Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 3 grudnia 2015

"W POGONI ZA SZCZĘŚCIEM" - rozdział 6,7,8,9,10



ROZDZIAŁ 6


Wcześnie rano ruszył w miasto na zakupy. Postanowił, że nie będzie już tak często korzystał z restauracyjnych dań. Trochę poczyta i sam zacznie pichcić, a już na pewno śniadania i kolacje. Wrócił do domu z pełnymi siatkami i zapełnił lodówkę. Chrupiące bułeczki, jajecznica na bekonie i mocna, aromatyczna kawa. To było to czego potrzebował. Najedzony pokręcił się jeszcze trochę po domu i koło dziesiątej trzydzieści pojechał na spotkanie z Wolskimi. Nie miał problemu ze znalezieniem biurowca, w którym mieściła się ich firma. Położony był w centrum i nawet nie tak daleko od F&D.
Uściskał serdecznie Michała. Niewiele się zmienił i na pewno bez trudu poznałby go na ulicy, choć minęło już kilka lat od kiedy widzieli się po raz ostatni. Michał zaprosił go do gabinetu, do którego tuż za nim weszła Ilona. Marek przywitał się i z nią. Gdy utonęli już w głębokich fotelach odezwał się Michał.
 - No to opowiadaj – Wolski uśmiechnął się do swojego gościa. – Ilona mówiła, że potrzebujesz pomocy.
 - Nawet nie wiesz jak bardzo – Marek pokrótce nakreślił mu sytuację w firmie. – Muszę wygenerować przez ten rok cztery i pół miliona dla firmy. Przy takich wynikach już mogę się pakować. Alex Febo tylko czeka na mój najmniejszy błąd i zaciera łapki. Nie chciałbym dożyć chwili, gdy on miałby przejąć po mnie stołek. Ludzie się go boją a on traktuje ich jak śmiecie. Jedyna nadzieja w was, że coś wymyślicie.
Wolski poklepał go po ramieniu.
 - Nie martw się. Od momentu, w którym Ilona opowiedziała mi o tobie, usilnie rozmyślam i chyba mam pewne rozwiązanie. Otóż. Pomyślałem sobie, że powinieneś pokazać kolekcję na targach mody. One odbędą się za trzy tygodnie tutaj w Warszawie. Tak się składa, że znam dobrze dyrektora targów. Dzisiaj rano zadzwoniłem do niego i zaklepałem twojej firmie powierzchnię wystawową. Jednak sama kolekcja sportowa nie wystarczy. Musielibyście pokazać coś jeszcze.
 - Dziękuję Michał. Naprawdę nie spodziewałem się, że zadziałasz tak szybko. Z pokazem innych rzeczy nie ma problemu. Mamy nową kolekcję wiosna-lato. Kończą ją przygotowywać i na pewno za trzy tygodnie się wyrobią. Moglibyśmy wystawić ją jeszcze przed właściwym pokazem.
 - No to świetnie się składa. My też wybieramy się na te targi tak na pół służbowo. Będą na nich nasi stali klienci. Przy okazji pomożemy ci nawiązać trochę kontaktów z ludźmi zza zachodniej granicy. Ze wschodnią się wstrzymamy, bo już masz przykre doświadczenia z Korzyńskim. Cwana ruska bestia. Jak wszystko idzie dobrze i forsa płynie nieprzerwanym strumieniem, to jest w porządku. Jak tylko zaczyna się coś psuć, on natychmiast wycofuje się z takich umów, które nie wróżą szybkiego zysku. Wcale mnie to nie dziwi, że chce się wycofać. Jest znany z takich zagrywek.
 - Nawet nie wiecie jak bardzo jestem wam wdzięczny. Wlaliście w moje serce otuchę. Zaczynam wierzyć, że wszystko jeszcze wyjdzie na prostą.
 - Na pewno tak będzie. A teraz opowiedz coś o sobie. Co się z tobą działo przez te wszystkie lata? Ilona mówiła, że ożeniłeś się w sobotę. Chyba widziałem jakieś migawki w telewizji, ale niezbyt uważnie. Nie miałeś na tym ślubie najszczęśliwszej miny.
 - Też byś nie miał, gdyby zmuszono cię szantażem do małżeństwa z kobietą, do której nie czujesz nic prócz obrzydzenia.
 - Pamiętam ją. Oboje pamiętamy rodzeństwo Febo i nie wspominamy najmilej. Zawsze mieli się za coś lepszego, za lepszy gatunek ludzi i właściwie sam nie wiem, czy mieli ku temu powód.
 - Michał, to egoiści, egocentrycy, malkontenci i cynicy. Zachodzę w głowę, dlaczego są tacy. Wychowaliśmy się w jednym domu, a przecież ja jestem zupełnie inny. Alex ciągle knuje i intryguje przeciwko mnie, a Paulina, to zła, zepsuta, rozpieszczona, kuta na cztery nogi jędza.
 - Nie rozumiem w takim razie, co skłoniło cię do ożenku z nią. Trzeba było rzucić ją w diabły – Marek westchnął ciężko.
 - Łatwo się mówi. To nie było takie proste. Całe życie decydowali za mnie rodzice. Po śmierci seniorów Febo wpadli na genialny pomysł, że ze względu na pamięć o nich ja i Paulina pobierzemy się. To małżeństwo miało ugruntować pozycję firmy i scementować obie rodziny. Byłem z nią przez siedem lat i wierzcie mi, żyłem jak w koszmarze. Byłem tchórzem. Nie potrafiłem przeciwstawić się rodzicom. W końcu jak się odważyłem i powiedziałem, że nie chcę tego ślubu, bo nie kocham Pauliny, zagrozili, że wydziedziczą mnie, jeśli jej nie poślubię. Sam widzisz, że nie miałem powodów do radości. W dodatku od jakiegoś czasu kocham kobietę, która jest miłością mojego życia. Tym ślubem i wcześniejszymi uczynkami względem niej bardzo ją zraniłem. Uciekła ode mnie gdzieś w świat i nie mam pojęcia, gdzie jej szukać. Mało radosne to moje życie. Jednak zanim podejmę jakieś kroki w jej sprawie, muszę najpierw podźwignąć trochę firmę.
 - No niewesoło masz. W sprawach sercowych nie będę pomocny, ale jeśli chodzi o firmę, to jak najbardziej. Zobaczysz, że te targi zmienią wszystko. Jeszcze się odkujesz przyjacielu.
Żegnał się z nimi serdecznie obiecując, że będą w kontakcie. Jak wróci do pracy, koniecznie musi poinformować Pshemko o tych targach, na pewno się ucieszy.

Po wyjściu z firmy Wolskich postanowił załatwić jeszcze dwie ważne wizyty. Był do nich przygotowany. W tym celu podjechał na Nowogrodzką, gdzie mieściła się firma pośrednicząca w zatrudnianiu wykwalifikowanych i przeszkolonych pracowników ochrony. Wszedł na piętro i przywitał się z szefem biura.
 - Co pana do mnie sprowadza?
 - Może wyda się to panu dziwne, ale chciałbym wynająć silnego i sprytnego ochroniarza, a przede wszystkim dyskretnego.
 - Ma ochraniać jakąś konkretną osobę?
 - Tak. Ma ochraniać mnie. Tu ma pan fotografie dwóch osób. To rodzeństwo. Ona jest moją żoną, on jej bratem. Od lat knują przeciwko mnie. Są współwłaścicielami firmy Febo&Dobrzański. Mam uzasadnione podejrzenia, że ona będzie chciała zrobić mi coś złego. To mściwa i zła kobieta. Jej brat też najchętniej utopiłby mnie w łyżce wody. Chcę, by ten człowiek był moim cieniem i w razie zagrożenia potrafił szybko i skutecznie interweniować.
 - Czyli ma to być ochrona dwadzieścia cztery godziny na dobę? Jeśli tak to proponowałbym dwóch, żeby pracowali na zmiany. Kiedyś muszą też spać i jeden nie dałby rady być w gotowości przez cały dzień i noc. Stawka dla każdego to trzy tysiące na rękę plus jednorazowe koszty za pośrednictwo. Odpowiada to panu?
 - Jak najbardziej.
 - Dobrze. W takim razie pokażę panu zdjęcia potencjalnych kandydatów i przedstawię ich kwalifikacje.
Sporo było tych zdjęć a szef firmy wiedział o tych ludziach niemal wszystko. W końcu wybrali wspólnie dwóch. Mieli się stawić w poniedziałek o dziewiątej rano w F&D. Marek zostawił wizytówkę z numerem telefonu.
 - Lepiej, żeby nikt ich nie widział w firmie. Jak do niej dotrą, niech zadzwonią. Zejdę do nich i wtedy porozmawiamy.
 - W porządku. Będzie tak jak pan mówi. Stawią się punktualnie.
Pożegnał się z mężczyzną uściskiem dłoni. Na Bracką miał żabi skok z Nowogrodzkiej. Nawet nie uruchamiał samochodu i z przyjemnością udał się tam spacerkiem. Bez trudu znalazł kamienicę z numerem szóstym. To w niej mieściło się znane biuro detektywistyczne. Przywitał się z kobietą siedzącą za biurkiem w holu i spytał o pana Budkowskiego. Kobieta wskazała mu właściwe drzwi. Zapukał cicho i wszedł. Za biurkiem siedział mężczyzna lat około czterdziestu. Na jego widok wstał i podszedł wyciągając do niego dłoń. Marek przyjrzał mu się z uznaniem. Był wysoki i dobrze zbudowany. Pod obcisłą koszulką rysowały się solidne mięśnie. Widać było, że ten człowiek sporo czasu spędza na siłowni.
 - Pan Dobrzański jak mniemam?
 - Tak to ja. Dzwoniłem dzisiaj rano.
 - Tak, przekazano mi. Proszę usiąść i opowiedzieć z jaką sprawą pan przyszedł.
Marek rozsiadł się wygodnie i zaczął.
 - W zeszłym tygodniu w sobotę wziąłem ślub z niejaką Pauliną Febo. Ona i jej brat są współwłaścicielami firmy modowej Febo&Dobrzański. Być może pan słyszał. Ten ślub to była czysta farsa i można powiedzieć, że zostałem do niego zmuszony szantażem. Szantażystami okazali się moi rodzice. Jednak nie w ich sprawie tutaj przyszedłem. Ten ślub spowodował, że nie mogę być z kobietą, którą kocham całym sercem. Tak mocno ją zraniłem, że uciekła przede mną. Od jej ojca dowiedziałem się, że wyjechała za granicę, niestety zabroniła mówić mu komukolwiek, dokąd. Jestem bardzo zdeterminowany. Pragnę odnaleźć ją i wszystko jej wyjaśnić. Być może istnieje jeszcze dla nas szansa? Należało by ustalić dokąd wyjechała i gdzie obecnie przebywa. Ja muszę się z nią zobaczyć. Nazywa się Urszula Cieplak. Koszty nie grają roli. Pokrywam nawet te najdrobniejsze. Tutaj są jej zdjęcia. Zrobiłem je całkiem niedawno na wspólnie spędzonym weekendzie. Podejmie się pan?
 - To bardzo romantyczna historia, – Budkowski uśmiechnął się – ale jak możecie ze sobą być, skoro ożenił się pan?
 - To prawda, że sprawa nie jest prosta. Dlatego potrzebuję drugiego detektywa tu na miejscu. Człowieka, który będzie śledził każdy krok mojej żony. Będzie robił zdjęcia i o wszystkim mnie informował. Ten człowiek musi być niezwykle dyskretny i nierzucający się w oczy. Ona nie może się zorientować, że jest śledzona.
 - Panie Dobrzański. Dyskrecja to nasze drugie imię. Proszę się nie obawiać. Już my mamy swoje sposoby, by inwigilowany nie miał pojęcia o obserwacji. Ja mam takiego człowieka. Potrzebuję też zdjęcia żony.
 - No tak. Zapomniałem – sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki i wyciągnął z niej zdjęcie Pauliny. – Zostawię też swoje namiary, by ten człowiek a również i pan, miał ze mną kontakt. Wszelkie rachunki proszę przesyłać na adres firmy w dokładnie zaklejonej kopercie z moim nazwiskiem. I jeszcze jedno. W tej chwili żony nie ma w kraju. Pojechała do Włoch, do rodziny. Wraca w poniedziałek i od tego dnia można zacząć ją śledzić. Co do Uli daję panu wolną rękę. Chciałbym tylko, by od czasu do czasu odezwał się pan i poinformował mnie o postępach.
 - Oczywiście. Tak właśnie praktykujemy. Nawet gdy poszukiwania staną w miejscu, będzie pan o tym wiedział. Nie zawsze ludzie chcą, by ich odnaleziono i dobrze się ukrywają.
Pożegnał się z sympatycznym detektywem i opuścił budynek. Odetchnął. Sporo dzisiaj zdziałał. Wreszcie zacznie się coś dziać i może przyniesie pożądany skutek. Podjechał jeszcze do sklepu z artykułami malarskimi i kupił kilka puszek emulsyjnej farby w ciepłym, jasno żółtym kolorze i solidny wałek do malowania.
Następnego dnia od samego rana walczył ze ścianami w swoim pokoju. Sporo zapłacił za tą farbę, ale była warta swojej ceny. Idealnie pokrywała wszystkie nierówności. Przez cztery godziny pracował uczciwie, ale gdy skończył, był zadowolony z efektu. W piątek mieli przywieźć meble. Cieszył się, że uporał się tak szybko z tym malowaniem.
W piątkowe przedpołudnie zaparkował przed domem wóz meblowy. Marek nie chcąc się sam szarpać z ciężkimi sprzętami uiścił dodatkową zapłatę za ich wniesienie i w piętnaście minut wszystkie stały już ustawione w pokoju. Zszedł na dół i zaczął opróżniać szafy, które do tej pory dzielił z Pauliną. Tysiąc razy kursował z góry na dół i odwrotnie, ale do wieczora uporał się z przeniesieniem wszystkich swoich rzeczy. Doprowadził też do porządku drugą łazienkę na piętrze. Z zadowoleniem popatrzył na efekt swojej pracy. Był z siebie naprawdę dumny. Przygotował sobie lekką kolację, po której zasnął kamiennym snem. Był zmęczony.

Ula szlifowała swój szwedzki. Do popołudnia była w domu sama, bo Marysia jechała do pracy. Trochę z nudów zabrała się za naukę skądinąd dość trudnego języka. Marysia zdobyła program komputerowy i dzięki niemu każdego dnia Ula poznawała coraz więcej słówek i zwrotów. Nie wiedziała jeszcze, czy zostanie w Szwecji, ale język poznawała chętnie.
Pod koniec tygodnia zadzwonił Anton. Potwierdził, że Nilsson rzeczywiście szuka dobrze wykształconej ekonomistki ale na stanowisko swojej asystentki. Poczuła się tak, jakby przeżywała deja vu. Anton poinformował ją, że miał okazję rozmawiać z Nilssonem i napomknął mu, że pewna Polka z gruntownym wykształceniem ekonomicznym szuka pracy. Opowiedział, że Ula pracowała już na podobnym stanowisku w Polsce, a później na stanowisku dyrektora finansowego firmy modowej. Nie pamiętał tylko nazwy firmy. Zdziałał tyle, że Nilsson zgodził się spotkać z Ulą w poniedziałek o dziewiątej rano.
 - Ula, ja powiedziałem mu, że nie znasz szwedzkiego, ale biegle mówisz po angielsku, niemiecku i rosyjsku. Powiedziałem, że świetnie się orientujesz w tej branży. Jednym słowem przedstawiłem cię w samych superlatywach. Chyba go zaintrygowałem. W poniedziałek zrób się na bóstwo i zabierz ze sobą wszystkie dokumenty. Poproś Mari, żeby napisała ci po szwedzku CV. Mari zna adres i wie gdzie stoi budynek „Nakkny”. Powie ci jak dojechać.
Była wzruszona.
 - Nawet nie wiesz Anton jak bardzo jestem ci wdzięczna. Obiecuję się kiedyś zrewanżować. Bardzo ci dziękuję.
 - Będę trzymał za ciebie kciuki. Zapisz sobie mój numer. Jak będziesz już po rozmowie, to zadzwoń. Pójdziemy na kawę.

We wczesny sobotni poranek spakowały kilka najpotrzebniejszych rzeczy i pojechały do rodziców Mani. Uppsala jest oddalona od Sztokholmu o zaledwie siedemdziesiąt kilometrów a droga do niej pełna ciekawych, zapierających dech widoków, które Ula chłonęła jak gąbka. Marysia od lat przemierzająca tą trasę cierpliwie objaśniała Uli mijane miejsca. Po niespełna godzinie dojeżdżały. Wjechawszy na niewielkie wzniesienie Marysia zaparkowała na poboczu.
 - Musisz koniecznie coś zobaczyć – wyciągnęła Ulę z samochodu i podprowadziła ją kilkanaście metrów. Kiedy dotarły już na szczyt wzniesienia Ula zamarła. Przed nią rozciągała się szeroka panorama miasta.
 - Mój Boże. Nawet nie miałam pojęcia, że jest takie wielkie i takie piękne.
 - Uppsala to pod względem wielkości czwarte miasto w Szwecji. Sporo tu studentów. Przez środek miasta płynie urokliwa rzeka Fyris. Będziemy przejeżdżać to ją zobaczysz. Co roku odbywają się na niej regaty na małych łódeczkach. Zabawnie to wygląda. Dzisiaj nie mamy zbyt wiele czasu na zwiedzanie, ale obiecuję ci, że przyjedziemy tu jeszcze. Koniecznie musisz zobaczyć uppsalskie ogrody botaniczne. Ja jako architekt krajobrazu ciągle jestem pod ich urokiem. Tobie na pewno też się spodobają. Jest tu nawet zamek królewski. W dawnych czasach to miejsce zamieszkiwali Wikingowie. Tu był ich ośrodek religijny. A teraz już jedźmy. Mama pewnie czeka na nas ze śniadaniem.
Marysia wolno przejechała przez centrum miasta. Było spore ograniczenie prędkości. Większość mieszkańców poruszała się tu na bardzo popularnych rowerach. Wyjechały na obrzeża miasta. Przeważały tu niewielkie ale niezwykle kolorowe, drewniane, jednorodzinne domki. Wyglądały, jakby dopiero wyjęto je z jakiejś bajki. Przed każdym niewielki ogródeczek barwny od kwitnących kwiatów. Mania zatrzymała się przy jednym z nich.
 - To tutaj. Dojechałyśmy - zgrabnie wyskoczyły z samochodu i zabrały z bagażnika swoje torby. Skrzypnęła furtka a one odwróciły się równocześnie. Mania uśmiechnęła się.
 - Cześć mamuś. Poznajesz?
 - Mój Boże Urszula. Jaka ty jesteś piękna. Ja ciągle pamiętam cię z kucykiem i w ogromnych okularach – Dolińska przygarnęła ją mocno i uściskała. Ula wzruszyła się.
 - Dzień dobry pani Dolińska. Nawet w snach nie marzyłam, że jeszcze kiedyś was wszystkich zobaczę. Tak bardzo się cieszę i jestem taka wdzięczna Marysi, że zaprosiła mnie tu do was. A gdzież to pan Doliński?
 - Jest, jest. Na tyłach domu. Mamy tam kawałek sadu i tam przesiaduje najczęściej. Taki piękny dzień dzisiaj, że postanowiłam, że zjemy śniadanie na werandzie. Chodźcie dziewczynki. Na pewno już zgłodniałyście.
Rozpakowały się w dawnym pokoju Mani i zeszły na werandę. Przywitały się z panem Dolińskim. Długo ściskał Ulę. Dobrze pamiętał i jej mamę i ojca. Z racji tego, że obie dziewczynki przyjaźniły się to i ich rodzice często zachodzili do siebie.
 - Wyrosłaś na piękną kobietę Ula. Moja Mania także. Kto by pomyślał, że z takich dwóch kurczątek z mysimi ogonkami i w wielkich okularach wyrosną takie śliczne dziewczyny. Ale ja tu gadu, gadu, a herbata stygnie. Siadajmy.
Na widok całej baterii słoików zapełnionych różnej maści dżemami Ula uśmiechnęła się szeroko.
 - Czy wiecie państwo, że ja do dzisiaj pamiętam smak świeżego chleba grubo posmarowanego najlepszym na świecie truskawkowym dżemem, osobiście robionym przez panią Dolińską? Żaden smak nie może się z nim równać. Bardzo mi tego brakowało, gdy wyjechaliście – zaszkliły jej się oczy. Dolińska pogłaskała ją po dłoni.
 - Za to dzisiaj Ula możesz jeść do woli. Spójrz ile tu tego. Truskawkowy też jest – wskazała dłonią na słoiki. – Dostaniecie trochę do domu.
Dolińscy byli ciekawi nowej Polski. Starą pożegnali już wiele lat temu a o nowej nie wiedzieli prawie nic. Ot tyle, co obejrzeli w telewizji. Zasypali ją gradem pytań. Doskonale pamiętali wszystkich sąsiadów. Opowiedziała im o nich, a potem o swojej rodzinie. Gdy wspominała mamę, wszyscy się popłakali. Magda Cieplak była wspaniałą kobietą. Łagodną, wyrozumiałą i bardzo uczynną.
 - Jesteś do niej bardzo podobna Ula.
 - Tak, tak mówią. Tu jest zdjęcie Beatki. Ona też ją bardzo przypomina. A tu Jasiek i tata. – Z ciekawością oglądali fotografie i choć czasu minęło wiele, Józef nie zmienił się aż tak bardzo. Jaśka pamiętali jako kilkuletniego pędraka, a to już prawie dorosły mężczyzna.
 - Co teraz zamierzasz Ula? Chcesz zostać?
 - Jeszcze nie wiem. W poniedziałek idę na rozmowę w sprawie pracy. Jeśli ją dostanę, to zostaję. W Polsce bardzo trudno o etat. Jest duże bezrobocie. Może tutaj odkułabym się trochę a przede wszystkim pomogła finansowo tacie. Na razie pilnie uczę się szwedzkiego, by rozumieć o czym do mnie mówią.
Bardzo miło i sympatycznie upłynęły te dwa dni. Popłynęło sporo łez uwolnionych pod wpływem wspomnień, ale nie zabrakło też wesołych momentów. Obdarowane przez Dolińską pysznymi przetworami w niedzielę wieczorem wróciły do Sztokholmu. Marysia jeszcze szybko przetłumaczyła CV Uli na język szwedzki i wydrukowała je. Rano w drodze do pracy podwiozła Ulę pod gmach wielkiego biurowca „Nakkny” i tam pożegnała się z nią zapewniając, że będzie trzymać za nią kciuki.
Widok budynku trochę ją przytłoczył. Był gigantyczny. W porównaniu z nim gmach Febo&Dobrzański wyglądał jak większy kurnik. Nieśmiało weszła do środka przez szklane drzwi i spytała portiera o gabinet pana Nilssona. Poinstruowana przekroczyła próg windy i nacisnęła przycisk z numerem dziesiątym. Wychodząc z niej zerknęła jeszcze na zegarek. Była za pięć dziewiąta. Wzięła głęboki oddech i pomaszerowała w stronę gabinetu Nilssona.
W sekretariacie natknęła się na kobietę w średnim wieku o surowym wyglądzie. Przywitała się z nią po angielsku i wyłuszczyła cel wizyty.
 - A tak… Szef mówił, że pani tu dzisiaj będzie. Proszę za mną, zaanonsuję panią – sekretarka otworzyła obite brązową skórą drzwi i weszła do środka.
 - Panie prezesie przyszła ta Polka w sprawie pracy, może wejść?
 - Tak oczywiście, niech wejdzie. Zrobisz nam kawy Ruth?
 - Zaraz przyniosę.
Ula weszła nieśmiało i przywitała się z prezesem podając mu dłoń. Wskazał jej miejsce na kanapie i sam przysiadł obok. Przyjrzała mu się ciekawie. Mógł mieć około trzydziestu ośmiu, czterdziestu lat. – Dość młody, – pomyślała – ale wydaje się sympatyczny.
 - Jak wcześniej się dowiedziałem, jest pani z zawodu ekonomistą. Pokaże mi pani swoje CV? Ja będę przeglądał a pani niech mi opowie o sobie coś więcej. Mam podzielność uwagi i zapewniam panią, że będę słyszał każde pani słowo. – Podała mu teczkę z dokumentami.
 - Oprócz ekonomii ukończyłam również drugi kierunek zarządzanie i marketing. Oprócz tego mnóstwo innych kursów, których certyfikaty znajdzie pan w teczce. Znam biegle oprócz angielskiego niemiecki i rosyjski. Ostatnio byłam zatrudniona w firmie modowej Febo&Dobrzański mającej siedzibę w Warszawie. Piastowałam tam stanowisko najpierw asystentki prezesa a później dyrektora finansowego.
 - To dość wysokie stanowiska. Dlaczego pani odeszła z firmy?
 - Zapewniam pana, że nie z powodów zawodowych, ale osobistych i jeśli pan się nie pogniewa wolałabym je przemilczeć. – Oderwał głowę od papierów i spojrzał na nią z uśmiechem.
 - Pewnie jakieś sercowe sprawy, co? – Zarumieniła się.
 - No, można tak powiedzieć – odrzekła wymijająco.
 - No cóż. Muszę przyznać, że jestem pełen podziwu. Jest pani jeszcze bardzo młoda a już pracowała pani na eksponowanym stanowisku. Nie ukrywam, że jestem pod wrażeniem pani kompetencji. Jeśli nadal wyraża pani chęć pracy tutaj w „Nakknie”, to ja jestem gotowy panią zatrudnić. Jest tylko jeden warunek. Musi pani szybko nauczyć się szwedzkiego. Wprawdzie w tym kraju niemal wszyscy znają angielski i niemiecki, ale czasem zachodzi potrzeba porozumienia się w ojczystym języku.
 - Ja już zaczęłam się uczyć i myślę, że dość szybko pokonam barierę językową.
 - Miło to słyszeć. W takim razie od jutra może pani zacząć. Proszę przyjść na godzinę ósmą. Ruth oprowadzi panią po firmie i pokaże najważniejsze miejsca. Jutro też podpisze pani umowę. Już teraz mogę powiedzieć o wysokości pensji. Stawka w przeliczeniu na polskie złotówki to będzie… - podszedł do komputera i sprawdził. – To będzie około czternastu tysięcy złotych. Oczywiście to kwota brutto. Odejdzie od tego podatek i koszty ubezpieczenia. Czy taka pensja odpowiada pani? – Oczy Uli miały wielkość młyńskich kół.
 - Jestem oszołomiona. Naprawdę nie spodziewałam się aż tak wysokiej stawki.
 - Proszę pani, proszę mi wierzyć, że w tym kraju bardzo doceniamy wysokiej klasy specjalistów a pani do takich należy. Rozumiem, że zgadza się pani na taką pensję, tak?
 - Jak najbardziej tak. Bardzo panu dziękuję, jutro stawię się punktualnie.
Kiedy wyszła na korytarz wybrała numer Antona.
 - Anton? To ja stawiam tą kawę. Całe hektolitry kawy. Dostałam tę pracę i życia mi braknie by ci się odwdzięczyć. Jestem na korytarzu przed gabinetem prezesa. Czekam na ciebie.




ROZDZIAŁ 7


W niedzielę po południu wróciła Paulina. Z żalem stwierdziła, że Marka nie ma w domu. W Mediolanie miała sporo czasu na rozmyślania. Przez te wszystkie lata, które z nim spędziła, miała go za człowieka o słabym charakterze. To ona dominowała w tym związku. To ona miała silną osobowość. Tańczył tak jak mu zagrała. Uwielbiała manipulować nim, by osiągnąć dla siebie jakieś korzyści. Rzadko jej się sprzeciwiał. Rzeczywiście nie pozwalała nawet na to, by miał swoje zdanie na dany temat. Wszelkie odstępstwa i próby protestu dusiła w zarodku. To jej władcze i despotyczne usposobienie zemściło się na niej w okrutny sposób. Miał rację, nie kochała go, ale przywykła do niego tak mocno, że gdyby on wykazał odrobinę dobrej woli, mogliby być ze sobą szczęśliwi. Postanowiła być dla niego miła. Nie krzyczeć, nie robić scen, ale rozmawiać z nim spokojnie i rzeczowo. Może wtedy dojdą do porozumienia? Weszła do salonu i rzuciła walizkę na kanapę. Otworzyła ją i zaczęła wypakowywać rzeczy. Wziąwszy ich stosik na ręce pomaszerowała do garderoby. W drzwiach stanęła jak wryta. Szafy były opróżnione z jego ubrań. Zniknęły koszule, krawaty, garnitury, wszystko.
 Wyprowadził się? – taka myśl od razu przyszła jej do głowy. Usłyszała kroki za plecami i odwróciła się. Stał na środku salonu i gapił się na nią.
 - Wróciłaś? To dobrze. Muszę z tobą uzgodnić kilka rzeczy. Jak się rozpakujesz, to usiądziemy i porozmawiamy spokojnie.
 - Jak sobie życzysz. A gdzie są twoje rzeczy? – wskazała na szafy.
 - Na górze. Zejdę za piętnaście minut i pogadamy.
Poszedł na górę i przebrał się w swobodniejszy strój. Schodząc ze schodów zapytał.
 - Napijesz się kawy?
Zaskoczona spojrzała na niego. – Co on taki miły dla mnie? – Na głos powiedziała. – Chętnie. Dziękuję.
Nastawił expres i po chwili już nalewał smolisty płyn do filiżanek. Przeniósł je na ławę w salonie i przysiadł na kanapie. Po chwili dołączyła do niego i ona. Usiadła obok i założyła nogę na nogę.
 - To o czym chciałeś porozmawiać?
 - O budżecie domowym. Chciałem cię poinformować, że nie będę cię już utrzymywał. Wysokość twojej pensji jest porównywalna do mojej, więc z łatwością za nią przeżyjesz. Wydatki za media podzielimy na pół. Tak będzie sprawiedliwie. Nigdy nie korzystałaś z kuchni. Nie gotowałaś. Mniemam więc, że dalej będziesz się stołować na mieście. Pozwoliłem sobie zapełnić lodówkę, ale jeśli chcesz mieć ją wyłącznie do swojej dyspozycji, kupię drugą dla siebie.
Patrzyła na niego jakby widziała go po raz pierwszy. Z każdym jego słowem wzbierał w niej gniew. - Nie… z nim nie da się rozmawiać spokojnie i rzeczowo. - W końcu nie wytrzymała i dała upust emocjom.
 - Ty chyba żartujesz. Nie dość, że upokorzyłeś mnie na moim własnym ślubie, skompromitowałeś przed tyloma gośćmi, powiedziałeś mi tyle przykrych słów, to teraz żądasz jeszcze ode mnie pieniędzy? O nie mój drogi, nie dam ci ani złotówki. Obowiązkiem męża jest utrzymywać żonę i ja będę konsekwentna w tym względzie.
Znowu na jego twarzy zagościł ten szeroki, promienny uśmiech, który ją przeraził.
 - Nie przypominam sobie, żeby istniały jakieś przepisy, które mówią, że mąż ma utrzymywać żonę. Tylko w jednym wypadku ma to uzasadnienie, a mianowicie w takim, gdy żona pozostaje bez środków do życia. W twojej sytuacji nie ma o tym mowy, bo jak na dzisiejsze standardy zarabiasz krocie. Jeśli nie będziesz dokładać się do wydatków domowych załatwię to w inny sposób i wyegzekwuję od ciebie te pieniądze.
 - Ciekawe jak – prychnęła pogardliwie.
 - W sądzie kochanie. W sądzie i jeśli chcesz uniknąć skandalu zgodzisz się na taki podział kosztów i nie pozwolisz, bym złożył pozew w tej sprawie. – Zacisnęła dłonie w pięści i wysyczała przez zęby.
 - Jesteś podłą gnidą. Gdzie ja miałam oczy?
 - Sam się nad tym zastanawiam. Może i jestem podłą gnidą, ale do ciebie jeszcze mi bardzo daleko – wstał z kanapy i wziąwszy swoją filiżankę poszedł w kierunku schodów. Odwrócił się jeszcze i rzucił.
 - Oczekuję, że do każdego rachunku załączysz połowę należności. Proponuję je zostawiać na tej komodzie – wskazał dłonią. – Dobranoc.
Patrzyła na niego z nienawiścią. – Cham, prostak i drań. Jutro pojadę do Heleny i wszystko jej opowiem. Może ona przemówi mu do rozsądku.

W poniedziałkowy poranek wprost z windy udał się do pracowni mistrza. Przywitał się z nim i przysunąwszy sobie krzesło do stołu, przy którym siedział, powiedział cicho.
 - Mam bardzo dobre wieści Pshemko. W zeszłym tygodniu spotkałem po latach moich znajomych ze studiów. To małżeństwo. Okazało się, że on jest dyrektorem generalnym na Polskę firmy consultingowej mającej siedzibę w Londynie. Opowiedziałem mu o naszych problemach z FD Sportivo a on załatwił nam miejsce na targach mody. To międzynarodowe targi Pshemko. Jednak sama kolekcja sportowa nie wystarczy. Musimy pokazać prototypy ostatniej kolekcji. To dla nas wielka szansa przyjacielu. On obiecał, że pomoże mi nawiązać kontakty z przedstawicielami zachodnich firm. Może zawrzemy jakieś korzystne umowy i będziemy mogli upłynnić odzież sportową. Mamy dwa tygodnie czasu. Dasz radę to wszystko przygotować? Czarek porobiłby zdjęcia i zamówiłbym foldery.
Twarz projektanta przybrała natchniony wyraz.
 - Marco! Naprawdę wystawimy nasze kolekcje na międzynarodowych targach? Lejesz miód na moje zbolałe serce. Oczywiście damy radę ze wszystkim. Zaraz wydam dyspozycje moim asystentom i Izabeli, wybiorę najlepsze modele. Będzie dobrze.
 - Dzięki Pshemko. Jesteś genialny i udowodnimy to. A’propos Izy. Mógłbym z nią porozmawiać? Chciałem ją o coś zapytać.
 - Idź do pracowni szwaczek. Chyba tam jest.
Była. Przywitał się z nią i cicho powiedział.
 - Iza, mam do ciebie wielką prośbę. Usiłuję się skontaktować z Ulą. Wiem, że wyjechała za granicę, ale nie wiem dokąd. Nie odbiera telefonów. Ja naprawdę muszę z nią porozmawiać.
 - Marek, ale ja nie wiem, gdzie ona jest. Obie z Alą wiemy, że wyjechała, ale chyba tylko jej ojciec wie, dokąd. Nawet się z nami nie pożegnała – powiedziała z żalem. – Marek pokiwał ze zrozumieniem głową.
 - Szkoda. No nic, będę próbował w inny sposób. Dziękuję ci.
Wyszedł rozczarowany. Wyglądało na to, że i Ala nie miała pojęcia o miejscu pobytu Uli. Jedyna nadzieja w Budkowskim. Jeśli on jej nie znajdzie, to już chyba nikt.

Dwa tygodnie później warszawski Torwar przy Łazienkowskiej pękał w szwach. Zgromadzona publiczność oblegała liczne stoiska firm modowych. O szesnastej miał zacząć się pokaz. Pshemko był spięty. Podobnie Marek. Dotarli do nich Wolscy i uspokajali, że wszystko pójdzie jak po maśle. Obiecali, że po pokazie przedstawią ich kilku ważnym osobom. Te obawy były niepotrzebne. Długo nie milkły brawa po pokazaniu ekskluzywnej kolekcji a i sportowa została przyjęta niezwykle entuzjastycznie. Zauważył Korzyńskiego i zacisnął zęby. To przez tego dupka ma takie kłopoty. Nawet nie dał mu szansy, by sprzedaż kolekcji sportowych ubrań mogła porządnie zaistnieć. Ze zdumieniem skonstatował, że obok Korzyńskiego stoi jego żona. On szepta jej coś do ucha a ona chichocze ze śmiechu. – O czym oni tak szepczą? – Nie miał jednak już czasu, by dłużej się nad tym zastanawiać, bo nadszedł Michał prowadząc ze sobą dwóch mężczyzn.
 - Pozwól Marek, że ci przedstawię. Ten dżentelmen to Uwe Jϋrgens, właściciel austriackiej firmy modowej, a ten drugi pan, to Lucas Godoy. Lucas jest Belgiem i właścicielem podobnej firmy jak twoja. A to panowie prezes Febo&Dobrzański i ich genialny projektant Pshemko. – Mężczyźni uścisnęli sobie dłonie a Michał kontynuował. – Obaj panowie są zainteresowani obiema kolekcjami. Powinniście się umówić i porozmawiać o szczegółach. Oni są tu jeszcze przez trzy kolejne dni, będzie więc czas na dogadanie się.
 - Bardzo miło jest mi poznać panów. Jeśli dysponują panowie czasem jutro w godzinach dopołudniowych, byłbym szczęśliwy, gdybyście zechcieli odwiedzić moją firmę. Mamy wygodną salę konferencyjną i tam w spokoju moglibyśmy porozmawiać o interesach.
Nowo poznani biznesmeni przystali na tę propozycję z ochotą. Umówili się na godzinę dziesiątą, a Marek jeszcze objaśniał im jak dotrzeć do F&D.
Michał wykonał kawał porządnej roboty. Poznał Marka z kolejnymi trzema właścicielami firm modowych z Holandii, Portugalii i Danii. Następnego dnia odbyło się spotkanie. Pokazano jeszcze zdjęcia z pokazów poprzednich kolekcji. Wszyscy jak jeden mąż byli zgodni, że suknie, kurtki i płaszcze są powalające, a Pshemko prawie się rozpłakał słuchając tych pozytywnych opinii. Marek przy pomocy Wolskich zredagował umowy omawiając z zainteresowanymi punkt po punkcie. Pierwsze dostawy odzieży sportowej miały się zacząć za dziesięć dni, kolekcji ekskluzywnej dopiero po pokazie w Łazienkach. Długo ściskał Michałowi dłoń. Ilonie też nie żałował.
 - Sam dobry Bóg pozwolił nam się spotkać, a dla mnie to było szczęśliwe zrządzenie losu. Gdyby nie wy, aż boję się pomyśleć. Jeszcze w tym tygodniu rozwiązuję definitywnie umowę z Korzyńskim. Mam dość tego ruskiego dupka.
 - A widziałeś jak twoja żona klei się do niego? Nadskakiwała mu i kokietowała go. To obrzydliwe – Ilona skrzywiła się z niesmakiem.
 - Widziałem i na pewno porozmawiam z nią na ten temat. Do zobaczenia kochani. Mam nadzieję, że wkrótce. Wiele wam zawdzięczam i obiecuję, że któregoś dnia zrewanżuję się w podobny sposób.
Wieczorem wracał do domu wraz z Pauliną. Większą część drogi przebyli w milczeniu. Jednak Marek przerwał tę ciszę.
 - Chciałbym się dowiedzieć, jakie stosunki łączą cię z Korzyńskim. Wszyscy, którzy nas znają twierdzą zgodnie, że dość bliskie. Możesz mi to wyjaśnić?
 - A cóż ciebie może to obchodzić?
 - Żywotnio mnie to obchodzi moja droga. Nie dopuszczę do tego, żebyś miała mi przyprawiać rogi.
 - Ty przyprawiałeś mi je wielokrotnie. Sam powiedziałeś, że jesteś moim mężem na papierze. Mam prawo żyć tak jak mi się podoba.
 - I tu się mylisz. Odkąd cię poślubiłem nie zdradziłem cię ani raz. Zdradzałem cię wtedy, gdy nie byłaś jeszcze moją żoną. Teraz nią jesteś i to, że tylko na papierze nie oznacza, że pozwolę ci na to. Nie ma mowy. Twoja obecna pozycja oraz to, że jesteś panią Dobrzańską, do czegoś zobowiązują. Ponoć jesteś kobietą z klasą, więc nie rób z siebie dziwki.
 - Ty chamie! – wrzasnęła – Co ty sobie wyobrażasz! Nie będziesz mi dyktował jak mam żyć. Będę robić to, na co tylko mam ochotę i nic ci do tego. – Znowu ten szeroki uśmiech, którego tak nienawidziła.
 - Nie krzycz, bardzo cię proszę. Nie jestem głuchy – powiedział cicho. – Twoje wrzaski już na mnie nie działają. Uodporniłem się na nie. Ja tylko chcę, byś zachowywała się godnie, nie przynosiła sobie wstydu i nie narażała się na kompromitację. Czy to źle, że staram się dbać o twoje dobre imię?
Nie odezwała się już. Obrzuciła go tylko nienawistnym spojrzeniem i odwróciła twarz do szyby.

Dni płynęły. Ula na dobre wdrożyła się w swoje obowiązki i coraz częściej zaskakiwała swojego szefa świeżym spojrzeniem na niektóre sprawy i bardzo fachowym podejściem do nich. Codzienne, wieczorne konwersacje z Marysią po szwedzku, też przynosiły rezultaty, bo potrafiła się już dogadać w najprostszych sprawach. W pracy często mieszała szwedzki z angielskim. Tak było jej łatwiej, gdy brakowało jej słów. Nilsson był z niej zadowolony. W bardzo krótkim czasie przekonał się, że Ula to znakomity pracownik. Nie oszczędzała się i dawała z siebie wszystko. Jej propozycje budżetów były znakomite i pozwalały zaoszczędzić spore sumy. Minął zaledwie miesiąc, od kiedy została zatrudniona w „Nakknie”, a on nie wyobrażał już sobie lepszej asystentki. Nawet podziękował Antonowi za nią.
Któregoś dnia po kolacji poczuła się słabo. Zakręciło jej się w głowie. Wstała niepewnie od stołu i zachwiała się. Marysia spojrzała na nią przestraszona.
 - Ula, co ci jest? Jesteś taka blada?
 - O Boże, jak mi niedobrze. Chyba muszę do łazienki. Z pomocą Mani dotarła tam i zwróciła całą zawartość żołądka.
 - Matko Boska, coś ty zjadła? Jadłaś ryby? – Ula pokręciła przecząco głową.
 - Nie. Przecież wiesz, że nie biorę ich do ust. W firmowej stołówce wszystko jest świeże. U nas w domu też. Naprawdę nie wiem, co się dzieje. Kręci mi się w głowie jak na karuzeli.
Marysia pomogła jej dojść do sypialni i przykrywszy ją kołdrą przysiadła jeszcze przy łóżku.
 - Ula…? – zaczęła myśląc o czymś intensywnie. – Kiedy miałaś ostatnią miesiączkę?
Cieplakówna wbiła w nią wzrok. Z każdą chwilą jej oczy stawały się większe i coraz bardziej przerażone.
 - Nie… nie…, to nie może być prawda.
 - Ale dopuszczasz taką możliwość? – Maria spojrzała na nią niepewnie.
 - Teraz chyba tak. Jestem kompletną kretynką. Jak mogłam się nie zorientować. Już nawet nie pamiętam, kiedy ostatni raz miałam okres. Chryste Panie, jestem w ciąży? – rozpłakała się żałośnie. – Co ja teraz zrobię? Dopiero dostałam tę wspaniałą pracę i będę musiała z niej zrezygnować. Tato się wścieknie jak się dowie. Nic nie wie o relacjach łączących mnie z Markiem. Dlaczego to zawsze na mnie spadają takie rzeczy? Dlaczego? – rozszlochała się na dobre.
Marysia przytuliła ją mocno.
 - Nie płacz Ulka. To nie koniec świata, a poza tym jeszcze tak naprawdę nie wiesz, czy to ciąża. Mam w apteczce testy. Najpierw je zrobisz, a gdy ją potwierdzą, dopiero wtedy będziemy się martwić - przyniosła dwa testy i wręczyła je Uli. – Masz. Jak ci się zachce do ubikacji, to zrób je.

Z przerażeniem wpatrywała się w dwie niebieskie kreski, które pojawiły się na obu testach. Nie było mowy o pomyłce. Była w ciąży. To koniec jej kariery w tym kraju. Jak ma teraz wrócić do Polski i powiedzieć o tym swojej rodzinie? Jak ma wrócić do Rysiowa? Będą ją wytykać palcami. To małe miasteczko, gdzie wszyscy dobrze się znają. Już słyszała te zjadliwe uwagi sąsiadek, że jest panną z nieślubnym dzieckiem. Koszmar.
Wyszła z łazienki trzymając w dłoni oba testy i poszła obudzić Manię.
 - Miałaś rację. Jestem w ciąży. Zobacz. Nie mam pojęcia co robić?
 - Przede wszystkim uspokój się. Pójdziesz do pracy i powiesz o wszystkim Nilssonowi. Zobaczysz, co powie. Jeszcze dzisiaj zamówię ci wizytę u ginekologa, ale to po południu. Przyjadę po ciebie do pracy i pojedziemy tam razem. W tym kraju nie ma zakazu aborcji i możesz zrobić ją na żądanie do czwartego miesiąca ciąży. Musisz się zastanowić, czy chcesz urodzić to dziecko. Dobra wiadomość to taka, że dzieci są tu traktowane na specjalnych warunkach. Otacza się je opieką i troską. Będzie dobrze, zobaczysz. A teraz ubierz się. Ja zrobię śniadanie i jedziemy do pracy.
Miała mieszane uczucia po tym co usłyszała od Marysi. – Miałabym usunąć to dziecko? Dziecko, które jest owocem miłości mojej i Marka? Nie mogę tego zrobić. Bez względu na wszystko urodzę je. Może z czasem jakoś się to moje życie ułoży. – Z natłokiem myśli przestąpiła próg sekretariatu. Jej mina i nastrój nie umknęły uwadze Ruth.
 - Jakaś dziwna jesteś Ula dzisiaj. Stało się coś?
 - Nie…, nie… - uśmiechnęła się łagodnie. – Muszę porozmawiać z panem Nilssonem, jest już?
 - Jest. Wszedł tuż przed tobą.
Zapukała cicho do drzwi gabinetu i otworzyła je.
 - Dzień dobry szefie. Mogę zająć panu chwilkę? Chciałam porozmawiać.
 - Wejdź, wejdź Ula. Co tam?
Przysiadła na skraju kanapy i splotła dłonie, by ukryć ich drżenie. Przyjrzał jej się uważnie. Była jakaś spięta i chyba zdenerwowana. Usiadł obok i zapytał z troską.
 - Jesteś dzisiaj jakaś nieswoja. Stało się coś?
 - Naprawdę nie wiem, jak mam panu to wszystko powiedzieć – głos jej zadrżał a w oczach pokazały się łzy. Wzięła głęboki oddech i spojrzała mu w oczy. – Pamięta pan jak pytał mnie pan o powody odejścia z Febo&Dobrzański? Powiedziałam panu wówczas, że odeszłam z powodów osobistych. – Nilsson kiwnął głową.
 - Pamiętam. Nie chciałaś o tym mówić.
 - Tak, to prawda. Jednak coś się wydarzyło i chciałabym, żeby znał pan prawdę. Tam w Polsce działo się sporo rzeczy. Z moim szefem łączyło mnie znacznie więcej niż tylko relacje czysto służbowe. Zakochałam się w nim a i on mnie pokochał. Niestety, uwikłany był w stały związek ze współwłaścicielką firmy. Naciskany przez rodziców oświadczył się jej i już nie mógł wymigać się od ślubu. Ten ślub miał scementować firmę i połączyć ze sobą dwie rodziny. On nie chciał się żenić. Nie kochał jej, a jednak zrobił to. Kiedy rozstawaliśmy się zapewnił mnie, że to ja jestem miłością jego życia, a tamtej nie kocha. Widziałam migawki z tego ślubu. On wyglądał jakby szedł na egzekucję. Kiedy się żenił ja byłam już tutaj i usiłowałam poskładać moje życie do kupy. Jednak wczoraj dowiedziałam się, że jestem…, że jestem w ciąży. Z nim. Nie chcę jej usuwać. To dziecko będzie też jego częścią. Rozumiem, że w takiej sytuacji może się pan poczuć rozczarowany i zechce mnie zwolnić. Nie będę miała pretensji, choć z pewnością będzie mi bardzo żal opuszczać to miejsce.
Po jej twarzy płynęły już prawdziwe potoki łez. Podał jej chusteczkę.
 - Ula. Nie wiem jakie ty masz wyobrażenie o zasadach panujących w szwedzkich firmach. Tutaj dzieci traktuje się jak najwyższe dobro. Nie mam zamiaru cię zwalniać tylko dlatego, że jesteś w ciąży. „Nakkna” ma całe zaplecze, by ułatwić pracę kobietom w niej zatrudnionym i w dodatku to wszystko jest tu, na miejscu. Wierz mi, że nie pozwoliłbym ci odejść, bo jesteś najlepszą i najbardziej kompetentną asystentką jaką kiedykolwiek miałem. Spokojnie donosisz tę ciążę. A jak już urodzisz szczęśliwie, to masz tu do dyspozycji firmowy żłobek i przedszkole. Możesz spokojnie zostawiać tu dzieciątko i odbierać je po pracy. Mamy świetnie przeszkolony personel. Jest tu też przychodnia specjalistyczna. W niej możesz zrobić wszystkie badania. Są również lekarze. Nasz zakładowy ginekolog może poprowadzić twoją ciążę aż do rozwiązania. Sama pewnie zauważyłaś, że załoga „Nakkny” to w przeważającej liczbie kobiety. Muszą mieć odpowiednie warunki do pracy, ale i do wychowywania dzieci też. Nie płacz już i uśmiechnij się. Ruth pójdzie zaraz z tobą do przychodni. Zrobisz badania a po nich zbada cię lekarz. Noo…, głowa do góry. Będzie dobrze.
Uśmiechnęła się do niego przez łzy.
 - Dziękuję panie Nilsson. Naprawdę myślałam, że jestem tu dzisiaj po raz ostatni. Jestem panu bardzo, bardzo wdzięczna za wszystko. Pójdę już.
 - W porządku. Zawołaj mi tu jeszcze Ruth.
Wraz z sekretarką zjechała windą na parter. Ruth poprowadziła ją długim korytarzem, na końcu którego za oszklonymi drzwiami znajdowało się zaplecze medyczne „Nakkny”. Podeszły do rejestracji i przywitały się z siedzącą tam kobietą.
 - Witaj Lotta. Przyprowadziłam wam pacjentkę. Jest w ciąży i trzeba jej zrobić badania. Doktor Olson już jest?
 - Jest. Przyjmuje od rana. Tu macie skierowanie. Idźcie teraz do laboratorium.
Nie sądziła, że wszystko pójdzie tak sprawnie. Wyniki zrobiono jej błyskawicznie, od ręki. Chwilę poczekały pod gabinetem i wkrótce wywołano Ulę. Zanim tam weszła powiedziała cicho.
 - Wracaj Ruth. Ja sobie poradzę. Sekretariat nie może być pusty, a ja już i tak mam wyrzuty sumienia, że oderwałam cię od pracy.
 - Trafisz z powrotem?
 - Na pewno. Na razie.
Weszła do środka i przywitała się z lekarzem. Był rudy i bardzo piegowaty. Jednak miał miły, sympatyczny uśmiech i łagodne, błękitne oczy. Odebrał od niej wyniki i poprosił, by położyła się na kozetce lekarskiej.
 - Zrobimy jeszcze USG. Zobaczymy, co tam w środku siedzi.
Nałożył jej na brzuch żel i roztarł go głowicą. Uśmiechnął się.
 - To już całkiem zaawansowana ciąża. Koniec dziesiątego tygodnia. Nie widzę nic niepokojącego i wszystko wydaje się być w jak najlepszym porządku. Ma pani poranne mdłości?
 - Raczej nie, ale wczoraj wieczorem zwróciłam całą kolację.
 - No to chyba się właśnie zaczęły. U różnych kobiet wygląda to różnie, ale mam nadzieję, że u pani nie potrwają długo. Uprzedzam panią, że może pani nie mieć apetytu szczególnie po wymiotach. Może też nastąpić spadek wagi, ale to sytuacja przejściowa. Jeśli pani chce, będę monitorował tę ciążę.
 - Chciałam właśnie o to pana prosić.
 - W takim razie widzimy się za miesiąc. Gdyby coś się niepokojącego działo, proszę przyjść lub zadzwonić. Tu daję pani mój numer telefonu i jeszcze wydruk z USG. Ta mała, czarna plamka, to pani dziecko i mam nadzieję, że sprowadzimy je szczęśliwie na świat.
Wróciła do sekretariatu i zadzwoniła do Marysi informując ją, że jest już po badaniach i żeby nie zamawiała wizyty u ginekologa. Koniecznie jak wróci do domu, musi porozmawiać z tatą. Nie może go okłamywać. Nie wybaczyłby jej tego.
Późnym wieczorem połączyła się z Rysiowem. Opowiedziała ojcu wszystko nie pominąwszy żadnego szczegółu. Bała się jego reakcji, jednak on bardzo ją zaskoczył mówiąc, że jest bardzo szczęśliwy, że zostanie dziadkiem. Prosił ją, by dbała o siebie i oszczędzała się.
 - Dziękuję tatusiu, że jesteś taki wyrozumiały. Za dwa dni prześlę wam pieniądze na życie. Poratujecie się trochę. Niestety prześlę korony. Będziesz musiał zapytać w banku, czy mogą ci to wypłacić od razu w złotówkach. Ucałuj dzieciaki. Ciebie też całuję. Dobranoc.
Odetchnęła. Zaczynała wierzyć, że wszystko jeszcze będzie dobrze.




ROZDZIAŁ 8


Dzięki umowom podpisanym na targach mody firma nieco okrzepła. Zaczęła się regularna współpraca z kontrahentami. Poprawiły się znacznie wyniki sprzedaży i już nie groziła firmie plajta. Marek ewidentnie się zmienił. Spoważniał i już nie uśmiechał się tak jak dawniej. Skupił się na dwóch rzeczach. Na tym, żeby F&D osiągnęła od dawna wyczekiwaną stabilizację i na odnalezieniu Uli. Jak do tej pory nie dowiedział się o niej nic. Natomiast wiele dowiedział się o życiu swojej żony. Rozmowa, którą przeprowadził z nią po targach miała być tylko pretekstem do tego, by Paulina zaczęła się buntować i robić mu na przekór. Nie musiał długo czekać. Kilka dni po pokazie zadzwonił do niego Gawroński, drugi z detektywów, którego zadaniem było śledzić Paulinę. Umówili się na mieście w jednej z restauracji. Już na miejscu wręczył mu kopertę zawierającą zdjęcia.
 - Ona spotyka się z jednym facetem. Wysoki, dobrze zbudowany. Nazywa się Korzyński i jest z pochodzenia Rosjaninem. Tu w Polsce prowadzi rozległe interesy.
 - Tak. Wiem. Znam go. Tak przypuszczałem, że oni się spotykają. Dziękuję panie Gawroński. Proszę nadal ją śledzić i dokumentować obserwacje zdjęciami. Będą stanowić dowody w sprawie.
Po spotkaniu z detektywem poszedł do parku. Usiadł na ławce tuż przy stawie i zamknął oczy. Lubił wyobrażać sobie, że siedzi tu razem z Ulą i karmi wraz z nią kaczki. Boleśnie ścisnęło mu się serce. Na myśl, że to już nigdy się nie zdarzy poczuł pod powiekami łzy. W momentach takich jak ten mocno żałował, że nie był bardziej odważny, że nie przeciwstawił się rodzicom, że tak bardzo dał się zmanipulować i zdominować Paulinie. Gdyby miał więcej odwagi i nie był takim podłym tchórzem, jego życie teraz byłoby szczęśliwe. Nawet wtedy, gdyby rodzice dotrzymali słowa i wydziedziczyli go, poradziłby sobie. Z Ulą u boku poradziłby sobie ze wszystkim.
 – Gdzie ty jesteś Ula? Gdzie mam cię szukać? – wyszeptał bezradnie. Odpowiedział mu tylko silny poryw wiatru i szelest jesiennych liści.
Z rodzicami utrzymywał tylko sporadyczny kontakt. Skończyło się bywanie na wspólnych obiadach. Oni nadal ciosali mu kołki na głowie, a on nie chciał tego wszystkiego wysłuchiwać. Pamięta tą rozmowę z matką zaraz po powrocie Pauliny z Mediolanu. Nie byłaby sobą, gdyby następnego dnia nie pojechała, żeby się poskarżyć.
 - Ona jest bardzo nieszczęśliwa synku. Mówi, że źle ją traktujesz, że małżeństwo do tej pory nie zostało skonsumowane, że każesz jej opłacać rachunki.
Kiedy to usłyszał roześmiał się szyderczo.
 - A czego wyście się spodziewali? To małżeństwo zostało skonsumowane wiele lat temu i tyle powinno jej wystarczyć. Już na ślubie powiedziałem wam, co o tym myślę. Tylko do siebie możecie mieć pretensje. Co wy myśleliście? Że zaraz zmajstruję wam wnuka? Niedoczekanie. Wolę umrzeć bezpotomnie niż mieć dzieci z kobietą, której nienawidzę całym sercem. Dzięki waszym działaniom unieszczęśliwiliście nie tylko mnie, ale i waszą ukochaną Paulinkę. Jedyne, co możecie zrobić, to płakać razem z nią, bo ja nie tknę jej już nigdy w życiu i do końca swoich dni będę omijał jej sypialnię szerokim łukiem. Nie będę jej też utrzymywał. Już dość pasożytowała na mnie przez te siedem lat. Wreszcie zacznie płacić rachunki jak każdy obywatel w tym kraju.
Helena popatrzyła smutno na swojego jedynaka.
 - Nie sądziłam, że możesz być taki podły i cyniczny. Ona nie zasłużyła sobie na takie traktowanie.
 - A ja? Czy ja zasłużyłem sobie, że wy, moi rodzice potraktowaliście mnie tak przedmiotowo nie zważając na moje uczucia? Teraz żałuję, że byłem na tyle słaby, żeby wam się przeciwstawić. Lepiej by mi się żyło ze świadomością, że zostałem wydziedziczony, niż do końca życia mordować się z tą włoską harpią. Już dzięki Bogu nie macie wpływu na mnie i na to, co zrobię. Już do tego nie dopuszczę, byście mieli wtrącać się w moje życie. Dość złego wyrządziliście. Mam nadzieję, że kiedyś to zrozumiecie i sumienie nie pozwoli wam spać. Teraz wychodzę i nie sądzę bym miał prędko tu wrócić. Synową za to będziecie widywać bardzo często. Na pewno wkrótce się zjawi, by kolejny raz na mnie ponarzekać.

Z talerzem pełnym pachnącego bazylią spaghetti rozsiadł się w swoim pokoju i z ciekawością przeglądał zdjęcia dostarczone przez Gawrońskiego. Było ich sporo. Wybrał te, na których jego żona namiętnie całuje się z Rosjaninem, obściskuje go i gładzi po policzku. Było ich sześć. Spakował je do białej, dużej koperty i zmieniając charakter pisma wypisał drukowanymi literami adres największej, plotkarskiej gazety w kraju. Pod spodem umieścił jeszcze nazwisko dziennikarki, do której miały trafić materiały. Do środka koperty wrzucił wydrukowaną na komputerze kartkę o treści
Oto wierna jak Penelopa, kochająca żona Marka Dobrzańskiego w objęciach Lwa Korzyńskiego, biznesmena i jednego z najbogatszych ludzi w Rosji. Mąż pani Dobrzańskiej nie jest tak majętny i nic dziwnego, że żona zdradza go z zasobniejszym portfelem. Zdjęcia są oryginalne i nie są fotomontażem.
Zakleił kopertę i uśmiechnął się do siebie. – Zobaczymy Paulinko jak na to zareagujesz. Będziesz dementować, czy nie?

Wyszła z windy i ze zdziwieniem obrzuciła wzrokiem sporą grupę pracowników chichoczących nad jakąś gazetą. Zauważyła Violettę i kiwnęła na nią.
 - Cześć Viola, co to za zgromadzenie? – Kubasińska przyjrzała jej się z ironicznym uśmieszkiem.
 - No co ty Paulina, nie wiesz? Jesteś dzisiaj bohaterką bulwarowej prasy. Wszędzie cię pełno. Rozczarowałaś mnie. Zawsze mówiłaś mi o uczciwości i wierności. Ganiłaś mnie za znajomość z Sebastianem. Krytykowałaś mój sposób prowadzenia się. A tymczasem co ty robisz? Zdradzasz Marka na lewo i na prawo. Kobieta z klasą – prychnęła pogardliwie. Paulina przełknęła głośno ślinę.
 - Viola o czym ty mówisz? – Kubasińska odwróciła się na pięcie i wyrwała jednej z dziewczyn gazetę.
 - Mówię o tym, jakbyś nie wiedziała. Gratuluję. Popisałaś się, nie ma co.
Paulina wyszarpała gazetę z jej rąk. Gdy zobaczyła zdjęcia pociemniało jej w oczach. – Skąd mają te zdjęcia? Jak się dostały w ich łapy? Taka kompromitacja. – Złożyła gazetę i czym prędzej czmychnęła do gabinetu Alexa. Odkąd Ula odeszła Krzysztof przywrócił go z powrotem do pracy. Marek nie chciał się na to zgodzić i puścił ojcu to nieszczęsne nagranie zrobione przez Violettę. Jednak ojciec nie zareagował na nie tak jak Marek się tego spodziewał. Wymusił na Febo obietnicę, że nigdy więcej nie posunie się do korumpowania pracowników i gdy ten przyrzekł mu to solennie, wrócił na swoje dawne stanowisko.
Weszła do niego z hukiem wyrywając o mały włos drzwi z futryny.
 - Alex! Widziałeś to? - Jej brat spojrzał na nią strapiony.
 - Widziałem. Usłużny Turek nie omieszkał mi przynieść tego szmatławca. Co ty wyprawiasz Paulina? Nawet nie chcę myśleć, co sądzą o tym ludzie, którzy nas znają. Musisz tak ostentacyjnie uganiać się za tym Lwem? Psujesz sobie reputację. Daj sobie z nim spokój i przestań się kompromitować.
 - Ale ja go kocham! To najwartościowszy mężczyzna jakiego w życiu poznałam. On też mnie kocha.
 - A jakie to ma znaczenie? Jesteś mężatką przecież.
 - Tak, jestem, ale tylko na papierze. Co ty myślisz, że będę do końca życia gnuśnieć w samotności i nie mieć z życia nic?
 - Ja to wszystko rozumiem, ale dopóki nie jesteś wolna nie powinnaś pokazywać się z nim na mieście.
 - Pomocny to ty za bardzo nie jesteś wiesz? Idę do siebie.
Z dumnie podniesioną głową przemaszerowała przez korytarz udając, że mało ją obchodzą śmiechy i docinki pracowników. Myślała, że przynajmniej w swoim gabinecie będzie miała spokój. Niestety zastała w nim Marka pochylającego się nad rozłożoną gazetą. Usłyszał jak wchodzi, podniósł głowę i uśmiechnął się do niej radośnie w sposób jakiego nienawidziła od czasu rozmowy w altanie.
 - Brawo! Brawo kochana żono. Gratuluję. Dawno nie widziałem tak dobrych fotografii w prasie. Prosiłem cię kiedyś byś nie przyprawiała mi rogów, a ty co robisz? Mam poroże jak dorodny jeleń na rykowisku. Co mam odpowiadać tym wszystkim pismakom, którzy wydzwaniają do mnie od rana pytając, jak się czuję w roli zdradzonego męża? Zepsułaś opinię nie tylko sobie, ale również mnie. Musisz to odkręcić. Nie wiem… Udziel wywiadu, zdementuj, zrób cokolwiek, by raz na zawsze przestano gadać na ten temat.
Popatrzyła na niego butnie.
 - Chcę rozwodu. – Uśmiechnął się jeszcze szerzej, gdy to usłyszał.
 - Rozwodu? Ale ty przecież wiesz, że ja nigdy ci go nie dam. Powiedziałem ci to już na weselu, pamiętasz?
 - A co ci na tym tak zależy? Nie kochasz mnie przecież, więc po co masz się ze mną dalej męczyć? Zniknę ci z oczu i będziesz miał problem z głowy. Poza tym mógłbyś wtedy wrócić do dziewczyny, którą ponoć tak bardzo kochasz. – Roześmiał się na całe gardło.
 - Świetny żart. Naprawdę – spoważniał nagle. - Przez ciebie nie mam już do niej powrotu i nigdy nie będę miał, więc daruj sobie tego rodzaju propozycje. Nigdy nie dam ci wolności. Nigdy nie będziesz szczęśliwa. Nie dopuszczę do tego – podniósł się z fotela. - A teraz zostawiam cię samą. Pomyśl jak wykręcić się z tej hańby – wskazał na gazetę. – Aha… i pomyśl jeszcze, co powiesz swoim teściom, gdy spytają cię o romans z Korzyńskim.

Wrócił do siebie i zakazał Violetcie łączyć z kimkolwiek. Ona myślała, że jest przybity tą jawną zdradą Pauliny. Z troską w głosie spytała.
 - Może chcesz pomidorka Marek? One są dobre na wszystkie smutki.
 -  Nie Viola, dzięki – odpowiedział poważnym tonem. Wszedł do gabinetu i z szerokim uśmiechem zamknął za sobą drzwi. Udało się. Upokorzył ją. Upokorzył ją tak, jak ona jego upokarzała przez te wszystkie lata. Niech wie, jak to jest, gdy szydzi się z kogoś i wyśmiewa. – To za Ulę Paulinko. Z niej też kpiłaś bezustannie i zawsze krytykowałaś. Pewnie nawet do głowy ci nie przyszło, że te zdjęcia to moja sprężyna. Odczuj na własnej skórze jak to jest być pośmiewiskiem dla innych.
Usiadł za biurkiem i zabrał się za przeglądanie dzisiejszej poczty. Tę czynność przerwał mu dźwięk jego komórki. Spojrzał na wyświetlacz i natychmiast odebrał.
 - Dzień dobry panie Budkowski. Jakieś dobre wieści?
 - Dzień dobry. W jakimś sensie pozytywne. Mógłby się pan urwać z pracy na chwilę? Jestem przed pana firmą. Musimy pogadać.
 - Nie ma problemu. Zaraz będę na dole. Może pójdziemy na jakąś kawę?
 - Może być. Czekam w takim razie.
Szybko zbiegł ze schodów. Po drugiej stronie ulicy dostrzegł swojego ochroniarza siedzącego w samochodzie. Dyskretnie dał mu znak, że wszystko w porządku. Przywitał się z Budkowskim i wraz z nim wszedł do położonej w pobliżu kafejki. Zamówili espresso.
 - Zabił mi pan niezłego klina panie Dobrzański. Ona bardzo się postarała, by nikt nie poznał miejsca jej pobytu. Wypytałem dyskretnie niemal cały Rysiów i nic. W końcu pomyślałem, że może wyciągnę coś od jej rodzeństwa. Postanowiłem zacząć od najmłodszej, Beatki. Wychodziła ze szkoły w grupie koleżanek, gdy zaczepiłem ją. Przedstawiłem się fikcyjnym nazwiskiem i powiedziałem, że szukam jej siostry, bo mam dla niej pracę. Mała jest bardzo rezolutna.
 - Ale Ulcia ma już pracę.
 - A gdzie?
 - No jak to gdzie, w tej Szwecji przecież.
 - Aaaa… rozumiem. A pamiętasz w jakim mieście i co to za firma?
 - Nie, to za trudna nazwa i nie potrafię jej wymówić.
 - Nie chciała mi już powiedzieć nic więcej. Nie wypytywałem już nikogo, bo nikt inny nic by mi już na jej temat nie powiedział. Wiemy, że wyjechała do Szwecji. To spory kraj, ale coś czuję, że ona jest w stolicy. To tam jest przecież największe skupisko różnych firm. W sobotę zamierzam wylecieć do Sztokholmu i tam będę pytał. Do tego czasu jeszcze spróbuję się dowiedzieć czegoś na lotnisku, choć wiem, że oni raczej nie udzielają informacji o swoich pasażerach. Spróbuję uroku osobistego, może zadziała – roześmiał się. Marek popatrzył na niego poważnie.
 - To prawdziwy przełom panie Budkowski. Ja zaraz wypiszę czek, żeby miał pan środki i na podróż i na poszukiwania. Bardzo panu dziękuję. Znowu wstąpiła we mnie nadzieja, że uda się panu ją odnaleźć.
 - Bardzo się postaram. Zapewniam pana.
 - Proszę, tu jest czek. Jeśli byłyby jakieś ponadplanowe wydatki proszę dzwonić, ja natychmiast prześlę stosowną sumę. – Budkowski spojrzał na czek i uśmiechnął się.
 - Myślę, że nie będzie takiej potrzeby. Ta suma jest aż za duża. Będę leciał. Szkoda czasu. Jeśli tylko czegoś się dowiem, zadzwonię – uścisnął Markowi dłoń i znikł jak duch.
Dopił swoją kawę. Ten dzisiejszy dzień był bardzo udany. Wreszcie pierwsze informacje o Uli. Nie wiedział czy wybrała Szwecję zupełnie przypadkowo, czy też pojechała tam do kogoś. Budkowski na pewno to ustali. To już osiem długich miesięcy odkąd widział ją ostatni raz. Tęsknił za nią. Za błękitem jej pięknych oczu i za jej łagodnym głosem. Westchnął ciężko. Czy jeszcze kiedyś będzie mógł spojrzeć w te dwa cudne chabry? Nie wiedział.

Okres mdłości i wymiotów minął bezpowrotnie. Wreszcie poczuła się dobrze. Nie zwolniła ani trochę. Nadal utrzymywała swoje tempo pracy i niejednokrotnie Nilsson musiał hamować jej aktywność w tym względzie.
 - Spokojnie Ula, – mówił – nie wszystko na raz. Mamy czas.
W takich razach uśmiechała się do niego łagodnie mówiąc, że to nic, że czuje się dobrze i może pracować. Cenił ją bardzo. Mówiła już po szwedzku całkiem dobrze i dogadywała się ze wszystkimi. Była elokwentna, komunikatywna i bardzo profesjonalna. Poznała już wszystkich kontrahentów nawet tych zagranicznych i to głównie ona załatwiała z nimi wszystkie sprawy dotyczące wzornictwa, rodzaju tkanin i dodatków. Nadszedł też moment, w którym pomyślała, że powinna mieć swoje mieszkanie. Już zbyt długo siedziała Marysi na karku. Tym bardziej teraz, gdy ona poznała miłego faceta i chyba zakochała się w nim. Często zostawał na noc i mimo wszystko było to dla Uli nieco krępujące. Kiedy powiedziała Marysi o swoim pomyśle ta oburzyła się.
 - No co ty Ula? Źle ci tutaj ze mną?
 - Marysiu, wiesz dobrze, że jest mi tutaj jak w niebie, ale już dość wykorzystywania ciebie. Zarabiam całkiem nieźle. Zaoszczędziłam też sporo. Stać mnie na wynajęcie jakiegoś niewielkiego mieszkanka, a i wy będziecie się czuć swobodniej kiedy mnie tu nie będzie.
 - No dobrze, jak wolisz, ale pozwól, że pójdę jutro do zarządcy osiedla i spytam o jakieś wolne mieszkanie. Chciałabym cię mieć blisko.
 - Na to mogę się zgodzić. Ja też nie chciałabym się wyprowadzać daleko od ciebie. Poza tym już niedługo urodzę i chciałabym przygotować jakiś ładny pokoik dla maleństwa.
Marysia nie traciła czasu. Następnego dnia rzeczywiście odbyła rozmowę z zarządcą. Okazało się, że w klatce obok jest wolne mieszkanie. Wprawdzie nie dwupoziomowe, ale spore, bo trzypokojowe. Na parterze. Ucieszyła się. - Przynajmniej Ula nie będzie taszczyć wózka na piętro.
Szybko pobiegła do domu, by podzielić się z przyjaciółką tymi wieściami. Następnego dnia poszły obejrzeć mieszkanie. Wymagało małego remontu, ale Mania uspokoiła ją mówiąc, że skrzyknie całą paczkę i wyszykują to mieszkanie błyskawicznie.
Ula załatwiła wszystkie formalności z zarządcą. Dowiedziała się też o wymiar czynszu i z zadowoleniem stwierdziła, że ją stać. Do domu posyłała sporą sumę, ale to, co jej zostawało spokojnie wystarczało jej na życie.
W sobotni poranek zjawili się u Mani w mieszkaniu wszyscy. Bosse i Gunnar dźwigali wielkie puszki z farbą, a Anton sprzęt malarski. Przyszły też dziewczyny. Obie uśmiechnięte od ucha do ucha.
 - Będziemy sprzątać Ula. Nie pozwolimy, żebyś w twoim stanie miała się przemęczać. Musisz mieć siły na poród. Pomyjemy okna i podłogi jak chłopaki już skończą.
Była im naprawdę wdzięczna. Jadąc do Szwecji nawet nie przypuszczała, że znajdzie tutaj grupkę tak bardzo oddanych przyjaciół.
Przeszła z nimi do klatki obok i otworzyła im drzwi. Rozejrzeli się ciekawie.
 - Niezłe mieszkanko Ula i wcale nie takie małe – Bosse postawił puszki z farbą i omiótł wzrokiem pomieszczenie. – No to teraz powiedz, jakie chcesz mieć kolory.
 - Tu będzie taki nieduży salon, dlatego wybrałam ten ciepły beż. Pokój dla dziecka bardzo blado pomarańczowy. Jeśli farba będzie zbyt intensywna, rozjaśnijcie ją białym kolorem dobrze? Mój pokój na jasno żółty, a kuchnię na seledynowo. W łazience do samej góry są kafelki, więc pomalujcie tylko sufit. Wszystko jasne?
 - Jak słońce. Zostaw nas teraz i odpoczywaj. My podzielimy się i dzięki temu robota pójdzie szybko i sprawnie. Jak skończymy zawołamy cię, byś mogła ocenić.
 - Słuchajcie. Ja przygotowałam dla nas wszystkich obiad, więc nawet jeśli nie skończycie, przyjdźcie coś zjeść około czternastej. W kuchni znajdziecie napoje a w termosie kawę. Są też plastikowe kubki. To ja idę w takim razie a wy się rządźcie.
Kiedy wyszła zabrali się ostro do roboty. Najpierw rozłożyli folię we wszystkich pomieszczeniach. Na podłodze był parkiet i nie chcieli go zachlapać farbą. Obie dziewczyny wzięły się za pokój dziecinny, a Bosse i Gunnar za salon. Anton malował pokój Uli. Po godzinie dołączył do nich Lars, chłopak Marysi. Zadeklarował pomoc, wiec wcisnęli mu w dłoń wałek i wysłali do kuchni. Robota paliła im się w rękach. Do czternastej uwinęli się ze wszystkim. Zadowoleni ocenili jeszcze swoje dzieło, gdzieniegdzie dokonali niewielkich poprawek i pomaszerowali na obiad. Ula wraz z Marysią urzędowała w kuchni, kiedy ta wesoła gromada weszła do mieszkania.
 - Skończyliśmy Ula. Po obiedzie pójdziesz z nami i obejrzysz. Zostało jeszcze sprzątanie, ale nie zostawimy dziewczyn samych. One pomyją okna a my podłogi. Od jutra będziesz mogła urządzać to swoje gniazdko – Anton wyszczerzył się do niej.
Miała łzy w oczach i była bardzo wzruszona.
 - Nie wiem jak ja wam się odwdzięczę. Gdyby nie wy to chyba dopiero po porodzie mogłabym się za to zabrać. Bardzo wam wszystkim dziękuję. A teraz siadajcie, już podajemy. Na pewno zgłodnieliście.

W niedzielę pojechały do Ikei. Ula wybrała łóżeczko i materac a także pościel w różowe słoniki. Wiedziała już, że będzie miała córkę. Pod koniec piątego miesiąca, gdy poszła na USG doktor Olson powiedział jej, że widzi płeć dziecka. Zapytał, czy chce wiedzieć. Chciała i to bardzo.
 - Będzie pani miała córeczkę. Gratuluję – odwrócił do niej monitor. – Proszę spojrzeć – pokazał palcem. – Małe rączki i stópki, a tu atrybut kobiecości – wskazał to miejsce i roześmiał się. – Zrobimy zdjęcie, bo bardzo ładnie ją widać.
Była taka wzruszona, że nie mogła wykrztusić słowa. Zaszkliły jej się oczy. – Moja kruszynka. Moja mała kruszynka – mówiła w myślach.
Tego samego dnia rozmawiała z tatą i powiedziała mu, że będzie miał wnuczkę. I on się wzruszył. Jasiek gratulował, a Betti piszczała ze szczęścia.

Rozejrzały się jeszcze po sklepie.
 - Chyba muszę kupić jakieś meble. Chodźmy obejrzeć kuchnie i jakieś kanapy.
Długo nie mogła się zdecydować. Wreszcie wybrała niedrogie i skromne mebelki do kuchni, kilka komód i niewielką szafę, łóżko dla siebie i kanapę z dwoma niedużymi fotelikami do salonu.
 - Stolika nie kupuj. Ja mam w domu taki, który nie jest mi potrzebny a tobie będzie pasował.
Złożyły zamówienie i umówiły dostawę. Ze sobą zabrały tylko łóżeczko dla małej i wszystkie dodatki do niego.
Z biegiem czasu mieszkanie zapełniało się sprzętami. Przeniosła wszystkie swoje rzeczy od Mani. Bosse przyniósł jej jakiś używany telewizor. Był sprawny i nadawał się do użytku. Dziewczyny obdarowały ją firankami, a Petra przywlekła nawet niewielki dywanik w sam raz do salonu. Zrobiło się przytulnie i miło. Zadomowiła się. Teraz czekała już tylko na pojawienie się dziecka.




ROZDZIAŁ 9


No i stało się. Którejś nocy obudził ją wielki ból. Poczuła wilgoć między nogami i zrozumiała, że odeszły ją wody. Złapała za telefon i wybrała numer Marysi. Odebrała dopiero po kilku sygnałach i zaspanym głosem wymamrotała.
 - Halo?
 - Marysiu, zaczęło się. Odeszły mi wody i łapią mnie skurcze.
Marysia oprzytomniała w momencie. Szturchnęła w bok swojego chłopaka.
 - Lars, obudź się, Ula rodzi. Musimy jechać z nią do szpitala.
Ubrali się błyskawicznie i pobiegli do mieszkania Uli. Na szczęście Mania miała zapasowe klucze i trzęsącymi dłońmi otwierała zamki. Wpadli jak burza do środka. Ula leżała na łóżku wijąc się z bólu. Marysia przebrała ją w świeżą koszulę i narzuciła na nią szlafrok. Z jednej z komód wyciągnęła przygotowaną do szpitala torbę.
 - Lars zabierz ją na ręce, bo nie da rady iść. Ja wezmę torbę i zamknę mieszkanie.
Niósł ją na rękach do samochodu, który już otwierała Marysia. Umieścił ją na tylnym siedzeniu.
 - Może ja poprowadzę? Jesteś zdenerwowana.
 - Tak, chyba tak. Jedźmy już, bo jeszcze gotowa urodzić w samochodzie.
Zgrabnie wyprowadził auto z osiedla i pognał do szpitala. Była noc i pusto na ulicach. Dzięki temu częściej naciskał pedał gazu. Podjechali na izbę przyjęć. Ponownie wziął ją na ręce i wraz z Marysią wszedł do środka. Pielęgniarki zobaczyły ich i już podjechały z wózkiem. Ostrożnie umieścił na nim Ulę. Marysia załatwiła wszystkie formalności i popędzili na oddział położniczy. Dowiedzieli się, w której sali umieszczono Ulę. Usiedli przy drzwiach i nasłuchiwali. Ona zaciskała zęby z bólu. Co chwilę nadchodził skurcz za skurczem.
 - Przy następnym proszę mocno przeć. To nie potrwa już zbyt długo.
Jeszcze trzy razy musiała dać z siebie wszystko i porządnie się wysilić. Czuła jak wychodzi główka dziecka, a potem ramiona. W końcu wyciągnęli ją. Usłyszała jej płacz i sama zaczęła płakać. Wreszcie przynieśli ją. Maleńką, opatuloną jak zawiniątko. Przytuliła usta do jej czółka. – Moje maleństwo, moja śliczna córeczka – szeptała w myślach.
Podszedł do niej lekarz, który przyjmował poród.
 - Gratuluję. Córka jest zdrowa i wszystko ma na swoim miejscu. Pięćdziesiąt cztery centymetry wzrostu i trzy kilo sto gram wagi. Jest donoszona. Teraz zabiorą ją na oddział noworodków, a w tym czasie wyczyścimy panią i doprowadzimy do porządku. Jak będzie pani już na sali, przywiozą pani dziecko. Proszę jeszcze podać pielęgniarce dane małej, żeby mogła je zapisać na opasce.
 - Hanna Cieplak – przeliterowała nazwisko.
Wykonano wszystkie czynności poporodowe i w niedługim czasie wylądowała na sali. Była bardzo zmęczona, ale bezgranicznie szczęśliwa. Nie było aż tak źle. Zaledwie trzy godziny. Myślała, że będzie dłużej rodzić to maleństwo. Skrzypnęły drzwi i ukazała się w nich Marysia z Larsem.
 - Jak się czujesz?
 - Już dobrze. Jestem szczęśliwa. Zaraz mają ją tu przywieźć.
Ledwie skończyła to mówić do pokoju wjechał wózeczek z jej córką. Pielęgniarka ustawiła go tuż przy łóżku Uli.
 - Jeśli pani ma jeszcze trochę siły proszę spróbować ją nakarmić – podała jej zawiniątko i wyszła z pokoju. Pochylili się nad maleństwem, które Ula odwijała z kocyka. Ściągnęła jej czapeczkę i zmartwiała.
 - O mój Boże! – jęknęła.
 - Co się stało? – Marysia popatrzyła na nią ze strachem.
 - Spójrz na jej włosy Maniu. Identyczne ma Marek. Czarne i gęste. Ona też takie ma. Nie mogę w to uwierzyć. Nic nie ma ze mnie. Nawet te dołeczki w policzkach i ciemne rzęsy ma po nim.
 - Ula, dziecko się zmienia. Może nastąpić moment, że to do ciebie stanie się podobna.
 - Nie wierzę w to. Starałam się o nim zapomnieć, ale to niemożliwe. Ona już zawsze będzie mi go przypominać. Przez nią nie oderwę się od wspomnień o nim. Już nigdy – rozpłakała się. – To tak bardzo boli.
 - Ula nie płacz. To bez sensu. Teraz powinnaś się nią zająć, bo cię potrzebuje. Masz ją nakarmić. My teraz pójdziemy. Przyjedziemy jutro po południu i przywieziemy ci trochę rzeczy. Jak ją nakarmisz, to spróbuj pospać. Musisz odpocząć.
Kiedy wyszli wyciągnęła pierś i przytuliła małą do niej. Instynktownie zaczęła ssać, a Ula poczuła falę szczęścia przelewającą się przez jej serce. Może i dobrze, że jest taka do niego podobna? Przecież już nigdy nikogo nie pokocha tak mocno jak jego, a skoro kocha go nadal to tylko może być wdzięczna opatrzności za to podobieństwo. Szkoda, że nie może mu powiedzieć, że został ojcem. Miała przeczucie, że ucieszyłby się. Jednak taka informacja nie pozostałaby pewnie bez wpływu na jego małżeństwo, a ona nie chciała w nie wchodzić z buciorami. Nie miał zbyt szczęśliwej miny, gdy się żenił, ale może teraz jest już wszystko dobrze? Pogodził się z sytuacją i może sam oczekuje narodzin ich pierwszego dziecka? Wybaczyła mu te wszystkie świństwa, których się dopuścił wobec niej. Kiedy któryś raz z kolei analizowała ich rozstanie doszła do wniosku, że on jednak nie kłamał, że powiedział jej prawdę o tym, co do niej czuje. O tym, że ją kocha. Trochę się pogubił. Zbyt szybko uległ złym podszeptom, choć bardziej powinien zawierzyć jej. Miała do niego o to żal, że nie do końca potrafił jej zaufać. Przecież nigdy nie zrobiłaby nic przeciwko niemu. Nie zdradziłaby go. Czy mogła mieć do niego pretensje, że był zbyt słaby psychicznie, by postawić się rodzicom, by uwolnić się od tej toksycznej kobiety? Wydawał jej się taki bezradny i bezsilny, jakby cała ta smutna rzeczywistość zaczęła go przerastać i sam nie potrafił z nią walczyć, ani z nią sobie poradzić. Nie był typem twardziela, który był w stanie rąbnąć pięścią w stół i postawić na swoim. Taki był i takiego pokochało jej biedne serce. Została sama i tak już będzie do końca jej dni. Ma teraz dla kogo żyć. Może kiedyś, gdy Hania będzie już większa opowie jej o ojcu i wyjawi jego nazwisko. Wtedy sama zadecyduje, czy będzie chciała go poznać. Teraz musi zrobić wszystko, by dobrze wychować to maleństwo na dobrego i uczciwego człowieka.
Mała przestała ssać i to oderwało Ulę od tych myśli. Spojrzała na nią. Spała. Zawinęła ją z powrotem w kocyk i zadzwoniła po pielęgniarkę. Nie mogła wstawać, a dziewczynka musiała wrócić do swojego łóżeczka.
 - Proszę spróbować się teraz przespać. Na pewno wymęczył panią ten poród. Ja będę tu zaglądać na wypadek gdyby mała się obudziła.
Posłuchała sympatycznej pielęgniarki i spokojnie zasnęła.
Następnego dnia do południa zjawił się jej szef we własnej osobie. Przyniósł jej wielki bukiet kwiatów a dla małej ślicznego pluszowego misia. Zaskoczył ją.
 - Jak się pan dowiedział, że tu jestem? – Uśmiechnął się.
 - Ula, wieści szybko się rozchodzą. Rano przyszedł do mnie Anton i powiedział, że urodziłaś wczoraj śliczną dziewczynkę. On sam dowiedział się od waszej wspólnej przyjaciółki i pomyślał, że pewnie ja też chciałbym wiedzieć, co się z tobą dzieje. Mogę zobaczyć to cudo? – podszedł do wózeczka i przyjrzał się małej uważnie. – Chyba nie jest do ciebie podobna?
 - Niestety, to wykapany tatuś.
 - Ma sporo włosów i jakich gęstych. Wyrośnie na prawdziwą piękność. Ja natomiast mam dla ciebie propozycję. Muszę się też przyznać, że przedstawiam ją również z pobudek czysto egoistycznych. Wiesz, że nie potrafię się już bez ciebie obejść. Chciałem ci zaproponować, żebyś po miesiącu wróciła do pracy. Ja wiem, że to może zbyt szybko, ale bez ciebie jak bez ręki. Mówiłem ci już, że mamy na terenie firmy żłobek. Mogłabyś małą zostawiać tam i zachodzić do niej w porach karmienia. Dam ci do dyspozycji samochód z kierowcą. Będzie cię codziennie przywoził do pracy i odwoził do domu. Dzięki temu ja miałbym cię pod ręką, a ty dziecko pod dobrą opieka. Co ty na to?
 - Myślę, że mogłabym się na to zgodzić. To chyba dobre rozwiązanie.
Twarz Nilssona rozjaśniła się szczęśliwym uśmiechem.
 - Wiedziałem, że można na ciebie liczyć i nie zawiodłem się. Osobiście zadbam, by przydzielono twojemu dziecku najlepszą opiekunkę, byś miała pewność, że nie dzieje się jej żadna krzywda. Jestem ci naprawdę bardzo wdzięczny. Poza tym podnoszę ci pensję. Zasłużyłaś na podwyżkę, a ja nie będę oszczędzał na tak znakomitym fachowcu - zerknął na zegarek. – No będę musiał wracać. Trzymaj się i dbaj o siebie i tę kruszynkę. Za miesiąc widzimy się w firmie.
 - Dziękuję za wszystko panie Nilsson. Do zobaczenia.
Po trzech dniach została wypisana do domu, w którym czekała ją niespodzianka. Ledwo przekroczyła jego próg. ujrzała gromadkę swoich przyjaciół.
 - Surprize! – krzyknęli niezbyt głośno, by nie wystraszyć dziecka.
 - Witajcie kochani. Naprawdę zrobiliście mi niespodziankę.
 - Mamy jeszcze jedną, a właściwie to dwie. Spójrz – Kaysa odsunęła się umożliwiając jej obejrzenie tej niespodzianki. – To od nas wszystkich dla małej. To wózek, a to nosidełko. Niech dobrze się przysłużą.
Dziękowała im ze łzami w oczach. Naprawdę ją wzruszyli. Ona nawet nie pomyślała o wózku. Umieściła małą w łóżeczku i teraz mogli spokojnie podejść i obejrzeć ją sobie.
 - Jest naprawdę śliczna. Nawet się uśmiecha. Spójrzcie jakie ma słodkie dołeczki – Petra piała z zachwytu podziwiając małą Cieplakównę. – Udała ci się ta ślicznotka. Gratuluję Ula, wszyscy ci gratulujemy.
Nie siedzieli zbyt długo. W końcu została sama z Marysią.
 - Pomóc ci w czymś?
 - Nie… już dość zrobiłaś.
 - No dobrze. Powiem ci jeszcze tylko, że w komodzie w Hani pokoju masz zapas pampersów i kosmetyki dla maleństwa. Znajdziesz tam też śpioszki i trochę ubranek. Moi rodzice ci gratulują i przesyłają pozdrowienia. Powinnaś też zadzwonić do Rysiowa. Ojciec będzie szczęśliwy, że został dziadkiem.
 - Zadzwonię, ale to za chwilę. Teraz muszę cię mocno uściskać. Gdyby nie ty, nie poradziłabym sobie z niczym. Jesteś najlepszą przyjaciółką na świecie.
Wieczorem po nakarmieniu małej zasiadła wraz z nią do komputera. Połączyła się z domem i po chwili ujrzała na monitorze uśmiechniętą twarz taty.
 - Witaj córcia. Co słychać?
 - Dobry wieczór tatusiu, Jasiek i Betti już śpią?
 - Nie, jeszcze nie.
 - To zawołaj ich, bo mam wam nowiny do przekazania.
Na monitorze pojawiła się twarz Jaśka i Betti.
 - Witajcie kochani, chcę wam kogoś przedstawić – podniosła trochę małą, by było ją lepiej widać. – To jest twoja wnuczka tato i wasza siostrzenica, Hania Cieplak. – Usłyszała wielki pisk i przekrzykiwanie się jedno przez drugie.
 - Ulcia jaka ona śliczna i jakie ma długie włosy! Gratulacje siostra! Córcia, kiedy urodziłaś?!
 - Trzy dni temu. Mała jest zdrowa i ma wszystko na swoim miejscu.
 - Wiesz Ula, ona bardzo przypomina Dobrzańskiego – Józef niemal przykleił się do monitora.
 - To prawda. Do mnie w ogóle nie jest podobna. Ma tylko kilka piegów na nosie i policzkach. Jak będę silniejsza porobię jej kilka zdjęć i wam przyślę mailem, wtedy zobaczycie ją dokładniej.
 - Martwię się o ciebie Ula. Jak ty sobie tam poradzisz sama?
 - Tato, nie jestem sama. Mam Marysię i całe grono przyjaciół. Poza tym mój szef zaproponował mi powrót do pracy za miesiąc. Dostanę własnego kierowcę. Będę zabierać Hanię ze sobą, bo tam na miejscu jest żłobek i będę mogła ją nakarmić w każdej chwili. Poza tym dostałam podwyżkę i w związku z tym będę mogła wam wysyłać więcej pieniędzy.
 - Ula. Nam wystarcza to, co przysyłasz. Nie potrzebujemy więcej, bo już nie biedujemy. Zostaw sobie. Masz teraz dziecko na utrzymaniu i związane z tym wydatki. Bardzo byśmy chcieli przytulić was obie. Tęsknimy. Wiem, że teraz się nie wyrwiesz, bo Hania jest za mała. Może jak trochę podrośnie, będziesz mogła przyjechać?
 - Na pewno tatusiu. Ja też bardzo za wami tęsknię. Pożegnam się już, bo muszę uśpić małą. Trzymajcie się zdrowo i uważajcie na siebie.
Zaczęła się spełniać w roli matki. Nie potrzebowała żadnych fachowych podręczników, bo przecież wychowywała swoją siostrę od niemowlęctwa po śmierci mamy. Instynktownie wiedziała co robić. Mania była bardzo pomocna. Często robiła jej zakupy i kiedy nie było Larsa przesiadywała u Uli w mieszkaniu. Gdy mała miała prawie miesiąc, tuż przed powrotem Uli do pracy, Marysia zorganizowała chrzciny. Wszystko załatwiła w polskim kościele i w pewną sobotę ochrzczono maleństwo. Mania została matką chrzestną a Anton ojcem chrzestnym. Był bardzo dumny z tego wyróżnienia. Przyjechali też Dolińscy. Bardzo chcieli zobaczyć dziecko i wzruszeni długo ściskali Ulę i gratulowali.
W poniedziałek przyszykowała dla małej wszystko, czego potrzebowała a przede wszystkim zapas pampersów. O siódmej trzydzieści podjechał samochód służbowy. Kierowca zapukał do drzwi i przedstawił się Uli. Wziął nosidełko i bezpiecznie umieścił je w samochodzie zapinając pasami. Cieszyła się, że wraca do pracy. Nilsson stworzył jej idealne warunki. Nie mogła odmówić powrotu. Wjechała na dziesiąte piętro dźwigając nosidełko. Zauważyła ją Ruth i podbiegła do niej.
 - Ula, jak dobrze cię widzieć. Bardzo się cieszę, że już jesteś.
 - Ja też się cieszę Ruth. Wiesz, w którym skrzydle mieści się żłobek? Muszę tam zanieść małą.
 - Zaprowadzę cię. Udała ci się ta kruszynka, jest piękna. Daj, pomogę ci nieść, bo to niezbyt poręczne.
Obie zjechały na parter i Ruth pokazała jej drogę. Przywitały się z opiekunkami. One były już poinformowane przez Nilssona o dziecku, które jego asystentka powierzy ich opiece. Ula przekazała im torbę z pampersami i kosmetykami małej. Upewniwszy się, że dziewczynka jest pod znakomitą opieką wraz z Ruth powędrowały do sekretariatu.
Wszystko zaczęło się układać tak jak powinno. Napisała sobie kartkę z godzinami karmienia i kiedy się zbliżały zjeżdżała na dół i dawała jeść małej. Kierowca zawsze był punktualny. Po pracy czekał już na nią przed biurowcem i zawoził do domu. Hania z każdym dniem zmieniała się. Szybko rosła, a Uli pękało serce ze szczęścia.

Budkowski był bardzo operatywny. Najwidoczniej jego urok osobisty zadziałał, bo na Okęciu pewna panienka przekazała mu wszystko o wylocie panny Cieplak łącznie z numerem lotu. Miał już teraz pewność, że poleciała do Sztokholmu. Kilka dni później i on się w nim znalazł. Odebrał bagaż i zanim wsiadł do taksówki, biegał od jednej do drugiej pokazując zdjęcie Uli i pytając, czy nie wieźli takiej pasażerki. Wszyscy odpowiadali przecząco. – Niewykluczone, że przyjechała tutaj do kogoś i ten ktoś odebrał ją z lotniska – pomyślał. W końcu wsiadł do jednej z taksówek i kazał się wieźć na Bryggargatan 12, gdzie mieścił się Freys Hotel, w którym zabukował sobie jednoosobowy pokój. Na razie wynajął go na dwa tygodnie. Liczył na to, że mu się poszczęści i nie będzie musiał wynajmować go na dłużej, bo ten czas pozwoli na to, by odnalazł Ulę.

Dziennikarze nie dawali mu spokoju. Od kiedy pojawiły się te kompromitujące zdjęcia Pauliny w prasie, niemal koczowali pod firmą. Od kilku dni parkował na jej tyłach i wchodził do środka bocznym wejściem, by uniknąć pytań.
 - Widzisz do czego doprowadziłaś? Pismaki nie dają mi żyć – mówił z pretensją do swojej żony. – Co ja mam im powiedzieć? Że Korzyński to mój dobry przyjaciel i tylko z czystej przyjaźni obcałowujesz się z nim na środku ulicy? Co za żenada. Powinnaś dać jakieś wyjaśnienie do prasy, bo nie odczepią się od nas. Na co ty jeszcze czekasz?
 - Nie mam zamiaru z niczego się tłumaczyć. Sam jesteś winien tej sytuacji, to się tłumacz.
 - Ja!? – aż przystanął zdumiony. - To ja obściskiwałem się z facetem, którego nie znoszę? Nie bądź śmieszna. Sama to sobie zafundowałaś, ale jeśli chcesz, bym ja to zrobił, chętnie wrócę i zwołam zaraz konferencję prasową. - Spojrzała na niego ze strachem w oczach a on uśmiechnął się do niej mściwie. – Mam to zrobić? Ale uprzedzam, niczego nie będę ukrywał i wywalę im kawę na ławę, jak to z nami naprawdę jest.
Wiedział, że się nie zgodzi. Unikała skandali jak ognia. Pewnie wciąż się zastanawia, kto zrobił te zdjęcia i w jaki sposób dotarły do tego szmatławca.
 - Nie…, nie ma takiej potrzeby. Za chwilę sprawa ucichnie i zajmą się nową sensacją.
 - Nawet nie wiesz, jak bardzo się mylisz – pomyślał i już bez zbędnych słów pomaszerował do swojego gabinetu. Ona odetchnęła z ulgą i udała się do swojego. Miała już wszystkiego dość, choć nie był to koniec niespodzianek na dzisiaj. Jak tylko przekroczyła próg pokoju zobaczyła siedzących Dobrzańskich. – No jeszcze tylko ich tu brakowało. – Ze sztucznym, wymuszonym uśmiechem podeszła do nich i przywitała się.
 - Co za niespodzianka. Co was tu sprowadza o tak wczesnej porze?
Krzysztof wyciągnął z kieszeni marynarki złożoną gazetę i rozpostarł ją na szklanym stoliku.
 - To nas sprowadza. Możesz nam wyjaśnić tę wielce niezręczną sytuację? Co ty wyprawiasz i w co się wplątałaś? Kompromitujesz i siebie i nas. O co w tym wszystkim chodzi?
Usiadła w fotelu obok i splotła dłonie.
 - Jeśli tak bardzo chcecie, to wam opowiem. Marek pastwi się nade mną. Nie zachowuje się jak mąż, ale jak mój wróg. Od kiedy się pobraliśmy nie byliśmy ze sobą ani raz. Wyprowadził się na piętro, zabrał wszystkie swoje rzeczy z szafy. Żyjemy nie razem, ale obok siebie. Mści się na mnie. Obwinia, że nie może być z kobietą, którą bardzo kocha. Powiedział, że jeśli on nie może być szczęśliwy, to ja też nie będę. Mam do końca życia udawać, że jestem szczęśliwą mężatką? Nie mam takiego zamiaru. Też chcę mieć coś z życia. Nie kocham go. Kocham Korzyńskiego.
Przez dłuższą chwilę zapadło niezręczne milczenie. W końcu odezwała się Helena.
 - Szczerze powiedziawszy, to nie bardzo rozumiem. Tak usilnie dążyłaś do tego ślubu, wmawiałaś nam, że jesteś szaleńczo zakochana w Marku. Cieszyło nas to bardzo, bo od dawna pragnęliśmy, byś została naszą synową. Pomogliśmy ci zorganizować wasz ślub. Nie szczędziliśmy środków, a ty mówisz nam, że kochasz Korzyńskiego?
 - Podobno Marek przed ślubem powiedział wam, że mnie nie kocha i nie chce go brać. Dlaczego nie powiedzieliście mi o tym?
 - A co by to zmieniło? Parłaś do ołtarza jak taran, głucha na jego argumenty. Chyba nigdy nie zrozumiemy twoich pobudek. Skoro go nie kochasz i on ciebie również, to po co było to całe zamieszanie ze ślubem? Nie lepiej było się rozstać przed nim? Nie wierzę, że nie dawał ci wcześniej żadnych sygnałów, że nie czuje do ciebie nic. Musiałaś o tym wiedzieć. Teraz najlepszym rozwiązaniem będzie rozwód.
 - I tu się z tobą zgadzam Helenko. Jest tylko jeden mały problem. Marek nigdy nie da mi rozwodu. To jego rewanż na mnie za te wszystkie lata. Ostatnio znowu go prosiłam, by zwrócił mi wolność. Mówiłam, że rozwód umożliwi mu połączenie się z kobietą, którą kocha. Odmówił mi mówiąc, że do niej ma już drogę zamkniętą, a ja odpokutuję każdy dzień z tych siedmiu wspólnie spędzonych lat, które były dla niego ponoć koszmarem.
 - Spróbujemy z nim porozmawiać i skłonić go do rozstania z tobą. To najlepsze wyjście – podnieśli się oboje z kanapy z zamiarem odwiedzenia swojego syna.

Siedział zatopiony nad papierami, gdy do gabinetu wsunęła się Violetta.
 - Marek? Przyszli twoi rodzice. Chcą porozmawiać. Mam ich prosić?
 - Tak, niech wejdą.
Przywitali się z nim niezbyt wylewnie. Matka wyglądała na zmartwioną, a ojciec przybrał surową minę.
 - Byliśmy właśnie u Pauliny. Bardzo zbulwersowały nas te zdjęcia i to jeszcze w takiej plotkarskiej gazecie. Ona chce rozwodu. Powiedziała nam, że kocha tego Korzyńskiego.
 - A ja ostatnio powiedziałem mamie, że nie dopuszczę już do sytuacji, byście wtrącali się w moje życie. Jeśli nie pamiętacie, to przypomnę, że od dawna jestem dorosły i wiem, co mam robić. Nie dam jej żadnego rozwodu. Wspólnie z nią zadecydowaliście o moim losie nie pytając mnie nawet o zdanie. Byłem tchórzem. Ciągle obawiałem się waszej reakcji, za słabo protestowałem. Teraz jestem o wiele silniejszy i wiem jak postępować. Nie ma we mnie tego strachu, co kiedyś. Możecie mnie wydziedziczyć, tego rodzaju szantaż już na mnie nie działa. Dam sobie radę i bez waszych pieniędzy.
 - Nie mamy zamiaru cię wydziedziczać. Chcemy tylko, żebyś podszedł rozsądnie do sprawy i zwrócił jej wolność. Zarówno ona jak i ty męczycie się w tym związku.
 - Ja męczę się w nim od lat. Wielka szkoda, że mieliście klapki na oczach i nie zauważyliście jaka ona naprawdę jest. To podła i mściwa kobieta, ale ja mam na nią sposób. Teraz niech i ona doświadczy tej męki, kiedy nie można być z osobą, którą się kocha. Niech się wścieka, niech się miota, niech się spala za złości. Ja nie odpuszczę i nie pozwolę jej odetchnąć.
Opuszczali jego gabinet bardzo rozczarowani. Nie rozumieli postępowania ani Pauliny, ani swojego syna. Niech robią co chcą. Oni nie będą się już wtrącać.




ROZDZIAŁ 10


Ledwie zdążyły zamilknąć echa tej żenującej sprawy ze zdjęciami, ledwie Paulina pozbierała się do kupy po tych licznych słowach krytyki swojego męża, swojego brata i swoich teściów, gdy zadzwonił Lew z propozycją spotkania. Nie widzieli się jakiś czas, bo interesy wezwały go do Rosji. Tęskniła za nim. Takiej miłości oczekiwała przez całe swoje życie. Miłości, którą on obdarzał ją w ogromnych ilościach i ciągle udowadniał swoje uczucie do niej. Rozpieszczał ją, ciągle adorował, obsypywał kosztownymi klejnotami, zabierał do najdroższych restauracji w mieście. Teraz, po tym skandalu wiedziała, że już nie mogą pozwolić sobie na takie jawne spotkania. Byli na celowniku prasy. Lew miał duży dom w Warszawie, pełen drogich antycznych mebli, które ją urzekły, bo kochała antyki, oryginalnych dzieł wielkich mistrzów pędzla zarówno zagranicznych jak i rosyjskich i pełne półki białych kruków światowych dzieł literatury.
Ciągnęło ją do tego bogactwa i ciągnęło ją do tego człowieka. Doceniał jej niebanalną urodę, traktował jak boginię i wynosił na piedestał. Przede wszystkim jednak naciskał na nią, by wzięła rozwód z Dobrzańskim. Pragnęła tego z całej duszy. Gdyby się zgodził, nic już nie stałoby na przeszkodzie do szczęścia jej i Lwa. Problem był w tym, że Marek konsekwentnie odmawiał podpisania papierów rozwodowych. Kiedyś Lew przyszedł do F&D z zamiarem porozmawiania z Dobrzańskim. Tego ostatniego mocno zaskoczyła ta wizyta.
 - O ile wiem panie Korzyński, nie mamy już ze sobą wspólnych interesów. Wypiął się pan na mnie i zerwał umowę. Chyba nie mamy też wspólnych tematów do rozmowy?
 - Myli się pan.
 - Czyżby? A na jaki wspólny temat moglibyśmy porozmawiać?
 - Chodzi mi o Paulinę.
 - Ach tak? Chodzi panu o moją żonę. Już dość narobiła mi wstydu pozwalając się sfotografować w intymnych sytuacjach z panem. O panu też nie świadczy to dobrze, że ugania się pan za zamężną kobietą.
 - Ona pana nie kocha i chce rozwodu.
 - No cóż. Ja również nie pałam do niej uczuciem, ale w kwestii rozwodu pozostanę nieugięty. Nie dopuszczę, żeby ona była szczęśliwa. Ona zrobiła dosłownie wszystko, bym ja nigdy nie był. To rewanż panie Korzyński i proszę już nie nękać mnie w tej sprawie, bo zdania nie zmienię.
Korzyński wyszedł wściekły z gabinetu Marka. Teraz pozostaje im się spotykać tylko na tajnych schadzkach u niego w domu. Tam właśnie zaprosił Paulinę. Podjechał po nią wieczorem limuzyną z przyciemnionymi szybami tak jakby chciał w największym stopniu zachować ostrożność i konspirację. Po chwili wybiegła z domu wtulając twarz w postawiony na sztorc kołnierz. Wsunęła się szybko do środka i czule przywitała się z kochankiem. Limuzyna ruszyła a za nią w bezpiecznej odległości mało rzucający się w oczy opel.

Zupełnie nie wiedział od czego ma zacząć. Musiał koniecznie zawęzić krąg poszukiwań, bo miasto było ogromne i wręcz naszpikowane różnego rodzaju firmami. Zdobył katalog dokładnie opisujący każdą z nich i zagłębił się w lekturę. To była tytaniczna praca. Po godzinie zrezygnował widząc beznadziejność sytuacji. Musi ułożyć sobie jakiś logiczny plan, bo w przeciwnym razie nic nie zdziała. – Myśl Budkowski, myśl. Jest ekonomistką, świetnie wykształconą, zna języki, jest doskonałym fachowcem, pracowała w firmie modowej i zna się znakomicie na robocie, dużo wie o tej branży. Trzeba wyselekcjonować wszystkie firmy modowe w Sztokholmie. - Wziął kartkę i zaczął zapełniać ją nazwami firm. – No trochę tego jest. – Następnie wybrał tylko te największe, a spośród nich najbardziej prężną na rynku „Nakknę”. – Zaczniemy od najwyższej półki.
Złapał za słuchawkę telefonu i wybrał numer centrali. Kiedy odezwał się damski głos, przedstawił się fałszywym nazwiskiem i powiedział po angielsku.
 - Ja bardzo panią przepraszam, ale dzwonię w takiej nietypowej sprawie. Jestem krewnym jednej z waszych pracownic. Przyjechałem do Sztokholmu w bardzo ważnej sprawie rodzinnej i muszę ją koniecznie odnaleźć. Okradziono mnie na lotnisku i zabrano portfel a wraz z nim kartkę, na której miałem zapisany jej adres domowy. Zapamiętałem tylko nazwę firmy, w której pracuje. Czy mogłaby mi pani pomóc?
 - A jak się nazywa ta krewna?
 - Cieplak, Urszula Cieplak i pochodzi z Polski.
 - Aaa…, pani Cieplak. Już pana łączę a na przyszłość wewnętrzy sto trzydzieści sześć.
 - Bardzo pani dziękuję – odczekał chwilę i już usłyszał łagodny, kobiecy głos „asystentka Johanna Nilssona, Urszula Cieplak w czym mogę pomóc?” Rozłączył się szybko i odtańczył na środku pokoju taniec radości.
 - Bingo Budkowski, bingo! Jesteś najlepszy.

Raźnym krokiem wszedł do sekretariatu witając się z Violettą. Odebrał od niej pocztę i poprosił o kawę. Ledwie usiadł za biurkiem rozdzwoniła się jego komórka. Odebrał natychmiast.
 - Dzień dobry panie Gawroński. Jest coś nowego?
 - Jest prawdziwa bomba. Jeśli pan może, to proszę zejść na parter, stoję przed budynkiem.
Tym razem poszli do parku i usiedli na dyskretnej ławeczce. Gawroński wyciągnął z koperty zdjęcia i podał Markowi. Pokazywały niemal cały akt seksualny od gry wstępnej aż po pełen uniesień finał. Było widać, że były robione z zewnątrz. Na niektórych widniało obramowanie okna. Spojrzał na detektywa z uznaniem.
 - Za te zdjęcia ma pan extra premię. Świetnie się pan spisał. Już nie potrzebuję więcej dowodów, bo dostarczył mi ich pan aż nadto. Jeszcze dzisiaj prześlę na pana konto satysfakcjonującą, mam nadzieję, sumę. Bardzo panu dziękuję.
Z kopertą ukrytą pod połami płaszcza wrócił do gabinetu. Miał zamiar przesłać je wszystkie co do jednego. Wybuchnie kolejny skandal a on tym razem nie będzie już oponował w kwestii rozwodu. W czasie lunchu wyszedł z firmy i skierował swoje kroki na pocztę. Nie wrzucił koperty do skrzynki tylko nadał w okienku jako priorytet polecony. Przynajmniej miał pewność, że szybko dotrze do gazety.
Zauważył, że często wychodzi wieczorami. Zauważył też czarną limuzynę, która zatrzymuje się w pewnej odległości od wjazdu na posesję. Naprawdę myślała, że jest taki głupi i tego nie dostrzeże? Ukrył w małym podręcznym sejfie rolkę z filmem. Ma dwie i to powinno sędziemu wystarczyć, by szybko orzec rozwód. Powinien poszukać jakiegoś mieszkania. Miał pewność, że nie chce zatrzymać domu. Zbyt wiele się w nim wydarzyło złych rzeczy.
Skandal wybuchł wcześniej niż przypuszczał. W dwa dni po tym jak wysłał zdjęcia, gazeta zafundowała swoim czytelnikom obszerny artykuł poparty pikantnymi fotografiami. Były wszystkie co do jednej. Jak tylko wszedł do firmy oblegli go fotoreporterzy.
 - Panie Dobrzański, co pan teraz zrobi? Rozwiedzie się pan z niewierną żoną? Ukarze ją pan?
Zatrzymał się w połowie schodów i spojrzał na ten żądny sensacji tłum.
 - Panowie, o co chodzi? Ja nie mam pojęcia o czym wy mówicie.
 - Nie czytał pan jeszcze „Z życia celebrytów’?
 - Nie czytuję tego rodzaju gazet. A teraz państwo wybaczą, praca czeka – odwrócił się na pięcie i wszedł do windy. Na piątym piętrze obok recepcji zgromadził się tłum pracowników. Jak tylko go zobaczyli, zamilkli. Spojrzał na nich dziwnie.
 - Co się tu dzieje? Nie macie nic do roboty? Ósma jest. – Rozchodzili się niechętnie. Do Marka podeszła ze zbolałą miną Violetta i podała mu gazetę.
 - Masz. Przeczytaj, co znowu wywinęła twoja żona.
 - Przeczytam Viola. Przeczytam. Nie łącz mnie z nikim, muszę mieć chwilę spokoju.
 - I będziesz miał tyle ile zechcesz.
Z gazetą w ręku zasiadł przy biurku. Rozłożył ją i oniemiał. Niemal cała była poświęcona Paulinie. Nawet nie pomniejszyli zdjęć bojąc się pewnie, że zatrą się szczegóły. Wszystko było widać jak na dłoni. Ich nagie ciała splecione w miłosnym uścisku. Moment uniesienia i to jak dominowała siedząc na Lwie. Złapał za komórkę i wybrał jej numer. Po kilku sygnałach odezwała się.
 - Czego chcesz?
 - Czytałaś dzisiejszą prasę?
 - Nie, a co?
 - Masz natychmiast tu do mnie przyjść – wysyczał. - Natychmiast! – wrzasnął.
Nie minęło kilka minut, gdy pojawiła się w jego gabinecie. Kazał jej usiąść i podsunął gazetę pod nos. Zmartwiała. Pokazano ją zupełnie nagą uprawiającą seks z Lwem. Nie potrafiła wykrztusić słowa.
 - Prosiłem cię niejeden raz, byś prowadziła się jak porządna kobieta i nie robiła mi problemów, a przede wszystkim nie kompromitowała mnie. Nie wzięłaś sobie do serca tych próśb. Jeden skandal jeszcze dobrze nie przysechł a ty wpakowałaś się w kolejny. Mam tego dość. Jesteś zwykłą szmatą, która puszcza się na lewo i na prawo. Jesteś pospolitą dziwką, a ja nie będę mieszkał pod jednym dachem z taką zdzirą. Osiągnęłaś swój cel. Podpiszę te dokumenty rozwodowe. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. Jak ojciec obejrzy te zdjęcia, to chyba dostanie kolejnego zawału. Na dole pełno dziennikarzy. Wypytywali mnie, a ja nie wiedziałem kompletnie, o co chodzi. Dopiero tu ktoś usłużnie podsunął mi ten brukowiec. Od dzisiaj zacznij sobie szukać mieszkania. Sprzedaję ten dom. Już dość upokorzeń. Już dość. A teraz wynoś się! Nie chcę cię więcej widzieć! Brzydzę się tobą!
Bez słowa podniosła się z fotela i otworzyła drzwi uderzając boleśnie czającą się pod nimi Violettę.
 - A ty co? Podsłuchujesz? Kompletny prymityw z ciebie. Za grosz klasy.
 - Za to ty masz jej w nadmiarze, – odparowała Kubasińska – szczególnie dobrze widać ją na tych zdjęciach. – Paulina nie odpowiedziała już nic. Zadarła dumnie nos i wymaszerowała z sekretariatu. Violetta weszła do gabinetu i cichym głosem spytała.
 - Marek chcesz jeszcze kawy? A może jakąś tabletkę na uspokojenie?
 - Nie Viola, tabletki nie, ale kawy chętnie się jeszcze napiję. Już się powoli uspokajam.
 - Zaraz przyniosę.
Koniec. Nareszcie koniec. Koniec tego idiotycznego związku i koniec Pauliny. Załatwił ją jej własną bronią. Długo będzie się leczyć z tej traumy. Jego to już nic nie obchodzi. Teraz najważniejsze jest odnalezienie Uli i założenie sprawy rozwodowej. Sięgnął po notes i poszukał numeru telefonu do adwokata. Umówił się z nim w jego kancelarii. Po pracy pojechał tam. Opowiedział prawnikowi wszystko. Nie pominął najdrobniejszego szczegółu. Pokazał zdjęcia.
 - Wie pan, nie ma sensu zakładać sprawy o orzekaniu bez winy, bo tu wina jest ewidentna. To miażdżące dowody zdrady i naprawdę nie wiem, co musiałaby wymyślić, żeby się z tego wybronić. Jeśli panu bardzo na tym zależy ja jutro napiszę pozew i złożę go w sądzie.
 - Dziękuję. Nie będę ukrywał, że zależy mi na jak najszybszym zakończeniu tej sprawy. Mam dość wszystkiego, a mojej żony szczególnie.
 - Dobrze. W takim razie ja piszę pozew. Jutro podjadę jeszcze do firmy, bo musi go pan podpisać a potem udam się do sądu.
Wyszedł od adwokata i zmierzał w kierunku parkingu, gdy rozdzwoniła się jego komórka. Dzwonił Budkowski.
 - Dzień dobry panie Dobrzański. Odnalazłem ją. – Marek zamarł. W końcu wykrztusił z siebie.
 - Naprawdę odnalazł pan moją Ulę? Widział ją pan?
 - Nie, nie widziałem. Ustaliłem jednak gdzie pracuje i w jakim charakterze. Zatrudniona jest w firmie „Nakkna”. To jedna z największych firm modowych w Szwecji. Prawdziwy gigant. A teraz uwaga. Właścicielem jest niejaki Johann Nilsson, a ona jest jego prawą ręką. Jest jego asystentką. Dowiedziałem się też, że jutro z samego rana wyjeżdża wraz z nim na dwa tygodnie do Finlandii, a potem do Norwegii, na jakieś targi mody, czy pokazy. Dokładnie nie wiem. Jednak pomyślałem, że dopóki ona nie wróci nie ma sensu tu tkwić. Wiem już gdzie jej szukać, więc nie będę błądził po omacku.
 - Panie Budkowski nie mam słów, by podziękować panu za to, co pan dla mnie zrobił. Oczywiście niech pan wraca, ale chciałbym żeby za dwa tygodnie wrócił pan tam i porobił może trochę zdjęć. Dawno jej nie widziałem i mogła zmienić wygląd. Dobrze by było też znać jej adres domowy.
 - To na pewno łatwo da się ustalić. Wracam w takim razie. Będziemy w kontakcie. Prześlę panu raport z tego wyjazdu i zestawienie kosztów. Do zobaczenia.
Jego serce śpiewało. Odnalazła się, a on już nie dopuści, by miała znowu gdzieś zniknąć. Za bardzo ją kocha. Pojedzie do niej i wyjaśni wszystko.

Łkała w jego ramionach. Zalewała się łzami a on nie wiedział jak ma ją uspokoić.
 - Paulina, proszę cię uspokój się i powiedz mi co się stało, że tak rozpaczliwie płaczesz? Ktoś zrobił ci krzywdę? - posadził ją na kanapie i podał kieliszek koniaku. – Masz, wypij. Może to cię trochę uspokoi. – Wypiła jednym haustem krztusząc się od mocnego alkoholu.
 - Już nie ma dla mnie miejsca w F&D – wyszlochała. - Skompromitowali mnie. Taki wstyd, taki wstyd. Znowu ten szmatławiec wydrukował nasze zdjęcia. Mnóstwo zdjęć. My kochaliśmy się, a ktoś zza szyby zrobił cały fotoreportaż o tym. Widać nas kompletnie nagich. Marek zrobił mi dzisiaj kolejną awanturę. Nawet nie śmiałam się odezwać taki był wściekły. Po raz pierwszy w życiu usłyszałam od niego tyle obelg. Wyzwał mnie od najgorszych. Jedyny pożytek z tego, że zgodził się na rozwód.
 - Naprawdę? To wspaniała wiadomość. Czym ty się martwisz? Weźmiesz rozwód i rzucisz w diabły tę firmę. Przy mnie nie musisz pracować. Nie pozwoliłbym na to. Ty jesteś stworzona do tego, bym mógł cię kochać a nie to tego, by urabiać się dla mnie po łokcie. Wyjedziemy do Rosji. Tam odzyskasz spokój. Pobierzemy się i będziemy szczęśliwi. No już. Uśmiechnij się. Wszystko będzie dobrze.
Już nie wróciła do pracy. Następnego dnia pozbierała wszystkie swoje rzeczy i wyniosła się z domu, w którym mieszkała z Markiem. Tymczasowo zamieszkała u Alexa. Lew wprawdzie nalegał, by przeprowadziła się do niego, ale wytłumaczyła mu, że dopóki nie dostanie rozwodu tak będzie lepiej dla nich obojga.

Adwokat okazał się bardzo operatywny. Nie pierwszy raz załatwiał sprawy w sądzie dla rodziny Dobrzańskich. Wynagradzali go świetnie, a on nie chciał zawieść pokładanego w nim zaufania. W miesiąc od złożenia przez niego pozwu rozwodowego sprawa trafiła na wokandę. Przyszedł na nią sam w przeciwieństwie do Pauliny, która weszła do sądu uwieszona na ramieniu Lwa. Nawet nie przypuszczała, że ta sprawa okaże się dla niej tak trudna do zniesienia. Dopiero na miejscu dowiedziała się, że nie ma mowy, by odbyła się bez orzekania o winie. W swojej naiwności, nie wiedzieć czemu sądziła, że rozstanie będzie polubowne, bez prania brudów. Wprawdzie dostała pozew, ale nie zaprzątała sobie głowy jego czytaniem. Dla niej najważniejszy był termin rozprawy.
W toku całego postępowania udowadniano jej punkt po punkcie, że to ona ponosi całkowicie winę za rozpad tego związku. Pokazano jej materiał dowodowy a wraz z nim te nieszczęsne zdjęcia, które najchętniej by spaliła, żeby został z nich tylko popiół. Nie potrafiła wytłumaczyć dlaczego tak konsekwentnie dążyła do ślubu z Markiem. Nie potrafiła wytłumaczyć wielu innych rzeczy.
Po półgodzinnej przerwie ponownie zaproszono ich na salę. Miał być odczytany wyrok. Powstali, gdy na katedrę wszedł sędzia. Otworzył akta i zaczął czytać.
 - Wyrok w imieniu Rzeczpospolitej Polskiej. Niniejszym stwierdzam całkowity i nieodwracalny rozpad pożycia małżeńskiego powoda, pana Marka Dobrzańskiego i pozwanej, pani Pauliny Febo-Dobrzańskiej. Rozpad związku nastąpił wyłącznie z winy pozwanej, a szczególnie z powodu zdrad, których się dopuściła. Na rzecz powoda, jako zadośćuczynienie zasądzam dwieście tysięcy złotych i obciążam kosztami sądowymi pozwaną. Zadośćuczynienie ma zostać wypłacone powodowi w terminie siedmiu dni od daty niniejszej rozprawy. Wyrok jest ostateczny i nieodwołalny. Na tym kończę dzisiejszą rozprawę. Proszę jeszcze powoda i pozwaną o podpisanie wyroku.
Wyszedł z sali rozpraw z sercem lekkim jak piórko. Nareszcie koniec. Na dzisiaj umówiony był z pośrednikiem w sprawie mieszkania i sprzedaży domu. Jak tylko to załatwi, może zacząć nowe życie już bez żadnych obciążeń. – Żegnaj Paulinko. Dałem ci w kość, ale zasłużyłaś na wszystko, co cię spotkało. Mimo wszystko życzę ci szczęścia u boku tego ruskiego niedźwiedzia.

Długo nie mógł sprzedać domu. Był duży i wyceniono go na sporą sumę. Więcej szczęścia miał przy kupnie mieszkania. Pośrednikowi od razu określił jasno, jakie chce mieć. Miało być duże, funkcjonalnie z kuchnią otwartą na salon i z co najmniej czterema pokojami. Do tego duża łazienka i przedpokój. Kilka dni po rozprawie rozmówił się ze swoimi ochroniarzami. Podziękował im i wypłacił spore premie. Nie byli mu już potrzebni, bo nic mu już nie zagrażało. Alex najwyraźniej oklapł i nie był taki aktywny jak dawniej. Widać znudziły mu się te ciągłe podchody, a Paulina złożyła wypowiedzenie, przepisała na brata swoje udziały i ulotniła się jak kamfora.
 Pewnie pojechała na białe niedźwiedzie. To ci dopiero atrakcja – pomyślał złośliwie.
Któregoś dnia zadzwonił pośrednik.
 - Dzień dobry panie Marku. Chyba znalazłem dla pana odpowiednie mieszkanie. Może się pan ze mną spotkać na Siennej osiem o godzinie siedemnastej? Pokazałbym je panu.
 - Oczywiście, że będę. Bardzo chętnie je obejrzę.
Pojechał prosto z pracy. Spodobało mu się to osiedle. Czyste i wyjątkowo zadbane. Przed blokiem dostrzegł czekającego pośrednika. Przywitał się z nim i razem wjechali na dwunaste piętro. Jeszcze w windzie pośrednik zachwalał lokalizację i świetny widok na panoramę Warszawy.
Urzekło go. Naprawdę go urzekło. Podłogi wyłożone dębiną, szerokie okna i ten widok zapierający w piersi dech. Łazienka nie dość, że posiadała wannę z hydromasażem, to jeszcze kabinę prysznicową. Przestronna kuchnia z szeroką wyspą otwarta na salon tak jak chciał. Nie zastanawiał się dłużej. Mieszkanie wyglądało jakby dopiero zakończono w nim remont. Wszędzie czysto, nowa armatura. Zresztą pośrednik powiedział mu, że rzeczywiście remont przeprowadzono niedawno. Wymieniono nawet rury. Szybko dobili targu. Mógł się wprowadzać od razu, bo poprzedni właściciel opróżnił mieszkanie z mebli.
Kiedy podpisał już ostateczną umowę sprzedaży i przelał pieniądze na konto sprzedającego zabrał się za urządzanie tego gniazdka. Zaangażował w to wszystko Sebastiana, który okazał się bardzo cennym pomocnikiem. Pomógł i w noszeniu mebli i w ich ustawianiu. W krótkim czasie wykonali tytaniczną pracę opróżniając dom Marka i przewożąc meble na Sienną. Mógł wreszcie zacząć żyć i całą uwagę poświęcić odnalezieniu Uli.
Budkowski dawno się nie odzywał. Dostał wprawdzie od niego raport i kosztorys, ale już od dłuższego czasu nie miał wiadomości o Uli. Zaczął się trochę niepokoić, jednak w końcu detektyw zadzwonił.
 - Mam dobre wieści panie Dobrzański. Ona wróciła z tej Finlandii. Śledziłem ją i zdobyłem adres. Porobiłem też trochę zdjęć i jeszcze dzisiaj prześlę je panu na maila. Adres również. Wygląda inaczej niż na zdjęciu, ale upewniłem się, że to właśnie ona. Każdego ranka czeka na nią kierowca w służbowym samochodzie i odwozi ją do pracy. Trochę się zdziwiłem, bo ona codziennie wynosi w nosidełku niemowlę i zabiera ze sobą do pracy.
 - Niemowlę? Ona ma dziecko?
 - Nie wiem, czy to jest jej dziecko, czy kogoś innego. Jeśli chciałby pan wiedzieć, czy jest z kimś związana, to od razu odpowiem, że nie jest. Ma tu w pobliżu przyjaciółkę i grupkę znajomych. Wspierają się nawzajem. Myślę, że zakończyłem już swoją misję panie Dobrzański. Wie pan już wszystko, a ja nie mam tu nic więcej do roboty. Wracam do kraju.
 - Dziękuję panie Budkowski. Dokonał pan niemożliwego. Po pana powrocie rozliczymy się i nie będę na panu oszczędzał, bo zasłużył pan na te pieniądze jak mało kto. Ja w takim razie czekam na te zdjęcia i czekam na pana. Do zobaczenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz