jakąś dobrą wędzarnię. Kupilibyśmy przed wyjazdem do domu trochę wędzonych ryb. Na pewno są smaczniejsze niż te, które można kupić w Warszawie, bo świeże.
 - Mamy dużo czasu skarbie i na pewno rozejrzymy się za jakąś – zerknął na zegarek. – Wracajmy. Za chwilę zapadnie zmrok, a my musimy się jeszcze przebrać na kolację.
Dochodzili już do hotelu. Ula przestała obserwować morze i odwróciła twarz w drugą stronę. To, co zobaczyła niemal ścięło ją z nóg. Stanęła jak wmurowana sprawiając, że i Marek się zatrzymał.
 - Nie wierzę… Po prostu w to nie wierzę.
 - Ale w co? O co chodzi?
 - Spójrz tam – pokazała wyciągniętą dłonią. Podążył za jej wskazującym palcem i oniemiał. Na wprost nich szła uśmiechnięta od ucha do ucha Helena, a obok niej Krzysztof. Kiedy podeszli bliżej krzyknęła.
 - Ale niespodzianka! Witajcie kochani! – Zdumiony Krzysztof wybałuszył oczy.
 - A co wy tu robicie?
 - O to samo chcielibyśmy was zapytać. Kiedy mówiłem ci w gabinecie, że powinnaś wyjechać z ojcem na urlop nic nie wspomniałem, że macie pojechać w to samo miejsce, co my. Dlaczego to zrobiłaś mamo? Dlaczego załatwiłaś wam wczasy w tym samym ośrodku? My chcieliśmy być sami. Odpocząć od znajomych twarzy, a ty wykręcasz nam taki numer?
 - Wiedziałaś, że oni tu mają spędzić urlop? – spytał zbity z tropu Krzysztof. – Dlaczego mi nie powiedziałaś? Gdybym wiedział, nigdy bym się nie zgodził na ten wyjazd.
 - Myślałam, że się ucieszycie. Chciałam wam zrobić niespodziankę.
 - No to zrobiłaś. W życiu nie czułem się tak głupio jak teraz. Czy ty to robisz specjalnie? Opamiętaj się mamo! Ja mam już trzydzieści lat i nie jestem od dawna dzieckiem potrzebującym matczynej opieki. – Słysząc te słowa rozpłakała się.
 - Jesteś niewdzięcznikiem. Myślałam, że wspólny wyjazd dobrze nam zrobi, a ty mówisz, że niepotrzebnie przyjechaliśmy.
 - Nie jestem niewdzięczny mamo i naprawdę oboje doceniamy to, co dla nas robisz, ale i ty musisz nam dać trochę odetchnąć. W Warszawie nie mamy ani chwili dla siebie. Myślałem, że chociaż tu będziemy sami – powiedział z żalem.
 - Marek ma rację, a ty źle zrobiłaś, że mi nie powiedziałaś o ich pobycie tutaj. Prześpimy tę noc i jutro wymeldujemy się. Nie będziemy wam przeszkadzać. Pojedziemy wzdłuż wybrzeża i na pewno znajdziemy równie ładne miejsce. Nie płacz już. Wracamy do hotelu.
Rano zjedli jeszcze wspólne śniadanie, po nim Krzysztof poszedł ich wymeldować i załatwić zwrot pieniędzy za pobyt. Kiedy wszystkie formalności były już poza nim, zapakował bagaże do samochodu i podszedł do Marka i Uli.
 - No kochani, pożegnamy się. Jeszcze raz przepraszam was za tę wielce żenującą sytuację, ale nie miałem o niczym pojęcia. Odpoczywajcie i korzystajcie ze słońca. Do zobaczenia.
 - Dziękuję tato – Marek uścisnął mu dłoń, a Ula wylądowała w objęciach teścia. Helena nie była taka wylewna w stosunku do niej, za to syna mocno uściskała.
 - Jeszcze raz bardzo was przepraszam, ale myślałam, że robię dobrze. Dbaj o niego Uleńko. Do widzenia.
Kiedy samochód zniknął im z oczu, odetchnęli głęboko. Całe szczęście, że przynajmniej Krzysztof zachował zdrowy rozsądek i miał jeszcze jakiś wpływ na żonę.
 - To naprawdę było dziwne – Marek objął Ulę i ruszył plażą. – Przecież mama musiała załatwić ten pobyt poza jego plecami. Odnoszę wrażenie, że ona ostatnio zachowuje się irracjonalnie, bo o niczym go nie informuje. Odkąd pamiętam wszystkie tego typu sprawy ustalali wspólnie. Ten plan przyjazdu tutaj musiał zrodzić się w jej głowie, kiedy oglądała foldery. Nawet słówkiem nie pisnęła, że ma takie zamiary. Czasami naprawdę jej nie rozumiem.
 - Nie obraź się Marek, to twoja mama i nie chcę, żebyś tracił z nią kontakt, ale naprawdę nie zauważyłeś, że od czasu tego przeziębienia ona jest niemal każdego dnia w naszym domu? Nie zauważyłeś, że przez to, że ona zawsze jest obecna my nie mamy swojego życia, bo wszystko podporządkowane jest jej? Pod pozorem pomocy układa nam życie po swojemu. Ciągle mnie strofuje i poucza, chociaż stara się to robić w delikatny i uprzejmy sposób. Przecież nie jestem już dzieckiem i nie chcę żyć pod jej dyktando. Ma tę swoją fundację i z całą pewnością zaniedbała ją, bo swój czas poświęca nam. Kiedy wykupiłeś te wczasy naprawdę się ucieszyłam, że nie będę musiała jej oglądać przez te dwa tygodnie, a jednak nie pozwoliła o sobie zapomnieć. Uważam, że po powrocie powinieneś z nią porozmawiać i uświadomić jej, że zawsze jest u nas mile widziana, ale nie tak często. Raz w tygodniu zupełnie by wystarczył.
 - Wiesz Ula, ja myślę, że ona w jakiś sposób chce się czuć potrzebna i stąd jej poświęcenie, ale masz rację. Ona zdecydowanie za często składa nam wizyty i to się musi zmienić. Chyba powinienem zabrać jej klucze od naszego mieszkania. Pewnie będzie płakać i nazwie mnie kolejny raz niewdzięcznikiem, ale trudno. Po powrocie trzeba załatwić tę sprawę. Ja już dawno odciąłem pępowinę, ale ona najwyraźniej nie. Dziwne, że kiedy mieszkałem z Pauliną wcale się tak nie zachowywała i nie nachodziła nas każdego dnia. Nie mam pojęcia, co nią teraz kieruje.
 - Nie mówmy już o tym. Mieliśmy wypoczywać. W recepcji przyjmują zapisy na rejs statkiem. Zapiszemy się? Może być fajnie. Podobno to jakiś specjalny statek, który część dna ma przeszkloną i można obserwować ryby i inne stworzenia.
 - Zapiszemy. Zaliczymy wszystkie tutejsze atrakcje, to mogę ci obiecać.

Rzeczywiście po wyjeździe seniorów już nic nie zakłóciło im wypoczynku. Opalali się, kąpali w morzu, korzystali z hotelowego SPA. Nie było też nocy, podczas których nie kochaliby się aż do utraty zmysłów. Spełnił wszystko, co jej obiecał. Pod koniec pobytu zaopatrzyli się w sporą ilość wędzonych węgorzy, dorszy, szprotek i śledzi. Nie kupili tego wyłącznie dla siebie, ale dla Cieplaków i swoich przyjaciół – Violetty i Sebastiana.
Pobyt dobiegał końca. Trudno było im się rozstać z tym miejscem. Dopiero tutaj poczuli, że żyją i są ze sobą bardzo szczęśliwi. Wracali do Warszawy wypoczęci, opaleni i pełni energii. A jednak Ula gdzieś w tyle głowy poczuła obawy, że nawet po rozmowie z Markiem Dobrzańska nie odpuści i znowu zacznie ich nękać odwiedzinami.



ROZDZIAŁ 4


Seniorzy wrócili tego samego dnia co Ula i Marek. Helena przywitała się z Zosią i poprosiła ją o rozpakowanie bagaży. Sama wyszła na patio i wybrała numer do swojej przybranej córki.
 - Dzień dobry Helenko – usłyszała po chwili jej głos. – Już wróciliście? Pobyt się udał?
 - Witaj Paulinko. Wróciliśmy i bardzo chciałabym się z tobą zobaczyć. Może wpadniesz do nas jutro do południa?
 - Bardzo chętnie, bo jestem ciekawa nowin. W takim razie do jutra.

W niedzielny poranek Paulina pojawiła się na progu Dobrzańskich. Wylewnie przywitała się z obojgiem ściskając ich i całując.
 - Świetnie wyglądacie i tacy opaleni. Pogoda wam dopisywała, to widać.
 - A nie narzekaliśmy. Chodźmy może do ogrodu. Zosia zaraz przygotuje nam chłodną lemoniadę, chyba ze wolisz kawę.
 - Kawę chętnie, bo nie piłam jeszcze dzisiaj, ale i lemoniady się napiję.
Spacerowały po zadbanym ogrodzie seniorów rozkoszując się ładną pogodą i urokiem kwitnących tu kwiatów.
 - Nie udało mi się z tym wspólnym pobytem Paulinko. Bardzo źle to przyjęli, szczególnie Marek, bo Ula nie odzywała się wcale, choć była bardzo zaskoczona naszą obecnością. Krzysztof wszystko zepsuł i na drugi dzień wyjechaliśmy z hotelu. Ale nie martw się. Krok po kroku zrealizuję mój plan. Ona już czuje się bardzo niepewnie widząc mnie każdego dnia u nich. Marek wprawdzie zawsze jej broni, gdy próbuję mu uświadomić, że jego żona nie jest taka, jak początkowo sądził, ale myślę, że to już długo nie potrwa i zmieni o niej zdanie, a wtedy do rozwodu już tylko krok. Potrzebuję mocnego dowodu i w przyszłym tygodniu mam zamiar wynająć detektywa, żeby ją śledził. Nie wierzę, że jest tak kryształowo uczciwa wobec Marka.
 - Ja też w to nie wierzę. „Dajcie mi człowieka, a znajdzie się paragraf”. Na pewno zdobędziesz mocne dowody przeciwko niej. Dziękuję ci Helenko, że nie zrezygnowałaś i dalej mnie tak wspierasz. Mam nadzieję, że w końcu Markowi otworzą się oczy i wróci do mnie.
 - Też mam taką nadzieję kochanie.

Zbliżał się pokaz kolekcji jesienno-zimowej. Znowu urabiali się po łokcie, żeby zamknąć budżet. Ula starannie zliczała wszystkie pozycje. W końcu wydrukowała całość i poszła do gabinetu Marka. Nie był sam. Helena starym zwyczajem przynosiła codziennie obiady i jadła je razem z nim. Kiedy Ula weszła do środka właśnie konsumowali drugie danie.
 - Marek przyniosłam ci budżet. Jest sprawdzony. Musisz tylko podpisać. Kopię dla Alexa również.
Odłożył sztućce i odebrał od niej dokumenty.
 - Nie powinnaś mu zawracać głowy Uleńko, kiedy je obiad. Przecież później też można załatwić takie rzeczy, prawda?
Nie miała siły, żeby jej odpowiedzieć na tę złośliwość, bo zakręciło jej się w głowie. Uczepiła się biurka Marka usiłując zapanować nad tą karuzelą. Poczuła jak uginają się pod nią kolana i osunęła się na podłogę. Marek zareagował błyskawicznie. Podbiegł do niej i wziąwszy ją na ręce ułożył na kanapie. Zaczął klepać ją delikatnie po policzkach.
 - Ula, kochanie, ocknij się. Ula? – rozpiął jej kilka guzików pod szyją i zapięcie od biustonosza, żeby mogła swobodniej oddychać.
 - Viola! – wrzasnął i kiedy pojawiła się w drzwiach rzucił. – Przynieś kilka kostek lodu w ręczniku. Szybko. – Uwinęła się raz, dwa i już po chwili wbiegła podając mu zgrabnie zawinięty frotowy wałek. Umieścił go na karku żony i ponownie poklepał ją po policzku. Odetchnęła głęboko i otworzyła oczy napotykając zatroskane spojrzenie męża.
 - Co się stało? – zapytała słabym głosem.
 - Zemdlałaś skarbie. Nie ruszaj się, bo znowu zakręci ci się w głowie. Ułożę ci wyżej nogi – podsunął pod nie poduchę od kanapy.
 - Nie wiem co się dzieje. Już od jakiegoś czasu mam te zawroty głowy.
 - Dlaczego mi nic nie powiedziałaś? Przecież to nie jest normalne i trzeba to skonsultować z lekarzem.
 - Nie przesadzaj synku. To na pewno z przepracowania. Odpocznie trochę i będzie wszystko w porządku.
 - Nie mamo. Ja tego tak nie zostawię. Muszę mieć całkowitą pewność, że Ula jest zdrowa. Takie domysły nie zawsze się potwierdzają, a nikt z nas nie jest lekarzem. Viola, zadzwoń proszę do tej prywatnej przychodni, do której chodzę i spróbuj umówić na dzisiaj wizytę. Szkoda tracić czas. Przynajmniej zbadają cię i powiedzą co ci jest.
 - To naprawdę niepotrzebne Marek. Mama ma rację, że to z przepracowania.
 - Ja będę miał tę pewność po badaniach. Idź i zadzwoń Viola.
Violetta nie traciła czasu. Już od kilku dni Ula wydawała jej się jakaś przygaszona i blada, ale i ona składała to na karb przepracowania. Po wybraniu numeru przychodni rozmawiała chwilę i z dobrymi wieściami poszła do Marka.
 - Marek, załatwiłam. Wizyta dzisiaj o czternastej trzydzieści.
 - Dzięki Viola – zerknął na zegarek. – Za godzinę wychodzimy. Mam nadzieję, że do tego czasu poczujesz się silniejsza.

W przychodni pobrano jej krew. Wprawdzie powinni byli zrobić to rano, kiedy była na czczo, ale powiedziała im, że jest tylko o kawie i nic treściwszego dzisiaj w ustach nie miała. W czasie oczekiwania na wyniki lekarz osłuchał ją dokładnie i wypytał o kilka rzeczy.
 - Zdarzały się już pani takie omdlenia?
 - Omdlenia nie, ale od kilku dni odczuwam zawroty głowy i nie mam kompletnie apetytu, bo odrzuca mnie na sam widok jedzenia.
 - Rozumiem…, a kiedy miała pani ostatnią miesiączkę?
Zaskoczył ją tym pytaniem. Dlaczego ona sama o tym nie pomyślała?
 - Nie pamiętam, ale chyba dawno…
 - Wie pani, że to może oznaczać ciążę? Zaraz to sprawdzimy. Proszę przejść do pokoju obok. Urzęduje tam ginekolog i zrobi pani USG.
Ginekolog kazał jej się położyć się na kozetce i podciągnąć bluzkę. Włączył urządzenie i rozprowadził jej na brzuchu chłodny żel. Przytknął głowicę ultrasonograficzną i zaczął nią wodzić w okolicy podbrzusza uważnie wpatrując się w obraz na monitorze.
 - No i jest… To siódmy tydzień. To dlatego te zawroty głowy. Wkrótce będzie pani też odczuwać poranne mdłości. Zaraz ustalimy terminy kolejnych wizyt i ewentualną dietę. Za chwilę powinny być już wyniki badania krwi – spojrzał na twarz Uli i podał jej płat ligniny. – Jakoś mało entuzjazmu pani wykazuje. To zła wiadomość?
 - To bardzo, bardzo dobra wiadomość, a ja jestem niezwykle mile zaskoczona. Dziękuję panu doktorze. – Uśmiechnął się do niej z sympatią.
 - Nie ma za co. Proszę na siebie uważać i o siebie dbać.
Wyszła z gabinetu nieco oszołomiona, ale szczęśliwa. Podeszła do Marka i przytuliła się do niego mocno.
 - I co kochanie? Wiesz już co ci dolega? – Uśmiechnęła się do niego promiennie.
 - Będziemy mieli dziecko. Jestem w siódmym tygodniu ciąży.
Gdyby nie obecność na korytarzu innych pacjentów, porwałby ją w ramiona i całował do utraty tchu. Przytulił ją mocno do siebie i przylgnął do jej ust.
 - Jestem taki szczęśliwy Ula. Aż wierzyć mi się w to nie chce. Będziemy mieli dziecko, czyż to nie wspaniała wiadomość? Koniecznie musimy powiedzieć o tym tacie Cieplakowi i dzieciakom, a także moim rodzicom. Na pewno wszyscy się ucieszą. Masz jeszcze coś do załatwienia, czy możemy wracać?
 - Możemy wracać. Następną wizytę mam za dwa tygodnie – wyciągnęła zdjęcie z USG. – Spójrz, ta czarna, maleńka plamka to nasze dziecko. – Zalśniły mu w oczach łzy.
 - To będzie najpiękniejsze i najszczęśliwsze dziecko na świecie skarbie. Oboje zadbamy, żeby tak było.

Marek był w euforii. Wiadomość o ciąży dodała mu skrzydeł. Po wyjściu z przychodni pojechali do Rysiowa podzielić się z rodziną Uli tymi radosnymi wieściami. Tam wreszcie Ula zjadła solidny obiad. Prosto z Rysiowa podjechali pod dom Dobrzańskich. Helena nieco się zdziwiła tą wizytą, ale jak zawsze przybrała pozę niezwykle dobrej i uczynnej teściowej. Kiedy usiedli już w salonie Marek z uśmiechem na ustach poinformował ich, że zostaną dziadkami. Krzysztof od razu porwał Ulę w ramiona mówiąc.
 - Bardzo się cieszę kochani. Bardzo. To wspaniała wiadomość, prawda Helenko? Już od dawna marzyliśmy o wnukach.
Helena jak zwykle mniej wylewna od męża pytała.
 - To dlatego zemdlałaś?
 - Tak, dlatego – odpowiedział za Ulę Marek. – Uli zrobili wszystkie badania i od teraz jest już pod stałą kontrolą ginekologiczną. Lekarz zalecił dobre, zdrowe odżywianie i dużo witamin, a ja dopilnuję, żeby przestrzegała wszystkich zasad. Nawet nie wiecie jak bardzo się cieszę i jak bardzo jestem szczęśliwy. Będę dumnym tatą, dacie wiarę? – spojrzał na matkę, która jakby nie podzielała tego entuzjazmu. - Nie cieszysz się mamo? Nie tak dawno zarzucałaś mi, że jeszcze nie pojawił się nasz potomek.
 - Oczywiście, że się cieszę. Ja też będę dumną babcią.

O tym fakcie nie omieszkała powiadomić Pauliny.
 - Marek szaleje ze szczęścia. To trochę krzyżuje nam plany. To wszystko przez ten pobyt nad morzem. Za dużo mieli czasu dla siebie, ale stało się. Oczywiście nie mam zamiaru narażać zdrowia i życia mojego przyszłego wnuka, czy wnuczki. To dziecko musi się urodzić całe i zdrowe, dlatego i Uli nie będę na nic narażać. Wręcz przeciwnie. Zadbam o nią jeszcze bardziej. – Usłyszała chichot Pauliny po drugiej stronie słuchawki.
 - A słyszałaś Helenko, że z miłości można zagłaskać kota na śmierć?
 - Słyszałam i na pewno nie posunę się do żadnych drastycznych środków. Detektywa już wynajęłam jakiś czas temu i jestem pewna, że on coś na nią znajdzie. Coś, co wzbudzi poważne wątpliwości w Marku i zachwieje jego zaufaniem do żony.

Czas płynął, a wraz z jego upływem brzuch Uli robił się coraz większy. Helena zintensyfikowała wysiłki, żeby swojej synowej „uchylić nieba”. Ula nie znosiła tej ciąży dobrze. Po okresie porannych mdłości, który wykończył ją zupełnie, nastąpił okres dziwnych kolek i opuchlizny. Nie potrafiła już wysiedzieć w pracy przez osiem godzin i Marek zadecydował, że bezpieczniej będzie, jak do rozwiązania posiedzi w domu.
 - Będę musiał jakoś poradzić sobie bez ciebie kochanie, ale nie jestem ślepy i widzę, jak ci ciężko. Nie chcę narażać cię na żaden dyskomfort. Przecież gdyby się coś działo, to zawsze możesz do mnie zadzwonić. Poza tym jest przecież mama i jeśli kiedyś mi to trochę przeszkadzało, to teraz chyba dobrze, że będzie cię miała na oku i nie pozwoli ci się przemęczać.
Tak naprawdę to miała po dziurki w nosie swojej teściowej i jej fałszywej chęci pomocy. Rzeczywiście nie pozwalała jej nic w domu robić, ale w zamian wyżywała się na niej za jakieś wyimaginowane zaniedbania i błędy. Kilka razy ostentacyjnie wyrzuciła do kosza obiad ugotowany przez Ulę twierdząc, że Marek nie będzie tego jadł, bo jest przyzwyczajony do innej kuchni.
 - Myślałam, że dobrze już poznałaś jego gust i upodobania. Aż dziwne, że nie wiesz, że on nie cierpi brukselki.
 - Nieprawda – protestowała słabo. – Wielokrotnie jadł ją przyrządzoną przeze mnie i nie narzekał.
 - To pewnie dlatego, żeby nie robić ci przykrości kochanie. Znam swojego syna i wierz mi, że od dziecka nie znosi zieleniny.
Nie chciała się z nią kłócić. Sama obecność Heleny w ich domu działała na nią jak płachta na byka. Odnosiła wrażenie, że Dobrzańska, gdyby tylko miała taką możliwość, zamieszkałaby z nimi.

Dwa dni przed terminem rozwiązania Marek zawiózł ją do szpitala. Nie chciała dopuścić do sytuacji, że nagle dostałaby bóli porodowych, a w domu byłaby jedynie z teściową. Marek wziął sobie kilka dni urlopu i nie odstępował Uli na krok. Na jej wyraźne życzenie zabronił matce przyjeżdżać do szpitala. Ula potrzebowała teraz spokoju i czasu, żeby psychicznie przygotować się do porodu.
Dzień po wyznaczonym przez ginekologa prowadzącego jej ciążę terminie, Ula dostała bóli. Odeszły jej wody i natychmiast przewieziono ją do sali porodowej. Nie chciała, żeby Marek towarzyszył jej przy porodzie.
 - To nie będzie miły widok kochanie i boję się, że mógłbyś tego nie wytrzymać. Poza tym nie wiadomo jak długo to potrwa. Najlepiej będzie jak poczekasz przed salą porodową. Ja przecież będę mieć świadomość twojej obecności i postaram się ze wszystkich sił, żeby nasze maleństwo jak najszybciej przyszło na świat.
Zrobił tak jak sobie życzyła. Usiadł obok drzwi sali, w której miała rodzić i czekał na pierwszy krzyk swojego dziecka.



ROZDZIAŁ 5


Siedział przed tą salą już blisko pięć godzin. Nie słyszał Uli krzyku, a przecież musiało ją boleć jak diabli. Dochodziły do niego jedynie strzępy słów wypowiadane przez położnika „proszę teraz przeć”. Modlił się, żeby to jak najprędzej się skończyło. Wreszcie usłyszał ciche kwilenie noworodka i podniósł się z krzesła. Po kolejnych dwudziestu minutach otworzyły się drzwi, przez które wytoczyła się pokaźnych rozmiarów pielęgniarka. Obrzuciła go zmęczonym spojrzeniem i spytała.
 - To pan jest Dobrzański?
 - Tak, to ja – jego ogromne szaro stalowe oczy z napięciem wpatrywały się w kobietę.
 - Z żoną wszystko w porządku. Za jakieś pół godzinki będzie się pan mógł z nią zobaczyć. I gratuluję. Ma pan śliczną córeczkę. Jest zdrowa i bez żadnych obciążeń genetycznych. Pięćdziesiąt trzy centymetry wzrostu i trzy kilo trzysta gram wagi. Typowy noworodek. Proszę przejść do sali numer dwieście dwa. Tam przywieziemy żonę i dziecko.
 - Bardzo pani dziękuję za te informacje – powiedział drżącym głosem i ruszył pod wskazaną salę. Ma więc córeczkę. Chyba podświadomie właśnie tego pragnął, żeby Ula urodziła mu śliczną, małą Dorotkę. Zresztą, gdyby nawet urodził się chłopiec, kochałby to dziecko równie mocno. Już wcześniej uzgodnili imiona i dla córki i dla syna. Tak na wszelki wypadek, bo do końca nie chcieli znać płci dziecka.
Usłyszał turkot kółek szpitalnego, mobilnego łóżka i już po chwili całował usta swojej żony. Z błyszczącymi od łez oczami dziękował jej za ten cud, którym go obdarzyła. Była zmęczona, ale bardzo szczęśliwa.
 - Ona jest zupełnie podobna do ciebie. Położyli mi ją na piersi. Jest śliczna i ma dużo czarnych włosków. Zaraz mają ją przywieźć, to sam zobaczysz.
Pielęgniarki ustawiły łóżko pod ścianą i zablokowały kółka. Po chwili weszła kolejna pchając przed sobą małe łóżeczko, w którym leżało spokojnie ich największe szczęście. Kiedy zostali sami podniósł ten maleńki, opatulony kocykiem skarb i ostrożnie umieścił go na rękach Uli. Delikatnie odwinęła dziecko i uśmiechnęła się uszczęśliwiona do Marka.
 - Spójrz kochanie. Wygląda na to, że urodę odziedziczyła po tobie. Nawet te dwa dołeczki w policzkach. Będzie śliczną dziewczynką – ponownie zawinęła małą w kocyk i podała Markowi, żeby umieścił ją w łóżeczku. - Jestem taka zmęczona. Poród to bardzo wyczerpująca czynność.
 - Zaraz pozwolę ci odpocząć skarbie. Przyjadę jutro. Jutro też zajmę się urządzaniem pokoju dla Dorotki. Kupię wszystko, co będzie potrzebne, żebyś już ty nie musiała się o to martwić. Jestem szczęśliwy kotku. Zaraz zadzwonię do twojego taty i do swoich rodziców. Powiadomię też Sebastiana i Violę. Mocno trzymali za ciebie kciuki i też nie mogą się doczekać wieści ode mnie – ucałował ją czule. – A teraz odpoczywaj. Do jutra kochanie.
Jak na skrzydłach wybiegł ze szpitala. Zadzwonił do swojego teścia informując go, że został szczęśliwym dziadkiem małej Dorotki. Zadzwonił do swoich przyjaciół, którzy pogratulowali mu szczerze i prosili przekazać Uli pozdrowienia. Potem wsiadł do swojego Lexusa i udał się do rodziców. Czekali na niego. Z entuzjazmem opowiadał im o swojej córeczce.
 - Spójrzcie, zrobiłem jej zdjęcie. Ula twierdzi, że będzie podobna do mnie, bo ma ciemne włoski i dołeczki w policzkach. Jutro wyruszam na zakupy. Będę urządzał dla niej pokoik. Chcę, żeby w dniu powrotu Uli do domu wszystko było już gotowe.
 - Ja pojadę z tobą synku. Pomogę ci –zadeklarowała się Helena. – Pewnie zapomnisz o wielu rzeczach, a przecież ja doskonale wiem, co potrzebne takiemu maleństwu.
 - No dobrze, ale wcześniej muszę pojechać do szpitala. Obiecałem Uli, że jutro do południa u nich będę.
 - To się świetnie składa, bo ja też bardzo pragnę zobaczyć naszą wnuczkę. A może umówimy się przed szpitalem? Przyjechalibyśmy z tatą, a po wizycie pojadę z tobą na zakupy.
 - Niech i tak będzie. W takim razie czekam na was jutro o dziesiątej przed wejściem.

Właśnie skończyła karmić maleństwo, gdy przez drzwi wsunęła się cała rodzina Dobrzańskich. Westchnęła nieznacznie, choć prawdę mówiąc nie sądziła, że Helena odmówi sobie tej wizyty. Podeszli do niej. Krzysztof pogładził ją po włosach.
 - Piękny prezent zrobiłaś nam Uleńko. Dziękujemy. Ona jest taka śliczna i naprawdę podobna do Marka. – Helena pochyliła się nad dzieckiem.
 - Rzeczywiście, wykapany tata. Tylko kolor oczu ma po tobie Ula. Są błękitne, a nie szare jak u Marka.
 - I bardzo dobrze – odezwał się Marek. – Ula ma najpiękniejsze oczy na świecie. Nigdy u żadnej kobiety nie widziałem nawet w ułamku podobnych. Cieszę się, że nasza córka odziedziczyła je po niej. Wyrośnie na prawdziwą piękność, a ja jestem bardzo dumny, że ją mamy.
 - Dzwoniłeś do taty?
 - Dzwoniłem Ula zaraz po wyjściu ze szpitala. Bardzo się ucieszył. Słyszałem też pisk dzieciaków. Kazał przekazać ci pozdrowienia i ucałować. Pytał kiedy będą mogli zobaczyć małą. Powiedziałem, że jak tylko wrócisz do domu to pojadę i przywiozę ich. Dzisiaj wybieramy się z mamą na zakupy i będziemy urządzać pokoik dla niej. Rozmawiałem też z Violą i Sebą. Zgodzili się zostać chrzestnymi naszej Iskierki. Obiecali, że kupią wózek. Nie protestowałem. Viola mówiła, że wybiorą jakiś ładny.
 - Podziękuj im w moim imieniu. Cieszę się, że to właśnie oni zostaną rodzicami chrzestnymi.
 - No kochani, chyba będziemy się zbierać – Helena podniosła się z krzesła. – Dużo spraw mamy do załatwienia dzisiaj.
 - Tak, to prawda – Marek pochylił się nad córeczką całując ją w czółko. Potem ucałował Ulę. – Przyjadę jutro i być może jutro dowiem się też, kiedy będą cię mogli wypisać. Bardzo chciałbym mieć was już w domu. Trzymaj się skarbie i dochodź do siebie. Do zobaczenia.

Helena usadowiła się w samochodzie Marka i zapięła pas.
 - Jakaś milcząca jesteś dzisiaj. O co chodzi?
 - O nic. To ładna dziewczynka Marek. Szkoda tylko, że nie ma twojego koloru oczu. Wtedy byłaby twoją wierną kopią.
 - Nie żartuj. To dziecko jest cudowną mieszanką nas obojga, a ja bardzo się cieszę, że tak właśnie jest. Jedziemy – wolno wyprowadził samochód ze szpitalnego parkingu i skierował się w stronę galerii handlowych.

Dzięki pomocy Heleny i Krzysztofa udało mu się poskładać komodę, w której umieścili stosy pampersów i mnóstwo ubranek dla małej. W pokoju stanęło też łóżeczko i przewijak. Wszystko w białych i różowych kolorach. Następnego dnia zapytał lekarza prowadzącego, kiedy może wypisać jego żonę i córkę ze szpitala.
 - Już jutro panie Dobrzański. Dziecko jest zdrowe i matka również. Jutro o jedenastej może pan zabrać dziewczyny do domu. - Podziękował lekarzowi i pobiegł do Uli. Ucałował swoje dwa skarby informując żonę, że jutro wracają do domu.
 - Wszystko już czeka na przyjęcie naszej małej księżniczki. Ma śliczny pokoik, a w nim wszystko, co niezbędne takiemu berbeciowi. Myślę kochanie, że w niedzielę pojadę do Rysiowa i przywiozę twoją rodzinkę. Zamówię dobry catering i ciasto. Nie będziesz stała przy garach. Seba z Violą też bardzo chcą zobaczyć maleństwo.

Następnego dnia wyprowadził swoją żonę ze szpitala z dumą dzierżąc w dłoni nosidełko z ich skarbem. Pod blokiem pomógł Uli wysiąść z auta. Wjechali na dwunaste piętro, ale zanim Marek zdołał wyciągnąć klucze, drzwi otworzyły się i stanęła w nich Helena. Zdumiony spojrzał na nią.
 - A co ty tu robisz? Chyba nie umawialiśmy się na dzisiaj?
 - No nie umawialiśmy się, ale pomyślałam, że być może pomogę Uli. Na pewno jeszcze nie czuje się na tyle silna, żeby zaopiekować się małą.
 - Ja czuję się bardzo dobrze i naprawdę nie musisz mi pomagać w opiece nad dzieckiem. Sama wychowałam od niemowlęcia Beatkę i wiem, jak postępuje się z oseskami – odezwała się cicho Ula. – Naprawdę już tak wiele dla nas zrobiłaś, że życia nam braknie, żeby ci się odwdzięczyć.
 - Nie przesadzaj moje dziecko. Przecież wiesz, że nie oczekuję od was żadnego rewanżu. Ale wchodźcie, wchodźcie. Musisz koniecznie zobaczyć jak urządziliśmy pokoik dla Dorotki. Jest taki słodki.
Uli bardzo się spodobał. Marek wybrał ładne, jasne mebelki i tak jak mówił, zaopatrzył małą we wszystkie potrzebne akcesoria.
 - Tu kochanie są pampersy, tu śpioszki, a tu kaftaniki. Jest też oliwka dla niemowląt i zasypka. Kupiłem też nawilżające chusteczki do wycierania pupy i krem ochronny. Mama wyparzyła butelki i smoczki.
 - To na razie nie będzie potrzebne Marek, bo karmię ją piersią i będę karmić dotąd, dokąd starczy mi pokarmu. Widzę, że i o przewijaku pamiętałeś. Naprawdę spisałeś się na medal.
 - Spisaliśmy się kochanie, bo rodzice byli bardzo pomocni.
 - No tak, przepraszam i dziękuję. Przewinę teraz małą i nakarmię ją.

W niedzielne, wczesne popołudnie Marek przywiózł teścia i rodzeństwo Uli. Przyszedł też Sebastian z Violettą. Wszyscy jak jeden mąż zachwycili się maleństwem i jednogłośnie orzekli, że mała jest łudząco podobna do ojca.
 - Za trzy miesiące ochrzcimy ją. To chyba odpowiedni wiek na chrzciny?
 - No pewnie – odezwał się Józef, ale niektórzy chrzczą nawet wtedy, kiedy dziecko skończy miesiąc. Nie ma się jednak co śpieszyć. Niech mała trochę podrośnie i okrzepnie.
Wesoło przebiegł ten dzień. Natomiast kolejny nie był już dla Uli taki wesoły. Marek poszedł do pracy, a w niedługi czas potem weszła do mieszkania jej teściowa. Na sam jej widok Ula poczuła rozdrażnienie i złość. Nie chciała jej tutaj. Chciała być tylko z córką, ale przecież Helena nie odpuściłaby sobie.
 -Skąd masz mamo klucz? Wydawało mi się, że Marek zabrał od ciebie ten zapasowy?
 - No zabrał, ale zanim to zrobił, dorobiłam sobie cały komplet – wyjaśniła z rozbrajającą szczerością. Podeszła do łóżeczka i przyjrzała się Dorotce.
 - Moja kochana wnusia. Jesteś taka śliczna. Nie jest za grubo ubrana? – spytała.
 - Nie mamo. W domu nie jest najcieplej. Zaufaj mi. Ja naprawdę wiem, jak postępować z takim małym dzieckiem.
 - Dobrze. To ty zajmij się małą, a ja zabiorę się za obiad. Podjadę jeszcze do firmy, to zawiozę Markowi.
Ula nie odpowiedziała już nic. Przewróciła tylko oczami i pomyślała, że do tej kobiety trzeba mieć anielską cierpliwość. Czasami odnosiła wrażenie, że do Heleny nic nie dociera. Przecież Marek odbył z nią poważną rozmowę, która niczego nie zmieniła. Helena klucze oddała, ale przezornie dorobiła sobie drugie. Bezustannie ich nachodziła, zaglądała do garnków i w każdy kąt. Ciągle też wszystko krytykowała i we wszystko się wtrącała. Za wszelką cenę usiłowała ustawić im życie według własnych schematów. Momentami Ula była już na granicy wytrzymałości. Miała ochotę podejść, złapać ją za kark i wyrzucić raz na zawsze z ich życia. Nie odważyła się nigdy tylko ze względu na Marka.

Dorotka została ochrzczona. To była bardzo kameralna uroczystość, na którą przybyli tylko rodzice chrzestni, Dobrzańscy i Cieplakowie. Helena nadal była obecna w ich życiu. Pod tym względem nic się nie zmieniło. Żeby choć przez kilka godzin jej nie oglądać Ula ubierała małą i wychodziła z nią na spacer. Niedaleko od osiedla usytuowany był ładny, całkiem spory park. Tam wreszcie mogła uspokoić myśli i odetchnąć od wiecznych połajanek swojej teściowej. Na jednym z takich spacerów spotkała swojego kolegę ze szkoły średniej. Ucieszyła się, bo nie widziała go od czasu matury. Uściskali się serdecznie i przysiedli na ławce.
 - I co porabiasz Damian? Ożeniłeś się?
 - Ożeniłem Ula. Mam fajną żonę i trzyletniego synka. Prawdziwy rozrabiaka, ale kocham go nad życie. Jak widzę – wskazał na wózek – ty też nie próżnujesz. To chłopiec?
 - Nie, dziewczynka. Dorotka. Ma cztery miesiące.
 - Zawsze przychodzisz tu na spacer?
 - Przeważnie. Mieszkam tu niedaleko, a park jest ładny. Co porabiałeś po maturze?
 - Skończyłem weterynarię, a ty?
 - SGH. Ekonomia i zarządzanie.
Na takich rozmowach przebiegło to pierwsze spotkanie. Od tego czasu widywali się dość często. Damian miał w pobliżu własną praktykę i często skracał sobie drogę idąc przez park.
Któregoś dnia Marek wrócił z pracy bardzo poruszony. Ze smutkiem spojrzał na Ulę. Zaniepokoiła się.
 - Jakiś dziwny dzisiaj jesteś. Stało się coś? Coś w firmie?
 - Nie Ula. Z firmą wszystko w porządku. Chciałbym się dowiedzieć co to za facet, z którym spotykasz się potajemnie w parku? Nigdy nie sądziłem, że nasza miłość może być wystawiona na taką próbę. Nigdy nie przypuszczałem, że mogłabyś mnie zdradzić.
Jej błękitne, ogromne, zszokowane oczy wpatrywały się w jego twarz. W końcu wykrztusiła z siebie.
 - Marek, o czym ty mówisz?



ROZDZIAŁ 6
ostatni


 - Ula nie kłam, proszę cię. Powiedz mi tylko, czy dlatego spotykasz się z tym człowiekiem, bo przestałaś mnie kochać?
 - Jak możesz tak w ogóle mówić? Przecież ja kocham cię całym sercem. Nigdy z nikim nie mogłabym cię zdradzić. To jakieś cholerne nieporozumienie.
 - Chciałbym, żeby tak było, ale dowody twojej zdrady są bezsporne. - Przełknęła nerwowo ślinę i przetarła gromadzące się w oczach łzy.
 - O jakich dowodach mówisz?
Sięgnął do teczki i wyjął z niej żółtą, dużą kopertę. Z niej wyciągnął plik zdjęć i rzucił je na ławę.
 - Proszę. Obejrzyj sobie.
Drżącymi dłońmi przekładała zdjęcie za zdjęciem. Na każdym Damian całował ją w policzek. To było uchwycone w momentach, w których się witali lub żegnali.
 - Skąd masz te zdjęcia?
 - A więc to jednak prawda?
 - Nie Marek. To nie jest prawda. Ten człowiek nazywa się Damian Berg i jest moim kolegą ze szkoły średniej. Jest też żonaty i ma trzyletniego syna. Spotkaliśmy się zupełnie przypadkowo po latach. W pobliżu parku ma własną klinikę weterynaryjną. Park, to jedynie skrót, żeby mógł szybciej dotrzeć do pracy. Nic kompletnie mnie z nim nie łączy. Chodzę tam na spacery z Dorotką i czasem go spotykam. Całuje mnie w policzek na przywitanie i pożegnanie. To nie jest karalne i całkowicie normalne między przyjaciółmi, czy kolegami. – Marek z powątpiewaniem spojrzał na nią. – Marek, przecież dobrze wiesz, że nigdy w życiu cię nie okłamałam i nigdy bym tego nie zrobiła. Przysięgam ci, że nigdy cię nie zdradziłam i nie zdradzam.
 - Ciężko mi w to uwierzyć Ula. Te zdjęcia mówią coś zupełnie przeciwnego.
 - Nie wierzysz mi? – jej twarz zalewały już potoki łez.
 - Przykro mi, ale nie.
Była zdruzgotana. Jak miała się bronić przed tymi oszczerstwami i kto był na tyle podły, żeby zrobić jej te zdjęcia i w tak paskudny sposób ją oczernić przed własnym mężem?
Marek zamknął się u nich w sypialni i runął na łóżko gapiąc się w sufit. Przypomniał sobie matkę, która jak wściekła Furia wtargnęła do jego gabinetu i wytrząsnęła na biurko wszystkie zdjęcia z koperty.
 - Myślałeś, że masz idealną żonę? To spójrz jak ona się prowadza i z kim. Przeczuwałam, że ona coś kręci. Wynajęłam detektywa i oto masz skutek jego działań. Bezczelnie cię zdradza i to w dodatku mając dziecko u boku. Co za perfidna wywłoka.
Jak oniemiały wpatrywał się w te zdjęcia. Nie mógł uwierzyć, że Ula, jego Ula mogłaby dopuścić się zdrady. Każda jedna, ale nie ona. Ileż razy zapewniała go, że jest miłością jej życia. Nie zastanawiał się wówczas, dlaczego matka postanowiła wynająć detektywa. Najważniejsze były dowody zdrady, które zdobył.
Usłyszał skrzypienie drzwi i spojrzał w ich stronę. Weszła Ula i przysiadła na skraju łóżka.
 - Chciałam się tylko dowiedzieć, skąd masz te zdjęcia. Tyle chyba możesz mi powiedzieć, prawda?
 - Mama wynajęła detektywa, bo już od dawna podejrzewała, że mnie zdradzasz. To on zrobił te zdjęcia.
 - Rozumiem. A ty jej uwierzyłeś.
 - Ula, ja nie mam powodu, żeby nie wierzyć własnej matce.
 - No dobrze. To teraz ja coś ci powiem. Od kiedy się pobraliśmy twoja matka jest bezustannie obecna w naszym życiu. Jest nachalna. Narzuca się i wtrąca do wszystkiego tak, jakby chciała mieć kontrolę nad naszym życiem. Bez przerwy mnie strofuje i poucza. Grzebie w moich osobistych rzeczach. Wyrzuca obiady przygotowane przeze mnie do kosza twierdząc, że nie będziesz ich jadł, bo jesteś przyzwyczajony do innej, bardziej wyrafinowanej kuchni, niż ta moja, prosta i wiejska. Tak właśnie ją określa. Nie daje nam odetchnąć, bo ciągle tutaj jest. Zabrałeś jej zapasowe klucze, ale ona przezornie dorobiła cały komplet i nadal nachodzi mnie jak tylko odjedziesz z parkingu. Daje mi cudowne rady jak mam wychowywać własne dziecko. To jakiś koszmar Marek. Ja nie potrafię tak żyć. Jeśli jeszcze sobie tego nie uświadomiłeś to wiedz, że my nie funkcjonujemy jak typowe małżeństwo. My żyjemy w trójkącie. Różnica jest tylko taka, że tą trzecią osobą nie jest mój potencjalny kochanek, czy twoja potencjalna kochanka. Trzecią osobą jest twoja matka. To chory układ i ja z takiego układu się wypisuję. Troje to już tłum i jedno z tej trójki musi odejść. Milczałam do tej pory, bo nie chciałam, żebyś przeze mnie poróżnił się z matką, ale ona przesadziła Marek posądzając mnie o coś takiego. I jeśli ty nie wierzysz mnie tylko jej, to nic tu po mnie. Jeszcze dzisiaj spakuję swoje rzeczy i wyprowadzę się. Wreszcie będzie szczęśliwa, bo będzie miała cię wyłącznie dla siebie.
Milczał. Nadal był zbulwersowany tymi zdjęciami i nadal nie wierzył temu, co mówiła o jego matce. Przez chwilę czekała jeszcze na jego reakcję, ale widząc, że się nie kwapi i że nic jej już nie powie, wyszła z sypialni. Spakowała trochę swoich rzeczy i małej. Ubrała ją i ułożyła w wózku. Po cichu wyszła z domu zamykając za sobą drzwi.
Nie słyszał jak wychodziła. W pewnym momencie ta dzwoniąca w uszach cisza wydała mu się mocno podejrzana. Wyszedł z sypialni i najpierw skierował się do pokoju córki. Jej łóżeczko było puste. Przeszedł do garderoby. Nie było w niej połowy rzeczy należących do jego żony. Ukrył w dłoniach twarz. Tak oto dobiegło kresu jego szczęście.
Wieczorem rozdzwonił się jego telefon. Sądził, że to Ula dzwoni i odebrał nie patrząc nawet na wyświetlacz. Usłyszał głos swojej matki.
 - Witaj synku. Rozmawiałeś z Ulą?
 - Rozmawiałem. Pokazałem jej te zdjęcia, ale ona do niczego się nie przyznaje. Twierdzi, że ten człowiek, to jej kolega z liceum, z którym nie widziała się od ukończenia szkoły. Przysięga, że nigdy z nikim mnie nie zdradziła. – Helena parsknęła śmiechem.
 - To najgłupsza wymówka jaką w życiu słyszałam. I ty jej wierzysz?
 - Ja już nie wiem w co wierzyć mamo. Ula wyprowadziła się. Zabrała Dorotkę i wyszła z domu.
 - Nie martw się synku. Poradzisz sobie, a ja ci pomogę. Znam dobrych prawników. Oni zrobią wszystko, żeby pozbawić ją praw rodzicielskich. Ani się obejrzysz jak mała znowu będzie z tobą.
 - Mamo, o czym ty mówisz?
 - Nie przejmuj się. Zaufaj mi, a ja wszystko załatwię.

Już od tygodnia nie potrafił funkcjonować normalnie. Od kiedy odeszła Ula z dzieckiem przychodził po pracy do domu i tłukł się po nim jak potępieniec. Ciągle wracał myślami do tego, co mu mówiła zanim opuściła dom. Zaczynał mieć wątpliwości co do szczerych intencji matki. To nietypowe zachowanie, potem to nagłe pojawienie się jej nad morzem wskazywało na jakieś celowe działanie. Teraz, gdy nad tym myślał przyznawał Uli rację, że nie było dnia poza sobotami i niedzielami, żeby ona u nich nie przebywała. Ciągle była i to w dodatku przez cały dzień. Najpierw pojawiała się w domu, szykowała obiad i przynosiła mu go do firmy. Potem znowu jechała na Sienną. Pokręcił głową z niedowierzaniem. Jak mógł tego nie zauważyć? Tu musiał zgodzić się z Ulą. To był klasyczny trójkąt a nie małżeństwo. Jego matka weszła w ich życie z wielkimi buciorami i nie zamierzała się z niego wyprowadzić.

Siedział u Pshemko. Omawiali nową kolekcję. Mistrz podsunął mu projekty i katalog z materiałami.
 - Materie już wybrałem. Tu masz specyfikację. Mam nadzieję, że szybko zamówisz?
 - Zamówię jak najszybciej. Nie mamy zbyt wiele czasu. Projekty jak zwykle genialne. Jesteś wielki Pshemko.
Wyszedł z pracowni i ruszył korytarzem do swojego gabinetu. Mijając pomieszczenie socjalne zatrzymał się, bo usłyszał rozmowę. Rozpoznał głos swojej matki i Pauliny.
 - Co słychać Helenko? Masz jakieś wieści? – Marek nastawił uszu i przezornie włączył w telefonie funkcję dyktafonu.
 - Mam bardzo dobre wieści kochanie. Mówiłam ci, że wynajęcie tego detektywa będzie strzałem w dziesiątkę. Przez tyle miesięcy nic na nią nie miał. Wreszcie udało mu się zrobić kilka zdjęć, jak wita się z jakimś facetem, a on całuje ją w policzek. Okazało się wprawdzie, że to jakiś jej dawny kolega ze szkoły, ale przecież nie będziemy drobiazgowi. Najważniejsze, że Marek uwierzył w jej zdradę, a ona wyprowadziła się z domu i nie mieszka już z nim. Zabrała ze sobą dziecko, ale i je odzyskamy. Teraz, kiedy wreszcie zrozumiał, że ta prostaczka zawiodła jego zaufanie nie będzie miał wątpliwości, kto życzy mu najlepiej. Ani się obejrzysz jak przyjdzie do ciebie i będzie cię błagał o wybaczenie. Potem tylko szybki rozwód i możecie śmiało się pobierać. Macie moje błogosławieństwo.
Stał jak oczadziały nie mogąc uwierzyć w to, co wypłynęło z ust jego rodzonej matki. Ula miała rację. Ta jej wielka chęć pomocy i służenia nią na każdym kroku była tylko przykrywką dla jej podłych intencji. Cicho przeszedł do swojego gabinetu. Rozpiął guzik koszuli i poluzował krawat, bo czuł, że się dusi. Wypił duszkiem szklankę wody. Musiał stąd natychmiast wyjść. Za chwilę pewnie pojawi się tu Helena, a on stracił ochotę do widzenia się z nią. Nie czekał na windę. Zbiegł schodami na sam dół i przeszedłszy na drugą stronę ulicy wszedł do parku. Usiadł na ławce i wyciągnął z kieszeni telefon. Wybrał Uli numer. Trochę czekał i już obawiał się, że nie odbierze, ale w końcu usłyszał jej głos.
 - Ula, proszę cię nie odkładaj słuchawki. Miałaś rację kochanie. We wszystkim miałaś rację. Koniecznie muszę się z tobą zobaczyć. Mogę przyjechać? – w słuchawce słyszał tylko jej oddech. – Kochanie błagam, nie odmawiaj mi. To jest naprawdę bardzo ważne.
 - Dobrze. Przyjeżdżaj. – Odetchnął z wyraźną ulgą i ruszył w stronę samochodu.

Kiedy tylko otworzyła mu drzwi zamknął ją w swoich ramionach.
 - Wybacz mi Ula. Wybacz, że nie uwierzyłem ci od razu. Teraz mam już pewność, że powiedziałaś mi prawdę. Mam dowód i mam zamiar opowiedzieć wszystko ojcu. Przysięgam ci, że jeśli wrócicie do domu noga mojej matki nigdy więcej w nim nie postanie. Jutro mam zamiar powymieniać wszystkie zamki. Nagrałem coś i chcę, żebyś tego posłuchała. Ja sam nie mogłem w to uwierzyć. Nie mogłem uwierzyć, że moja matka potrafiła posunąć się do czegoś tak ohydnego.
W przedpokoju pojawił się Józef i spojrzał na niego surowo.
 - Witaj tato. Przyjechałem wam wszystko wyjaśnić. Już wiem, że Ula niczemu nie zawiniła, to tylko ja byłem wielkim ślepcem i wielkim głupcem.
Cieplak podreptał do kuchni. Zaparzył sobie i im kawy i z tacą przeszedł do pokoju Uli. Kiedy rozsiedli się już wygodnie Marek zaczął wyjaśniać.
 - Przepraszam cię kochanie, że nie wierzyłem twoim słowom, ale byłem kompletnie skołowany. Matka potrafiła mi wmówić wiele okropnych rzeczy. Dzisiaj wychodząc z pracowni Pshemko usłyszałem w socjalnym rozmowę prowadzoną przez nią i Paulinę. Posłuchajcie.
Z każdym wypowiedzianym przez Helenę słowem Uli stawały włosy na głowie.
 - Podejrzewałam Marek, że z nią jest coś nie tak. Ona nadal nie może pogodzić się z tym, że to nie Paulina jest twoją żoną. Obie to uknuły.
 - Ja nie mam zamiaru jej tego odpuścić, dlatego chciałbym, żebyś ubrała małą i siebie. Pojedziemy do rodziców. Puszczę to nagranie im obojgu. Ojciec się chyba wścieknie jak to usłyszy.
 - Nie wiem, czy powinnam tam z tobą jechać. Trochę się boję.
 - Nie bój się skarbie, bo nic ci już nie grozi.

Zaparkował na podjeździe i zadzwonił do drzwi. Otworzyła im Zosia informując, że rodzice są w salonie. Podziękował i wraz z Ulą i Dorotką tam właśnie się udał. Na widok całej trójki Helena zdębiała. Jednak szybko odzyskała głos i wykrztusiła.
 - Co ona tu robi?
 - To Ula mamo. Nie poznajesz? To twoja synowa. Zaraz wszystkiego się dowiesz. Jestem pewien, że i ty tato z ciekawością wysłuchasz tego co mam do powiedzenia.
Od samego początku jak tylko poznałem Ulę ty mamo starałaś się za wszelką cenę obrzydzić mi ten związek. Nie udało ci się, bo kochaliśmy się i następstwem tej miłości był nasz ślub, ale ty nie odpuściłaś. Najpierw wraz z Paulinką zepsułaś nam nasze wesele, a potem zmieniłaś front. Niby przeprosiłaś nas za to, ale od tego momentu mieliśmy cię ciągle na głowie. Nawet tego pewnie nie wiesz tato, ale mama bywała u nas każdego dnia od rana do wieczora. Niby miła, niby uprzejma ciągle jednak pouczała Ulę we wszystkim, ciągle narzekała, że wiele rzeczy robi nie tak jak powinna. Ula była już u kresu. Nie skarżyła się jednak, bo nie chciała, żeby przez nią ucierpiały moje relacje z matką. Miałeś dowód tego jak bardzo potrafi być namolna i natrętna, gdy przyjechaliście nad morze. Ona odczuwała bezustanną potrzebę kontroli, trzymania ręki na pulsie, szpiegowania nas. Kiedy była tylko ze mną narzekała na Ulę starając się mnie do niej zniechęcić. Ostatnio wynajęła nawet detektywa, który śledził Ulę i zrobił jej zdjęcia, które miały mi udowodnić, że mnie zdradza. Na szczęście przez przypadek nagrałem rozmowę, której byłem świadkiem. Mama rozmawiała z Pauliną. To z niej dowiedziałem się, że one obie uknuły to wszystko. Proszę bardzo. Posłuchaj.
Po wysłuchaniu nagrania Krzysztof był wstrząśnięty.
 - Nigdy nie podejrzewałbym, że posuniesz się do czegoś tak podłego, że będziesz manipulować ich życiem. Jestem z tobą trzydzieści siedem lat i tak jak powiedziałem na ich weselu, kompletnie cię nie znam. Naprawdę muszę się poważnie zastanowić, czy nadal chcę z tobą żyć pod jednym dachem. Jesteś obłudna, fałszywa i zła. Zepsuta do szpiku kości. Zgotowałaś im piekło i nie sądzę, bym mógł ci to wybaczyć. Jeśli mój syn ma mieć taką matkę, to lepiej, żeby nie miał jej w ogóle.
 - A ja chcę powiedzieć, że zawsze jesteś u nas mile widziany tato. Natomiast ty już nigdy nie przekroczysz progu naszego domu. Nigdy nie zobaczysz już swojej wnuczki. Od jutra zostaną wymienione wszystkie zamki w mieszkaniu, a duplikat kluczy, który dorobiłaś sobie w tajemnicy przede mną możesz zachować na pamiątkę. Co do Paulinki, to miałaś rację mówiąc, że ją dobrze znasz, bo ją wychowałaś. Wychowałaś ją na swoje podobieństwo. Obydwie nie macie sumienia i zwykłej ludzkiej przyzwoitości. Obydwie należycie do najgorszego sortu ludzi. Możesz przekazać jej, że życzę jej jak najgorzej. Niech ją piekło pochłonie. Bodajby nigdy nie zaznała szczęścia w życiu, bo nie zasługuje na nie. To wszystko co miałem ci do powiedzenia. Od dziś nie jestem już twoim synem. Wracamy do domu Ula. Przysięgam ci, że już nigdy nie będziesz musiała oglądać tej kobiety. Nasza córka również.
Wyszli z salonu. Kiedy zamykali za sobą wejściowe drzwi usłyszeli już tylko rozpaczliwy płacz Heleny Dobrzańskiej.


K O N I E C

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz