Łączna liczba wyświetleń

środa, 23 grudnia 2015

"OGRÓD SZCZĘŚCIA" Autor: emisia12345 - rozdział 4



ROZDZIAŁ 4


Marek widocznie odczytał jej myśli.
 - Nie mogę…, nie pokażę nikomu tak zapuszczonego ogrodu - rzekł pośpiesznie. – Mogę mieć trudności ze sprzedaniem domu, jeżeli nie pozwolę ewentualnym nabywcom oglądać całej posesji. Jutro zadzwonię do pośrednika i wycofam się do czasu uporządkowania ogrodu. Jak długo to potrwa, zależy tylko od pani.
 - Zaraz, zaraz! Nie…
 - Ile godzin tygodniowo mogłaby pani dla mnie przeznaczyć?
Ula uświadomiła sobie, że sąsiad nie przyjmie odmowy. T0 dodało jej otuchy, ale postanowiła wysunąć jeszcze jeden argument, aby uzmysłowić mu, że zadanie jest prawie niewykonalne.
 - Góra dziesięć. Od rana już jestem zajęta, więc w grę wchodzą tylko popołudnia. Po dwie godziny, pięć dni w tygodniu.
 - Tylko dwie godziny? I to się nazywa popołudnie pracy? Nie przemęcza się pani.
 - A pan jak na człowieka, który koniecznie chce mnie zatrudnić, nie wysila się na uprzejmość. Kończę każdą pracę o wpół do czwartej, bo Gosia wraca ze szkoły. Godziny nie podlegają negocjacjom.
Bała się że straci z trudem wypracowany spokój. Podejrzane gorąco rozeszło się w całym ciele, krew szumiała w uszach. Nie pojmowała, dlaczego jej puls jest inny niż zwykle. Niewskazane!
 - Panie Dobrzański - zaczęła oficjalnie. Tylko tyle mogę zaoferować jeszcze jednemu klientowi. Dziękuję, że chce dać mi pan zlecenie, które niewątpliwie sprawiłoby mi dużo satysfakcji, ale jak już wspomniałam, jeśli robota ma być wykonana w szybkim tempie, trzeba poszukać kogoś pracującego pełną parą.
 - Pani Sosnowska, - rzekł Marek również oficjalnie - dokładnie wiem, o co mi chodzi i czego potrzebuję. Jeżeli może poświęcić pani mojemu ogrodowi tylko dwie godziny dziennie, to trudno. Zgadzam się - wyciągnął rękę. - Czy uściskiem dłoni przypieczętujemy umowę?
W błękitnych oczach mignął dziwny błysk. Co to znaczy? Czy sąsiad zorientował się, o jakie zastrzeżenia chodzi? Duma nie pozwalała przyznać się do obaw, dlatego Ula wyciągnęła pokrytą mąką dłoń. Czym prędzej wytarła ją w fartuch. Wolałaby uniknąć uścisku i zabierając rękę niejako zasugerowała, że jeszcze można wycofać się z ryzykownej umowy.
 - Radzę się nie spieszyć i spokojnie podsumować plusy i minusy - powiedziała głucho. Sama potrzebowała więcej czasu, żeby zastanowić się i wymyślić argumenty odwodzące upartego sąsiada od jego zamiaru. Podświadomie czuła, że nie powinna u niego pracować. - Muszę sprawdzić w kalendarzu, jakie zadania zaplanowałam w najbliższy okres.
 - Chyba nie ma ich za wiele, skoro musi pani pracować w barze, żeby dorobić. Starcza na coś oprócz grzanki z masłem i dżemem truskawkowym?
 - No proszę, ten znowu swoje. Co za tupet! Pewnie nie może się pan powstrzymać. Proszę sobie wyobrazić, że w barze pracuję dla przyjemności.
 - Jak to dla przyjemności? Włamuje się pani po godzinach i uzupełnia piwo do nalewaka?
 - Szczyt bezczelności! Nie włamałam się do pańskiego ogrodu. Ledwo pchnęłam furtkę. Otworzyła się, bo zasuwa przerdzewiała na wylot. Wstawiając nowy zamek wyświadczyłam panu przysługę.
 - Proszę doliczyć koszt zamka do zarobków w pierwszym miesiącu.
Ula nie dała się sprowokować. Uznała, że dostatecznie wykazała, iż jest osobą, której nie zatrudnia człowiek przy zdrowych zmysłach. A jeśli zatrudni, jego ryzyko. Wyjęła z szuflady ulotkę mozolnie wydrukowaną na przestarzałym komputerze.
 - Proszę. Niech pan przejrzy to w wolnej chwili. Tu są moje warunki i stawki.
 - W ten sposób prowadzi pani interesy?
 - Każdy prowadzi po swojemu. U pana będzie sporo roboty. Wprawdzie tanio liczę, ale nie aż tak, jak pan myśli.
 - Czy sugeruje pani, że nie stać mnie na opłacenie jej usług? - wziął ulotkę, lecz nawet nie rzucił na nią okiem. - Mimo obniżonej stawki?
 - Ten, kto porzuca dom na sześć lat, na pewno ma więcej pieniędzy niż rozumu - wypaliła Ula, zanim zdołała pomyśleć, co chce powiedzieć. - Nie martwię się o cudzie finanse, ale po prostu radzę, żeby się nie spieszyć. Jutro pracuję w barze do trzynastej. W drodze powrotnej wstąpię, żeby dowiedzieć się, czy umowa jest nadal aktualna. Będzie pan w domu?
 - Nie obiecuję, - Marek zmarszczył brwi - ale nie ważne czy będę, bo zostawię otwartą furtkę. Proszę przynieść narzędzia i od razu brać się do dzieła - skłonił się i odszedł nim otworzyła usta, by przypomnieć o kawie. To i lepiej. Sąsiad już pokazał, co sądzi o jej poczęstunku. Pomyślała że jeśli przyjemnie zlecenie, postara się żeby kontakty były wyłącznie służbowe. I będą zwracali się do siebie po nazwisku. Taki układ będzie bezpieczny. Pan Marek Dobrzański zapomniał o pewnych faktach, ale pamięta jak rozkazywać i pewnie oczekuje odpowiedzi: „Tak, proszę pana. Nie proszę pana. Oczywiście proszę pana.” Czy wobec tego warto się angażować? Chyba to nie jest dobry moment, żeby spełnić dług wobec Maćka. Ula bała się, że zamiast pomóc zbolałemu człowiekowi, któregoś dnia da mu łopatą po głowie i na zawsze wybawi od bólu.

Sprzątnęła mąkę i zaczęła wszystko od nowa, tym razem w pełnym skupieniu. Do finansowego dna było jeszcze daleko. Wprawdzie zlecenia nie spływały jak z rękawa, ale miała kilku stałych klientów, na przykład regularnie dbała o ogród państwa Dąbrowskich. Pracy miała niewiele, ponieważ był tam właściwie trawnik spełniający funkcję miejsca zabaw dla dzieci. Reszta posesji była pokryta płytkami i częściowo wysypana żwirem. Obowiązki polegały na koszeniu trawy, wyrywaniu chwastów wyrastających między płytkami, wyrzucaniu z doniczek starych roślin i wsadzaniu nowych. Ula podejrzewała, że zatrudniono ją z litości dla podtrzymania na duchu. Jednak była to stała praca.
Z jej usług korzystali także odpłatnie Matusiakowie-teściowie jej brata Jaśka, który wraz z żoną mieszkał w Stanach. Poza tym regularnie kosiła trawniki u kilku emerytek. Staruszki były biedne jak mysz kościelna i nie miały z czego płacić, więc robiły na drutach różne rzeczy dla Gosi. Czapeczki i rękawiczki dostawała w takich ilościach, że z powodzeniem mogłaby obdzielić nimi duże przedszkole. Ula uważała, że emerytki powinny otworzyć spółdzielnię i sprzedawać swoje wyroby. Wtedy posiadałyby trochę gotówki.
Kurde blaszka Ulka nooo! Zostaw cudze interesy i pomyśl o swoich!
Dodatkowa praca, choćby tylko przez dziesięć godzin tygodniowo, wydatnie poprawi ci sytuację finansową. Kasa świeciła pustkami, a zbliżały się urodziny Małgosi, która marzyła o przyjęciu i o rowerze.
W Marku było coś niepokojącego. Przypomniało to Uli wszystko, czego brakowało jej w życiu, o czym młode kobiety myślą, że im się należy. Mimo, iż była mężatką, nie zaznała gorących uczuć, nie przeżyła romantycznej miłości.
 - Jestem dojrzałą kobietą, więc sobie poradzę - szepnęła. - Byłoby mi łatwiej gdyby nie te poranne czułości, ale to nie jest przeszkoda nie do pokonania. Tymczasem przyda mi się wysiłek fizyczny, żeby odsunąć wspomnienia ust Marka, jego półnagiej sylwetki, przestać sobie wyobrażać, że tulę się do niego… Dobra okazja do przerzucania kompostu.


Gosia wróciła zachwycona. Wpadła do domu, rzuciła torbę na krzesło i pobiegła do Szymka i Zuzi. Dzięki temu Ula mogła swobodnie opowiedzieć przyjacielowi o spotkaniu z sąsiadem.
 - Całował cię? - zawołał Maciek. – Niemożliwe! Zaproponował żebyś u niego pracowała? Musiałaś go czymś ująć.
 - Ująć? - Ula była zaskoczona osobliwą nutką w głosie przyjaciela. - Raczej zrobił to z radości, że nie zaatakowałam go grabiami - zażartowała. Maciek nie uśmiechnął się.
 - Ciekawe czemu tego nie zrobiłaś.
 - Sama chciałabym wiedzieć. Wszystko odbyło się w mgnieniu oka.
Choć trwało dość długo. Całe wieki.
 - Są różne mgnienia - Maciek miał niesamowitą zdolność odczytywania cudzych myśli. - On pewnie nie wie, czemu chce cię zatrudnić.
Ula żałowała, że opowiedziała wszystko ze szczegółami. Sądziła, że kto jak kto, ale przyjaciel ją zrozumie.
 - A ty wiesz? – zapytała.
 - Nie trzeba być geniuszem, żeby odgadnąć. Kochana, chyba nie myślisz poważnie o przyjęciu tego zlecenia?
Ula przez cały dzień rozważała wszelkie za i przeciw. Było dużo plusów, więc niechętnie przechylała się na stronę minusów, przede wszystkim z powodu zastrzeżeń Maćka. Co innego jednak podjąć samodzielnie decyzję, a co innego wysłuchać krytyki swojego zachowania. Ula nie lubiła, gdy kwestionowano jej decyzje przed wysłuchaniem argumentów, a Maciek często tak postępował. Dawał dobre rady, jakby tylko on wiedział, co jest najlepsze dla przyjaciółki i jej córki. Szczególnie dla Gosi. Dobra rada, nawet dawana w najlepszej intencji, bywa irytująca.
 - On nie przyjmował odmowy, - rzekła wymijająco - więc powiedziałam, że muszę przemyśleć sprawę i że on też powinien spokojnie się zastanowić.
 - Ulka, przemyśl i wycofaj się.
Zbyt protekcjonalna rada.
 - Maciek wiesz co, jesteś dziwnie nieugięty.
 - Myślę o tobie. Marek Dobrzański na pewno nadal jest atrakcyjnym mężczyzną, ale chyba potrzebuje pomocy psychologa.
 - Też tak uważam - chciała coś jeszcze dodać ale się rozmyśliła
 - Co takiego?
 - Nic. Nieważne…
 - O co chodzi?
 - Ojj, nie pamiętasz jak powiedziałeś, gdy kolejny raz dziękowałam za wszystko, co dla mnie zrobiłeś wraz z Anią? Mówiłeś, że ja też kiedyś spotkam kogoś potrzebującego pomocy, wtedy spłacę dług.
 - I ty myślisz, że to on jest tą osobą?
 - Na pewno kogoś potrzebuje.
 - To musiał być niezwykły pocałunek - rzekł Maciek po chwili zastanowienia. Ula poczuła że się czerwieni. Pamiętała o swojej reputacji, o tym z jakim trudem mieszkańcy Rysiowa zaakceptowali powrót do rodzinnej wioski słynnej pani ekonomistki a zarazem doktorowej. Dlatego rano dokładnie przemyślała kwestię pracy u sąsiada i była przekonana, że podjęła decyzję podyktowaną przez zdrowy rozsądek. Niestety pocałunki wywarły uwodzicielski czar na jej psychice i przez cały dzień budziły głęboko skrywane tęsknoty. Pod wpływem nieoczekiwanie ostrego sądu przyjaciela tłumione uczucia przerodziły się w gniew. Ula uważała, że dowiodła, iż jest dobrą matką, przyjaciółką i członkiem lokalnej społeczności. Czy za jeden zły postępek trzeba pokutować przez całe życie i zawsze pokornie chylić głowę?
 - Według ciebie nie nadaję się do takiej pracy? Powinnam zadowolić się koszeniem trawników dla emerytek?
 - Przepraszam…, - przerwał jej Maciek – wybacz, nie zamierzałem cię zniechęcać. Współczucie dobrze o tobie świadczy, ale dziwię się czemu nie widzisz niebezpieczeństwa.
Ula myślała o zagrożeniu. Gdyby nie dostrzegała niebezpieczeństwa, bez wahania przyjęła by ofertę. Mimo to zapytała:
 - Jakiego? Co mi grozi podczas kopania ziemi i wyrywania chwastów?
Zdała sobie sprawę że oszukuje sama siebie i przyjaciela, bo oczywiście przyjmie zlecenie.
 - Mam wyłożyć kawę na ławę?
 - Proszę - Ula wystraszyła się, że straci panowanie nad sobą, gdy Maciek mocniej zadraśnie jej dumę. Przyjaciele znaleźli się na rozdrożu. wiedzieli, że ostra wymiana zdań potrafi zniszczyć największą przyjaźń.
 - Ulka, przez sześć lat unikałaś mężczyzn, a jesteś młoda i zdrowa. Raptem jakiś nieznajomy wynurza się z porannej mgły i całuje cię tak, że nie możesz zapomnieć. Obudził cię, przypomniał co tracisz. To najtrzeźwiejszej kobiecie zawróciłoby w głowie.
 - A ja nie jestem trzeźwa?
 - Oboje macie zachwianą równowagę.
 - Skończyłam trzydzieści lat i znam różnicę między jawą a snem. Byłam…
 - Trzymaj się jak najdalej od człowieka, który przysporzy ci zmartwień.
Ula też brała to pod uwagę. Walczyła z sobą przez dzień, ponieważ rozsądek sprzeciwiał się pragnieniu poniesienia ryzyka, żeby dowieść, że została uleczona, że nie jest emocjonalną kaleką, która zawsze będzie potrzebowała wsparcia. Chciała zaoferować bliźniemu pomoc i współczucie. Chodziło tylko o to.
 - Prosił żebym zrobiła porządek w jego ogrodzie, to wszystko.
 - A ty myślisz że zaprowadzisz porządek w ogrodzie i w sercu właściciela. prawda?
Maciek nie dał się zwieść.
 - Maciek to co innego, zobacz ty mnie wyleczyłeś.
 - N0 i najlepszym tego dowodem jest fakt, że znowu chcesz zaryzykować - Maciek objął Ulę. – Dzięki, że dałaś nam Małgosię na cały dzień. Dzieciaki maja niespożytą energię.


Po popołudniu pełnym wrażeń Gosia była tak zmęczona, że zasnęła, ledwo przyłożywszy głowę do poduszki. Ula przyklękła koło łóżeczka i delikatnie pogładziła złote loki. Wstydziła się swojego dawnego postępowania. Była wdzięczna Maćkowi i Ani za umożliwienie powrotu do normalnego życia. Nie wątpiła, że wszystko co ma, zawdzięcza przyjacielowi. Lecz nie chciała stale czuć się niezdolna do podejmowania samodzielnych decyzji. Dotychczas zawsze słuchała Maćka bez sprzeciwu. Teraz zachowywała się taktownie i nie doszło do kłótni, ale pozostał żal.
Maciek lepiej zna życie i być może jego ostrzeżenie jest mądre. Na pewno miał najlepsze intencje, lecz najwyższy czas wyzwolić się, usamodzielnić. Nie można przez całe życie oglądać się za siebie i sprawdzać, czy mentor aprobuje każdy krok. Nie można stale wspierać się na rusztowaniu zbudowanym z miłosierdzia Szymczyków. Nie wypada bez końca żyć dzięki pomocy innym. Ula marzyła, żeby zarabiać i usamodzielnić się w końcu. Poza tym nie chciała stale dzielić się swoim dzieckiem z przyjacielem, który je uratował. Nie wiedziała jak doszło do tego, że zawsze słuchała Maćka, zamiast kierować się swoim rozumem. Trzeba zerwać z takim przyzwyczajeniem. Już dawno powinna stanąć na własnych nogach. Myśl była przerażająca, serce mocno biło ze strachu, a mimo to Ula uśmiechnęła się. Maciek jak zwykle miał rację. To wina pocałunków, które widocznie spowodowały zaburzenia w mózgu.

Ania przed lustrem szczotkowała włosy, a Maciek leżał w łóżku.
 - O czym myślisz?
 - Słucham?
 - Co się stało, że jesteś nieobecny myślami.
 - Wrócił Marek Dobrzański.
Ania odłożyła szczotkę i odwróciła się do męża.
 - Serio? Marco wrócił?
 - Tak i zaproponował Uli, żeby doprowadziła ogród do dawnego stanu.
 - To dla niej świetna okazja.
 - Niby tak, a jednak mam wątpliwości. Postąpiłem nietaktownie i prawie się pokłóciliśmy.
Ania nie pytała, o co. Znała męża i wiedziała, że widocznie był ważny powód.
 - Niemożliwe.
 - Byłem niedelikatny, a Ulka drażliwa.
 - Czyli oboje nie byliście sobą.
 - Ona drogo za to zapłaci, bo Marek ją zrani.
 - Dlaczego?
 - Oczywiście nie zrobi tego celowo. Widzisz on jeszcze nie pogodził się ze śmiercią Pauliny, a Ula uważa za swój obowiązek pomóc mu. Bo my jej pomogliśmy.
 - Chce sobie samej coś udowodnić, albo tobie.
 - Wiadomo, że w takiej sytuacji kobieta może pomóc mężczyźnie. Marek nie oprze się pokusie, ale po pewnym czasie znienawidzi siebie, a potem Ulę.
 - Maciek, co ty w ogóle wygadujesz? Czy już zapomniałeś, co ludzie mówili jak jej szukaliśmy, a potem przyjęliśmy do siebie?
 - Oczywiście. Mówili, że jesteśmy głupcami, że nam nie podziękuje, że pożałujemy - w Maćka oczach pojawiły się łzy. - Długo nie dziękowała. Były takie chwile…
 - Wiem kochanie, - Ania przytuliła męża - ale wytrwaliśmy i dowiodłeś, że miałeś rację. Nie doceniasz jej zdolności do przetrwania i nie doceniasz swoich zasług. Wiem, że się o nią martwisz, bo jest dla ciebie jak siostra, ale jeśli Ula jest gotowa zaryzykować, to najlepszy dowód, że dzięki tobie jest mocna.
Maciek spojrzał na żonę z zaskoczeniem.
 - Czy to znaczy, że radzisz mi odsunąć się i czekać na nieszczęście? A potem znowu sklejać rozbite kawałki?
 - Nie. W tej chwili radzę się położyć. Dzień był bardzo meczący, a jutro masz zebranie.
Maciek niedbale machnął ręką
 - Nic nie rozumiesz. Chodzi również o Małgosię. Dziecko też będzie cierpieć.
 - Ula na pewno pamięta o córce.
 - Ale…
 - To jej dziecko i ona jest za nie odpowiedzialna.
 - Nie.
 - Tak kochanie. Przepraszam cię, bo wiem jak bardzo chciałeś mieć jeszcze jedno dziecko.
 - Mam udanego, przystojnego, silnego syna oraz prześliczną córeczkę, ale przede wszystkim mam wspaniałą i kochającą żonę - Maciek przełknął łzy i zdobył się na uśmiech.
 - Pewno istnieje jakieś prawo, które nie pozwala człowiekowi mieć wszystkiego.
 - Kto wie? Może faktycznie jest takie prawo, ale to nie znaczy, że nie powinniśmy dążyć do upragnionego celu - Ania pocałowała namiętnie męża.

Ula przystanęła przed furtką. Była bardziej zdenerwowana, niż gdy pierwszy raz zamierzała wejść do cudzego ogrodu. To śmieszne. Przecież teraz nie wybiera się ukradkiem po jeżyny i nie powodują nią rozbudzone hormony, jak sugerował Maciek. Po prostu idzie pracować. To dobrze płatne zlecenie. Prawie całą noc spędziła przy kalkulatorze, obliczając zarobki i koszty. Doszła do wniosku, że należy opanować nerwy i korzystać z nadarzającej się okazji. Teraz szła oficjalnie do pracy chyba, że właściciel ogrodu posłuchał jej rady i zmienił zdanie. Czy w tej chwili dzwoni do jakiejś dużej firmy w Warszawie? Zdziwiła się jak bardzo ma nadzieję, że tego nie robi. Dlaczego w ogóle podsunęła mu taką niedorzeczną myśl? Wytarła wilgotne dłonie o spodnie i chwyciła klamkę. Otwierając furtkę, spodziewała się ujrzeć Marka. Może czeka na nią z kamienną twarzą i kąśliwą uwagą? Na wszelki wypadek zrobiła obojętną minę. Pusto!
Jedynym śladem obecności właściciela była rzucona na ziemię tabliczka, czyli mówił poważnie, że na razie rezygnuje ze sprzedaży domu. Była trochę rozczarowana, ale mówiła sobie, że lepiej pracuje się bez nadzoru. Marek uprzedził ją o ewentualnej nieobecności i polecił zacząć robić porządki. Wobec tego zacznie. Bardzo dobrze się składa. Uśmiechnęła się na myśl, że jego nieobecność znaczy, że nie zmienił zdania. - Bardzo się cieszę - szepnęła. Nie będzie od razu pielić, bo najpierw trzeba zaplanować kolejne czynności. Wyciągnęła zeszyt i długopis. Chodząc po ogrodzie robiła notatki. Marek obserwował ją z okna na piętrze. Dziwił się, że nie przyniosła narzędzi, ale jej zachowanie świadczyło o tym, że przyjmuje zlecenie. Radziła mu, żeby się przespał i przemyślał propozycję. Nie mógł spać. Od dawna cierpiał na bezsenność, więc myślał przez całą noc. Zastanawiał się, czy popełnia wielki błąd, namawiając sąsiadkę, aby podjęła pracę u niego. Wiedział, że jest odpowiedzialną osobą, lecz nie był pewien, jak zniesie jej obecność. Pocieszał się, że nic mu nie grozi, ponieważ nie ma już kłopotu z odróżnianiem zwidów od rzeczywistości. Teraz zdumiewało go, że w ogóle uległ złudzeniu.
 - Witam. Można wiedzieć co pani robi?
Tym razem Ula pilnie nadstawiała uszu i nie zignorowała szelestu. Powoli podniosła oczy z nad zeszytu.
 - Mówił pan, że mam przynieść narzędzia i zabrać się do pracy, więc posłuchałam.
 - Miałem na myśli bardziej typowe narzędzia.
 - Ogrodnictwo nie sprowadza się do machania łopatą i grabiami. Szkicuję plan ogrodu, żeby zorientować się, co należy zrobić i w jakiej kolejności. W domu przy komputerze opracuję szczegółowy plan.
 - Ja bez komputera wiem, że przede wszystkim trzeba skosić trawę.
Ula miała nadzieję, że Marek nie będzie się wtrącał, więc skrzywiła się niezadowolona.
 - Kosiarka jest w szopie.
 - Wiem.
 - Czy to znaczy, że tam też pani się włamała?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz